niedziela, 27 kwietnia 2014

Tam, gdzie nikt nie che być. cz. 4

        Rano, zmęczony Styles usiadł na krześle przy swoim stoliku na stołówce. Nie był głodny, za to przed nim stał ogromny kubek z kawą. W ciszy sączył napój, gdy jego zielone oczy czujnie przeczesywały salę. Pacjenci dopiero się schodzili. Nagle przez drzwi weszły dwie dziewczyny. Lola i Olivia. Nerwowo o czymś rozmawiały. Swoim wejściem zwróciły na siebie uwagę wszystkich zebranych.
- Dlaczego wciąż go tak bronisz? - prychnęła. - Może jest inny, ale nadal jest kretynem.
- Nie jest kretynem.- przewróciła oczami.- Byłaś kiedyś na oddziale zamkniętym?
- Bo co? - zmarszczyła brwi.
- Bo ja byłam.- mruknęła.- Nawet nie wyobrażasz sobie, jakie to błogosławieństwo, że to akurat on jest tutaj, a nie tam.
- Gadałaś  z tym... jak mu tam? Luck? Lusois? - zmarszczyła brwi i usiadła przy wolnym stoliku.
- Ygh..- wydała z siebie dźwięk irytacji, krzywiąc się przy tym.- Louis. Tak, niestety tak.
- Właśnie. - pstryknęła palcami i usiadła po turecku. - Podobasz mu się. Widać jak na ciebie patrzy. Z resztą jak każdy. Ten sam zmartwiony wzrok.
- Czemu nie jecie? - obok nich pojawiła się Megan.
- Bo ty tu jesteś. - uśmiechnęła się słodko Olivia. - Wystarczająco obrzydzające.
- Nie pobędziesz tutaj długo. - uśmiechnęła się wrednie. - Przeniosą cię na inny oddział.
Zmarszczyła brwi.
- Kłamiesz.
- Nie. Trzeba było nie uprawiać seksu z pracownikiem. - warknęła i zwróciła się do brunetki. - Chcesz wody?
- Chcesz, żeby moja koścista noga weszła ci w dupę?- zapytała, patrząc na nią z obrzydzeniem.
- Przyniosę ci coś. - mruknęła nie zwracając uwagi na jej wypowiedź. Swoim niedbałym krokiem poszła do kuchni.
- Nigdzie cię nie przeniosą.- Evans rzuciła niedbale do blondynki.- Tu są tylko trzy oddziały. Nasz, zamknięty o zaostrzonym rygorze i ten dla warzyw. Nie sprawiasz aż takich problemów, żeby mieli cię gdzieś przenosić.
Nie odpowiedziała jej. Przetwarzała słowa Megan. Wciąż od nowa i od nowa.
- Hej...- brunetka pomachała ręką przed twarzą Olivi.- O co jej chodziło z tym... Seksem?
- Skąd mam wiedzieć? - warknęła odwracając głowę.
- Czy ty...
- Czy mnie przeleciał? - prychnęła.
- Czy mu się oddałaś?
- To, że jestem tutaj zamknięta to nie oznacza, że jestem nienormalna. - mruknęła. - Może i mam problemy, ale nie takie, żeby pocieszać się seksem. Nie upadłam aż tak nisko...
Przytaknęła.
- Chciałam mieć pewność. Wierzę ci. Megan jest napaloną na Harrego idiotką.
- Ale on się nie pali do bliskości z nią. - mruknęła patrząc w stół.
- Bo on jest mądry. I dobry. To już mówiłam.- mruknęła, odchylają głowę do tyłu.- Akurat jego lubię. Jest fajny.
- A Louis?
Skrzywiła się.
- On mnie denerwuje.
- Jako jednym jest normalny. - mruknęła. - Nie sprawia problemów. Jest wkurzający, ale da się z nim pogadać.
- Masz. - obok nich pojawiła się Megan. Przed brunetką postawiła tacę z jedzeniem. Zwróciła się do blondynki. - Zjesz później. Musimy podać ci kroplówkę. Na czczo.
Przytaknęła, a pielęgniarka odeszła.
Brunetka patrzyła na jedzenie, coraz szybciej i płycej oddychając.
- Zwymiotuję.- poderwała się z krzesła i pobiegła w stronę drzwi do toalety.
Ta tylko głośno westchnęła i poszła do siebie.  Harry westchnął ciężko, gdy zobaczył, jak Lola znika w łazience. Wstał z krzesła.
- Jeśli nie znajdziemy czegoś, czym można ją bezpiecznie karmić, to umrze z wycieczenia w ciągu tygodnia.- mruknął pod nosem, idąc w jej stronę.
Wraz z jedną ze starszych pielęgniarek pomógł dziewczynie wyjść z toalety. Posadzili ją ponownie przy stoliku.
- Lola, co jesteś w stanie zjeść?- zapytał.
- Nic.
- Ale coś zjesz nawet, jeśli będę musiał osobiście włoży ci to do gardła a potem trzyma tak, żebyś nie wymiotowała.- powiedział surowo.- Żarty się skończyły.
- Nie chcę...- po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Harry westchnął.
- Za chwilę coś ci przyniosę...- oddalił się wraz z pielęgniarką. Brunetka podciągnęła kolana pod brodę i zaczęła cicho płakać.
- Hej. Co jest? - obok niej kucnął Louis. - Wiem, że mnie nie lubisz, ale proszę. Zjedz coś. Nie chcę, żebyś umarła....
Podciągnęła nosem.
- Niby czemu?
- Bo... Zasługujesz na znacznie więcej niż śmierć. - szepnął. - Jesteś zbyt śliczna na śmierć.
- Nie jestem śliczna. Nie jestem ładna. Do cholery, przestańcie wszyscy to powtarzać!- krzyknęła, kuląc się jeszcze bardziej.
-To dlaczego wszyscy wciąż ci zazdroszczą? Dlaczego pielęgniarki uważają cię za zagrożenie? Wciąż się boją, że zabierzesz im jakiegoś faceta. Jesteś śliczna i to się liczy. Zawsze ci będę powtarzał. Tak długo, aż zrozumiesz, że naprawdę jesteś piękna, ale musisz jeść. - mówił spokojnie.
Podciągnęła nosem.
- Jogurt.
- Jaki? - uśmiechnął się delikatnie.
- Brzoskwiniowy.- szepnęła.
- Już się robi. - uśmiechnął się, a następnie poszedł do Harrego. Chwilę o czymś z nim rozmawiał, a po chwili wrócił z jogurtem. - Proszę. Specjalnie dla ciebie.
Nieśmiało wzięła do rąk kubeczek i łyżeczkę.
- Nie patrz na mnie.- mruknęła.
- Okay. - zaśmiał się cicho i zaczął gapić w stół. - Lubię cię, wiesz?
- Ja ciebie nie. Smutne.- mruknęła, mocząc łyżeczkę w jogurcie. Chwile się w nią wpatrywała, po czym włożyła ją do buzi i oblizała.
- Nie musisz mnie lubić. - szepnął. - Ważne, żebyś żyła i jadła.
Popatrzyła na niego czujnie.
- No dobra. Trochę cię lubię. Ale to bardziej jest nie nielubienie niż lubienie.
Uśmiechnął się pod nosem.
- Smacznego.
- Nie patrz jak jem.- warknęła nagle.
- Nie patrzę jak jesz. - powiedział spokojnie. - Nie spojrzę dopóki nie skończysz.
- Nie ty. Ona.- mruknęła, piorunując wzrokiem gapiącą się na nich Megan.
Podniósł wzrok i spojrzał wrogo na pielęgniarkę.
- I jak tam nieudana noc? - prychnął. - Znów cię spławił?
- Nie interesuj się za dużo. - warknęła. - Ciesz się, że nie dałam ci większej dawki leków nasennych. 
- Marzę tylko o tym. - mruknął zbijając ją z tropu. - Wtedy nie musiałbym na ciebie patrzeć i psuć sobie humoru.
- Masz pecha. Jesteś skazany na mnie. - uśmiechnęła się słodko. - Nikt inny nie chce cię pilnować.
- Albo udusiłaś ich swoim duszącym oddechem. - uniósł zabawnie brwi.
- Za piętnaście minut przyjdziemy do ciebie. - warknęła i wyszła ze stołówki.
Chłopak powoli spojrzał na Lolę, a następnie wpił swój wzrok w stół.
- Czemu nikt inny nie chce cię pilnować?- zapytała, oblizując łyżeczkę.- Przecież jesteś słodki. Na pewno podobasz się którejś z pielęgniarek.
- Mam specyficzny tok myślenia. - puścił do niej oczko.
- Czyli?
- Powiem tak. Przez pierwszy miesiąc mojego pobytu tutaj... - na jego twarzy pojawił się uśmiech. - Chodziłem tylko w czerwonych bokserkach z nosem klauna.
Uśmiechnęła się szerzej, szybko mrugają powiekami.
- W czym?- zaśmiała się.
- Chcesz? Mogę ci je pokazać. - zaśmiał się. - Oprawiłem w ramkę na pamiątkę.
- Hahaha, nie, raczej nie.- zaśmiała się wesoło. Po chwili zmierzyła go badawczym spojrzeniem.- Pewnie było na o patrzeć.
- Nie mi to oceniać. - zaśmiał się.
- Hm. Szkoda.- mruknęła, dyskretnie wkładając odrobinę jogurtu do buzi.
- Hah. - zaśmiał się cicho. - Idę po jabłko. Chcesz?
- Nie. Nie lubię jabłek.
- Gruszka? Marchewka?
Zawahała się.
- Lubię marchewki. Ale nie chcę.
- Na pewno? - spojrzał na nią uważnie.
- Tak.- mruknęła, wpatrując się w pudełeczko z jogurtem. Już prawie widać było dno...
- Okay. Nie naciskam. - uśmiechnął się. - Zaraz wracam.
Wstał i poszedł po owoc. Gdy był w połowie drogi, minął się z Harrym.
- Wracam do domu. Bądź grzeczny.- Styles uśmiechnął się do pacjenta.
- Tak jest tato. - zaśmiał się cicho.
- Widzimy się jutro.- poklepał go po ramieniu i ruszył ku wyjściu. Uśmiechnął się do kilku pacjentów, pomachał do Billego i szeroko uśmiechnął się do Loli. Ta nieśmiało odwzajemniła gest.


- Jeśli się do niego odezwiesz zabiję cię. - Megan warknęła nisko. Przerażająco nisko.
Dziewczyna przełknęła głośno ślinę i przytaknęła.Pielęgniarka ruszyła do gabinetu pielęgniarek, a pacjentka do swojego pokoju. Znów się zaczęło. Strach... Strach przed śmiercią...
Nagle na kogoś wpadła.
- O, witaj Olivio.- Harry uśmiechnął się wesoło.- Dobrze spałaś?
Już miała coś powiedzieć, gdy przypomniała sobie słowa Megan. Nie odpowiedziała. Wyminęła go i szła dalej. Zupełnie jak w transie.
- Olivia!- zawołał za nią.
Nie zareagowała. Po prostu szła przed siebie. Zmarszczył brwi. Patrzył na nią, do póki nie znikła za zakrętem. Westchnął i ruszył do wyjścia z budynku.
Po jej policzkach spłynęły łzy. Bardzo go lubiła, ale bała się, że Megan spełni obietnicę. Nie chciała umierać. Kiedy dziewczyna doszła do 1907 czekała tam na nią Megan z kroplówką. Usiadła na łóżku, a ta zaczęła ją podłączać.  Żadna nie odezwała się. Słychać było tylko i oddechy. Bicie serc. Drżenie Olivi. Kiedy skończyła zabrała do połowy pełną butelkę wody i wyszła. Blondynka położyła się zwijając w kłębek.
Po około 20 minutach usłyszała pukanie. Nie zdążyła odpowiedzieć, a drzwi się otworzyły.
- Hej, to ja.- powiedziała Lola, wchodząc do pokoju.
- Hej. - usiadła. - Coś się stało?
- Nie, czemu?- zapytała, siadając obok niej.- Nudzi mi się.
- Tak się pytam. Jadłaś?
Zamilkła.
- Lolu?
- Jadłam.- szepnęła.
Uśmiechnęła się.
- Też chcę. Głodna jestem. - mruknęła.
- Przynieść ci coś?
-Nie. Wytrzymam do kolacji. - uśmiechnęła się. - Co tam?
Wzruszyła ramionami.
- Nic... Czego się boisz?- zapytała nagle.
- Hmm? - zmarszczyła brwi.
- Boisz się czegoś. Czego?
- Wydaje ci się.
- Nie.
- Tak.
- Słuchaj. Nie lubię kłamstw. Jeśli nie chcesz mi mówi, to powiedź, że nie chcesz, a nie wciskaj kit.- burknęła.
- Nie boję się niczego. Jak Louis?
- W porządku. Więc kogo?
- Nikogo.
- To nie, nie mów.- mruknęła, obracając się do niej bokiem.
- Harrego. - mruknęła.
Zmarszczyła brwi.
- Czemu boisz się Harrego?
- Bo tak.
- Przestań tak do mnie mówić! Powiedz do cholery, ze nie chcesz ze mną rozmawia i nie wkurwiaj mnie tak!- krzyknęła.
- A co mam ci powiedzieć? - prychnęła. - Poprosiłam go, żeby zabrał mnie do Hyde Parku, ale to skończy się źle...
- Niby czemu ma się skończyć źle?
- Skończy się śmiercią.... - powiedziała przerażająco nisko. Brunetkę przeszedł dreszcze przerażenia.
- Czyją?- zapytała cicho.
Przełknęła głośno ślinę.
- ... Moją... - szepnęła ledwo słyszalnie.
Brunetka wytrzeszczyła oczy.
- Chyba mi nie powiesz, że Harry...
- Nie. Nie wiem. On... Ona.... Żadna różnica...
- Ona?- uniosła brew.- ... ... ... Zbiję ją.- wstała z łóżka.
-... Nie... To... bezsensu... Wystarczy,że.... nie pójdę tam z nim... problem z głowy.
Brunetka uśmiechnęła się upiornie.
- Zabiję ją. Tak po prostu. Uznają mnie za nie poczytalną i już.
W momencie kiedy brunetka stanęła przy drzwiach, blondynka się poderwała i chciała ją zatrzymać. Wtedy wyrwała igłę z ręki, a krew zaczęła szybko wypływać. Przyłożyła rękę, żeby zatamować choć trochę krwawienie, ale po chwili straciła przytomność. Wszytko przez ten zapach. Bała się krwi. Mdlała na jej widok, zapach.

Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła, że leży na kozetce w gabinecie lekarskim. Za biurkiem siedziała krępa, rudowłosa kobieta kobieta. Na oko około 50- tki. Na jej  bulwiastym nosie spoczywały okulary, które co chwilę poprawiała. Wypełniała jakieś papiery.
Zaczęła się podnosić. Rozejrzała się dookoła.
- Gdzie jestem?
- O, obudziłaś się już.- mruknęła kobieta.- Jestem doktor Black. Straciłaś trochę krwi, ale to nic poważnego... Już dawno nie zaobserwowałam przypadku, żeby jedna pacjentka pomagała drugiej...
- Gdzie Lola? - zapytała i wstała.
- Usiądź.- mruknęła kobieta.- Muszę sprawdzi ci ciśnienie. Pacjentka Evans została odesłana do swojego pokoju wraz z pielęgniarką.
- Dobrze się czuję. - mruknęła.- Muszę się zobaczyć z Lolą.
- Siedź spokojnie, albo zawołam ochronę.- warknęła, podchodzą do niej z ciśnieniomierzem.
- Chcę zobaczyć się z Lolą! - krzyknęła przeraźliwie głośno.
Kobieta otworzyła drzwi na korytarz, a do środka weszło dwóch mężczyzn. Jeden z nich posadził brunetkę na kozetce, a drugi ściągnął jej bluzkę.
Pisnęła. Zaczęła się szarpać. Udało im się ją unieruchomić, a wtedy pani doktor założyła jej przyrząd do pomiaru ciśnienia.
- Już.- mruknęła, gdy skończyła. Wtedy ochrona puściłą blondynkę.
- Nienawidzę was. - wycedziła przez zęby i szybko wyszła z gabinetu. W biegu ubierała bluzkę. Tuż przed 1804 wzięła kilka głębszych wdechów. Zapukała i weszła. Akurat był Louis. Uśmiechnęła się.
- To ja przyjdę potem. - powiedziała przyjaźnie i wyszła. Poszła do swojego pokoju.
- Stój!- usłyszała wołanie. Odwróciła się i zobaczyła tylko burzę czarnych, długich włosów. Lola przytuliła ją mocno. Odwzajemniła uścisk. Stały na korytarzu i przytulały się. Tak jak przyjaciółki od wielu lat...
- Martwiłam się! Lało się tyle krwi... Ostatni raz widziałam taki potok, jak odcięłam sobie...- zamilkła.- Nie ważne. Dobrze się już czujesz?- odsunęła się.
- Tak. Idź do Louisa. Ja idę się przespać. -uśmiechnęła się niemrawo.
- Poczeka. Burak. Znowu chce, żebym jadła...- skrzywiła się.- Odprowadzę cię.
Cicho się zaśmiała.
- Poradzę sobie. Wracaj do buraka.
Zmarszczyła brwi.
- Robisz to naumyślnie, chcesz, żebym cierpiała, no nie?
- Nie rozumiem.
Przewróciła oczami.
- To miał by żart. Wybacz, wyszłam z wprawy. Tu nie ma, z kim żartować.
- Przyjdź wieczorem. - puściła jej oczko i poszła do siebie.
Brunetka przewróciła oczami i wróciła do pokoju.
- I co z nią? - zapytał chłopak.
- Chyba jest dobrze... Co muszę zrobić, żeby zamordować kogoś, ale żeby stwierdzili, że jestem nie poczytalna?- zapytała nagle.
- Co? - zapytał zdziwiony. - Czemu?
- Tak jakoś. Czysto... No dobra, nie do końca teoretycznie.
Zmarszczył brwi.
- Co chcesz zrobić?
- Nic.- wzruszyła ramionami.
- Jasne. Kogo chcesz zamordować i za co?
- Megan. Za całokształt.
- Co ci tym razem zrobiła? - zmarszczył brwi.
- Oddycha.- burknęła, siadając na łóżku.
- Hah. - zaśmiał się cicho i usiadł obok niej. - Uderzyła cię?
- Jasne, że nie.- prychnęła.- Oddałabym jej...
- Więc o co chodzi? - spytał zdziwiony.
- A nie możesz pomóc bez zadawania pytań?- zapytała zrezygnowana.
- Jak usłyszę powód...
Przewróciła oczami.
- Groziła.
- Tobie?
- Nie... A gdyby mi, to co?
- To komu?- zdziwił się.
- Komuś, no nie ważne. Groziła, i teraz ta osoba się boi, a była bardzo bliska beztroskiego i szczęśliwego życia. Tak czy inaczej, zamierzam się pozbyć wywłoki...
- Nie pozwolę ci. Pogadam z Harrym..
- Nie!- zawołała, łapią go za dłoń.
- Dlaczego? - zmarszczył brwi. - Pomógłby.
- Eeee... W tej sytuacji, raczej nie...
- Chodzi o Olivie, prawda?  - uniósł brwi.
- Z czym masz problem, kiedy mówię "nie zadawaj pytań"?- burknęła, opierają się plecami o ścianę.
- Wiedziałem. -  mruknął. - To co robimy?
- Noo... Ja nadal jestem za wsadzeniem jej kija w dupę.
- Hah. Może coś innego?
- Hmmm... Jak nie kij, to może strzykawka?
- N... Chociaż... - przez chwilę się zastanawiał. - Nie najgorszy pomysł...
Uśmiechnęła się.
- Nawet tobie to pasuje.
- Najwyraźniej. - zaśmiał się.
- Tak czy inaczej, mam zamiar ją dzisiaj jakoś sprowokować...
- Chyba wystarczy, że jestem tutaj. - zaśmiał się cicho.
Uniosła brew.
- W jakim sensie?
- No, żeby Megan się wkurzyła.
- Czemu miałoby ją to denerwować?
- Nie wiem, ale denerwuje.
- Głupie.- mruknęła, odchylając głowę do tyłu. Przymknęła powieki i odetchnęła cicho.
- Wiem. - westchnął.
- Dlaczego tu trafiłeś?- zapytała cicho.- Tak na prawdę.
- Może kiedyś ci powiem. - puścił jej oczko. - Ale nie teraz.
- Czemu?
- Bo tak będzie lepiej. Powiem ci. W najbliższym czasie. Zgoda?
- Nie?- odpowiedziała pytaniem na pytanie i odwróciła twarz
- Dlaczego?
- Idź sobie.
- Zobaczymy się potem? - zapytał jakby z nadzieją.
- Niby po co? I tak ci to wisi...
- Gdybym miał to w nosie, to bym się o to nie pytał. - uśmiechnął się lekko. - To jak?
- Gdybyś nie miał tego w nosie, wiedziałabym o tobie cokolwiek.
- Mówiłem już. Miałem załamanie nerwowe. - puścił jej oczko. - A powód ci zdradzę przy kolacji.
- Żeby tu trafić, wszyscy musieli przejść jakieś załamanie.- burknęła.
- Opowiem ci wszystko przy kolacji. - uśmiechnął się miło. - Do zobaczenia kruszynko.
- Nie mów tak.- skrzywiła się.- Jeśli już musisz mówić do mnie jakimś zdrobnieniem, mów Lol.
- Dobrze. - szepnął i wyszedł zamykając za sobą drzwi. 

1 komentarz: