czwartek, 10 kwietnia 2014

Tam, gdzie nikt nie chce być. cz.1

WITAM <3
Mam zaszczyt powitać was na blogu - już z nową domeną i nowymi tematami jednorazówek. Oczywiście to nie jest tak, że odchodzimy od BTR, ale będą pojawiać się nie tylko oni. Zawitali do nas członkowie One Direction, Ed Sheeran, Austin Mahone oraz na pewno dojdą jeszcze inni. Mam prośbę - nie zrażajcie się, ponieważ uważam, że te nowe opowiadania - są lepsze. Ambitniejsze, bardziej ekspresyjne, dokładniejsze, lepiej dopracowane. Jeśli nie jesteście zainteresowani czytaniem opowiadań z takimi czy innymi bohaterami, na dole są tagi, a u góry spis treści. Zapraszam, do wybierania tych ulubionych.

Tymczasem, oto pierwsza część mojej ulubionej jednorazówki <3 Mam nadzieję, że i wam się spodoba. I proszę o komentarz :*
~Justme




Zdjęcia do opowiadania:

Harry Styles:








Louis Tomlinson:






Lola Evans:








Olivia Maris:







Ciepłe, wrześniowe popołudnie. Liście gęsto pokrywające drzewa wokół budynku, dopiero zaczynały przybierać złotawy odcień. Świeża, zielona trawa przypominała o niedawno minionych wakacjach. Kilka sinych chmur leniwie sunęło po niebie. Ten piękny widok znajdował się za oknem. W oknie były kraty. Obok okna nie było krzesła. Nikt nie zwracał na to uwagi.
 Pora lunchu równała się przepełnieniu szpitalnej stołówki. W kilku kluczowych miejscach stali ochroniarze. Pielęgniarki krążyły między stolikami i pomagały pacjentom. Jeden z lekarzy siedział przy specjalnym stoliku. 
Nagle salę przeszył wrzask. Nikt nie zwrócił na to uwagi. Znowu zmuszali jedną z anorektyczek do jedzenia. Niska, czarnowłosa dziewczyna, rzucała się na boki, próbując wyrwać z uścisku ochroniarza. Wydawała z siebie okropne wrzaski, jakby co najmniej przykładali jej rozgrzane żelazo do ciała. Gdy jedna z pielęgniarek wcisnęła jej do ust trochę gniecionych ziemniaków, brunetka zaczęła wymiotować. Jej jasno brązowe oczy szaleńczo szukały możliwości ucieczki. Ale nie było takiej. Nie w szpitalu psychiatrycznym imienia św. Antoniego.
- Kwiatuszku, musisz jeść...- zaczęła pielęgniarka, ponownie podając jej jedzenie.
- Nie! Nie, nie, nie... Wolę umrzeć....- jęknęła przez łzy.
- Musisz...
- NIE!- wrzasnęła, wykopując talerz z rąk kobiety.
Dopiero kiedy naczynie z hukiem rozbiło się, wszyscy spojrzeli na dziewczynę. Niby tylko patrzyli, ale czuła się jakby w jej ciało wbijali gwoździe. Stare. Zardzewiałe. Raniące okropnie. Zapadła cisza, a ona zaczęła się rozglądać. Swój wzrok zatrzymała na szatynie. Jego niebieskie oczy były inne. Patrzyły na nią inaczej. Tak jakby błagał o coś. Chłopak powoli oblizał wargi, a następnie nie wzruszony zaistniałą sytuacją wrócił do posiłku. Jedzenie było okropne, ale musieli jeść. Musieli przeżyć. Wciąż mieć siłę by mieć nadzieję... Na opuszczenie szpitala.
- Zaprowadźcie ją do jej pokoju. I przypnijcie do "karmidła"- mruknęła kobieta, schylając się, by posprzątać.
- Nie! Nie, nie! Nie chcę, błagam, nie!- brunetka znowu zaczęła krzyczeć, gdy dwóch ochroniarzy podniosło ją z krzesła i siłą pociągnęło w stronę jednego korytarza,
Każdy korytarz wyglądał tak samo, ale pacjenci znali ich znaczenie. Do łazienki. Pokoi. Stołówki. Gabinetu pielęgniarek.  Psychiatrów. Lekarzy. Ochrony. Wyjście... Na każdy reagowali zupełnie inaczej...



Gdy krzyki dziewczyny ucichły, stanowcza większość wróciła do posiłku. Lekarz wstał ze swojego miejsca, by rzucić spojrzenie na wszystkich pacjentów. Jego zielone, bystre oczy, czujnie prześlizgiwały się po kolejnych osobach. Dłonią przeczesał swoje gęste, kasztanowe loki. Był bardzo młodym lekarzem. Świeżo po studiach, prawie bez doświadczenia. Mimo wszystko, szło mu zaskakująco dobrze. Łatwo nawiązywał kontakty z pacjentami i wywiązywał się ze wszystkich swoich obowiązków. O właśnie, obowiązki! Wziął do rąk szarą teczkę. Wyciągnął z niej listę nazwisk. Zamyślił się, a na jego czole pojawiła się głęboka bruzda. "Dzisiaj tylko troje..."
Ruszył między stolikami.
- Witaj Billy.- uśmiechnął się do dużo starszego od siebie mężczyzny.- Widzimy się dzisiaj na badaniu.
Ten tylko przytaknął, jakby doskonale o tym wiedział i powrócił do wgapiania się w swój na wpół zapełniony talerz.
Szatyn poklepał go po ramieniu i ruszył na drugi koniec sali.
Przy stoliku w roku siedziała drobna dziewczyna. Na krześle skulona w kłębek. Jej krótkie blond włosy delikatnie zasłoniły jej twarz. Kiedyś roześmiane, błękitne oczy zmieniły się. Pełne tajemnic i mroku. Wciąż miała swój sekret, o którym nikt nie wiedział. Patrzyła na talerz pełen jedzenia, tak jakby chciała coś z niego wyczytać. Nie zmieniła swojej pozycji odkąd tu przyszła. Nie podniosła wzroku choćby na sekundę. Jakby ten talerz był najważniejszy.
- Witaj Olivio.- doktor usiadł na krzesełku obok niej.- Jak się dzisiaj czujesz?
Nie odpowiedziała mu. Wciąż ta sama pozycja. Nie drgnęła choćby milimetr. Czekała aż znów będzie mogła wrócić do swojego pokoju  i pogrążyć w myślach, których nikt nie znał. Nikt prócz niej. Tak miało zostać. Już zawsze.
- Pamiętasz, jak mam na imię?- zapytał nagle.
Zastanawiała się chwilę. Powoli uniosła głowę i spojrzała na chłopaka. Zawahała się.
- H... Harry? - szepnęła ledwo słyszalnie.
Uśmiechnął się zachęcająco.
- Mhm. A pamiętasz moje nazwisko?
Siedziała cicho. Tak jakby myślami była gdzie indziej. Dopiero po pewnej chwili odpowiedziała.
- N... Nie... - odpowiedziała tym samym tonem.
- Styles. Nazywam się Harry Styles. Pielęgniarki mówiły ci, jak masz się do mnie zwracać?
- Nie wiem. - znów spojrzała w swój talerz. Oparła brodę o kolana i wbiła wzrok w mało zachęcające wyglądem jedzenie.
- To nawet lepiej.- powiedział spokojnie.- Mów do mnie po imieniu, dobrze? Nie jestem tak dużo starszy...
- Mhm...
- Dobrze, Olivio. Mogę tak do ciebie mówić? Czy życzysz sobie, żebym zwracał się inaczej?
- Tylko, Olivio. - powiedziała zadziwiająco pewnie.
- Olivio.- uśmiechnął się miło, ukazując przesłodki dołeczek. Tak wiele pielęgniarek się za nim oglądało. Był bardzo przystojny.- Mam cię na dzisiaj zapisaną na badanie. Jeśli przyślę kogoś po ciebie za godzinkę, będzie w porządku?
- Nie. Nie chcę być badana. - mruknęła w kolana. - Jestem zdrowa.
- To tylko badanie okresowe. Sprawdzę tylko, czy twoja waga się nie zmieniła, jak tam uzębienie, czy nie jesteś przeziębiona. Zwykłe, proste badanie.
- Jestem zdrowa. - powtórzyła nisko.
- Ale ja muszę wpisać to w papiery.- westchnął ciężko.- Sam też wolałbym nie robić tych idiotycznych bilansów, ale takie są zasady...
- Chcę iść do pokoju.
- Za 10 minut kończy się lunch. Pójdziesz.- powiedział, uspokajająco.- A potem się zobaczymy, zgoda?
- Chcę iść teraz.
- Przykro mi, ale nie możesz.- szepnął cicho. Wyczuła w jego głosie prawdziwe współczucie, a nie tylko ironię czy sarkazm. Cicho wstał z krzesła.- Do zobaczenia, Olivio.- pomachał do niej.
Dziewczyna wróciła do swojej poprzedniej pozycji. Kiedy skończył się lunch, w towarzystwie jednego z ochroniarzy, poszła do swojego pokoju. Usiadła na podłodze w jednym z rogów i podkuliła pod siebie nogi. Nienawidziła tego miejsca. Nienawidziła ludzi. Była tu od dwóch miesięcy. Dzisiaj po raz pierwszy od swojego przybycia porozmawiała z kimś. Pierwszy raz powiedziała więcej niż jedno zdanie. Bez jąkania się. Bez wahania. Bez strachu. Harry był pierwszym przy, którym się nie trzęsła. Dlaczego? Tego nie wiedziała. Może i nie chciała wiedzieć. Po prostu siedziała i myślała o tym, dlaczego się tu znalazła. Czekała aż po nią przyjdą




- Hej Louis.- doktor Styles podszedł do ostatniej osoby ze swojej listy.- Jak się dzisiaj miewasz?
- Kim była ta dziewczyna? - zapytał bez wstępów. Chłopak był tu już dość długo i po mimo minimalnej poprawy, nie liczył na wyjście stąd. Wiedział, że to nie nastąpi zbyt szybko.
- Która?- zapytał Harry, rozsiadając się wygodnie.
- Ta brunetka. Ochrona ją wyprowadziła. - mruknął i rozłożył się na swoim krześle.
- Hmmm... Ah, tak. To nasza druga anorektyczka. Jest na oddziale już prawie miesiąc. Dziwne, że nie zauważyłeś jej wcześniej. Myślałem, że jesteś uszami i oczami tego ośrodka...
- Jakoś nie zwróciłem uwagi. - mruknął. - Ile ma lat?
- Nie jest dla ciebie za stara, jeśli o to pytasz.- zaśmiał się.
- Ile? - mruknął nisko.
- Chyba 20... Nie. 21.
Prychnął.
- Który pokój?
- Nie.
- Który? - spojrzał na niego wrogo.
- Nie, Louis.- szatyn pokręcił głową, trzepiąc lokami.- Nie mogę ci powiedzieć. Teraz jest pod mocną obserwacją.
- Trudno. Sam się dowiem. - wzruszył ramionami.
- Jak uważasz.- uśmiechnął się.- A teraz zbieraj się, idziemy sprawdzić, czy dużo przytyłeś.
- To jest głupie. - mruknął niedbale wstając.
- Też tak sądzę. Oboje wiemy, że schudłeś, a nie przytyłeś. Może warto by napisać skargę na jakość jedzenia?
- I dadzą pizzę do żarcia? Idiotyczniejszej rzeczy nie dało się wymyślić? - zaśmiał się kpiarsko i ruszył za Lokowatym.
- Pizzę może nie, ale nie pogardziłbym domowymi kluskami.- zaśmiał się, ruszając jednym z korytarzy. Oboje wiedzieli, że ich śladem podąża jeden z ochroniarzy.



- Ygh... To bez sensu.- warknęła młoda pielęgniarka, gdy po raz kolejny wraz ze swoją starszą koleżanką, ścierała wymiociny z podłogi.- Ona nic nie zje. Będzie tylko gorzej...
- Tak, wiem.- mruknęła kobieta po 40-tce.- Trzeba podłączyć ją do kroplówki, żeby się nie odwodniła...
Młodsza przytaknęła. W czasie, gdy kończyły sprzątać, ochroniarz odpiął brunetkę od specjalnego krzesła, przeznaczonego do karmienia opornych pacjentów i pomógł jej dojść do łóżka.
- Trzeba pójść po doktora.- wtrąciła starsza.
- Już idę. - młoda powiedział profesjonalnie. Ale w środku cieszyła się. Podobał się jej. Uważała, że byliby dobrą parą. Wciąż liczyła na jego krok. Wiedziała, że w końcu wykona go.
- Panie doktorze, potrzebujemy pańskiej pomocy. - powiedziała wchodząc do gabinetu Lokowanego. Akurat skończył badanie Louisa. - Trzeba podać pacjentce kroplówkę.
- Pacjentce?- zapytał Styles, chowając ciśnieniomierz.- Której?
- Loli Evans.
- Oh... Tak, oczywiście... Udało się ją nakarmić?- zapytał, przygotowując potrzebny sprzęt.- Eh, Lou. Możesz już iść.
- Jasne. - mruknął powoli wychodząc. Chciał jak najwięcej usłyszeć.
- Nie. Wciąż się opiera. Wymiotuje.
- W takim tempie zejdzie nam tu z odwodnienia.- mruknął nie zadowolony.- Może... Może warto zmniejszyć jej porcje żywieniowe?- zastanawiał się na głos.- Może trzeba zwolnić tępo... Przydałby się ktoś, kto wyciągnąłby z niej, czy ma jakieś ulubione jedzenie i spróbować ją tym karmić...
- Zrobię to. - powiedział Lou. - Pogadam z nią.
- Ty? - prychnęła.
- Mam więcej oleju w głowie niż ty.
- Louis... Nie wiem, czy to dobry pomysł. Nie ufa ci tak samo, jak nam. To nie robi żadnej różnicy... Tak czy inaczej. Idziemy.- miał już wszystko, czego potrzebował. Ze stojakiem, do którego wszystko poprzyczepiał, wyszedł na korytarz.
- Zobaczymy. - mruknął i wyszedł. Ruszył do swojego pokoju.
- Już jestem.- zawołał Harry wchodząc do pokoju 1804. Od razu się uśmiechnął.- Hej Lola, jak się czujesz?
Dziewczyna cicho szlochała. Nie zareagowała na jego powitanie.
Podszedł bliżej.
- Podobno nic dzisiaj nie zjadłaś, to prawda?
Odwróciła twarz.
- I obrzygałaś pielęgniarkę.- usiłował przybrać karcący ton, jednak jego usta rozciągnęły się w rozbawionym uśmiechu.
Nadal nie reagowała.
- Wiesz, nie jestem psychologiem.- usiadł na krzesełku obok jej łóżka.- I nie wiem, jak wygląda leczenie od tej strony, ale powiem ci szczerze, że wyglądasz strasznie.
- Panie doktorze!- oburzyła się starsza pielęgniarka.
Machnął tylko na nią ręką.
- Przez to, że nie jesz, twoja cera jest straszna. I wyglądasz, jakbyś nie spała od tygodnia. Posłuchaj...- wstał i zaczął podłączać ją do kroplówki.- Dzisiaj ci odpuszczę. Powiem, żeby przynieśli ci pół porcji kolacji i zostawili w pokoju. Ale wiesz... Myślę, że powinnaś coś zjeść, żeby twój ogólny wygląd się poprawił. Jeden z pacjentów o ciebie pytał...
- Wyglądam jak hipopotam.- jęknęła.
Harry przewrócił oczami.
- Ale wolisz być hipopotamem z brzydką cerą, podkrążonymi oczami i suchymi włosami, czy hipopotamem z ładną cerą, ślicznymi włosami, świeżym wyglądem i adoratorem?
Nie odpowiedziała.
- No, skończyłem.- podpiął igłę do jej ręki i przyczepił opatrunek.- Nie wierć się z tym. Przyjdę wieczorem, zgoda?
Nie odpowiedziała, ale przestała szlochać.
- Grzeczna dziewczynka.- uśmiechnął się Harry.- To do wieczora.- pomachał jej przy drzwiach i wyszedł na korytarz,
- Zaraz przyniosę ci wody. - mruknęła i wyszła. Była niezadowolona z podejścia Harrego. Niby nic takiego nie powiedział, ale była zazdrosna. Bardzo. Wszystko się w niej gotowało i mogło wybuchnąć w każdej chwili.
- Oh, Megan!- zawołał za nią Styles.
- Tak? - uśmiechnęła się. Miała nadzieję, że chce ją gdzieś zaprosić.
- Czy mogłabyś pójść po Olivie i przyprowadzić ją do mojego gabinetu?
- Oczywiście. Czy coś jeszcze?
- Nie, to wszystko.- uśmiechnął się miło i ruszył z powrotem do swojego gabinetu.




- Jasne. - mruknęła po nosem. Poszła do pokoju numer 1907. Weszła i brutalnie szarpnęła dziewczyną. Poniosła ją i zabrała do gabinetu Styles'a. Blondynka nie odezwała się ani słowem. Nie buntowała się. Nie pisnęła. Pozwalała na wszystko.
- Nie chcesz mnie o nic zapytać? - podpytywała kiedy była w gabinecie Styles'a.
- Emmm... N...- nagle zmarszczył brwi.- Czemu... Czy... Albo nie, jednak nie. Dziękuję za pomoc.
- Na pewno?
- Na pewno. Możesz wyjść.- opowiedział spokojnie, przygotowując wagę.
- Mhm. - mruknęła i bez słowa wyszła. Miała nadzieję, że jeszcze będzie mogła go podejść.
- J... - zaczęła blondynka, ale zacięła się.
- Olivio...- kucnął przed nią.- Czemu wyglądasz, jakbyś się z kimś szarpała?
- C... Co?
- Masz mocno zmiecione ubranie, roztrzepane włosy i lekko siny nadgarstek.- spojrzał znacząco na jej rękę.
- Nic nie robiłam...
- Więc jak to się stało?- zapytał, a jego oczy czujnie się jej przyglądały. Nie był zagniewane, ani złe. Nie wymagały od niej odpowiedzi. Był ciekawe i... zmartwione. Ale czekały cierpliwie na jej ruch.
- To... Nie chcę o tym rozmawiać... Chcę do pokoju... Jestem zmęczona...
Na jego czole pojawiła się zmarszczka.
- Spokojnie, za chwilkę. Możesz ściągnąć obuwie i odzież wierzchnią?
- Nie! Nie chcę! - zaprotestowała szybko i odsunęła się od niego.
- Spokojnie... Olivio, o co chodzi?- zapytał, stając w miejscu.
- Chcę do pokoju. Spać.
- Musimy zrobić badania.- powtórzył spokojnie.- Sprawdzę, ile ważysz, jakie masz ciśnienie, jak wygląda twoje gardło, ogólny stan ciała i cię wypuszczę. Co więcej, osobiście odprowadzę.- powiedział, znacząco patrząc na drzwi.
- N... Nie. Nie chcę. - cofnęła się jeszcze bardziej. - Je... Jesteś taki jak...oni...
Zmarszczył brwi.
- Oni?
- Zostaw mnie. - szepnęła cichutko. - Zostaw... Daj spokój... Pozwól iść spać...
Usiadł na krześle po drugiej stronie pomieszczenia. Pochylił się do przodu i oparł łokcie na kolanach.
- Chcę spać... - powtórzyła tym samym tonem, a jej oczy zaszkliły się. Pierwszy raz od przybycia tutaj. Po raz pierwszy nie powstrzymała łez...
Chciała być silna, ale już nie potrafiła. Nie miała siły udawać. Chciała iść do swojego "domu". Tam, gdzie była bezpieczna... Widząc ją płaczącą, wziął z biurka paczkę chusteczek. Nie wykonując gwałtownych ruchów, podszedł bliżej i usiadł na podłodze po turecku. Gdy wyciągnął do niej dłoń z chusteczkami, bez problemu mogła jej dosięgnąć. Zawahała się. Drżącą rękę wzięła paczkę. Cały czas go obserwowała. Czy nie wykona gwałtownych ruchów. Czy nie zrobi tego samego co oni. Bała się. Inaczej. Zupełnie inny rodzaj strachu niż przedtem.
- Chcę do pokoju. - szlochała.
On spokojnie zabrał rękę, wyprostował się i spokojnie czekał, przypatrując się jej z ciekawością.
- Olivio. Nie mogę wypuścić cię do pokoju, do póki nie zrobimy badań. Ale mogę dać ci chwilkę na uspokojenie się. Chcesz może coś do picia?
- N... Nie ściągnę ubrania... Nie zrobię tego...
- Rozumiem. Ale buty możesz ściągnąć, prawda?
Powoli zsunęła z nóg czarne baleriny. Niepewnie wstała i się wyprostowała.
- ...Ummmm... Mogę już iść?
Zaśmiał się wesoło, bez cienia szyderstwa.
- Może najpierw cię zważę?- wstał i skinął głowa w stronę dużej wagi.
- Nie śmiej się ze mnie... - stanęła na wadze.
Posłusznie zamilkł, choć po jego twarzy wciąż błąkał się wesoły uśmiech.
- Nie ruszaj się przez chwilkę.- mruknął, ustawiając ciężarki.
Wykonała jego prośbę. Starała się nie ruszać. Zacisnęła powieki. Nie chciała usłyszeć swojej wagi. Niczego nie chciała słyszeć. Chciała iść do pokoju.
Ku jej zdziwieniu, Harry nic nie powiedział. Odwrócił się i zanotował oś na kartce.
- Możesz z powrotem usiąść... Nie namówię cię do zdjęcia bluzki, prawda?- zapytał spokojnie.
- N... Nie chcę... Przed nikim... Wszyscy jesteście jak oni... Zrobicie to samo... Skrzywdzicie... Zranicie... Zostawcie bliznę w pamięci... Mroczne wspomnienia... - mówiła tępo gapiąc się w podłogę. - Koszmary...Strach...
- Rozumiem.- powiedział cicho, patrząc na nią czujnie.
- Mogę iść? - ubrała buty.
- Jeszcze nie.- westchnął, ponownie się uśmiechając.- Skoro chcesz mieć koszulkę, to mogę podwinąć ci rękaw? Musimy zmierzy ci ciśnienie.
Kiedy chłopak chciał jej dotknąć odsunęła się. Sama podwinęła swój rękaw. Jak najmniej. Tak by jej nie dotykał.
- Jeszcze trochę... Posłuchaj mnie.- popatrzył jej w oczy.- Zrobię to sam. Ale nie dotknę cię więcej, niż to potrzebne. Dobrze?
Niepewnie popatrzyła na niego. Zgryzła wargę i pozwoliła mu na to. Ale wciąż bacznie go obserwowała. Widziała każdy jego ruch. Oddech. Westchnięcie. Minę. Drgnięcie. Delikatnie chwycił jej rękaw i podsunął wysoko, aż po samo ramię. Przy tym musnął jej skórę tylko raz. Był bardzo ostrożny. Gdy skończył, zabrał ręce i uśmiechnął się do niej pokrzepiająco.
- Mogę...?
- Iść do pokoju? Nie, jeszcze nie.- zaśmiał się.
- Czego ty chcesz jeszcze? - lekko podniosła głos.
- Zmierzyć ci ciśnienie. Po to podciągnąłem ci rękaw.
- Nic więcej? - spytała kiedy mierzył jej ciśnienie.
- Ciiii...- szepnął, wsłuchując się w jej tętno.
Jej serce wystukiwało nierówny rytm. Coraz bardziej przyśpieszało. Tak jakby przebiegła maraton.
Zmarszczył brwi.
- Ciekawe...- mruknął pod nosem.
Pod wpływem impulsu szybko ściągnęła z siebie maszynę i opuściła rękaw. Przełknęła głośno ślinę.
- Już...?
- Jesteś bardzo nerwowa. Dlaczego?
Nie zwróciła uwagi na jego pytanie. Miała tak od dłuższego czasu. Nie przeszkadzało jej to. Po prostu robiła to co chciała.
- Mogę już iść? - spytała.
Westchnął.
- Tak, możesz. Resztę zrobimy jutro, okay?
- Nie... rozbiorę się. - skierowała się do drzwi.
- Nie o to cię proszę.- odpowiedział od razu.- Miłego dnia, Olivio.
- A o co? - spytała przerażona.
- Nie bój się. Zobaczymy się jutro. A jeśli tak bardzo się stresujesz, to zapytaj kogoś, jak wyglądają badania.
Bez słowa wyszła. Od razu skierowała się do pokoju 1907. Jej pokoju.

1 komentarz: