Carlos od razu po otrzymaniu
wiadomości, ubrał buty i kurtkę, po czym wybiegł z domu. Szybkim krokiem ruszył
przez miasto, co chwila zaczepiając ludzi i pokazując im zdjęcie Alex, które
miał na telefonie, z pytaniem, czy nie widzieli dziewczyny. Niestety, wszystkie
odpowiedzi były przeczące. Kluczył tak przez kilka godzin, co chwile dzwoniąc
do Jamesa lub Lilly z pytaniem, czy coś mają. Ku rozpaczy dziewczyny, nie było
śladu po ich przyjaciółce. Po dłuższym czasie dostał sms'a od Jamesa, że szatynka
wpadła w histerie i on zabiera ją do domu. Latynos odpowiedział, że zrozumiał,
ale sam nadal będzie szukał.
Kiedy myślał, że był już
chyba wszędzie, rozejrzał się. Stał obok bramy cmentarnej. Pomyślał, że tam na
pewno jej nie ma. Chciał iść dalej, gdy nagle w oczy rzuciła mu się czerwona
czapka z daszkiem leżąca obok jednego z nagrobków. Przypomniał sobie, że
dokładnie taka czapka, przez cały czas wystawała z tylnej kieszeni spodni Alex.
Niewiele myśląc ruszył w tamta stronę. Kiedy schylił się po nakrycie głowy,
usłyszał cichy szloch. Rozejrzał się wokół i dostrzegł czarne włosy
przyjaciółki.
- Życie nie jest takie
proste. Odkąd cię nie ma, nie byłam szczęśliwa. Dzisiaj uśmiechnęłam się
szczerze po raz pierwszy i to dzięki Carlosowi. Andree nie wiem co mam robić.
Proszę, pomóż mi. Zawsze mi podpowiadałeś, a teraz milczysz. Dlaczego nie
potrafisz mi powiedzieć, czy Carlos to ten jedyny? Proszę, pomóż mi. -
szlochała dziewczyna.
Nagle jej twarz owiał lekki,
ciepły wiatr. Poczuła, jakby ktoś kładł jej rękę na ramieniu. Spojrzała w tamtą
stronę i nie zobaczyła nikogo. W jaj głowie zaczęły kłębić się myśli, które
były jasne do zrozumienia, ale jakby... Nie pochodziły od niej.
- Nie chcę, żebyś była
smutna. Musisz iść dalej. Carlos cię kocha i sprawia, że się uśmiechasz.
Przynosi ci szczęście. Jeśli go kochasz, to daj mu szanse. Życzę ci szczęścia
skarbie...- głos był coraz cichszy, aż w końcu zamilkł.
- Łatwo ci mówić.-
uśmiechnęła się. - Dziękuję skarbie.
- Alex, wszystko w
porządku?- zapytał Latynos, powoli do niej podchodząc.
- Carlos?! - zerwała się na
równe nogi. - Co ty tutaj robisz?
- Szukamy cię. Cały
dzisiejszy dzień. Lilly siedzi i płacze, bo nie ma pojęcia, co się z tobą
dzieje. Już nie była w stanie ganiać po mieście. Nie dawałaś znaku życia. Tak
się martwiłem...- westchnął.
- Nie potrzebnie, bo
jak widzisz nic mi nie jest.
- Ale wiem o tym dopiero
teraz.- mruknął.- Ale to nic. Najważniejsze, że jesteś cała.
- Zawsze tu przychodzę.
Tylko tu jestem szczęśliwa.- powiedziała i z powrotem usiadła na ławce. Swój
wzrok skupiła na zdjęciu Andree.
- Rozumem. Ale jest już
późno. Może wracajmy? Odprowadzę cię do domu, a tutaj wrócisz jutro?- zapytał
spokojnie.
- Muszę? Wolę zostać tutaj.-
szepnęła lekko uśmiechając się.
- Rozumiem. Ale... Albo
dobra. Ale tylko chwile, okay?- zapytał odwzajemniając uśmiech.
- Dziękuję. Za wszystko.-
powiedziała i bez zastanowienia przytuliła go. Trochę się zdziwił, ale objął ją
i lekko przycisnął.
- Nie ma sprawy.- szepnął.
- K... Kocham Cię.- szepnęła
po dłuższej chwili ciszy.
Zamrugał kilka razy. Był
zszokowany.
- C... Co?
- Kocham Cię - powtórzyła
cicho.
Uśmiechnął się.
- Też cię kocham. Bardzo.-
szepnął jej na ucho.
Lekko odsunęła się od niego
i zaczęła gładzić jego policzek.
- Przepraszam. Za wszystko.
- Nie gniewam się. Nie
gniewam...- uśmiechnął się i pocałował ja w czoło.
- Dziękuję.- szepnęła i
jeszcze raz się do niego przytuliła. Nie chciała już go puścić.
Nagle ich romantyczną chwile
przerwał dzwoniący telefon chłopaka. Nie odsuwając się od dziewczyny przyłożył
słuchawkę do ucha.
- Halo?
- Carlos... Wiesz już coś?-
zaszlochała Lilly.
- Tak. Nie martw się.
Znalazłem ją. Jest cała i zdrowa.- uśmiechnął się.
- Na prawdę? Dzięki Bogu.-
westchnęła.- Wrócicie za niedługo?
- Nie wiem. Wrócimy za
niedługo?- zapytał szatynki.
- Nie.
- Mówi, że nie.
- ... Powiedz jej, że ma
przesrane.- warknęła.
- Hah, okay. Lilly mówi, że
masz przesrane.
- Nie boje się jej, bo mam
ciebie. - uśmiechnęła się nieśmiało.
- Mówi, że się ciebie nie
boi, bo ma mnie.- przekazał z uśmiechem.
- Fajnie. Cieszę się, że się
wam udało, ale nie zmienia to faktu, że powinna się bać, bo Justme jest wściekła
i roztrzęsiona, a wtedy bywa nieprzewidywalna.- burknęła.
Chłopak zaśmiał się i
przekazał wiadomość brunetce.
- Mam to gdzieś. Rozłącz
się. Proszę.
- Okay. Mam się rozłączyć.
Nie martw się, dopilnuję, żeby nic się jej nie stało.
- Oczywiście, że
dopilnujesz, bo jeśli nie, to tobie pierwszemu wyrwę nogi z tyłka.- warknęła i
rozłączyła się.
- No, twoja przyjaciółka
raczej nie jest szczęśliwa.- zaśmiał się Latynos.
- No i? - wzruszyła
ramionami.
- Nie wiem. Rozwiążecie to
same.- podniósł ręce w geście obronnym.
- Dzięki bohaterze.-
powiedziała ze śmiechem.
- Wiesz, nie żeby coś, ale
Lilly trochę mnie przeraża.- zaśmiał się.- I ty też nie jesteś nieszkodliwa,
więc wolałbym się nie znaleźć między wami podczas jakiegoś sporu...
- Super. Boisz się
dziewczyn. Jakiś ty dzielny.
- Nie wszystkich. Tylko was
dwóch.
- Czyli kochasz mnie, bo nie
chcesz oberwać?
- Nie. Czyli kocham cię, bo
cię kocham. Wiem, że to głupio brzmi.- zaśmiał się.
- Jesteś głupi, głupku.
- Wiem, ale to na twój
widok...
- Yyy....
- Hah, to co? Będziemy stać
i się przytulać na cmentarzu, czy idziemy na spacer?
- Spacer. Miły spacer.
- Okay. To chodź.-
uśmiechnął się i objął ją ramieniem. Spokojnym krokiem ruszyli w stronę
najbliższego parku.
- Boże, co za małpa.-
warknęła szatynka i rzuciła telefonem o kanapę.
- Co się stało? Znalazła
się?
- Tak. Znalazła się. I nie
zamierza wracać do domu. Niech ja ją tylko dorwę...- mamrotała pod nosem.
- Jest z Carlosem, tak? Nic
się jej nie stanie i ja się tam nie dziwię, że nie chce wracać. Pewnie Carlos
ją do tego przekonał.
- Jeśli masz racje, to już
mu współczuję. Ciekawe, jak będzie tańczył, bez nóg...
- Super. Ciebie wsadzą, a ja
będę przyjaźnił się z beznogim Carlosem. Może dla bezpieczeństwa powiem im,
żeby nie wracali?
- Hahahaha, myślisz, że tak
łatwo by mnie zgarnęli?- zapytała ze śmiechem siadając na dywanie.
- Tak, masz rację.
Przywiążesz się do krzesła i cię nie zabiorą.
- Nie oto mi chodziło, ale
okay...- zachichotała i zamknęła oczy.
- A teraz będziesz spać?
Świetnie. Po prostu cudownie.
- A czemu miałabym nie
spać?- zapytała patrząc na niego podejrzliwie.
- Pójdę sobie? Zwiążę cię i
zabiorę ze sobą?
- Hahahaha, ale po co
wiązać? Jakbym spała, to i tak bym się nie ruszała geniuszu.
- Yyy... Ale mogłabyś się
obudzić, a wtedy uciec mi, a jak cię zwiążę to nigdzie mi nie pójdziesz.
- Skąd podejrzenie, że bym
od ciebie uciekała?- zapytała przekrzywiając głowę.
- Skąd mam wiedzieć, co
siedzi w tej ślicznej główce? - zapytał i usiadł obok niej. - Nie wiem, jaki
pomysł się w niej zatrzyma.
- Racja. Sama się czasem
tych pomysłów boje.- zaśmiała się.
- Ale ja się nie boję.-
mruknął i musnął jej usta.
- Mmmmm... Miło.- mruknęła i
oddała pocałunek.
Chłopak zatracił się w
pocałunkach dziewczyny.
- To, co? Rozumiem, Panie
Maslow, że ćwiczymy sceny?- zapytała z uniesioną brwią, głosem profesjonalisty.
- Wolałbym coś innego
porobić.. - mruknął uwodzicielsko.
- Co na przykład?
- A co mam do wyboru?
- Nie wiem. Ty mówisz, że
chcesz robić coś innego. Powiedz, co?- mruknęła bawiąc się jego włosami.
Chłopak uśmiechnął się i
wpił w usta dziewczyny. Całował delikatnie, ale stanowczo i namiętnie. W pewnym
momencie położył dziewczynę na dywanie, a sam oparł dłoń obok jej głowy. Jego
pocałunki schodziły coraz niżej. Żuchwa, szyja, dekolt.
- Kocham się.- szepnął i
powrócił do pocałunków.
- Kocham cię, ale... To
trochę za szybko, nie uważasz?- zapytała cicho.
- Jak chcesz.- mruknął i
wrócił do pozycji siedzącej.
- Ej, tylko się nie
fochaj...
- Przecież nic nie mówię.
- Ale twój ton i ta mina...
- Przecież nic nie robię. To
twoja decyzja, nie moja.
- Ale jesteś zły...
- A jaki mam być? Kocham cię
i chcę być ciebie jak najbliżej, ale ty mnie odpychasz. Jeśli mnie nie kochasz
to po prostu mi to powiedz, a nie bawisz się mną jak jakąś zabawką. Zrozumiem,
że jesteś materialistką, wystarczy, że mi to powiesz.
Dziewczynie opadła szczęka.
- Co proszę? Gdybyś mnie
kochał, rozumiałbyś, że nie chcę się sparzyć. Powiedziałam ci, że mam w
głębokim mniemaniu związek opierający się na seksie lub trwający tylko podczas
nagrywania filmu! Jeśli czujesz się zabawką, to możesz spakować swoje akcesoria
i stąd wypierdalać!- krzyknęła i wstała pokazując mu drzwi.
- Bardzo chętnie! Nie mam
zamiaru słuchać zrzędzenia laski, która nie potrafi kochać! - dodał i stanął
obok drzwi. - Żałuję, że się w tobie zakochałem. Jesteś zwykłą szmatą.
Chłopak wyszedł trzaskając
drzwiami.
Nie mogła uwierzyć w to, co
się przed chwilą stało. Złość zaczęła mieszać się z żalem. Wściekłą krążyła po
mieszkaniu. Kopała i rzucała wszystkim, co tylko znalazła. W pewnym momencie do
jej rąk trafiła żyletka. Już wzięła zamach, po czym zamarła. Przyjrzała się
przedmiotowi. Pomyślała o Alex i o Jamesie... Wszystko ją przerastało. Weszła
do łazienki. Usiadła na toalecie. Zamknęła oczy i przesunęła ostrą krawędzią po
nadgarstku. Poczuła pieczenie. Jeszcze nigdy nie próbowała się ciąć, ale
poczuła w głowie ulgę. Wszystko skupiło się na bolącej ręce. Westchnęła i
siedziała tak przez chwile. Kiedy błogie uczucie zaczęło odchodzić, zrobiła to
jeszcze raz, i kolejny. W końcu żyletka wypadła jej z ręki. Zaczęła płakać. Łzy
skapywały jej z twarzy i mieszały się z krwią na nadgarstku i podłodze.
Para chodziła po parku.
Śmiali się i rozmawiali. Dowiedzieli się o sobie wielu rzeczy i mieli wrażenie,
że rozumieją się bez słów. Zrobiło się już ciemno.
- Skarbie, nie jest ci
zimno?- zapytał czule.
- Nie. No coś ty -
powiedziała, po czym dodała ze śmiechem. - Mówią, że jestem gorąca.
- A ja się z nimi całkowicie
zgadzam.- mruknął jej do ucha.
- Nie no, teraz mi jest
zimno.- zaśmiała się. - Nie szepce się do ucha jak jest ciemno, a zwłaszcza
dziewczynie. Wtedy ciarki przechodzą i zimno się robi.
- Oj wybacz. W przyszłości
będę uważał.- zaśmiał się.- To, co robimy? Gdzie chcesz się rozgrzać?
- Wracamy do domu.-
powiedziała i wyprzedziła chłopaka. - Ruszasz się jak mucha w smole!
- Oj bo już dzisiaj trochę
mi się biegało! Nogi mnie bolą...- jęknął.
- Nie licz na to, że będę
cię nieść.- powiedziała i się zatrzymała. - Ale ja chętnie przejadę się na
koniku.
Chłopak zmierzył ją
wzrokiem.
- Ale konik najpierw chce
marchewkę.- powiedział i wskazał palcem na swój policzek.
- Nie posiadam marchewek…-
powiedziała robiąc minę szczeniaczka.
- Buzi styknie.- mruknął i
przytulił ja. Delikatnie musnęła jego usta i uśmiechnęła się cwanie.
- A teraz chcę konika! -
tupnęła jak mała dziewczynka prosząca mamę o nową lalkę.
- Ależ proszę.- zaśmiał się
i stanął do niej tyłem. Wdrapała się mu na plecy, a on wesołym krokiem ruszył
we wskazywanym przez nią kierunku.
- Mógłbyś zakupić wygodne
siodło. - powiedziała udając marudę.
- Jak będziesz częściej
korzystać z moich usług, to się zastanowię.- zaśmiał się.
- Nie dzięki. Wolę już iść
pieszo niż siedzieć ci na grzbiecie bez siodła.
- W sensie, ze chcesz
zejść?- zapytał podejrzliwie.
Dziewczyna zaczęła mlaskać.
- Taaaaak?- zapytał
zdziwiony.
- Masz czekoladę?
- Hahahahaha, niestety, nie.
- Chyba muchę połknęłam. -
zaczęła pluć.
- Współczuję. Ale jak ty to
zrobiłaś?- zapytał śmiejąc się.
- No wiesz... Gadałam z t...
moim konikiem, a ona bezczelnie wleciała mi do ust. Co za bezczelna mucha!
- Chamstwo w państwie.-
przytaknął.
- W państwie much. -
poprawiła go.
- Tak właśnie.- zachichotał.-
Daleko jeszcze?- zapytał rozglądając się.
- Hmmm... Nie, ale ja
chętnie pójdę okrężną drogą.- znacząco poruszała brwiami.
- O nie, nie. Koń nie dostał
marchewki i mu w brzuchu burczy. Może, jak się naje.- zawołał.
- To ja spadam.- powiedziała
i dała mu całusa w policzek, a następnie zeskoczyła z jego pleców. Zaczęła biec
przed siebie. - Złap mnie ofiaro!
- Ej no, czekaj!- zawołał i
ze śmiechem pognał za nią. Po chwili dogonił ją i biegł obok.
- Uwaga drzewo - powiedziała
i skręciła.
- Co?- zawołał i wbiegł
prosto w gruby pień.
- Pa! - pomachała mu i
wbiegła do pierwszego hotelu.
- Ała...- jęknął i złapał
się za głowę.
Po chwili na kogoś wpadła.
Podniosła głowę i zobaczyła Jamesa.
- Hej - uśmiechnęła się
ciepło. - Co tam?
- Daj mi spokój! - warknął i
wyszedł z hotelu.
- Uważaj, bo ci żyłka pęknie.-
bąknęła i ruszyła do pokoju.
- ALEX!- zawołał Carlos idąc
za nią.- Pomóż mi... W głowie mi się kręci...- jęknął.
-
Chodź ty ofiaro - powiedziała i objęła go ramieniem. - Jak drzewa można nie
zauważyć?
-
Byłem zbyt skupiony na tobie.- mruknął.
- Ta, ta i na dobre ci to
nie wyszło - powiedziała i weszła do windy.
- Powiedzmy.- burknął pod
nosem i oparł się o jedno z luster.
- Wyczuwam focha -
powiedziała gwałtownie zwracając swój wzrok na Latynosie.
- Nie focha, tylko jeszcze
mi się kręci...
- No.
Nagle winda się zatrzymała.
- To tu?- zapytał.
- Yhym. Chodź - powiedziała
i mu pomogła.
- Dzięki.- uśmiechnął się
lekko i pomaszerował za nią.
- Od tego mnie masz, no nie?
- mruknęła pod nosem, jakby od niechcenia.
- Nie tylko od tego.-
zaśmiał się, ale zamarł, kiedy dziewczyna otworzyła drzwi.- Zawsze wasze
mieszkanie wygląda, jak po niezłej imprezie?
- Nie.- powiedziała
przerażona i puściła się w głąb mieszkania. - Lilly jesteś?!
Odpowiedziała jej cisza.
Zaczęła przeszukiwać pokoje. Kiedy chciała otworzyć łazienkę, zdziwiła się.
Była zamknięta. Zaczęła się dobijać.
- Lilly! Jesteś tam?! Lilly!
Otwórz! Lilly!
- Zostaw mnie.- usłyszała
cichy i słaby głos.
- Lilly? Otwórz! Lilly! -
zaczęła jeszcze bardziej walić w drzwi. - Lilly! Otwórz te drzwi!
Nie usłyszała żadnej
odpowiedzi.
- Czekaj, może ja?- zapytał
Carlos. Kiedy brunetka się odsunęła, kopnął mocno w drzwi. Otworzyły się.
- Lilly? - zapytała i
zajrzała do środka. Zobaczyła przyjaciółkę, która siedziała na szafce cała we
krwi i łzach. - Lilly, co się stało?
- Co cię to obchodzi? I tak
masz mnie w dupie. Zostaw mnie.- warknęła.
- Co się stało? -
powiedziała stanowczo i spojrzała na żyletkę leżącą na podłodze. - Pogięło
cię?! Nigdy się nie cięłaś! Co ci odbiło?!
- Proste! Jestem zwykłą
szmatą, która nie jest nikomu do szczęścia potrzebna!- krzyknęła.
- Jaką znowu szmatą? Jakie
nie potrzeba? Kto ci takich bzdur nagadał?
- To ty mnie olewasz!
Krzyczysz na mnie! Traktujesz mnie jak jakieś niedorozwinięte dziecko!
- Co? - zatkało ją. Nie wiedziała,
co powiedzieć. - Dobrze wiesz, że jesteś dla mnie jak druga Madison. Nigdy bym
nie pozwoliła cię zranić, skrzywdzić.
- Tak, jasne. Zachowujesz
się jak bachor. Zaczynasz coś i zostawiasz mnie z tym bagnem. Nie myślisz, co
mówisz. Nie rozmawiasz ze mną. Martwię się o ciebie, a ty masz mnie w dupie.
Według ciebie, to jest "nie pozwolę cię skrzywdzić i zranić"?-
wołała, ale jej głos słabł.
- Zrozum, że nie tylko tobie
jest ciężko. Odkąd zaczęłyśmy kręcić ten pieprzony film to oddaliłyśmy się od
siebie. Zaczęłaś mnie unikać. Pewnie gdyby nie Andree i Madison to bym
zwariowała. Brakuje mi naszych dawnych rozmów, wygłupów. Teraz nawet nie wiem,
kim jestem dla ciebie. Przyjaciółką, siostrą, a może wrogiem. Sama już nie
wiem.
- Nie wiem...- szepnęła i
oparła głowę o ścianę. Znowu zaczęła płakać.- Jestem głupią szmatą. Nic nie
wiem.
- Przestań! Nie jesteś żadna
szmatą! Jesteś cudowną dziewczyną, która potrafi wiele rzeczy, a jej najlepsza
przyjaciółka za nią nie nadąża. Biegniesz cały czas do przodu, spotykasz nowych
ludzi, poznajesz nowe rzeczy, a ja? Stoję w miejscu jak ostatnie kretynka, bo
nie wiem, czy jestem w stanie cię dognić, dorównać ci.
- Jestem szmatą. On
powiedział, że jestem szmatą...- westchnęła cichutko.
- James - warknęła. - Carlos
znajdź mi tego gnojka i przyprowadź, żebym mogła zabić.
- Ale... Okay, już idę.-
mruknął i wycofał się z mieszkania. szatynka jeszcze chlipnęła, po czym wsunęła
zakrwawioną rękę do umywalki.
- Włączysz wodę?- zapytała
cicho.
- Jasne.- powiedziała i wykonała
daną czynność. Pomogła ogarnąć się przyjaciółce i zrobiła jej opatrunek. Lilly
już po dwudziestu minutach była świeża i pachnąca.
- Wyglądasz ślicznie -
uśmiechnęła się brunetka na widok ubrania
dziewczyny.
- Dzięki.- mruknęła, jakby
wyprana z emocji.
- Uśmiechnij się, albo cię
ugryzę - pogroziła jej palcem. - Dzisiaj zjadłam muchę, więc uwierz. Jestem
GŁODNA.
Szatynka uśmiechnęła się
sztucznie, po czym znowu posmutniała.
- Przepraszam, ale nie mam
siły.- powiedziała i usiadła na kanapie. Podciągnęła kolana pod brodę i zaczęła
tępo wpatrywać się w ścianę.
- Nie przejmuj się nim. Nie
jest ciebie wart. Jest zwykłym śmieciem, mówiąc takie rzeczy.
- Może i tak... Ale wiesz...
Jestem głupia. Bo żyję bajkami i marzeniami...
- No i? Dobrze wiesz, że
życie bez marzeń to życie bez nadziei, a życie bez nadziei to życie bez celu i
sensu.
- Ale ty miałaś racje. Ja
myślę tylko o bajkach i tych moich chorych fantazjach. Zawsze widzę tylko tą
dobrą część i potem mam przesrane. Miałaś racje. Nie powinnam tak robić. Tu
jest prawdziwe życie i powinnam się skupić na nim. Na studiach, pracy,
obowiązkach...
- Przestań, bo ci zdzielę!
Dobrze wiesz, dlaczego tak mówię!
- Mówisz tak, bo masz racje.
Zawsze miałaś racje, a ja głupia próbowałam zaprzeczać. Nie da się zaprzeczać
prawdzie...
- Nie. Moje życie zawsze
było gorsze od twojego. Pamiętasz Andree? Moja prawdziwa miłość, zniknęła w
ciągu sekundy, na moich oczach. Odkąd przeprowadziłyśmy się do Los
Angeles moje życie stało się pastwą porażek, a twoich sukcesów. Dlaczego?
Bo ja nie wierzyłam w swoje marzenia, nie dążyłam do postanowionych celów.
Prawda jest taka, że życie w rzeczywistości jest do bani, nie znajdziesz
pozytywnych cech tego. Natomiast życie marzeniami to dopiero. Zawsze osiągniesz
swój cel, spotka cię coś dobrego. Więc nie mów tak, bo w ten sposób niszczysz
sobie życie tak jak ja to zrobiłam.
Zamilkła. Przez chwile
wyglądała tak, jakby nic nie słyszała. Później wstała i przytuliła
przyjaciółkę.
- Dobrze wiesz, że nie
osiągnęłabym tego bez ciebie. To wszystko zawdzięczam tobie. Twoje życie wcale
nie jest takie złe... Andree nie chciałby, żebyś była nieszczęśliwa. Madison
już ci powiedziała, że przyjedziesz do niej, jak tylko skończycie studia. Nasze
opowiastka ma zostać zekranizowana i gramy główne role. Poznałaś chłopaka z
twoich snów, przy którym nareszcie się uśmiechasz. Wcale nie jest tak źle, jak
sądzisz. Nie wszyscy mają tak dobrze...
- Skarbie. James to
zwykły... Grrr... Nie ważne. Ja mu nie odpuszczę tego, co powiedział, a ty masz
o tym zapomnieć. Zrozumiesz? Masz być szczęśliwa z nim czy bez tego idioty. Po
prostu uwierz, że tak może być i się uśmiechnij. Uwierz, że nie warto
pokazywać, że takie coś nas boli.- puściła do niej oczko.
- Możliwe, ale... Wiesz, że
to boli. Powiedział tak, dlatego, że mu odmówiłam. Powiedziałam, że to za
szybko... A zawsze myślałam o nim, jak o ideale faceta. A teraz...
- Co?! - wytrzeszczyła gały.
- On jest nienormalny! Jak tylko Carlos go przyprowadzi to może widzieć, że go
zabiję i nikt mnie przed tym nie powstrzyma.
- Nie. Nie rób tego... On...
Ja... Nie zrób mu krzywdy.- westchnęła.
- Zasłużył na najgorsze i
nie zaprzeczaj.
- Nie. Rób... Rób, co
chcesz, ale tak, żeby nie trafił do szpitala. - westchnęła i z powrotem opadła
na kanapę.
- Dobra. Od razu trafi do
grobu - powiedziała i wyprzedziła przyjaciółkę. - Ani słowa!
Ta tylko pokiwała głową z
rezygnacją i lekko się uśmiechnęła.
- Oglądamy coś?
- Wampiry kontra świry?
- Hah, możemy.- zaśmiała
się.
Carlos ponownie krążył po
mieście. Na szczęście tym razem, miał kontakt z poszukiwanym. Kiedy zadzwonił
do Jamesa, słyszał głośną muzykę w tle i jakieś dziewczyny, więc domyślił się,
gdzie go znajdzie. Wszedł do najbliższego klubu ze striptizem. Podszedł do
barku i rozejrzał się.
- Hej przystojniaku.-
podeszła do niego jedna ze striptizerek. - Chcesz się zabawić?
- Nie bardzo. Szukam kumpla.
Może kojarzysz. Taki wysoki, brązowa czupryna, zapewne w trzy dupy nawalony.
- O tam siedzi - powiedziała
i wskazała szatyna, który był otoczony półnagimi dziewczynami i butelkami po
piwie. - Ale na pewno?
- Ta, na pewno. Dzięki za
pomoc.- uśmiechnął się i wręczył jej 20$
Dziewczyna wzruszyła
ramionami i poszła dalej. On niewiele myśląc ruszył w stronę kumpla.
- Panie, czy możecie na
chwile pójść? Dzięki.- powiedział do striptizerek. - Co ty tu robisz?- warknął
do kumpla.
- Co ty tu robisz? - zapytał
i wziął kolejnego łyka piwa. - Nie widać? Bawię się.
- Mhm. No to szkoda, bo
potrzebuję twojej pomocy.
- Pyf. Ciekawe, w czym.-
dodał i zaczął znowu pić .
- W ogóle zależy ci na
Lilly?
Nic nie odpowiedział tylko
pił dalej. Udawał, że nie słyszał pytania.
- Bo w tym momencie siedzi
zakrwawiona i zapłakana na szafce w kiblu, bo pocięła się, bo od kogoś
usłyszała, że jest szmatą.- ciągnął wpatrując się w kumpla.
- Bez obrazy, ale jeśli
skończyłeś to idź sobie.
- Skończyłem, a ty idziesz
ze mną. Musze coś załatwić i potrzebuje twojej pięści.- postanowił go wkręcić.
Wiedział, że gdy James słyszy coś o bójce, to po pijaku zawsze pójdzie.
- Trzeba było tak od razu, a
nie pierdzielić mi tu o uczuciach.- prychnął i się podniósł.- Na razie panie.
Pomachał striptizerkom i
chwiejnym krokiem ruszył do wyjścia.
- Chodź, tylko się nie
wywal.- mruknął Latynos. Wyprowadził go, po czym okrężną trasą ruszył do hotelu
dziewczyn.
Kiedy byli kilka metrów od
budynku, Carlos zatrzymał nic nie podejrzewającego przyjaciela i kazał mu
chwile zaczekać, bo musi zadzwonić. Oddalił się na bezpieczną odległość i
wybrał numer Alex.
- Halo? - odebrała po
pierwszym sygnale. - Hahahahaha... Co za idiota.
- Kto? Ale dobra, nie ważne.
Mam go. Nie wprowadzę go do budynku, bo się domyśli. Powiedziałem mu, że
idziemy na bójkę, bo siedział w klubie ze striptizem i popijał piwo po piwie.
Co teraz?
- Gdzie siedział?- usłyszał
jak z drugiej strony pisnęła Lilly.
- Cicho! - warknęła Alex. -
Zaraz zejdę. Czekaj.
- Ok.
Rozłączył się i wrócił.
- Już zaraz.- mruknął do
brązowowłosego.
- Mam nadzieję, że po
pierwszym ciocie nie będzie leżał.
Alex w tym czasie założyła
buty i zjechała windą. Już po chwili była na zewnątrz, a wtedy Maslow rzucił
się na nią. W ostatniej chwili zrobiła unik przed jego ciosem. Jednym ruchem
powaliła go na ziemię. Przycisnęła go tak, że nie mógł się ruszać.
- Słuchaj gnojku! Jeszcze
raz nazwiesz Lilly szmatą to nie skończy się to tak! Rozumiesz?!
- Lilly jest szmatą!
Pieprzoną materialistką! - wyrwał się. Już po chwili oboje stali.
- Lilly nie jest taka! Jest
wspaniałą dziewczyną i przyjaciółką! Ale ty tego nie potrafisz docenić, bo
jesteś zwykłym, nic nie wartym śmieciem!
- Ty mała... - zaczął i
poniósł rękę, by wykonać cios.
- No dalej! Uderz! Tylko to
potrafisz! Pić, bić i myślisz tylko o seksie! Jesteś nic nie warty!
Szatyn nie wytrzymał i
wykonał cios.
W ostatniej chwili Latynos
odepchnął dziewczynę i oberwał w twarz. Wkurwił się na maksa. Pchnął Jamesa o
ścianę budynku za nimi i przyłożył mu z pięści w twarz.
- Nie martw się. Jeśli
będzie siniak, to jutro makijarzystka go zakryje.- syknął i objął Alex
ramieniem.
- Jesteś chory. Tak jak te
dwie dziwki.- warknął.
Carlos zatrzymał się i
jeszcze raz podszedł do Jamesa.
- Carlos, nie! Nie warto! -
krzyknęła Alex.
- Wole ich towarzystwo od
twojego. Bo one nie są nie czułymi chujami.- powiedział i ponownie mu
przyłożył. - Chodźmy.- mruknął do brunetki i poprowadził ja do hotelu.
- Jesteś taki jak ja!
Przyznaj się! Powiedz jej, na czym ci zależy! No dalej! Powiedz, że zależy ci
tylko na jednorazowym numerku!
On go olał.
Dziewczyna patrzyła to na
Carlosa to na pijanego Jamesa. Nie wiedziała, co ma myśleć o tych słowach.
Postanowiła, że nic z tym nie zrobi. Zobaczy jak dalej sprawy się potoczą.
- Jesteś męską dziwką i
tyle!- krzyknęła do Jamesa.
- Nie jest tego wart,
skarbie.- mruknął do Alex i wszedł do budynku. Po chwili przekraczali próg
mieszkania.
- Co się stało?- zapytała
Lilly.
- Nic, ale jedno jest pewne.
Już nigdy więcej z nim się nie spotkasz. Jasne?
- Aaaa... A studio?-
zapytała podejrzliwie.
- To tylko praca. Nic po za
tym. Nie łączy was nic poza nią. Rozumiesz?
- Ja...- zawahała się.
- Rozumiesz?! Jeśli
odezwiesz się do niego poza kamerą popamiętasz mnie, czaisz?!
Nie odezwała się, tylko
usiadła na kanapie i rozpłakała.
Brunetka spojrzała na nią.
Było jej żal przyjaciółki, ale nie wiedziała, co ma robić. Zrezygnowana zaszyła
się w łazience. Zakluczyła drzwi i wzięła głęboki oddech. Napuściła wodę do wanny
i zanurzyła się. Delikatnie oparła głowę i zamknęła oczy. Powoli zaczęła
zanurzać się. Kiedy nie było jej widać, wynurzyła się spod grubej warstwy piany
i ponownie oparła głowę o brzeg wanny. Wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy. Po
jej mokrych policzkach spływały łzy i nie miała zamiaru ich powstrzymywać.
Mówiły o jej bezsilności w tej sytuacji. Pierwszy raz od wypadku Andree
płakała. Nigdy potem nie okazywała już swoich uczuć, aż do teraz.
jprd czekam na nn
OdpowiedzUsuńO kur*a, jaki James. Co za idiota. Czekam na nn
OdpowiedzUsuńWspaniała jednorazówka . Zresztą nie tylko ta, ale i wszystkie !
OdpowiedzUsuńJames aż szkoda mi słów na cb. Gorzej niż idjota . . . -,-
Czekam z niecierpliwością na nn część.;*
Paaati . *.*
Nigdy nie kumałam ludzi, którzy się tną. To jest brzydkie :( James ty gnojku!!! Ja ci bym tak przypierdoliła, że nieważne, że jesteś jednym z moich idoli! Potraktowałabym cię jak tą męską dziwkę, która do mnie zarywała, czyli nie żyłbyś po 10 sekundach. Dorwę każdego -,-Carlos, słooooodziaaaaku ^^ Czekam :*
OdpowiedzUsuń