wtorek, 15 kwietnia 2014

Tam, gdzie nikt nie chce być. cz. 2

- Hej, słonko.- zaśmiał się Harry, wchodząc do pokoju.
- Nie mów tak do mnie.- burknęła brunetka.
- Jak mam mówić?- zapytał, przynosząc jej kubek z kisielem.
- Na pewno nie tak.- warknęła, odwracając się.
- Jak się czujesz?- usiadł obok.
- Jak gówno.
- I tak wyglądasz.- skrzywił się.- Na prawdę musisz cość zjeść. To już nie jest kwestia tego, że nie mamy mniejszego rozmiaru stroju szpitalnego, a ten wisi na tobie jak stanik na pani Marschall, tylko kwestia tego, że twoje oczy są przerażające,
Westchnęła.
- Jestem gruba. Brzydka. Nie mogę na siebie patrzeć...
- Ale kisiel nie sprawi, że przytyjesz 2 kilo...
- Ale dojdzie mi 80 kilokalorii. A z tego może się zrobić nawet kilkadziesiąt gram...
- Zaufaj mi. Ten jeden kubeczek kisielu nie pójdzie ani w tyłek, ani w uda, ani w brzuch.- powiedział spokojnie.
- Nie dobrze mi, jak na to patrzę.- skrzywiła się.
- Zaraz coś wymyślimy.- uśmiechnął się zaradnie i wziął się za odpinanie kroplówki. 
Tego wieczoru, Harremu udało się nakarmić Lolę kisielem. Zjadła wszystko.
- Wow, jestem z ciebie na prawdę dumny.
- Nie dobrze mi...- jęknęła.
- Wierzę w ciebie. Wierzę, że nie zwymiotujesz. Jesteś bardzo dzielna.- poklepał ją po dłoni.
- Nie pasujesz tu.- powiedziała nagle.
- W jakim sensie?- zmarszczył brwi.
- Jesteś... Dobry. I... I mogę z tobą rozmawiać. Nie jesteś jak reszta...
Uśmiechnął się lekko.
- To chyba dobrze, prawda?
- Taaa... Uważaj na Megan.
- Na kogo?- zapytał zdziwiony, zbierając swoje rzeczy.
- Na tą pielęgniarkę. Jest suką.
- Co? Czemu tak...
- Zjad... Hej Harry... - uśmiechnęła się, wchodząc do sali.- Idziemy jutro ma kawę?
- Hm? O nie, jutro nie mogę. Mam cało dniowy dyżur.- odpowiedział, marszcząc brwi.
- To może odprowadzisz mnie dzisiaj?
- Bardzo chętnie, Megan, ale nie wiem, kiedy wyjdę. Może następnym razem?- zapytał, pokazując dołeczki,
- Okay. Trzyma cię za słowo. - uśmiechnęła się i zabierając kubek po kisielu wyszła.
- Gdy następnym razem tu wejdzie, obrzygam ją.- burknęła.
Harry tylko się zaśmiał.
- Rozumiem, że mam jej nie uprzedzać.
Przytaknęła.
- No nic. Miłej nocy, Lolu.
- Dobranoc, doktorze.
- Mów mi Harry.- uśmiechnął się do niej, stojąc obok drzwi.
- Okay. Dobranoc Harry.- mruknęła, po czym obróciła się twarzą do ściany.




Lunch wyglądał tak jak zawsze. Pacjenci. Pielęgniarki. Ochrona. Brakowało tylko dwóch osób. Doktora Harrego i Loli. Olivia wiedząc,że Louis ma dobre kontakty z Styles'em, zapytała się o badania. Ten opowiedział jej o tym jak to lokowaty molestuje pacjentki. Dziewczyna totalnie się przeraziła. Znów zamknęła w sobie. Było tak blisko by w miarę normalnie rozmawiała. Wszystko się znów cofnęło. Niebieskooki korzystając z nieuwagi ochroniarzy wymknął się i poszedł do pokoju 1804. Wszedł bez pukania.
- Jak się czujesz? - mruknął zamykając drzwi.
Brunetka zmierzyła go czujnym spojrzeniem. Nie odpowiedziała.
- Jadłaś coś dzisiaj? - zmarszczył brwi i  uważnie się jej przyjrzał. - Wyglądasz jak trup. Blada. Sam szkielet. Przerażające oczy. Mogłabyś zacząć jeść. Może nie serwują zbyt dobrego jedzenia, ale musisz jeść jeśli chcesz stąd wyjść.
Odwróciła się twarzą do ściany.
- Lolu, tak? - usiadł na podłodze naprzeciw niej. - Więc jak? Zaczniesz jeść i wypiękniejesz czy raczej nie?
- Jestem brzydka. Wyglądam jak jakiś hipopotam skrzyżowany ze słoniem. Nie mogę patrzeć na to, jak obrzydliwie wyglądam.- warknęła.- Jedząc więcej, będzie tylko gorzej.
Ten się zaśmiał.
- Jesteś piękna. Zbyt  chuda,ale piękna. - uśmiechnął się. - A co lubisz jeść najbardziej? Jakieś owoce? Warzywa? A może owsianka?
- Idź stąd.
- Dlaczego? Nie dotykam cię. Nie krzywdzę. Mówię to co widzę. - mruknął wstając. - Powinnaś jeść. A hipopotamy i słonie zostaw w spokoju.
- Prędzej umrę.
- I właśnie tego chcemy uniknąć. - szepnął. - Myślisz, że po co się narażam? Dla jaj? Chcę, żebyś powiedziała mi co byś zjadła, a ja załatwił bym ci to bez problemu. Tylko chcę, żebyś coś zjadła. Nie dużo. Coś. Chociaż trochę.
- Nie jestem głodna.
- Ale możesz być. Więc?
Nie odpowiedziała.
- Lolu?
- Nie lubię cię.
- Hah. Nie musisz. Wystarczy, że zaczniesz jeść. Wtedy dam ci spokój. Będę miał pewność, że nie umrzesz z głodu.
- I tak nie wydostanę się stąd w inny sposób.- szepnęła cicho pod nosem.
- Więc? Co byś chciała zjeść?
- Chcę, żebyś wyszedł, albo wezwę pielęgniarkę albo doktora.
- Harrego? Spoko. - wzruszył ramionami. Skierował się do drzwi. - Jakbyś czegoś potrzebowała to pod 1589. - dodał bezbarwnie i wyszedł.
Przymknęła oczy i połknęła odruch wymiotny. I tak miała pusty żołądek, chociaż czuła się, jakby wczorajsza kolacja wciąż gdzieś tam zalegała. Nie miała tu żadnego lustra, ale potrafiła wyczuć, jak ten kisiel odkłada się na jej udach lub między biodrami. Pamiętała, kiedy ostatni raz przeglądała się w dużym lustrze. Mimo tego, że było jej widać WSZYSTKIE kości, czuła pokłady tłuszczu pod skórą. Czuła się z tym tak okropnie. Kiedyś nawet próbowała wyciąć sobie fałdkę z brzucha. Został po tym brzydki ślad.
- Masz. - Megan przyniosła jej jakąś breje. - Za pół godziny przyjdę i ma być zjedzone.
- Śmierdzi. Tak jak ty.
- To, że Harry przychodzi do ciebie to nie oznacza, że nie mogę ci niczego zrobić, mała suko. - uśmiechnęła się słodko. - Żryj, albo wepchniemy ci to do tej paskudnej mordy.
- Nie mogę się doczekać, aż zapytasz go znowu, czy on gdzieś z tobą pójdzie, a on ci powie, że jesteś idiotką.- odparła bezbarwnie.
- Przynajmniej nie wyglądam jak dwa hipopotamy. - warknęła i wyszła.
- Już dawno nie słyszałem tak motywującego komentarza w stosunku do pacjenta.- usłyszała za sobą.
Dziewczyna się odwróciła, a wtedy zobaczyła swoją miłość. Głośno przełknęła ślinę,a  jej ręce zaczęły się trząść. Chłopak nie powinien tego słyszeć.
- Harry? Nie powinieneś być na stołówce?  - zaczęła się wykręcać
- Owszem. Ale musiałem przygotować salę na zabieg. Nie powinnaś być milsza dla pacjentów? Czemu tak do niej powiedziałaś? Próbujemy ją wyleczyć z anoreksji, a nie wpędzić w głębszą.
- Zdenerwowałam się. - skłamała. - Obraziła mnie. Jest bezczelna. Nie hamuje się przed niczym. A to był pierwszy raz. Nie chciałam. Samo tak wyszło.
Pokręcił głową.
- Uważaj, Nie pracujesz z maszynami, tylko z ludźmi.- mruknął, mijając ją.
- Wiem. To był ostatni raz. - szepnęła i poszła w drugą stronę. Była wściekła, bo on nie powinien tego słyszeć. Nie on.






Do pokoju Olivi ktoś zapukał. Zawahała się, ale szybko się położyła i udawała, że śpi. Nie chciała nigdzie iść. Nie po tym co Louis jej powiedział.
- Olivio...- do pokoju weszła jedna z pielęgniarek. Była nowa i całkiem młoda.- Olivio, przyszłam, żeby zabrać cię na badanie.
Udawała, że nie słyszy.
- Hej, wstań... Co się dzieje?
- Odczep się. - warknęła i przewróciła się na drugi bok.
Usiadła na skraju jej łóżka.
- O co chodzi? Może mogę ci jakoś pomóc?
- Daj mi spokój. Idź sobie.
- Nie mogę. Taką mam pracę. Porozmawiaj ze mną, albo będę musiała pójść po strażnika, żeby zabrał cię do gabinetu.
- Nigdzie nie idę! - warknęła. - Daj mi spokój!
- Posłuchaj mnie, tutaj wszyscy chcemy dla ciebie dobrze. Doktor Harry jest delikatny i bardzo profesjonalny...
- To idź do niego! Ja nie zamierzam! Zostaję tutaj! Sama!
Kobieta wstała i wyszła na korytarz. Gdy po chwili wróciła, szli za nią dwaj ochroniarze. Mężczyźni nie byli zbyt delikatnie. Stanowczo ją podnieśli i zaprowadzili do gabinetu. Gdy tylko weszli, Harry poderwał się z krzesła. Zdziwiony zmarszczył brwi.
- Coś się stało?
- Miałam duży problem... Nie chciała przyjść.
- Rozumiem.- przytakną.- Dziękuję, już sobie z nią poradzę.
Dziewczyna przytaknęła i razem z ochroniarzami wyszła.
- Usiądź Olivio.- Harry wskazał dłonią na kozetkę.
Nie drgnęła.
- Co jest?
Brak reakcji.
- Skarbie...- mruknął czule.- Co się stało?
- Nie mów tak do mnie. - warknęła wrogo.
- Przynajmniej zareagowałaś. Dzięki Bogu. Wyjaśnisz mi, co się dzieje?
- Wal się. - warknęła. - Chcę iść do pokoju.
Przewrócił oczami.
- Przerabialiśmy to już. Muszę dokończyć badanie. Wczoraj i tak zrobiliśmy duży postęp, więc nie chciałem cię męczyć, ale dzisiaj na prawdę trzeba to zrobić.
- Może od razu mam wskoczyć ci do łóżka? - warknęła. Widząc minę  chłopaka kontynuowała. - Nie dam się wykorzystać. Jesteś zboczeńcom. Te głupie badania są pretekstem do molestowania.
- Co?- zapytał zdezorientowany.- Skąd ci przyszedł... ... ...- klepnął się z otwartej dłoni w czoło.- Rozmawiałaś z Louisem, tak?
- Nie wiem. Nie znam go.
- Trochę niższy ode nie, brązowe, roztrzepane włosy, niebieskie oczy, wygląda jakby był ciągle zmęczony, raczej się nie uśmiecha, bardzo irytujący, wcisnął ci pewnie kit, że obmacuję każdą pacjentkę albo co lepsza, posuwam je na kozetce.
Nie odpowiedziała. Odwróciła głowę w drugą stronę. Westchnął ciężko i zapadł się w fotelu. Wyglądał, jakby był o 10 lat starszy. Dopiero teraz zauważyła cienie pod oczami, po nie przespanych nocach, zmęczenie i wysiłek, malujące się na młodej twarzy. Jego uśmiech, nawet, jeśli słodki i nie winny, był maską, która pomagała mu przetrwać dni.
- Niech ja go tylko złapię... Ciekawe jak się będzie czuł, jak zwiększę mu dawkę leku...- mruknął pod nosem.- Olivio.- zaczął.- Louis jest... Specyficzny. To, co ci powiedział, to kłamstwa. Kiedy mówiłem ci, żebyś kogoś zapytała, jak wyglądają badania, miałem na myśli którąś z pacjentek, które te badania przechodzą regularnie, raz w miesiącu.
- Niby dlaczego miałby kłamać? - prychnęła.
- Bo ma depresję i zaburzenia osobowości.- odparł.- A do tego wie, że szybko stąd nie wyjdzie i próbuje sobie umilić pobyt w tym "kurorcie", a uwierz mi, nie łatwo tu o rozrywkę.
- Masz telefon? - spytała nagle.
- Dziwne pytanie. Tak, a co?
Zawahała się.
- ... Pozwolę ci się zbadać po jednym warunkiem...
- Jakim?
- Oddasz mi swój telefon, laptop, palmtop itd.
Zaśmiał się.
- Sło... Olivio. Nie.
- To ja się nie dam zbadać.
Przeczesał dłonią włosy.
- Jestem lekarzem. Na korytarzy stoją mężczyźni, których obowiązkiem jest pomóc mi cię zbadać, jeśli będziesz stawiała zbyt duży opór. Powiedz, czemu mam ci oddawać moje prywatne rzeczy i czemu zamiast zapytać się, czy mogłabyś ich użyć to wysnuwasz takie dziecinne żądania?
- Nie twoja sprawa.
- Chcesz mojego telefonu. Owszem, moja,
- Nie. Nie twoja. - warknęła. - Nazywasz się lekarzem, a nie potrafisz pomóc ludziom. Chcesz ich leczyć nie wiedząc co im jest. Nie znając przyczyny choroby... Żałosne i pełne politowania. Cały ten szpital jest do niczego. Personel jest do dupy.
Chłopak wyprostował się w krześle.
- Nie jestem lekarzem-psychologiem. Nie leczę i nie umiem leczyć twoich zaburzeń. Jestem medykiem. Mam pilnować, czy nikt nie zrobił sobie krzywdy, wydawać lekarstwa oraz robić badania. Jeśli będziesz chora na chorobę, która umiem wyleczyć, postaram się zrobić to jak najlepiej. A teraz zacznijmy. Wejdź tam.- wskazał ręką na zasłonkę.- I się przebierz. Masz tam koszulę szpitalną.
Mocno zacisnęła szczękę i pięści. Jej serce znów zaczęło wariować. Bała się. A co jeśli się to powtórzy? Wszystko od nowa. Wykonała jego polecenie. Podczas badania unikała jego dotyku. Nie chciała poczuć jego skóry. Na pewno nie.
- Mogę sobie iść, wasza wysokość? - prychnęła.
- Nie. A następnym razem za każde takie pytanie będę przedłużał twoją wizytę o 5 minut.- pogroził jej palcem.- Już prawie wszystko. Jeszcze tylko... Pokaż mi swoje ręce.- wyciągnął dłonie przed siebie, żeby złapać ją w nadgarstkach.
- Nie dotykaj mnie. - mruknęła, kiedy chciał zbadać jej ręce.
Przewrócił oczami.
- Dlaczego tak bardzo mi nie ufasz?
- Bo... Tak.
- To nie jest odpowiedź i dobrze o tym wiesz.
- To powinno ci wystarczyć. - uśmiechnęła się słodko.
Popatrzył jej w oczy.
- Nie rozumiem cię. Z jednej strony, widzę, że się boisz. I to panicznie. Z drugiej, nie myślisz wręcz. Każesz mi czegoś nie robić. Jestem skłonny cię posłuchać, w zamian za odpowiedź. A ty nie udzielasz mi jej, mimo, że jestem od ciebie silniejszy, mam wsparcie i mogę to po prostu zrobić, bez słuchania cię.
- Po co ci to? Potem nagle wszyscy o tym będą wiedzieli. Każdy  najmniejszy szczegół. Wolę zatrzymać to dla siebie. Przynajmniej nikt nie będzie miał powodów do śmiechu. A serio obejdzie się bez niego.
- Mogę być szczery?- zapytał.
- Jeśli musisz...
- Jesteś w szpitalu psychiatrycznym. Powiedź mi, skąd pomysł, że tych ludzi będzie w ogóle obchodzić cokolwiek z twojego życia? Albo skąd pomysł, że się o tym dowiedzą?
-Nie mówię o pacjentach... - mruknęła. - Zapiszesz to w jakiś papierkach i wszyscy będą mieć do tego dostęp. Albo powiesz o tym swojej dziewczynie, a ona to rozgada.
- Zaczynając od tego, że w papierkach zapisuję tylko i wyłącznie twój stan zdrowia fizycznego a kończąc na tym, że nie mam dziewczyny. Gdzie jest problem?
I tak wszyscy by się o tym dowiedzieli... Prędzej czy później..
- Jasne. Jak jej tam było? - zaczęła się zastanawiać. - Taka wredna dla pacjentów... Kurde, zapomniałam...
- Wiedziałem, że coś było nie tak. To ona cię wczoraj szarpała?- zapytał nagle.
- Co? - zapytała zbita z tropu.
- Prosiłem, żeby Megan cię wczoraj przyprowadziła, a ty wyglądałaś jak po szarpaninie. To ona ci to zrobiła?
- Nie.
- Kłamiesz.- prychnął.
- Skąd ten wniosek?
- Bo nie jestem idiotą. I... Trzymasz ręce splecione z tyłu. To twój nerwowy tik. Zawsze tak robisz, kiedy mówisz nie prawdę, albo próbujesz uciec.- mruknął, pocierając czoło.
Dziewczyna uniosła brwi.
- Zrobisz coś dla mnie?
- Co takiego?
- Jeśli zabierzesz mnie na spacer. Na zewnątrz. To... powiem ci wszystko co będziesz chciał... - szepnęła.
- Najpierw chcę skończyć to badanie. Mogę? Obiecuję, że będę uważał.
- Odpowiedz.
- Nie wiem. Nie wiem, jak wyglądają twoje przepustki. I nie wiem, czy chcę wiedzieć. Mogę?
Odwróciła wzrok i pozwoliła na dokończenie badania.
Gdy pierwszy raz ją dotknął, przeszedł ją dreszcz. Automatycznie się odsunęła. Jednak trzymał ją mocno. Sprawdził skórę na jej rękach ze wszystkich stron. Potem schylił się i obejrzał jej nogi. To jak ją trzymał... Miał pewne ręce. Każde, nawet najdelikatniejsze muśnięcie było przemyślane i delikatne. Nie traktował jej jak robota, czy po prostu kolejnego pacjenta. Przez chwilkę czuła się wyjątkowa.
- Już.- z zamyślenia wyrwał ją jego głos.- Wszystko w porządku. Możesz się przebrać z powrotem w swoje ubranie.
Bez słowa się przebrała. Chłopak miał na nią dziwny wpływ. Zupełnie inny niż wszyscy. Był inny niż pozostali...
- Mogę już iść?
Zaśmiał się cicho.
- Następnym razem za to pytani dostaniesz zastrzyk uspokajający. Obiecuję.
- Mogę czy nie? - zapytała nie zwracając uwagi na jego śmiech i angielski głos.
- Idź. Widzimy się na kolacji.- uśmiechnął się do niej, nim wyszła.

Powoli się skierowała do swojego pokoju. Całą drogę myślała o chłopaku. O tym jak ją dotykał. O tym jak powiedział do niej skarbie. Zastanawiała się czy powiedział to tylko po to, żeby się odezwała czy z innego powodu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz