czwartek, 11 lipca 2013

Agenci specjalni OSS cz. 4

- Co ty robisz? - zapytała dziwnie spokojna i odsunęła się od chłopaka.
- Dlaczego nie krzyczysz?- zapytał, wpatrując się w jej twarz.
- A co cię to obchodzi?
- Dużo.
- Daj mi spokój, ok? - powiedziała i posprzątała po sobie.
Uśmiechnął się pod nosem i w momencie, gdy chciała go minąć, objął ją jedną ręką w biodrach, okręcił i ponownie przyciągnął do siebie.
- Puść mnie - powiedziała spokojnie.
Przycisnął ją do siebie odrobine mocniej.
- Carlos! - podniosła głos. - Jakbyś nie zauważył to jestem w samym ręczniku i nie zamierzam doprowadzić do tego, żeby mi spadł, więc mnie puść.
Zamrugał szybko i popatrzył na nią z szelmowskim uśmiechem.
- Puść mnie.
Rozłożył ramiona i zrobił krok w tył, dając jej tym wolną przestrzeń.
- Dziękuję - mruknęła i ruszyła do swojego ukrytego pokoju.
Stał przez chwile w miejscu z pół uśmiechem.
- Nie krzyczała.- zaśmiał się pod nosem i skierował do salonu.
Dziewczyna się szybko przebrała w luźne ciuszki i szybkim korkiem poszła do kuchni pomyć naczynia. Włączyła wieżę i podkręciła ją. Powoli zaczęła wczuwać się w muzykę. Tańczyła w jej rytm jak tylko mogła. Bardzo lubiła tą piosenkę. Nagle poczuła na sobie czyjeś spojrzenie. Odwróciła się i zobaczyła obserwującego ją Latynosa.
- Nieźle się ruszasz...
- Nie masz co robić? - zapytała i stanęła prosto.
- Niestety, nie. Rosalie i James gdzieś zniknęli.
- Tak byś im truł dupę? - zapytała i skończyła myć.
- Hmmm... Nie, sądzę, że nie.- usłyszała nad uchem.
- Odsuń się - odepchnęła go od siebie. - Jesteś za blisko.
- Osobiście uważam inaczej.
- A ja nie - położyła dłoń na jego torsie tak, żeby nie mógł podejść bliżej. - Idź sobie i zajmij się sobą.
- Dzięki, ale wolę zająć się tobą. Nadal nie odpowiedziałaś mi, dlaczego nie miałaś pretensji, gdy cię pocałowałem.
- Idź sobie! - podniosła głos.
- Nie.- powiedział pewnie i bez zawahania.
- To ja sobie idę - warknęła. - A ty tu zostajesz.
Pewnie wyszła. Uśmiechnął się pod nosem i odprowadził ją wzrokiem.
- To jednak będzie ciekawsze niż myślałem.- zaśmiał się cicho.
Dziewczyna usiadała na kanapie i włączyła jakąś komedię romantyczną.




- Okay, wierzę ci.- szepnęła, po czym odwróciła się i pocałowała go czule.
Chłopak delikatnie zaczął odwzajemniać pocałunki. Przyciągnął ją do siebie i zaczął całować namiętniej.
- Więc jednak miałeś coś w planach.- zachichotała.
- Można tak powiedzieć - zaśmiał się. - Ale jeśli nie chcesz to mogę poczekać.
- Szczerze... Prowadź.- szepnęła i ponownie wpiła się w jego usta.
Chłopak powoli podprowadził dziewczynę do kanapy, a następnie ułożył. Po chwili ukradkiem na niej siedział. Jej palce wsunęły mu się pod koszulkę i delikatnie gładziły mięśnie brzucha. Chłopak powoli zaczął odpinać koszulę dziewczyny, a następnie podprowadził ją na pozycję siedzącą. Pomogła mu pozbyć się jego T-shirtu, po czym ponownie się pocałowali. Dziewczyna pchnęła go lekko do tyłu. Wydostała się z pod spodu i usiadła Jamesowi na kolanach. Chłopak ściągnął z niej górną część ubrania i zaczął całować ją po szyi. Ona lekko westchnęła. Już po chwili zostali w samej bieliźnie. Całowali się i dotykali, nie wypuszczając nawzajem z objęć. W końcu, zmęczeni, ułożyli się razem na sofie i leżeli wtuleni w siebie.
- Kocham Cię - powiedział chłopak.
- Ja ciebie taż. Nawet nie wiesz, jak bardzo...
- Nie wyobrażam sobie, ale mam nadzieję, że wiesz jak ja ciebie bardzo kocham. - mówił gładząc jej policzek.
Uśmiechnął się lekko i przymknął oczy.
- O czym myślisz?- zapytała.
- O tobie - szepnął.
- Jak o mnie?- zdziwiła się
- Po prostu, jakby wyglądałoby moje życie bez ciebie.
- I co wymyśliłeś?
- Byłoby okropne.
W odpowiedzi zaśmiała się cicho.
- Dobrze wiedzieć.
- Kocham cię - szepnął i delikatnie musnął jej usta.
- To już słyszałam... Ja ciebie też.- mruknęła i przejechała dłonią po jego włosach.
- Przyzwyczaj się, bo będziesz słyszeć to po parę razy dziennie kotek.
Pokręciła głową z rezygnacją i uśmiechnęła się lekko, po czym szybko wstała i zaczęła się ubierać.
- Wracamy? - zapytał i wykonał tą samą czynność co jego dziewczyna.
- Niestety. Mam nadzieję, że nie zastanę żadnych ciał...
- Pewnie nie - zaśmiał się. - Pewnie przeżyli, oboje.
- Po czym wnioskujesz?
- A tak sobie mówię - wzruszył ramionami i założył T-shirt. - Idziemy?
- Taaaaak.- mruknęła, ociągając się.
- Pooooooooooooowooooooooli idziemy- zaśmiał się i chwycił ją za dłoń.
- Nie no, jak idziemy to szybko.- wspięła się na palce, musnęła jego usta, po czym otworzył drzwi.
- Mały wyścig? - popatrzył na nią znacząco.
- Jaka stawka?
- A jaką chcesz?
- Pozwalam ci wybrać.- pokazała mu język.
- Kolacja.
- W jakim sensie?
- Romantyczna kolacja przygotowana przez mua dla nas.
- Jeśli kto wygra?
- Jeśli ty wygrasz.
- Ha ha ha. O nie, mój drogi. Jeśli tak ci na tym zależy, to jeśli ty wygrasz. Musisz mieć motywację.- puściła mu oczko.- A żeby tą motywację zwiększyć... Jeśli ja wygram, przez tydzień nie zbliżasz się do mojej sypialni.
- Zgoda. Do biegu... gotowi... START! - krzyknął i ruszył.
Dziewczyna popędziła za nim i już po kilku sekundach wysunęła się na prowadzenie. Do kuchni wbiegli niemal w tym samym momencie... Niemal.
- Wygrałem - powiedział zdyszany.
- Fart.- warknęła.
- A wam co odbiło? - do kuchni weszła Jen z pustą szklanką.
- Zdolności - znacząco poruszał brwiami.
- Cud.- prychnęła i wściekła podeszła do blatu, na którym stały szklanki i Cola.- Nic nam nie odbiło. A co u ciebie?
- Właśnie skończyłam oglądać komedię romantyczną.
Blondynka wypluła wszystko, co kilka sekund temu miała w ustach.
- Co skończyłaś oglądać?
- Komedię romantyczną... Wieeeem... To przez tego idiotę co z nami mieszka - warknęła.
- Którego? Nie wiem, czy zauważyłaś, ale jest ich dwóch.
- Jakbyś nie zauważyła to ten twój jest w miarę normalny, a ten drugi na łeb już dostał - zaczęła robić świra.
- James, ciesz się. Zostałeś zaakceptowany przez mojego "ojca".- rzuciła do szatyna.
- Ufff... Udało mi się - odetchnął z ulgą. - A teraz wypraszam panie z kuchni. Muszę zrobić kolację dla dwojga - powiedział wypychając je.
- A ja to pies? - rzuciła szatynka.
- Mnie nie pytaj. Zastanawiam się, czy nie dosypać mu czegoś do tej kolacji.- mruknęła blondynka.
- W pokoju powinnam mieć jakieś lekkie trutki - znacząco poruszała brwiami i rzuciła się na kanapę.
- Fajnie wiedzieć, kiedyś może się przydać.- westchnęła i usiadła obok.
- Czyli nie mam co iść? - udała zasmuconą.
- Nie... Nie...- uśmiechnęła się pod nosem.
Nagle w mieszkaniu rozległ się alarm. Szatynka zerwała się z miejsca i pobiegła do pokoju.
- A to co? - zapytał James wychodząc z kuchni.
- To jest alarm do jej pokoju. Ciekawe, co się stało...
- Alarm? Dlaczego? - zdziwił się.
- Bo tak.
- Boi się czegoś?
- Nie powiem ci.
- Tajemnica?
- Tak jakby... Coś długo jej nie ma...- mruknęła zmartwiona i puściła się biegiem poprzez korytarz.
- Ej czekaj! - pobiegł za nią.
Dobiegli do samego końca, gdzie były drzwi do sypialni Jamesa i Rosalie. Ku zdziwieniu i rozpaczy chłopaka, blondynka biegła z wielką prędkością prosto w ścianę. Z lekka zdziwiony zrobił to co dziewczyna. Potem na nią wpadł. To co zobaczyli wprawiło ich w duże zdziwienie. Przed nimi stał Carlos z jakąś dużą, białą kopertą, a Jen próbowała mu ją zabrać.
- Oddaj to! Nie należy to do ciebie! Carlos oddaj to! - dziewczyna po raz kolejny próbowała odebrać chłopakowi białą kopertę.
- Jest na niej moje nazwisko, czyli jest dla mnie.- odsuwał ją od dziewczyny tak, jak tylko mógł.
- Nie! Nie możesz tego zobaczyć! Nie możesz, rozumiesz. Nie mogę na to pozwolić - powiedziała i próbowała doskoczyć do koperty.
- Nie, nie rozumiem. Co w niej jest?
- Nie mogę pozwolić na to, żebyś się dowiedział. Nie chcę, żebyś się załamał. Proszę, oddaj mi to - szepnęła czule.
Popatrzył na nią z wahaniem, po czym rozdarł zamknięcie i wyciągnął z koperty zdjęcie.
- Carlos nie! - krzyknęła i rzuciła się, żeby je mu wyrwać.
Chłopak stał nieruchomo, wpatrując się w miejsce, w którym przed chwilą była fotografia. Nie mógł w to uwierzyć.
- Mówiłam. Nie powinieneś tego widzieć - jęknęła. - Nie słuchałeś. Przepraszam.
Nie mógł wydusić z siebie słowa. Na zdjęciach była Pati, całująca się z jakimś facetem.
- Carlos... - położyła mu rękę na ramieniu. - Wszystko w porządku?
- To jest jakiś durny żart? Photoshop?
- Carlos...
Obrócił się na pięcie i przepychając się między Rosalie a Jamesem wybiegł na korytarz.
- Carlos! - krzyknęła i pobiegła za nim rzucając zdjęcia na podłogę.
Latynos biegł przed siebie, nie zatrzymując się. Musiał się wydostać z tego domu. Stąd. Chciał uciec gdzieś daleko i resztę życia spędzić sam ze swoim bólem. Nie chciał w to wszystko uwierzyć. Myślał, że on i Pati to była miłość na wieki. Nie mógł się pozbierać po jej śmierci. Nagle okazuje się, że ona go nie kochała. Że zdradziła go. On zmienił swoje dotychczasowe życie, po jej odejściu stał się bezduszną maszyną odbierającą życia, a to wszystko bez celu....
- Carlos! - Jen chwyciła go za ramię. - Przepraszam.
Strącił jej rękę i przyspieszył. Wybiegł przez drzwi wejściowe do podwodnego tunelu. Dziewczyna upadła na kolana i zaczęła płakać. Nie, nie z bólu. Płakała, że Carlos się dowiedział. Nie chciała, żeby to się kiedykolwiek stało. Żałowała, że po przechwyceniu tej koperty nie spaliła jej. Nie wiedziała jak ma mu pomóc, a tyle o nim wiedziała.
- Gdzie on jest?- zapytała zdyszana blondynka, podbiegając do przyjaciółki.
- Wybiegł z domu - powiedziała.
- Dziewczyny ktoś dostał się do tunelu - powiedział zdyszany James. - Musimy mu pomóc.
- Szybko!- blondynka wyciągnęła z tylnej kieszeni spodni pistolet i ruszyła pędem. Okazało się, że do środka wdarli się agenci.
- O nie - jęknęła dziewczyna kiedy zostali otoczeni przez agentów.
- Kurwa mać! - krzyknął Maslow.
Blondynka wyciągnęła z kieszonki małą, szarą kuleczkę i upuściła ja na ziemię, a wszędzie rozlał się szary, gryzący pył. James poczuł, jak ktoś ciągnie go za rękę.
- Zabierz ich stąd. Ufam ci. Kluczyki do łodzi.- Ros wcisnęła mu w dłoń drobny, metalowy przedmiot.- Żeby się do niej dostać przewróć stolik w salonie. Dołączę do was.
- Kocham cię - lekko ją pocałował i zabrał przyjaciół. Szybko dostali się do łodzi. Po chwili ruszył.
- Ros, jak oni się tu dostali? - zapytała zdyszana Jen. Kiedy jej nikt nie odpowiedział zaczęła się panicznie rozglądać. - Ros, nie!
Carlos, który przez cały czas siedział cicho w kącie, rozejrzał się wokół.
- Gdzie ona jest?
- James zawracaj! Nie ma jej! James! - zaczęła nim trząść.
- No już! Opanuj się! - wykonał jeden ruch i już po chwili byli w drodze powrotnej.
- Szybciej! James, szybciej! - pośpieszała go.
- Odstrzelę ci łeb jak się nie zamkniesz! - warknął.
- Spróbuj - warknęła.
- Zamknijcie się już! To w niczym nie pomorze.- warknął Carlos.
- Odezwał się ten, który nie wie co to uczucia! - warknęła. - To, że ty nigdy nie martwiłeś się o innych to nie znaczy, że jestem taka sama!
Spiorunował ją wzrokiem i więcej się nie odezwał. Kiedy tylko dopłynęli dziewczyna szybko pobiegła w miejsce gdzie się rozstali. Kiedy tam dotarli zaniemówiła. Jej przyjaciółka leżała martwa w kałuży krwi. Szybko do niej podbiegła i upadła na kolana. Wybuchła nie pohamowanym płaczem.
- Nie! Tylko nie to! Proszę, nie! Tylko nie to! - płakała przytulając jej ciało. 
- Nie, to nie może być prawda. Nie! - krzyknął i kopnął z całą siłą w ścianę. - I po jaką cholerę jej słuchałem?!
- Ros... Proszę, nie zostawiaj mnie samej, proszę...
Dziewczyna zawodziła nad ciałem przyjaciółki. Nagle jej uwagę przykuł zwitek papieru, w zaciśniętej dłoni blondynki. Dziewczyna na chwilę się uspokoiła i przywołała do siebie Jamesa. Wyciągnęła papierek z jej ręki i go rozwinęła.
Okazał się to być list...

" Kochany Jamesie
Jeśli to czytasz, to znaczy, że umarłam. Cóż... Spodziewałam się tego. Obrałam zbyt niebezpieczną ścieżkę w życiu. Ale nie żałuję. W ogóle, bo dzięki temu poznałam ciebie. Spędziłam z tobą najpiękniejsze chwile mojego życia. Kocham cię całą duszą, sercem i ciałem. Żałuję, że tak to się skończyło... Ale błagam. Nie zamykaj się w sobie. Musisz czuć. Musisz być oparciem dla Carlosa i Jen. Opiekuj się nimi. Wierzę w ciebie. Kocham cię.
Na zawsze twoja i tylko twoja...
Rosalie

Kochana Jennifer.
Skarbie, trzymaj się mocno. Poradzisz sobie. Pilnuj Jamesa, żeby nie zrobił durnoty i pomagaj Carlosowi. Wiem, że stać cię na to. Jesteś silna, silniejsza niż ja byłam. Będę cię pilnować tam z góry. Czekam na was wszystkich - jeszcze kiedyś się zobaczymy.
Kocham cię paskudo
Rosalie"


Chłopak nic nie powiedział tylko wyżył się ponownie na ścianie. Dziewczyna zaczęła ponownie płakać. Nie sądziła, że jej najlepsza przyjaciółka zginie. Miała nadzieję, że to ona umrze pierwsza, ale się myliła. Żałowała tylko, że nie może cofnąć czasu. Tylko Carlos był twardy. Było mu przykro - dziewczyna mu pomagała, ale wiedział, że teraz musi być podporą dla tej dwójki. Podszedł do ciała blondynki i podniósł je z ziemi.
- Chodźcie, trzeba zdecydować, co robimy.- mruknął i ruszył w stronę drzwi do domku.
Dziewczyna zacisnęła usta i podeszła do Jamesa. Położyła mu rękę na ramieniu i razem poszli za Latynosem. Pena ułożył martwą dziewczynę na kanapie. Stwierdził, że nie ma co martwić się plamami z krwi.
- Szukają nas. Musimy się stąd ewakuować. Rozumiem, że chcecie zrobić jej porządny pogrzeb?
Dziewczyna znacząco poruszała głową, a James tylko chwycił dłoń swojej martwej dziewczyny i ją ucałował.
- Będę walczył. Dla ciebie - szepnął i ponownie ją pocałował.
- Pytanie gdzie pójdziemy - zaszlochała dziewczyna i spojrzała na Latynosa.
- Gdzieś daleko. Trzeba będzie zmienić wizerunek. Jesteś w stanie odbarwić i ściąć włosy? Jeszcze trochę solarium i mocniejszy makijaż i nie będziesz wyglądać jak ty. Do tego fałszywe dokumenty... Ameryka południowa jest chyba dobrym tymczasowym miejscem, później wymyśli się coś lepszego.
- Yhym. Jeśli jest to konieczne - szepnęła.
- Spoko. James... Ty też... Wiem, że blond to nie twój kolor... Ale może chociaż na czarno?
- Wiem, co mam robić, nie musisz mi nic dyktować - warknął.
- James, on chce tylko...
- Gówno mnie obchodzi co chce! Czy ja mu mówiłem co ma robić jak zabiłaś mu dziewczynę?! Nie! Więc niech z łaski swojej się zamknie!
Carlos podszedł do Jen i objął ją delikatnie, po czym szepnął jej na ucho:
- Daj mu chwile. To nie jest łatwe, dobrze o tym wiesz. Chodź.- pociągnął ją na fotel. Usiadł i posadził ja sobie na kolanach.- Gdzie chcesz urządzić pogrzeb?
- Nie wiem. Na razie nie wiem.
- Trzeba coś wymyślić. Nie możemy się nigdzie wieźć z ciałem. Trzeba to zrobić gdzieś tutaj, niedaleko. Nigdy nie miała żadnych takich próśb? Nie chciała mieć grobu z widokiem na wschodzące słońce, ocean albo po prostu gdzieś w zaciszu pod wierzbą?
- Jest taka wyspa - szepnęła. - Nikt o niej nie wie, bo jest bardzo mała i nie ma jej na mapie.
- Daleko? 
- Trochę. Pół dnia drogi.
- Chcesz ją tam zabrać? - spojrzała na niego uważnie.
- Tak. Pojedziemy tam?
- Jeśli uważasz, że to tam chcesz ja pochować, to owszem.- odpowiedział. - Tylko jak my się tam dostaniemy...
- Łodzią podwodną - oparła głowę o jego ramię. - Mamy jeszcze do dyspozycji dwa skutery wodne. I trochę broni.
- Okay. Dobra. Ta wyspa jest bezpieczna? Będziemy się mogli tam zatrzymać na kilka dni?
- Tak, jest nieosiągalna, ale też nie nadaje się na dłuższą metę.
- Ale na takie ogólne ogarnięcie owszem. Jakoś sobie poradzimy... Musimy stąd uciekać. Nie wiadomo, czy nie wrócą po nas.
- Jasne - mruknęła. - James?
- Ona nie wróci, prawda? Nie żyje. Co ja teraz zrobię bez niej?
- Pomożemy ci, ale teraz musimy uciekać i zabrać stąd Rosalie. Proszę, chodź - powiedziała spokojnie.
- Jasne- mruknął i wziął ją na ręce. - Prowadź.
- Jest coś, co musisz stąd zabrać? Dokumenty, pieniądze, listy... Coś ważnego?- zapytał szatynkę.
- Chodź, pomożesz mi - powiedziała i poszła do siebie do pokoju. Wyciągnęła z szafy dużą torbę i zaczęła tam pchać wszystkie dokumenty, zdjęcia. Podobnie zrobiła w pokoju Ros i w salonie. - Mam to co najważniejsze. Możemy iść.
- Okay.- wziął torbę i ruszył za nią.
W salonie zastali Jamesa, stojącego w gotowości i trzymającego w ramionach ciało blondynki.
- Chodźcie - szepnęła i zaprowadziła ich do łodzi, którą wrócili. Wsiadła za kółko i powoli się zanurzyła. Carlos zajął miejsce drugiego pilota i w ciszy kierowali łodzią do miejsca wskazanego przez współrzędne.
- Będziemy jeszcze razem. Obiecuję ci to. Zobaczysz kochanie. Spotkamy się jeszcze - mówił James głaszcząc policzek Ros. Jen spojrzała w lusterko i lekko uniosła kąciki ust na widok Jamesa, który rozmawiał z Ros ułożoną na jego kolanach.
- Nie wiem, czemu się uśmiechasz. Mnie to przeraża. On obiecuje coś trupowi.- mówił Carlos cicho, wpatrując się w przednią szybę.
- Okazałbyś serce. Kocha ją i już. Daj lepiej spokój. - szepnął. - Jak chce to niech z nią rozmawia. Przynajmniej widać, że ma jakieś uczucia i nie jest jak maszyna, a takie rozmawianie jest romantyczne.
- Romantyczne by było, gdyby spała, albo zemdlała, albo była przytomna, a ona nie żyje! Obiecuje jej spotkania i dozgonną miłość, a jej tu nie ma.
- Ale w końcu się spotkają. Nie wiesz co to wieczna miłość? - spojrzała na niego uważnie.
- Wiem, ale jesteśmy tu i teraz, a on mówi to do martwej osoby! Rozumiesz to? To jest po prostu przerażające.- warknął.
- Masz serce? Masz mózg? No chyba tak, skoro tu jesteś i ze mną rozmawiasz, prawda? To zastanów się zanim coś powiesz, bo na razie pieprzysz trzy po trzy. Z tego co wiem to długo chodziłeś na grób Pati i rozmawiałeś z nią. Więc w czym problem?
- W tym, że to był grób. Nie trzymałem jej ciała w rękach i nie całowałem jej.- powiedział i spojrzał znacząco w lusterko, gdzie James tulił do siebie ciało i całował jej policzki.
- Załóż się, że gdybyś tylko mógł zrobiłbyś to samo z Pati.
- Nie mam zamiaru teraz o niej rozmawiać.- warknął i skupił się na prowadzeniu.
- To daj spokój Jamesowi. Myślisz, że jest mu łatwo? Że będzie mu łatwo, jak będziesz mu dokuczał? Wątpię.
- Nie dokuczam mu. Wiem, jak mu jest. Przechodziłem przez to.- syknął i popatrzył na nią. Dziewczyna ze zdziwieniem stwierdziła, że w jego oczach, oprócz gniewu czaił się ból i smutek.
- Przepraszam - powiedziała i spojrzała przed siebie. - To nie moja sprawa.
Nie odpowiedział, tylko skupił swoją uwagę na punkcie gdzieś przed sobą.
- Ale nie chce, żeby cierpiał tak jak ty, kiedyś, teraz i będziesz cierpiał dopóki będę żyła.
- Skąd pomysł, że moje cierpienie bierze się z twojej obecności?
- Wiem to i tyle. Powinno ci to wystarczyć.
- W takim razie z radością uświadomię ci, że się mylisz.- mruknął i przełączył na autopilota. Wstał z fotelu i minąwszy Jamesa, zszedł z mostku. Dziewczyna zrobiła to co chłopak i poszła za nim.
- A co? Nie jest tak? - oparła się o framugę.
- Nie, nie jest.- mruknął.
- To jak jest? Może się cieszysz z mojej obecności? - prychnęła.
Zmierzył ją badawczym spojrzeniem, po czym westchnął i usiadł na jednej z ławek umieszczonych pod ścianą.
- Carlos? Powiedz mi co czujesz. Będzie ci łatwiej - usiadła obok niego.
- Nie wiem, co czuję. Długo nie czułem nic, a teraz wszystko jak na zawołanie wróciło. Pati na prawdę mnie zdradziła?
- Tak. Przechwyciłam tą kopertę, żebyś nie cierpiał. Kiedy dowiedziała się o tym, że mam te zdjęcia powiedziała, że jeśli ci je pokażę powie ci coś czego nigdy nie miałeś usłyszeć. Przepraszam. - spojrzała na niego.
- Czego miałem nigdy nie usłyszeć?
- Że... zawsze mi się podobałeś, od liceum i, że wykleiłam pokój twoimi zdjęciami. Byłam głupia. Przepraszam - zaczęła się tłumaczyć. - Wiem, że to głupie, ale nic nie poradzę, że miałam fioła na twoim punkcie.
- Miałaś? Czas przeszły?- zapytał, mrużąc oczy.
- A co? Chciałbyś, żebym nadal miała?
- Chciałbym znać odpowiedź.
- Ja też - wystawiła mu język.- A jeśli jesteś dżentelmenem to znasz zasadę, że kobieta ma pierwszeństwo, więc ty odpowiadasz pierwszy.
- Jeśli znasz mnie tak dobrze, to wiesz, że mam w nosie takie zasady. Zadałem pytanie pierwszy i oczekuję odpowiedzi.
- Być może - wzruszyła ramionami.
- A konkretniej?
- Po części. Trochę mi tego zostało.
Zamilkł na chwilkę, po czym spojrzał jej prosto w oczy.
- Jak "trochę"?
- Tyle ile chcesz - wzruszyła ramionami. - Ale coś tam pewnie jeszcze do ciebie czuję.
- Mhm.- mruknął, jakby ze zrozumieniem.
- Teraz twoja kolej - szturchnęła go ramieniem.
- Powtórzysz pytanie?
- A co? Chciałbyś, żebym nadal miała fioła na twoim punkcie?
Zastanawiał się przez chwile, po czym lekko pochylił się w jej stronę i musnął jej usta.
- Czyli tak? - zapytała i musnęła jego usta. - Dlaczego?
- Nie wiem. Wzbudzasz we mnie bardzo dziwne emocje. Jeszcze kiedy byłem z Pati przyłapywałem się na myśleniu, co by było gdyby zamiast siedzieć z nią, siedziałbym z tobą.
- Ciekawe. I co wymyśliłeś?
- O tym opowiem ci kiedy indziej.- zaśmiał się.- Trzeba zobaczyć, jak się czuje James i czy aby na pewno nikt nas nie śledzi.
- Niech ci będzie, ale nie zapominaj, że mogę zrobić ci przesłuchanie - puściła mu oczko.
- Już się boję.- zaśmiał się, wstając i kierując się z powrotem na mostek.
- A ja chciałam być taka miła jak w klubie, a teraz pocałuj mnie w nos - powiedziała i dumna poszła do kabiny pilota.

4 komentarze:

  1. O ja . Nie wieżę . Jak oni mogli ją zabić . o_0 :'( Mam nadzieję, że James się pozbiera . :') Wspaniała część . Liczę na to, że wszystko się ułoży . ;) Czekam z niecierpliwością na nn.;**
    Paaati . *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super dawaj mi tu nn bo nie wytrzymam ! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem,....nie wiem! Wzięła tą lekką trutkę i się obudzi? no nie! James sb żyły podetnie! Biedny :'( Carlos i Jen <33333 no kocham :) Czekam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział super. Biedny James. Mam nadzieje że szybko dodasz następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń