czwartek, 30 maja 2013

I... Cięcie! cz.3


Po jakimś czasie dziewczyna się uspokoiła. Podciągnęła kolana i oparła o nie brodę. Ponownie próbowała skupić się na filmie. Widząc stojącego w korytarzu Carlosa, skinęła głową, aby podszedł, po czym poklepała siedzenie obok siebie. On uśmiechnął się lekko i przycupnął we wskazanym miejscu.
- Dzięki.- szepnęła.
- Za co?
- Za wszystko. Za pomaganie mi i za to, że jesteś przy Alex. Ona jest... Trudna, ale warta zachodu. Proszę, nie skrzywdź jej.
- Nie mógłbym.- mruknął.
- Z całym szacunkiem do ciebie. Już nie wieże w te słowa. Jeśli jej coś zrobisz, to mnie popamiętasz.- dodała wpatrując się w ekran telewizora.
Kiedy film się skończył, dziewczyna wyłączyła DVD i znalazła jakiś kanał muzyczny.
- Jesteś głodny?
- Wiesz, ja już chyba powinienem spadać...
- Siedź na dupie. Głodny?
- Nom. Trochę.
- Super. Robię naleśniki. Ja je zrobię, a wy macie je wpierdzielić. Proste? Bardzo.- mruknęła pod nosem i poszła do kuchni
- To może ja pójdę sprawdzić, co z Alex? - zaproponował Carlos.
- To idź.- usłyszał odpowiedź z kuchni.
Podszedł do drzwi łazienki i zapukał.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Właśnie wyszła z wanny i owinęła się ręcznikiem. Wypuściła wodę i stanęła przy umywalce. Sięgnęła po szczotkę do włosów. Rozczesała mokre kudełki i spojrzała w lustro. Widziała tam nieznajomą, ale jednak znajomą. Nie poznawała sama siebie.
- Hej, wszystko okay?- zapytał spokojnie Carlos.
Dziewczyna jakby nie słyszała jego głosu. Przeczesała palcami włosy i zamknęła oczy. Miała wrażenia, że przeniosła się do innego świata. Własnego, w którym dawno nie była. Pięknym, wymarzonym i bez problemów.  
- Alex, żyjesz?- zapytał głośniej.
Po raz trzeci nie usłyszał odpowiedzi.
- Alex. Odezwij się, albo wejdę do środka.
- Daj mi spokój.- warknęła i próbowała powrócić do swojego świata.
Kompletnie się wyłączyła. Już nic nie słyszała, nie czuła. Po chwili tak jakby coś przez nią przeleciało. Otworzyła szeroko oczy i upadła na ziemię. Przed jej oczami ukazał się demon. Demon nocy, który chciał ją zabić. Zaczęła się trząść jak galaretka. Nie wiedziała, co ma robić, a demon się zbliżał coraz bardziej. Nagle wydała z siebie przeraźliwy krzyk.
Kiedy tylko usłyszał wrzask, otworzył drzwi do łazienki. Zobaczył, że dziewczyna leży na podłodze z zamkniętymi oczami i krzyczy. Od razu do niej podszedł i padł obok na kolana.
- Alex! Alex! Słyszysz mnie? Alex?!
Dziewczyna była bez ruchu. Była w innym świecie. Jej duch był w innym świecie, a ciało pozostało.
Chłopak kompletnie nie wiedział, co robić. Dziewczyna się nie ruszała, a po jej policzkach spływały łzy. Nagle na prawym z nich pojawiła się krew. Skóra została przerwana przez demona po drugiej stronie.
Chłopak delikatnie musnął usta dziewczyny. Nie wiedział czy to coś pomoże, ale chciał spróbować. Po chwili dziewczyna wyrwana jakby z zaklęcia obudziła się. Gwałtownie się podniosła i zaczęła ciężko oddychać. Spojrzała przerażona na chłopaka.
- Alex, co się działo? Co to było?- zapytał trochę przestraszony.
- D... Demon
- Hah, zabawne. Wydawało mi się, że usłyszałem "Demon".- zachichotał histerycznie.
Dziewczyna na niego poważnie spojrzała, ale nic nie powiedziała.
Uspokoił się.
- Nie żartujesz?
Przecząco pokiwała głową i wstała.
Zszokowany wstał za nią.
- Carlos, boję się.- jęknęła dziewczyna.
- Nie... Nie martw się. To... To było dziwne, ale...- jąkał się. Przytulił dziewczynę. Nie bardzo wiedział, co powiedzieć.
Dziewczyna zaczęła się trząść jeszcze bardziej. Czuła się bezpieczna przy chłopaku, ale nadal się bała.

Kilka dni później

Dziewczyny zachowywały się dziwnie. Lilly była przybita. Poruszała się cicho, podczas przerw w studiu, nie wychodziła z garderoby. Nie rozmawiała z ludźmi. Podczas nagrywania, stawała się inną osobą. Stawała się Rachel. Na szczęście nie było scen, w których musiała być sam na sam z Jamesem. Unikała go, jak tylko mogła, a najmniejszy dotyk sprawiał jej ból, ale nie okazywała tego. Była aktorką.
Alex kompletnie nie wiedziała, co ma robić. Ten sam demon zaatakował ją już trzy razy. Zamknęła się w sobie kompletnie po tym, jak matka Andree nawiedziła ją w nocy i powiedziała, że oddał za nią życie. Było to logiczne, bo demon zniknął, podobnie jak jej chłopak. Nie spała po nocach, unikała ludzi, nie mogła się na niczym skupić. Nie kontaktowała w ogóle. Nie rozumiała słów, jakie mówiono do niej. Była nieobecna, a myślami z Andree.
- Stop, stop! Alex! Do cholery, co się z tobą dzieje?!- zawołał reżyser, po kolejnym nie udanym ujęciu.
Dziewczyna na niego spojrzała przerażona. Przed jej oczami ukazała się demon, który do nie dawna ją dręczył.
- Ja... Przepraszam - wydukała.
- Przeprosiny, przeprosinami, ale kiedy zbierzesz się do kupy i zagrasz porządnie?
- Za... Za chwilę.
- Macie dziesięć minut. Jeśli nie doprowadzisz się do porządku, to znajdziemy kogoś na twoje miejsce.- warknął wściekły.
- Alex, nie martw się.- szepnęła Lilly podchodząc do niej i obejmując ją.
- Jasne. Przepraszam, ale chcę być sama.- szepnęła i ruszyła do garderoby.
Ta tylko westchnęła i odeszła do kąta. Tam usiadła pod ścianą i założyła słuchawki.
- Możemy pogadać? - obok niej usiadł James.
- Myślałam, że szmaty głosu nie mają.- powiedziała wrogim tonem.
- Przepraszam. Nie myślałem, co wtedy mówiłem. Wcale nie jesteś szmatą, to ja nią jestem.
- Skoro nie myślisz, co mówisz, to lepiej ze mną nie rozmawiaj.- mruknęła.
-  Proszę. Daj mi to wytłumaczyć.
- Jak mi to wytłumaczysz? "Nie chciałem"? "Tak wyszło"? "Nie panowałem nad tym"? Dzięki, ale takie teksty możesz sobie schować.
- Byłem głupi, jestem i będę. Jestem tylko chłopakiem, który chce ciebie. Nie powinienem tak reagować. To ty powinnaś być gotowa, a nie ja. Przepraszam.
- Wiesz, co? Chciałabym ci uwierzyć. Nawet nie wiesz, jak bardzo. Ale zraniłeś mnie, a ja cię uprzedzałam.- powiedziała wstając.
- Proszę daj mi szansę.- złapał ją za rękę i wstał za nią. - Obiecuję, że nie zrobię nic wbrew twojej woli. Proszę.
- Przecież nie zrobiłeś niczego, wbrew mojej woli.- powiedziała, wyrywając rękę z uścisku.- Nazwałeś mnie szmatą i materialistką, chociaż nie wiem, czy masz pojęcie, co to drugie znaczy, bo chyba użyłeś niewłaściwego słowa. Nie mam ochoty cię oglądać.- skończyła i ruszyła w stronę garderoby.
- Zaczekaj! - pobiegł za nią.
- Zostaw mnie!- krzyknęła i popchnęła go, gdy chciał ją dotknąć.
- Proszę. Nie zostawiaj mnie. Nie wytrzymam bez ciebie ani chwili dłużej.
- Trzeba było o tym wtedy myśleć.- warknęła.
Podszedł do nich ochroniarz.
- Coś się dzieje?- zapytał mierząc Maslowa wzrokiem.
- Nie - mruknął James i ze spuszczoną głową poszedł z powrotem na plan.
- Dzięki Max.- szepnęła.
- Nie ma sprawy.- odpowiedział i posłał jej pokrzepiający uśmiech. Odpowiedziała tym samym gestem i poszła do garderoby



Latynos poszedł za Alex. Kiedy weszła do swojej garderoby, poczekał kilka sekund i zapukał.
- Co? - zapytała słabym głosem.
- Mogę?- zapytał spokojnie, lekko uchylając drzwi.
- Nie mam ochoty na rozmowę.
- Przecież nie mówiłem, że będziemy rozmawiać.- uśmiechnął się pokrzepiająco i usiadł na kanapie obok dziewczyny. Objął ja ramieniem.
Nic nie odpowiedziała, tylko wróciła do poprzedniego zajęcia. Podkuliła nogi pod siebie i tępo gapiła się w podłogę.
On w spokoju ją obserwował. Zastanawiał się, co może zrobić, żeby poprawić jej samopoczucie.
- Skarbie... Wiesz, że jeśli coś się dzieje, to możesz mi powiedzieć, prawda?- zapytał cicho.
- Nic się nie dzieje. - odpowiedziała nie wyrażając uczuć.
- Nie musisz się spowiadać, ale przynajmniej nie wciskaj mi kitu. Widać, że coś jest nie tak.
Zapadła cisza. Dziewczyna nie miała ochoty na dalszą rozmowę. Cały czas nie mogła przestać myśleć o poświęceniu Andree.
- Wiesz... Jeśli tak ma wyglądać nasza relacja, to nie wiem, czy tego chce.
- Spoko. Rozumiem - powiedziała obojętnie.
- Słyszysz, co do ciebie mówię? Czy nawet to olewasz?- zapytał rozeźlony.
- Mówiłeś coś? - zapytała jakby została wyrwana z jakiegoś transu.
- Tak. Mówiłem, ale ty masz to najwyraźniej w nosie. Tak samo, jak nasz związek. Wiesz, nie bardzo mam ochotę, na taką zabawę.- powiedział, wstając.
- Nie rozumiem.
- Nie rozmawiasz ze mną. Czasem traktujesz mnie jak powietrze, albo jak osobistego pocieszyciela. Nie chcę takich relacji.
- Zrozum, że mam ważniejsze sprawy na głowie niż ten związek! - krzyknęła tak głośno, że chyba zdarła sobie gardło.
- Świetnie.- warknął i wyszedł trzaskając drzwiami.
- Świetnie - szepnęła i powróciła do swoich myśli. Nie chciał nikogo widzieć. Zakluczyła drzwi i wróciła na kanapę. Podkuliła nogi pod siebie i zamknęła oczy. Myślała, że to jej pomoże, ale jeszcze większy ból sprawiło. Świadomość, że już nigdy nie usłysz Andree była okrutna. Popłakała się jak małe dziecko. Nie zamierzała się uspokajać.



- Gdzie ona jest?!- krzyczał reżyser. Już piętnaście minut temu skończyła się przerwa, a szatynka nadal nie przychodziła.
- Może gdzieś poszła? Na spacer, albo co? - mówił James. - Carlos, gdzie Alex?
- Nie wiem. Nie obchodzi mnie to. - burknął.
- Może jest u siebie.- zaproponowała Lilly.
- To, co tu jeszcze robicie?! Wynocha to sprawdzić!- ryknął Roger.
- Okay - powiedział z lekka przerażony James i poszedł za resztą.
Brunetka szła kilka kroków przed chłopakami. Kiedy chwyciła za klamkę, odbiła się od zamkniętych drzwi.
- Co do... ALEX!!! Otwieraj!- zawołała waląc w nie.
Odpowiedziała jej cisza.
- Kurwa, kto ma klucze zapasowe?- rzuciła do chłopaków.
- Nie patrz na mnie - powiedział James.
- Może Max.- mruknął Latynos.
- No to zapierdalaj po niego! I to już!- wrzasnęła tak, że chłopaki się wzdrygnęli. Jak jeden mąż pobiegli w dół korytarza.
- Alex, jestem sama. Otwórz mi.- mruknęła.
Usłyszała dźwięk przekręcanego klucza, a po chwili w drzwiach stanęła zapłakana dziewczyna.
- Skarbie... Co się stało?- westchnęła, przytulając przyjaciółkę.
- Straciłam wszystko. Rozumiesz? Wszystko.
- Nie prawda. Nie wszystko.- szepnęła, głaszcząc ją po głowie.- Masz mnie i Madison. Skończy się film i wyjedziemy stąd. W twojej uczelni możliwa jest wymiana. Pojedziemy do Londynu. Zobaczysz, wszystko się zmieni...
- Nie rozumiesz. Tu nie chodzi o Carlosa.
- A o co?
- Andree. Oddał za mnie życie, rozumiesz?
- Co? Ale, przecież...
- Myślisz, że gdzie byłam wtedy? Na cmentarzu u niego. Rozmawiałam z nim, a teraz? Nic. Oddał za mnie życie, bo jakiś pieprzony demon mnie chciał zabić.
- Alex... Nie rozumiem. Musisz... Musisz opowiedzieć mi wszystko od początku, okay? Ale nie teraz. Niech ten dzień się wreszcie skończy. Wrócimy do domu i opowiesz mi wszystko, okay? – zapytała, uważnie przyglądając się jej twarzy.
- Nie ma już, co opowiadać. Ta historia się zakończyła trzy dni temu. - mruknęła ponuro.
- Ale... To, co z tym demonem?
- Nie ma go. Zniknął... Dzięki Andree.- szepnęła cicho. - Zabierz mnie stąd. Proszę.
- Musimy zostać jeszcze godzinę... Wiesz ze się nie wymiksujemy. Reżyser ma nas dość, a na zerwanie kontraktu nas nie stać. Wytrzymasz jeszcze?
-... Spróbuję.
- Godzinkę. Później pogadamy, coś zrobimy... Pamiętaj, że masz mnie.- szepnęła i ponownie uściskała szatynkę.
- Nigdy o tym nie zapomniałam.- szepnęła i odsunęła się. - Idziemy?
- Mhm.- uśmiechnęła się pokrzepiająco do przyjaciółki w tym samym momencie, gdy zza zakrętu wyłonili się zziajani chłopcy niosąc pęk kluczy.
- Jesteście za wolni.- warknęła brunetka,.
- To nie nasza wina - jęknął James. - Ej, a ona, czemu płakała?
- Bo jesteście idiotami.- odpowiedziała Lil i pociągnęła przyjaciółkę w stronę planu.
- Czyli nie będzie happy endu, jak w naszej historii? - mruknęła i objęła brunetkę ramieniem.
- Czy ja wiem... Wyjazd do Anglii to też jest rodzaj Happy Endu.- wymusiła uśmiech.
- Waaaaaaaaaaariatkaaaaaaaa - mruknęła i lekko pchnęła przyjaciółkę jak za dawnych lat. - Nawet w pracy piana jesteś.- zaśmiała się.
- Ni wim, o so si choooźi.- burknęła, jakby na prawdę była upita.
- Ile wypiłaś? - zapytała ze śmiechem.
- Ja wiem... Ze trzy, może cztery... Butelki...- zaśmiała się. - Czystej.- dodała po chwili namysłu.
- Widać- zaśmiała się i popchnęła ją tak, że wylądowała na Jamesie.
- Sorry.- mruknęła i odsunęła się od niego.
- Przecież nic się nie stało - uśmiechnął się.
- Jeszcze.- dodała wrogo.
- Będziesz mi wypominać ten błąd do końca życia?
- Nie. Tylko do końca miesiąca. Później wyjadę i tyle będzie z twojej "Wielkiej Miłości"- uśmiechnęła się wrednie i zła ruszyła przed siebie.
- Co? - pobiegł za nią. - Wyjedziesz? Ale jak to? Dokąd?
- Daleko od ciebie, a teraz wynoś mi się z oczu. Alex, idziesz, czy nie?
- Ja? Ale jesteś pewna, że jestem Alex? Może to jakiś UFO. Ja bym tam nie brała siebie ze sobą.
- Zabawne, doprawdy. Chodź, bo jak nie, to "Pan wielki i nie omylny DAJREKTOR" nam nogi z dup wyrwie.
- To ja lepiej już pójdę, bo potrzebuję moich nóżek. Ale powiem ci jedno.
- Hm?
- Twoja historia mnie urzekła.- wyszczerzyła się i dostała głupawki.
- Dobijasz mnie. Ubieraj się, jedziemy do lekarza, żeby ci tyłek leczyli, bo na głowę to już za późno.- powiedziała i zaczęła śmiać się razem z przyjaciółką.
Dziewczyna miała już coś powiedzieć, ale zaczęła turlać się ze śmiechu po sztucznej trawie.
- No nareszcie! Zguba się znalazła!- warknął wściekły reżyser,
- Tak znalazła. Cieszysz się, no nie? - znacząco poruszała brwiami i wstała.
- Bardzo. Możemy skończyć te głupie ujęcia i iść do domów.- warknął.
- Hmm...? Ja chętnie jeszcze tu z tobą posiedzę - szturchnęła go ramieniem .
Popatrzył na nią takim spojrzeniem, że gdyby to tylko było możliwe, leżałaby trupem w miejscu, w którym stała.
- Sztywniak - mruknęła. - Rozluźni się, bo zmarszczek dostaniesz.
- Na miejsca.- warknął.
- To znaczy gdzie? - udawała głupią.
Uśmiechnął się słodko.
- To znaczy, że albo nagrasz tą scenę poprawnie, albo zwolnię ciebie i twoją przyjaciółkę, po czym wprowadzę tyle zmian ile będę chciał i to w ogóle nie będzie przypominało waszego dzieła.
- Jeśli to zrobisz, to cię pozwę kotek.- powiedziała uśmiechając się cwanie. - Carlos! Gdzie ty jesteś?!
- Jestem na swoim miejscu.- warknął i oparł się o jedno z tekturowych drzew.
- Uuu... Szybki jesteś - uśmiechnęła się wrednie. - To, co gramy?
- Dostał w głowę od Alfreda, rozmawiasz przez telefon, całowanie i on do hotelu, ty do domu.- mruknął Roger, siadając na krześle.
- Dopiero? - jęknęła. - Dobra. Jakoś przeżyję.
Udało się to zagrać bez poprawiania, chociaż dziewczyna dziwnie czuła się, całując Latynosa.
- Dobra. Mam Was dosyć. Na dzisiaj to koniec.- westchnął reżyser.
- Lilly! Masz coś dezynfekującego?! - krzyknęła odchodząc od chłopaka i wyciągając język.
- Eeee... W garderobie mam płyn do płukania ust, a co?
- Mogę prosić? I to całą butelkę.
- Jasne. Chodź.- zaśmiała się i chwyciwszy przyjaciółkę za nadgarstek ruszyła w kierunku swojej garderoby.
- Dzięki. Ratujesz mi życie - westchnęła. - Jeszcze chwila, a porzygałabym się tam.
- Nie ma sprawy, ale jak bierzesz całą butelkę, to masz to odkupić. - zaśmiała się.
- Kupię od razu dwie, żebym miała na jutro.- znacząco poruszała brwiami.
- Hahahaha, dobre.- przekroczyły próg pokoju.- Ty sobie pukaj, ja idę się przebrać.- mruknęła i zabrała z oparcia kanapy swoje ubranie.
- Okay. - dziewczyna wzięła łyka i wyszła na zewnątrz słysząc jakieś kroki. Pukała i rozglądała się. Wzruszyła ramionami i chciała wracać.
- Możesz się przesunąć?- usłyszała głos za plecami.
- Aaaaaaaa!!! - wypluła zawartość buzi na osobę stojącą za nią. -Ups.
- Kurwa!- krzyknął Carlos.- Powaliło cię?!?!
- Tak i dumna z tego jestem.- warknęła. - Przynajmniej teraz będziesz czysty i pachnący.
- Jesteś chora psychicznie.- warknął i ją miną.
- Dziękuję! Też cię nie lubię!!! - krzyknęła za nim i wzruszyła ramionami.
- Co jest?- zapytała Lilly, wyłaniając się zza drzwi. Była przebrana i gotowa do wyjścia.
- Nie, nic.- zaczęła śmiać się jak głupia. - Wyplułam płyn na Carlosa i on powiedział, że jestem chora psychicznie i podziękowałam mu za to. Kocham ten świat.
- Hahahaha, okay, ale teraz idź ty się ogarnij i wracamy. Jeszcze czekają nas zakupy, bo chcę mój płyn!- zaśmiała się.
- Jasne - zaśmiała się i w dziesięć minut była gotowa.
- Ruszasz się, jakbyś chciała, a nie mogła. Co tak wolno?
- Wybacz, ale myślałam o Carlos’ie.- udawała, że wyciera łezkę. - Hahahaha...
- Hahaha, dobra. Chodź już.- uśmiechnęła się i wyszła ze studia.
Dziewczyna podskakiwała jak mała dziewczynka. Nagle wpadła na słup i upadła na ziemię.
- Jak łazisz kołku?! - wydarła się na całe gardło.
- Hahahahahahahahahaha, gdzie ty masz oczy? Hahahahahahahahaha.- Lilly osunęła się po ścianie budynku obok i nie mogła opanować śmiechu.
- To ten kołek stoi na ŚRODKU CHODNIKA!
- Hahahahaha, bo "ten kołek" to słup, głąbie!- wydusiła z siebie brunetka.
- To, co ten sęp tu robi?! Powinien być na pustyni i żreć zdechłe hieny! - wstała i pomogła przyjaciółce.
- Hahahaha, jak dobrze, że cię mam. Inaczej ten świat byłby nudny.- zaśmiała się, łapiąc oddech. Uspokajała się.
- Wzajemnie - uśmiechnęła się i wzięła ją pod pachę. - A teraz! Idziemy na jednego!
- A teraz, idziemy Frugo pić!
- Hahahaha... Ty stawiasz! - zaśmiała się.
- Dobra. Ale ty mi stawiasz tosta.
- Wypchaj się - wystawiła jej język i pobiegła do przodu. - Brak funduszy!
- No to nie ma Frugo!- krzyknęła za nią.
- Widzimy się w domku! - krzyknęła i pobiegła przed siebie.
- Co za menda.- westchnęła sama do siebie i ruszyła biegiem za przyjaciółką. Zostawała kilka kroków za nią, ale nie zgubiła jej.
Zatrzymały się dopiero pod hotelem.
- Po... Co... Ci... Te... Biegi?- wydyszała brunetka.
Wzruszyła ramionami. W ogóle nie była zmęczona. Co się dziwić? Zawsze była dobra w sporcie. Powolnym krokiem weszła do budynku.
- Pyf.- burknęła jej przyjaciółka i poczłapała za nią.
- A teraz! Idziemy na jednego! A teraz, idziemy wódę pić! - śmiała się idąc przez korytarz hotelowy.
- Ja nie... A w sumie, to co mi tam.- zaśmiała się Lilly, otwierając apartament.- Radzę ci korzystać, bo szybko mnie znowu nie spijesz.
- Czy ja dobrze słyszałam? Przecież ty nigdy nie piłaś!
- No to mówię! Korzystaj, póki mam humor.- zaśmiała się.- Gdzie ta twoja wódka?
- Zostawiłam ją na planie - powiedziała zrezygnowana. - Powinna być u Carlosa w garderobie.
- O fu. Tam nie wejdę!- zawołała głośno, wchodząc do salonu.
- A kto by chciał go oglądać? - zapytała z obrzydzeniem zamykając drzwi.
- Hahahaha, no na pewno nie ja.- zaśmiała się i opadła na kanapę.
- Ja też - klapła obok Lilly.
- To teraz opowiedz mi wszystko, od początku do końca.- powiedziała poważnie, patrząc przyjaciółce w oczy.
- Ale co dokładnie?
- O tym całym demonie i o Andree i o tym wszystkim...
- Więc zaczęło się od... - dziewczyna w mniej więcej pół godziny streściła przyjaciółce całą treść jej "historii".
Brunetka słuchała w skupieniu. Kiedy Alex skończyła opowiadać, zaczęła zadawać pytania.
- Czyli demon już zniknął?
- Tak, dokładnie.
- To, dlaczego tak bardzo się zamartwiasz?
- Bo moja miłość odeszła.- dodała smutno. - Już nigdy nie będę mogła z nim rozmawiać.
- Wiesz... Kiedyś się z nim spotkasz. Za kilkadziesiąt lat. Jeszcze będziecie razem. Jeśli on był tym jedynym, to chętnie potruję ci dupę do końca twojego marnego żywota, zanim w końcu się z nim połączysz.- zaśmiała się.
- Super. Ale teraz ty opowiadaj.
- Ale co?
- o Jamesie. Co z nim?
- Nie wiem. Co ma z nim być?
- Małą zemstę proponuję na tych małolatach…- znacząco poruszała brwiami.
- Hmmm... Wiesz, że ja też mam pewien pomysł?- mruknęła konspiratorsko.- Ty pierwsza.
- Ja planuję robić sobie z niego jaja i dogryzać ciągle. A ty?
- Hmmm... Mój pomysł jest trochę okrutniejszy.- zaśmiała się.- Boże, aż sama siebie nie poznaje. Kiedyś nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła...
- Ale czego?
- Pobawię się nim. Sam powiedział, że czuje się jak zabawka.
- Czyli mamy plany na jutro. Buahahahaha - śmiała się jak zły naukowiec. - A teraz udam się na zły i okrutny spoczynek. Buhahahaha - mówiła oddalając się w stronę swojej sypialni.
- Racja. Przed nami duuuużo pracy.- zaśmiała się i poszła do swojego pokoju.


Następnego dnia:

Dziewczyny następnego dnia miały jeszcze lepsze humory niż poprzedniego. Śmiały się z najmniejszego swojego błędu. Powoli zaczęły wcielać swój plan w życie.
- Coście takie wesołe?- zapytał Carlos, widząc jak, ponownie tego dnia, dziewczyny wybuchają śmiechem.
- A co zazdrościsz, że my mamy, z czego się śmiać, a w.. Ty nie? - zapytała Alex śmiesznie kręcąc głową.
- Nie, tak po prostu się zapytałem.- mruknął.
- To się nie pytaj za dużo, bo ciekawość do piekła do pierwszy stopień - wystawiła my język.
- O rany, nawet się odezwać nie wolno.- burknął i odszedł od nich.
- Pa - pomachała mu i zaczęła się głupio śmiać. - A teraz! Tylko ten kretyn musi odejść! - zaśmiała się wskazując na Jamesa.
- I ja mam się tym zająć?- zapytała ze śmiechem brunetka.
- A jak. Ja idę pomęczyć mego królewicza.- znacząco poruszała brwiami i w podskokach poszła za Carlosem.
- O co chodzi? - zapytał James.
- W jakim sensie?- zapytała, uśmiechając się seksownie.
- No wiesz. O co wam chodzi?
- No właśnie nie wiem... Pytasz się, dlaczego się śmiejemy?
- No tak i o to "mam się tym zająć".
- Po prostu, jestem szczęśliwa, więc się śmieje, a to "mam się tym zająć" to chodzi o dzisiejsze pranie.- zaśmiała się serdecznie.
- Okay.- powiedział i powoli ruszył w stronę garderoby.
- Poczekaj...- powiedziała.
- Hmm? - odwrócił się.
- Wiesz... Przemyślałam ostatnio parę rzeczy...- mówiła podchodząc do niego.
- To znaczy?
- Mówiłeś, że przepraszasz...
- No tak, ale ty mi nie wierzysz.
- No właśnie ci tłumaczę. Myślałam nad tym...
- I?
- I...- mruknęła zagryzając wargę. Przejechała dłonią po jego ramieniu, aż złapała go za dłoń. Delikatnie zacisnął palce i spojrzał jej w oczy. Uśmiechnęła się kokieteryjnie i lekko zarumieniła.
- Nie rozumiem.- mruknął.
- Ale czego?
- Ciebie. O co ci chodzi?
- A o co ma mi chodzić?- zapytała stając na palcach. Ich nosy prawie się stykały.
- O to.- powiedział i lekko się odsunął. - Wczoraj mówiłaś coś innego, a dzisiaj?
- Popatrzyłam na to z innej strony i się nie gniewam, ale jeśli nie...- powiedziała jakby zawiedzionym głosem i odwróciła się.
- Nie, no coś ty! - podbiegł do jej twarzy. - Kocham cię!
- Miło to słyszeć.- uśmiechnęła się.
- Czyli... - nie był pewien.
Wspięła się na palce i lekko musnęła jego usta.
- Muszę iść.- szepnęła i odsunęła się od niego. Ruszyła do swojej garderoby.
- Czekaj! - krzyknął kiedy się ocknął i pobiegł za nią.
Właśnie łapała za klamkę drzwi, na których wisiała tabliczka z jej imieniem.
Chłopak dogonił dziewczynę i złapał ją w pasie.
- Dziękuję.- szepnął i cmoknął ją w policzek.
- No, masz, za co.- rzuciła zaczepnie, nadal się uśmiechając.
- M... Mogę wejść?
- Hmmm.... No nie wieeeem...- ociągała się.
- Proszę. Będę grzeczny.
- Hah, okay. Zapraszam.- otworzyła drzwi, nie odsuwając się od niego.
Chłopak powoli wprowadził dziewczynę i zamknął drzwi.



- Ej! Zaczekaj! - pobiegła za Latynosem i wskoczyła mu na barana. - Za szybko chodzisz.
- Czego chcesz?- warknął zrzucając ją z siebie.
- A ty, co taki nie przyjemny? Cytrynę zjadłeś na śniadanie czy spadłeś z łóżka?
- Ani to, ani to. Masz ważniejsze sprawy niż ja, wiec spadaj do tych spraw.
- Słońce.- zaczęła gładzić jego policzek. - Nic nie jest ważniejsze od ciebie.
- Szkoda, że nie myślałaś tak wczoraj.- mruknął, ale się nie odsunął.
- Jeszcze się gniewasz? - przybliżyła się do niego na niebezpieczną odległość i jeździć palcem po torsie.
- Tak. Gniewam się.
- O takie coś? - zapytała i spojrzała mu w oczy i przysunęła się jeszcze bliżej. Nie było między nimi wolnej przestrzeni.
- O takie coś? Żartujesz sobie? Powiedziałaś, że cię nie obchodzę.- warknął i odsunął się lekko.
- Nie przesadzaj.
- Chcesz, żebym ci wybaczył?- zapytał podejrzliwie.
- Nie - powiedziała i się odsunęła. - To twoja decyzja.
Na luzie ruszyła do swojej garderoby. Odprowadził ją wzrokiem, po czym pokiwał głową z rezygnacją i ruszył w przeciwnym kierunku.
Dziewczyna była z siebie dumna. Kiedy tylko przekroczyła próg wybuchła śmiechem. Zjechała po drzwiach i zaczęła płakać ze śmiechu. Brzuch ją bolał ze śmiechu.



- Tęskniłam za tym.- mruknęła dziewczyna, gładząc tors Jamesa.
- Ja też - szepnął i delikatnie musnął jej usta.
- Mmmm...- zachichotała i pchnęła go na kanapę. Kiedy usiadł, wsunęła mu się na kolana i oparła swoje czoło o jego.
- Widzę, że nie owijasz w bawełnę.- zaśmiał się i ponownie ją pocałował.
- No nie owijam. Zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam, wtedy ci odmawiając.- szepnęła.
- Kocham cię.
Nie odpowiedziała, tylko go pocałowała. Jedną dłoń wplotła w jego włosy, a drugą oparła na jego plecach.
Chłopak był zaskoczony, ale szczęśliwy. Nie spodziewał się, że dziewczyna mu wybaczy, ale pragnął tego jak niczego innego. Powoli zaczął zjeżdżać ręką niżej i niżej, aż zaczepił o pasek dziewczyny. Jedną ręką bawił się jej włosami, a drugą ją przytrzymywał. Delikatnie gładził jej dolną część pleców. Jej bluzka unosiła się z każdym jego, kolejnym ruchem. W końcu trafił na zapięcie od stanika. Nie był pewien, więc omijał tą część garderoby. Nie chciał znów jej zranić, więc starał się nie zahaczyć o zapięcie.
Czuła jego wahanie. Trochę psuło jej to plany, więc postanowiła troszkę go ośmielić. Niespodziewanie, jej dłoń znalazła się pod jego T-shirtem. Dotykiem badała jego umięśniony brzuch i plecy. Starała się nie zwracać uwagi na przyjemność, którą dawały jej pocałunki. Powtarzała sobie, że on jej nie kocha. Że ona żartuje. Że to wszystko jest udawane...
Kiedy dziewczyna włożyła rękę pod jego koszulkę przeszedł go przyjemny dreszcz, ale też sprawiło, że stał się pewniejszy siebie. Jednym ruchem sprawił, że dziewczyna wylądowała po nim, a następnym ściągnął jej bluzkę. Zaczął schodzić z pocałunkami coraz niżej. Żuchwa, szyja, dekolt i brzuch. Delikatnie muskał jej płaski brzuch. Miała taką delikatną skórę. Dla jego ust była przyjemnością. Przycisnął ją do siebie bardziej powrócił do całowania jej dekoltu i szyi.
Nie mogła powstrzymać cichego westchnienia, kiedy zaczął całować jej brzuch. Dosłownie resztkami sił zatrzymała w głowie racjonalne myśli. Wykorzystała jego nieuwagę, i podhaczyła mu nogi. Znalazła się nad nim. Ściągnęła mu koszulkę. Pocałowała go w usta, po czym zaczęła pieścić językiem jego brzuch. Rozpięła mu spodnie.
- Skarbie... - szepnął. - Może nie tutaj? A jeśli ktoś wejdzie? Nie chcę, żebyś robiła coś, czego potem będziesz żałować.
Uśmiechnęła się cwanie i ściągnęła mu jeansy. Usiadła na jego brzuchu i ponownie go pocałowała. Jej ręce błądziły po jego nagiej piersi. Poczuła, że on chce ją rozebrać. Od razu wstała i chwyciła swoją bluzkę. Jednym ruchem narzuciła ją na siebie, po czym uśmiechnęła się do skołowanego bruneta.
- Racja. Tutaj nie. Muszę lecieć.- pomachała mu i wyszła.
- Zaraz, ale jak? - zapytał zdziwiony i wstał. - Co jest?
Po pierwszym zakręcie zaczęła biec. Po kilku sekundach wpadła jak torpeda do garderoby jej przyjaciółki. Zamknęła za sobą drzwi na klucz, po czym wybuchła głośnym śmiechem.
- A tobie, co? - zapytała zakładając odpowiednią bluzkę do następnej sceny.
- A... A... A jak myślisz? Żebyś ty widziała jego minę! Hahahahahahahah!- ledwo wtoczyła się na kanapę.
- Okay. Już czaję. Ale szkoda, że ty nie widziałaś akcji z Carlosem! Hahahahahaha.... Ale ty pierwsza, opowiadaj.- usiadła obok przyjaciółki.
Dziewczyna, dusząc się ze śmiechu, streściła przyjaciółce historię.
- Hahahahahahahahahaha... Mówisz serio? Hahahahaha...
- Tak. Żebyś widziała, jego minę. Boże... Hahahahahahahahaha. Ale teraz ty opowiadaj.- dodała po chwili.
- Hmm... Na sam początek wskoczyłam mu na plecy, potem zaczęła flirtować, a jak zapytał się czy chcę, żeby mi wybaczył to powiedziałam, że nie i to jest jego decyzja i tu przyszłam.- powiedziała na jednym wydechu.
- Hahahaha, no to też zabawnie.- zaśmiała się, ale po chwili mina jej zrzedła.- Wiesz... Tylko...
- Co? - spoważniała.
- Czuję się głupio. Zachowuję się, jak jakaś szmata. Bawię się nim...
- No to tego nie rób. Wybacz mu na prawdę i bądź szczęśliwa. Przecież każdy zasługuje na drugą szansę.
- Ha, ha. Zabawne, doprawdy.- mruknęła, po czym spojrzała na telefon.- Chodź, przerwa się kończy.
- Ale mi się nie chce - mruknęła zakładając ręce na piersi. - A poza tym ja dzisiaj już nie będę grała.
- To idź i powiedz, że wychodzisz. Ja jeszcze muszę.- skrzywiła się i wstała.- Idziesz ze mną, czy nie?
- Muszę, bo muszę powiedzieć, że idę sobie - mruknęła i wstała zabierając torebkę. - Chodź. I jeszcze jedno. Jeśli go kochasz to wybacz. Prawdziwa miłość jest w stanie wybaczyć wszystko. Nawet największy błąd. Ważne, żebyśmy go żałowali, a z tego, co wiem, to on żałuję. Przemyśl to.- dodała i wyszła.
- Mhm.- burknęła i ruszyła za przyjaciółką. Zanim doszły na plan, wzięła głęboki wdech i uśmiechnęła się szeroko. "Na zewnątrz wszystko ma wyglądać dobrze...", pomyślała.
- Roger. Ja idę sobie i tak już jestem tu nie potrzebna. Prawda? - stanęła obok reżysera.
- Tak, tak. Do jutra.- powiedział i skupił się na reszcie.
Dziewczyna pomachała przyjaciółce i ruszyła do wyjścia. Chciała iść do parku i tam pomyśleć nad tym wszystkim.
- No to zostaliśmy sami. Tylko ty i ja - szepnął James patrząc w oczy dziewczyny.
- Nie prawda. Jest jeszcze Roger i reszta ekipy.- zaśmiała się.
- Psujesz nastrój - zaśmiał się. - Ale dla mnie i tak ty tu jesteś najważniejsza.
- To miło. Ale teraz się skup. Wiozę cię na piękną wyspę...- zaśmiała się i weszła do atrapy łódki.
- Spoko - zaśmiał się i poszedł w jej ślady.
Przez kilka kolejnych godzin nie byli sobą, tylko postaciami z opowieści. Po skończonych nagraniach, dziewczyna poszła do garderoby się przebrać. Zabrała swoją torebkę i wyszła z pomieszczenia. Zamknęła drzwi na klucz, a kiedy odwróciła się, wpadła na bruneta.
- Cześć - uśmiechnął się promienie. - Jakie plany na popołudnie?
- Eeee... No miałam zamiar wrócić do domu. Dzisiaj moja kolej na zrobienie obiadu i nie wiem, gdzie się szlaja Alex...
- A mogę zaproponować swoją pomoc przy obiedzie?
- A umiesz gotować?- zapytała podejrzliwie.
- Yhym…- powiedział dumnie. - Więc?
- No dobra.... Czemu nie?- uśmiechnęła się lekko.- Chodź.- pociągnęła go za rękę na parking. Tam wsiadła do swojego samochodu i odpaliła silnik.

sobota, 25 maja 2013

I... Cięcie! cz. 2


Carlos od razu po otrzymaniu wiadomości, ubrał buty i kurtkę, po czym wybiegł z domu. Szybkim krokiem ruszył przez miasto, co chwila zaczepiając ludzi i pokazując im zdjęcie Alex, które miał na telefonie, z pytaniem, czy nie widzieli dziewczyny. Niestety, wszystkie odpowiedzi były przeczące. Kluczył tak przez kilka godzin, co chwile dzwoniąc do Jamesa lub Lilly z pytaniem, czy coś mają. Ku rozpaczy dziewczyny, nie było śladu po ich przyjaciółce. Po dłuższym czasie dostał sms'a od Jamesa, że szatynka wpadła w histerie i on zabiera ją do domu. Latynos odpowiedział, że zrozumiał, ale sam nadal będzie szukał.
Kiedy myślał, że był już chyba wszędzie, rozejrzał się. Stał obok bramy cmentarnej. Pomyślał, że tam na pewno jej nie ma. Chciał iść dalej, gdy nagle w oczy rzuciła mu się czerwona czapka z daszkiem leżąca obok jednego z nagrobków. Przypomniał sobie, że dokładnie taka czapka, przez cały czas wystawała z tylnej kieszeni spodni Alex. Niewiele myśląc ruszył w tamta stronę. Kiedy schylił się po nakrycie głowy, usłyszał cichy szloch. Rozejrzał się wokół i dostrzegł czarne włosy przyjaciółki.
- Życie nie jest takie proste. Odkąd cię nie ma, nie byłam szczęśliwa. Dzisiaj uśmiechnęłam się szczerze po raz pierwszy i to dzięki Carlosowi. Andree nie wiem co mam robić. Proszę, pomóż mi. Zawsze mi podpowiadałeś, a teraz milczysz. Dlaczego nie potrafisz mi powiedzieć, czy Carlos to ten jedyny? Proszę, pomóż mi. - szlochała dziewczyna.
Nagle jej twarz owiał lekki, ciepły wiatr. Poczuła, jakby ktoś kładł jej rękę na ramieniu. Spojrzała w tamtą stronę i nie zobaczyła nikogo. W jaj głowie zaczęły kłębić się myśli, które były jasne do zrozumienia, ale jakby... Nie pochodziły od niej.
- Nie chcę, żebyś była smutna. Musisz iść dalej. Carlos cię kocha i sprawia, że się uśmiechasz. Przynosi ci szczęście. Jeśli go kochasz, to daj mu szanse. Życzę ci szczęścia skarbie...-  głos był coraz cichszy, aż w końcu zamilkł.
- Łatwo ci mówić.- uśmiechnęła się. - Dziękuję skarbie.
- Alex, wszystko w porządku?- zapytał Latynos, powoli do niej podchodząc.
- Carlos?! - zerwała się na równe nogi. - Co ty tutaj robisz?
- Szukamy cię. Cały dzisiejszy dzień. Lilly siedzi i płacze, bo nie ma pojęcia, co się z tobą dzieje. Już nie była w stanie ganiać po mieście. Nie dawałaś znaku życia. Tak się martwiłem...- westchnął.
-  Nie potrzebnie, bo jak widzisz nic mi nie jest.
- Ale wiem o tym dopiero teraz.- mruknął.- Ale to nic. Najważniejsze, że jesteś cała.
- Zawsze tu przychodzę. Tylko tu jestem szczęśliwa.- powiedziała i z powrotem usiadła na ławce. Swój wzrok skupiła na zdjęciu Andree.
- Rozumem. Ale jest już późno. Może wracajmy? Odprowadzę cię do domu, a tutaj wrócisz jutro?- zapytał spokojnie.
- Muszę? Wolę zostać tutaj.- szepnęła lekko uśmiechając się.
- Rozumiem. Ale... Albo dobra. Ale tylko chwile, okay?- zapytał odwzajemniając uśmiech.
- Dziękuję. Za wszystko.- powiedziała i bez zastanowienia przytuliła go. Trochę się zdziwił, ale objął ją i lekko przycisnął.
- Nie ma sprawy.- szepnął.
- K... Kocham Cię.- szepnęła po dłuższej chwili ciszy.
Zamrugał kilka razy. Był zszokowany.
- C... Co?
- Kocham Cię - powtórzyła cicho.  
Uśmiechnął się.
- Też cię kocham. Bardzo.- szepnął jej na ucho.
Lekko odsunęła się od niego i zaczęła gładzić jego policzek.
- Przepraszam. Za wszystko.
- Nie gniewam się. Nie gniewam...- uśmiechnął się i pocałował ja w czoło.
- Dziękuję.- szepnęła i jeszcze raz się do niego przytuliła. Nie chciała już go puścić.
Nagle ich romantyczną chwile przerwał dzwoniący telefon chłopaka. Nie odsuwając się od dziewczyny przyłożył słuchawkę do ucha.
- Halo?
- Carlos... Wiesz już coś?- zaszlochała Lilly.
- Tak. Nie martw się. Znalazłem ją. Jest cała i zdrowa.- uśmiechnął się.
- Na prawdę? Dzięki Bogu.- westchnęła.- Wrócicie za niedługo?
- Nie wiem. Wrócimy za niedługo?- zapytał szatynki.
- Nie.
- Mówi, że nie.
- ... Powiedz jej, że ma przesrane.- warknęła.
- Hah, okay. Lilly mówi, że masz przesrane.
- Nie boje się jej, bo mam ciebie. - uśmiechnęła się nieśmiało.  
- Mówi, że się ciebie nie boi, bo ma mnie.- przekazał z uśmiechem.
- Fajnie. Cieszę się, że się wam udało, ale nie zmienia to faktu, że powinna się bać, bo Justme jest wściekła i roztrzęsiona, a wtedy bywa nieprzewidywalna.- burknęła.
Chłopak zaśmiał się i przekazał wiadomość brunetce.
- Mam to gdzieś. Rozłącz się. Proszę.
- Okay. Mam się rozłączyć. Nie martw się, dopilnuję, żeby nic się jej nie stało.
- Oczywiście, że dopilnujesz, bo jeśli nie, to tobie pierwszemu wyrwę nogi z tyłka.- warknęła i rozłączyła się.
- No, twoja przyjaciółka raczej nie jest szczęśliwa.- zaśmiał się Latynos.
- No i? - wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Rozwiążecie to same.- podniósł ręce w  geście obronnym.
- Dzięki bohaterze.- powiedziała ze śmiechem.
- Wiesz, nie żeby coś, ale Lilly trochę mnie przeraża.- zaśmiał się.- I ty też nie jesteś nieszkodliwa, więc wolałbym się nie znaleźć między wami podczas jakiegoś sporu...
- Super. Boisz się dziewczyn. Jakiś ty dzielny.
- Nie wszystkich. Tylko was dwóch.
- Czyli kochasz mnie, bo nie chcesz oberwać?
- Nie. Czyli kocham cię, bo cię kocham. Wiem, że to głupio brzmi.- zaśmiał się.
- Jesteś głupi, głupku.
- Wiem, ale to na twój widok...
- Yyy....
- Hah, to co? Będziemy stać i się przytulać na cmentarzu, czy idziemy na spacer?
- Spacer. Miły spacer.
- Okay. To chodź.- uśmiechnął się i objął ją ramieniem. Spokojnym krokiem ruszyli w stronę najbliższego parku.



- Boże, co za małpa.- warknęła szatynka i rzuciła telefonem o kanapę.
- Co się stało? Znalazła się?
- Tak. Znalazła się. I nie zamierza wracać do domu. Niech ja ją tylko dorwę...- mamrotała pod nosem.
- Jest z Carlosem, tak? Nic się jej nie stanie i ja się tam nie dziwię, że nie chce wracać. Pewnie Carlos ją do tego przekonał.
- Jeśli masz racje, to już mu współczuję. Ciekawe, jak będzie tańczył, bez nóg...
- Super. Ciebie wsadzą, a ja będę przyjaźnił się z beznogim Carlosem. Może dla bezpieczeństwa powiem im, żeby nie wracali?
- Hahahaha, myślisz, że tak łatwo by mnie zgarnęli?- zapytała ze śmiechem siadając na dywanie.
- Tak, masz rację. Przywiążesz się do krzesła i cię nie zabiorą.
- Nie oto mi chodziło, ale okay...- zachichotała i zamknęła oczy.
- A teraz będziesz spać? Świetnie. Po prostu cudownie.
- A czemu miałabym nie spać?- zapytała patrząc na niego podejrzliwie.
- Pójdę sobie? Zwiążę cię i zabiorę ze sobą?
- Hahahaha, ale po co wiązać? Jakbym spała, to i tak bym się nie ruszała geniuszu.
- Yyy... Ale mogłabyś się obudzić, a wtedy uciec mi, a jak cię zwiążę to nigdzie mi nie pójdziesz.
- Skąd podejrzenie, że bym od ciebie uciekała?- zapytała przekrzywiając głowę.
- Skąd mam wiedzieć, co siedzi w tej ślicznej główce? - zapytał i usiadł obok niej. - Nie wiem, jaki pomysł się w niej zatrzyma.
- Racja. Sama się czasem tych pomysłów boje.- zaśmiała się.
- Ale ja się nie boję.- mruknął i musnął jej usta.
- Mmmmm... Miło.- mruknęła i oddała pocałunek.
Chłopak zatracił się w pocałunkach dziewczyny.
- To, co? Rozumiem, Panie Maslow, że ćwiczymy sceny?- zapytała z uniesioną brwią, głosem profesjonalisty.
- Wolałbym coś innego porobić.. - mruknął uwodzicielsko.
- Co na przykład?
- A co mam do wyboru?
- Nie wiem. Ty mówisz, że chcesz robić coś innego. Powiedz, co?- mruknęła bawiąc się jego włosami.
Chłopak uśmiechnął się i wpił w usta dziewczyny. Całował delikatnie, ale stanowczo i namiętnie. W pewnym momencie położył dziewczynę na dywanie, a sam oparł dłoń obok jej głowy. Jego pocałunki schodziły coraz niżej. Żuchwa, szyja, dekolt.
- Kocham się.- szepnął i powrócił do pocałunków.
- Kocham cię, ale... To trochę za szybko, nie uważasz?- zapytała cicho.
- Jak chcesz.- mruknął i wrócił do pozycji siedzącej.
- Ej, tylko się nie fochaj...
- Przecież nic nie mówię.
- Ale twój ton i ta mina...
- Przecież nic nie robię. To twoja decyzja, nie moja.
- Ale jesteś zły...
- A jaki mam być? Kocham cię i chcę być ciebie jak najbliżej, ale ty mnie odpychasz. Jeśli mnie nie kochasz to po prostu mi to powiedz, a nie bawisz się mną jak jakąś zabawką. Zrozumiem, że jesteś materialistką, wystarczy, że mi to powiesz.
Dziewczynie opadła szczęka.
- Co proszę? Gdybyś mnie kochał, rozumiałbyś, że nie chcę się sparzyć. Powiedziałam ci, że mam w głębokim mniemaniu związek opierający się na seksie lub trwający tylko podczas nagrywania filmu! Jeśli czujesz się zabawką, to możesz spakować swoje akcesoria i stąd wypierdalać!- krzyknęła i wstała pokazując mu drzwi.  
- Bardzo chętnie! Nie mam zamiaru słuchać zrzędzenia laski, która nie potrafi kochać! - dodał i stanął obok drzwi. - Żałuję, że się w tobie zakochałem. Jesteś zwykłą szmatą.
Chłopak wyszedł trzaskając drzwiami.
Nie mogła uwierzyć w to, co się przed chwilą stało. Złość zaczęła mieszać się z żalem. Wściekłą krążyła po mieszkaniu. Kopała i rzucała wszystkim, co tylko znalazła. W pewnym momencie do jej rąk trafiła żyletka. Już wzięła zamach, po czym zamarła. Przyjrzała się przedmiotowi. Pomyślała o Alex i o Jamesie... Wszystko ją przerastało. Weszła do łazienki. Usiadła na toalecie. Zamknęła oczy i przesunęła ostrą krawędzią po nadgarstku. Poczuła pieczenie. Jeszcze nigdy nie próbowała się ciąć, ale poczuła w głowie ulgę. Wszystko skupiło się na bolącej ręce. Westchnęła i siedziała tak przez chwile. Kiedy błogie uczucie zaczęło odchodzić, zrobiła to jeszcze raz, i kolejny. W końcu żyletka wypadła jej z ręki. Zaczęła płakać. Łzy skapywały jej z twarzy i mieszały się z krwią na nadgarstku i podłodze.  



Para chodziła po parku. Śmiali się i rozmawiali. Dowiedzieli się o sobie wielu rzeczy i mieli wrażenie, że rozumieją się bez słów. Zrobiło się już ciemno.
- Skarbie, nie jest ci zimno?- zapytał czule.
- Nie. No coś ty - powiedziała, po czym dodała ze śmiechem. - Mówią, że jestem gorąca.
- A ja się z nimi całkowicie zgadzam.- mruknął jej do ucha.
- Nie no, teraz mi jest zimno.- zaśmiała się. - Nie szepce się do ucha jak jest ciemno, a zwłaszcza dziewczynie. Wtedy ciarki przechodzą i zimno się robi.
- Oj wybacz. W przyszłości będę uważał.- zaśmiał się.- To, co robimy? Gdzie chcesz się rozgrzać?
- Wracamy do domu.- powiedziała i wyprzedziła chłopaka. - Ruszasz się jak mucha w smole!
- Oj bo już dzisiaj trochę mi się biegało! Nogi mnie bolą...- jęknął.
- Nie licz na to, że będę cię nieść.- powiedziała i się zatrzymała. - Ale ja chętnie przejadę się na koniku.
Chłopak zmierzył ją wzrokiem.
- Ale konik najpierw chce marchewkę.- powiedział i wskazał palcem na swój policzek.
- Nie posiadam marchewek…- powiedziała robiąc minę szczeniaczka.
- Buzi styknie.- mruknął i przytulił ja. Delikatnie musnęła jego usta i uśmiechnęła się cwanie.
- A teraz chcę konika! - tupnęła jak mała dziewczynka prosząca mamę o nową lalkę.
- Ależ proszę.- zaśmiał się i stanął do niej tyłem. Wdrapała się mu na plecy, a on wesołym krokiem ruszył we wskazywanym przez nią kierunku.
- Mógłbyś zakupić wygodne siodło. - powiedziała udając marudę.
- Jak będziesz częściej korzystać z moich usług, to się zastanowię.- zaśmiał się.
- Nie dzięki. Wolę już iść pieszo niż siedzieć ci na grzbiecie bez siodła.
- W sensie, ze chcesz zejść?- zapytał podejrzliwie.
Dziewczyna zaczęła mlaskać.
- Taaaaak?- zapytał zdziwiony.
- Masz czekoladę?
- Hahahahaha, niestety, nie.
- Chyba muchę połknęłam. - zaczęła pluć.
- Współczuję. Ale jak ty to zrobiłaś?- zapytał śmiejąc się.
- No wiesz... Gadałam z t... moim konikiem, a ona bezczelnie wleciała mi do ust. Co za bezczelna mucha!
- Chamstwo w państwie.- przytaknął.
- W państwie much. - poprawiła go.
- Tak właśnie.- zachichotał.- Daleko jeszcze?- zapytał rozglądając się.
- Hmmm... Nie, ale ja chętnie pójdę okrężną drogą.- znacząco poruszała brwiami.
- O nie, nie. Koń nie dostał marchewki i mu w brzuchu burczy. Może, jak się naje.- zawołał.
- To ja spadam.- powiedziała i dała mu całusa w policzek, a następnie zeskoczyła z jego pleców. Zaczęła biec przed siebie. - Złap mnie ofiaro!
- Ej no, czekaj!- zawołał i ze śmiechem pognał za nią. Po chwili dogonił ją i biegł obok.
- Uwaga drzewo - powiedziała i skręciła.
- Co?- zawołał i wbiegł prosto w gruby pień.
- Pa! - pomachała mu i wbiegła do pierwszego hotelu.
- Ała...- jęknął i złapał się za głowę.
Po chwili na kogoś wpadła. Podniosła głowę i zobaczyła Jamesa.
- Hej - uśmiechnęła się ciepło. -  Co tam?
- Daj mi spokój! - warknął i wyszedł z hotelu.
- Uważaj, bo ci żyłka pęknie.- bąknęła i ruszyła do pokoju.
- ALEX!- zawołał Carlos idąc za nią.- Pomóż mi... W głowie mi się kręci...- jęknął.
- Chodź ty ofiaro - powiedziała i objęła go ramieniem. - Jak drzewa można nie zauważyć?
- Byłem zbyt skupiony na tobie.- mruknął.
- Ta, ta i na dobre ci to nie wyszło - powiedziała i weszła do windy.
- Powiedzmy.- burknął pod nosem i oparł się o jedno z luster.
- Wyczuwam focha - powiedziała gwałtownie zwracając swój wzrok na Latynosie.
- Nie focha, tylko jeszcze mi się kręci...
- No.
Nagle winda się zatrzymała.
- To tu?- zapytał.
- Yhym. Chodź - powiedziała i mu pomogła.
- Dzięki.- uśmiechnął się lekko i pomaszerował za nią.
- Od tego mnie masz, no nie? - mruknęła pod nosem, jakby od niechcenia.
- Nie tylko od tego.- zaśmiał się, ale zamarł, kiedy dziewczyna otworzyła drzwi.- Zawsze wasze mieszkanie wygląda, jak po niezłej imprezie?
- Nie.- powiedziała przerażona i puściła się w głąb mieszkania. - Lilly jesteś?!
Odpowiedziała jej cisza. Zaczęła przeszukiwać pokoje. Kiedy chciała otworzyć łazienkę, zdziwiła się. Była zamknięta. Zaczęła się dobijać.
- Lilly! Jesteś tam?! Lilly! Otwórz! Lilly!
- Zostaw mnie.- usłyszała cichy i słaby głos.
- Lilly? Otwórz! Lilly! - zaczęła jeszcze bardziej walić w drzwi. - Lilly! Otwórz te drzwi!
Nie usłyszała żadnej odpowiedzi.
- Czekaj, może ja?- zapytał Carlos. Kiedy brunetka się odsunęła, kopnął mocno w drzwi. Otworzyły się.
- Lilly? - zapytała i zajrzała do środka. Zobaczyła przyjaciółkę, która siedziała na szafce cała we krwi i łzach. - Lilly, co się stało?
- Co cię to obchodzi? I tak masz mnie w dupie. Zostaw mnie.- warknęła.
- Co się stało? - powiedziała stanowczo i spojrzała na żyletkę leżącą na podłodze. - Pogięło cię?! Nigdy się nie cięłaś! Co ci odbiło?!
- Proste! Jestem zwykłą szmatą, która nie jest nikomu do szczęścia potrzebna!- krzyknęła.
- Jaką znowu szmatą? Jakie nie potrzeba? Kto ci takich bzdur nagadał?
- To ty mnie olewasz! Krzyczysz na mnie! Traktujesz mnie jak jakieś niedorozwinięte dziecko!
- Co? - zatkało ją. Nie wiedziała, co powiedzieć. - Dobrze wiesz, że jesteś dla mnie jak druga Madison. Nigdy bym nie pozwoliła cię zranić, skrzywdzić.
- Tak, jasne. Zachowujesz się jak bachor. Zaczynasz coś i zostawiasz mnie z tym bagnem. Nie myślisz, co mówisz. Nie rozmawiasz ze mną. Martwię się o ciebie, a ty masz mnie w dupie. Według ciebie, to jest "nie pozwolę cię skrzywdzić i zranić"?- wołała, ale jej głos słabł.
- Zrozum, że nie tylko tobie jest ciężko. Odkąd zaczęłyśmy kręcić ten pieprzony film to oddaliłyśmy się od siebie. Zaczęłaś mnie unikać. Pewnie gdyby nie Andree i Madison to bym zwariowała. Brakuje mi naszych dawnych rozmów, wygłupów. Teraz nawet nie wiem, kim jestem dla ciebie. Przyjaciółką, siostrą, a może wrogiem. Sama już nie wiem.
- Nie wiem...- szepnęła i oparła głowę o ścianę. Znowu zaczęła płakać.- Jestem głupią szmatą. Nic nie wiem.
- Przestań! Nie jesteś żadna szmatą! Jesteś cudowną dziewczyną, która potrafi wiele rzeczy, a jej najlepsza przyjaciółka za nią nie nadąża. Biegniesz cały czas do przodu, spotykasz nowych ludzi, poznajesz nowe rzeczy, a ja? Stoję w miejscu jak ostatnie kretynka, bo nie wiem, czy jestem w stanie cię dognić, dorównać ci.
- Jestem szmatą. On powiedział, że jestem szmatą...- westchnęła cichutko.
- James - warknęła. - Carlos znajdź mi tego gnojka i przyprowadź, żebym mogła zabić.
- Ale... Okay, już idę.- mruknął i wycofał się z mieszkania. szatynka jeszcze chlipnęła, po czym wsunęła zakrwawioną rękę do umywalki.
- Włączysz wodę?- zapytała cicho.
- Jasne.- powiedziała i wykonała daną czynność. Pomogła ogarnąć się przyjaciółce i zrobiła jej opatrunek. Lilly już po dwudziestu minutach była świeża i pachnąca.
- Wyglądasz ślicznie - uśmiechnęła się brunetka na widok ubrania dziewczyny.
- Dzięki.- mruknęła, jakby wyprana z emocji.
- Uśmiechnij się, albo cię ugryzę - pogroziła jej palcem. - Dzisiaj zjadłam muchę, więc uwierz. Jestem GŁODNA.
Szatynka uśmiechnęła się sztucznie, po czym znowu posmutniała.
- Przepraszam, ale nie mam siły.- powiedziała i usiadła na kanapie. Podciągnęła kolana pod brodę i zaczęła tępo wpatrywać się w ścianę.
- Nie przejmuj się nim. Nie jest ciebie wart. Jest zwykłym śmieciem, mówiąc takie rzeczy.
- Może i tak... Ale wiesz... Jestem głupia. Bo żyję bajkami i marzeniami...
- No i? Dobrze wiesz, że życie bez marzeń to życie bez nadziei, a życie bez nadziei to życie bez celu i sensu.
- Ale ty miałaś racje. Ja myślę tylko o bajkach i tych moich chorych fantazjach. Zawsze widzę tylko tą dobrą część i potem mam przesrane. Miałaś racje. Nie powinnam tak robić. Tu jest prawdziwe życie i powinnam się skupić na nim. Na studiach, pracy, obowiązkach...
- Przestań, bo ci zdzielę! Dobrze wiesz, dlaczego tak mówię!
- Mówisz tak, bo masz racje. Zawsze miałaś racje, a ja głupia próbowałam zaprzeczać. Nie da się zaprzeczać prawdzie...
- Nie. Moje życie zawsze było gorsze od twojego. Pamiętasz Andree? Moja prawdziwa miłość, zniknęła w ciągu sekundy, na moich oczach. Odkąd przeprowadziłyśmy się do Los  Angeles moje życie stało się pastwą porażek, a twoich sukcesów. Dlaczego? Bo ja nie wierzyłam w swoje marzenia, nie dążyłam do postanowionych celów. Prawda jest taka, że życie w rzeczywistości jest do bani, nie znajdziesz pozytywnych cech tego. Natomiast życie marzeniami to dopiero. Zawsze osiągniesz swój cel, spotka cię coś dobrego. Więc nie mów tak, bo w ten sposób niszczysz sobie życie tak jak ja to zrobiłam.
Zamilkła. Przez chwile wyglądała tak, jakby nic nie słyszała. Później wstała i przytuliła przyjaciółkę.
- Dobrze wiesz, że nie osiągnęłabym tego bez ciebie. To wszystko zawdzięczam tobie. Twoje życie wcale nie jest takie złe... Andree nie chciałby, żebyś była nieszczęśliwa. Madison już ci powiedziała, że przyjedziesz do niej, jak tylko skończycie studia. Nasze opowiastka ma zostać zekranizowana i gramy główne role. Poznałaś chłopaka z twoich snów, przy którym nareszcie się uśmiechasz. Wcale nie jest tak źle, jak sądzisz. Nie wszyscy mają tak dobrze...  
- Skarbie. James to zwykły... Grrr... Nie ważne. Ja mu nie odpuszczę tego, co powiedział, a ty masz o tym zapomnieć. Zrozumiesz? Masz być szczęśliwa z nim czy bez tego idioty. Po prostu uwierz, że tak może być i się uśmiechnij. Uwierz, że nie warto pokazywać, że takie coś nas boli.- puściła do niej oczko.
- Możliwe, ale... Wiesz, że to boli. Powiedział tak, dlatego, że mu odmówiłam. Powiedziałam, że to za szybko... A zawsze myślałam o nim, jak o ideale faceta. A teraz...
- Co?! - wytrzeszczyła gały. - On jest nienormalny! Jak tylko Carlos go przyprowadzi to może widzieć, że go zabiję i nikt mnie przed tym nie powstrzyma.
- Nie. Nie rób tego... On... Ja... Nie zrób mu krzywdy.- westchnęła.
- Zasłużył na najgorsze i nie zaprzeczaj.
- Nie. Rób... Rób, co chcesz, ale tak, żeby nie trafił do szpitala. - westchnęła i z powrotem opadła na kanapę.
- Dobra. Od razu trafi do grobu - powiedziała i wyprzedziła przyjaciółkę. - Ani słowa!
Ta tylko pokiwała głową z rezygnacją i lekko się uśmiechnęła.
- Oglądamy coś?
- Wampiry kontra świry?
- Hah, możemy.- zaśmiała się.



Carlos ponownie krążył po mieście. Na szczęście tym razem, miał kontakt z poszukiwanym. Kiedy zadzwonił do Jamesa, słyszał głośną muzykę w tle i jakieś dziewczyny, więc domyślił się, gdzie go znajdzie. Wszedł do najbliższego klubu ze striptizem. Podszedł do barku i rozejrzał się.
- Hej przystojniaku.- podeszła do niego jedna ze striptizerek. - Chcesz się zabawić?
- Nie bardzo. Szukam kumpla. Może kojarzysz. Taki wysoki, brązowa czupryna, zapewne w trzy dupy nawalony.
- O tam siedzi - powiedziała i wskazała szatyna, który był otoczony półnagimi dziewczynami i butelkami po piwie. - Ale na pewno?
- Ta, na pewno. Dzięki za pomoc.- uśmiechnął się i wręczył jej 20$
Dziewczyna wzruszyła ramionami i poszła dalej. On niewiele myśląc ruszył w stronę kumpla.
- Panie, czy możecie na chwile pójść? Dzięki.- powiedział do striptizerek. - Co ty tu robisz?- warknął do kumpla.
- Co ty tu robisz? - zapytał i wziął kolejnego łyka piwa. - Nie widać? Bawię się.
- Mhm. No to szkoda, bo potrzebuję twojej pomocy.
- Pyf. Ciekawe, w czym.- dodał i zaczął znowu pić .
- W ogóle zależy ci na Lilly?
Nic nie odpowiedział tylko pił dalej. Udawał, że nie słyszał pytania.
- Bo w tym momencie siedzi zakrwawiona i zapłakana na szafce w kiblu, bo pocięła się, bo od kogoś usłyszała, że jest szmatą.- ciągnął wpatrując się w kumpla.
- Bez obrazy, ale jeśli skończyłeś to idź sobie.
- Skończyłem, a ty idziesz ze mną. Musze coś załatwić i potrzebuje twojej pięści.- postanowił go wkręcić. Wiedział, że gdy James słyszy coś o bójce, to po pijaku zawsze pójdzie.
- Trzeba było tak od razu, a nie pierdzielić mi tu o uczuciach.- prychnął i się podniósł.- Na razie panie.
Pomachał striptizerkom i chwiejnym krokiem ruszył do wyjścia.
- Chodź, tylko się nie wywal.- mruknął Latynos. Wyprowadził go, po czym okrężną trasą ruszył do hotelu dziewczyn.
Kiedy byli kilka metrów od budynku, Carlos zatrzymał nic nie podejrzewającego przyjaciela i kazał mu chwile zaczekać, bo musi zadzwonić. Oddalił się na bezpieczną odległość i wybrał numer Alex.
- Halo? - odebrała po pierwszym sygnale. - Hahahahaha... Co za idiota.
- Kto? Ale dobra, nie ważne. Mam go. Nie wprowadzę go do budynku, bo się domyśli. Powiedziałem mu, że idziemy na bójkę, bo siedział w klubie ze striptizem i popijał piwo po piwie. Co teraz?
- Gdzie siedział?- usłyszał jak z drugiej strony pisnęła Lilly.
- Cicho! - warknęła Alex. - Zaraz zejdę. Czekaj.
- Ok.
Rozłączył się i wrócił.
- Już zaraz.- mruknął do brązowowłosego.
- Mam nadzieję, że po pierwszym ciocie nie będzie leżał.
Alex w tym czasie założyła buty i zjechała windą. Już po chwili była na zewnątrz, a wtedy Maslow rzucił się na nią. W ostatniej chwili zrobiła unik przed jego ciosem. Jednym ruchem powaliła go na ziemię. Przycisnęła go tak, że nie mógł się ruszać.
- Słuchaj gnojku! Jeszcze raz nazwiesz Lilly szmatą to nie skończy się to tak! Rozumiesz?!
- Lilly jest szmatą! Pieprzoną materialistką! - wyrwał się. Już po chwili oboje stali.
- Lilly nie jest taka! Jest wspaniałą dziewczyną i przyjaciółką! Ale ty tego nie potrafisz docenić, bo jesteś zwykłym, nic nie wartym śmieciem!
- Ty mała... - zaczął i poniósł rękę, by wykonać cios.
- No dalej! Uderz! Tylko to potrafisz! Pić, bić i myślisz tylko o seksie! Jesteś nic nie warty!
Szatyn nie wytrzymał i wykonał cios.
W ostatniej chwili Latynos odepchnął dziewczynę i oberwał w twarz. Wkurwił się na maksa. Pchnął Jamesa o ścianę budynku za nimi i przyłożył mu z pięści w twarz.
- Nie martw się. Jeśli będzie siniak, to jutro makijarzystka go zakryje.- syknął i objął Alex ramieniem.
- Jesteś chory. Tak jak te dwie dziwki.- warknął.
Carlos zatrzymał się i jeszcze raz podszedł do Jamesa.
- Carlos, nie! Nie warto! - krzyknęła Alex.
- Wole ich towarzystwo od twojego. Bo one nie są nie czułymi chujami.- powiedział i ponownie mu przyłożył. - Chodźmy.- mruknął do brunetki i poprowadził ja do hotelu.
-  Jesteś taki jak ja! Przyznaj się! Powiedz jej, na czym ci zależy! No dalej! Powiedz, że zależy ci tylko na jednorazowym numerku!
On go olał.
Dziewczyna patrzyła to na Carlosa to na pijanego Jamesa. Nie wiedziała, co ma myśleć o tych słowach. Postanowiła, że nic z tym nie zrobi. Zobaczy jak dalej sprawy się potoczą.
- Jesteś męską dziwką i tyle!- krzyknęła do Jamesa.
- Nie jest tego wart, skarbie.- mruknął do Alex i wszedł do budynku. Po chwili przekraczali próg mieszkania.
- Co się stało?- zapytała Lilly.
- Nic, ale jedno jest pewne. Już nigdy więcej z nim się nie spotkasz. Jasne?
- Aaaa... A studio?- zapytała podejrzliwie.
- To tylko praca. Nic po za tym. Nie łączy was nic poza nią. Rozumiesz?
- Ja...- zawahała się.
- Rozumiesz?! Jeśli odezwiesz się do niego poza kamerą popamiętasz mnie, czaisz?!
Nie odezwała się, tylko usiadła na kanapie i rozpłakała.
Brunetka spojrzała na nią. Było jej żal przyjaciółki, ale nie wiedziała, co ma robić. Zrezygnowana zaszyła się w łazience. Zakluczyła drzwi i wzięła głęboki oddech. Napuściła wodę do wanny i zanurzyła się. Delikatnie oparła głowę i zamknęła oczy. Powoli zaczęła zanurzać się. Kiedy nie było jej widać, wynurzyła się spod grubej warstwy piany i ponownie oparła głowę o brzeg wanny. Wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy. Po jej mokrych policzkach spływały łzy i nie miała zamiaru ich powstrzymywać. Mówiły o jej bezsilności w tej sytuacji. Pierwszy raz od wypadku Andree płakała. Nigdy potem nie okazywała już swoich uczuć, aż do teraz.