niedziela, 30 czerwca 2013

Agenci specjalni OSS cz. 2

Hej! Zapraszam wszystkich na kolejną notkę :D  Z dedykacją dla każdego, kto dzieli mój ból i dzisiaj (30.06) nie wybiera się na zjazd Rushers do Krakowa :( To tak na pocieszonko :*
~Justme


Jennifer siedziała w kuchni. Zachciało się jej pić, więc podeszła do lodówki po sok i wtedy została przyciśnięta do niej przez Carlosa, który najwyraźniej się wydostał i nie był zadowolony.
- Głupia jesteś, że nie uciekłaś. Przynajmniej będę miał cię z głowy już teraz.- warknął.
- Chcesz to mnie zabij, ale pytanie czy Pati byłaby zadowolona? - zaśmiała się kpiarsko. Wiedziała, że tym go dotknie.
Przez jego twarz przemknął cień zdziwienia. Szarpnął nią i uderzył nią mocno w lodówkę. Dziewczynie zamajaczyły gwiazdy przed oczyma.
- Skąd o niej wiesz?- krzyknął wściekły.
- Hmm... Rodziny się nie wybiera, no nie?
Zmarszczył brwi, nic nie rozumiejąc.
- Ładną miałam siostrę prawda? No, ale cóż... Wypadki chodzą po ludziach.
- Jesteś siostrą Patrici?- zapytał zdziwiony.
- Brawo - udała zachwyconą.
Ponownie uderzył nią o lodówkę.
- Wiesz, kto ją zabił? Czy wiesz?!
- Oczywiście - powiedziała kpiarsko. - Nawet znam jej ostatnią prośbę. Słowo i czyn.
- Kto to zrobił?
- Skarbie wiesz, że ciekawość nie popłaca? Pati się już o tym przekonała - dodała wrednie i go odepchnęła.
Chłopak nie był wstanie czegokolwiek zrobić. Zaczął nad tym rozmyślać i szybko połączył fakty.
- Ciekawość nie popłaca... Znasz jej ostatnie słowa... Uśmiechasz się... TO TY JĄ ZABIŁAŚ!
- Powiedz Carlosowi, że go kocham! - udawała, śmiejąc się. - Proszę cię.
Nawet nie odpowiedział. Rzucił się na nią, powalając na podłogę. Przygwoździł ją do kafelków i wyciągnął z tylnej kieszeni nóż, którym zrobił głębokie rany w jej nogach.
- Jak ja dawno bólu nie czułam... - śmiała się. - Dzięki.
Dziewczyna jednym ruchem wyrwała mu nóż i pozycje się zmieniły. Przedmiot wyrzuciła na bok tak by nie mógł go sięgnąć, a następnie pochyliła się nad nim.
- Pamiętaj, że ja nie Pati, więc radzę ci być grzecznym, bo podzielisz jej los - warknęła. - A swoją drogą. Agencja chciała, żebyś to ty ją zabił, bo zbyt wiele wiedziała, ale było pewne, że tego nie zrobisz, więc to zadanie przydzielono mi.
- I zabiłaś własną siostrę.- plunął jej w twarz.
Delikatnie wytarła jego ślinę po czym go spoliczkowała tak, że z jego kącika ust popłynęła krew.
- Oceniasz mnie, a sam zabiłeś Kendalla i Logana! - krzyknęła. - Nie wspominając o moim ojcu!
- To nie to samo.- warknął.
- Dzięki tobie miałam spieprzone dzieciństwo! Zachciało ci się bawić pistoletem! Ciesz się, że nie zabiłam cię wcześniej!
- Należało ci się.- uśmiechnął się okrutnie.- Żałuję tylko, że nie dorwałem twojej matki.
- No i?! Ale twoja agencja mi ją odebrała! Nawet nie wiem gdzie teraz jest!
- Na szczęście ja wiem. Kiedy tylko pozbędę się ciebie, pojadę po nią.- mówił, uśmiechając się.
- Nie zdążysz - warknęła i wyciągnęła pistolet z tylnej kieszeni. Wycelowała, a jej ręka zaczęła się trząść.
- No co jest? Strzelaj!- zaśmiał się z kpiną.- No już! Dawaj!
Nic nie powiedziała tylko spojrzała na niego jakby z litością.
- Tak myślałem. Jesteś słaba.- warknął i wyrwał się z jej uścisku. Jednym ruchem podniósł się i pchnął ją na ścianę.
- Wolę być słaba niż taka jak ty - wychrypiała i rzuciła mu pistolet. - Zabij mnie. Proszę bardzo, ale nigdy nie poznasz ostatniej prośby Pati.
- Nie wiesz, że szpieg nikomu nie ufa? Blefujesz. Na pewno nie ma żadnej ostatniej prośby.- burknął, przykładając lufę do jej skroni.
- Wiem o tym. Ale po co mam blefować?
- Łżesz, żeby przeżyć.
- I tak mnie zabijesz, więc po co mam kłamać?
- Bo wiesz, że chcę poznać tą ostatnią wolę i zapewne nie zdradzisz mi jej, bo wiesz, że cię zabije, czyli możesz łgać, żeby żyć.
- Prosiła, żebym dopilnowała twojego szczęścia. Po mimo wszystko. Teraz mnie zabij. Obiecałeś. - powiedziała bez uczuciowo.
- Nie oszukujmy się. Średnio ci to wyszło.- warknął i westchnął ciężko. Zamknął na chwile oczy, po czym zacisnął szczękę i zrobił krok w tył.- Odejdź.
- Chyba śnisz. Pilnuję cię od ponad 6 lat i teraz na pewno nie odpuszczę.
- Odejdź tak, żebym nie mógł cię znaleźć.- mówił, jakby nie słyszał jej słów.- Najlepiej gdzieś daleko. Wtedy będę szczęśliwy. Chcę mieć pewność, że nigdy więcej cię nie zobaczę.
- To jest mój dom.
- Na pewno masz ich kilka.- prychnął.- Proszę, zrób to teraz. Znajdź tą swoją blond przyjaciółeczkę i zniknij.
- A jeśli nie to? - mówiła spokojnie.
- Posłuchaj. NIE CHCĘ CIĘ ZABIJAĆ. Wolę nie mieć pokusy, jeśli kiedyś cię zobaczę.- westchnął.
- Nie - powiedziała stanowczo.
- Uparta jak Pati.- westchnął.
- Chodź - delikatnie i niepewnie chwyciła go za rękę i zaciągnęła do swojego pokoju. Tam wyciągnęła z pod łóżka białe pudełko w zielone kwiaty, a z niego kopertę. Podała ją Carlosowi. - Proszę. Prosiła, żeby ci to dać, kiedy się dowiesz.
Chłopak w skupieniu wszystko przeczytał, a zanim skończył, pierwszy raz od wielu lat uronił łzę.
- Teraz znasz całą prawdę. - szepnęła.- Przykro mi.
- Mi też... Prze... Prze... Przepraszam.- wyjąkał.- Straciłaś siostrę, a ja...
- Spoko. Przyzwyczaiłam się, że jestem najgorsza na świecie - uśmiechnęła się. - Nie masz za co przepraszać.
- Mhm.- mruknął.- A nie wiesz, gdzie jest ten facet, który tu ze mną przyszedł?
- James? Wiem, ale nie mogę ci powiedzieć. Przepraszam.
- Muszę go znaleźć.- mruknął pod nosem.- I muszę się stąd zmywać. Szybko i daleko, więc...
- Jasne, ale nie znajdziesz go. Nigdy.
- Trudno. Skoro wiesz, gdzie jest, to przekaż mu to.- z tylnej kieszeni wyciągnął złożoną kartkę.- I żegnaj - odwrócił się w stronę drzwi.
- Czekaj - złapała go za ramię i pociągnęła w swoją stronę. Przyłożyła palec do ust i nasłuchiwała. Za drzwiami stali agenci. Szybko zaciągnęła go do samochodu i ruszyła z piskiem opon. - Może ci się to nie spodoba, ale nie mogę ci pozwolić na to, żebyś odszedł.
- Podobanie podobaniem, ale nie mogę zostać. Zabiją mnie.
- No co ty? Dlatego cię zabieram. Obiecałam Pati, że nic ci się nie stanie i dotrzymam słowa. - docisnęła pedał gazu.
Po jakiś dziesięciu minutach wjechali do tunelu.
- Trzymaj kierownicę. - powiedziała szybko i wychyliła się za szybę. Wycelowała w włącznik i wyłącznik, a następnie ''wrota" zaczęły się zamykać. Złapała kierownicę i gwałtownie zahamowała bokiem. Wysiadła z samochodu i podeszła do zasuniętej ściany. Przejechała palcem po zepsutym włączniku i wyłączniku, po czym nastąpiły dwa wybuchy.
- Wow, co ty robisz?- zapytał zdziwiony.
- Ratuję ci życie - powiedziała i ruszyła z powrotem do auta. - Nie widać?
- Widać. Już się nie odzywam.- mruknął.
- Wsiadaj. Przed nami długa droga.
Bez słowa zajął miejsce. Dziewczyna szybko ruszyła i założyła czarne okulary. Dzięki nim mogła prześwietlać wszystko. Była cały czas skupiona, że nie zauważyła...
- Uważaj!- krzyknął Carlos i chwyciwszy ją za kark, pociągnął w dół. Nad nimi śmignęły kule.- Ścigają nas.
Spojrzała na niego groźnie. Była wściekła, że stalowa ściana ich nie powstrzymała.
- Nie moja wina.- warknął.- Skup się.
- Trzymaj - warknęła i sięgnęła na tylne siedzenie po większą artylerie. Wychyliła się przez szybę i zaczęła strzelać. Z jednym samochodem poszło jej gładko, ale z drugim już gorzej.
Została trafiona w ramię, ale nie poddała się.
- Zmienię cię.- zawołał i wciągnął ją do środka. Zabrał jej z dłoni broń i wychylił się przez okno. Po kilku minutach goniące ich auto zostało "uziemione".
- Poradziłabym sobie - wysyczała i dodała jeszcze więcej gazu. Gwałtownie wchodziła w zakręty.
- Ale ci pomogłem, więc opanuj się.- warknął.
- A jeśli nie to co? Zabijesz mnie? Nie zależy mi na życiu, więc proszę bardzo.
- O co ci do cholery chodzi? Najpierw upierasz się, że będziesz mnie bronić, a teraz masz jakieś problemy. Zatrzymaj auto, wysadź mnie i wtedy możesz bawić się sama. Nie chronię ciebie, tylko siebie.- syknął.
- Jakbyś był dobry, to byś znał swoją ofiarę, a tu proszę... Takie zaskoczenie - prychnęła. - Oświecę cię kotek. Ja zawsze dotrzymuję słowa. Miałam cię chronić, więc to robię, a jeśli mi zajdziesz za skórę to cię zabiję i tyle będzie z ciebie. - prychnęła i dodała sama do siebie. - Nie wiem, co Pati w tobie widziała.
- Też nie wiem.- westchnął i zwrócił twarz ku oknie.- Widziała...
- Co widziała? - zdziwiła się.
- Właśnie nie wiem. I żałuję, że widziała. Gdyby nie to, nadal by żyła.
- Daruj sobie. Skoro mnie tak nienawidzisz to po co się nie sprzeciwiasz? - zapytała spokojnie.
- Nie powiedziałem, że cię nienawidzę.
- Nie?
- Jeśli mówiłem, to przypomnij mi. To przypomnij mi kiedy.
- Zbyt długo pracuję w tych zasranych agencjach, żeby nie wiedzieć co człowiek czuje. Może i nie powiedziałeś, ale to czujesz i dobrze o tym wiesz - westchnęła.
- Nie czuję do ciebie nienawiści.
- To co? Może wdzięczność, że pozwoliłam na śmierć Pati?
- Nie. Patrze na ciebie i nie czuję nic.- powiedział sucho i ponownie odwrócił twarz.
Nie powiedziała nic, tylko się zatrzymała przed jakimiś stalową ścianą.
- Idź. Tam znajdziesz Jamesa i będziesz bezpieczny - powiedziała nie patrząc na niego.
- Dziękuję za pomoc.- powiedział cicho i wyszedł z samochodu. Szybkimi krokami pokonał długi korytarz, schodzący w dół i w dół. W pewnym momencie doznał szoku, gdy metalowe ściany zamieniły się w szklane i zrozumiał, że znajduje się pod wodą. 
Dziewczyna jeszcze chwilę siedziała i wtedy po jej policzku spłynęła pierwsza łza od wielu, wielu lat. Szybko ją wytarła i odpaliła silnik. Powoli ruszyła w dalszą drogę. Miała zamiar zemścić się na swojej byłej agencji, agencji Carlosa i Jamesa. Już próbowała zabić jej szefa, ale była zbyt słaba... Teraz to zrobi.
Kiedy Carlos otworzył drzwi, zobaczył lufę wycelowaną w jego głowę.
- Ostatnie życzenie?- zapytała Rosalie.
Podniósł ręce do góry.
- Jestem pokojowo. Jennifer powiedziała, że znajdę tu Jamesa.
- Nie wierzę ci. Gdzie ona jest?
- Nie wiem. Wysadziła mnie i gdzieś pojechała.
- Hej. Co jest? - zapytał James i stanął obok Ros. - Carlos? Co ty tu robisz? Gdzie Jen?
- Nie wiem, gdzie jest. Wysadziła mnie przy wejściu do tunelu i odjechała. Szukałem ciebie. Widzę, że i ty nie wykonałeś zadania.- obrzucił pogardliwym spojrzeniem blondynkę.- Chciałem uciec, ale ona zawiozła mnie tu. Mówiła, że musi mnie pilnować, czy coś.
- Chyba wiem gdzie pojechała - powiedział Maslow i nerwowo zasłonił usta dłonią.
- Gdzie? Przecież na pewno nie...- zaczęła blondynka, a jej oczy robiły się coraz większe.
- Obawiam się, że chce wypełnić swoją obietnicę z przed sześciu lat.
- Matko.- westchnęła.- Musze ją powstrzymać.- Minęła biegiem Carlosa.
- Czekaj! Nie możesz! - James złapał ją za rękę. - Jeśli pójdziesz tam, zginiesz i dobrze o tym wiesz. Joe jest bezwzględny, a zwłaszcza jeśli chodzi o bliskie jej osoby. Nie pozwolę ci tam iść.
Wyrwała się mu i nie zważając na jego słowa, ruszyła biegiem przez tunel.
- Ros! - krzyknął pobiegł za nią. - Nie bądź głupia! Joe cię zabije!
- On ją zabije!- krzyknęła i przyspieszyła.- Nie pozwolę na to!
- On jej nie zrobi krzywdy. Uwierz mi. Nie zabije jej, bo inaczej jego żonie zostanie przesłane nagranie jak próbuje ją zgwałcić. Zabija ludzi, których ona kocha. Myślisz, że dlaczego teraz ścigają Carlosa? Jeśli tam pójdziesz zabije cię. Jeśli ci na niej zależy dasz jej to załatwić samej. Zaufaj jej. Proszę.
- Ale... On...- po jej policzkach zaczęły spływać łzy.
- Nic jej nie zrobi. Zobaczysz - przytulił ją. - Jeżeli nie będziemy jej przeszkadzać, przeżyje.
- Czyli nie mam wyjścia.- chlipnęła i przetarła oczy.- A co mam z robić z Carlosem?
- Przesłuchaj go? - puścił jej oczko. - Dowiedz się co zaszło w domu, w samochodzie.
- Tak, jasne. Może od razu tak, jak przesłuchiwałam ciebie w klubie?- zapytała, uśmiechając się sztucznie.
- Lepiej nie - puścił jej oczko. - Ale nie jesteś ciekawa dlaczego oboje żyją?
- Jestem, ale wolę zapytać się o to ją, a nie jego. Chociaż może jednak to moje przesłuchanie, to nie jest taki zły pomysł...- rzuciła zaczepnie.
Przymrużył oczy i przerzucił ją sobie przez ramię. Powoli ruszył z powrotem do domku pod wodą.
- Mam lepszy pomysł kotek - delikatnie ją podrzucił.
- No nie wiem, nadal uważam, że ten mój jest całkiem spoko.- zaśmiała się.
- Mam lepszy - klepnął ją w tyłek. - Spodoba ci się.
- Ała! Zboczeńcu jeden!
- Eh... Dobra. Nie mam ochoty na to patrzeć.- westchnął Carlos i wszedł do środka. Pierwsze, co go uderzyło, to ogromny salon i kuchnia. Rozwalił się na kanapie i włączył telewizję.- Macie tu kablówkę? Pod wodą?
- Helo? Spędzimy tu resztę życia w czwórkę... - Jamie znacząco poruszał brwiami i ponownie podrzucił dziewczynę.
- No nie wiem, nie wiem. Jeśli jeszcze raz klepniesz mnie w tyłek, to wywalę cię za drzwi i pogadam z Carlosem.
- Już jestem grzeczny - wyszczerzył się.
- Kim jesteś i co zrobiłeś z Jamesem, którego znam?- zapytał zdziwiony Latynos.
- Zakochałem się - wyszczerzył się. - Tobie też by się przydało ożyć.
- Nie wiem, o czym mówisz, ale jeśli macie zamiar się zabawiać, to nie chce na to patrzeć.
Szatyn spojrzał na dziewczynę z dziwnym błyskiem w oku.
- O, nie! Nawet o tym nie myśl. Odstaw mnie.
- Ty tylko o jednym! - udał oburzonego. - A ja chciałem z tobą zagrać w chińczyka!
- No a myślałeś, że o czym mówię? Przecież chodzi mi o chińczyka! Nie lubię tej gry, więc proszę mnie odstawić.
- To zagramy w coś innego - dodał dumnie.
- Nie, dzięki. Jak chcesz grać w jakieś planszówki, to masz Carlosa. ODSTAW MNIE W KOŃCU!
Chłopak niezadowolony odstawił dziewczynę i zrobił minę zbitego psa.
- Nie rób takiej miny, bo ci zostanie, a na mnie nie działa.- odpowiedziała uśmiechając się wrednie.
- Robiłem ją do Carlosa - wystawił jej język.
- W takim razie wyglądasz jak niedorozwinięty szympans.- mruknął Pena ze zniesmaczoną miną.
Pieprzony zdrajca... - warknął i z uniesioną głową poszedł do kuchni.
Dziewczyna, tylko zaśmiała się pod nosem. Rzuciła Carlosowi złowrogie spojrzenie i potupała za szatynem.  W domku pod wodą w końcu zapanowała luźna atmosfera, kiedy nagle do salonu weszła Jen. Jej mina nie świadczyła o niczym dobrym. Zabiła swojego kochanka, ale źle się z tym czuła. Miała wszystkiego dosyć.
- Jen!- krzyknęła blondynka i rzuciła się na swoją przyjaciółkę.- Buraku! Ty wiesz, jak się martwiłam? Gdyby nie James, Carlos by już nie żył.
- Daj mi spokój - westchnęła i poszła do swojego pokoju. Tam zrzuciła skórę i założyła białą bokserkę. Następnie rzuciła się na łóżko. W drzwiach stanęła jej przyjaciółka.
- Wszystko okay?
- Tak, daj mi spać - mruknęła przytulając poduszkę.
- Okay.- mruknęła, po czym podeszła do niej, przykryła ja kocykiem i pocałowała w czoło.- Wyśpij się. Później obudzę cię na kolacje.
- Dobranoc - szepnęła i po chwili odpłynęła do Krainy Morfeusza.
Dziewczyna cichutko wyszła z sypialni i zamknęła za sobą drzwi. Zajrzała do pokoju gościnnego, gdzie od godziny drzemał Carlos. Nawet nie zmienił pozycji od czasu, gdy ostatni raz tam zaglądała. Uspokojona wróciła do salonu.
- Oboje śpią?
- Mhm.- usiadła na kanapie.
- To co robimy? - zapytał i objął ją ramieniem.
- A co byś chciał?
- Ważne, że z tobą.
- Dobry kit pół sukcesu.- mruknęła pod nosem.- A tak serio?
- Mówię serio.
- Słodki jesteś.- zaśmiała się i musnęła jego usta.- Za chwilę muszę iść coś ugotować. Puki co, możemy po prostu tu posiedzieć. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz siedziałam i tylko oglądałam TV.
- Czyli oglądamy TV - dodał i włączył MTV.
- Muzyka? A może jednak jakiś film?
- Wybieraj - uśmiechnął się.
- Film.- uśmiechnęła się.- Może być horror, ale jeśli będzie o duchach, to mogę mieć problemy z zasypianiem.
- Pomogę ci w tym - uśmiechnął się tajemniczo.
- Mam się bać, czy raczej cieszyć?
- Raczej to drugie.
- Pytałam, czy ja mam się cieszyć, a nie ty.- zaśmiała się i oparła głowę o jego ramię.
- Wiem - przytulił ją mocniej.
- No, to włącz ten film, bo za chwilę będzie trzeba kończyć.- mruknęła, i ułożyła się wygodnie. Chłopak włączył jakąś komedię romantyczną, podczas, której naśmiali się tyle, co nigdy. Przez te śmiechy obudzili swoich przyjaciół.
- Co wam się tak te japy cieszą?! Nawet pospać nie można!- warknął Carlos, wchodząc do salonu.
- Nie znasz innego słownictwa? Pragnę przypomnieć, że jesteś u mnie, wiec uważaj co mówisz.- odpowiedziała syknięciem blondynka.
- Masz już tą kolację, że mnie budzisz? - zapytała szatynka.
- Nie, przepraszam.- powiedziała Rosalie, kompletnie innym tonem. Nie chętnie wstała z kanapy.- Zaraz ją zrobię. Idź się jeszcze połóż.- uśmiechnęła się lekko do przyjaciółki.
- Nie no, jak już wstałam to zrobię tą kolację - uśmiechnęła się niemrawo. - Na co macie ochotę? - spojrzała na każdego po kolei.
- Coś jadalnego.- mruknął Latynos.
- Miałam robić kurczaka. Może pomogę?- zaproponowała blondynka.
- Nie. Dzięki, poradzę sobie - uśmiechnęła się. - Może dosypać ci trutki na myszy? - popatrzyła na Latynosa i poszła do kuchni.
- Może to i dobry pomysł!- zawołał za nią.
- Eh...- westchnęła Rosalie i z powrotem usiadła na kanapie.
- W końcu się zaprzyjaźnią - szepnął James. - Zobaczysz.
Objął ją ramieniem.
- Ta, jasne. Prędzej nawzajem pomordują.- mruknęła blondynka.
Chłopak się tylko cicho zaśmiał i wrócił do oglądania.
Dziewczyn, a kiedy tylko weszła do kuchni wzięła się za przygotowywanie kolacji. Szybko się z tym uwinęła. Został jej tylko stół do nakrycia. Kiedy weszła do jadalni zobaczyła, że Carlos właśnie kończył układać zastawę.

środa, 26 czerwca 2013

Agenci specjalni OSS cz. 1

Hej, przepraszam za drobne spóźnienie ;* Zapraszam na kolejną chorą jednorazówkę xd
~Justme


                Przedmieścia Los Angeles. Cisza, spokój. Idealne miejsce na odpoczynek po pracy. Dwie przyjaciółki, Rosalie i Jennifer - wysoka blondynka o piwnych oczach i szatynka o szafirowych oczach - razem mieszkały w małym domku. 
                Rosalie była aktorką, a Jen tancerką. Obie pracowały już od dziesięciu lat w tej samej firmie szpiegowskiej, OSS. Jako dwie tajne agentki dostały misję specjalną. Miały zniszczyć niejakiego Jamesa Maslowa i Carlosa Penę. 
                Udały się do miejsca, w którym chłopcy najczęściej przebywali - klubu ze striptizem. Ubrane w skąpe ciuszki kusiły chłopaków swoimi ruchami. W pewnym momencie przyszedł czas na ostateczny cios. Zawiodły ich w dwa różne miejsca: garderoba i zaplecze. Nadal seksownymi ruchami dyskretnie ich przeszukiwały. Nagle jeden z nich skapnął się, o co chodzi i jednym, szybkim ruchem przycisnął dziewczynę do ściany.
- Myślisz, że jesteś taka sprytna? - zapytał Maslow, kiedy ich twarze były niebezpiecznie blisko siebie.
Blondynka nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się zwodniczo. Wymierzyła mu jeden kopniak, który sprawił, że odsunął się od niej na tyle, aby mogła się wyrwać.
- Sprytniejsza, niż ci się wydaje.
- Nie zapominaj, z kim masz do czynienia. Jesteś zwykłą dziewczynką. Zupełnie niegroźną.
- Niby, z kim mam do czynienia?- prychnęła, odwracając uwagę przeciwnika. Analizowała sytuację i oceniała swoje szanse w każdym z możliwych ataków.
- Powinnaś wiedzieć, Rosalie Gondez.
- Oooo... Wiesz, kim jestem i nadal nazywasz mnie zwykłą dziewczynką? Niemądre posunięcie.- zaśmiała się, po czym jednym ruchem pchnęła go na ścianę i oślepiła specjalnym fleszem. Zauważyła pod jego koszulką identyfikator, który szybkim ruchem zabrała i podjęła taktyczny odwrót.
- Oooo... Nie ma tak łatwo! - prychnął i ruszył za dziewczyną.
Uśmiechnęła się pod nosem i weszła między, podobnie ubrane do niej, striptizerki. Jej blond włosy stały się niezauważalne wśród wielu piór, siatek, pasków i innych dodatków.
                Chłopak zatrzymał się przed grupką dziewczyn, ale po chwili wychwycił dziewczynę. Kiedy chciał zadać cios, przed nim stanęła zupełnie inna blondynka. Zaczął się rozglądać, ale nigdzie nie mógł wyczaić dziewczyny. Po kilku minutowych poszukiwaniach zrezygnował i postanowił uderzyć innym razem. Skuteczniej.
W tym momencie dziewczyna biegła już w stronę wyjścia przykładając do ust drobną bransoletkę.
- Jen, wpadłam. Nie śledzi mnie, ale zna moje nazwisko.
- Dzięki tobie, ja też.- prychnęła i szybko ruszyła do ucieczki, kiedy tylko chłopak domyślił się, o co chodzi.- Spotkamy się tam gdzie zawsze.
- O nie... Zostajesz.- mruknął, łapiąc ją za nadgarstek i wyginając jej rękę.
- Puszczaj mnie!- warknęła i się wydostała. Jednym kopniakiem posłała go na ścianę. Na chwile go zamroczyło, ale zaraz ruszył w pogoń za brązowowłosą.
- Co za jełop.- wymruczała i szybko wskoczyła na swojego ścigacza. Zanim odjechała, Latynos zdążył zrobić zdjęcie tyłowi motocykla.
Dziewczyna dotarła do domu i szybko wjechała do garażu. Następnie popędziła do salonu, gdzie była Rosalie.
- Nie wiem, co zrobiłam nie tak. Działałam, jak zawsze. Wszystko powinno pójść jak z płatka. Zna moje nazwisko…- blondynka mówiła szybko i chaotycznie.
- Cześć - mruknęła, ściągając skórzaną kurtkę - Uspokój się.
- Kurde, jeszcze nie byłam w takiej sytuacji, a mam za sobą parę lat doświadczenia.- jęknęła.
- Przymkniesz się czy nie?
- Już.- powiedziała i i zamilkła.
- Myślisz, że jedna jest Rosalie na świecie? Daj spokój, z ich akt wynika, że żadnej porządnej misji nie wykonali. Pomyśl. Jak agent znajdzie agenta skoro nie potrafi wykonać misji rangi A? Oni wykonują A, a my S. Jest duża różnica, więc się nie przejmuj.
- Ale on zna moje NAZWISKO.... Mam wrażenie, że coś jest nie tak... Że się tego spodziewali...
- Co? Jak?
- Nie wiem. Mam takie przeczucie, a dobrze wiemy, że moja intuicja nas jeszcze nie zawiodła.
- Wiesz, co? Ja mam dosyć na dzisiaj. Idę pod prysznic, a ty jak się tak martwisz, to poszukaj coś o nich w bazie danych.- powiedziała brązowowłosa i powolnymi krokami skierowała się na górę.
- Okay.- mruknęła pod nosem i usiadła przy toaletce. Nacisnęła na pudełeczko z błękitnym cieniem i przekręciła tusz do rzęs, a lustro obróciło się i przybrało ciemnozieloną barwę. Pojawiło się na nim logo agencji oraz miejsce do wpisania poszukiwanej frazy. Dziewczyna bez wahania wpisała "James Maslow". Wyskoczyło jej kilka wyników. Zagłębiła się w lekturze.
- I co? Masz coś? - zapytała szatynka, po kilku godzinach schodząc na dół.
- Nooo... Parę ciekawych rzeczy.- mruknęła pod nosem.
- To znaczy?- zapytała i stanęła obok przyjaciółki.
- W bazie nie ma konkretnych danych, na jakim są poziomie. Z powodu braku informacji zakładają, że są rangi A, ale nic na ten temat nie wiadomo.
- Trzeba uważać.
- Trzeba bardzo uważać, bo żadne z danych, które mamy nie są konkretne. Wszędzie jest napisane "Możliwe, że" albo "Najprawdopodobniej". Kazali nam ich sprzątnąć, bo są jednymi z agentów, o których prawie nic nie wiemy. Mogą być cholernie niebezpieczni.
- Czyli unikamy ich jak ognia? Przynajmniej, dopóki czegoś się o nich nie dowiemy.
- No nie wiem... Zastanawiam się, czy nie spróbować się czegoś o nich dowiedzieć... Mam na myśli śledzenie ich.
- Jak chcesz, ale bądź ostrożna. Ja spróbuję się czegoś dowiedzieć w ich agencji.
- Ok.- odpowiedziała, wyłączyła system i poleciała do łazienki. Umyła się i przygotowała ( http://www.polyvore.com/for_walk/set?id=75565493 ), po czym zbiegła na dół.- Jest dosyć wcześnie. Lecę, może się czegoś dowiem.
- Okay - mruknęła i poszła do kuchni zrobić sobie kawę.
Blondynka wzięła kluczyki i wyszła z domu, po czym wsiadła do czarnego, sportowego samochodu zaparkowanego na podjeździe. Odpaliła silnik i z piskiem opon wyjechała na ulicę.
Brązowowłosa w tym czasie odpaliła swojego czarnego laptopa i włamała się do systemu agencji chłopaków. Dowiedziała się tylko, że są najlepszymi agentami w całej firmie. Nic więcej nie zdołała się dowiedzieć, ponieważ jej komputer został zawirusowany. Zrezygnowała i czekała na blondynkę.
Rosalie wróciła dopiero około 4 nad ranem. Myślała, że jej przyjaciółka będzie już spać, wiec po cichu zdjęła buty i poszła do kuchni, żeby wziąć jabłko. Kiedy tam weszła, jej ciałem wstrząsnął dreszcz, na widok Jennifer.
- Hej - uśmiechnęła się słodko.- Gdzie byłaś?
- Mówiłam, że będę ich śledzić.- odpowiedziała obojętnie.
- I czego się dowiedziałaś?
- Na przykład tego, jakim samochodem jeździ Maslow, oraz gdzie teoretycznie mieszkają.
- Super, ale wiesz, że... Jesteśmy zagrożone?
- Niby czemu?- zapytała zdziwiona.
- Włamałam się do ich bazy danych i ich ostatnia misja odbyła się w Peru. Oni są najlepszymi agentami w swojej agencji oraz płatnymi zabójcami.
- Ja pierdziele... Czyli... Widzisz?! Miałam racje!
- Proszę... Uważaj na to co robisz - powiedziała i skierowała się do wyjścia. - Jeden fałszywy ruch i po nas.- Dodała oschle i wyszła zostawiając dziewczynę samą.
Ta przymknęła oczy i wzięła głęboki wdech.
- Jutro...- szepnęła do siebie, po czym podniosła powieki i spokojnym krokiem poszła do swojej sypialni.

Następny dzień


Dziewczyna wstała dość późno, bo po dziesiątej. Jej przyjaciółka spała, więc jej nie budziła. Powolnym krokiem ruszyła do kuchni by zrobić sobie kawę. Kiedy tam dotarła w mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi. Poszła otworzyć, kiedy to zrobiła, zobaczyła chłopaków. Przerażona chciała zamknąć drzwi, ale jeden z nich ją powstrzymał.

- Dziecinnie proste.- prychnął Latynos, mocniej popychając drzwi, aż stanęły otworem.
- Czego chcecie? - wydukała trafiając na ścianę.
- Gdzie Ros? - zapytał szybko szatyn.
- U sie... - nie dokończyła, bo ten szybko pobiegł na górę.
Nawet nie spostrzegła, gdy brunet przyłożył jej lufę do skroni.
- Ostatnie życzenie?- warknął.
- Puść mnie - szepnęła. - Ja nic nie zrobiłam.
- Celu misji się nie wybiera.- mruknął, po czym uśmiechnął się okrutnie.- Ale proszę. Puszczam cię i masz dziesięć sekund forów.- zrobił krok do tyłu.- Jeden...
- Jesteś chory - dodała pewnie, ale się cała trzęsła. Szybko pobiegła do swojego pokoju i tam się zakluczyła. Miała tam wszystko co potrzebne do walki.
- Dziesięć.- ktoś szepnął tuż za nią. Odwróciła się za pięcie i ze zgrozą uświadomiła, że szyb, którym można było wejść z salonu do jej sypialni i na odwrót zostawiła otwarty.
Latynos przyparł ją do drzwi.
- Jak już mówiłem... Dziecinnie proste.- zaśmiał się, gdy nagle jego ciało zaczęło się spazmatycznie trząść. Oczy mignęły białkami i opadł na podłogę, podrygując. Za nim stała blondynka, z paralizatorem w dłoniach.
- Dzięki - rzuciła się na przyjaciółkę- Ale przecież James, on...
- Jest tutaj - usłyszała nad uchem i szybko podskoczyła. Schowała się za przyjaciółką.
- Poraź go prądem i uciekajmy - mówiła szybko.
- Jej miało nic nie być. Miałeś przyjść sam.- powiedziała blond włosa, patrząc wściekle na chłopaka.
- Przepraszam, ale jak on się na coś uprze to nie ma na niego mocnych, a życie mi miłe.
- Chwila, co? - zdziwiła się szatynka. - O co tu chodzi?
- No to trafiłeś pod zły adres, bo TEN IDIOTA PRAWIE ZABIŁ MOJĄ PRZYJACIÓŁKĘ!- krzyknęła, a jej oczy były przepełnione furią.
- Mówiłem ci, że on nie posiada uczuć. Jeśli ma kogoś zabić to to robi... bez względu na to kim jest jego cel - zakończył szeptem.
Dziewczyna nieco się uspokoiła.
- Wiem... Ja... Wiem. Przepraszam. Musimy uciekać, zanim wróci do formy.- powiedziała i odwróciła się do przyjaciółki. Widząc strach i zdezorientowanie na jej twarzy, chwyciła ją mocno za ramiona.- Posłuchaj. Jesteśmy w dużym niebezpieczeństwie. James jest z nami. Wytłumaczę ci wszystko, ale nie tutaj. Bierzemy co nie zbędne i znikamy, rozumiesz?
- N... Nie... O co w tym wszystkim chodzi?
- Chodzi o to, że nie dam cię skrzywdzić. Carlos nie może nas więcej znaleźć. Musimy iść.
- Ale dlaczego on?! - podniosła głos wskazując na Jamesa. - Dlaczego musimy uciekać?!
- Bo... Posłuchaj. Carlos jest jedyny w swoim rodzaju. Jest maszyną do zabijania. Nie ma uczuć. Na zlecenie zabił swoich dwóch najlepszych przyjaciół   Nie mogę ryzykować, że nam się coś stanie. Że stanie się coś tobie, albo... Jamesowi. Musi jechać z nami, inaczej umrze.
- Skoro jest jak maszyna do zabijania to nie uciekniemy przed nią. Nie da się...
- Można. Ukryjemy się. Coś wymyślę, ale szybko. Trzeba się stąd wynosić. - powiedziała pewnym, przywódczym tonem.
- Gdzie? Tam gdzie zawsze? Wolę już zostać i z nim walczyć - powiedziała przywódczym tonem.
- Czy ty jesteś ślepa? Zabiłby cię już dwa razy w ciągu pięciu minut! Proszę... Ten jeden raz mnie posłuchaj. I tak będzie trzeba w końcu się z nim zmierzyć, bo nie przestanie nas szukać, ale nie teraz. Przygotujmy się. Proszę.
- A co to zmieni? I tak nas zabije... Bez względu na to, czy będziemy przygotowani, czy nie! Jeśli chcecie to uciekajcie, ja zostaję - dodała i rzuciła Jamesowi kluczyki jednego z samochodów. - Zabierz ją do domku pod wodą. Tam będziecie bezpieczni.
- Okay - powiedział i zaciągnął dziewczynę do garażu, skąd ruszyli.
Szatynka zamknęła chłopaka w swoim pokoju po usunięciu stamtąd wszystkich sprzętów. Czekała w kuchni.
- Jeśli coś jej się stanie... - powiedziała blondynka, wpatrując się w widoki za oknem. - Zwróć. Powinnam być tam z nią.
- Nie. Jen prosiła, żebym cię zabrał więc to robię. Nie martw się, z tego co wiem była taka sama... Zanim poznała ciebie.
- No właśnie. Trzy lata zajęło mi przywrócenie jej do życia. Boję się o nią. - jęknęła. - Poza tym, od kiedy to słuchasz się swojej ofiary.
- Po pierwsze ona jest ofiarą Carlosa, nie moją. A po drugie nie chcę stracić osoby, którą kocham. -  szepnął spoglądając na nią.
Poczuła jak w jej brzuchu kłębią się stada motyli. Popatrzyła na niego i uniosła kąciki ust.
- Nie pocieszyłeś mnie, bo jeśli ona jest ofiarą Carlosa, to w tej chwili powinna uciekać, a ja powinnam być na jej miejscu.
- Poradzi sobie lepiej sama niż z tobą. Zrozum, że jeśli byłabyś tam, broniła by siebie i ciebie. Jesteś jej chwilowo niepotrzebna - dodał. - Da sobie radę.
- Dzięki. Nie ma to jak pocieszenie od faceta, który prawie nic nie czuje. Ty nie jesteś tak przywiązany do Carlosa! Dla ciebie jest tylko partnerem zawodowym. Zostawiłeś go na pewną śmierć! Jennifer jest dla mnie jak siostra! Więc swoje mądrości możesz sobie zachować! - podniosła ton.
- Nic o mnie nie wiesz. Osądzasz bezpodstawnie. Skąd wiesz, że nie jest dla mnie ważny? Zostawiłem go, bo wiem, że sobie poradzi. I wiem, że Jen nie zabije go.
- Zatrzymaj się. - warknęła, a chłopak zjechał na pobocze. Wściekła wyskoczyła z samochodu, a on za nią.- Jeśli ona o nie zabije, on ją sprzątnie! - krzyknęła, po czym zamilkła. Przez chwilę myślała, po czym spojrzała na Jamesa z mieszaniną leku i zrozumienia. - Zrobiliście to specjalnie. On ją zabije, a ja głupia pojechałam z tobą. Nie mam broni. Możesz mnie łatwo sprzątnąć. Mieli racie, jesteście dobrzy w tym co robicie. - powiedziała i popatrzyła na niego smutno. - Złamałam zasadę. Szpieg nie powinien nikomu ufać.
- Proszę - rzucił jej pistolet. - Zabij mnie.
Popatrzyła najpierw na niego, potem na broń i ani drgnęła.
- No zabij! Na co czekasz?! Strzelaj!
- Nie... nie mogę. - szepnęła. - Nie umiem. Nie chcę...
- Skoro tak to ja to zrobię - warknął i wyciągnął sztylet. Wycelował i rzucił. Po chwili na ziemi leżał jeden z agentów firmy Ros. - Jedziesz czy nie?
Dziewczyna była w szoku. Podbiegła do martwego faceta. Założyła skórzane rękawiczki i zobaczyła jego dowód tożsamości. Był na poziomie K. Wstała i wróciła do Jamesa.
- Nie musiałeś go zabijać - wychrypiała.
- Nie, ale chciałem, żebyś żyła. - warknął - Jeśli chcesz wracaj, ale zostaniesz zabita albo przez moją agencję albo swoją. Wybieraj.
Zacisnęła zęby i na chwilę przymknęła powieki, po czym szybko przybrała obojętny wyraz twarzy, a jej oczy zawiały chłodem.
- Teraz ja prowadzę. - warknęła i usiadła na fotelu kierowcy. Gdy tylko James wsiadł, ruszyła z piskiem opon, specjalna droga do domku pod wodą, o którego lokalizacji nie wiedział nikt, nawet agencje szpiegowskie Przez całą podróż nie odezwała się słowem, ani nie zerkała w stronę chłopaka.
- Nie wiedziałem, że zamieniasz się w maszynę - prychnął.
- Zamieniam się w ciebie - syknęła.
- Tylko, że  ja nie do końca jestem maszyną. Gdybym nią był nie zakochałbym się, więc nie przeginaj. Jeden cios i po tobie. - warknął patrząc na nią z wściekłością.
- Na co czekasz? Tylko tego pragnę. Zabij mnie i będziemy mieli to z głowy. Wykonasz zadanie jak zawsze. - powiedziała i wzruszyła ramionami. - Poza tym to ty powiedziałeś, że zamieniam się w maszynę, nie ja.
- Zanim Carlos stał się maszyną miał dziewczynę podobną do Jen, ale została zabita. Od tamtej pory jest maszyną. Jeśli uda się jej z nim pogadać przeżyje. On chce ją zabić, bo przypomina mu jego miłość. - szepnął. - A jak było z nią? - spojrzał na Ros.
Wzięła głęboki wdech i zacisnęła palce na kierownicy tak mocno, aż pobielały jej kłykcie.
- Zmieniasz temat. Chcesz wyciągnąć ze mnie informacje, zanim zadasz mi ten swój "jeden cios"?
- Żałuję, że dałem się w to wciągnąć. Jesteś marionetką. Robisz to co ci każą i tyle. Nie masz swojego zdania. Bez Jen jesteś nikim... Wiesz, że pracowała w naszej agencji?
Zatrzymała się gwałtownie na środku drogi. Na szczęście nic za nimi nie jechało. W kącikach jej oczu zaczaiły się łzy.
- Marionetka każe ci wypierdalać. Jeśli chciałeś mnie zaskoczyć to ci nie wyszło. Wiem o tym i wiem o wiele więcej rzeczy. Jedyną nowością jaką mi uświadomiłeś jest to, że jestem nic nie warta. - wyciągnęła z pod siedzenia pistolet i rzuciła go Jamesowi, który zwinnie go złapał. - Zabij mnie, albo wypierdalaj i broń się przed światem.
- Skoro tego chcesz - wzruszył ramionami i wycelował. Nacisnął spust, a po chwili z jego nogi ciekła krew. - Zadowolona? - zapytał i wysiadł. - Żałuję, że zakochałem się w tobie.
- Gdybyś mnie kochał, nie mówiłbyś mi takich rzeczy. Nie umiesz kochać. Ja... nie żałuje  że cię kocham. Żałuję tylko, że spotkaliśmy się w takim czasie i takich okolicznościach. - powiedziała, wpatrując się tępo przed siebie. Bała się, że będzie płakać. Ostatni raz płakała, gdy miała 7 lat i dowiedziała się, że jej rodzice umarli. Od tamtego czasu nie uroniła ani jednej łzy.
- Wybacz, że wychowałem się na ulicy, że musiałem zabić własnych rodziców.
Spokojnie wyszła z pojazdu. W miarę szybki  krokiem podeszła do niego i stanęła w odległości małego kroku.
- Nie tylko ty miałeś trudną przeszłość. Wiele osób, zrezygnowało z wielu rzeczy, lub było zmuszanych do robienia czegoś, czego nie chcieli, ale nie upoważnia to, do traktowania innych jak przedmioty. Może wyglądam, a dla ciebie nawet jestem, nic nie wartą marionetką, ale ty dla mnie jesteś osobą, która może wszystko  tylko bardzo zabłądziła. Przykro mi, że miałeś takie dzieciństwo. Gdybym mogła, zmieniłabym to.
- Proszę cię. Teraz tak mówisz, ale gdybyś choć trochę mnie znała wiedziałabyś, po co to wszystko robię. - prychnął.
- Nie dałeś mi szansy się poznać. Poza tym, pewnie i tak nie obchodzi cię moje zdanie.-  westchnęła cicho i odwróciła się, aby odejść z powrotem do samochodu.
Chłopak głośno westchnął i przyciągnął dziewczynę do siebie. Delikatnie przycisnął ją do maski samochodu i zaczął całować. Najpierw wolno i stanowczo, a następnie coraz bardziej się wczuwał. Całował namiętnie. Chciał, żeby zapamiętała ten pocałunek do końca życia, bo nie wiedział czy nie straci jej w tej walce.
- Kocham cię. Wcale nie jesteś marionetką. Przepraszam. Pewnie gdyby nie ty zabijałbym dalej bez wyrzutów sumienia, ale teraz mam tego dosyć. Nie chcę być już szpiegiem... Nie jeśli mam przez to stracić ciebie. - szepnął czule opierając swoje czoło o jej i gładząc jej policzek.
-Też cię kocham.- szepnęła i krótko go cmoknęła. Wsiedli do auta i ruszyli w dalszą drogę.

czwartek, 20 czerwca 2013

I... Cięcie! cz.7


Zapraszam na ostatnią część tej jednorazówki. Trochę tego było, ale udało się dobrnąć do końca ;)

~Justme


Brunetkę obudziły promienie zachodzącego słońca. Podniosła głowę i czułą się zdezorientowana. Na zegarku wybiła 8.00 PM a ona nie była u siebie w pokoju. Zanim zdążyła się nad tym zastanowić, do pokoju wszedł James, w samych bokserkach i pochyloną głową. Wycierał ręcznikiem wilgotne włosy. Dziewczyna mimowolnie się uśmiechnęła.
- No, no, no. Takie widoki na pobudkę mogę mieć.- zachichotała.
- O, już nie śpisz.- podszedł do niej i lekko musnął jej usta. - Dzień dobry kochanie.
- Chyba dobry wieczór. Dziwnie się czuję.- mruknęła i przeciągnęła się.
- Dlaczego? - zdziwił się.
- Bo budzę się na noc? Powinnam się przygotowywać do spania, a nie do życia...- jęknęła i wstała.
- Eee tam - machnął ręką. - Ale teraz jak chcesz to możemy gdzieś razem wyskoczyć. Jesteś wypoczęta. Zrelaksujesz się.
- A ty coś spałeś?- zapytała podejrzliwie.
- Nie, bo przy tobie nie da się zasnąć.- zaśmiał się. - Jedyne, co pomogło mi wyrwać się z twojego uwodzicielskiego uroku to prysznic, ale to było na nic, bo twoje kryształowe oczy zaczarowały mnie ponownie.
- Ha, ha. Zabawne. Jak nie spałeś, to nigdzie nie jedziemy.- odpowiedziała i pogłaskała go po policzku.- Musisz odpocząć.
- Skarbie ja nie potrzebuję snu. Wystarczy, że będziesz w pobliżu. A teraz idź wziąć prysznic, a ja ci poszukam jakiś ładnych ciuszków.- lekko musnął jej usta i podprowadził do łazienki.
- Nie ma mowy. Mogę iść się umyć, ale ty masz się zdrzemnąć. A w ogóle, to skąd masz damskie ciuchy w mieszkaniu?- zapytała zdziwiona.
- Przyjaciółka kiedyś zostawiła taką ładną sukienkę i dodatki do tego. Będzie idealnie pasować na ciebie księżniczko.- mruknął i musnął jej usta, po czym wyciągnął z szafy sukienkę. - Proszę, a teraz na twój rozkaz, królowo ty moja, zdrzemnę się.
- Hah. Książe...- zaśmiała się i pocałowała go krótko, po czym wzięła rzeczy i powędrowała do łazienki.
Wzięła długi prysznic. Dokładnie się wyszorowała i umyła włosy. Ubrała się w zestaw ( http://allani.pl/zestaw/630558 ), który dostała od chłopaka i wysuszyła włosy ręcznikiem. Kiedy wyszła z toalety zobaczyła, że na łóżku śpi James. Rozwalił się na cały materac. Miał rozczochrane włosy i lekko rozchylone usta. Nie mogła powstrzymać ckliwego uśmiechu. Odłożyła swoje rzeczy i cichutko weszła do kuchni. Postanowiła zrobić coś do jedzenia. Zdecydowała, że usmaży naleśniki. Już po kilku minutach, całe mieszkanie wypełnił zapach smażonego ciasta. Kiedy skończyła, kilka ułożyła na talerzu, posmarowała serem i dżemem, po czym zaniosła do sypialni. Usiadła obok śpiącego bruneta. Nie miała serca go budzić, wiec tylko położyła jedzenie na szafce nocnej i siedziała, obserwując go.
Chłopak zaczął mlaskać i nie otwierając oczu zapytał:
- Nienawidzisz mnie, że na naleśniki mnie nie budzisz?
Zachichotała i pochyliła się nad nim. Lekko musnęła jego usta.
- Nie. Wolałam, żebyś się wyspał.
- Małpa.- mruknął i przyciągnął ją do siebie. Szybko znalazł się na niej. - Hmm... Jaką by tu karę zastosować? Ooo! Już wiem!- Chłopak zaczął bezlitośnie łaskotać dziewczynę.
- Hahahaha! Nie! Proszę! Hahahaha! Przecież... Przecież... Ja je usmażyłam! Błagam! Litości! Książe, zlituj się! Hahahahaha!.
- A dostanę buziaka? - zapytał podejrzliwie nadal na niej siedząc, ale przestał łaskotać.
- Możesz sobie wziąć.- westchnęła.
Chłopak uśmiechnął się cwanie i przyciskając ją do materacu skradł jej krótki, ale bardzo namiętny pocałunek. Kiedy się od niej odsunął zszedł z łóżka i zaczął jeść naleśniki.
- Przepyszne - mówił z pełną buzią. Wziął kawałek na widelec i podsunął dziewczynie. - Masz. Jedz, bo cię nigdzie nie zabiorę.
- Jedź sam. Ja mam w kuchni.- zaśmiała się i wstała. Cmoknęła go w policzek i ruszyła po jedzenie dla siebie.
Chłopak z trudem wziął wszystko z pokoju i poszedł za dziewczyną.
- Wiesz, że jesteś najwspanialsza na świecie?
- Teraz już wiem.- uśmiechnęła się siadając na blacie. Wzięła kawałek naleśnika do ust.
- Ja go chcę.-  udał nafochane dziecko i pocałował dziewczynę.
- Mmmmm...- mruknęła i odsunęła się kawałek.- Nieznośny jesteś. Nie chcesz spać i jedzenie mi zabierasz.
- Ale za to mnie kochasz.- mruknął i ponownie ją pocałował.
- Straszny książę.- zachichotała i przyciągnęła go bliżej.
- Ale twój książę - zaśmiał się.
- I dobrze. Tylko teraz ma pecha, bo łatwo go nie oddam.
- I on na to liczy - znacząco poruszał brwiami.
- To bardzo dobrze.- zachichotała.- Tylko jak ty będziesz funkcjonował, jak prawie nic nie spałeś?- zmartwiła się. Przyłożyła dłoń do jego policzka i delikatnie go pogłaskała.
- Dam radę - uśmiechnął się. - A teraz zapraszam panią na krótką wizytę w klubie, a potem... To już niespodzianka dla mojej księżniczki.
Pomógł jej zejść i objął ramieniem. Powolnym krokiem ruszył do wyjścia, a następnie do samochodu.
Ona przez cały czas patrzyła na niego z lekkim uśmiechem. Zanim odpalił silnik złapała go za rękę.
- James...
- Tak?
- Dziękuję. Kocham cię.- uśmiechnęła się i pocałowała go w policzek.
- Ja ciebie też - mruknął i odpalił samochód. - Ale nie dziękuj, bo nie masz, za co.- puścił jej oczko i ruszył w kierunku klubu.
- Nie żartuj sobie nawet. Mam i dziękować będę, ale to chyba nawet lepiej dla ciebie.- popatrzyła na niego zalotnie.
- Oj kochanie, kochanie…- zaśmiał się i zaparkował niedaleko klubu. - Idziemy? - zapytał, kiedy otworzył jej drzwi.
- Oczywiście.- uśmiechnęła się i złapała go za dłoń. Pozwoliła się poprowadzić.



Dziewczyna w pewnym momencie przestała płakać. Powolnymi ruchami zaczęła sprzątać bałagan, którego narobiła. Założyła spodnie na nowo i położyła się na kanapie. Patrzyła się bezsensownie w czarny ekran telewizora. Z jej zamyśleń wyrwał ją dzwonek do drzwi. Z trudem się podniosła i poczłapała otworzyć. Kiedy to zrobiła ujrzała... Carlosa.
- Nie wiem, gdzie jest James.- mruknęła automatycznie, wyprzedzając jego pytanie.
- A nie wiesz, gdzie może być? Dzwonił do mnie, a teraz sam nie odbiera.- zapytał głosem pozbawionym uczuć.
- Nie - mruknęła i przełknęła ślinę. - Coś jeszcze?
- Ja...- chciał coś powiedzieć, ale w ostatnim momencie zmienił zdanie.- Nie. Dzięki.- mruknął.
- Carlos... - szepnęła.
- Hm?
Wzięła głęboki wdech:
- ... Nie, nic. Już nic - spuściła głowę i starała się na niego nie patrzeć. Jego ból w oczach sprawiał, że miała jeszcze większą ochotę się zabić.
- Okay. Trzymaj się.- mruknął i odwrócił się. Odszedł.
- Jasne. Ty też - mruknęła i dodała szeptem, kiedy odszedł. - Przepraszam.
Zamknęła ponownie drzwi i po nich zjechała. Nie mogła uwierzyć w to, że nie potrafiła mu powiedzieć, że go kocha. Bała się sama siebie.



Carlos zatrzymał się w połowie korytarza. Chciał wrócić tam i zacząć walić w drzwi. Chciał krzyczeć: "Kocham cię! Nie zostawiaj mnie!", ale nie chciał się jej narzucać. Chciał, żeby byłą szczęśliwa. Skoro zdecydowała, że woli żyć bez niego, to nie będzie jej powstrzymywał...
Przełknął ciężko ślinę i ruszył dalej, nie kontaktując.



- Chodź - chłopak po kilku tańcach wyciągnął dziewczynę z klubu. Zaciągnął ją do samochodu i powoli ruszył na plażę. Tam zaprowadził ją w jedno z najpiękniejszych miejsc w L.A. Mała, zapomniana zatoczka, z której był piękny widok na księżyc świecący nad horyzontem. Podprowadził dziewczynę na jedną z większych skał i pomógł jej na nią wejść. - Piękne prawda?
- Przepięknie.- westchnęła i pochłaniała wzrokiem roztaczający się przed nią widok.-  Idealne miejsce na postawienie pałacu ze szklanymi wieżami.- zachichotała zerkając mu w oczy.
- Nie potrzebuję pałacu, żeby móc oglądać kryształy - uśmiechnął się i zaczął gładzić jej policzek. - Bo wszystkie są w twoich oczach. Podobnie jak wszystkie truskawki świata należą do twoich ust, a głos skradłaś aniołowi. Urodę natomiast mogłaś skraść Afrodycie, mitycznej bogini miłości. Włosy są jak powoli dojrzewające kłosy zboża na polu i promienie słońca... Skarbie pamiętaj, że jesteś najpiękniejsza na świecie. Jesteś jak jasna gwiazda na ciemnym niebie, która rozświetla moje życie.
- Jeśli słyszę to od jednego z idealnych greckich bogów, to chyba musi być w tym ziarnko prawy.- uśmiechnęła się i położyła swoją dłoń na wierzchu jego, gładzącej jej policzek.- Twoje oczy, są hipnotyzujące. Czuję się, jakbym patrzyła na kwitnącą paproć w noc świętojańską. Błyszczą i przyciągają. Twoje włosy... Miękkie i lśniące, jak promienie słoneczne. Postura jak u księcia z bajki, ale głos i słowa... Jak u romantycznego pisarza. Kocham cię i nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.- szepnęła i delikatnie go pocałowała.
Chłopak zaczął odwzajemniać pocałunki dziewczyny. Utonął w ich smaku. Przylgnęła do niego. Ich pocałunek trwał i trwał. Kiedy w końcu się od siebie odsunęli, uśmiechnęła się delikatnie i poprawiła mu włosy, zasłaniające mu oczka. Całą noc spędzili na rozmowach, śmiechu i ukradkowych pocałunkach.
Rano zebrali się i pojechali do studia.
Kiedy weszli na plan, Roger uśmiechnął się promiennie.
- Wszystko okay?
- Tak. Przepraszam za zamieszanie.- mruknęła zawstydzona.
- Oj kotek... Przynajmniej teraz jesteś szczęśliwa – James przytulił ją mocniej. - I ja też.
- Cieszę się, że już wszystko w porządku. Gotowi na ostatni dzień pracy?- zapytał lekkim tonem, ale zaraz przybrał zatroskany wyraz twarzy. Do studia wszedł Latynos. Zachowywał się jak zombie. Szedł przed siebie. Jego twarz wyrażała kompletny brak emocji. Do nikogo się nie odzywał. Ewentualnie kiwał głową lub coś mruczał.
Nagle z garderoby wyszła szatynka. Oczy miała czerwone jakby płakała, ale mówiła, że jest zmęczona. Podeszła do Rogera i przyjaciół. Spojrzała na brunetkę.
- Lilly. Możemy pogadać? - szepnęła słabym głosem.
- Tak.- odpowiedziała cicho i poszła za nią do jej garderoby. - O co chodzi?- zapytała jakby obojętnym tonem, zamykając za sobą drzwi.
- Przepraszam. Przepraszam za wszystko, co ci powiedziałam, zrobiłam. Jestem głupia. To ja powinnam dorosnąć, a nie ty. Jesteś dla mnie wzorem. Kocham cię jak siostrę, a traktowałam cię jak zwykłą szmatę, bo mi się tak zachciało. Myślałam, że wszystko wiem, a jak się okazuje nic nie wiem. Nie potrafię poradzić sobie z własnymi problemami, a chcę ci pomóc. Przepraszam, że zachowałam się zwykła zdzira. Przepraszam. Wybaczysz mi? - mówiła na jednym wdechu z łzami w oczach.
- Alex... Dobrze wiesz, że choćby nie wiem, co się stało, zawsze będziesz dla mnie ważna. Wybaczam ci.- uśmiechnęła się i przytuliła przyjaciółkę.- Ale teraz będzie to wyglądało inaczej. Wiem, że jesteś nie zależna i zawsze decydujesz o sobie sama, ale są rzeczy, które musisz zmienić. I to koniecznie. Nie ma żadnego ale.- zastrzegła.
- Zrobię wszystko, ale już się nie kłóćmy. - złożyła ręce jak do modlitwy.
- Spokojnie.- uśmiechnęła się i jeszcze raz uścisnęła przyjaciółkę, po czym cofnęła się o kilka kroków. Przyjrzała się jej dokładnie.- Co się z tobą stało?- zapytała cicho.
- Pogubiłam się - jęknęła i opadła na kanapę. - Wiesz, na co mam ochotę? Na strzelenie sobie w łeb.
- Wyglądasz o wiele gorzej niż osoba, która "się pogubiła".- mruknęła z dezaprobatą.- Jak to możliwe?
Głośno westchnęła i opowiedziała jej całą historię związaną z Carlosem.
- Wiesz, co ci powiem? Głupia jesteś jak lewy kalosz. A może nawet głupsza. Powiedz ty mi do cholery, dlaczego ty go odrzucasz?
- A co mam zrobić?
- No na przykład powiedzieć mu, że go kochasz? Spędzić z nim czas? Dać mu szanse?
- Boję się - szepnęła.
- Bo?
- Zapomniałaś, jakie miałam dzieciństwo?
- Nie. Nie zapomniałam. Ale Andree to rozumiał. Skąd wiesz, że on zareaguje inaczej?
- Bo on jest inny - szepnęła i podkuliła pod siebie nogi.
- Nie dramatyzuj. To ty zachowujesz się inaczej.
- W jakim sensie?
- Jesteś... No... Inna niż kiedyś. Nie śmiejesz się. Masz tajemnice. Zachowujesz się dziwnie. I nie podoba mi się to.- mruknęła.
- Przepraszam, ale nie mam już powodów do śmiechu. Moje życie to pasmo porażek i niepowodzeń. Jestem do niczego.
- Bo tak sobie wmawiasz! Nie robisz nic, żeby to zmienić! Po prostu się nad sobą użalasz! Ale to się zmieni...
- Hm? - spojrzała na nią zdziwiona. Nie lubiła, kiedy na jej twarzy widniał cwany uśmieszek.
- Dokładnie to. Zaczniemy od tego, że masz się ubrać ładnie, uśmiechnąć. Dzwonię do Mad i powiem jej, że przyjedziemy trochę później.
- Dobra - powiedziała z lekka przerażona i podeszła do szafy. Wyciągnęła z niej ciuchy. Założyła buty i wyszła do przyjaciółki. - Może być?
- Hmmm... A może jakaś spódnica?
- Po co?
- Bo masz fajne nogi i będziesz dobrze wyglądać.- zaśmiała się, ale przestała, gdy zobaczyła minę przyjaciółki. Zmarszczyła brwi.- Co jest?
- Co ty kombinujesz?
Podeszła do przyjaciółki, zanim ta zdążyła zareagować i podciągnęła jej nogawki. W szoku patrzyła na wielkie, podłużne rany.
- Zostaw tak, jak jest.- warknęła szatynka i spuściła spodnie.
- Co to ma być?- syknęła.
- Nic. Nie czepiaj się, bo sama się cięłaś.
- Posrało cię? O nie... To nie będzie tak wyglądać.- warknęła, ale zaraz z jej oczu znikła wściekłość a pojawiło się zmartwienie i strach.- Chodź. Dzisiaj czeka cię mało przyjemne zadanie... Spróbujesz pogadać z Carlosem?
- A co ja mam mu powiedzieć? - jęknęła kiedy ta zaczęła ją ciągnąć na plan.
- Prawdę. To, co czujesz i to, co o nim myślisz.
- Nie teraz.
Zatrzymała się
- A kiedy?- zapytała całkowicie spokojnie.
- Nigdy?
- Zabawne, doprawdy.- mruknęła,- Kiedyś z nim porozmawiać musisz.
- Nic nie muszę. Prawda?
- Nie prawda. Nic nie musiałaś, do póki się nie stoczyłaś. Teraz musisz.
- Nieeeee… -jęknęła, kiedy ta ponownie zaczęła ją ciągnąć.
- Taaaaaak.- odpowiedziała jej wrednie.
- Małpa - bąknęła.
- Wiem. Ty też.
- Pyf... - prychnęła i została popchnięta w stronę Latynosa. Zatrzymała się tuż przed nim. Stanęła jak wryta.
- Hej.- mruknął.
- Hej. Co tam? - zapytała i posłała morderczy wzrok przyjaciółce.
- Nic.- odpowiedział cicho.- Coś się stało?
- Nie? Tak jakby...
- O co chodzi?
- Chodź.- jęknęła i zaciągnęła go w bardziej ustronne miejsce. - Przepraszam.
- Za co? Nie kochasz mnie i nie musisz mnie za to przepraszać. Nie mam ci tego za złe.- powiedział spokojnie.
- A powinieneś. Z resztą. Co ja wiem?... Carlos przepraszam. Zachowałam się jak ostatnia szmata tak cię traktując. Nie powinnam. Przepraszam.
- Nie masz, za co. Nie gniewam się na ciebie.- powiedział siląc się na uśmiech.
- Nie mów tak.- tupnęła nogą jak małe dziecko, a do jej oczu napłynęły łzy.- Oszukiwałam cię przez cały czas, a ty mówisz, że nie mam cię za co przepraszać i nie jesteś na mnie zły.
- Cóż... Taka jest prawda. Nie umiem być na ciebie zły...
- To nie fair!
- Nie ja to wymyśliłem.- mruknął.
- Carlos... Dlaczego? Dlaczego taki jesteś? - zapytała spokojnie i do niego podeszła bliżej.
- Jaki?- zapytał zdziwiony.
- Taki... Taki idealny.
Popatrzył na nią zdziwiony, po czym uśmiechnął się lekko.
- Nie PRAWIE idealny?
- Niby, dlaczego prawie? - zrobiła dziwną minę.
- Bo... " Mówię, jaka jesteś, a ty tego nie lubisz"- powiedział, naśladując jej ton.
- Nie powiedziałam, że nie lubię - udała oburzoną.
- Właśnie tak. Powiedziałaś "Nie lubię tego"- zaśmiał się.
- Kłamiesz.
- Nie, nie kłamię. Powiedziałaś, że tego nie lubisz.- uśmiechnął się szerzej.
- Kłamca.
- Nie kłamię panno idealna.
- Ej! Bez takich - pogroziła mu palcem. - Kurde! Przyznałam się.
Zaczęła lamentować jak babcia.
- Nie płacz... Masz na to za ładne oczy.- szepnął czule.
- Przestań, proszę - szepnęła i spojrzała mu głęboko w oczy.
- Racja. Przepraszam. Wiesz, ja już chyba pójdę.- mruknął, markotniejąc.
- Dlaczego? - zasmuciła się. - Jeszcze ci nie powiedziałam, co tak naprawdę chciałam.
- Więc o co chodzi?
- Kocham cię - szepnęła słabo i spuściła głowę.
- To... To, dlaczego chcesz za wszelką cenę wyjechać? Odciąć się ode mnie?
- To skomplikowane. Nie zrozumiesz.
- Jeśli mi nie powiesz, to oczywiste, że nie zrozumiem. Powiedz, proszę.
- Bo... Boję się. Jasne?
- Czego się boisz?
- Ciebie! - podniosła głos, a z jej oczu popłynęły łzy. - Nie mam zamiaru zajść w ciążę po raz kolejny!
- Wow, stop. Jaką ciążę? Czemu uważasz, że zaraz miałabyś zachodzić w ciążę? Przecież...
- Bo... Sama nie wiem.
- Coś się stało? O czymś nie wiem?- zapytał łapiąc ją za dłoń.
- Chcesz wiedzieć? - wyrwała mu rękę.
- Tak.
- Proszę bardzo! Kiedy miałam trzynaście lat matka mi umarła, a ojciec zaczął wykorzystywać seksualnie! Kiedy miałam szesnaście lat zaszłam w ciążę! - krzyknęła, a następnie bezsilnie opadła na ziemię i zaczęła płakać.
- Nie... Nie wiedziałem. Tak... Tak mi przykro.- szepnął i usiadł obok niej. Objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie.
- Ojciec zniszczył mi całkowicie życie. Dosłownie - szlochała, ale się nie odsunęła.
- Ciiiii... Rozumiem. To, co ci zrobił... To jest po prostu straszne. Ale jego tu nie ma. I już nigdy więcej cię nie skrzywdzi. Nie pozwolę na to...
- Najgorsze jest to, że zabiłam je.
- W sensie, że... Dziecko?
- Tak. Usunęłam ciążę.
- To... To może i nawet lepiej. Nie byłaś gotowa, a dziecko mogło urodzić się chore.
- Co? - spojrzała na niego zdziwiona.
- Wiesz... Jeśli to było dziecko twoje i twojego ojca, to mogło urodzić się z wadą genetyczną.
- I sądzisz, że dobrze zrobiłam? Bo je zabiłam? Zabiłam!
- Nie mówię, że to było perfekcyjne rozwiązanie. Mówię, że mogło być gorzej.
- Jesteś nienormalny - wstała. - Wolałabym już, żeby miało jakąś wadę niż być morderczynią!
- Rozumiem. Ale zrobiłaś to. Co mam ci powiedzieć? Że powinnaś iść do więzienia? Że masz się tym martwić do końca życia? Mówię ci, co myślę. A myślę, że to nie była twoja wina. Że zostałaś postawiona w przerażającej sytuacji w nie odpowiednim momencie. Zrobiłaś to, co uważałaś za słuszne i choćby to było coś niewiarygodnie okrutnego i tak będę cię pocieszał i i tak przyznam ci racje!
Miała już coś powiedzieć, ale zrezygnowała.
- Wybacz mi, że cię kocham. Wybacz mi, że nie widzę w tym, co zrobiłaś okrucieństwa. Wybacz mi, że jestem taki, a nie inny. Nie potrafię zachowywać się inaczej.- mruknął i odwrócił się na pięcie. Szybko odszedł.
- Idiotka! - krzyknęła i całą swoją wściekłość wyładowała na ścianie. Kiedy się uspokoiła wróciła na plan. Starała się wyglądać na szczęśliwą.
Na jej nieszczęście brunetka cały czas bacznie jej się przyglądała i dojrzała czający się w tęczówkach smutek. Posłała jej spojrzenie, które mówiło samo za siebie. Czeka je rozmowa...



Dzień nagrań minął jak z bicza strzelił. Na końcu wszyscy zebrali się u Rogera, aby ostatni raz razem pożartować i porozmawiać. Było trochę łez i smutku, ale każdy pocieszał się tym, że zobaczą się na premierze, a może i kiedyś przy kolejnych produkcjach.



Słońce wstawało roztaczając ciepły blask. Dwie przyjaciółki oraz James stali na lotnisku. Minął tylko tydzień od zakończenia zdjęć, a sporo się zmieniło. Lilly miała teraz duży wpływ na Alex. Pilnowała, aby jadła jak normalny człowiek, dużo z nią rozmawiała i zabierała w piękne miejsca. Dziewczyna zdawała się odżywać. Brunetka w żartach nazywała ją śpiącą królewną, która po wielu latach ponownie widzi świat w pięknych barwach. Tak samo kwitło uczucie między Lil a Jamesem. W momencie pożegnania, dziewczyna miała łzy w oczach i nie potrafiła się od niego odsunąć.
- Będę tęsknić. Bardzo.- jęknęła.
- Ja też - ścisnął ją jeszcze mocniej. - Niedługo się zobaczymy. Obiecuję.
- Co nie zmienia faktu, że bez ciebie będzie mi źle.- szepnęła.
- Mi też kochanie. Będę bardzo, ale to bardzo za tobą tęsknić. Ale nigdy nie zapominaj, że zawsze będę cię kochał. Zawsze.
- Też cię kocham. Zawsze będę cię kochać.- szepnęła i wspięła się na palce, aby go pocałować.
- Ej, bo nam samolot ucieknie.- zaśmiała się Alex i ich od siebie odsunęła, a sama przytuliła Jamesa. - Pa. Będę tęsknić wariacie.
- Dzięki wariatko. Ja też - zaśmiał się i od siebie się odsunęli.
- Kiedyś ci go ukradnę - powiedziała po chwili ciszy i znacząco poruszała brwiami.
- Jesteś straszna.- odpowiedziała jej przyjaciółka, po czym spojrzała na chłopaka.- Wiesz, że jeśli zobaczę cię w gazetach z jakąś dziewczyną, to przylecę tu i najpierw zamorduję ją a potem ciebie?- zapytała mrużąc oczy.
- Podobnie - dodał i się uśmiechnął. - Kocham ciebie i tylko ciebie.
- Pasażerowie lotu numer 756 proszeni na pokład.- usłyszeli głos kobiety w głośnikach.
- Kocham cię.- powiedziała brunetka i jeszcze raz szybko go pocałowała.
- Chodź - uśmiechnęła się do dziewczyny i ruszyła do przodu.
- Idę!- zawołała za przyjaciółką.- Do zobaczenia na premierze.- uśmiechnęła się do chłopaka i pobiegła za szatynką.
- Wiesz, że wrócisz tu sama? - zapytała Alex, kiedy były już w samolocie.
- Co? Niby, czemu?- zapytała zdziwiona.
- Bo po co?
- Bo na premierę?
- I znowu go spotkać? Nie dziękuję.
- Masz pecha. Pojedziesz ze mną.- powiedziała tonem, którego używała od kilku dni.- Pojedziesz tam ze mną i kropka. Mówiłam ci, że po premierze pojedziemy do Malibu. Nie masz wyboru.
- Ale powiesz Carlosowi, że mnie nie będzie. Jasne?
- Co mi tam. Czemu nie?- mruknęła.- Ale ty za to nie krzyczysz na mnie, jak będę miała napady tęsknoty.- jęknęła i oparła głowę o okienko.
- Spoko - mruknęła. - Za miesiąc wracamy, a wtedy nacieszycie się sobą.- znacząco poruszała brwiami.
- Zazdrościsz?- zapytała z półuśmiechem.- I tak nie oddam ci Jamesa.
- Masz pecha, bo nie zazdroszczę - wystawiła jej język. - Zaczynam nowe życie.
- I z tego powodu się cieszę.- zaśmiała się i przyjacielsko szturchnęła szatynkę.
- Ja też - mruknęła. - Idę spać. Dobranoc.
- Branoc.- szepnęła i odwróciła się w stronę okna. Już po 15 minutach obie spały.



W czasie pobytu dziewczyn w Anglii, chłopcy długo myśleli o nich i doszli do wniosku, że nie potrafią żyć bez nich. Carlos postanowił, że wybaczy Alex i spróbuje od nowa. Tak jak postanowili pojechali do Anglii do dziewczyn. Carlos i Alex się pogodzili, a James i Lilly zaręczyli. Po paru latach wrócili do Los Angeles gdzie panna Grant stała się panią Maslow, a panna Vega za parę miesięcy miała być panią Peną. Tak jak przypuszczano wszystko zakończyło się szczęśliwie.


Koniec

sobota, 15 czerwca 2013

I... Cięcie! cz.6


Brunetka przeszła kilka przecznic i wsiadła do autobusu, który wywiózł ją na przedmieścia. Tam, piechotką doszła do starego mostu nad małą rzeczką. Uwielbiała tam siedzieć. Mało, kto tam chodził, dzięki czemu mogła oddać się rozmyślaniu, marzeniom... Rozejrzała się wokół i nie widząc żywej duszy przerzuciła nogi przez barierkę. Usiadła na skraju kamienia i oparła się o filar. Nogi spuściła w dół. Głęboko westchnęła.
Nie wiedziała nic. Zawsze ufała swojej intuicji, ale tym razem bardzo się bała. Nie chciała zostać sama, ale nie chciała też zatrzymywać Alex. Do tego James, koniec zdjęć i powrót do Anglii... Miała tak mało czasu, a tak wiele decyzji do podjęcia. Nawet nie zauważyła, gdy zaczęło zmierzchać.
- James będzie zły.- mruknęła pod nosem. Wyciągnęła z kieszeni telefon. Nie myliła się. Dwadzieścia nie odebranych połączeń. Nie miała siły z kimkolwiek rozmawiać, więc wystukała na klawiaturze: "Zasiedziałam się. Nie martw się. Zobaczymy się jutro. Kocham cię xoxo". Po chwili otrzymała odpowiedź:
" Skarbie gdzie ty jesteś? Dlaczego dopiero jutro? "
Westchnęła i uśmiechnęła się lekko.
"Nie martw się. Za miastem. Myślę. Nie wiem, kiedy wrócę a nie chcę, żebyś czekał."
"Przyjadę po ciebie. Jest już ciemno, bezsensu, żebyś wlokła się autobusem"
„ Nie wiem, KIEDY wrócę. Nie trzeba. Kocham cię."
"Na pewno? Martwię się o ciebie L "
" Nie musisz. Wszystko jest w porządku. Jeśli to cię uspokoi, to jestem 10 km na północ od LA."
" Przyjadę po ciebie J Daj tylko znać. Kocham cię ;* "
"Też cię kocham ;* "
Uśmiechnęła się pod nosem i odłożyła telefon. Czyli kolejny problem się rozwiązał. Wiedziała mniej więcej, co chce zrobić, ale było jej tak dobrze. Delikatny szum strumyka, ciepły wiatr i spokój wpływały na nią kojąco. Zapomniała o wszystkim. Oparła głowę o kamienny filar i przymknęła oczy.
Siedziała tak jeszcze długi czas, do póki nie usłyszała warkotu zbliżającego się auta.
Chłopak jechał po woli by nie przegapić czasami dziewczyny. W pewnym momencie zobaczył brunetkę. Szybko wysiadł z auta i do niej podbiegł. Kucnął o obok niej i chwycił za ramiona.
- Skarbie. Wszystko w porządku?
- Co? Tak, przecież mówiłam, że wszystko jest ok.- mruknęła i przetarła oczy. Chwyciła się barierki i wstała, po czym przeskoczyła przez nią na drogę.
- Jest już grubo po północy i nie dawałaś znać - dołączył do niej. - Myślałaś, że nie będę się martwił?
- Szczerze? Miałam nadzieję, że nie. Powiedziałam ci, że nie wiem, kiedy wrócę...
- Posłuchaj. - powiedział poważnie i przycisnął ją do samochodu. - Zawsze, ale to zawsze będę się o ciebie martwił. Nawet jak mi powiesz, że nie mam to i tak będę się martwił. Kocham cię i nie pozwolę, żeby ci się coś stało.
- Nie planowałam niczego głupiego...- mruknęła.
- Nie chodzi mi oto. Dobrze wiesz, że każdy może cię skrzywdzić. Nawet obcy człowiek, a ja nie chcę. Nie chcę, żebyś cierpiała.
Uśmiechnęła się do niego.
- Rozumiem. Po prostu... Potrzebowałam takiej chwili samotności. Następnym razem powiem ci gdzie będę i o której wrócę, okay? Kocham cię.- cmoknęła jego policzek.
- Okay. Ja ciebie też - mruknął i lekko musnął jej usta.
- Nie gniewaj się na mnie, a tu... Tu jest tak pięknie.- szepnęła i skierowała wzrok w stronę rzeki. Nad nimi świecił księżyc w kształcie rogalika, oraz wiele gwiazd. Przy warkocie silnika nie słychać było szumu wody... - Zgaś samochód. Coś ci pokażę…
Chłopak nic nie powiedział tylko wykonał prośbę dziewczyny i do niej wrócił.
Chwyciła go za dłoń i zeszła z mostu. Potem po woli zeszli po wale i usiedli zaraz przy brzegu. Lilly położyła się i gestem pokazała, żeby zrobił to samo.
- Co chcesz mi pokazać? - zapytał i położył się obok niej.
- Popatrz w górę. Gwiazdy i księżyc tak pięknie tu świecą. W LA takich nie zobaczysz... Posłuchaj szumu wody... To tak, jakby ktoś nucił kołysankę. Przez chwilę o niczym nie myśl i zatrać się w tym.- powiedziała cicho obserwując niebo.
- Skarbie…- szepnął po chwili i na nią spojrzał.
- Tak?- zapytała patrząc w jego oczy.
- Nie muszę tego robić, bo to wszystko czuję, widzę, kiedy tylko jesteś w pobliżu.- szepnął. - Gwiazdy w twoich oczach, które ślicznie komponują z twoja ciemniutką cerą. Usta są jak dwie dojrzałe truskawki. A głos należy do anioła, którym jesteś.
Uśmiechnęła się i zarumieniła.
- James...
- Hmm?
- Kocham cię.- szepnęła i przysunęła do niego. Pochyliła się nad jego twarzą i złożyła na jego ustach pocałunek. Nieśpieszny i delikatny.
Chłopak delikatnie i stanowczo odwzajemniał pocałunki dziewczyny. Sprawiały mu taką przyjemność.
Na chwilkę się odsunęła. Spojrzała w jego oczy... Te piękne, hipnotyzujące oczy...
- Teraz mam już pewność. Nie boję się. Kocham cię i ufam ci.- szepnęła.
- Ja ciebie też - szepnął.
Uśmiechnęła się promiennie i ponownie go pocałowała. Tym razem mocniej, zachłanniej...



Carlos dosyć mocno przekraczał dozwoloną prędkość. Już nie mógł doczekać się, gdy dojedzie do szpitala. Całe tylne siedzenie miał zawalone przeróżnymi rzeczami, które zamierzał wykorzystać. Postanowił, że przypomni Alex, jaki świat jest piękny. Ostro zahamował i zaparkował pod budynkiem. Wyszedł z samochodu i zebrał wszystkie potrzebne przedmioty do dwóch kartonowych pudeł. Następnie zamknął auto i szybkim krokiem przemierzył korytarz. Podszedł do drzwi sali, w której leżała jego dziewczyna i zapukał w nie.
- Tak? - zaśmiała się. Sama nie wiedziała, dlaczego, ale śmiała się.
Carlos nie zgrabnie wszedł do pomieszczenia i balansując kartonami, nogą zamknął drzwi. Odstawił pakunki na podłodze i westchnął z ulgą.
- A tobie, co?
- A... Wiesz, w kręgosłupie trochę łupie...- jęknął jak stary dziadek.
- Staruch.
- Dziękuję, młoda damo.- wyszczerzył się i zaczął opróżniać pudła.
- A po co ci to?
- Mi? Po nic. Tobie? Po wiele.- uśmiechnął się tajemniczo.
- To znaczy? - spojrzała na niego zdziwiona.
- Tutaj jest wszystko, co może cię zaciekawić. Muzyka, filmy, książki, rysunki, kartki, kredki, farby, notesy, długopisy, gazety... Wszystko, co może się przydać. Kiedyś żyłaś marzeniami. Pisałaś, śpiewałaś... Możemy do tego wrócić. Zobaczymy, czy nadal daje ci to ukojenie i radość.
- Wiesz, że jesteśmy w szpitalu?
- Dzień dobry pani Alex... A co tu się dzieje? - do sali weszła pielęgniarka.
- Eeee... Zapewniam jej rozrywkę.- odpowiedział Carlos.
- A pan to? Z resztą nie ważne - machnęła ręką i podała dziewczynie kartkę z wypisem. - Może pani wyjść, ale jutro musisz się zgłosić na kontrolę.
- Dobrze. Dziękuję - uśmiechnęła się, a pielęgniarka wyszła.
- Ej no! Nie mogli powiedzieć, zanim to wszystko tutaj przytargałem?- jęknął.
- Masz pecha - wystawiła mu język i założyła jeansy. - Teraz to wynieś.
Wyburczał pod nosem coś, co brzmiało jak "chamstwo", po czym ułożył jedno pudło na drugim i poczekał na dziewczynę.
- Okay. Idziemy - powiedziała  i razem wyszli ze szpitala. Już po chwili siedzieli w aucie.
Cały czas patrzyła w okno i się nie odzywała. Nawet, kiedy zadawano jej pytanie.
- Hej, słyszysz mnie?- zapytał w końcu Carlos i jedną ręką machnął jej przed twarzą.
- Hmm? Mówiłeś coś? - spojrzała na niego jak wyrwana z transu.
- Tak. Przez pół drogi. Ale nie szkodzi. Pytałem, czy dasz się jutro gdzieś wyciągnąć.
- Jutro? Nie. Przepraszam.
- Czemu?- zapytał zasmucony.
- Szczerze? Nie mam ochoty na ŻADNE spotkania. Przepraszam, ale mam trochę spraw do załatwienia.
- Aha, okay... Ale dodajesz mi jeden dzień do tych dwóch, skoro jutro nie chcesz się ze mną widzieć.- zastrzegł.
- O ile ich starczy - mruknęła bardziej do siebie niż do niego i wróciła do wpatrywania się w szybę.
- Co?- zapytał zdziwiony.
- Hmm? Nic, a co?
- Słyszałem. Powiedziałaś: "O ile ich starczy". W jakim sensie?
- W żadnym. Tak mi się powiedziało.- mruknęła nie patrząc na niego.  
- Nie mówisz mi prawdy...
- W jakim znowu sensie? - westchnęła.
- Odwracasz głowę. Powiedz mi proszę, o co chodzi.
- O nic. - popatrzyła na niego. - To już głowy nie można odwrócić?
Chłopak nie patrząc na nią ostro zakręcił. Zatrzymał samochód obok parku i spojrzał prosto w jej oczy.
- Słucham.
- Czego znowu?
- Powiedz mi, o co ci chodziło, bo na pewno nie powiedziałaś tego od tak, od niechcenia. Jeśli mamy się poznać, nie możemy się okłamywać i zatajać informacji. O co chodzi?
- Planuję wyjechać dwa dni wcześniej. Zadowolony?
Przez chwile się nie odzywał.
- Dlaczego?
- Bo tak. Jedziemy?
- Nie. Dlaczego?
- Bo tak chcę. Proste, logiczne i zrozumiałe.
- Nie. Nie zrozumiałe. Dlaczego?
- Bo chcę! - podniosła głos. - Jedź.
Zacisnął szczękę i ruszył dalej. Podwiózł ją pod dom.
- Dziękuję - dodała bez uczuć i wysiadła. Ruszyła do hotelu.
- Poczekaj!- zawołał i wysiadł z samochodu. - Mam prośbę.
- Jaką? - odwróciła się z wielką łaską.
Szybko do niej podszedł i nie zważając na zdziwienie malujące się na jej twarzy, pocałował ją. Mocno i namiętnie. Po kilku sekundach odsunął się.
- Wybacz. Rozumem, że wyjeżdżasz i że przez to kontakt się urwie. Rozumiem, że możesz mnie nie kochać. Po prostu... Chciałem... Przed rozstaniem chciałem tego spróbować.- wyjaśnił i odwrócił się. Ruszył do auta.
- Czego? - zapytała. - Już nic nie rozumiem.
- To witaj w moim świecie.- rzucił i wsiadł za kółko.
- Spoko - zrezygnowana weszła na górę. Pierwsze co zrobiła to wzięła tabletki, a następnie położyła się spać. Spała jak zabita w ubraniu.



Carlos nie wiedział, co ma myśleć. Mknął drogami ogarniętego wieczornym mrokiem Los Angeles. Podjechał pod swoje mieszkanie. Zaparkował wóz i wybiegł z niego z prędkością torpedy. Wbiegł do siebie. Przez chwile stał w przedpokoju. Poczuł, jakby cała siła go opuściła. Ledwie dowlekł się do kanapy, kiedy na nią padł. Nie rozumiał już nic. Całkowicie nic. Ale bez niej czuł się pusty. Wydrążony. Jakby świat stracił kolory.
- Jak ja to przeżyję?- mruknął pod nosem, po czym powoli odpłynął do krainy Morfeusza.



Dziewczyna leżała na trawię. James położył głowę na jej brzuchu, dzięki czemu jedną dłonią mogła gładzić jego policzek, a drugą wskazywać mu konstelacje gwiezdne. Chłopak rozkoszował się tym dotykiem. Z zaciekawieniem słuchał opowieści Lilly na temat mitycznych bohaterów, magicznych zwierząt lub wojowników, którzy po wielu trudach otrzymali swe należne miejsce wśród gwiazd. Po jakimś czasie jej opowieści zmieniły tor i wsłuchiwał się w historię o wróżkach, czarach i zaklętych królewnach. Brunetka opowiedziała mu o swoich ulubionych baśniach i przyznała, że nigdy nie przestała wierzyć w magię.
- Taka już jestem. Dziecinna. Alex często ma mi to za złe...
- Nie jesteś dziecinna.- uśmiechnął się zalotnie. - Alex nie powinna w ogóle się ciebie czepiać oto, że masz swój świat. Piękny i pełen magii.
- Bajkowy i nie realny. I to jest złe. Czasem powinnam wrócić do prawdziwego życia, a nadal siedzę w gwiazdach...
- Po co chcesz wracać? - spojrzał na nią zdziwiony. - W realu nie da się żyć. Spójrz na Alex. Żyje w realu i co? Ma same problemy, a ty? Jesteś zawsze uśmiechnięta, radosna i pełnia życia. Wiesz, co powiedzieć, nawet, kiedy nie wiesz. Kocham cię ze względu na to, w jakim świecie żyjesz, i... Wolałbym, żebyś nigdy nie wracała do rzeczywistości. Wtedy już nie będziesz tak piękna i pełnia życia jak teraz. Będziesz normalna i... No... Nuda... Teraz jesteś ekscytująca i pełna tajemnic, które chcę odkryć. Jesteś dla mnie zagadką, bardzo seksowną zagadką, którą kocham nad życie i nigdy nie pozwolę, żeby się smuciła. Za bardzo mi na tobie zależy, tak samo jak na twoim szczęściu. Obiecuję, że nie zabraknie ci powodów do śmiechu, a ja w ten sposób będę mógł oglądać twój boski uśmiech i słuchać twojego anielskiego głosu. Kocham cię skarbie najcenniejszy na całym tym ponurym świcie. Kocham cię, bo ty, jedna rozjaśniasz moje całe życie, samy swoim życiem obok mnie.
- Hah, czyli gdyby nie to, że jestem chora psychicznie, dziecinna i nie normalna, byłabym nudna?- zapytała ze śmiechem.
- Dokładnie - lekko musnął jej usta. - Za to między innymi cię kocham i będę przez całe życie.
- Dzięki. Jakoś od razu mi lepiej.- wywróciła oczami i zachichotała.- Też cię kocham. Kochałam i kochać będę.- także musnęła jego wargi.- Ale pamiętaj. To, że zawsze jestem uśmiechnięta i radosna, nie zawsze znaczy, że tak jest.
- Dlatego masz mnie. Zawsze ci pomogę i... Oddam za ciebie życie, jeśli będzie taka potrzeba.
- Nie dramatyzuj skarbie.- zaśmiała się.- Przecież w bajkach nie ma śmierci. Książe odnajduje swoją księżniczkę, a później żyją długo i szczęśliwie w kryształowym zamku pod opieką dobrej wróżki...
- Czyli my tak też będziemy żyć.- szepnął i wstał. Wziął dziewczynę na ręce i ruszył do samochodu. - A teraz książę zawiezie cię do domu, bo za trzy godziny mamy być w studiu, a nie możesz tam jechać z trawą w twych cudnych włoskach.
-Nieee.... Dobrze mi tu jest. Książe nie wie, że w piękne, gwieździste noce, księżniczka zmienia się w driadę i umyka ludzkim spojrzeniom.- zaśmiała się i wyrwała z uścisku. Miękko wylądowała, po czym poderwała się do biegu i zaczęła przed nim uciekać.
- Małpo ty jedna! Czekaj! - pobiegł za nią.
- Nie widzę tu małp, no chyba, że człekokształtny Książe się zalicza!- zaśmiała się i ruszyła slalomem między kilkoma drzewami rosnącymi nieopodal.
- Ej, ja nie wyrobię tu! - zaśmiał się i powoli zaczął przyśpieszać.
- Aaaaaaaaaaa!- pisnęła, gdy w końcu ją dopadł.
- I co? Nadal będziesz uciekać księciu? - wymruczał jej do ucha.
- To zależy...- zaśmiała się, gdy nagle oślepiło ją białe światło latarki.
- Hej! Co tu się wyprawia?! Proszę zostawić tą dziewczynę w spokoju!!!- krzyczał jakiś straszy mężczyzna grożąc Jamesowi drewnianą laską.
- C... C... Co? - przymrużył oczy. - A pan to kto?
- Gwałcicielu! Ja ci dam! Piękne dziewczyny porywać!- wołał dziadek biegnąc w ich stronę.
- Uciekamy! - krzyknął James i złapał dziewczynę za rękę. Pędem ruszył do samochodu.
Ona wyrwała mu się z uścisku.
- Proszę pana! Spokojnie! On nie jest gwałcicielem. Nic się nie dzieję. Przepraszam bardzo za piski...- zawołała w momencie, gdy mężczyzna do nich dobiegł. Nieufnie zmierzył wzrokiem bruneta. Ten schował się delikatnie za dziewczyną.
- Ale na pewno? Wie pani... Na pewno?
- Na pewno. Bardzo dziękuję za troskę. Proszę się nie martwić. To mój kuzyn. Jest trochę niezrównoważony i mnie wystraszył. To dla tego krzyczałam. Już będziemy iść. Bardzo przepraszam za hałas...- uśmiechnęła się najbardziej ujmująco, jak potrafiła, a jej oczy wyrażały skruchę.
- Eh... No dobrze. Ale gdyby coś się działo, proszę wołać.- ukłonił się przed brunetką i posłał Jamesowi spojrzenie z tych "Obserwuję cię". Kiedy tylko się oddalił Lilly popatrzyła na chłopaka i cicho się zaśmiała.
- To nie jest śmieszne
- Masz racje. To jest bardzo śmieszne.- odpowiedziała i zaczęła śmiać się głośniej.
- Ha ha ha...  - mruknął i udał nafochane dziecko. Z uniesioną głową ruszył w drogę powrotną.
- A oto i nasz książę się focha.- zachichotała, po czym ruszyła za chłopakiem. Przebiegła obok i stanęła dokładnie przed nim, zagradzając mu drogę. - Na pocieszenie ci powiem, że gdybyś był gwałcicielem, to nie krzyczałabym głośno.- powiedziała siląc się na powagę.
- Serio?
- Serio serio.- odpowiedziała, kiwając potwierdzająco głową. Złapała go za dłonie.
- Cieszę się bardzo, ale teraz muszę cię odstawić do domu - uśmiechnął się.
- Eh... Na prawdę? Tu jest tak pięknie.- szepnęła, tęsknym wzrokiem podziwiając rzekę oraz horyzont, który zabarwił się już na różowo.
- Niestety tak, ale przecież możemy tu wrócić jutro... To znaczy dzisiaj.- zaśmiał się lekko.
- Obiecujesz?- zapytała patrząc na niego z podniesioną brwią.
- Słowo Maslowa - puścił jej oczko. - Chodź kochanie, bo jest... - spojrzał na zegarek w telefonie. - Dokładnie 5:30.
- Rany. No dobra.- uśmiechnęła się i pocałowała go.
- Mmmm.. - mruknął kiedy się już odsunęli od siebie.
- Żegnaj kraino baśni. Witaj szara rzeczywistości.- jęknęła, po czym spojrzała na twarz bruneta.- No może nie koniecznie taka szara...
- Chodź - delikatnie ją objął i powolnym krokiem prowadził do samochodu.
Chłopak odwiózł ją pod hotel. Umówili się, że zobaczą się na planie. Brunetka pocałowała go i wyszła z samochodu. Skierowała się do mieszkania. Po wejściu zajrzała w lustro stojące w przed pokoju i mimo woli, zaśmiała się. Wyglądała jak jakaś leśna wróżka - cała w liściach, trawie i kwiatach z rozczochranymi włosami. Postanowiła napić się kawy i wziąć prysznic. Kiedy przekroczyła próg kuchni, zamarła. Przy blacie stała szatynka, sącząc kawę.  
- Coś nie tak? - zapytała i wzięła kolejnego łyka kawy. Była ubrana w TO. ( http://allani.pl/zestaw/627218 )
Lilly otrząsnęła się z szoku i przybrała obojętny wyraz twarzy.
- Owszem. Liczyłam na to, że mieszkanie mam dla siebie.- odpowiedziała.
- Nie martw się. Jutro już będziesz sama- mruknęła uśmiechając się słodko.- Będziesz mogła robić co chcesz, bo mnie już nie zobaczysz.
- Jak nie zobaczę? Za tydzień mamy lot.
- Ty masz - mruknęła. - Mała zmiana planów.
Brunetka zrobiła się cała czerwona.
- Nie! Nie ma żadnej zmiany! Mam tego dosyć! Czemu wszystko ustalasz beze mnie?! Czuję się jak jakieś czteroletnie dziecko, któremu tylko mówi się, co ma robić i tyle! Nic oprócz tego. A ja żyję! Jestem pełnoletnia i jestem twoją przyjaciółką! Przyjechałyśmy tu razem, a ty traktujesz mnie jak śmiecia!
- Jak zrozumiesz, co to jest życie, to wtedy pogadamy.- warknęła i wzięła swoje tabletki, a następnie wyszła trzaskając drzwiami.
Poczuła, że miękną jej kolana. Usiadła na podłodze i zalała się łzami. Wpadła w nieopanowaną histerię. Wszystkie uczucia, które do tej pory tłumiła, wybuchy ze zdwojoną mocą. Przez chwile czuła żal i niemoc. Była bezsilna. Wkrótce potem, wszystkie uczucia przyćmiła wściekłość. Chwyciła za telefon. Najpierw napisała do Jamesa: "Skarbie, spóźnię się odrobinę. Muszę wziąć porządny prysznic ;) Kocham cię ;* ", a następnie do Alex: "Proszę cię bardzo. Chcesz, żebym zrozumiała, co to jest życie, na twoich warunkach. Racja. Już nigdy się nie zobaczymy. Podobno życie docenia się, gdy możesz je stracić. Zobaczymy, czy je zrozumiem i docenię, czy może jednak nie. Nie mów nikomu."  
Palcami rozczesała włosy i wkładając telefon do kieszeni wybiegła z hotelu. Było jeszcze wcześnie, więc prawie nie było ludzi. Mknęła bocznymi uliczkami. Byle dalej. Miała zamiar skończyć to wszystko.



- JAMES!!! - darła się Alex idąc przez cały plan. – JAMES!!!
- Co?
- Wiesz, że Lilly chce się zabić? - zapytała jak gdyby nic.
- CO?! Dlaczego?!
- A bo ja wiem? Napisała mi tylko, że chce się zabić.- wzruszyła ramionami.
- I ty to tak spokojnie mówisz?!
- A co? Mam płakać, bo dzidzia chce się zabić? Proszę cię.- prychnęła.
- Jesteś... Aght... Nie ważne - warknął i wybiegł ze studia. Szybko wsiadł w samochód i pojechał w miejsce gdzie prawdopodobnie chciała się zabić Lilly.
- Co za ludzie - jęknęła i wywróciła oczami. Powolnym krokiem ruszyła do garderoby.
Przez te ostatnie dni uleciały z niej jakiekolwiek uczucia. Już nie kochała, nie cierpiała, nie czuła... Po prostu była jak maszyna stworzona bez żadnych uczuć i do zabijania marzeń, ludzi... Nie była tą samą osobą, co kilka dni temu. Zmieniła się w bezduszną istotę. Tylko, dlaczego?
Kiedy siedziała na kanapie, patrząc się w pustkę, usłyszała pukanie.
- Czego? - jęknęła, a drzwi się lekko uchyliły i wyjrzał przez nie Max.
- Roger prosi, żebyś przyszła.
- Już idę - mruknęła i niezadowolona ruszyła do reżysera.
Rozmawiał z kimś przez telefon, kiedy zobaczył, że szatynka nadchodzi.
- Zadzwonię, jak będę coś wiedział. Cześć.- mruknął i rozłączył się.
- Czego chciałeś ode mnie?
Złożył ręce jak do modlitwy i przyciągnął do ust.
- O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego, jedna z aktorek próbuje się zabić, aktor jedzie po nią, mając w dupie wszystko inne, drugi aktor wygląda, jakby mu ktoś w rodzinie umarł, a jeszcze jedna aktorka zachowuje się jak cyborg? Co tu się do cholery stało?
- Życie - uśmiechnęła się słodko.
- Bardzo zabawne. Najbardziej dziwi mnie to, że to James jedzie za nią, a nie ty. Odkąd przyjechałyście na plan i udzieliłyście zgody na ekranizację opowieści, którą napisałyście, zachowywałyście się jak papużki nierozłączki. Jedna nie mogła podjąć decyzji bez drugiej. A teraz, gdy twojej przyjaciółce coś grozi, stoisz tu i uśmiechasz się krzywo. Co się dzieje?
- Powiedziałam ci już. To jest prawdziwe życie i tyle.- wzruszyła ramionami.
Zrobił minę, jakby usłyszał coś pierwszy raz w życiu.
- To jest, przepraszam, co?- zapytał nadstawiając uszu.
- Wyczyść uczy to może wtedy usłyszysz - warknęła.
- Ile masz lat?
- A ty?
- Ile masz lat?- ponowił pytanie. Domyślała się, że musi mu o coś chodzić, po przecież dokładnie wiedział, ile.
- Jestem dużo młodsza od ciebie.
- Ile? Masz? Lat?
- Uważaj, bo ci żyłka pęknie.
Popatrzył na nią znacząco. Zobaczyła w jego oczach zmęczenie, trwogę, ale i cierpliwość. Wiedziała, że nie odejdzie, do póki mu nie odpowie.
- Boże, 20. - jęknęła. - Tak trudno sprawdzić w papierach?
- A ja mam 40. Dwa razy tyle. I czy ty mówisz mi, jak wygląda prawdziwe życie?- zapytał, ignorując resztę zdania.- Wiem, że dużo przeszłaś. Nie zmienia to faktu, że jesteś młoda i nie rozumiesz jeszcze wszystkiego. W prawdziwym życiu, liczą się ludzie, nawyki i uczucia. Wartości, takie jak rodzina, przyjaźń i miłość. TO jest prawdziwe życie. To, co ty uważasz, za życie, to tylko jego urojenie. Nie masz jeszcze o niczym pojęcia i obawiam się, że zrozumiesz swój błąd o wiele za późno.  
- Skończyłeś? Nudzisz mnie.
Popatrzył na nią z litościwym uśmiechem.
- Ostrzegałem cię.- odpowiedział i odwrócił się do niej tyłem. Wziął ze stolika megafon i zawołał: "Dzisiejsze zdjęcia odwołane! Sprawa nagła! Do jutra!"
Po czym szybko wziął telefon do ręki.
- Maslow? Jesteś już tam? Jakby, co, daj znać. Wezwę karetkę.- i mówiąc coś do komórki szybko oddalił się od dziewczyny.
- Będzie mnie tu pouczał! - oburzyła się. - Nie wiesz, co to prawdziwe życie. Sam nie wiesz, co to życie staruchu jeden.
Wściekła ruszyła do garderoby marudząc pod nosem.
- Zamieniłaś się w bezdusznego cyborga. Nie poznaję cię. Jesteś inna. Pocałuj mnie w nos.



Już po około półgodziny dziewczyna wyszła z autobusu. Szybkim krokiem doczłapała do mostku, na którym niecałą dobę temu rozmyślała nad swoim życiem. Przerzuciła nogi przez barierkę i usiadła tam, gdzie wcześniej. Tym razem jednak trzymała się tylko jedną ręką i była niebezpiecznie wychylona do przodu. Mostek nie był wysoki, ale strumień był bystry, a dno pokryte ostrymi kamieniami.
- Nie wiem, co to jest życie, więc, po co mi one? Nie używam rzeczy, o których nic nie wiem.- mruknęła pod nosem i wzięła głęboki oddech. Pomyślała o Jamesie. O jego oczach, włosach, ustach. - Raz...
- Kochanie! - usłyszała głośny krzyk Maslowa. - Nie rób tego!
Obróciła gwałtownie głowę w stronę jego głosu.
- Nie rób tego! - dobiegł do niej. - Proszę. Chodź tu do mnie.
- Chciałam... Chciałam być twoją księżniczką. Chciałam żyć w kryształowym pałacu z dobrą wróżką.- uśmiechnęła się pod nosem, po czym posmutniała.- Ale życie to nie bajka. A ja tego nie rozumiem. Więc, po co mi ono? Przepraszam...
- Lilly. Życie jest bajką - szepnął i złapał ją za rękę. - Jest bajką, którą sami piszemy. To zależy od nas, o czym ona będzie i czy będzie miała szczęśliwe zakończenie. Proszę, nie rób tego i pomóż mi napisać naszą wspólną bajkę.
- James, ja... Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Jestem osobą, która miała trudne dzieciństwo i wiele przeszła i to wszystko będzie się za mną ciągnąć. Nigdy nie będę do końca normalna. Nie chcę, żebyś przez to ty cierpiał. Kocham cię i uważam, że zasługujesz na kogoś o wiele lepszego...
- Nikt nie jest lepszy od ciebie - szepnął i delikatnie przyciągnął do siebie. - A dzieciństwo? To przeszłość. Z problemami zawsze sobie poradzimy tylko... Musimy trzymać się razem, a wtedy wszystko przetrwamy. Zobaczysz. Proszę cię. Jeśli skoczysz ja zrobię to z tobą. Nie potrafię wytrzymać bez ciebie sekundy, a co dopiero całe życie.
- Jamie… Nie potrafię wyobrazić sobie tego wszystkiego. Alex całkiem się zmieniła. Dzieją się rzeczy, na które nie mam wpływu i przeraża mnie to. Nie radzę sobie z tym, więc chcę uciec. Jestem tchórzem. Nie rozumem tego, co dzieje się wokół mnie. Chciałabym całe życie spędzić tak, jak wczorajszą noc. Leżeć na łące, obok rzeki i snuć bajkowe opowieści z tobą. Ale za każdym razem, kiedy o tym myślę, ktoś lub coś z całą siłą i mocą przypomina mi, że to nie jest sen. To nie bajka. To nie marzenie. To jest prawdziwe życie i to wszystko jest nie możliwe…
- Skarbie... Życie jest bajką złożoną ze zdarzeń, stworzonych przez nas samych. To od nas zależy, co z nim zrobimy i czy będziemy szczęśliwi. Może nie wiem zbyt wiele, ale wiem jedno. Alex nigdy nie będzie szczęśliwa, bo żyje w kłamstwie. Oszukuję samą siebie, że żyje w rzeczywistości. Wcale tak nie jest. Ona ciągle żyje marzeniami. Nigdy to się nie zmieniło.
- Ale ja nie mam na to wszystko siły...- zaszlochała i bezwładnie osunęła się na barierkę. Była przemęczona, a łzy rzęsiście spływały jej po policzkach.
- Chodź tu - szepnął i przyciągnął ją do siebie. Mocno przytulił. - Jesteś silna i dasz radę. Pokonasz każdą przeszkodę. A jeśli zaczniesz spadać złapię cię, ale jeśli mi się to nie uda, skoczę za tobą być obok ciebie w każdej chwili życia. Dlatego, że cię kocham i zawsze ci pomogę... W każdej sytuacji.
- Przepraszam.- szepnęła i oparła się o niego. Wtuliła twarz w jego ramię.
- Nie masz, za co kochanie. Nie masz, za co. - szepnął i zaczął gładzić po głowie. Poczuła, jak uginają się pod nią kolana. Była padnięta i do tego te wszystkie wrażenia...
- Nie chcę wracać na plan. Nie chcę jechać do Anglii.- szepnęła i zaczęła lekko zsuwać się w dół.
- Chodź - wziął ją na ręce. - Zabiorę cię do siebie i tam się wyśpisz i odświeżysz, a potem zobaczymy, co dalej. Okay?
- Mhm. Kocham cię.- powiedziała cicho.
- Ja ciebie też - cmoknął ją w czoło i ruszył do samochodu.
Kiedy chłopak dotarł do auta dziewczyna już spała. Delikatnie ułożył ją na przednim siedzeniu i cicho zamknął drzwi. Od razu wybrał numer do reżysera.
- Hej Roger. Z Lilly wszystko jest dobrze. Zabiorę ją do siebie, żeby wypoczęła i spróbuję jakoś załagodzić tą całą kłótnię między nią, a Alex. Póki, co nikomu nie mów, że jest u mnie. I nie martw się. Wszystko będzie okay.
- Dobra. Czyli żyjecie. Jakby coś się działo, to daj znać.- odpowiedział.
- Jasne. Na razie - rzucił i się rozłączył.
Po cichu wsiadł do auta i odpalił samochód. Pojechał prosto, do swojego mieszkania.



W czasie, kiedy James dotarł do Lilly i zabrał ją do domu, szatynka zdążyła wrócić do hotelu. Zakluczyła się i zjechała po drzwiach wejściowych. Zamknęła oczy, a po chwili ukazał się jej obraz matki, która zmarła, gdy miała trzynaście lat. Brakowało jej matczynej miłości i opieki. To wszystko ją przerosło już siedem lat temu. Straciła całe swoje życie. To właśnie wtedy zamieszkała ze swoim chorym psychicznie ojcem, który był potworem. Madison była dla niej wybawieniem. To właśnie wtedy szczęście ją opuściła i przestała w nie wierzyć. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Zdała sobie sprawę, że zamieniła się w ojca. Brakowała tylko, żeby...
Siedziała na podłodze i płakała z bezsilności. Nie wiedziała już kompletnie, co ma robić. W pewnej chwili podniosła się i weszła do łazienki. Ściągnęła spodnie i wyciągnęła żyletkę. Przyłożyła ją do ud i szybkim ruchem przecięła skórę. Wykonała tą samą czynność po kilka razy na obu nogach. Kiedy siedziała we własnej krwi rzuciła żyletką o lustro co spowodowało jego pęknięcie. Delikatnie podkuliła nogi pod siebie i ponownie zaczęła płakać. Jej przezroczyste łzy łączyły się z czerwoną krwią, która sączyła się z jej obu nóg. Siedziała na podłodze tak długo aż z transu nie wyrwał jej telefon. Spojrzała na wyświetlacz... Carlos... Na widok jego uśmiechniętej twarzy przestraszyła się, ale i ucieszyła. Próbowała się ogarnąć, ale kiedy to zrobiła dzwonek ucichł. Bezlitosna i zła na siebie wybuchła głośnym płaczem.



"Ona mnie nienawidzi...", przypomniał sobie i szybko się rozłączył.  Jego oczy, przez chwile rozświetlone, ponownie przygasły. Poczuł się, jakby ktoś podszedł i wyrwał mu serce z piersi, a on nie mógł zaprotestować. Nie chciał protestować. Pragnął, aby na prawdę ktoś przyszedł i odebrał mu życie. Nie potrzebował go. Nie bez niej. Nie rozumiał, co się z nią działo, ale wiedział, że ona potrzebuje pomocy. Tylko, co z tego, skoro ona go nie chce? Nie chce jego pomocy, jego rozmowy, jego miłości... Przecież nie będzie się jej pchał i narzucał. To jej życie i nie ma w nim dla niego miejsca...
Z tą myślą doszedł do mieszkania. Machinalnie zamknął za sobą drzwi i usiadł na kanapie. Pomyślał, że mógłby włączyć jakąś grę, albo film, ale jakoś... Nie chciał. Patrzył się w ścianę, jakby była zapierającym dech w piersiach dziełem sztuki i nie miał siły odwracać od niej wzroku, czy chociażby mrugnąć. Wszystkie jego marzenia odpłynęły i stał się pusty w środku.  
Nagle z zamyślenia wyrwały go wibracje telefonu. Z trudem spojrzał na wyświetlacz. Numer "James" dobijał się natarczywie. Olał to i wrócił do swoich myśli. Zastygł w bez ruchu na wiele, wiele godzin.