WITAM <3
Mam zaszczyt powitać was na blogu - już z nową domeną i nowymi tematami jednorazówek. Oczywiście to nie jest tak, że odchodzimy od BTR, ale będą pojawiać się nie tylko oni. Zawitali do nas członkowie One Direction, Ed Sheeran, Austin Mahone oraz na pewno dojdą jeszcze inni. Mam prośbę - nie zrażajcie się, ponieważ uważam, że te nowe opowiadania - są lepsze. Ambitniejsze, bardziej ekspresyjne, dokładniejsze, lepiej dopracowane. Jeśli nie jesteście zainteresowani czytaniem opowiadań z takimi czy innymi bohaterami, na dole są tagi, a u góry spis treści. Zapraszam, do wybierania tych ulubionych.
Tymczasem, oto pierwsza część mojej ulubionej jednorazówki <3 Mam nadzieję, że i wam się spodoba. I proszę o komentarz :*
~Justme
Zdjęcia do opowiadania:
Harry Styles:
Louis Tomlinson:
Lola Evans:
Olivia Maris:
Ciepłe, wrześniowe popołudnie. Liście gęsto pokrywające drzewa wokół budynku, dopiero zaczynały przybierać złotawy odcień. Świeża, zielona trawa przypominała o niedawno minionych wakacjach. Kilka sinych chmur leniwie sunęło po niebie. Ten piękny widok znajdował się za oknem. W oknie były kraty. Obok okna nie było krzesła. Nikt nie zwracał na to uwagi.
Pora lunchu równała się przepełnieniu szpitalnej stołówki. W kilku kluczowych miejscach stali ochroniarze. Pielęgniarki krążyły między stolikami i pomagały pacjentom. Jeden z lekarzy siedział przy specjalnym stoliku.
Nagle salę przeszył wrzask. Nikt nie zwrócił na to uwagi. Znowu zmuszali jedną z anorektyczek do jedzenia. Niska, czarnowłosa dziewczyna, rzucała się na boki, próbując wyrwać z uścisku ochroniarza. Wydawała z siebie okropne wrzaski, jakby co najmniej przykładali jej rozgrzane żelazo do ciała. Gdy jedna z pielęgniarek wcisnęła jej do ust trochę gniecionych ziemniaków, brunetka zaczęła wymiotować. Jej jasno brązowe oczy szaleńczo szukały możliwości ucieczki. Ale nie było takiej. Nie w szpitalu psychiatrycznym imienia św. Antoniego.
Mam zaszczyt powitać was na blogu - już z nową domeną i nowymi tematami jednorazówek. Oczywiście to nie jest tak, że odchodzimy od BTR, ale będą pojawiać się nie tylko oni. Zawitali do nas członkowie One Direction, Ed Sheeran, Austin Mahone oraz na pewno dojdą jeszcze inni. Mam prośbę - nie zrażajcie się, ponieważ uważam, że te nowe opowiadania - są lepsze. Ambitniejsze, bardziej ekspresyjne, dokładniejsze, lepiej dopracowane. Jeśli nie jesteście zainteresowani czytaniem opowiadań z takimi czy innymi bohaterami, na dole są tagi, a u góry spis treści. Zapraszam, do wybierania tych ulubionych.
Tymczasem, oto pierwsza część mojej ulubionej jednorazówki <3 Mam nadzieję, że i wam się spodoba. I proszę o komentarz :*
~Justme
Zdjęcia do opowiadania:
Harry Styles:
Louis Tomlinson:
Lola Evans:
Olivia Maris:
Ciepłe, wrześniowe popołudnie. Liście gęsto pokrywające drzewa wokół budynku, dopiero zaczynały przybierać złotawy odcień. Świeża, zielona trawa przypominała o niedawno minionych wakacjach. Kilka sinych chmur leniwie sunęło po niebie. Ten piękny widok znajdował się za oknem. W oknie były kraty. Obok okna nie było krzesła. Nikt nie zwracał na to uwagi.
Pora lunchu równała się przepełnieniu szpitalnej stołówki. W kilku kluczowych miejscach stali ochroniarze. Pielęgniarki krążyły między stolikami i pomagały pacjentom. Jeden z lekarzy siedział przy specjalnym stoliku.
Nagle salę przeszył wrzask. Nikt nie zwrócił na to uwagi. Znowu zmuszali jedną z anorektyczek do jedzenia. Niska, czarnowłosa dziewczyna, rzucała się na boki, próbując wyrwać z uścisku ochroniarza. Wydawała z siebie okropne wrzaski, jakby co najmniej przykładali jej rozgrzane żelazo do ciała. Gdy jedna z pielęgniarek wcisnęła jej do ust trochę gniecionych ziemniaków, brunetka zaczęła wymiotować. Jej jasno brązowe oczy szaleńczo szukały możliwości ucieczki. Ale nie było takiej. Nie w szpitalu psychiatrycznym imienia św. Antoniego.
-
Kwiatuszku, musisz jeść...- zaczęła pielęgniarka, ponownie podając jej
jedzenie.
-
Nie! Nie, nie, nie... Wolę umrzeć....- jęknęła przez łzy.
-
Musisz...
-
NIE!- wrzasnęła, wykopując talerz z rąk kobiety.
Dopiero
kiedy naczynie z hukiem rozbiło się, wszyscy spojrzeli na dziewczynę. Niby
tylko patrzyli, ale czuła się jakby w jej ciało wbijali gwoździe. Stare.
Zardzewiałe. Raniące okropnie. Zapadła cisza, a ona zaczęła się rozglądać. Swój
wzrok zatrzymała na szatynie. Jego niebieskie oczy były inne. Patrzyły na nią
inaczej. Tak jakby błagał o coś. Chłopak powoli oblizał wargi, a następnie nie
wzruszony zaistniałą sytuacją wrócił do posiłku. Jedzenie było okropne, ale
musieli jeść. Musieli przeżyć. Wciąż mieć siłę by mieć nadzieję... Na
opuszczenie szpitala.
-
Zaprowadźcie ją do jej pokoju. I przypnijcie do "karmidła"- mruknęła
kobieta, schylając się, by posprzątać.
-
Nie! Nie, nie! Nie chcę, błagam, nie!- brunetka znowu zaczęła krzyczeć, gdy
dwóch ochroniarzy podniosło ją z krzesła i siłą pociągnęło w stronę jednego
korytarza,
Każdy
korytarz wyglądał tak samo, ale pacjenci znali ich znaczenie. Do łazienki.
Pokoi. Stołówki. Gabinetu pielęgniarek.
Psychiatrów. Lekarzy. Ochrony. Wyjście... Na każdy reagowali zupełnie inaczej...
Gdy
krzyki dziewczyny ucichły, stanowcza większość wróciła do posiłku. Lekarz wstał
ze swojego miejsca, by rzucić spojrzenie na wszystkich pacjentów. Jego zielone,
bystre oczy, czujnie prześlizgiwały się po kolejnych osobach. Dłonią przeczesał
swoje gęste, kasztanowe loki. Był bardzo młodym lekarzem. Świeżo po studiach,
prawie bez doświadczenia. Mimo wszystko, szło mu zaskakująco dobrze. Łatwo
nawiązywał kontakty z pacjentami i wywiązywał się ze wszystkich swoich
obowiązków. O właśnie, obowiązki! Wziął do rąk szarą teczkę. Wyciągnął z niej
listę nazwisk. Zamyślił się, a na jego czole pojawiła się głęboka bruzda.
"Dzisiaj tylko troje..."
Ruszył
między stolikami.
-
Witaj Billy.- uśmiechnął się do dużo starszego od siebie mężczyzny.- Widzimy
się dzisiaj na badaniu.
Ten
tylko przytaknął, jakby doskonale o tym wiedział i powrócił do wgapiania się w
swój na wpół zapełniony talerz.
Szatyn
poklepał go po ramieniu i ruszył na drugi koniec sali.
Przy
stoliku w roku siedziała drobna dziewczyna. Na krześle skulona w kłębek. Jej
krótkie blond włosy delikatnie zasłoniły jej twarz. Kiedyś roześmiane, błękitne
oczy zmieniły się. Pełne tajemnic i mroku. Wciąż miała swój sekret, o którym
nikt nie wiedział. Patrzyła na talerz pełen jedzenia, tak jakby chciała coś z
niego wyczytać. Nie zmieniła swojej pozycji odkąd tu przyszła. Nie podniosła
wzroku choćby na sekundę. Jakby ten talerz był najważniejszy.
-
Witaj Olivio.- doktor usiadł na krzesełku obok niej.- Jak się dzisiaj czujesz?
Nie
odpowiedziała mu. Wciąż ta sama pozycja. Nie drgnęła choćby milimetr. Czekała
aż znów będzie mogła wrócić do swojego pokoju
i pogrążyć w myślach, których nikt nie znał. Nikt prócz niej. Tak miało
zostać. Już zawsze.
-
Pamiętasz, jak mam na imię?- zapytał nagle.
Zastanawiała
się chwilę. Powoli uniosła głowę i spojrzała na chłopaka. Zawahała się.
-
H... Harry? - szepnęła ledwo słyszalnie.
Uśmiechnął
się zachęcająco.
-
Mhm. A pamiętasz moje nazwisko?
Siedziała
cicho. Tak jakby myślami była gdzie indziej. Dopiero po pewnej chwili
odpowiedziała.
-
N... Nie... - odpowiedziała tym samym tonem.
-
Styles. Nazywam się Harry Styles. Pielęgniarki mówiły ci, jak masz się do mnie
zwracać?
-
Nie wiem. - znów spojrzała w swój talerz. Oparła brodę o kolana i wbiła wzrok w
mało zachęcające wyglądem jedzenie.
-
To nawet lepiej.- powiedział spokojnie.- Mów do mnie po imieniu, dobrze? Nie
jestem tak dużo starszy...
-
Mhm...
-
Dobrze, Olivio. Mogę tak do ciebie mówić? Czy życzysz sobie, żebym zwracał się
inaczej?
-
Tylko, Olivio. - powiedziała zadziwiająco pewnie.
-
Olivio.- uśmiechnął się miło, ukazując przesłodki dołeczek. Tak wiele
pielęgniarek się za nim oglądało. Był bardzo przystojny.- Mam cię na dzisiaj
zapisaną na badanie. Jeśli przyślę kogoś po ciebie za godzinkę, będzie w
porządku?
-
Nie. Nie chcę być badana. - mruknęła w kolana. - Jestem zdrowa.
-
To tylko badanie okresowe. Sprawdzę tylko, czy twoja waga się nie zmieniła, jak
tam uzębienie, czy nie jesteś przeziębiona. Zwykłe, proste badanie.
-
Jestem zdrowa. - powtórzyła nisko.
-
Ale ja muszę wpisać to w papiery.- westchnął ciężko.- Sam też wolałbym nie robić
tych idiotycznych bilansów, ale takie są zasady...
-
Chcę iść do pokoju.
-
Za 10 minut kończy się lunch. Pójdziesz.- powiedział, uspokajająco.- A potem
się zobaczymy, zgoda?
-
Chcę iść teraz.
-
Przykro mi, ale nie możesz.- szepnął cicho. Wyczuła w jego głosie prawdziwe
współczucie, a nie tylko ironię czy sarkazm. Cicho wstał z krzesła.- Do
zobaczenia, Olivio.- pomachał do niej.
Dziewczyna
wróciła do swojej poprzedniej pozycji. Kiedy skończył się lunch, w towarzystwie
jednego z ochroniarzy, poszła do swojego pokoju. Usiadła na podłodze w jednym z
rogów i podkuliła pod siebie nogi. Nienawidziła tego miejsca. Nienawidziła
ludzi. Była tu od dwóch miesięcy. Dzisiaj po raz pierwszy od swojego przybycia
porozmawiała z kimś. Pierwszy raz powiedziała więcej niż jedno zdanie. Bez
jąkania się. Bez wahania. Bez strachu. Harry był pierwszym przy, którym się nie
trzęsła. Dlaczego? Tego nie wiedziała. Może i nie chciała wiedzieć. Po prostu
siedziała i myślała o tym, dlaczego się tu znalazła. Czekała aż po nią przyjdą
-
Hej Louis.- doktor Styles podszedł do ostatniej osoby ze swojej listy.- Jak się
dzisiaj miewasz?
-
Kim była ta dziewczyna? - zapytał bez wstępów. Chłopak był tu już dość długo i
po mimo minimalnej poprawy, nie liczył na wyjście stąd. Wiedział, że to nie
nastąpi zbyt szybko.
-
Która?- zapytał Harry, rozsiadając się wygodnie.
-
Ta brunetka. Ochrona ją wyprowadziła. - mruknął i rozłożył się na swoim
krześle.
-
Hmmm... Ah, tak. To nasza druga anorektyczka. Jest na oddziale już prawie
miesiąc. Dziwne, że nie zauważyłeś jej wcześniej. Myślałem, że jesteś uszami i
oczami tego ośrodka...
-
Jakoś nie zwróciłem uwagi. - mruknął. - Ile ma lat?
-
Nie jest dla ciebie za stara, jeśli o to pytasz.- zaśmiał się.
-
Ile? - mruknął nisko.
-
Chyba 20... Nie. 21.
Prychnął.
-
Który pokój?
-
Nie.
-
Który? - spojrzał na niego wrogo.
-
Nie, Louis.- szatyn pokręcił głową, trzepiąc lokami.- Nie mogę ci powiedzieć.
Teraz jest pod mocną obserwacją.
-
Trudno. Sam się dowiem. - wzruszył ramionami.
-
Jak uważasz.- uśmiechnął się.- A teraz zbieraj się, idziemy sprawdzić, czy dużo
przytyłeś.
-
To jest głupie. - mruknął niedbale wstając.
-
Też tak sądzę. Oboje wiemy, że schudłeś, a nie przytyłeś. Może warto by napisać
skargę na jakość jedzenia?
-
I dadzą pizzę do żarcia? Idiotyczniejszej rzeczy nie dało się wymyślić? -
zaśmiał się kpiarsko i ruszył za Lokowatym.
-
Pizzę może nie, ale nie pogardziłbym domowymi kluskami.- zaśmiał się, ruszając
jednym z korytarzy. Oboje wiedzieli, że ich śladem podąża jeden z ochroniarzy.
-
Ygh... To bez sensu.- warknęła młoda pielęgniarka, gdy po raz kolejny wraz ze
swoją starszą koleżanką, ścierała wymiociny z podłogi.- Ona nic nie zje. Będzie
tylko gorzej...
-
Tak, wiem.- mruknęła kobieta po 40-tce.- Trzeba podłączyć ją do kroplówki, żeby
się nie odwodniła...
Młodsza
przytaknęła. W czasie, gdy kończyły sprzątać, ochroniarz odpiął brunetkę od
specjalnego krzesła, przeznaczonego do karmienia opornych pacjentów i pomógł
jej dojść do łóżka.
-
Trzeba pójść po doktora.- wtrąciła starsza.
-
Już idę. - młoda powiedział profesjonalnie. Ale w środku cieszyła się. Podobał
się jej. Uważała, że byliby dobrą parą. Wciąż liczyła na jego krok. Wiedziała,
że w końcu wykona go.
-
Panie doktorze, potrzebujemy pańskiej pomocy. - powiedziała wchodząc do
gabinetu Lokowanego. Akurat skończył badanie Louisa. - Trzeba podać pacjentce
kroplówkę.
-
Pacjentce?- zapytał Styles, chowając ciśnieniomierz.- Której?
-
Loli Evans.
-
Oh... Tak, oczywiście... Udało się ją nakarmić?- zapytał, przygotowując
potrzebny sprzęt.- Eh, Lou. Możesz już iść.
-
Jasne. - mruknął powoli wychodząc. Chciał jak najwięcej usłyszeć.
-
Nie. Wciąż się opiera. Wymiotuje.
-
W takim tempie zejdzie nam tu z odwodnienia.- mruknął nie zadowolony.- Może...
Może warto zmniejszyć jej porcje żywieniowe?- zastanawiał się na głos.- Może
trzeba zwolnić tępo... Przydałby się ktoś, kto wyciągnąłby z niej, czy ma
jakieś ulubione jedzenie i spróbować ją tym karmić...
-
Zrobię to. - powiedział Lou. - Pogadam z nią.
-
Ty? - prychnęła.
-
Mam więcej oleju w głowie niż ty.
-
Louis... Nie wiem, czy to dobry pomysł. Nie ufa ci tak samo, jak nam. To nie
robi żadnej różnicy... Tak czy inaczej. Idziemy.- miał już wszystko, czego
potrzebował. Ze stojakiem, do którego wszystko poprzyczepiał, wyszedł na
korytarz.
-
Zobaczymy. - mruknął i wyszedł. Ruszył do swojego pokoju.
-
Już jestem.- zawołał Harry wchodząc do pokoju 1804. Od razu się uśmiechnął.-
Hej Lola, jak się czujesz?
Dziewczyna
cicho szlochała. Nie zareagowała na jego powitanie.
Podszedł
bliżej.
-
Podobno nic dzisiaj nie zjadłaś, to prawda?
Odwróciła
twarz.
-
I obrzygałaś pielęgniarkę.- usiłował przybrać karcący ton, jednak jego usta
rozciągnęły się w rozbawionym uśmiechu.
Nadal
nie reagowała.
-
Wiesz, nie jestem psychologiem.- usiadł na krzesełku obok jej łóżka.- I nie
wiem, jak wygląda leczenie od tej strony, ale powiem ci szczerze, że wyglądasz
strasznie.
-
Panie doktorze!- oburzyła się starsza pielęgniarka.
Machnął
tylko na nią ręką.
-
Przez to, że nie jesz, twoja cera jest straszna. I wyglądasz, jakbyś nie spała
od tygodnia. Posłuchaj...- wstał i zaczął podłączać ją do kroplówki.- Dzisiaj
ci odpuszczę. Powiem, żeby przynieśli ci pół porcji kolacji i zostawili w
pokoju. Ale wiesz... Myślę, że powinnaś coś zjeść, żeby twój ogólny wygląd się
poprawił. Jeden z pacjentów o ciebie pytał...
-
Wyglądam jak hipopotam.- jęknęła.
Harry
przewrócił oczami.
-
Ale wolisz być hipopotamem z brzydką cerą, podkrążonymi oczami i suchymi
włosami, czy hipopotamem z ładną cerą, ślicznymi włosami, świeżym wyglądem i
adoratorem?
Nie
odpowiedziała.
-
No, skończyłem.- podpiął igłę do jej ręki i przyczepił opatrunek.- Nie wierć
się z tym. Przyjdę wieczorem, zgoda?
Nie
odpowiedziała, ale przestała szlochać.
-
Grzeczna dziewczynka.- uśmiechnął się Harry.- To do wieczora.- pomachał jej
przy drzwiach i wyszedł na korytarz,
-
Zaraz przyniosę ci wody. - mruknęła i wyszła. Była niezadowolona z podejścia
Harrego. Niby nic takiego nie powiedział, ale była zazdrosna. Bardzo. Wszystko
się w niej gotowało i mogło wybuchnąć w każdej chwili.
-
Oh, Megan!- zawołał za nią Styles.
-
Tak? - uśmiechnęła się. Miała nadzieję, że chce ją gdzieś zaprosić.
-
Czy mogłabyś pójść po Olivie i przyprowadzić ją do mojego gabinetu?
-
Oczywiście. Czy coś jeszcze?
-
Nie, to wszystko.- uśmiechnął się miło i ruszył z powrotem do swojego gabinetu.
-
Jasne. - mruknęła po nosem. Poszła do pokoju numer 1907. Weszła i brutalnie
szarpnęła dziewczyną. Poniosła ją i zabrała do gabinetu Styles'a. Blondynka nie
odezwała się ani słowem. Nie buntowała się. Nie pisnęła. Pozwalała na wszystko.
-
Nie chcesz mnie o nic zapytać? - podpytywała kiedy była w gabinecie Styles'a.
-
Emmm... N...- nagle zmarszczył brwi.- Czemu... Czy... Albo nie, jednak nie.
Dziękuję za pomoc.
-
Na pewno?
-
Na pewno. Możesz wyjść.- opowiedział spokojnie, przygotowując wagę.
-
Mhm. - mruknęła i bez słowa wyszła. Miała nadzieję, że jeszcze będzie mogła go
podejść.
-
J... - zaczęła blondynka, ale zacięła się.
-
Olivio...- kucnął przed nią.- Czemu wyglądasz, jakbyś się z kimś szarpała?
-
C... Co?
-
Masz mocno zmiecione ubranie, roztrzepane włosy i lekko siny nadgarstek.-
spojrzał znacząco na jej rękę.
-
Nic nie robiłam...
-
Więc jak to się stało?- zapytał, a jego oczy czujnie się jej przyglądały. Nie
był zagniewane, ani złe. Nie wymagały od niej odpowiedzi. Był ciekawe i...
zmartwione. Ale czekały cierpliwie na jej ruch.
-
To... Nie chcę o tym rozmawiać... Chcę do pokoju... Jestem zmęczona...
Na
jego czole pojawiła się zmarszczka.
-
Spokojnie, za chwilkę. Możesz ściągnąć obuwie i odzież wierzchnią?
-
Nie! Nie chcę! - zaprotestowała szybko i odsunęła się od niego.
-
Spokojnie... Olivio, o co chodzi?- zapytał, stając w miejscu.
-
Chcę do pokoju. Spać.
-
Musimy zrobić badania.- powtórzył spokojnie.- Sprawdzę, ile ważysz, jakie masz
ciśnienie, jak wygląda twoje gardło, ogólny stan ciała i cię wypuszczę. Co
więcej, osobiście odprowadzę.- powiedział, znacząco patrząc na drzwi.
-
N... Nie. Nie chcę. - cofnęła się jeszcze bardziej. - Je... Jesteś taki
jak...oni...
Zmarszczył
brwi.
-
Oni?
-
Zostaw mnie. - szepnęła cichutko. - Zostaw... Daj spokój... Pozwól iść spać...
Usiadł
na krześle po drugiej stronie pomieszczenia. Pochylił się do przodu i oparł
łokcie na kolanach.
-
Chcę spać... - powtórzyła tym samym tonem, a jej oczy zaszkliły się. Pierwszy
raz od przybycia tutaj. Po raz pierwszy nie powstrzymała łez...
Chciała
być silna, ale już nie potrafiła. Nie miała siły udawać. Chciała iść do swojego
"domu". Tam, gdzie była bezpieczna... Widząc ją płaczącą, wziął z
biurka paczkę chusteczek. Nie wykonując gwałtownych ruchów, podszedł bliżej i
usiadł na podłodze po turecku. Gdy wyciągnął do niej dłoń z chusteczkami, bez
problemu mogła jej dosięgnąć. Zawahała się. Drżącą rękę wzięła paczkę. Cały
czas go obserwowała. Czy nie wykona gwałtownych ruchów. Czy nie zrobi tego
samego co oni. Bała się. Inaczej. Zupełnie inny rodzaj strachu niż przedtem.
-
Chcę do pokoju. - szlochała.
On
spokojnie zabrał rękę, wyprostował się i spokojnie czekał, przypatrując się jej
z ciekawością.
-
Olivio. Nie mogę wypuścić cię do pokoju, do póki nie zrobimy badań. Ale mogę
dać ci chwilkę na uspokojenie się. Chcesz może coś do picia?
-
N... Nie ściągnę ubrania... Nie zrobię tego...
-
Rozumiem. Ale buty możesz ściągnąć, prawda?
Powoli
zsunęła z nóg czarne baleriny. Niepewnie wstała i się wyprostowała.
-
...Ummmm... Mogę już iść?
Zaśmiał
się wesoło, bez cienia szyderstwa.
-
Może najpierw cię zważę?- wstał i skinął głowa w stronę dużej wagi.
-
Nie śmiej się ze mnie... - stanęła na wadze.
Posłusznie
zamilkł, choć po jego twarzy wciąż błąkał się wesoły uśmiech.
-
Nie ruszaj się przez chwilkę.- mruknął, ustawiając ciężarki.
Wykonała
jego prośbę. Starała się nie ruszać. Zacisnęła powieki. Nie chciała usłyszeć
swojej wagi. Niczego nie chciała słyszeć. Chciała iść do pokoju.
Ku
jej zdziwieniu, Harry nic nie powiedział. Odwrócił się i zanotował oś na
kartce.
-
Możesz z powrotem usiąść... Nie namówię cię do zdjęcia bluzki, prawda?- zapytał
spokojnie.
-
N... Nie chcę... Przed nikim... Wszyscy jesteście jak oni... Zrobicie to
samo... Skrzywdzicie... Zranicie... Zostawcie bliznę w pamięci... Mroczne
wspomnienia... - mówiła tępo gapiąc się w podłogę. - Koszmary...Strach...
-
Rozumiem.- powiedział cicho, patrząc na nią czujnie.
-
Mogę iść? - ubrała buty.
-
Jeszcze nie.- westchnął, ponownie się uśmiechając.- Skoro chcesz mieć koszulkę,
to mogę podwinąć ci rękaw? Musimy zmierzy ci ciśnienie.
Kiedy
chłopak chciał jej dotknąć odsunęła się. Sama podwinęła swój rękaw. Jak
najmniej. Tak by jej nie dotykał.
-
Jeszcze trochę... Posłuchaj mnie.- popatrzył jej w oczy.- Zrobię to sam. Ale
nie dotknę cię więcej, niż to potrzebne. Dobrze?
Niepewnie
popatrzyła na niego. Zgryzła wargę i pozwoliła mu na to. Ale wciąż bacznie go
obserwowała. Widziała każdy jego ruch. Oddech. Westchnięcie. Minę. Drgnięcie.
Delikatnie chwycił jej rękaw i podsunął wysoko, aż po samo ramię. Przy tym
musnął jej skórę tylko raz. Był bardzo ostrożny. Gdy skończył, zabrał ręce i
uśmiechnął się do niej pokrzepiająco.
-
Mogę...?
-
Iść do pokoju? Nie, jeszcze nie.- zaśmiał się.
-
Czego ty chcesz jeszcze? - lekko podniosła głos.
-
Zmierzyć ci ciśnienie. Po to podciągnąłem ci rękaw.
-
Nic więcej? - spytała kiedy mierzył jej ciśnienie.
-
Ciiii...- szepnął, wsłuchując się w jej tętno.
Jej
serce wystukiwało nierówny rytm. Coraz bardziej przyśpieszało. Tak jakby
przebiegła maraton.
Zmarszczył
brwi.
-
Ciekawe...- mruknął pod nosem.
Pod
wpływem impulsu szybko ściągnęła z siebie maszynę i opuściła rękaw. Przełknęła
głośno ślinę.
-
Już...?
-
Jesteś bardzo nerwowa. Dlaczego?
Nie
zwróciła uwagi na jego pytanie. Miała tak od dłuższego czasu. Nie przeszkadzało
jej to. Po prostu robiła to co chciała.
-
Mogę już iść? - spytała.
Westchnął.
-
Tak, możesz. Resztę zrobimy jutro, okay?
-
Nie... rozbiorę się. - skierowała się do drzwi.
-
Nie o to cię proszę.- odpowiedział od razu.- Miłego dnia, Olivio.
-
A o co? - spytała przerażona.
-
Nie bój się. Zobaczymy się jutro. A jeśli tak bardzo się stresujesz, to zapytaj
kogoś, jak wyglądają badania.
Bez
słowa wyszła. Od razu skierowała się do pokoju 1907. Jej pokoju.
Czekam na kolejną część :)
OdpowiedzUsuń