piątek, 19 lipca 2013

Agencji specjalni OSS cz. 6

Dooobra, miałam to dodać jutro, ale tak jakoś nie mogłam się powstrzymać ^.^ Zapraszam na ostatnią część tego opowiadania :*
~Justme


- Gdzie James?- krzyknął Carlos.
Latynos zauważył brak Jamesa i zaczął się rozglądać.
Chłopak został jeszcze w agencji by zabić pozostałych. Kiedy tylko to zrobił ruszył za przyjaciółmi. Był dość daleko od nich.
- Świetnie! Zgubiłeś go! - warknęła. - Zatrzymaj się!
- Nie mogę.- powiedział cicho i skręcił w jakąś uliczkę.
- Dlaczego?!
- Bo nie mogę cię narażać. James sobie poradzi. Dogoni nas.
- Zatrzymaj się!
Nie posłuchał jej. Dziewczyna poczekała na odpowiedni moment i zaskoczyła ze ścigacza. Źle wylądowała i poturlała się na środek ulicy. W ostatniej chwili przeturlała się na chodnik, po czym wstała. Chłopak ostro zawrócił i po kilku sekundach zaparkował obok niej.
- Powaliło cię! Chcesz sobie zrobić jeszcze większą szkodę?!
- W przeciwieństwie do ciebie nie mam zamiaru stracić kolejnej osoby, która jest dla mnie ważna! Więc wsadź sobie te swoje mądrości w dupę i chodź raz się zamknij i nie wtrącaj!
Przez chwile mierzyli się wzrokiem, po czym Carlos, odwrócił się z westchnieniem i kopnął w oponę motoru.
- Oby się pośpieszył.- warknął pod nosem.
Chłopak jechał tak szybko, że ledwo wyrabiał na zakrętach. Po jakiś 10 minutach był obok nich. Kiedy tylko zaparkował dziewczyna rzuciła mu się na szyję
- Nic ci nie jest. - ścisnęła go.
- Jestem cały. - zaśmiał się, przytuli dziewczynę i okręcił wokół własnej osi.
Carlos stał obok w ciszy i patrzył na to wszystko ze zmarszczonymi brwiami.
- Co zatrzymało cię tak długo?
- Taki mały, a raczej małe problemy. - dodał, ale nie puścił dziewczyny. Stali wtuleni w siebie.
- Śliczna z was para. - powiedziała staruszka, która obok przechodziła.
- Misiek, jesteśmy śliczną parą - szturchnęła go ramieniem.
- No, a jak. Ktoś musi być.- dodał i oboje zaczęli się śmiać.
Carlos uśmiechnął się wrednie.
- Ros byłaby prze szczęśliwa, widząc jacy jesteście radośni.
- Ona potrafi się cieszyć ze szczęścia przyjaciół, a to, że ty nie, to nie nasza wina - warknęła dziewczyna. - Więc się przymknij.
- Oczywiście, że potrafiła. Gdyby stała tutaj obok, to jeszcze uściskałaby was i życzyłaby wam szczęścia.- powiedział słodko, po czym wsiadł na swój motor.
- Jesteś pewna, że chcesz spędzić z nim resztę życia? - zapytał James.
- Sama już nie wiem. - mruknęła. - Jedziemy?
- Jasne. - powiedział i wsiadł na ścigacza, a dziewczyna zaraz za nim. Pokazała język Carlosowi, a James po chwili ruszył.
Udawał, że nie zwrócił na to uwagi i już po chwili ich wyprzedzał. Dziewczyna szturchnęła szatyna i już po chwili rozpoczął się mały wyścig. Kiedy przenieśli się na wodę, nie zmieniło to niczego. Dopiero niedaleko brzegu Jen wskoczyła do wody i dryfując dobiła do brzegu. Była chwile później na wyspie niż chłopcy.
- Kto wygrał? - zapytała rozbawiona.
- Ja.- zawołał Carlos, stojący przy linij drzew.- A teraz może łaskawie byście się ruszyli? Wymieńmy broń, ogarnijmy się i chcę mieć cię już z głowy.- rzucił w stronę dziewczyny.
- Powiało chłodem. - powiedział James i ruszył.
- Powiem tak. Żałuję tylko, że kiedykolwiek go kochałam - powiedziała mijając Carlosa. - Samotność nie jest zła, ale dobija.
- Znam to. - Jamie uśmiechnął się pod nosem.- Twoje pierwsze słowa skierowane do mnie podczas pierwszej wspólnej misji.
- Też to pamiętam. Wtedy życie było proste.
- Ale później się zjebało.- dodał Maslow i dalej szli w ciszy.
Po dziesięciu minutach doszli do miejsca gdzie pochowali Ros. James usiadł pod drzewem, a Jen rozwaliła się na trawie. Zamknęła oczy i zaczęła zasypiać. Carlos, zanim dotarł do nich, przeszedł się po wyspie. Zastanawiał się, co powinien teraz zrobić, co czuje do Jennifer oraz jak będzie dalej wyglądało jego życie. Miał wiele wątpliwości, co do trafności jego wyborów i chyba potrzebował pomocy. Miał durne wrażenie, że od kiedy "znowu czuje" przejmuje się wszystkim trzy razy bardziej, niż powinien. Gdy w końcu dotarł do miejsca pochówku Rosalie, zauważył zasypiającą Jen. Zdjął z siebie skórzaną kurtkę i narzucił ją na leżącą dziewczynę.
Ta, przeciągnęła się jak kotek i przewróciła na bok otulając kurtką chłopaka. Uśmiechnął się pod nosem i popatrzył na nią z czułością.
- Zjem cię - mruknęła.
Chłopak zdziwił się, ale po chwili zauważył, że ona mówi przez sen. Zagryzł pięść, aby zdusić śmiech i poszedł do kumpla. Usiadło obok.
- Gdzie byłeś?
- Na wyspie.
- A dokładniej?
- Sam nie wiem. Zwiedziłem sporą jej część.
- I co o niej powiesz?
- O kim?- zapytał, jakby zbity z tropu.
- O wyspie. O czym ty tak myślisz? - zapytał zdziwiony i spojrzał na śpiącą Jen. - Już wiem.
- Stary, nie żeby coś, ale czy ty do niej coś czujesz?- zapytał cicho.
- Prócz miłości... siostrzanej, to nie.
- Okay, dzięki.
- A czemu o to pytasz?
- Tak o.- mruknął, wpatrując się w horyzont.
- Jasne. Prawie uwierzyłem. A tak serio?
- Po prostu chciałem wiedzieć.
- A co zamierzasz?
- Dotrzymać obietnicy. Powiedziałem, że odstawię ją do jej matki.
- A potem? - spojrzał na niego uważnie.
- Potem... Gdzieś wyjadę. Będę się ukrywał. Nie mogę narażać jej swoją obecnością. W pojedynkę pójdzie jej lepiej.
- A pytałeś jej o zdanie? Co ona o tym myśli? Czy sam zadecydowałeś?
- Dobrze wiesz, że ona będzie chciała, żebym został, a mi... Mi... Zależy mi na niej i na tym, żeby była bezpieczna. Nie ważne, jakim kosztem.
- NIEEEEEE! - dziewczyna zaczęła krzyczeć i rzucać się po trawie.
Chłopaki w tej samej chwili odwrócili się w jej stronę.
- NIE! NIE! ROS NIE! ROS! - krzyknęła i zerwała się na równe nogi z przyśpieszonym oddechem.
- Jen? Wszystko ok? - zapytał James i usiadł obok niej.
- Co się stało?- zapytał troskliwie Carlos,  lekko ją obejmując.
- Ona nie żyje... - szepnęła. - Ja... Ja... ją zabiłam...
- Co? Nawet nie wygaduj takich durnot.- prychnął Carlos i przytulił ją nieco mocniej.- To nie twoja wina. Nigdy nie była i nigdy nie będzie. To była decyzja Rosalie.
- Ja... Ja... Ja ją zabiłam...
- Ej? Co ci się śniło? Powiedz wszystko dokładnie.
- Stałam nad ranną Ros i... strzeliłam... ja ją zabiłam... - szlochała.
- Nie martw się, to tylko głupi sen. To nie prawda. To durny sen.- szepnął jej do ucha Carlos.
Spojrzała na niego i lekko go przytuliła.
- Nie zostawiaj mnie. Nigdy. - szepnęła i bardziej wtuliła w niego.
- Ciiii... Nie martw się. Ci.....- szeptał. Wsunął ją sobie na kolana i zaczął nią bujać.
- Obiecaj, że już zawsze będziesz przy mnie.
Zawahał się.
- Zawsze będę przy tobie. Zawsze.- szepnął jej na ucho, po czym musnął jego płatek.
- Na pewno?
- Zawsze.
Dziewczyna mocno się do niego przytuliła, a następnie zaczęła go całować. Cieszyła się, że już nigdy nie będzie sama, że zawsze będzie miała go obok siebie.
James patrząc na to wszystko powoli się wycofał i zdecydował na spacer dookoła wyspy.
Carlos przycisnął ją do siebie mocniej i oddawał pocałunki. Wszystkie obawy odpłynęły. Priorytetem stało się dla niego, zapewnienie Jen szczęścia.
Szatyn, rozmyślając, ruszył wokół wyspy. Podziwiał piękne widoki i bardzo, ale to bardzo żałował, że obok nie ma Rosalie. W pewnym momencie usiadł na ziemi, opierając się o duże drzewo. Zamknął oczy, a z pod zaciśniętych powiek, spłynęły łzy.
- Tęsknie za tobą skarbie.- szepnął, jakby do siebie, mając nadzieję, że dziewczyna, gdziekolwiek jest, usłyszy go.
- Wiem.- usłyszał cichy szept.
- Co? - rozejrzał się i zobaczył Ros między drzewami. Szybko do niej podbiegł i delikatnie ją pocałował. - Tęskniłem kochanie.
- Wiem.- zachichotała i wplotła palce w jego włosy.- Ja też...
- Kocham cię.
- Też cię kocham. Bardzo. I... Przepraszam.- szepnęła, patrząc mu w oczy.- Myślałam, że mi się uda... Nie zabiłam wszystkich. Wciąż jesteście w niebezpieczeństwie. Tak bardzo mi przykro...
- Nie przejmuj się. Poradzimy sobie. Szkoda tylko, że ciebie z nami już nie ma. Że... Żałuję, że posłuchałem cię wtedy.
- Nie! Nie, nie, nie. Dobrze zrobiłeś. Bardzo dobrze zrobiłeś.- szepnęła, gładząc go po twarzy.- Jesteście razem, macie szanse. To... To od początku miało tak być. Jestem wdzięczna losowi za ten krótki czas, który razem spędziliśmy.
- A ja nie! Wolałbym, żebyś żyła, żebyś była ze mną już zawsze. Wolałbym, żebyś była obok mnie fizycznie! Gdybym mógł tylko cofnąć czas! Gdybym mógł ci przywrócić życie swoją śmiercią... Na pewno bym to zrobił...
- A ja zabiłabym się chwile po tym, gdy znalazłabym twoje ciało.- szepnęła.- Podziwiam cię, za tą siłę. Kocham cię i chcę dla ciebie jak najlepiej. Jest... No może nie idealnie, ale jest dobrze...
- Nie, bo nie ma cię obok. Skarbie pozwól mi do ciebie przyjść. Teraz. Proszę.
- Jamie... Wiesz, że fizycznie nie jestem w stanie cię powstrzymać. Zrobisz, co uważasz za słuszne, ale... Ja bym na twoim miejscu jeszcze trochę poczekała. Proszę, dopilnuj, aby Carlos i Jen trafili do jej mamy. Zrób to dla mnie, błagam.
Zawahał się.
- Dobrze, ale potem przyjdę do ciebie. Będziemy razem, już zawsze.
- Już zawsze i na zawsze.- uśmiechnęła się promiennie i musnęła jego usta.
- Już niedługo będziemy razem. Obiecuję - szepnął i jeszcze raz ją pocałował i wtedy zniknęła, a on się obudził. - To był tylko sen... Piękny sen.
- Jaaaames! Jaaaaames!- usłyszał wołanie Carlosa.
- Idę! - krzyknął i powoli ruszył do miejsca pochowania Rosalie.
- Jesteś! Zaczynaliśmy się martwić.- westchnął Latynos i usiadł obok Jen, która siedziała pod drzewem.
- Musiałem coś przemyśleć. - mruknął.
- Rozumiem cię. - szepnęła Jen.
- A kiedyś nie rozumiałaś?
- Zawsze się rozumieliśmy - zaśmiała się. - Ale teraz nie ma czasu na wspomnienia.
- Wiem, ale tęsknię za tamtymi czasami. Szkoda, że wtedy nie znaliśmy Ros.
- Weź! Rozwalilibyśmy Los Angeles! Jeszcze w trójkę! Nie pamiętasz ostatniej imprezy?!
- Eee tam... Ucierpiało tylko auto... I basen. - machnął ręką.
- Właśnie, i basen. - pokręciła głową z rezygnacją. - Ej, a ty kiedy masz zamiar spełnić obietnicę?
- Zastanawiam się, czy pytać, o jaką obietnicę chodzi, czy dla zdrowia to sobie odpuścić.- mruknął pod nosem Pena, udając zastanowienie.
- Jesteś tępy. - dziewczyna wstała i stanęła obok Maslowa.
- Chodziło jej o twoją obietnicę. - dodał rozbawiony szatyn.
- Aaaaaaa, no tak. Wybacz, zamyśliłem się. Możemy już teraz. Zbierajcie się.- powiedział wstając i otrzepując spodnie.
- Ja mogę tak jechać. - dodała dziewczyna i się okręciła w okół własnej osi.
- Ja wezmę tylko broń. - dodał Maslow i poleciał po wybraną rzecz, po kilku minutach wrócił. - Możemy ruszać.
- Super. No to... W drogę.- złapał dziewczynę za rękę i pociągnął ją w stronę ścigaczy. Usiadł na swoim i popatrzył na Jen pytająco.
- Czooo? - zapytała, udając, że nie wie o co chodzi.
James w tym czasie zajął swojego ścigacza i patrzył na to z rozbawieniem.
- Jedziesz ze mną?
- A mam wybór? - zapytała i usiadła.
- Możesz jechać z Jamesem...
- Serio? Skoro nalegasz... - dodała, a James zaczął się śmiać.
- Nie nalegam. Po prostu daje ci wybór.
- Marudzisz jak stara babcia. - powiedziała i przysiadła się do szatyna, a James ruszył. Carlos zaraz po nim.
Wyprzedził go i poprowadził ich w odpowiednie miejsce. Przez kilka godzin jechali bez żadnej przerwy czy postoju, aż w końcu dostali się do małego, odosobnionego domku na pustkowiu. Dziewczyna delikatnie otworzyła drzwi i powoli weszła do domu, a chłopcy za nią. Był tam jeden pokój, a na środku niego stało krzesło. Dziewczyna powoli podeszła do niego, a wtedy zobaczyła martwą matkę.
- Nie... Nie... Nie! - upadła na podłogę i zaczęła płakać.
- Oj... Czyżby mamusia nie żyła? - usłyszała głos swojego byłego szefa.
- Co ona ci zrobiła?! - rzuciła się w jego kierunku.
- Jen, co się...- zaczął Carlos, wchodząc za nią. Ogarnąwszy sytuację, wyciągnął pistolet i wycelował w faceta.
W tej samej chwili kiedy dziewczyna miała zadźgać go nożem zniknął on za stalową ścianą. Wszystkie ściany zmieniły się w stalowe, nie do przebicia.
- Teraz już nie uciekniecie! - w pokoju rozległ się głos mężczyzny.
- KURWA MAĆ!!! - krzyknęła dziewczyna kopiąc w ścianę.
- Hej. Będzie dobrze. - powiedział cicho James.
- Jasne. Było i będzie. - powiedziała ironicznie.
- Uda się nam stąd wydostać. Trzeba tylko...- mruczał Latynos pod nosem, chodząc wzdłuż ścian.
- Nie martw się. Niedługo zabiorą jednego ze swoich. Przecież nie będą go trzymać w niewoli.- warknęła.
- Że niby kogo?- zapytał patrząc na nią ze zmarszczonymi brwiami.
- Proszę cię. - prychnęła. - Zwabiłeś nas tu tylko po to, żeby mogli nas złapać i zabić. Jesteś jednym z nich i tyle.
- Jen... - szepnął James.
- Jesteś dwulicowym gnojkiem, który nigdy nie będzie szczery. Zawsze będzie łgać, tylko dla swojego dobra, żeby mu nic się nie stało.
- Czy ty na prawdę myślisz, że mógłbym coś takiego zrobić?! Posrało cię do końca?! W życiu nie zrobiłbym czegoś takiego!
- Dziwne. Bo jednak zrobiłeś. Jesteś gówno wart jak te wszystkie agencje... Zepsuty do szpiku kości... Potrafisz tylko zabijać... A kochać? Tylko siebie... - warknęła.
Popatrzył na nią z rozczarowaniem i smutkiem, po czym uderzył mocno w jeden punkt w rogu. Coś gruchnęło i otworzyły się niewielkie drzwi.
- Nie spodziewałem się, że zwątpisz.- mruknął cicho, po czym popatrzył na Jamesa.- Bierz ją i uciekajcie. Zatrzymam ich.
- Nie ma mowy! Już jedną ważną osobę straciłem i nie stracę przyjaciela! - powiedział stanowczo. - Zabierz ją, tylko się nie pozabijajcie. - powiedział patrząc to na jednego to na drugiego. Dziewczyna skinęła głową i szybko pobiegła do ścigacza Jamesa. Latynos pobiegł za nią i ruszył zaraz za jej motorem. Dziewczyna jechała szybko ciągle spoglądając za siebie. Martwiła się o Jamesa. Nie chciał zostać sama na świecie. Po jakiś dziesięciu minutach dotarła do jakiejś podwodnej jaskini. Wpłynęła do niej i z niecierpliwością czekała na Maslowa. Carlos patrzył na wylot tunelu ze zniecierpliwieniem.
- Gdzie on jest?
Nagle bransoletka Jen zaczęła pikać. Po chwili na hologramie pojawił się konający James.
- Pilnuj jej. - szepnął i zniknął.
- NIEEEEE!!! - krzyknęła dziewczyna. - Nie, tylko nie to! Nie!
- Jen, Jen, JEN!- Carlos potrząsał jej ramionami.- Musimy uciekać. Już.
- Ale dokąd?! I tak nas zabiją! - krzyknęła.
- Jen, posłuchaj. Kocham cię i nie pozwolę im cię skrzywdzić. Musimy uciekać.
Dziewczyna spojrzała na wylot jaskini i wskoczyła do wody ciągnąc za sobą chłopaka. Miała nadzieję, że w ten sposób dokądś uciekną, ale zostali zastrzeleni. Razem... Wtuleni w siebie opadli martwi na dno... Już na zawsze razem, trzymając się za ręce, wiecznie.



The End.

3 komentarze:

  1. No i rozmazałam mój makijaż! Cudne, ale płaczę i nie potrafię się ogarnąć :'( czekam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże normalnie płacze i nie mogę przestać. Dobrze że powiedział że ją kocha i są ze sobą już na zawsze. Mam nadzieje że szybko dodasz następne opowiadanie :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniała część . Aż się popłakałam gdy to czytałam . ;)
    Czekam z niecierpliwością na nową jednorazówkę .
    Paaati . *.*

    OdpowiedzUsuń