sobota, 25 maja 2013

I... Cięcie! cz. 2


Carlos od razu po otrzymaniu wiadomości, ubrał buty i kurtkę, po czym wybiegł z domu. Szybkim krokiem ruszył przez miasto, co chwila zaczepiając ludzi i pokazując im zdjęcie Alex, które miał na telefonie, z pytaniem, czy nie widzieli dziewczyny. Niestety, wszystkie odpowiedzi były przeczące. Kluczył tak przez kilka godzin, co chwile dzwoniąc do Jamesa lub Lilly z pytaniem, czy coś mają. Ku rozpaczy dziewczyny, nie było śladu po ich przyjaciółce. Po dłuższym czasie dostał sms'a od Jamesa, że szatynka wpadła w histerie i on zabiera ją do domu. Latynos odpowiedział, że zrozumiał, ale sam nadal będzie szukał.
Kiedy myślał, że był już chyba wszędzie, rozejrzał się. Stał obok bramy cmentarnej. Pomyślał, że tam na pewno jej nie ma. Chciał iść dalej, gdy nagle w oczy rzuciła mu się czerwona czapka z daszkiem leżąca obok jednego z nagrobków. Przypomniał sobie, że dokładnie taka czapka, przez cały czas wystawała z tylnej kieszeni spodni Alex. Niewiele myśląc ruszył w tamta stronę. Kiedy schylił się po nakrycie głowy, usłyszał cichy szloch. Rozejrzał się wokół i dostrzegł czarne włosy przyjaciółki.
- Życie nie jest takie proste. Odkąd cię nie ma, nie byłam szczęśliwa. Dzisiaj uśmiechnęłam się szczerze po raz pierwszy i to dzięki Carlosowi. Andree nie wiem co mam robić. Proszę, pomóż mi. Zawsze mi podpowiadałeś, a teraz milczysz. Dlaczego nie potrafisz mi powiedzieć, czy Carlos to ten jedyny? Proszę, pomóż mi. - szlochała dziewczyna.
Nagle jej twarz owiał lekki, ciepły wiatr. Poczuła, jakby ktoś kładł jej rękę na ramieniu. Spojrzała w tamtą stronę i nie zobaczyła nikogo. W jaj głowie zaczęły kłębić się myśli, które były jasne do zrozumienia, ale jakby... Nie pochodziły od niej.
- Nie chcę, żebyś była smutna. Musisz iść dalej. Carlos cię kocha i sprawia, że się uśmiechasz. Przynosi ci szczęście. Jeśli go kochasz, to daj mu szanse. Życzę ci szczęścia skarbie...-  głos był coraz cichszy, aż w końcu zamilkł.
- Łatwo ci mówić.- uśmiechnęła się. - Dziękuję skarbie.
- Alex, wszystko w porządku?- zapytał Latynos, powoli do niej podchodząc.
- Carlos?! - zerwała się na równe nogi. - Co ty tutaj robisz?
- Szukamy cię. Cały dzisiejszy dzień. Lilly siedzi i płacze, bo nie ma pojęcia, co się z tobą dzieje. Już nie była w stanie ganiać po mieście. Nie dawałaś znaku życia. Tak się martwiłem...- westchnął.
-  Nie potrzebnie, bo jak widzisz nic mi nie jest.
- Ale wiem o tym dopiero teraz.- mruknął.- Ale to nic. Najważniejsze, że jesteś cała.
- Zawsze tu przychodzę. Tylko tu jestem szczęśliwa.- powiedziała i z powrotem usiadła na ławce. Swój wzrok skupiła na zdjęciu Andree.
- Rozumem. Ale jest już późno. Może wracajmy? Odprowadzę cię do domu, a tutaj wrócisz jutro?- zapytał spokojnie.
- Muszę? Wolę zostać tutaj.- szepnęła lekko uśmiechając się.
- Rozumiem. Ale... Albo dobra. Ale tylko chwile, okay?- zapytał odwzajemniając uśmiech.
- Dziękuję. Za wszystko.- powiedziała i bez zastanowienia przytuliła go. Trochę się zdziwił, ale objął ją i lekko przycisnął.
- Nie ma sprawy.- szepnął.
- K... Kocham Cię.- szepnęła po dłuższej chwili ciszy.
Zamrugał kilka razy. Był zszokowany.
- C... Co?
- Kocham Cię - powtórzyła cicho.  
Uśmiechnął się.
- Też cię kocham. Bardzo.- szepnął jej na ucho.
Lekko odsunęła się od niego i zaczęła gładzić jego policzek.
- Przepraszam. Za wszystko.
- Nie gniewam się. Nie gniewam...- uśmiechnął się i pocałował ja w czoło.
- Dziękuję.- szepnęła i jeszcze raz się do niego przytuliła. Nie chciała już go puścić.
Nagle ich romantyczną chwile przerwał dzwoniący telefon chłopaka. Nie odsuwając się od dziewczyny przyłożył słuchawkę do ucha.
- Halo?
- Carlos... Wiesz już coś?- zaszlochała Lilly.
- Tak. Nie martw się. Znalazłem ją. Jest cała i zdrowa.- uśmiechnął się.
- Na prawdę? Dzięki Bogu.- westchnęła.- Wrócicie za niedługo?
- Nie wiem. Wrócimy za niedługo?- zapytał szatynki.
- Nie.
- Mówi, że nie.
- ... Powiedz jej, że ma przesrane.- warknęła.
- Hah, okay. Lilly mówi, że masz przesrane.
- Nie boje się jej, bo mam ciebie. - uśmiechnęła się nieśmiało.  
- Mówi, że się ciebie nie boi, bo ma mnie.- przekazał z uśmiechem.
- Fajnie. Cieszę się, że się wam udało, ale nie zmienia to faktu, że powinna się bać, bo Justme jest wściekła i roztrzęsiona, a wtedy bywa nieprzewidywalna.- burknęła.
Chłopak zaśmiał się i przekazał wiadomość brunetce.
- Mam to gdzieś. Rozłącz się. Proszę.
- Okay. Mam się rozłączyć. Nie martw się, dopilnuję, żeby nic się jej nie stało.
- Oczywiście, że dopilnujesz, bo jeśli nie, to tobie pierwszemu wyrwę nogi z tyłka.- warknęła i rozłączyła się.
- No, twoja przyjaciółka raczej nie jest szczęśliwa.- zaśmiał się Latynos.
- No i? - wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Rozwiążecie to same.- podniósł ręce w  geście obronnym.
- Dzięki bohaterze.- powiedziała ze śmiechem.
- Wiesz, nie żeby coś, ale Lilly trochę mnie przeraża.- zaśmiał się.- I ty też nie jesteś nieszkodliwa, więc wolałbym się nie znaleźć między wami podczas jakiegoś sporu...
- Super. Boisz się dziewczyn. Jakiś ty dzielny.
- Nie wszystkich. Tylko was dwóch.
- Czyli kochasz mnie, bo nie chcesz oberwać?
- Nie. Czyli kocham cię, bo cię kocham. Wiem, że to głupio brzmi.- zaśmiał się.
- Jesteś głupi, głupku.
- Wiem, ale to na twój widok...
- Yyy....
- Hah, to co? Będziemy stać i się przytulać na cmentarzu, czy idziemy na spacer?
- Spacer. Miły spacer.
- Okay. To chodź.- uśmiechnął się i objął ją ramieniem. Spokojnym krokiem ruszyli w stronę najbliższego parku.



- Boże, co za małpa.- warknęła szatynka i rzuciła telefonem o kanapę.
- Co się stało? Znalazła się?
- Tak. Znalazła się. I nie zamierza wracać do domu. Niech ja ją tylko dorwę...- mamrotała pod nosem.
- Jest z Carlosem, tak? Nic się jej nie stanie i ja się tam nie dziwię, że nie chce wracać. Pewnie Carlos ją do tego przekonał.
- Jeśli masz racje, to już mu współczuję. Ciekawe, jak będzie tańczył, bez nóg...
- Super. Ciebie wsadzą, a ja będę przyjaźnił się z beznogim Carlosem. Może dla bezpieczeństwa powiem im, żeby nie wracali?
- Hahahaha, myślisz, że tak łatwo by mnie zgarnęli?- zapytała ze śmiechem siadając na dywanie.
- Tak, masz rację. Przywiążesz się do krzesła i cię nie zabiorą.
- Nie oto mi chodziło, ale okay...- zachichotała i zamknęła oczy.
- A teraz będziesz spać? Świetnie. Po prostu cudownie.
- A czemu miałabym nie spać?- zapytała patrząc na niego podejrzliwie.
- Pójdę sobie? Zwiążę cię i zabiorę ze sobą?
- Hahahaha, ale po co wiązać? Jakbym spała, to i tak bym się nie ruszała geniuszu.
- Yyy... Ale mogłabyś się obudzić, a wtedy uciec mi, a jak cię zwiążę to nigdzie mi nie pójdziesz.
- Skąd podejrzenie, że bym od ciebie uciekała?- zapytała przekrzywiając głowę.
- Skąd mam wiedzieć, co siedzi w tej ślicznej główce? - zapytał i usiadł obok niej. - Nie wiem, jaki pomysł się w niej zatrzyma.
- Racja. Sama się czasem tych pomysłów boje.- zaśmiała się.
- Ale ja się nie boję.- mruknął i musnął jej usta.
- Mmmmm... Miło.- mruknęła i oddała pocałunek.
Chłopak zatracił się w pocałunkach dziewczyny.
- To, co? Rozumiem, Panie Maslow, że ćwiczymy sceny?- zapytała z uniesioną brwią, głosem profesjonalisty.
- Wolałbym coś innego porobić.. - mruknął uwodzicielsko.
- Co na przykład?
- A co mam do wyboru?
- Nie wiem. Ty mówisz, że chcesz robić coś innego. Powiedz, co?- mruknęła bawiąc się jego włosami.
Chłopak uśmiechnął się i wpił w usta dziewczyny. Całował delikatnie, ale stanowczo i namiętnie. W pewnym momencie położył dziewczynę na dywanie, a sam oparł dłoń obok jej głowy. Jego pocałunki schodziły coraz niżej. Żuchwa, szyja, dekolt.
- Kocham się.- szepnął i powrócił do pocałunków.
- Kocham cię, ale... To trochę za szybko, nie uważasz?- zapytała cicho.
- Jak chcesz.- mruknął i wrócił do pozycji siedzącej.
- Ej, tylko się nie fochaj...
- Przecież nic nie mówię.
- Ale twój ton i ta mina...
- Przecież nic nie robię. To twoja decyzja, nie moja.
- Ale jesteś zły...
- A jaki mam być? Kocham cię i chcę być ciebie jak najbliżej, ale ty mnie odpychasz. Jeśli mnie nie kochasz to po prostu mi to powiedz, a nie bawisz się mną jak jakąś zabawką. Zrozumiem, że jesteś materialistką, wystarczy, że mi to powiesz.
Dziewczynie opadła szczęka.
- Co proszę? Gdybyś mnie kochał, rozumiałbyś, że nie chcę się sparzyć. Powiedziałam ci, że mam w głębokim mniemaniu związek opierający się na seksie lub trwający tylko podczas nagrywania filmu! Jeśli czujesz się zabawką, to możesz spakować swoje akcesoria i stąd wypierdalać!- krzyknęła i wstała pokazując mu drzwi.  
- Bardzo chętnie! Nie mam zamiaru słuchać zrzędzenia laski, która nie potrafi kochać! - dodał i stanął obok drzwi. - Żałuję, że się w tobie zakochałem. Jesteś zwykłą szmatą.
Chłopak wyszedł trzaskając drzwiami.
Nie mogła uwierzyć w to, co się przed chwilą stało. Złość zaczęła mieszać się z żalem. Wściekłą krążyła po mieszkaniu. Kopała i rzucała wszystkim, co tylko znalazła. W pewnym momencie do jej rąk trafiła żyletka. Już wzięła zamach, po czym zamarła. Przyjrzała się przedmiotowi. Pomyślała o Alex i o Jamesie... Wszystko ją przerastało. Weszła do łazienki. Usiadła na toalecie. Zamknęła oczy i przesunęła ostrą krawędzią po nadgarstku. Poczuła pieczenie. Jeszcze nigdy nie próbowała się ciąć, ale poczuła w głowie ulgę. Wszystko skupiło się na bolącej ręce. Westchnęła i siedziała tak przez chwile. Kiedy błogie uczucie zaczęło odchodzić, zrobiła to jeszcze raz, i kolejny. W końcu żyletka wypadła jej z ręki. Zaczęła płakać. Łzy skapywały jej z twarzy i mieszały się z krwią na nadgarstku i podłodze.  



Para chodziła po parku. Śmiali się i rozmawiali. Dowiedzieli się o sobie wielu rzeczy i mieli wrażenie, że rozumieją się bez słów. Zrobiło się już ciemno.
- Skarbie, nie jest ci zimno?- zapytał czule.
- Nie. No coś ty - powiedziała, po czym dodała ze śmiechem. - Mówią, że jestem gorąca.
- A ja się z nimi całkowicie zgadzam.- mruknął jej do ucha.
- Nie no, teraz mi jest zimno.- zaśmiała się. - Nie szepce się do ucha jak jest ciemno, a zwłaszcza dziewczynie. Wtedy ciarki przechodzą i zimno się robi.
- Oj wybacz. W przyszłości będę uważał.- zaśmiał się.- To, co robimy? Gdzie chcesz się rozgrzać?
- Wracamy do domu.- powiedziała i wyprzedziła chłopaka. - Ruszasz się jak mucha w smole!
- Oj bo już dzisiaj trochę mi się biegało! Nogi mnie bolą...- jęknął.
- Nie licz na to, że będę cię nieść.- powiedziała i się zatrzymała. - Ale ja chętnie przejadę się na koniku.
Chłopak zmierzył ją wzrokiem.
- Ale konik najpierw chce marchewkę.- powiedział i wskazał palcem na swój policzek.
- Nie posiadam marchewek…- powiedziała robiąc minę szczeniaczka.
- Buzi styknie.- mruknął i przytulił ja. Delikatnie musnęła jego usta i uśmiechnęła się cwanie.
- A teraz chcę konika! - tupnęła jak mała dziewczynka prosząca mamę o nową lalkę.
- Ależ proszę.- zaśmiał się i stanął do niej tyłem. Wdrapała się mu na plecy, a on wesołym krokiem ruszył we wskazywanym przez nią kierunku.
- Mógłbyś zakupić wygodne siodło. - powiedziała udając marudę.
- Jak będziesz częściej korzystać z moich usług, to się zastanowię.- zaśmiał się.
- Nie dzięki. Wolę już iść pieszo niż siedzieć ci na grzbiecie bez siodła.
- W sensie, ze chcesz zejść?- zapytał podejrzliwie.
Dziewczyna zaczęła mlaskać.
- Taaaaak?- zapytał zdziwiony.
- Masz czekoladę?
- Hahahahaha, niestety, nie.
- Chyba muchę połknęłam. - zaczęła pluć.
- Współczuję. Ale jak ty to zrobiłaś?- zapytał śmiejąc się.
- No wiesz... Gadałam z t... moim konikiem, a ona bezczelnie wleciała mi do ust. Co za bezczelna mucha!
- Chamstwo w państwie.- przytaknął.
- W państwie much. - poprawiła go.
- Tak właśnie.- zachichotał.- Daleko jeszcze?- zapytał rozglądając się.
- Hmmm... Nie, ale ja chętnie pójdę okrężną drogą.- znacząco poruszała brwiami.
- O nie, nie. Koń nie dostał marchewki i mu w brzuchu burczy. Może, jak się naje.- zawołał.
- To ja spadam.- powiedziała i dała mu całusa w policzek, a następnie zeskoczyła z jego pleców. Zaczęła biec przed siebie. - Złap mnie ofiaro!
- Ej no, czekaj!- zawołał i ze śmiechem pognał za nią. Po chwili dogonił ją i biegł obok.
- Uwaga drzewo - powiedziała i skręciła.
- Co?- zawołał i wbiegł prosto w gruby pień.
- Pa! - pomachała mu i wbiegła do pierwszego hotelu.
- Ała...- jęknął i złapał się za głowę.
Po chwili na kogoś wpadła. Podniosła głowę i zobaczyła Jamesa.
- Hej - uśmiechnęła się ciepło. -  Co tam?
- Daj mi spokój! - warknął i wyszedł z hotelu.
- Uważaj, bo ci żyłka pęknie.- bąknęła i ruszyła do pokoju.
- ALEX!- zawołał Carlos idąc za nią.- Pomóż mi... W głowie mi się kręci...- jęknął.
- Chodź ty ofiaro - powiedziała i objęła go ramieniem. - Jak drzewa można nie zauważyć?
- Byłem zbyt skupiony na tobie.- mruknął.
- Ta, ta i na dobre ci to nie wyszło - powiedziała i weszła do windy.
- Powiedzmy.- burknął pod nosem i oparł się o jedno z luster.
- Wyczuwam focha - powiedziała gwałtownie zwracając swój wzrok na Latynosie.
- Nie focha, tylko jeszcze mi się kręci...
- No.
Nagle winda się zatrzymała.
- To tu?- zapytał.
- Yhym. Chodź - powiedziała i mu pomogła.
- Dzięki.- uśmiechnął się lekko i pomaszerował za nią.
- Od tego mnie masz, no nie? - mruknęła pod nosem, jakby od niechcenia.
- Nie tylko od tego.- zaśmiał się, ale zamarł, kiedy dziewczyna otworzyła drzwi.- Zawsze wasze mieszkanie wygląda, jak po niezłej imprezie?
- Nie.- powiedziała przerażona i puściła się w głąb mieszkania. - Lilly jesteś?!
Odpowiedziała jej cisza. Zaczęła przeszukiwać pokoje. Kiedy chciała otworzyć łazienkę, zdziwiła się. Była zamknięta. Zaczęła się dobijać.
- Lilly! Jesteś tam?! Lilly! Otwórz! Lilly!
- Zostaw mnie.- usłyszała cichy i słaby głos.
- Lilly? Otwórz! Lilly! - zaczęła jeszcze bardziej walić w drzwi. - Lilly! Otwórz te drzwi!
Nie usłyszała żadnej odpowiedzi.
- Czekaj, może ja?- zapytał Carlos. Kiedy brunetka się odsunęła, kopnął mocno w drzwi. Otworzyły się.
- Lilly? - zapytała i zajrzała do środka. Zobaczyła przyjaciółkę, która siedziała na szafce cała we krwi i łzach. - Lilly, co się stało?
- Co cię to obchodzi? I tak masz mnie w dupie. Zostaw mnie.- warknęła.
- Co się stało? - powiedziała stanowczo i spojrzała na żyletkę leżącą na podłodze. - Pogięło cię?! Nigdy się nie cięłaś! Co ci odbiło?!
- Proste! Jestem zwykłą szmatą, która nie jest nikomu do szczęścia potrzebna!- krzyknęła.
- Jaką znowu szmatą? Jakie nie potrzeba? Kto ci takich bzdur nagadał?
- To ty mnie olewasz! Krzyczysz na mnie! Traktujesz mnie jak jakieś niedorozwinięte dziecko!
- Co? - zatkało ją. Nie wiedziała, co powiedzieć. - Dobrze wiesz, że jesteś dla mnie jak druga Madison. Nigdy bym nie pozwoliła cię zranić, skrzywdzić.
- Tak, jasne. Zachowujesz się jak bachor. Zaczynasz coś i zostawiasz mnie z tym bagnem. Nie myślisz, co mówisz. Nie rozmawiasz ze mną. Martwię się o ciebie, a ty masz mnie w dupie. Według ciebie, to jest "nie pozwolę cię skrzywdzić i zranić"?- wołała, ale jej głos słabł.
- Zrozum, że nie tylko tobie jest ciężko. Odkąd zaczęłyśmy kręcić ten pieprzony film to oddaliłyśmy się od siebie. Zaczęłaś mnie unikać. Pewnie gdyby nie Andree i Madison to bym zwariowała. Brakuje mi naszych dawnych rozmów, wygłupów. Teraz nawet nie wiem, kim jestem dla ciebie. Przyjaciółką, siostrą, a może wrogiem. Sama już nie wiem.
- Nie wiem...- szepnęła i oparła głowę o ścianę. Znowu zaczęła płakać.- Jestem głupią szmatą. Nic nie wiem.
- Przestań! Nie jesteś żadna szmatą! Jesteś cudowną dziewczyną, która potrafi wiele rzeczy, a jej najlepsza przyjaciółka za nią nie nadąża. Biegniesz cały czas do przodu, spotykasz nowych ludzi, poznajesz nowe rzeczy, a ja? Stoję w miejscu jak ostatnie kretynka, bo nie wiem, czy jestem w stanie cię dognić, dorównać ci.
- Jestem szmatą. On powiedział, że jestem szmatą...- westchnęła cichutko.
- James - warknęła. - Carlos znajdź mi tego gnojka i przyprowadź, żebym mogła zabić.
- Ale... Okay, już idę.- mruknął i wycofał się z mieszkania. szatynka jeszcze chlipnęła, po czym wsunęła zakrwawioną rękę do umywalki.
- Włączysz wodę?- zapytała cicho.
- Jasne.- powiedziała i wykonała daną czynność. Pomogła ogarnąć się przyjaciółce i zrobiła jej opatrunek. Lilly już po dwudziestu minutach była świeża i pachnąca.
- Wyglądasz ślicznie - uśmiechnęła się brunetka na widok ubrania dziewczyny.
- Dzięki.- mruknęła, jakby wyprana z emocji.
- Uśmiechnij się, albo cię ugryzę - pogroziła jej palcem. - Dzisiaj zjadłam muchę, więc uwierz. Jestem GŁODNA.
Szatynka uśmiechnęła się sztucznie, po czym znowu posmutniała.
- Przepraszam, ale nie mam siły.- powiedziała i usiadła na kanapie. Podciągnęła kolana pod brodę i zaczęła tępo wpatrywać się w ścianę.
- Nie przejmuj się nim. Nie jest ciebie wart. Jest zwykłym śmieciem, mówiąc takie rzeczy.
- Może i tak... Ale wiesz... Jestem głupia. Bo żyję bajkami i marzeniami...
- No i? Dobrze wiesz, że życie bez marzeń to życie bez nadziei, a życie bez nadziei to życie bez celu i sensu.
- Ale ty miałaś racje. Ja myślę tylko o bajkach i tych moich chorych fantazjach. Zawsze widzę tylko tą dobrą część i potem mam przesrane. Miałaś racje. Nie powinnam tak robić. Tu jest prawdziwe życie i powinnam się skupić na nim. Na studiach, pracy, obowiązkach...
- Przestań, bo ci zdzielę! Dobrze wiesz, dlaczego tak mówię!
- Mówisz tak, bo masz racje. Zawsze miałaś racje, a ja głupia próbowałam zaprzeczać. Nie da się zaprzeczać prawdzie...
- Nie. Moje życie zawsze było gorsze od twojego. Pamiętasz Andree? Moja prawdziwa miłość, zniknęła w ciągu sekundy, na moich oczach. Odkąd przeprowadziłyśmy się do Los  Angeles moje życie stało się pastwą porażek, a twoich sukcesów. Dlaczego? Bo ja nie wierzyłam w swoje marzenia, nie dążyłam do postanowionych celów. Prawda jest taka, że życie w rzeczywistości jest do bani, nie znajdziesz pozytywnych cech tego. Natomiast życie marzeniami to dopiero. Zawsze osiągniesz swój cel, spotka cię coś dobrego. Więc nie mów tak, bo w ten sposób niszczysz sobie życie tak jak ja to zrobiłam.
Zamilkła. Przez chwile wyglądała tak, jakby nic nie słyszała. Później wstała i przytuliła przyjaciółkę.
- Dobrze wiesz, że nie osiągnęłabym tego bez ciebie. To wszystko zawdzięczam tobie. Twoje życie wcale nie jest takie złe... Andree nie chciałby, żebyś była nieszczęśliwa. Madison już ci powiedziała, że przyjedziesz do niej, jak tylko skończycie studia. Nasze opowiastka ma zostać zekranizowana i gramy główne role. Poznałaś chłopaka z twoich snów, przy którym nareszcie się uśmiechasz. Wcale nie jest tak źle, jak sądzisz. Nie wszyscy mają tak dobrze...  
- Skarbie. James to zwykły... Grrr... Nie ważne. Ja mu nie odpuszczę tego, co powiedział, a ty masz o tym zapomnieć. Zrozumiesz? Masz być szczęśliwa z nim czy bez tego idioty. Po prostu uwierz, że tak może być i się uśmiechnij. Uwierz, że nie warto pokazywać, że takie coś nas boli.- puściła do niej oczko.
- Możliwe, ale... Wiesz, że to boli. Powiedział tak, dlatego, że mu odmówiłam. Powiedziałam, że to za szybko... A zawsze myślałam o nim, jak o ideale faceta. A teraz...
- Co?! - wytrzeszczyła gały. - On jest nienormalny! Jak tylko Carlos go przyprowadzi to może widzieć, że go zabiję i nikt mnie przed tym nie powstrzyma.
- Nie. Nie rób tego... On... Ja... Nie zrób mu krzywdy.- westchnęła.
- Zasłużył na najgorsze i nie zaprzeczaj.
- Nie. Rób... Rób, co chcesz, ale tak, żeby nie trafił do szpitala. - westchnęła i z powrotem opadła na kanapę.
- Dobra. Od razu trafi do grobu - powiedziała i wyprzedziła przyjaciółkę. - Ani słowa!
Ta tylko pokiwała głową z rezygnacją i lekko się uśmiechnęła.
- Oglądamy coś?
- Wampiry kontra świry?
- Hah, możemy.- zaśmiała się.



Carlos ponownie krążył po mieście. Na szczęście tym razem, miał kontakt z poszukiwanym. Kiedy zadzwonił do Jamesa, słyszał głośną muzykę w tle i jakieś dziewczyny, więc domyślił się, gdzie go znajdzie. Wszedł do najbliższego klubu ze striptizem. Podszedł do barku i rozejrzał się.
- Hej przystojniaku.- podeszła do niego jedna ze striptizerek. - Chcesz się zabawić?
- Nie bardzo. Szukam kumpla. Może kojarzysz. Taki wysoki, brązowa czupryna, zapewne w trzy dupy nawalony.
- O tam siedzi - powiedziała i wskazała szatyna, który był otoczony półnagimi dziewczynami i butelkami po piwie. - Ale na pewno?
- Ta, na pewno. Dzięki za pomoc.- uśmiechnął się i wręczył jej 20$
Dziewczyna wzruszyła ramionami i poszła dalej. On niewiele myśląc ruszył w stronę kumpla.
- Panie, czy możecie na chwile pójść? Dzięki.- powiedział do striptizerek. - Co ty tu robisz?- warknął do kumpla.
- Co ty tu robisz? - zapytał i wziął kolejnego łyka piwa. - Nie widać? Bawię się.
- Mhm. No to szkoda, bo potrzebuję twojej pomocy.
- Pyf. Ciekawe, w czym.- dodał i zaczął znowu pić .
- W ogóle zależy ci na Lilly?
Nic nie odpowiedział tylko pił dalej. Udawał, że nie słyszał pytania.
- Bo w tym momencie siedzi zakrwawiona i zapłakana na szafce w kiblu, bo pocięła się, bo od kogoś usłyszała, że jest szmatą.- ciągnął wpatrując się w kumpla.
- Bez obrazy, ale jeśli skończyłeś to idź sobie.
- Skończyłem, a ty idziesz ze mną. Musze coś załatwić i potrzebuje twojej pięści.- postanowił go wkręcić. Wiedział, że gdy James słyszy coś o bójce, to po pijaku zawsze pójdzie.
- Trzeba było tak od razu, a nie pierdzielić mi tu o uczuciach.- prychnął i się podniósł.- Na razie panie.
Pomachał striptizerkom i chwiejnym krokiem ruszył do wyjścia.
- Chodź, tylko się nie wywal.- mruknął Latynos. Wyprowadził go, po czym okrężną trasą ruszył do hotelu dziewczyn.
Kiedy byli kilka metrów od budynku, Carlos zatrzymał nic nie podejrzewającego przyjaciela i kazał mu chwile zaczekać, bo musi zadzwonić. Oddalił się na bezpieczną odległość i wybrał numer Alex.
- Halo? - odebrała po pierwszym sygnale. - Hahahahaha... Co za idiota.
- Kto? Ale dobra, nie ważne. Mam go. Nie wprowadzę go do budynku, bo się domyśli. Powiedziałem mu, że idziemy na bójkę, bo siedział w klubie ze striptizem i popijał piwo po piwie. Co teraz?
- Gdzie siedział?- usłyszał jak z drugiej strony pisnęła Lilly.
- Cicho! - warknęła Alex. - Zaraz zejdę. Czekaj.
- Ok.
Rozłączył się i wrócił.
- Już zaraz.- mruknął do brązowowłosego.
- Mam nadzieję, że po pierwszym ciocie nie będzie leżał.
Alex w tym czasie założyła buty i zjechała windą. Już po chwili była na zewnątrz, a wtedy Maslow rzucił się na nią. W ostatniej chwili zrobiła unik przed jego ciosem. Jednym ruchem powaliła go na ziemię. Przycisnęła go tak, że nie mógł się ruszać.
- Słuchaj gnojku! Jeszcze raz nazwiesz Lilly szmatą to nie skończy się to tak! Rozumiesz?!
- Lilly jest szmatą! Pieprzoną materialistką! - wyrwał się. Już po chwili oboje stali.
- Lilly nie jest taka! Jest wspaniałą dziewczyną i przyjaciółką! Ale ty tego nie potrafisz docenić, bo jesteś zwykłym, nic nie wartym śmieciem!
- Ty mała... - zaczął i poniósł rękę, by wykonać cios.
- No dalej! Uderz! Tylko to potrafisz! Pić, bić i myślisz tylko o seksie! Jesteś nic nie warty!
Szatyn nie wytrzymał i wykonał cios.
W ostatniej chwili Latynos odepchnął dziewczynę i oberwał w twarz. Wkurwił się na maksa. Pchnął Jamesa o ścianę budynku za nimi i przyłożył mu z pięści w twarz.
- Nie martw się. Jeśli będzie siniak, to jutro makijarzystka go zakryje.- syknął i objął Alex ramieniem.
- Jesteś chory. Tak jak te dwie dziwki.- warknął.
Carlos zatrzymał się i jeszcze raz podszedł do Jamesa.
- Carlos, nie! Nie warto! - krzyknęła Alex.
- Wole ich towarzystwo od twojego. Bo one nie są nie czułymi chujami.- powiedział i ponownie mu przyłożył. - Chodźmy.- mruknął do brunetki i poprowadził ja do hotelu.
-  Jesteś taki jak ja! Przyznaj się! Powiedz jej, na czym ci zależy! No dalej! Powiedz, że zależy ci tylko na jednorazowym numerku!
On go olał.
Dziewczyna patrzyła to na Carlosa to na pijanego Jamesa. Nie wiedziała, co ma myśleć o tych słowach. Postanowiła, że nic z tym nie zrobi. Zobaczy jak dalej sprawy się potoczą.
- Jesteś męską dziwką i tyle!- krzyknęła do Jamesa.
- Nie jest tego wart, skarbie.- mruknął do Alex i wszedł do budynku. Po chwili przekraczali próg mieszkania.
- Co się stało?- zapytała Lilly.
- Nic, ale jedno jest pewne. Już nigdy więcej z nim się nie spotkasz. Jasne?
- Aaaa... A studio?- zapytała podejrzliwie.
- To tylko praca. Nic po za tym. Nie łączy was nic poza nią. Rozumiesz?
- Ja...- zawahała się.
- Rozumiesz?! Jeśli odezwiesz się do niego poza kamerą popamiętasz mnie, czaisz?!
Nie odezwała się, tylko usiadła na kanapie i rozpłakała.
Brunetka spojrzała na nią. Było jej żal przyjaciółki, ale nie wiedziała, co ma robić. Zrezygnowana zaszyła się w łazience. Zakluczyła drzwi i wzięła głęboki oddech. Napuściła wodę do wanny i zanurzyła się. Delikatnie oparła głowę i zamknęła oczy. Powoli zaczęła zanurzać się. Kiedy nie było jej widać, wynurzyła się spod grubej warstwy piany i ponownie oparła głowę o brzeg wanny. Wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy. Po jej mokrych policzkach spływały łzy i nie miała zamiaru ich powstrzymywać. Mówiły o jej bezsilności w tej sytuacji. Pierwszy raz od wypadku Andree płakała. Nigdy potem nie okazywała już swoich uczuć, aż do teraz.

4 komentarze:

  1. jprd czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  2. O kur*a, jaki James. Co za idiota. Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniała jednorazówka . Zresztą nie tylko ta, ale i wszystkie !
    James aż szkoda mi słów na cb. Gorzej niż idjota . . . -,-
    Czekam z niecierpliwością na nn część.;*
    Paaati . *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nigdy nie kumałam ludzi, którzy się tną. To jest brzydkie :( James ty gnojku!!! Ja ci bym tak przypierdoliła, że nieważne, że jesteś jednym z moich idoli! Potraktowałabym cię jak tą męską dziwkę, która do mnie zarywała, czyli nie żyłbyś po 10 sekundach. Dorwę każdego -,-Carlos, słooooodziaaaaku ^^ Czekam :*

    OdpowiedzUsuń