niedziela, 25 maja 2014

To lato zmieniło moje życie... cz.2

Julie po zakupach poszła na krótki spacer po plaży. Dużo spacerował oglądając jak bawią się małe dzieci, ludzie zanurzają się w ciepłej wodzie, opalają się. Kiedy tak wszystko podziwiała potknąła się i upadła. Kiedy się podniosła przed nią stał Latynos. Dziewczyna ściągnęła do połowy okulary.
- Ty chyba za mną nie łazisz,co?  - mruknęła.
- Nie, to akurat był przypadekm- zaśmiał się wesoło.- Wszystko w porządku? Nie zrobiłaś sobie krzywdy?
- Wielka szkoda, ale nie - uśmiechnęła się słodko. - A tobie zrobić?
- Nie trzeba. Co planujesz robić?
- Na pewno nic z tobą - założyła okulary i ruszyła dalej.
- Szkoda, bo planowałem cię zabrać na kolację.
- Nie jadam z bufonami.
- Wiesz w ogóle, co znaczy bufon?- uniósł jedną brew.
- Jeden idzie za mną.
- Czyli nie wiesz.- prychnął.- Tak czy inaczej... O 18 mamy stolik.
- Dziękuję, ale nie skorzystam.
- Dlaczego? Dlaczego nie chcesz nawet spróbować?
- Bo nie mam powodu by próbować - warknęła.
- Wczoraj tak dobrze nam sie rozmawiało...
- Bo byłam piana i zjarana! - odwróciła się napięcie. - Myślisz, że bym poszła z tobą do łóżka po jedej rozmowie?! Nie jestem dziwką...
- Wiem i rozumiem to!- złapał ją za nadgarstek.- Dlatego chcę po prostu cię poznać, zapominając o tym. Nie chcę, żebyś czuła się przy mnie jak dziwka. Chcę,żebyśmy spędzili razem wieczór, pogadali i jak zwykli ludzie po prostu się poznali. Bez głośnej muzyki, alkoholu i innych takich...
Dziewczyna wyrwała rękę i spojrzała na niego wrogo.
- Nie wierzę ci - warknęła.
- W co mi nie wierzysz?
- W twoje czyste intencje.
- Hah, dlaczego?
- Bo nie jestem głupia.
- Ale co masz do stracenia? Chcę cię poznać bo... Bo uważam, że jesteś inteligentna i zabawna, a do tego śliczna. Rozumiem, że czujesz się źle w związku z wczorajszą imprezą... Ale nie chcę, żebyś przekreśliła znajomość ze mną z tego powodu. Chcę, żebyśmy zaczeli od białej kartki.
- Od białej kartki - prychnęła. - Dobra. Tylko ten jeden jedyny raz.
Na jego twarz wpłynął wesoły uśmiech.
- Masz ochotę na spacer?
- Nie. Dziękuję - mruknęła. - Wracam do domu.
-Wpadnę po ciebie w pół do 18.- ujął jej dłoń i cmoknął jej wierzch.- Do zobaczenia.
- Ta ta - mruknęła i zabrała rękę, a następnie ruszyła do domu.




Po około godzinie chodzenia po sklepach, blondynka z kilkoma torbami ubrań przyglądała się wystawie kwiaciarni. Nagle wpadł na nią jakiś chłopak.
- Przepraszam - mruknął i spojrzał na jej twarz. - A to ty.
- To ty? Śledzisz mnie?- skrzywiła się.
- Już sobie tak nie wlewaj - prychnął. - Nikt by tego nie chciał.
- Oczywiście.- warknęła, odwracając twarz ponownie ku wystawie. Wzięła glęboki wdech. - Przepraszam, okay?
- Co? Chyba nie dosłyszałem - mruknął.
- To już nie mój problem.- warknęła, splatając ramiona na piersiach.
- Coś jeszcze, czy mogę cię opuścić?
- Możesz następnym razem pomyśleć, zanim poznasz dziewczyne na imprezie, prześpisz się z nią a ja następny dzień będziesz się zachowywać, jakbyście byli parą od roku, bo ona na przykład może czuć się z tym idiotycznie.- warknęła, po czym obróciła się na pięcie i ruszyła przed sebie.
- Ale to nie moja wina, że się spiłaś i poszłaś ze mną do łóżka. Ja cię nie zmuszałem do niczego. A to, że ja byłem trzeźwy i powtórzyłbym to, ale nie jestem męską dziwką.
Obróciła się gwałtownie w jego stronę, czerwona z wściekłości na twarzy.
- Oczywiście, że mnie nie zmuszałeś. Nie pamiętam też, żeby jakoś bardziej przeszkadzało ci to, że jestem pijana.
- Nie, ale nie dam się traktować jak śmieć - warknął.
- A ja, jakbym była twoją żoną i to z dwudziestoletnim stażem!
- To dlaczego zgodziłaś się byś moja dziewczyną?
- Co zrobiłam?- pryhnęła.
- To co słyszałaś - warknął. -Coś jeszcze Madam?
- Żal mi cię.- burknęła, odwracając się.
- Wzajemnie kotku - zaśmiał się
Blondynka ruszyła w dół mola. Chłopak uśmiechnął się pod nosem i ruszył za nią. Amber doszła do samego końca pomostu, po czym usiadła, ściągnęła buty i spuściła stopy do wody.
- A tak serio - chłopak usiadł obok niej. - Serio nic nie pamiętasz?
- Nie, że nic.- mruknęła. - Coś pamiętam...
- To znaczy?
- Urywki. Ale nic konkretnego...
- Opowiedz.
- Pamiętam... Jak wziąłeś mnie na ręce...- zaczęła, uciekając wzrokiem ku swoim dłoniom.- I jak ściągałeś ze mnie koszule.
- Coś jeszcze?
- Same przebłyski. Pamiętam, jak wplotłam ci dłoń we włosy i skrzypienie łóżka, ale niczego ciągłego... Nie pamiętam nawet, jak mnie całowałeś...
- Czyli nie pamiętasz tego? - delikatnie musnął jej usta.
- Nie.- szepnęła, patrząc mu w oczy.
- A podoba ci się? - spytał i zaczął gładzić jej policzek.
- Nie jest najgorzej.- uniosła jeden kącik ust.
- Hah, jesteś cudowna - zaśmiał się cicho.
- Nie jestem.- odwróciła spojrzenie.- Jestem wredna. I mam zaburzony system wartości...
- Ty tak uważasz - szepnął. - Jesteś najcudowniejsza.
- Nie, tak jest.- uśmiechnęła się z wyższością.- Prędzej czy później się o tym przekonasz...
Ten tylko się cicho zaśmiał.
- Czyli zgoda?
- Dopóki ze mną wytrzymasz...- uśmiechnęła się diabelsko.
- Oj wytrzymam, wytrzymam - wytknął jej język.
- Czyli... Co robimy? Bo ja muszę iść odnieść zakupy...
- A ja zostawiłem u ciebie telefon - podrapał się w tył głowy.
- Niezły patent. Zapamiętam.- zaśmiała się, wstając.
- Jaki patent? Jaki patent? - zaśmiał się i wziął jej torby.
- Już ty dobrze wiesz.- pokazała mu język i założyła sandały.
- Nie, nie wiem - wytknął jej język.
- Mniejsza. Zostaniesz na obiedzie?
- Jeśli mnie nie otrujesz to tak.
- Hmm... Kuszące....
- Żeby kto kogo nie otruł - szepnął jej na ucho.
- Otruł byś mnie?- uniosła pytająco brew.
- Nie, ale chciałem, żeby było groźnie - puścił jej oczko i skręcił do jej willi.
- No to ci się udało.- zaśmiała się.
- Chodź tu - objął ją w pasie i pocałował w głową.
- Może najpierw wejdźmy do domu?- roześmiała się.
- A potem upichcimy obiad - zaśmiał się.
- Nie lubię gotować.- skrzywiła się.- Może zamówimy coś gotowego?
- Chińszczyznę? - zaśmiał się cicho.
- Może być.
- Hah - zaśmiał się.
- Musze się przebrać...- mruknęła, odkładając torebkę na półkę.
- Dlaczego? - zdziwił się. - Wyglądasz świetnie. 
- Bo miałam to na sobie dłużej, niż trzy godziny.- skrzywiła się.- A lubię mieć co chwila nowe ubrania.
- Aha - powiedział i ruszył do salonu. - A ja zamówię jedzenie. 
- Mhm.- zawołała, biegnąc po schodach. Przebrała się w TO i rozpuściła swoje długie włosy, które przez warkocz zrobiły się lekko falowane. Chłopak w tym czasie zamówił jedzenie i ogląda telewizję. Zeszła ze schodów i wolnym krokiem weszła do salonu. Chłopak spojrzał na nią z błyskiem w oku.
- Ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję.- uśmiechnęła się. Podeszła i pocałowała go w policzek.- Co oglądasz?
- The First Time - objął ją ramieniem. 
- Nie znam.- zmarszczyła brwi.
- To oglądaj - zaśmiał się. 
Wzruszyła ramionami i usiadła mu na kolana, opierając głowę o jego ramię.
- Chcesz coś? - zapytał patrząc jej w oczy.
- Nie, nie chcę... Ale nie podoba mi się ten film.- skrzywiła się.
- A "Poradnik pozytywnego myślenia"? - spytał
- To było nudne.- mruknęła.
- To co chcesz obejrzeć? - spytał i wyłączył telewizor. 
- Nie wiem...- mruknęła, obracając się do niego twarzą.
- Idę do kuchni. Chcesz coś? - zapytał i wstał.
- Wodę.- mruknęła za nim.
- Jasne - mruknął i poszedł po napoje.
- Nudzi mi się...- jęknęła, przerzucając nogi przez oparcie, przez co jej spódnica trochę się zsunęła.
- I co ja mam ci na to poradzić? - zapytał i postawił szklanki przed nimi.
- Nie wiem... Wymyśl coś...- mruknęła, odchylając głowę do tyłu.
- Możemy iść na spacer. 
- Nie.- mruknęła, siadając normalnie.- Pocałuj mnie
- Słucham?
- Pocałuj mnie.- szepnęła, patrząc mu w oczy.
- Jakąś godzinę temu byłaś gotowa mnie zabić, a teraz chcesz, żebym cię pocałował?
- Tak. Chcę sprawdzić, czy to, co pamiętam...
Chłopak powoli do niej i delikatnie zaczął gładzić jej policzek, po czym ją pocałował. 


Julie jednak zgodziła się na spacer i własnie Carlos odprowadzał ją do domu. Rozmawiało im się bardzo dobrze. 
- Chyba jesteśmy na miejscu.- mruknął Latynos, zatrzymując się przy furtce.
- No popacz. Pamiętasz - mruknęła. 
- Wychodziłem stąd dzisiaj rano...
- Zapomniałam.
Wzruszył ramionami.
- Luz. To... Widzimy się wieczorem, tak?
- No nie wiem. - zaczęła się z nim droczyć.
Parsknął śmiechem.
- Będę o 18.- pocałował ją w policzek.
- Nie całuj mnie - mruknęła i go odepchnęła. - Nie jestem twoją dziewczyną.
- Wiem. Ja tylko...- zawahał się.- To było w policzek... W ramach podziękowania za miłe popołudnie...
- Ale mnie nie całuj. Nigdy.
Skinął głową.
- To... Pa.- uśmiechnął się lekko.
- Nie obrażaj się - złapała go za nadgarstek i podeszła do niego bliżej. - Ja po prostu...
- Nie obrażam się.- wolną ręką odgarnął jej niesforny kosmyk z twarzy.
- Na pewno? - spytała i go objęła. 
- Hah, na pewno, spokojnie.- mruknął w jej włosy, obejmując ją w pasie.
- K...Kiedy mi opowiesz o wczoraj? - szepnęła w jego ramię, przytulając go mocno.
- A kiedy chcesz?- spytał cicho.
- Jak najszybciej... Chcę wiedzieć, czy coś ci obiecałam i...
- Teraz czy wieczorem?- zapytał szybko.
- Teraz - powiedziała pewnie. 
- Usiądźmy gdzieś, ok?
- Okay. Chodź z tyłu jest ławka - powiedziała i zaprowadziła go do ogrodu, gdzie usiedli na ławce. 
Złapał ją za dłoń.
- To było... Na prawdę... Cudowne, jeśli chodzi ci o to... Eh... Wcześniej dużo rozmawialiśmy, mówiłaś, że lubisz zielony kolor i spędzać wakacje na południu... Później... To w sumie samo tak wyszło. I... I mi było na prawdę dobrze... Nie chciałem cię w żaden sposób skrzywdzić. Przepraszam.- poderwał się z ławki.
- A czy ty? Czy ja? - spytała ze strachem w oczach.
- Co takiego?
- Byłeś piany? Czy ja... obiecałam ci coś? - spytała ze spuszczoną głową.
- Nie i nie.- mruknął, unikając jej spojrzenia.
- Czyli wiedziałeś co robisz - wstała i spróbowała spojrzeć mu w oczy, ale ten unikał jej wzroku.
- Tak.
- I od tak - poszedłeś ze mną do łóżka? - nie dowierzała. 
- Nie wiem... Nie umiem tego wytłumaczyć. Wypiłem, ale nie byłem pijany. Pamiętam wszystko co robiłem i wiem, że miałem kontrolę...
- Miałeś kontrolę? Jasne - prychnęła smutno. - Wiedziałeś, że jestem piana. 
- Nie wiedziałem.- warknął.- Gdybym wiedział, to... To nie...
- Serio? Nie wiedziałeś? Jakoś nie chce mi się wierzyć - mruknęła. - Nie jestem głupia i wiem jak wygląda piany człowiek. Tego nie da się nie zauważyć. 
- Nie wyglądałaś na pijaną. Mówiłaś normalnie, nie jąkałaś się, nie sepleniłaś, nie motałaś. Przy mnie wypiłaś może ze 3 drinki.
- I mam ci uwierzyć?
Westchnął.
- To twoja decyzja, czy to zrobisz, czy nie. Powiedziałem ci prawdę. Będę już leciał. Cześć.- mruknął i ruszył z powrotem ku głównej drodze.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Dlaczego co zrobiłem?
- Dlaczego... no wiesz.... - wstała i podeszła trochę bliżej chłopaka. Ciężko było jej o tym mówić, bo nic nie pamiętała. Jedyne dwie pierwsze godziny imprezy, a potem pustka. Nawet nie pamiętała o czym z nim rozmawiała i TEGO. Momentami nawet żałowała, ale szybko się za to ganiła. 
- Sam nie wiem... Nie planowałem tego.- mruknął, pocierając kark.- Może to głupio zabrzmi, ale... Samo wyszło...
Dziewczyna się cicho zaśmiała z jego wypowiedzi i zachowania. Ale sama przecież się tak zachowywała, a może nawet i gorzej. 
- To samo z siebie wyszło? - zdziwiła się. 
- Rozmawialiśmy, rozmawialiśmy... Zaczęliśmy się całować i...- jąkał się.- I samo wyszło, no.
- Nie wierzę... - jęknęła zasłaniając twarz rękami. 
- W to, co mówię czy...
- Że to zrobiłam, że nie pamiętam swojego... 
- Pierwszego razu?- zapytał cicho, marszcząc brwi.
Zgryzła wargi i pokiwała głową na znak, że tak. Ledwo powstrzymała się od łez. Nagle poczuła, jak otaczają ją ciepłe i mocne ramiona. Latynos przyciągnął ją do swojego umięśnionego torsu i troskliwie pogłaskał po plecach.
- Proszę, powiedz, że to jest jakiś głupi sen i zaraz się z niego obudzę - szepnęła.
Uporczywie milczał, trwając w tej samej pozie.
- Carlos...
- Tak?
- Powiedz coś... 
Przełknął ślinę.
- Tylko co? Nie cofnę czasu...
- Ale...co ty o tym myślisz...
- Myślę... Myślę, że przykro mi, że tego nie pamiętasz.
- Przykro? - odsunęła się lekko od niego i spojrzała mu w oczy. 
- Źle, głupio... Eh... Bo to...- zamyślił się.- Ja... Nie żałuję. Ale ja to wszystko pamiętam i... I wolałbym, gdybyś była w pełni świadoma... Czuje się winny...
- Winny, że spiłam się i nie pamiętam nawet czegoś co było...?
- Było cudowne... Ale czuje się winny, że nie zauważyłem, że byłaś pijana i winny, że nie przestałem...
- Ej, bo ty się zaraz popłaczesz - zaśmiała się cicho. 
Prychnął śmiechem.
- Spokojnie, raczej nie...
- Czyli jednak tego nie żałujesz, nie czujesz się winny. Jesteś szczęśliwy, że to... zrobiliśmy? - spojrzała na niego uważnie. 
- Nie żałuję, że zrobiliśmy, ale czuję się winny, że ty tego nie pamiętasz.
- Może to cholernie głupio zabrzmi, bo przed chwilą rozpaczałam nad tym, ale... przecież zawsze można to powtórzyć - uśmiechnęła się zgryzając dolną wargę. 
Uniósł zdziwiony brwi.
- Ale... Przecież...
- Wiem. Jestem głupia. Nienormalna. Największa deblika świata ze mnie.
- Nie... To znaczy... Ja... Ale...
- Dobra. Zapomnij o tym. Nie było tematu. 
- Nie!- złapał ją za dłoń.- Nie to miałem na myśli. Po prostu... Ale ty wiesz, o czym mówisz?
- Tak. 
- Może jednak zaczniemy od kolacji, co?- zapytał z uśmiechem. 
Dziewczyna wybuchła śmiechem. 
- A co myślałeś? Że teraz chce tego? - chichotała. 
- Nie wiem, jakie myśli kłębią się w tej twojej główce.- pocałował ją w czoło.
- Nie. Miałam na myśli wieczór. Po prostu chciałabym odtworzyć tak, jakby to był ten pierwszy raz - puściła mu oczko. 
- Ciekawy pomysł...
- Wiem - wzruszyła ramionami i ruszyła do domu.
- Będę po ciebie o 18!- zawołał za nią.
- Okay - odwróciła się i wysłała mu całusa, a następnie szybko poszła do domu.

niedziela, 18 maja 2014

To lato zmieniło moje życie... cz.1


Julia












Amber













Carlos





Kendall



















- Juls, idę jeszcze pić!- zawołała wesoło blondynka. Jej długie do pasa włosy, związane były w warkocz, który bujał się na boki przy każdym jej tanecznym kroku. Piwne oczy błyszczały od nadmiernej ilości alkoholu, a blade dotąd policzki, zaróżowiły się nieco od gorąca.
- Zdrówko! - przybiła butelkę piwa z blondynem. - Ile już wypiłaś?
- Nie mam zielonego pojęcia - odpowiedziała zgodnie z prawdą.- Ale chyba trochę tego było, bo nie pamiętam trzech kanap w tym salonie - zachichotała, wskazując na mebel nieopodal nich.
- Jesteś inna. Wyjątkowa.
- Jestem Amber, tak w ogóle - wyciągnęła przed siebie dłoń.
- Kendall - uśmiechnął się i delikatnie ścisnął jej dłoń.
- Masz takie fajne włosy...- mruknęła, delikatnie wsuwając palce w jego czuprynę, przez co znacznie się przybliżyła.
- A ty piękne oczy - szepnął i przysunął się jeszcze bardziej.
- Takie dziwne - skrzywiła się.- Nie lubię ich. Twoje są ładniejsze...
- Są śliczne tak jak ty - zaczął gładzić jej delikatny policzek.
Pogłaskała go po klatce piersiowej. Ten delikatnie chwycił ją w pasie i przyciągnął do siebie, tak że stykali się nosami.
- Podoba mi się - zachichotała.
- Ty mi się podobasz - szepnął i pocałował ją.
Ułożyła dłoń na jego policzku, nie pozwalając mu się odsunąć i pogłębiła pocałunek. Szumiało jej w głowie i traciła grunt pod nogami, jednak mimo wszystko trzymała się pocałunku jak tonący brzytwy. Chłopak przycisnął ją mocniej i biorąc ją na ręce wyszedł. Mocno objęła jego kark i zeszła z pocałunkami na żuchwę, pokrytą kilkudniowym zarostem. Po kilku sekundach znaleźli się w sypialni dziewczyny. Delikatnie położył ją na łóżku, a następnie ukradkiem usiadł jej na brzuchu i zaczął całować, odpinając niebieską koszulę, schodząc z pocałunkami coraz niżej. Wyginała się pod jego dotykiem, a gdy dotarł do jej dekoltu, jęknęła cicho. Ręce chłopaka błądziły po całym jej ciele.


W tym czasie Julia piła już kolejną kolejkę w towarzystwie uroczego Latynosa. 
- Ale ty serio nigdy nie byłeś na imprezie? - zaśmiała się.
- Jakoś nie było po co. I od dzisiaj żałuję - zaśmiał się.- Bo jest zajebiście. I jeszcze jakie śliczne dziewczyny można poznać...
- Tak wiem, że ślicznam - zakręciła kosmyk włosów na palcu.
- Powiedziałbym nawet, że anielsko - przybliżył się nieco.
- Chyba diabelsko - mruknęła i przygryzła wargę.
- Nie. Jesteś anielsko piękna. I diabelsko pociągająca - mruknął, zakładając jej niesforny kosmyk za ucho.
- Seksowny facet mówi seksownie - zaczęła mu jeździć palcem po torsie.
- A dziękuję. Usłyszeć komplement od takiej dziewczyny, to zaszczyt - puścił do niej oczko.
- Serio?
- Jasne, że tak - położył dłoń na jej kolanie.
- Dotykasz mojego nagiego kolana - mruknęła.
- Mam przestać?- uniósł brew, gładząc kciukiem jej skórę.
- Nie - szepnęła.
Śmiało, lecz powoli przesunął dłoń nieco wyżej, na jej udo. Dziewczyna powoli się przesunęła i musnęła raz jego ciepłe wargi. Popatrzył jej głęboko w oczy i ponownie złączył ich usta, tym razem na dłuższy, mocniejszy pocałunek. Zaczęła odwzajemniać i pogłębiać pocałunki. Nie przerywając, usiadła chłopakowi na uda. Jego dłonie opadły na jej biodra, a jedna zsunęła się na pośladki, przyciągając jej ciało bliżej. Nie było między nimi choćby milimetra wolnej przestrzeni. Dziewczyna poruszała się w rytm jego pocałunków, przez co coraz bardziej go rozpalała. W pewnej chwili poczuła, że brunet ją unosi. Wstał z miejsca i nie przerywając pocałunków skierował się do najbliższego wyjścia. W pewnej chwili Julia poczuła na plecach chłodny nacisk. Latynos oparł ją o ścianę. Gładził jej nagie uda, oplatające go w pasie. Wplotła ręce w jego włosy i gładziła jego plecy. Zjechał z pocałunkami w dół, na jej odsłonięte ramiona i dekolt. Cicho jęknęła i pociągnęła go za koszulę. Otworzył najbliższe drzwi. Udało mu się trafić na jedną z sypialni. Od razu położył dziewczynę na łóżku. Stanowczym ruchem rozpiął zamek jej sukienki i w ślad za zsuwającym się materiałem, całował jej nagą skórę. Dziewczyna nie pozostała mu dłużna i pozbawiła go koszuli...



Podniosła się do pozycji siedzącej i przetarła twarz dłonią. Uzmysłowiła sobie, że jest naga. Zmarszczyła brwi w niezrozumieniu i rozejrzała się wokół. Zobaczyła, że obok niej leży jakiś całkiem obcy blondyn. "Przystojny", przemknęło jej przez myśl i właśnie wtedy przypomniała sobie urywki wczorajszego wieczora. Jęknęła z niezadowoleniem.
- Więcej nie piję.- mruknęła pod nosem, podnosząc z podłogi koszulę chłopaka. Była na nią sporo za duża, dzięki czemu, gdy ją zapięła była całkowicie zasłonięta.
Chłopak przewrócił się na drugi bok i spał dalej. Ta tylko przewróciła oczami, pozbierała swoje ubrania i poszła do toalety. Kiedy się ogarnęła poszła do kuchni i spotkała świeżą przyjaciółkę.
- Chcesz kawy? - spytała wstając.
- Mhm, mocnej.- chrypnęła, siadają koło blatu.- I coś na ból głowy...
Dziewczyna zrobiła kawę i podała jej kubek z gorącym napojem. Następnie nalała szklankę wody i dała jej aspirynę.
- I jak po imprezie? - zapytała siadając na przeciwko jej.
- Szczerze? Było super. Wręcz zajebiście. A potem budzę obok jakiegoś blondyna. Nie żeby coś, niezły jest - poruszyła zabawnie brwiami.- Tylko szkoda, że tak do tego doszło...
- Szkoda, że nie pamiętasz? - zaśmiała się.
- Nie no, pamiętam... Ale tylko urywki - skrzywiła się.
- Ciekawe ile wypiłaś - zaśmiała się i wzięła łyka kawy.
- Dużo. Bardzo dużo - odpowiedziała, upijając trochę gorzkiego napoju. - A jak tobie mija poranek?
- Obudziłam się obok jakiegoś Latynosa - powiedziała, a do kuchni wszedł nagi blondyn. Obie wybuchły śmiechem, no co on zasłonił swoje genitalia patelnią i wyszedł cały czerwony.
- To jest ten twój blondasek? - zaśmiała się.
- Hahahaha, tak, to on.- dusiła się ze śmiechu.
- Całkiem niezły - śmiała się. - Chociaż wołałabym spotkać go ubranego.
- Ma fajny tatuaż...- mruknęła pod nosem. W tej chwili, do kuchni wszedł wesoły Latynos.
- Cześć Kicia - pochylił się nad Julie i delikatnie musnął jej usta.
- What the fuck? - mruknęła patrząc dziwnie na chłopaka.
- Jak ci się spało?- zapytał z lekkim uśmiechem, wyciągając z półki szklankę i nalewając sobie wody.
- Kim ty jesteś do cholery i dlaczego mówisz do mnie kicia?! - warknęła.
- Nie żartuj - zaśmiał się przyjaźnie.
- A wyglądam na taką co żartuje?
Zmarszczył brwi, a jego uśmiech zbladł.
- Nie pamiętasz?
- Czego? - zapytała i zaczęła pić sok.
- Naszej nocy?
Pokręciła głową przecząco.
- Ani wczorajszego wieczoru?
I znowu pokręciła głową na znak, że nie.
Chłopak skomentował to cichym śmiechem.
- To nic, przypomnisz sobie, albo to odtworzymy - cmoknął ją w policzek.
- Co?! - zakrztusiła się sokiem.
- Muszę skoczyć do siebie, ale możemy spotkać się po południu - rzucił, wychodząc z kuchni.
- Chyba nie skorzystam! - krzyknęła za nim.
- Cześć skarbie!- zawołał, a później dziewczyny usłyszały trzaśnięcie drzwiami. Blondynka wybuchła głośnym śmiechem.
- Z czego się śmiejesz? - warknęła.
- Hahahahaha a myślałam, że to ja mam dziwnie.
- Ja się boję tego co mu powiedziałam - dopiła sok.
- Pfff... A ja nie. Proszę cię, co niby takiego mogłaś mu powiedzieć? Po za tym, on cie nie zna, ty go nie znasz. Nic ci nie zrobi.
- Ale się z nim przespałam - zrobiła dziwny wyraz twarzy.- Ja już zmykam - powiedziała i poszła się przebrać.
- Cześć mała - do kuchni wszedł już ubrany blondyn.
- Hej... K... Karol? Kenny?
- Kendall - zaśmiał się cicho.
- Tak też może być - mruknęła wstając z krzesła.
- Hej, gdzie idziesz? - zapytał łapiąc ją za nadgarstek.
- Ja wychodzę! Będę wieczorem! - gotowa Julie wyszła z mieszkania.
- Pa!- krzyknęła za przyjaciółką.- Jeszcze nie wiem. Pewnie na miasto, albo na plażę. A ty, złotowłosy aniołku...- zaśmiała się, wyciągając rękę z jego uścisku i mierzwiąc mu włosy.- Pilnuj, żeby spodnie nie spadały ci z tyłka.
- Idę z tobą - zaśmiał się i ją przytulił. - Jeśli pozwolisz diabełku.
- Nie pozwolę. Nie znam cię pysiaczku.- uśmiechnęła się słodko, odsuwając od niego.
- To mnie poznasz - wyszczerzył się.
- Obejdzie się - prychnęła, wychodząc z kuchni.
- No weź - jęknął.
Usłyszał kroki na schodach.
- Amber! - pobiegł za nią.
Zamknęła mu drzwi przed nosem.
- Amber! - zaczął pukać w drzwi - Proszę!
- To takie zabawne...- usłyszał śmiech zza drzwi.
- Amber do cholery otwórz te drzwi! - pod jego ciosem drzwi się zatrzęsły.
- Jak się boję - czuł przez ten ton, że dziewczyna wywraca oczami.
- Odsuń się, bo wywarzam drzwi - krzyknął. Jednym kopnięciem wywalił drzwi z zawiasów. Zastał blondynkę w samej bieliźnie i letniej sukience w rękach.
- Posrało cię?! Spieprzyłeś mi drzwi
- Ostrzegałem - wzruszył ramionami. - Naprawie ci je po powrocie.
Podparła ręce na biodrach.
- Nie masz na co liczyć. Nie idziesz ze mną i już tu nie wrócisz!
- Serio? To dlaczego się ze mną przespałaś? Dlaczego mnie od razu nie wyrzuciłaś? - warknął i podszedł na niebezpiecznie bliską odległość. - Dlaczego pozwalasz mi tu ciągle być?
- Wczoraj byłam pijana i nie pamiętam połowy imprezy.- syknęła, po czym oparła otwarte dłonie na jego klatce piersiowej i próbowała go pchnąć.
- Może, ale dzisiaj nie jesteś - chwycił jej dłonie. - Więc dlaczego?
- Bo nie rozumiesz prostych aluzji.- prychnęła.- A nie zadzwoniłam po policje ze względu na to, że masz niezły tyłek.- uśmiechnęła się wrednie.
- Ty też - szepnął jej na ucho z cwanym uśmiechem.
- Ale ja w przeciwieństwie do ciebie nie paradowałam po domu nago.
- Myślałem, że jesteśmy sami- mruknął.
- Domyślam się, chociaż Julie pewnie nie zapomni takiego traumatycznego widoku.
- Serio? Traumatyczny widok? - przyciągnął ją bliżej.
- Dla niej na pewno... - mruknęła, przygryzając wargę.
- A dla ciebie?
- Dla mnie? Na pewno, zabawny...
- Tylko? - patrzył na nią cwanie.
- Nie sądzisz, że to nie fair, że tylko ja jestem półnaga?- uniosła brew z dwuznacznym uśmiechem.
- Wiesz, że jesteś mega seksowna i pociągająca, ale ubierz jakąś sukienkę, a wtedy zabiorę cię w pewne piękne miejsce - musnął delikatnie jej usta.
- Nie, dzięki - przewróciła oczami, odpychając go od siebie.- Idę na zakupy, a ty możesz wyjść i dać mi się przebrać.
- Ale skarbie ja chętnie pójdę z tobą na te zakupy - uśmiechnął się. - Ubieraj się, słonko i zaraz idziemy
- Przestań tak do mnie mówić - tupnęła nogą.
- Dlaczego? -zaśmiał się.
- Bo nie jestem twoim słońcem i innym kochaniem! Wyjdź stąd! Już!
- Wybacz - zaśmiał się cicho. - Czekam przy wyjściu
Gdy wyszedł, warknęła z irytacją. Ubrała na siebie sukienkę i sandałki po czym spakowała do torebki portfel, telefon i dokumenty. Wyszła z pokoju i skierowała się do tylnego wyjścia, aby nie natknąć się na blondyna.
- A ty dokąd? - złapał ją w pasie i wziął na ręce. - Chcesz uciec?
- Zostaw mnie do cholery jasnej!- zaczęła się szarpać.
- Pod warunkiem,że mnie wysłuchasz, a potem pójdziemy razem na zakupy.
- Nigdzie razem nie pójdziemy! Zostaw mnie!
- W takim razie mnie zmuś.
Dziewczyna wzięła głęboki wdech, a jej gardło opuścił przeszywający pisk.
- POMOCY! ZBOCZENIEC! NAPAŚĆ! RATUNKU!
- Serio? W takim razie zadzwoń jeśli będziesz potrzebowała rozgrywki na noc. Chyba, że znasz kogoś z lepszym tykiem - prychnął odstawiając ją i wyszedł trzaskając drzwiami.
Blondynka poprawiła fryzurę i otrzepała ramiona z niewidzialnego kurzu.
- Łatwo poszło, myślałam, że będzie gorzej.- mruknęła do siebie. Odczekała jeszcze 10 sekund, po czym wyszła z domu, zamykając za sobą drzwi i skierowała się na nadmorski deptak.

środa, 14 maja 2014

Tam, gdzie nikt nie chce być. cz. 6

Ostatnia część mojego ulubionego opowiadania <3 Enjoy!
~Justme


Pustka. Samotność. Ciemność. Przytłaczające myśli. Chęć rzucenia wszystkiego w cholerę. Myśl o śmierci. Stare błędy. Tylko to miała w głowie. Przeszłość do niej powracała. Przygnębiała. Niszczyła. Chciała być sama. Już zawsze. Sama ze swoimi myślami. Nikt jej nie rozumiał. Odkąd trafiła tutaj marzy o zobaczeniu czegoś więcej niż ściany i klaty. Chciała zobaczyć świat. Ludzi. Tęskniła za tym. Bardzo.
Nagle w jej pokoju rozległo się pukanie. Minęła chwila, długa chwila, za nim otrzeźwiała. Wróciła do szarego i beznadziejnego świata.
- Proszę. - mruknęła otępiała gapiąc się na drzwi. W cierpliwości czekała, aż białe drzwi się otworzą, a wtedy zobaczy twarz gościa.
Najpierw weszła burza brązowych, niesfornych włosów. Później umięśnione ramiona, opięte kremowym podkoszulkiem, zwykle ukryte pod białym fartuchem. Następnie wąskie biodra, długie nogi, odziane w ciemne jeansy.
- Mogę?- niski głos odbił się od pustych ścian pokoju.
- Jeśli musisz. - mruknęła obojętnie i znów zaczęła się gapić w ścianę naprzeciw siebie.
Poczuła, że coś upadło obok niej na łóżku.
- Po co mi to? - mruknęła patrząc na złożone jeansy, białą bokserkę, skórzaną kurtkę i czarne vansy.
- Bo wychodzimy.- rzucił, opierając się o ścianę.- Obiecałem, prawda?
- A co? Megan nie chce? - prychnęła i poszła się przebrać.
- W jakim sensie?- zapytał.
- Normalnym.
- Nie chcesz iść?
- Tego nie powiedziałam.
- Więc w czym problem?- zapytał chłodno.- Jeśli chcesz, to nie rozumiem, czemu grymasisz.
- Przepraszam, że uraziłam twoją dumę. - mruknęła kierując się do wyjścia z budynku.
- Stój.- mruknął, zatrzymując się.
- Co? - zmarszczyła brwi.
- Po pierwsze, nie pędź tak, bo i tak nie wyjdziesz beze mnie.- mruknął.- Po drugie. Spędzam z tobą mój wolny, prywatny czas. Nie oczekuję, że będziesz mi z wdzięczności buty całować, ale możesz się nie zachowywać jak rozkapryszona królewna? Przynajmniej dzisiaj?
- Jestem ci wdzięczna. - warknęła. - Ale nie zamierzam skakać z radości, że wielki pan zrobił mi łaskę.
- Co nie zmienia faktu, że mogłabyś być milsza.- warknął.
- Chciałbyś taryfę ulgową? - mruknęła robiąc minę małej dziewczynki. - Wybacz. Nie mogę stosować wyjątków. Wszystkich traktuję równo.
- Cudownie.- uśmiechnął się, siadając na krześle pod ścianą.- Masz przepustkę na dzisiaj. Możesz wyjść tylko z opiekunem i musisz wrócić dzisiaj, przed 22. A mi się nie śpieszy...
- To pójdę po Megan. - wzruszyła ramionami. - Proponowała mi to wczoraj.
- Niby co takiego?- popatrzył na nią, z pobłażliwym uśmiechem.
- Nie ważne. - mruknęła. - Idziesz czy nie?
- Nie. Wygodnie mi tu.- wzruszył ramionami.
- Jasne. - mruknęła i się napięcie odwróciła kierując do pokoju.
Z lekkim uśmiechem patrzył, jak się oddala.
Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Szybko ją wytarła. Z rozmachem otworzyła drzwi do swojego pokoju. Nerwowo zaczęła chodzić po pomieszczeniu. Dopiero kiedy spojrzała na kraty zrozumiała, że on jest jej potrzebny. Do powrotu do normy. Wzięła kilka głębszych dźwięków, a następnie wróciła do lokowatego. Stanęła przed nim.
- Idziemy? - spytała spokojnie, uśmiechając się lekko.
- A będziesz śliczną, wesołą królewną, czy kapryśną królewną?- zapytał spokojnie.
- Tylko wesołą. Bez królewny.
Uśmiechnął się promiennie na jej odpowiedź. Przetarł ręce o kolana i wstał.
- Więc chodź.- skinął głową ku wyjściu.
Odetchnęła z ulgą i poszła za nim.
Kiedy tylko przekroczyli próg szpitala jej twarz otuliły ciepłe promienie słońca. Przymknęła oczy i mocno wciągnęła powietrze. Uśmiechnęła się czując zapach jesieni. Poczuła jak delikatny powiew wiatru otula jej skórę i rozwiewa włosy. Spojrzała na chłopaka i zgryzła dolną wargę.
- Dziękuję.
Uśmiechnął się lekko i skinął głową.
- Pozwolisz?- zaoferował swoje ramię, niczym brytyjski książę.
Bez wahania chwyciła go pod ramię i pozwoliła się prowadzić. Zeszli po schodach, oddalając się od szpitala. Krętymi uliczkami poprowadził ją do parku.Szli ciągle rozmawiając. Dziewczyna nie wyglądała na dziewczynę z problemami, a Harry na lekarza z psychiatryka. Wyglądali jak przyjaciele. Dobrze przyjaciele. A nawet para. Ciągle uśmiechnięci. Dobrze się rozumiejący. Tak jakby się długo znali. Bardzo długo. Nagle dziewczyna wyrwała się mu i pobiegła do przodu. Chłopak ruszył za nią. Bał się, że chce mu uciec. Mylił się. Biegła do fontanny. Zanurzyła opuszki palców i zaczęła przesuwać je po wodzie. Wzięła jej trochę na ręce, a następnie z powrotem wlała do fontanny. Kiedy chłopak stanął obok niej uśmiechnęła się szeroko i go ochlapała. Zaczęła się śmiać z wyrazu jego twarzy. Szczerze śmiać. Pierwszy raz od trafienia do psychiatryka.Uświadomił sobie, że ma anielski głos. Że nie tylko ma cudowne hipnotyzujące oczy. Teraz nie tylko one go przyprawiały o przyjemny dreszcz. O najszczerszy uśmiech. O roześmiane zielone oczy. O radość. Był... szczęśliwy... przy niej. Zaczął ją gonić po całym parku. Ich śmiechy było słychać w całym Londynie. Szczere śmiechy, które teraz usłyszeli wszyscy. Każdy wiedział, że jest po między nimi coś innego. Zupełnie inne uczucie. Inna chemia. Wyjątkowa. Niepowtarzalna. Dawno nie czuli prawdziwego szczęścia. Nigdy wcześniej nie czuli takiej miłości. Prawdziwej miłości. W pewnym momencie oboje wylądowali na ziemi. Ich usta złączył się. Delikatne wargi łączyły się w magicznych pocałunkach. Każdy był taki sam, ale oznaczał zupełnie coś innego. Miłość. Pożądanie. Lęk. Cierpienie. Chęć zatrzymania czasu, by ich pocałunek nigdy nie miał końca. Chcieli by ta chwila trwała wieczność. Cudowne uczucie, które było w stanie naprawić wszystko... Gdy odsunęli się od siebie, wiąż wpatrywali się sobie w oczy. Harry uniósł rękę, aby założyć jej pasmo blond włosów za ucho.
- Jesteś piękna, kiedy się tak uśmiechasz.- mruknął czule.
- Dziękuję. - zarumieniła się odwracając starając się ukryć czerwień.
- Nie odwracaj się.- zaśmiał się cicho.- W czerwonym też jesteś piękna.
- Choć, bo ktoś jeszcze nas zobaczy. - powiedziała nagle. - Nie powinieneś...
Wzruszył ramionami.
- Niby czego? Nikt mi nie zabroni. Dzisiaj jestem Harry, zwykły facet, a ty Olivia, śliczna dziewczyna.
- Ale to nie zmienia faktu, że jestem twoją pacjentką. - uśmiechnęła się niemrawo.
- Nie dzisiaj.- uśmiechnął się.
- Nie teraz? - szepnęła ledwo słyszalnie.
- Nie. Dzisiaj mój gabinet jest zamknięty.- zaśmiał się.
- Pokażesz mi coś jeszcze? - rozmarzyła się i zaczęła gładzić jego policzek.
- Co takiego?
- Masz ogród?
- Niestety nie...
- Kłamiesz. - zmarszczyła brwi.
- Nie mam ogrodu. Mieszkam w mieszkaniu na szóstym piętrze.- odparł.- Ale mam kwiaty na balkonie.
- Dlaczego?
- Co "dlaczego" ?
- Dlaczego tam mieszkasz? Stać cię na zwykły dom. Z pięknym ogrodem.
Parsknął cichym śmiechem.
- No właśnie nie do końca. Wypłata lekarza wale nie jest taka wysoka.
- Ale gdybyś miał dziewczynę to byś miał piękny ogród. - uśmiechnęła się lekko.
- Naprawdę tak myślisz?- zapytał, siadając. Blondynka zsunęła mu się przez to na kolana.
- Mhm. Normalna, która chodziła by do pracy. - mruknęła opierając swoje czoło o jego. Wplotła ręce w jego brązowe loczki. Zaczęła się nimi bawić.
- Nigdy nie łączyłem faktu bycia z kimś z pięknym ogrodem.- przyznał szczerze.
- Nie rozumiem.
Zaśmiał się.
- Zawsze myślałem, że moja dziewczyna będzie dbać o mnie, a nie o kwiaty.
Wybuchła szczerym śmiechem. Odchyliła głowę do tyłu. Chłopak nie rozumiał o co jej chodzi.
- Co jest?- zapytał, marszcząc brwi.
- Jesteś głupi. - śmiała się ujmując jego twarz w dłonie.
- A dlaczego?- zaśmiał się, kładąc ręce na jej dłoniach, gładząc ich wierzch kciukami.
- Nie chodzi tu tylko o kwiaty. Dzięki ogrodowi nie wariujesz. Cząstka natury zawsze jest z tobą. Możesz wyjść i zobaczyć piękno, które jest twoje. Już zawsze będzie należeć do ciebie, bo sam je stworzyłeś. - uśmiechnęła się lekko.
- Ahaaaa...- przytaknął jej, starając się nie wybuchnąć śmiechem.
- Śmieszy cię to?
Odrobinę... Ale nie sama idea. Twoja mina kiedy o tym mówisz.- dotknął palcem wskazującym czubka jej nosa.
Przewróciła oczami.
- Mhm.
- Jakoś nigdy nie myślałem o własnym ogrodzie.- wzruszył ramionami.- Wolałem przychodzi tutaj...- rozejrzał się wokół po parku.
- Piękne miejsce. Pomaga zapomnieć o rzeczywistości.
- Mhm.- mruknął, wzdychając.- Obawiam się, że musimy wracać...
- Chcę być tutaj. Z tobą,. - jęknęła.
- Ja też... Z tobą, oczywiście.- zaśmiał się.- Ale teraz tak szczerze, żałujesz, że nie byłaś dzisiaj nafochaną księżniczką?
- Żałujesz, że oddychasz? - uśmiechnęła się cwanie.
- Niezmiernie mnie to cieszy.- delikatnym ruchem ponownie ją do siebie przycisnął, by ich usta połączyły się.
- Nie możesz! - usłyszeli głośny krzyk, a następnie blondynka została zepchnięta z chłopaka. - Nie możesz, rozumiesz?! On jest moim chłopakiem!
Ta tylko patrzyła na Megan, szybko mrugając.
- Zabiję cię! Zabiję! - krzyczała rzucając się na blondynkę,
W ostatniej chwili złapał ją Harry.
- Puść mnie! Zabiję ją! - krzyczała szarpiąc się.
- Megan! Do diabła, o ty tu... Robisz?!- warknął, szarpiąc się z nią.
- On jest mój rozumiesz?! Mój! - krzyczała do blondynki. - Obiecałaś!
- Uspokój się! Megan!
- Miałeś być mój... - zaczęła płakać. - Na zawsze.
Harry odepchnął ją stanowczo od blondynki, którą następnie zasłonił.
- Megan... - szepnęła niepewnie wychodząc zza chłopaka. Podeszła do niej i kucnęła obok. - Wszystko ok?
- To nie tak miało być. - rzuciła się na nią i zaczęła płakać jej w ramię. - To ja miałam być na twoim miejscu.
- Może... gdybyś była milsza... - zaczęła nie pewnie. - ... Nie wiem... Jestem pacjentką psychiatryku... Harry, powiedz coś...
- Może gdyby ci nie groziła, nie zachowywała się okrutnie wobec pacjentów i nie podchodziła do wszystkiego z obsesją...- westchnął.- Przepraszam Cię Megan, ale nigdy nie byłem tobą zainteresowany. To nie kwestia tego, że jesteś zła, czy coś, tylko po prostu... Po prostu nie jesteś w moim typie.
- Zniszczę was! - krzyknęła przeraźliwie głośno odpychając blondynkę. Szybko wstała i zniknęła im z oczu.
- Wszystko w porządku?- Harry kucnął obok Olivi.
- Tak. - zaśmiała się cicho wstając.
- Na prawdę musimy już wracać.- skrzywił się, łapiąc ją za rękę.
- Porwij mnie. - powiedziała robiąc minę psychopatki. - Na koniec świata.
Zaśmiał się głośno.
- Kiedyś na pewno.- pocałował ją w czoło.- Ale jeszcze nie dzisiaj. Chodź, Lola na pewno chętnie posłucha, jak spędziłaś dzień.
- Mówiłam poważnie, kapucu jeden. - mruknęła ruszając dumnie do przodu.
Szedł z nią krok w krok, gdy otuliła ich gęsta ciemność, rozpraszana jedynie przez latarnie uliczne.
- Ile byłe przede mną? - spytała bawiąc się żółtym liściem. Już prawie byli pod drzwiami jej pokoju.
- Hm?- mruknął, wyrwany z zamyślenia.
- Ile było przede mną? - powtórzyła wchodząc do pomieszczenia.
- Ile razy byłem w związku?- zapytał, wchodząc za nią.
- Dokładnie. - mruknęła wskazując by zamknął drzwi.
- Dwa.- odpowiedział, robiąc to, o mu kazała.- Miałem wcześniej dwie dziewczyny.
- Jakie były?
- Hmmm... Zwyczajne.- wzruszył ramionami.- Z pierwszą chodziłem, kiedy miałem trzynaście lat. Byliśmy razem... Chyba trzy miesiące. Albo cztery, coś koło tego.- wzruszył ramionami.- Taka dziecięca miłostka.
- A druga?
- Z drugą byłem w Liceum. Byliśmy razem rok, a potem stwierdziliśmy, że to nie to. Ona teraz... Jest już chyba mężatką. Jakiś czas temu spotkaliśmy się na ulicy i chwile rozmawialiśmy.- uśmiechnął się lekko.- Bardzo miła i pogodna dziewczyna.
- A ja? Dlaczego? Masz słabość do blondynek?
- Nie.- zaśmiał się.- Do pięknych oczu.
- To prawie to samo.
- Na dodatek jesteś inteligentna, tajemnicza i słodka.- uśmiechnął się kokieteryjnie.- A teraz, królewno, muszę lecieć na nocną zmianę. Czas przybrać kitel.
- Mogę iść z tobą?
- Nie. Możesz się umyć i iść spać. Przyniosę ci za chwilę kolację i będę czuwać, gdy będziesz spać.- pocałował ją w czoło.
- Dlaczego nie mogę? - udała nafochane dziecko.
- Bo jest już prawie cisza nocna. Większość pacjentów śpi.- mruknął.- Chyba że chcesz, żebym przysłał ci towarzystwo. Mam poszukać Loli albo Louisa?
- Nie. Zmęczonam. - mruknęła i położyła się spać.
- Śpij. Przynieść ci jedzenie?
- Nie. - mruknęła cicho.
- To widzimy się jutro, na śniadaniu.- uśmiechnął się na pożegnanie i ruszył ku drzwiom.- Śpij dobrze.
- A buzi? - zaśmiała się. - Bez tego nie zasnę.
Zaśmiał się cicho. Podszedł do niej i lekko pocałował. Odwzajemniła pocałunek. Cieszyła się, że jest z nią.
- Idź spać, skarbie. Widzimy się jutro rano.- pogłaskał ją po policzku.- Dziękuję, za dzisiejszy dzień.
- Dobranoc. - uśmiechnęła się i zasnęła.



Z samego rana Louis poszedł po śniadanie dla Loli. Kisiel w różowym kubku, woda i jogurt brzoskwiniowy. Z uśmiechem na twarzy poszedł do pokoju 1804. Delikatnie zapukał, a kiedy usłyszał ciche "proszę" wszedł do środka.
- Witaj Lol. Śniadanie do łóżka. - powiedział wesoło.
- Ygh. Nie chcę.- nakryła głowę kołdrą i odwróciła się do niego tyłkiem.
- Nie żartuj. Jedz. - powiedział poważnie
- Nie zamierzam.- burknęła w poduszkę.
- Wypruwam sobie flaki, żebyś nie zdechła z głodu, a ty masz to w dupie! - krzyknął. - Cały czas tylko wielkie fochy! A tego nie chce. A to tuczące. A to niedobre. Jestem brzydka. Może gdybyś zaczęła NORMALNIE jeść to byś tak nie wyglądała! Zrozum, że bez tego nie przeżyjesz! Wciąż będziesz udawać, że jesteś gruba! Nie dobrze ci, bo się tego nauczyłaś! Jesteś tu przez swój własny idiotyzm!
Odchyliła kołdrę i popatrzyła na niego z mieszaniną irytacji i lęku.
- Wyjdź stąd.
- Nie zamierzam. - przybrał jej wcześniejszy ton.
- Idź sobie.
- A wiesz co?! - ryknął i rzucił wszystkim o ścianę. - Możesz to sobie zlizać! Mniej kalorii!
- Wynoś się!- krzyknęła przez łzy, gwałtownie siadając.- Słyszysz?! Wypierdalaj!
- Zamknij się!
- Wynocha! Nienawidzę cię!- rzuciła w niego poduszką.
- Jesteś pustą idiotką! - krzyknął i złapał metalową szafkę. Jednym, bardzo mocnym szarpnięciem, oderwał ją od ściany i rzucił nią w stronę zabezpieczonego okna. Lola pisnęła przerażona, kuląc się na łóżku.
- Przestań!
- Oooo, nagle zmieniłaś ton, hę?- zaśmiał się szyderczo, podchodząc do szafy. Pchnął ją. Potem drugi raz. Rzucił się na nią, przechylają ją siłą swojego ciężaru. Mebel runął na ziemię i wysypały się z niego jej rzeczy. Słychać było trzask tłuczonego szkła.
- CO TY ROBISZ?!- wrzasnęła, wyskakując z łóżka. Przy okazji, przez przypadek nacisnęła przycisk wzywający lekarzy.
- Robię z twoim pokojem to, co ty robisz z sobą!- krzyknął i rzucił o przeciwległą ścianę trzymanym w rękach porcelanowym misiem.
- Lou…- zaczęła się do niego zbliżać. Brutalnie złapał ją za nadgarstki i mocno odepchnął w stronę ściany. Uderzyła głową w twardą powierzchnię, aż zadźwięczały jej zęby.
Szatyn zerwał z jej łóżka pościel i podarł poduszki.
Wtedy, do pokoju wbiegł Harry, wraz z dwoma ochroniarzami i pielęgniarką. Gdy Tomlinson ich zobaczył, wpadł w większy szał, niż chwilę temu. Zaczął skrobać paznokciami o ścianę i drzeć się, jakby ktoś łamał mu wszystkie kości. W jego stronę ruszyła ochrona. Rzucił się, na wyższego z nich, gryząc go, drapiąc i szarpiąc.
- Louis…- jęknęła Lola, siedząc kulona pod ścianą. Kręciło jej się w głowie, nie wiedziała, gdzie jest góra a gdzie dół.- Louie, nie…
Szatyn popatrzył w jej stronę. Zamarł na chwilę. Krótka chwila, dzięki której strażnikom udało się go opanować. Wygięli mu ręce w tył. Zawył z bólu. Wtedy Harry wstrzyknął mu jakiś środek. Tomlinson zaczął się rzucać, jeszcze energiczniej niż wcześniej, ale widocznie słabł. Już po kilku minutach, leżał zwiotczały w ramionach niższego strażnika.
- Zanieście go do izolatki.- mruknął młody doktor, podchodząc do Loli.- Jak się czujesz?
- Lou, on…- jęknęła, łapiąc się za głowę.- On nie chciał… To moja wina…
- Ciii, to niczyja wina.- mruknął, podnosząc ją i przenosząc na łóżko.- Nie martw się, wszystko będzie dobrze…

Obrażenia Loli nie były poważne. Doszła do siebie już po 2 dniach. Lou natomiast, spędził tydzień w izolatce, w której przeszedł jeszcze dwa ataki. Gdy w końcu go wypuszczono, pierwszą rzeczą, jaką zrobił, było pójście na lunch. Czekała tam na niego Lol.
W ciągu tego tygodnia, nie opuściła żadnego posiłku, a jej dieta stała się nieco bardziej urozmaicona, choć nadal składała się głównie z jogurtów, kisieli i galaretek. Dzięki temu jej cera nabrała odrobinę koloru, a oczy nie były tak upiorne. Z każdym dniem ładniała.
Siedziała przy stoliku, bawiąc się kawałkami owoców i warzyw, które co chwila lądowały w jej ustach.
- Hej, - usłyszała cichy szept. Uniosła lekko głowę i zobaczyła Louisa. Miał poczochrane włosy, przerażający wzrok. Jego ubranie było całe pomiecione i z lekka brudne. Wyglądał jakby z kimś się bił, a nie spędził tydzień w izolatce. Niedbałym ruchem wylądował na krześle. Wyprostował nogi i odchylił głowę w tył by wziąć głęboki oddech. Spojrzał na nią. - Zaczęłaś jeść.
Nie odpowiedziała. Patrzyła na niego w milczeniu.
- Wiesz, miałem dużo czasu by przemyśleć parę spraw. I wiesz co zrozumiałem? - prychnął. - Że jestem totalnie pojebany, bo przez obwinianie się o jej zdradę stałem się psychiczny i nieprzewidywalny. Krótko mówiąc jestem potworem i to takim cholernym. Przepraszam Cię za to...
- Wstań.- zażądała.
Głośno wypuścił powietrze nosem, a następnie odsunął krzesło szurając nim. Powoli wstał. Wstała razem z nim. Okrążyła stolik i bez jakichkolwiek tłumaczeń, przytuliła się do niego. Zdziwił się, ale po chwili objął ją w pasie i mocno przyciągnął do siebie. Stykali się całą powierzchnią. Ich oddechy były spokojne i opanowane. Chłopak zamknął oczy i westchnął z ulgą.
- Tak bardzo się martwiłam...- szepnęła.- Widziałam, jak wykręcają ci ręce i coś wstrzykują... Krzyczałeś i... Matko, jak ja się o ciebie bałam...- jęknęła, wtulając się w niego mocniej.
- Nic mi nie jest. - szepnął w jej włosy. - Przepraszam, że cię tak wystraszyłem.
- Nie wiem, kim ona jest, ale jej nienawidzę.- mruknęła, wzdychając. Odsunęła się tak, aby widzieć jego twarz i lekko uśmiechnęła.- Nie jesteś pojebany. Na pewno nie bardziej niż ja. Może inaczej, ale na pewno nie bardziej...
- Wyładniałaś, wiesz? - założył kosmyk jej włosów za ucho, uśmiechając się czule.
- Więc potwierdzasz, że wcześniej byłam brzydka?- zaśmiała się zwycięsko.
- Tego nie powiedziałem. - zmarszczył brwi. - Po prostu jesteś ładniejsza niż wcześniej.
- Owszem, powiedziałeś.- szturchnęła go.- Co zjesz?
- Nie jestem specjalnie głody. - mruknął. - Lepiej ty coś zjedz.
- Ja jem.- wskazała dłonią na talerz z owocami.- Też chcesz? Albo może jabłko? Przyniosę ci.
- Szczerze? To zjadłbym pizzę. - zaśmiał się.
Uśmiechnęła się szeroko.
- Zobaczę, co da się zrobić...
Odsunęła się i żwawym krokiem ruszyła do kuchni. Chłopak powędrował za nią wzrokiem. Ponownie usiadł przy stole.  
Po około dziesięciu minutach, wyszła z kuchni, trzymając w rękach talerz z kawałkiem parującej pizzy. Z uśmiechem postawiła go przez szatynem i usiadła obok.
- Smacznego.- powiedziała, biorąc w dwa palce kawałek kiwi.
- Dzięki. - wyszczerzył się i wziął się za jedzenie pizzy.- Ale jak? Skąd?
Uśmiechnęła się.
- Trochę się działo, przez ten tydzień… Między innymi, zmienili nam główną kucharkę. Bardzo miła kobieta, polubisz ją. Stwierdziła, że nie dziwi się, że jest z nami coś nie halo, skoro tak nas karmią. I teraz gotuje takie… Domowe, dobre jedzenie i czasem specjalne zamówienia. To w sumie zabawne, bo ona nie rozumie, jak można nie lubić jeść. Jest jeszcze bardziej upierdliwa niż ty…- zaśmiała się wesoło.- Więc jeśli proszę ją o cokolwiek, co jest do jedzenia, dostaję dokładnie to, o co proszę, nawet, jeśli nie ma tego w menu.
- Sugerujesz, że będzie więcej pizzy?- uniósł brew.
- Bardzo możliwe.- przytaknęła z lekkim uśmiechem.

Mimo wszystko, Lola miała ogromne kłopoty z jedzeniem. W jej terapii były wzloty i upadki, które miały różne skutki. Louis przez cały czas ją wspierał. Wszyscy zgodnie stwierdzali, że mu się polepsza. Ataki były dosyć częste, ale nie tak gwałtowne i o wiele łatwiejsze do opanowania. Lola nigdy nie zostawiała go samego. Coś się między nimi związało, a oni nie zamierzali tego niszczyć.

Olivia wyszła ze szpitala po miesiącu. Jeszcze przez długi czas była pod opieką psychologa jak i lekarza. Na całe szczęście bardzo szybko wracała do formy. Znalazła sobie ciekawą pracę. Popołudniami przychodziła w odwiedziny do Loli. Kto by pomyślał, że w psychiatryku znajdzie przyjaciółkę na resztę życia? Z resztą, znalazła tam nie tylko przyjaźń… Harry kupił dom z pięknym ogrodem, w którym zamieszkał z blondynką. Byli bardzo szczęśliwi. Spędzali razem każdą wolną chwilę, ciesząc się swoim towarzystwem. Każdego dnia chodzili do parku, a wieczorami siadali na ławce w swoim ogrodzie i patrzyli w gwiazdy…

Megan? Po tym jak nachodziła i dręczyła parę, trafiła do szpitala psychiatrycznego. Tego samego, w którym pracowała. Nie zagościła tam zbyt długo. Popełniła samobójstwo...

wtorek, 6 maja 2014

Tam, gdzie nikt nie chce być. cz. 5

Kolacja.
Stołówka. Miejsce, w którym czuli się bezpieczni. Zero zastrzyków. Zero badań. Po prostu siedzieli. Jedli. Rozmawiali. W powietrzu uniosła się dziwna atmosfera. Inna niż zwykle. Louis od samego rozpoczęcia się posiłku opowiadał o sobie. Nawet namówił dziewczynę na mały posiłek. Nie chętnie go zjadała i bardzo powstrzymywała się od zwymiotowania. Pielęgniarki chodziły między stolikami. Ochroniarze stali pod ścianami i rozmawiali między sobą. Pacjenci siedzieli i jedli. Brakowało tylko jednej z nich. Niebieskookiej blondynki. Megan też nie było.
- Masz. - przyniosła jej tackę z jedzeniem. - Nie mogę pozwolić na twoje zdechnięcie.
- Przed chwilą mi groziłaś, że mnie zabijesz, a teraz dajesz jedzenie? - prychnęła.
- Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Rozumiesz? - warknęła.
- Bo Harry cię nie będzie chciał? I bez tego nie masz u niego szans.
Poczuła pieczenie policzka. Uderzyła ją. Pierwszy raz w twarz. Spojrzała na nią przerażona.
- Ciesz się, że nie mam ostrych przedmiotów. - warknęła.
Nie odpowiedziała jej. Po prostu spuściła głowę.
- Przyjdę za godzinę. - rzuciła wychodząc.




- Słuchasz mnie? - zapytał nagle.
- Hm? Tak, tak.- mruknęła, czujnie wpatrują się w drzwi.
- Kłamiesz. - mruknął. - Nie słuchasz tego co mówię.
- Wyłączyłam się po pidżamie w misie.- przewróciła oczami.- Nadal nie powiedziałeś mi niczego ważnego. Nie obraź się, ale nie lubię dzieci, więc średnio mnie obchodzi, jakie śpioszki obrzygałeś.
- Przed chwilą mówiłem o tym. - zaśmiał się, a przez drzwi weszła Megan.
- Wiem i dlatego cię nie słuchałam...- mruknęła, śledząc wzrokiem pielęgniarkę.- Wiesz, chyba już pójdę.
- Dobrze. - uśmiechnął się. - Dobranoc.
- Przyjdziesz jeszcze do mnie?- zapytała cicho.
- Dzisiaj?
Przytaknęła głową.
- Postaram się.
- I możesz wziąć ze sobą kisiel malinowy.- uśmiechnęła się.- Megan!
- Okay. - zaśmiał się cicho.
- Co? - mruknęła mijając ją.
- Odprowadź mnie do pokoju.
- Chodź. - niechętnie zawróciła.
Wstając, Lola włożyła do długiego rękawa białej koszuli, plastikowy nożyk.
- Właź. - mruknęła otwierając jej pokój.
Brunetka złapała pielęgniarkę za ramię i wciągnęła do środka. Przyparła ją twarzą do ściany, blokując jej ręce z tyłu i przykładając nożyk do gardła.
- Śmieszna jesteś. - warknęła i się wyrwała. Pozycje się zmieniły. - Nigdy mnie nie zaskoczysz.
- Zabiję cię.- warknęła.- Zabiję cię za to, co do niej mówisz. Zabiję cię za to, jak nas szarpiesz. Zabiję cię za to, że jej grozisz.- napluła jej na twarz.
Pielęgniarka wytarła jej ślinę, a następnie wygięła jej rękę. Dziewczyna pisnęła.
- Słuchaj mała suko... - zaczęła.
- Zabiję cię. Jeszcze nie wiem jak, ale uwierz mi, nikt stąd za tobą nie zatęskni.- warknęła, powstrzymując jęk.
- Zamknij się suko. - warknęła. - Nie tkniesz mnie. Prędzej to ja ci zrobię krzywdę...
- Akurat się boję.- warknęła.- Możesz sobie zastraszać Olivię, ale przysięgam ci, jeśli jeszcze raz dorwę cię, jak podnosisz na nią rękę... To będą ci tej ręki szukać w twojej dupie.
- Nic nie warta szmata. - syknęła. - Obie. Ty i ona. Nic nie warta szmata... Chętnie bym zrobiła to jeszcze raz...
Nagle Megan poczuła, jak ktoś kładzie jej rękę na ramieniu i mocne szarpnięcie. Puściła brunetkę i poleciała na ścianę za sobą.
- Co jest? - warknęła i zobaczyła... Harrego.- Co ty tu robisz?
- Co ja tu robię?! Dowiaduję się genialnych rzeczy! Co byś chętnie zrobiła jeszcze raz, co?!- krzyknął. Evans jeszcze nigdy nie widziała go w takim szale. Był wściekły i ta wściekłość biła od każdego centymetra kwadratowego jego ciała. Jego zielone oczy ciskały błyskawicami a ręce miał zaciśnięte w pięści.
- Nic. - warknęła.
- Nic? To ja cię uświadomię. Słyszałem wszystko. Wszystko!
- No i co z tego? Niczego to nie zmieni. Nie boję się ciebie.
- Zmieni. W tej chwili masz stąd wyjść. Spodziewaj się dyscyplinarnego zwolnienia z pracy.
- Ty również. - warknęła i wyszła trzaskając drzwiami.
Przeczesał dłonią włosy.
- Wszystko w porządku?- zapytał, mierząc brunetkę wzrokiem.
- Tak, jasne że tak.- przewróciła oczami.- Lepiej biegnij do Olivi. Nie ufam tej szmacie.- warknęła.
- Raja.- mruknął, wychodząc.- Przysłać ci...
- Lou przyjdzie.- odpowiedziała.
- Okay.- przytaknął tylko i ruszył biegiem wzdłuż korytarza.



- Hej. - Lou wszedł do 1804.
- Hej.- westchnęła, jakby zmęczona, opadając ciężko na łóżko.
- Co się stało? - usiadł obok niej.
- Nic.- mruknęła, pocierając lekko posiniałe przed ramię.
- Nie kłam. - zmarszczył brwi.
- Nic się nie stało...
- To dlaczego jesteś smutna?
- Booo... Bo mnie ręka boli.
- Co ci zrobiła? - mruknął nisko.
- Ni takiego.- przewróciła oczami.
- Powiedz mi.
- Nic.- ucięła.- Grunt, że więcej nie zrobi. Harry wszystko widział i słyszał.
- Żartujesz?
- Nie.- uśmiechnęła się.- Mówiłam, że się jej pozbędę...
- Ale skąd wiedziałaś, że przyjdzie?
- No... Nie wiedziałam...
- Wspaniała jesteś. - uśmiechnął się.
Zmarszczyła brwi.
- Co?
- No, że to zrobiłaś. - wyjaśnił.
- Nic nie zrobiłam... Chciałam ją pociąć plastikowym nożem, ale trochę mi nie wyszło...
- Odważna jesteś.
- Głupia pasowałoby lepiej...
- Nie. Nie jesteś głupia.
Położyła się na łóżku.
- Jestem. Jestem głupia, tłusta i brzydka. Zawsze taka byłam.
- Nie. Jesteś mądra, szczupła i piękna. - spojrzał jej w oczy. - Myślisz, że gdybyś była głupia, tłusta czy brzydka to bym tu z tobą siedział?
- Myślę, że siedzisz tu z litości, albo dlatego, że jesteś aspołeczny i nie umiesz rozmawia z innymi.- mruknęła, gapią się w sufit.
- Nigdy nie potrafiłem się litować. Dla  mnie zawsze będziesz szczupłą i mądra dziewczyna. Tą najpiękniejszą. - szepnął czule.
- Ale dla siebie nie będę.- mruknęła.
- Dlatego chce ci pokazać, że taka właśnie jesteś. Musisz to zobaczyć. Uwierzyć w to.
- Ale tak się nie da.- warknęła.- Gdybyś... Gdybyś przez 20 lat na każdym kroku słyszał, że jest źle, że jesteś paskudny, że wszyscy się ciebie wstydzą, że odstajesz, że jesteś głupi, że nie myślisz... Zacząłbyś w to wierzy. I to szybciej, niż i się wydaje...
- Nie pozwolę, żeby ktokolwiek tak mówił o tobie. Rozumiesz? Nikomu. - mruknął nisko, jej ciało przeszedł dreszcz.
- Teraz już za późno. Nie cofniesz czasu..- szepnęła.
- Ale mogę wpłynąć na przyszłość. - uniósł zabawnie brwi.
Przesunęła się na łóżku pod ścianę, robią miejsce.
- Więc jak? - spojrzał na nią. - Pozwolisz mi zmieć przyszłość?
Poklepała materac obok siebie. Usiadł obok niej. Przewróciła oczami.
- Boże z wami facetami trzeba tak dosłownie.- mruknęła, łapiąc go za ramię i ciągną w dół tak, żeby się obok niej położył.
- Więc? - zaśmiał się cicho. - Pozwolisz na to?
Jeszcze nie wiem.- mruknęła, nieśmiało się do niego przytulając.
Delikatnie ją objął ramieniem.
- Rozumiem. - szepnął  w jej czarne włosy.
Wtuliła twarz pod jego obojczykiem.
- Jesteś tak nie wiarygodnie...
- Jaki?
- Słodki.- mruknęła cichutko.
- Uczę się od najlepszych. - spojrzał na nią znacząco.
Nie odpowiedziała.
- Przyniosłeś mi kisiel?- zapytała, po chwili ciszy.
- Nie. Muszę iść po niego. - mruknął.
- Nie, zostań...- złapała go za rękę.
- A kisiel?
- Jutro.
- Okay. - położył się z powrotem.
Uśmiechnęła się lekko.




Harry w szaleńczym tempie pokonał szpitalne korytarze. Gwałtownie zatrzymał się przed drzwiami pokoju blondynki, niemal w nie wbiegając. Energicznie w nie zapukał.
- Proszę. - usłyszał cichy szept. Kiedy wszedł zobaczył jak dziewczyna siedzi na łóżku i spokojnie je kolację. Zaskoczona spojrzała na niego. Obserwowała każdy jego ruch. Kiedy zobaczył, że jest cała i bezpieczna, westchnął ciężko. Zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie, przeczesując dłonią niesforne loki. Olivia była zdziwiona, że Styles nie jest ubrany w swój uniform lekarza. Miał na sobie czarne jeansy, biały podkoszulek i czarny, długi płaszcz. Dziewczyna jak gdyby nic wróciła do jedzenia. Powoli przeżuwała posiłek, wciąż powstrzymując się przed wypowiedzeniem choćby jednego słowa. Bała się. Ciągle się bała. Poza tym gdyby to zrobiła powiedziałaby też o dzisiejszym wypadku, o ochroniarzach, którzy siłą ją rozebrali do badania. Nie chciała, żeby o tym wiedział. Po prostu milczała wpatrując się w tackę z jedzeniem. Spokojnym krokiem, podszedł do niej i kucnął kawałek dalej.
- Olivio...
Powoli podniosła głowę i spojrzała na niego.
- Wiem o wszystkim.- powiedział cicho.
Zrobiła wielkie oczy. Była zaskoczona. Przecież to niemożliwe, pomyślała.
- O czym? - zapytała marszcząc brwi.
- O Megan.
- No i?
- Wiem, że ci groziła. I że cię biła i poniżała...- zaczął nie pewnie.- Czemu mi o tym nie powiedziałaś?
- Wyjdź. - powiedziała pewnie.
- Czemu mi nie powiedziałaś?- powtórzył pytanie, nie ruszając się z miejsca.
- Wyjdź. - mruknęła wracając do jedzenie.
- Olivia, do cholery, odpowiedz! - pierwszy raz, odkąd go poznała, do niej krzyknął.
- Powiedziałam wyjdź! Nie chcę cię widzieć! Chcę być sama! - krzyknęła nie podnosząc głowy i zaciskając w pięściach białe prześcieradło.
- O co chodzi?! Czemu nie chcesz mi powiedzieć?!- położył dłoń na jej zaciśniętym nadgarstku.- Ona cię nie skrzywdzi. Jeśli się do ciebie zbliży, osobiście złapię ją za szmaty i wywalę ze szpitala.
- Nie dotykaj mnie! - pisnęła i się gwałtownie odsunęła. Zasłoniła uszy i odsunęła pod samą ścianę. Skuliła się. - Zostaw mnie...
- Nie skrzywdzę cię.- powiedział cicho.- Nie zrobię tego, co... Oni.
- Nie dotykaj mnie...
Zacisnął szczękę i wstał.
- Nie dotknę. Ja... Sądzę, że to będzie dobre, jeśli... Jeśli przejmie cię doktor Black...
- Nie! - krzyknęła gwałtownie. - Nie chcę!
- Czemu?
- Po prostu nie chcę. - szepnęła cicho. - Tylko proszę, nie dotykaj mnie więcej... Nigdy...
- Dobrze wiesz, że to nie możliwe.- odpowiedział.- I... Faktycznie, jestem zbyt wyrozumiały względem ciebie... Nie powinienem traktować cię ulgowo. Doktor Black lepiej się tobą zaopiekuje...
- Jasne. - prychnęła. - Bo wiesz co jest dla mnie najlepsze! Wszyscy to wiecie! Ale tak naprawdę gówno wiecie! Nic nie rozumiecie! Miałam tu dojść do siebie, a jest coraz gorzej! Do dupy to wszytko! - wrzasnęła przeraźliwie głośno wymachując rękoma, czym spowodowała odklejenie opatrunku.
Przewrócił ozami i delikatnie złapał ją za przed ramię.
- Nie wierć się.- mruknął, poprawiają igłę i naklejając świeży plaster, leżący obok sprzętu.
- Zostaw. - mruknęła. - Wolę się wykrwawić niż być tutaj.
- Przykro mi.- mruknął pod nosem.
- Jasne. - prychnęła. - Wam wszystkim jest przykro, że musicie nam pomagać.
- Oczywiście. A ty wiesz to tak dobrze, jak my wszyscy wiemy, co ci trzeba.- prychnął.- Mniejsza. Cieszę się, że Megan nic ci nie zrobiła. Do widzenia, panno Maise.
- Wyrzuć ich stąd. - mruknęła nagle, przez co chłopak zatrzymał się w połowie kroku.
- Kogo niby?
- Black... Ochroniarzy... - mruknęła niemrawo. - Megan... Nie chcę, żeby tu byli...
- Wytłumaczysz mi, czemu?
Wzięła głęboki oddech i usiadła, przy skraju łóżka, po turecku. Oparł się bokiem o ścianę i skrzyżował ręce na piersi.
- Dzisiaj... po tym jak Megan podłączyła mi kroplówkę... - mówiła niepewnie. Wciąż patrzyła się na swoje ręce, którym nie potrafiła znaleźć zajęcia. - Przyszła Lola... powiedziałam jej o wszystkim... chciała iść do Megan... chciałam ją powstrzymać... wyrwałam wenflon...jedyne co pamiętam to dużo krwi... potem... - po jej policzku zaczęły spływać łzy. - Potem...obudziłam się w gabinecie Black... Nie... Nie chciałam, żeby mnie badała... Bałam się... Chciałam do pokoju... do Loli...ale zawołała ochroniarzy... zrobili to.... siłą... bolało... ten sam wstyd... oni widzieli...
Odwrócił od niej wzrok i przełknął ślinę.
- Powinnaś... Powinnaś była wykonać polecenia lekarza.- powiedział cicho, starając się, by jego ton był poważny.
- Nie powinna tego robić... - warknęła. - Doskonale zna powód mojego pobytu tutaj...
- Powinna. Jej zadaniem było cię zbadać. Stawiałaś opór, więc wezwała pomoc.- warknął.- Nie rozumiesz tego? To jest szpital psychiatryczny. Tu wszyscy mają w dupie to dlaczego i po co tu jesteś. Każdy chce zrobić to, co musi i mieć to z głowy. Nie wszyscy są... Tak wyrozumiali.- wypluł to słowo i westchnął.- A ja nie powinienem traktować cię ulgowo.- powiedział cicho.- Powinienem był zrobić to samo co ona i przypilnować, żebyś uważała mnie za sukinsyna.
- Udało ci się. - powiedziała przez zaciśnięte zęby i odwracając głowę.
Pokiwał głową
- To dobrze.- mruknął cicho.- Do widzenia.
- Żałuję, że Megan tego nie zrobiła... - mruknęła sama do siebie.




Gdy wyszedł, pierwszym, co zrobił, było pójście prosto do dyrektora szpitala. Pokazał mu filmik, który nagrał telefonem, na którym widać, jak Megan grozi Loli i przyznaje się, że biła inną pacjentkę. Mężczyzna poprosił Harrego, aby ten zgrał mu filmik na komputer i obiecał, że już od następnego dnia, Megan nie będzie pracować w szpitalu. Szatyn przytaknął, podziękował i poszedł do swojego gabinetu. Zapomniał zabrać ze sobą teczkę. Właściwie, to tylko po to wrócił wieczorem do pracy. Zapukał cicho do gabinetu lekarskiego.
- Proszę!
Styles wsunął się do pokoju.
- Dobry wieczór, doktor Black. Ja tylko po teczkę. Zapomniałem ją zabrać...
- Dobry wieczór, doktorze Styles. Tak, oczywiście.  - mruknęła nie podnosząc głowy zza papierów.
Chłopak pozbierał swoje rzeczy, życzył kobiecie dobrej nocy i wyszedł na korytarz.



Kiedy czarnowłosa otworzyła oczy, zobaczyła obok siebie śpiącego Louisa. Po cichu podniosła się do pozycji pół siedzącej, żeby na niego popatrzeć. Z lekkim rozbawieniem stwierdziła, że gdy śpi, jest jeszcze słodszy niż zazwyczaj. Włosy, rozwiane po poduszce, zasłaniały mu odrobinę powieki. Pod oczami nie było widać tak dużych cieni, jak zawsze. Miał rumiane policzki i lekko otwarte usta. Wyglądał na 5 lat młodszego i weselszego.
- Nie patrz na mnie. - warknął nie otwierając oczu.
Jej uśmiech poszerzył się.
- Czemu?- zapytała cicho.
- Po prostu nie patrz. - mruknął. - Idź sobie i daj mi spać.
- Śpij. Nawet cię nie ruszam.-prychnęła.
- Ale patrzysz się, a to już wystarczy, żeby mnie rozproszyć. - otworzył jedno oko.
- Bo wyglądasz uroczo.- mruknęła.- Śpij. Idę sobie.
- Mhm.- mruknął i odwrócił twarz.
Dziewczyna wstała z łóżka. Wyciągnęła jakieś ubranie z szafeczki i poszła do łazienki. Po drobnej toalecie, wzięła głęboki wdech. Pierwszy raz od tygodnia, podeszła do nie dużego lusterka nad umywalką. Skrzywiła się na widok swojej twarzy. Na zapadnięte policzki, wiszącą skórę, oczy bez życia, poszarzała cera. Była brzydka. Była okropnie brzydka. Nie dość, że była gruba, to jeszcze brzydka. Odwróciła się na pięcie, powstrzymują łzy. Jak burza wybiegła z łazienki i nie zważając,c że narobiła tyle hałasu, że obudziła Lou, wybiegła na korytarz. Natknęła się na dwie pielęgniarki, które rozmawiały o zwolnieniu z pracy Megan. Brunetka od razu się rozpromieniła i stwierdziła, że koniecznie musi podzieli się tą wiadomością z Olivią. Ruszyła w dół korytarza, ale zatrzymała się przy zakręcie, słysząc znajomy głos.
- ... Nie, słuchaj, ja wiem, jak to idiotycznie brzmi...- Harry nacisnął kciukiem i palcem wskazującym na nasadę nosa. Rozmawiał przez telefon.- Ale co ja poradzę na to, że ona... Tak, wiem. Jestem w szpitalu psychiatrycznym. Ale ona nie jest jakaś pojebana! Po prostu ma problem... Tak. Wiem. Specjalnie jej to powiedziałem... Jeśli będzie mnie nienawidzić, może... Może uda mi się o niej zapomnieć... Nosz kurwa, skończ! To nie jest zabawne! ... Zabiję cię kiedyś, Horan.- zaśmiał się cicho.- Zachowujesz się jak smarkacz... Nie, nie wie, że ją kocham. I niech tak zostanie. ... Nic nie poradzę, że mam słabość do blond włosów.- zaśmiał się, ruszając w stronę brunetki. Ta, szybko weszła do pierwszego lepszego pomieszczenia, którym okazałą się szafa na szczotki.
Poczekała, aż lokaty ją minie, po czym wyskoczyła z kanciapy i ruszyła biegiem do pokoju koleżanki. Wpadła do niego zdyszana, nawet nie pukając.
- Oli...via... Nie... Uwierzysz... Czego... Czego się dowiedziałam...- oparła się o ścianę.
- Czego? - mruknęła siadając.
- Po pierwsze...- powiedziała, gdy oddech jej się ustabilizował.- Wywalili Megan.
- A po drugie? - nie zmieniła swojego tonu.
- Nasz przystojny doktor jest zakochany.- zachichotała.
- No i co z tego? - wzruszyła ramionami.
Przewróciła oczami.
- Dziękuję, za twój nadmierny entuzjazm. Spokojnie, bo jeszcze się zmęczysz tą radością.
- Daj mi spokój. Wszystko mnie boli. - jęknęła i się położyła z powrotem.
- Niby czemu cię boli?- brunetka usiadła na krzesełku.
- A skąd mam wiedzieć? - mruknęła. - Spałam. Obudziłam się i już bolało.
- Jesteś strasznie marudna.- burknęła niezadowolona.
- Trudno. - wzruszyła ramionami. - No, ale w kim jest zakochany doktorek?
-  Pff. I tak masz to w dupie.- prychnęła, wstając.- Powiem ci, jak będziesz wystarczająco zainteresowana.
- Nie. No, która jest tą szczęściarą, żeby taki sukinsyn się w niej zakochał? - mruknęła siadając.
- TYM BARDZIEJ ci nie powiem.- podkreśliła dwa pierwsze wyrazy.- Nadal nie rozumiem, czemu nazywasz go sukinsynem.
- Sam się tak nazwał. - warknęła. - Powtarzam to co usłyszałam. Dla mnie może być każdym. - skończyła obojętnie.
- Szczerze.- nachyliła się w jej stronę.- Lubisz go?
- Nie. Jest denerwujący.
- Mhm.- mruknęła, po czym wstała.- Więc sama go zapytaj.
- Nie dobijaj mnie. - mruknęła.
- Idę na śniadanie. Pa.
- Czekaj idę z tobą. - mruknęła i wstała. - Mam ochotę na pomarańczę
- Mhm.
Dziewczyny razem poszły na stołówkę. Szły w ciszy. Nie rozmawiały o niczym. Dopiero kiedy weszły na stołówkę rozdzieliły się. Lola poszła do stolika przy którym siedział zaspany Louis, a Olivia blisko kuchni z jedną pomarańczą, której nie jadła. Po prostu się nią bawiła.
- Jaki dzisiaj jemy jogurt? - mruknął Louis.
- Żaden.
- Dlaczego? - zdziwił się.
- Nie chcę jeść.
Zmarszczył brwi.
- A powód?
- Nie jestem głodna. Jestem brzydka. Czemu mi nie powiedziałeś, że jestem brzydka?
Prychnął.
- Jasne. Jesteś brzydka jak stare, dziurawe skarpetki. - prychnął sarkastycznie. - Jesteś głupia uważając tak.
- Widziałam się dzisiaj w lustrze. Jestem brzydka.- powiedziała cicho.
- A ja jestem święty Mikołaj. - powiedział uśmiechając się głupio. - Co chce dziwecynka na gwiazdke?
- Leki nasenne. Dużo.
- Idę po coś do picia. Chcesz wodę? - mruknął wstając.
- Nie.
- Cokolwiek?
- Nie.
- Dobra zdam się na intuicję. - mruknął i zniknął w kuchni.
Dziewczyna wstała od stołu i odeszła pod ścianę. Oparła się o parapet okna i wyjrzała na zewnątrz. Padał deszcz, a krople spływające po szybie, wyglądały jak łzy.
Nagle poczuła czyjąś rękę na ramieniu, a kiedy się odwróciła zobaczyła uśmiechnięta twarz Harrego.
- Nie szczerz się tak. Nie działa na mnie ten twój dołeczek.- mruknęła, odwraacjąc się znów ku oknu.
- Co robisz?- zapytał, stając obok niej przy parapecie.
- Gapię się przez okno. Trudno nie zauważyć.- burkneła.
- Czemu nic nie jesz?
- Bo jestem brzydka.- przymknęła oczy.
- Wcale...
- Nawet nie zaczynaj.- warknęła.- Tak, jestem. Widziałam się dzisiaj w lustrze. Wyglądam jak trup.
- I jak myślisz, czemu tak jest?
Nie odpowiedziała.
- N... Nie wiem...
- Kłamiesz.
- No... Raczej nie, od...
- Owszem. Od nie jedzenia.
- Nie lubię jeść.- mruknęła.
- Więc spróbuj to polubić. Lou cie szuka. Chyba ma dla ciebie coś specjalnego. Nakrzyczał na kucharkę, że chce kisiel, ale tylko w tym ślicznym, różowym kubku.- zaśmiał się. Brunetka mimo woli też się uśmiechnęła.
- Zjedz ten kisiel, bo muszę go dzisiaj przebadać. Wolę, żeby miał dobry humor.- poklepał ją po ramieniu.
- Harry!- zawołała za nim.
- Hm?
- ... Nie, nic.- mruknęła.- Powodzenia z piękną blondynką.- uśmiechnęła się.
- Co?- zapytał zdezorientowany, kiedy minęła go i ruszyła z powrotem do stolika.
- Obiecany kisiel. - wyszczerzył się chłopak stawiając przed dziewczyną wypełniony różowy kubek.
Zaśmiała się na widok jego miny.
- Dziękuję.
- Obiecałem.
- Wiem. Dziękuję.- mruknęła, grzebiąc w nim łyżeczką.- Nakrył cię ktoś w moim pokoju?
- Tylko Harry. - machnął ręką.
- Harry?!- zawołała, rozglądając się. Nigdzie jednak nie dostrzegła kędzierzawej głowy.- A to dwulicowa świnia...
- Czemu? - zaśmiał się.
- Bo tak.- burknęła.- Myślisz, że jestem taka brzydka, bo nie jem?
- Tak. To wszystko jest spowodowane twoim nie jadzeniem. - powiedział poważnie.
Zapatrzyła się w kubek z kisielem. Zacisnęła mocno powieki i włożyła do ust łyżeczkę kisielu.
- Smacznego. - uśmiechnął się i znów wbił swój wzrok w stół. Tak samo jak poprzednim razem.
- Dziękuje.- mruknęła, powstrzymując odruch wymiotny.