czwartek, 3 lipca 2014

School stars cz.3

Mike prosto ze szkoły poszedł do domu brunetki. Zwisało mu to, że Bieber mógł tam być. Musiał z nią pogadać. Przemówić do rozsądku. Była jedyną osobą, która mogła uratować go przed zawieszeniem. Zadzwonił do drzwi. Otworzyła mama dziewczyny.
- Dzień dobry. Ja do Claudii. - powiedział uśmiechając się miło.
- Dzień dobry. Ja wychodzę, ale jeśli chcesz z nią porozmawiać to zapraszam. - wpuściła go i krzyknęła jeszcze do córki. - Kochanie, wychodzę! Jakiś kolega przyszedł do ciebie!
Kobieta wyszła, a na dół zeszła brązowooka. Na widok chłopaka zmarszczyła brwi.
- Czego tu chcesz? - mruknęła zła. Nienawidziła go za to co zrobił.
- Pogadać. A właściwie, to potrzebuję twojej pomocy.
- Zapomnij. W niczym ci nie pomogę. - prychnęła. - Wyjdź stąd.
- Słuchaj.- oparł się ramieniem o ścianę.- Nie mam zbyt dużo czasu, więc przejdę do rzeczy.
- Powiedziałam wyjdź. - syknęła łapiąc go za ramie i prowadząc do wyjścia.
Wywinął się i złapał ją za ramiona.
- Uspokój się. Ja w przeciwieństwie do tej dziwki nie zamierzam ci nic zrobić.- warknął.
- Będę spokojna, kiedy wyjdziesz. I nie mów tak o nim.
- Słuchaj, śliczna. Będę tak o nim mówić, bo tak jest.- mruknął.- Lubię cię, Claudia. Gdyby nie to, pewnie nawet nie próbowałbym cię bronić. Dajesz mu się przekonać, że jesteś nikim, a to nie prawda. Rozejrzyj się, bo wielu chłopaków na ciebie patrzy, a ty czepiłaś się tonącego Titanica, który nawet o ciebie nie dba.
- Myślisz, ze po tym jak przez ciebie mnie rzucił to wskoczę ci w ramiona? - zapytała łamiącym się głosem. - Nigdy cie nie prosiłam o obronę...
- Nie. Myślę, że może zauważysz w końcu, jaka z niego szmata.- mruknął, kciukami delikatnie pocierając jej ramiona.- A kobiety trzeba bronić. Zwłaszcza przed takimi hujami...
- Czego chcesz? - mruknęła ignorując jego wypowiedz.
- Żebyś powiedziała dyrektorce, co się stało dzisiaj rano.- powiedział spokojnie, ale twardo.- Że uderzył cię w twarz i wyzwał, a wtedy ja rzuciłem sie na niego z pięściami.
- Nie zrobię tego. Bedze miał kłopoty
- No cóż, teraz ja mam kłopoty.- mruknął.
- Jedna koza ci nie zaszkodzi.
- Ale wywalenie ze szkoły, owszem.- skrzywił się.
- Jak to?  - zmarszczyła brwi.
Przestała się bronic przed jego ruchami.
- Normalnie.- wzruszył ramionami, ściągając usta w bok.- Zawiesili mnie na miesiąc a następnym razem mnie wywalą.
- Ale... - zaczęła. Jeśli Mike miałby być wyrzucony to kto by jej bronił?
- Dobra, trudno.- puścił ja i zrobił krok w tył.- Tylko nie dawaj mu się, mała. Jesteś warta o wiele więcej niż myślisz i tysiąc razy więcej niż on twierdzi.
- Mike, zaczekaj. - szepnęła i chwyciła go za ramie. - Pomogę ci, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?- zmarszczył brwi.
- Jeśli powiem jak było naprawdę, to.... -zawahała się. Wzięła głęboki wdech i bardzo cicho szepnęła. - Nie zostawisz mnie...
Uniósł jeden kącik ust i otworzył ramiona. Spojrzała na niego jak na debila uśmiechając się szczerze. Powoli podeszła do niego i przytuliła się. Mocno wtuliła się w jego tors. Wiedziała, że nie pozwoli jej skrzywdzić, a jego silne ramiona ją obronią przed kolejnym atakiem Justina.
- Jasne, że cię nie zostawię.- mruknął, głaszcząc ją po plecach.
- I pomyśleć, że godzinę wcześniej rozszarpałabym cię. - zaśmiała się cicho.
- Zabawnie, że myślisz, że by ci się udało...
- Wątpisz we mnie? - odsunęła się na tyle by widzieć jego wyraz twarzy.
Zaśmiał się.
- Tak, raczej tak.
- Jesteś głupi. - uderzyła go w tors ciągle się uśmiechając.
- Słyszałem gorsze obelgi.- zaśmiał się.- Więc, pomożesz mi?
- Ale ja nie chciałam cię obrażać. - mruknęła znów się do niego przytulając. - Jutro pójdę do dyrektorki i jej o wszystkim powiem.
- Dziękuję.- szepnął, całując ją w czubek głowy.- Przyjdę po ciebie rano i odprowadzę cię do szkoły. Lepiej, żebyś nie natknęła się sama na Biebera./
- I ty lepiej, żebyś tego też nie zrobił. Wywalą cię.
- Nie martw się, ja sobie poradzę...
- Ale ja nie. - ucięła krótko. - Pójdę sama,a po szkole przyjdę prosto do ciebie.
- Przyjdę po ciebie, a po szkole pójdziemy do mnie.- sprostował.
- Jesteś zawieszony.
- I uparty.- przytaknął.
- I groźny.
- Dokładnie.- zaśmiał sie
- Dlatego nie przyjdziesz jutro. - pokręciła głową z dezaprobatą. - Pobijesz go i będziesz jeszcze musiał płacić mu odszkodowanie.
Przewrócił oczami.
- Wolę płacić, niż dowiedzieć się potem, że on coś ci zrobił. Koniec dyskusji.
- Boże, dlaczego ja w ogóle z tobą rozmawiam. - jęknęła. - Bez młotka nie przetłumaczysz.
- Też nie wiem, czemu nadal drążymy ten temat.- wzruszył ramionami.- I tak po ciebie przyjdę i tak.
- To może idź i już czekaj, żebyś czasem się nie spóźnił. - wywróciła oczami odsuwając się.
- Nie spóźnię się, będę w sam raz.- uśmiechnął się szelmowsko.
- A wypchaj się. - wytknęła mu język.
- Dobra. To będę spadał.- puścił do niej oczko.
- To ja cię odprowadzę. - wyciągnęła kurtkę z szafy i ją założyła, a następnie swoje czarne conversy.
- A potem będziesz wracać po nocy?- uniósł brew.
- Nie, wiesz. Zostanę u ciebie na noc. - prychnęła, ale kiedy zobaczyła błysk w jego oku zrobiła wielkie oczy. - No chyba cię pogięło do reszty.
- Nie, czemu? Bieber nie będzie sterczał ci pod oknem i będę miał ubaw, jak jutro przyjdzie wkurwiony.
- I znowu się pobijecie, a raczej ty jego i będziesz miał kłopoty, a tego właśnie chcemy uniknąć. - pocałowała go w policzek i wyszła z domu. - Rusz się, bo muszę drzwi zakluczyć.
- Zakluczyć?- zmarszczył brwi, śmiejąc się. Jedną rękę włożył do kieszeni.- Kto tak mówi?
- Ja. - mruknęła. - Wyłaź staruchu.
Niedbałym krokiem wyszedł z jej domu i zeskoczył z kilku schodków znajdujących się przed drzwiami.
Zakluczyła drzwi i wyrównała z nim krok.
- A poza tym i tak go dziś wystarczająco wkurwiłeś.
- Nie. To było bardzo przyjemne, móc mu wpierdolić, ale sądzę, że jeszcze można naciągnąć jego nerwy...
- Niby jak? - mruknęła patrząc na niego dziwnie.
- Zobaczysz.- uśmiechnął się tajemniczo.
- No chyba mu nie powiesz, że spaliśmy. - zaśmiała się panicznie. - Prawda?
- Bez przesady.- wywrócił oczami.- Tak bym nie ryzykował.
- Jednak się go boisz. - powiedziała i szybko zmieniła temat. - Podobno macie nowy hit.
- Mamy.- przytaknął.- Możesz wpaść jutro na próbę i posłuchać.
- Nie. Mam już plany. - mruknęła. - Ale chętnie obejrzę teledysk.
- Nie wiemy jeszcze, kiedy wyjdzie.- wzruszył ramionami.- Co ciekawego będziesz robić?
- Ale chcę zobaczyć go pierwsza. - wypięła dumnie pierś.
- Co będziesz jutro robić?
- Idę na imprezę. - wzruszyła ramionami.
- Zaraz po szkole?- uniósł brew.
- Yhym. Nad basenem.
- U kogo? - zmrużył oczy.
- U Max'a. - wzruszyła ramionami.
- I nie zaprosił nas?- mruknął do siebie.- Albo powiedział Luke'owi a ten zapomniał nam przekazać.
- Nie zaprosił. - mruknęła. - Albo wy, albo on. Wybór prosty.
- Aaaaaaa... To by wiele wyjaśniało.- mruknął pod nosem.- Więc po co tam idziesz skoro wiesz, że Bieber pewnie wykorzysta okazję, żeby cię upokorzyć?
- A to jest już moja rzecz. -  wytknęła mu język. - Daleko jeszcze do tego twojego domu? Nogi  mnie już bolą.
- Daleko.- mruknął.- Ale lepiej już wracaj.
- Wyganiasz mnie? - zatrzymała się gwałtownie.
- Tak.- przytaknął.- Leć do domu, i tak już przeszłaś się kawałek.
- Nie puszczę cię samego. - mruknęła i chwyciła go za rękę. - Jeszcze coś cię zgwałta po drodze.
Popatrzył na nią jak na idiotkę.
- Słyszysz się czy mam ci powtórzyć, co właśnie powiedziałaś?
- Jak nie dosłyszałeś to ci to mogę powtórzyć. - wzruszyła ramionami.
Westchnął ciężko.
- Dobra, chodź, odprowadzę cię.- zawrócił.
- Nigdzie nie idę. - mruknęła. - Idę do ciebie.
Uśmiechnął się znacząco.
- Wiesz, jak to brzmi, no nie?
- Ty to masz od razu nie wiadomo jakie wyobrażenia. - zaśmiała się.
- Taki mój urok.- zarzucił głową.- Ale teraz nie żartuje. Chodź
- To jak? Idziemy czy nie? - zaśmiała się. - No chyba, że będziemy spać na ulicy.
- Czyli będziesz u mnie spać?- uniósł jedną brew.
- Tak. Chyba. Nie wiem. Zobaczę. Zastanowię się. - mruknęła i ruszyła dalej. - To gdzie ten twój domek?
- Tu w lewo.- zatrzymał się, bu przejśc przez ulicę.
- To? - wskazała na willę,a potem spojrzała na niego.
- Yhum.- mruknął, otwierając bramkę.
- Okay. Sam mieszkasz?
- W pewnym sensie.- wzruszył ramionami.- Rodzice są tylko w weekendy.
- I ja mam spać sama Z TOBĄ w jednym domu?
- Mogę zadzwonić i ściągnąć parę osób.- mruknął, wyjmując z tylnej kieszeni klucze.
- Nie dzięki. - mruknęła.  -Wolę, żeby nikt nie wiedział, że nocuję u ciebie.
- A czemu?- oparł się o framugę.- Zbyt upokarzające, że zamierzasz nocować u najbardziej notowanego chłopaka w szkole?
- Aż tak nisko mnie oceniasz? Dobrze wiedzieć.
- Nie ma sprawy.- otworzył przed nią drzwi.
Prychnęła i weszła do jego domu.
- Gdzie będę mogła spać?
- Na górze, w pokoju gościnnym.- zawołał, wchodząc do kuchni.- Głodna?
- Trochę. - mruknęła idąc na górę. Oczywiście weszła nie pokoju, do którego wejść nie miała. Sypialnia Mike. Duże łóżko. Biurko zawalone najróżniejszymi kartkami. Szafka z kolorowymi segregatorami. Gitara, keyboard, Szafa wnękowa, plazma, laptop, ramki ze zdjęciami. Drzwi na duży balon i do łazienki. Łazienka przeogromna. Duża wanna, w której spokojnie pomieściły by się cztery osoby, prysznic, umywalka z lustrem, toaleta. Oświetlenie sprawiało, że wyglądało to co najmniej magicznie. Wróciła do pokoju i zaczęła przeglądać teksty piosenek leżących na biurku. Większość była pokreślona z niewiadomego powodu. Były świetne.
Usłyszała za sobą chrząknięcie.
- Hmmm? - odwróciła się z jedną kartką w stronę odgłosu. - Dlaczego to pokreśliłeś? One są niesamowite. O kim?
- Nie ładnie grzebać w czyichś rzeczach.- zganił ją.
- Leżały na wierzchu. O kim są? - upierała się.
- To nie jest sypialnia dla gości.- zabrał jej kartki z rąk.
- O kim one są? - zabrała mu kartkę. - Dlaczego ich nigdy nie zaśpiewałeś?
- Bo nie.
- Mike. - warknęła. - O kim one są?
- O dziewczynie. Nie umiesz czytać?- warknął, zabierając jej wszystkie kartki. Zebrał je i zamknął w teczce.
- Ale jakiej? - nie ustępowała.
Teczkę schował do jednej z szuflad w biurku.
- Wyjdź stąd.
- O kim są te cholerne piosenki?! - krzyknęła przerażająco głośno. Chłopak na chwilkę zamilkł.
- Wiec tylko przy Bieberze jesteś taka grzeczniutka?- zapytał przerażająco cicho i spokojnie.
- O kim? - warknęła ignorując go.
Wyszedł z pokoju.
- Zejdź na kolację!- zawołał ze schodów.
Od razu poszła za nim.
- Tak trudno powiedzieć jedno słowo? - warknęła. - Ale w końcu jesteś wielki Mike, więc ty jesteś najważniejszy.
- No właśnie.- przytaknął, kładąc na stole dwa kubki z herbatą.
- O kim są te durne piosenki? - syknęła drżącym głosem.
- Siadaj.- mruknął, znosząc na stół talerze z wędliną, serem, sałatom, pomidorem, chlebem i masłem w kostkach.
- Odpowiedz! - znowu krzyknęła. Zatrzymał się w połowie kroku.
Odłożył wszystko co miał w rękach i odwrócił się do niej. Przeszedł ją dreszcz lęku. Mike wyglądał groźnie zwłaszcza, gdy patrzył na nią wściekłym spojrzeniem. Zaczął się do niej zbliżać, a ona kroczyć w tył. W końcu wpadła na ścianę. Oparł ręce po bokach jej głowy, odcinając tym samym drogę ucieczki.
- Nie boję się ciebie. - mruknęła pewniej niż tego chciała.
Uniósł jeden kącik ust.
- To dobrze.- mruknął.
- Odpowiedz. - powiedziała spokojnie patrząc mu w oczy.
- O tobie.
- C... Co? - zapytała zdziwiona. - Wszystkie?
- Te, które są o dziewczynie. Raczej nie te, które są o zabawie.- wyjaśnił, jak małemu dziecku.
- Kiedy je napisałeś?
- Różnie. W szkole.
- Dlaczego ich nigdy nie zaśpiewaliście?
- Bo nikt w zespole ich nie widział.
- To trzeba był im je pokazać. - prychnęła. - A może strach cię obleciał?
- Nie ma takiej opcji.- mruknął.- Zostaną sobie w teczce w biurku.
- Boisz się? - podpuszczała go. - Ach, no tak. Boisz się upokorzenia. W końcu nie każdy pisze piosenki o dziewczynie Biebera.
- Byłej Biebera.- uśmiechnął się wrednie.
- Dopiero od dzisiaj. - sprostowała.
- Ale jednak.- poruszył brwiami.
- Aż tak cię to bawi?
- Tak.- przyznał z uśmiechem.
- Jesteś obrzydliwy. - mruknęła wydostając się z jego pułapki.
- Dziękuję.- zamrugał szybko i usiadł przy stole.
- Ale i tak ludzie usłyszą jedną z twoich piosenek. - zaczęła szykować sobie kanapkę.
- Ciekawe.- mruknął, wgryzając się w chleb.
- Pamiętaj, że przez półtora roku chodziłam z Bieberem. Umiem być podstępną żmiją.
- Cudownie.- mruknął.- Nie podpisuję się pod żadną z piosenek. Nawet, gdybyś coś przemyciła, to się wyprę. Moi przyjaciele mnie poprą a jeśli będziesz piszczeć za głośno, to jeszcze Bieber po tobie pojedzie.
- Tylko, że na nich jest twoje pismo, a tego się już nie wyprzesz.
- Strasznie bazgram.- wzruszył ramionami.- Tak, jak wiele osób. Trudno będzie rozpoznać.
- Tylko, że ty jesteś taki głupi, żeby pisać o mnie piosenki. - wzruszyła ramionami. - Nikt inny by tego nie zrobił.
Zaśmiał się.
- Nie doceniasz się, mała.- mruknął.- Połowa szkoły się za tobą ogląda.
- Jasne. - prychnęła.
Popatrzył na nią znacząco, kończąc jeść kanapkę.
- Nie musisz mi wierzyć na słowo.- wzruszył ramionami.
- No to to udowodni. - wzięła łyka herbaty.
- Jeśli to prawda nie będziesz miał z tym problemu, racja?
- Jasne. Jutro.
- Dzisiaj.
- Jak mam ci to udowodnić, jak nie jesteśmy w szkole?- zapytał, marszcząc się.- Kurwa, nie jestem Jezusem, nie wezwę tutaj tych wszystkich facetów telepatycznie.
- Kotku. - zaczęła uśmiechając się wrednie. - Po pierwsze, masz zakaz wstępu do szkoły. Po drugie, Jezusem na pewno nie jesteś, bo ten był dobry. I po trzecie, idzie to inaczej udowodnić.
- Niby jak?- oparł się wygodnie na krześle.
- Na sam początek mnie pocałuj.
Zaśmiał się i wstał od stołu.
- No, było zabawnie. Serio. A teraz, dobranoc.
- Ja nie żartowałam. - mruknęła wywracając oczami.
- Ja też nie. W sypialni zostawiłem ci ręcznik i coś, w czym możesz spać.
- Posiedzę jeszcze chwilę.
- Jak chcesz.- zabrał swój pusty talerz i poszedł z nim do kuchni.



Ashton i Calum poszli prosto do domu Biebera. O dziwo Ash wiedziała gdzie mają zapasowy klucz. Weszli do domu i prosto do pokoju Justina. Zaczęli szperać w jego rzeczach. Spokojnie i ostrożnie. Tak by nie dowiedział się, że tutaj byli. Dwadzieścia minut przed powrotem właścicieli domu znaleźli to co chcieli. Od razu pobiegli do Caluma i tam odtworzyli kompromitujący filmik. Swego czasu Claudia opowiedziała im o pierwszym nagranym występie Justina. Miał wtedy piętnaście lat. Kiedy miał zacząć śpiewać popuścił. Wszyscy się z niego śmiali. Jutro mieli to wszystkim przesłać. Puścić na szkolnym telewizorze, który wisiał na głównym korytarzu. To miało go zniszczyć. Na zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz