niedziela, 20 kwietnia 2014

Tam, gdzie nikt nie che być. cz. 3

Hej. Tak. Dzisiaj jest Wielkanoc, a jutro lany poniedziałek. Z okazji świąt chcemy Wam wszystkim złożyć ciepłe życzenia. A wiec: 


Kolorowych jajeczek,

rozczochranych owieczek,

rozkicanych króliczków,

pyszności w koszyczku,

a przede wszystkim

mokrego ubrania


w dniu wielkiego lania!


Wszystkiego dobrego Wam życzymy i zapraszamy na nową część opowiadania ;*


~Justme and Red Rose 




Kolacja.
Wszyscy znowu zebrali się w stołówce. W rogu, na stoliku siedział Harry, jedząc jabłko i rozmawiając o czymś z jednym z ochroniarzy. Czujnie przeczesał salę. Tym razem nie brakowało nikogo. Była nawet Lola. Wysłał jej pokrzepiający uśmiech, gdy jedna z pielęgniarek postawiła przed nią miskę kleiku kukurydzianego.
Brunetka zmarszczyła się.
- Myślałam, że będziecie próbowali wepchnąć we mnie jedzenie. Co to jest? Śmierdzi jak psie żarcie...
- Ich specjał. - naprzeciw niej usiadła jakaś blomdynka. - Smakuje lepiej niż wygląda.
Dziewczyna popatrzyła w miskę.
- Nie tknę tego- szepnęła, odsuwając od siebie naczynie.- Chcesz, to możesz zjeść.- powiedziała głośno.
- Ta, bo swoje zjadłam. - zaśmiała się cicho. - Olivia Maris.
- Lola Evans.- odpowiedziała.- Nie żartuję. Częstuj się.
- Nie dzięki. A poza tym powinnaś coś zjeść. Nie wyglądasz najlepiej. - zmartwiła się.
- Wiem, że nie wyglądam najlepiej.- burknęła, opadając w krzesło.- Wyglądam jak stado słoni.... Nie dobrze mi.
- Serio? Zamień się. - mruknęła i położyła głowę na stole. - Chciałabym być tak chuda jak ty. Narzekasz, że jesteś gruba, a to nie prawda. Większość tych psycholi ogląda się za tobą. Nawet ten cały doktorek. - mruknęła w stół i się podniosła. Widząc jej minę dodała. -Tylko nie mów,że tego nie zauważyłaś.
Pochyliła się nad stołem.
- Nienawidzę siebie. Zastanawiam się, ile potrzebują czasu, żeby zrozmieć, że ja chcę umrzeć.
- Głupia jesteś. Życie... Jest do dupy, ale musimy żyć, żeby chronić innych frajerów przed nim. - mruknęła. - Nie powinnaś tak mówić.
Odsunęła się.
- Nie obchodzi mnie to. Znasz to uczucie, kiedy tak bardzo się nienawidzisz? Kiedy tak bardzo nienawidzisz swojego ciała, że wbijasz w nie paznokcie i próbujesz je z siebie zdrapać licząc na to, że może dzieki temu, będziesz się nienawidzić nieco mniej?
- Z lekka. - mruknęła ponuro. - Kiedy wszyscy je widzą... Śmieją się... Nabijają... Porównują do zwierząt... Wiem...
- Nienawidzę siebie.- mruknęła.- Nie wyjde stąd żywa bo wiem, że to się nigdy nie zmieni. Nie zależnie od tego, czym będą mnie karmić.
- Jeśli chcesz szybko wyjść to wdaj się w romans z doktoriek. - wskazała na Harrego. - Może dzięki temu cię szybciej wypuszcza. On wypisze papierek, który potwierdzi, że nie musisz tu być i problem z głowy. - wzruszyła ramionami.
- Skoro masz taki genialny plan, to czemu sama go nie wykorzystasz?- prychnęła.
- Bo nie przepadam za tym kretynem. - warknęła. - Jest debilem i tyle.
- Nie mów tak.- zganiła ją.- Harry jest... Dobry. W przeciwieństwie do większości tego personelu... On jest na prawde dobry. Po za tym, w twoim genialnym planie jest luka. On nie jest psychiatrą. Jego opinia się w tym wypadku nie liczy.1
- Jasne. Dobry. On rani psychicznie, a reszta i psychicznie i fizycznie. Nie widzę dużej różnicy. - mruknęła. - Nie różni się niczym. Cały ten szpital jest do dupy. Personel jeszcze gorszy.
- Rani psychicznie?- parsknęła.- Dobre. To tak, jakby powiedzieć, że szczeniaczek Labradora może cię zagryźć. Ale mniejsza... Napiłabym się wody.
- To mu to powiedz. - prychnęła. - Jesteś anorektyczką. Nie przeżyłaś wielkiej trumy. Po prostu nienawidzisz swojego ciała. Nie zrozumiesz o co chodzi. - mruknęła i wyszła ze stołówki.
- Oczywiście.- prychnęła pod nosem. Wstała od stolika.
- A ty gdzie chcesz iść? - obok pojawiała się Megan. - Harry, chodź tutaj!
- Co się dzieje? Jak się czujesz, Lolu?- zapytał zmarwiony.
- Czuje się dobrze. Idę do pokoju.
- Nic nie zjadłaś. - powiedziała pielęgniarka.
- Bo ta papka śmierdzi. Sama spróbuj to zjeść.
- Zażalenia do szefa kuchni nie do mnie. - mruknęła.
- Tak więc idę.- mruknęła, mijając ją.
- Potem ci coś przyniosę. - dodała i odeszła.
- Lolu..- zaczął Harry.- Musisz jeść.
- Wiem.- mruknęła.- Powiedz temu swojemu przygłupiemu kumplowi, że zanim się wjedzie, trzeba pukać.
- Komu?- Styles zmarszczył brwi.
- Dobrze wiesz, komu.- ruszyław stronę korytarza prowadzącego do skrzydła sypialnego.
- Jasne, że wiem.- westchnął, po czym obrucił się i ruszył do stolika, przy którym siedział Louis.
- No, jest źle.- zaczął lekarz, opadając na krzsło.
- W kwestii? - odsunął jedzenie i oparł się na krześle.
- Ludzie zaczynają nazywać cię moim kumplem.
- To nie gadaj ze mną. - wzruszył ramionami.
- Masz wiadomość.- odparł.
- Jaką?
- Przed wejściem się puka.
- Poskarżyła się?
- A ma no co?- zapytał, unosząc brew.
- Nie.
- Na pewno?
- Kumplowi nie wierzysz? - zaśmiał się.
Przewrócił oczami i uśmiechnął się.
- Kumpluję się z pacjentem psychiatryka... Powinienm się martwić, no nie?
- No raczej.
- Tak więc, powiedziała, że najpierw się puka.- puścił do niego oczko, wstając.- Tylko grzecznie, bo tam wszędzie szwendają si pielęgniarki.
- Tak jest doktorku. - zaśmiał się cicho.
- Idę. Będę dopiero jutro, na nocnej zmianie. Nie narozrabiaj,
- Jasne.
- Aaaaa, właśnie. Zapomniałbym.
Zmarszczył brwi.
- O czym?
- Zemszczę się. I to krwawo. Za to, co naopowiadałeś Olivi.
- A co? Dała ci kosza? - prychnął. - Nie ładnie. Nie ładnie.
- Uważaj, żeby Lola nie dała ci kosza, jak jej powiem, jak przez pierwszy miesiąc pobytu chodziłeś tylko i wyłącznie w bokserkach z nosem klauna.
- Mogę je nawet jej pokazać. - wystawił mu język i ściszył głos. - Lekarz i pacjentka? Skandal... Pierwszy i ostatni....
- Skończ.- przewrócił oczami.- Nic z tego nie wyjdze...
- A jednak dała kosza. - zaśmiał się. - Co zrobiłeś?
Harry patrzył na niego w ciszy, uśmiechając się lekko.
- Ciesz się, że tu nie można mieć ostrych przedmiotów...- mruknął, obrajacjąc się na pięcie.
- Do jutra!
Ten tylko pokręcił głową i wrócił do dania.



Popołudnie.
Do pokoju 1804 rozległo się ciche pukanie. Chłopak nie czekając na pozwolenie wszedł do środka. Zamknął za soba drzwi. Usiadł tam gdzie wcześniej. Popatrzył na dziewczynę. Uważnie się jej przyjrzał.
- Jak się czujesz? - zapytał spokojnie. - Nie wyglądasz najlepiej. Jadłaś? A może coś piłaś? Wodę?
- Po co ci to wiedzieć?- warknęła, przyykrywając się szczelniej kocem.
- Chcę wiedzieć. A poza tym chciałbym z tobą pogadać. Niczego więcej nie oczekuję. - wzruszył ramionami.
- Rozmawiasz tylko z Harrym.- prychnęła.
- Ale chcę pogadać z tobą. Nie jesteś Harrym, więc... - mruknął. -  Nie jesteś lekarzem, więc nie będzie cię obchodzić czemu tu jestem. Normalna rozmowa. Tylko tego chcę.
- Masz od tego innych pacjentów.- mruknęła, odwracając twarz.
- Ta. Słuchać jak to jest kogoś zgwałcić, albo jak to jest... Nie dzięki. - wywrócił oczami.
- Nie wszyscy tutaj mają takie problemy.- prychnęła.- A... Jak ty tu trafiłeś?
- Małe załamanie nerwowe. - puścił jej oczko.
- Gdyby było małe, już dawno by cię wypuścili.- mruknęła, przyglądając mu się czujnie.- A jesteś tu najnormalniejszą osobą. Więc czemu ciągle tu siedzisz?
- Uważają, że jestem niebezpieczny. - uniósł zabawnie brwi. - Że jeśli mnie wypuszczą to coś sobie zrobię albo komuś.
- Hm. Ciekawe...
- No. - mruknął. - A teraz mi powiedz czemu wciąż odmawiasz jedzenia. Jesteś chuda i fajna, ale głupia. Nie jesz, a tym doprowadzisz do śmierci. Cierpienia wielu osób.
- Nie zrozumiesz.- burknęła, przyciągając swoje kościste kolana pod brodę.
- To mi to wytłumacz.
Zamilkła.
- Lola. - spojrzał na nią. - Wytłumaczysz mi to?
- Tego się nie da wytłumaczyć.- mruknęła.- Z jakiegoś powodu siedzę zamknięta z psycholami. Bo sama jestem psychiczna.
Zaśmiał się cicho.
-  Nie jesteś psychiczna. Po prostu masz problem, którego ci idiocie nie potrafią zrozumieć i rozwiązać.
Popatrzyła na niego z dozą szaleństwa w oczah.
- Trzy razy próbowałam popełnić samobójstwo. Odrywałam sobie kawałki ciała. Przez tydzień wymiotowałam wszystko, co włożono mi do ust. Ja powinnam tu siedzieć.
- Bez powodu tego nie robiłaś.
- Nienawidzę siebie.- szepnęła.- Mam nadzieję, że któregoś dnia za bardzo wkurzę tą całą Megan i wstrzyknie mi za dużo środków nasennych.
- Nie możesz nienawidzić samej siebie. - mruknął niezadowolony z jej wypowiedzi. - Szkoda, że nie leczą inteligencji.
- Mogę, nie zabronisz mi.- prychnęła.
- Nie chcę ci zabraniać. Po prostu uważam, że taka dziewczyna jak ty nie powinna mieć takich problemów. Nie powinno cię tu być. Jesteś...
- A ty co tu robisz? - do pokoju weszła zła Megan. - Nie powinno cie tu być!
- Też tak uważam. Za to ty pasujesz tu idealnie.- warknęła w odpowiedzi brunetka.
- A ty nie powinnaś żyć. - mruknął wstając. - Ludzie patrząc na ciebie boją się. Mogłabyś w końcu zrobić coś z tym czymś co nazywasz twarzą.
- Wyjdź stąd! - krzyknęła, a chłopak opuścił pokój. - Grabisz sobie.
- Ty też. Chociaż, tak czy inaczej Harry prędzej przespałby się z Louisem niż z tobą.- mruknęła.- Na sam twój widok chce mi się wymiotować.
- Jesteś żałosna. - prychnęła i zaczęła podłączać jej kroplówkę. - Nie ruszaj się za bardzo. Musisz to dostać. Harry kazał ci to dać pod wieczór.
Ani drgnęła, czekając, aż igła wbije się w jej żyłę. Pielęgniarka szybko podłączyła ją do kroplówki i postawiła jej butelkę wody na stoliku.
- Przyjdę w nocy. - mruknęła wychodząc.
- Wolałabym nie.- burknęła.
- Nie ty o tym decydujesz. - rzuciła obojętnie i wyszła.




Zapadł zmork. Wszystko pochłonęła ciemność nocy. Uliczne latarnie rozświetlały drogę. Na niebie widniały gwiazdy i księżyc. Piękna noc. Ale nie każdy mógł ją zobaczyć. W szpitalu panowała napięta atmosfera. Niektózy pacjęci sprawiali problemy. Wychodzili z pokojów. Nie chcieli przyjmować leków. Panował niezły harmider.
Harry przyszedł na dyżur. Szedł korytarzem i mijał ochorniarzy, prowadzących pacjentów. Wzrokiem wodził za nimi. Kiedy szedł coraz głębiej w korytarz usłyszał przeraźliwy krzyk. Zatrzymał się i nasłuchiwał.
- Nie! Zostaw! - przeraźliwy pisk rozległ się w całym budynku. Obudził co po niektórych. Pielęgniarki wyszły ze swojego gabinetu i również nasłuchiwały.
- Nie! Nie! Nie! - znów ten sam krzyk. Wszyscy ruszyli w kierunku, z którego dochodził. Kiedy weszli do pokoju zobaczyli jak dziewczyna rzuca się na łóżku. Koszmar. Znów ten sam. Ciągle się jej śnił. Przypomniał tamten dzień. Najgorszy w jej życiu. Została ośmieszona przed całą szkołą. Ale z czasem było coraz gorzej i gorzej.
- Dajcie coś na uspokojenie.- rzucił Harry, podbiegając do łóżka pacjentki. Rzucała się na wszystkie strony, krzycząc przeraźliwie. Harry złapał ją pewnie za nadgarstki.
- Olivia! Olivio. Obudź się. Słyszysz, Olivia!- zawołał, potrząsając nią lekko.- Słyszysz, to tylko sen! Obudź się.
Mocno zacisnęła oczy, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy.
- Zostaw... - szepnęła i zaczęła się cała trząść. Nagle znów krzyknęła, budząc się. - Nie!
- Ciiii.- szepnął Harry, przytulają ją do siebie tyłem. Była w szoku, nie odskoczyła od niego. Nadal trzymał ją za nadgarstki, które skrzyżowała na brzuchu, a jego silne ramiona oplatały ją wokół.- Olivio, to był tylko sen. Taki, jak wcześniejsze. Oddychaj...
- Zostaw mnie. - powiedziała cicho. - Wyjdźcie stąd.
Powoli ją puścił i odsunął się. Machnął ręką do pielęgniarek, aby się oddaliły. Posłusznie wyszły. Megan wciąż ją obserwowała. Wyszła. Dla Harrego.
- Olivio, wszystko w porządku?- zapytał cicho. Jego oczy czujnie ja lustrowały.
- Zostaw mnie. - podkuliła nogi pod siebie.
- To był tylko sen. Stare wspomnienie. Teraz jesteś bezpieczna. Nikt cię nie skrzywdzi.- mówił powoli, nie ruszając się.
- Wyjdź. - spojrzała na niego wrogo. - Wyjdź stąd.
Westchnął ciężko.
- Zgoda.- wstał.- Zaraz przyjdzie Megan, da ci coś na uspokojenie.
- Nie chcę. Dajcie mi spokój. - odwróciła twarz. - Niczego nie potrzebuję od was. Po prostu dajcie mi spokój. Chcę być sama.... Już zawsze...
- Skarbie...- mruknął, zatrzymują się na chwile w drzwiach.- Wyleczymy cię z tego. Choćbym miał zostać tutaj do końca, do póki ty stąd nie wyjdziesz.
- Jak tam jest? - spytała nagle.
- Gdzie?
- W Hyde Parku - mruknęła.
Uśmiechnął się lekko.
- Robi się złoto. Liście jeszcze nie spadają, ale żółknął. Wszędzie jest strasznie dużo dzieciaków. Przychodzą ze znajomymi, z pupilami, z rodziną. Jest... Żywo.
Jeszcze bardziej podciągnęła pod siebie kolana i oplotła je rękoma. Schowała twarz w kolana.
- Chyba mi się udało.- powiedział nagle.
- Co? - szepnęła cicho, unosząc lekko głowę.
- Załatwić ci przepustkę.- oparł się o framugę drzwi.
- Robisz to z litości? - bardziej stwierdziła niż zapytała.
- Nie.- odparł.
- To po co?
- Bo bardzo tego chciałaś.- odpowiedział cicho.- Bo chcesz tego, no nie?
- Tak, ale... - zawahała się. - Nie boisz się, że będę chciała ci uciec? Tak po prostu załatwiłeś tą przepustkę?
-  Nie tak po prostu...- przeczesał dłonią włosy.- Czeka cię najpierw rozmowa z psychologiem, czy aby na pewno jest to bezpieczne... I bardzo nalegają, żeby na przepustkę zabrał cię członek rodziny.
- Chcę iść z tobą. - powiedziała pewnie, a na twarzy chłopaka zawitało zdziwienie.
- Aha... Ale obawiam się, że to będzie trudne...
- Proszę. - szepnęła. - Nie widzieć nikogo z rodziny. Po prostu chcę poczuć inny zapach niż ten. Tak dawno nie widziałam drzew. Normalnych ludzi.
Znów wsunął dłoń we włosy i lekko je szarpał. Zagryzł dolną wargę w zamyśleniu.
- Ale potrzebujemy zgody od członka twojej rodziny.
- Z tym nie będzie problemu...
Popatrzył na nią, zastanawiają się.
- Skąd mam pewność, że nie będziesz mi sprawiać problemu?
- Jeśli nie chcesz to nie musisz mnie nigdzie zabierać. Wytrzymam tutaj. - mruknęła. - Nie jestem psychopatką, która czyha na twoją śmierć. A poza tym... jesteś silniejszy, no nie?
- Nawet nie myślałem o tym, że mogłabyś mi coś zrobi.- zmarszczył brwi.
- Jasne...
- Boję się, że będziesz chciała zrobić coś sobie...
Odwróciła twarz.
- Gdybym... Chciała się zabić. Zrobiłabym to już dawno. - mruknęła nisko.
- Zrobić sobie krzywdę, a się zabić, to są dwie różne rzeczy.- powiedział cicho.- Tak czy inaczej. Do kogo mam dzwonić, żeby zdobyć podpis kogoś z rodziny?
- Do ojca. - mruknęła.
- Dobrze. Chcesz coś nasennego?
- ... - zawahała się. - Przytulisz mnie?
Otworzył szerzej oczy i uniósł brwi ze zdziwienia.
- Na pewno?
- Mhm. - przełknęła głośno ślinę.
Powoli podszedł do łóżka i usiadł na jego skraju. Otworzył ramiona. Niepewnie się do niego przytuliła. Odetchnęła z ulgą, kiedy jego mocne ramiona otoczyły nią. Bała się, ale... wiedziała, że przy nim jest bezpieczna.
- Na pewno zaśniesz?- wyszeptał w jej włosy.
- Mhm. - przytuliła go mocniej. - Na pewno.
- Okay.- uśmiechnął się, głaszczą ją delikatnie po plecach.- Gdyby coś się działo, będę w dyżurce.
- Dobrze. - powoli się odsunęła. - Dziękuję.
Uśmiechnął się i wstał.
- Kładź się spać.
Uśmiechnęła się lekko i położyła z powrotem.
Przykrył ją kołdrą i poprawił jej poduszkę.
- Dobranoc, śpij dobrze.- pogłaskał ją czule po głowie.
- Dobranoc. - szepnęła i zamknęła oczy.
Wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
- Nie możesz jej stąd wyprowadzić. - odepchnęła się od ściany z założonymi rękami.
- Megan?- zapytał zdziwiony.- Co ty tu robisz? Czemu nie pracujesz?
- Nie możesz. Jest nienormalna. Nie może opuścić tego budynku.
- Owszem, może. Każdy pacjent może trzy razy w roku dostać przepustkę.
- Ale nie z lekarzem. - warknęła. - Jest niebezpieczna. Może zrobić ci krzywdę
- Z lekarzem nie. Ale podczas jej przepustki, mogę prywatnie zaprosi ją na spacer. Nie martw się, nic mi nie będzie.
- Nie możesz. - mruknęła. - Jeśli coś ci zrobi to kto będzie leczył innych? Nie możesz iść z nią
- Mogę. Nie jest to wbrew prawu, ani wbrew moim obowiązkom. o więcej, jeden z pracowników szpitala, powinien być w pogotowiu, gdyby coś jej się stało podczas przepustki. W zym widzisz problem?
- W niej. - odparła wrogo.
- O co Ci chodzi? Tak na prawdę?- zapytał, krzyżując ramiona ramiona na piersi.
- Jesteś nieprofesjonalny. Odkąd zacząłeś się nią zajmować zmieniłeś się... Tak jakbyś się zakochał... - mówiła z przymrużonymi oczami. - Czujesz coś do niej?
- Nigdy nie byłem w 100% profesjonalny, jeśli przez profesjonalność rozumiesz warczenie do pacjentów, wyzywanie ich i znęcanie się nad nimi.- syknął.- To są ludzie, więc wszystkich traktuję jak ludzi. Mogłabyś pomyśleć, czy nie warto zmienić swojego podejścia.
- Ciekawe czy mówiłbyś tak samo gdybym to ja uprawiała seks z pacjentam. - syknęła.
Zmarszczył brwi.
- Co?
- To samo. - warknęła. - Każdy wie co robisz z tymi, które ci się podobają.
Był zdezorientowany i zdziwiony.
- Nie wiem, o co ci chodzi.
- Nie udawaj głupka. - prychnęła. - Ile razy już to z nią zrobiłeś? Dwa? Trzy razy w ciągu godziny? No pochwal się.
- Jesteś żałosna.- mruknął.- Nigdy nie uprawiałem seksu z żadną pacjentką.
- Nie wmówisz mi tego. - syknęła. - Każda tylko o tym mówi.
- Każda? Czyli kto na przykład?- zapytał.
- Marisa Stown. Kate Pern. Olivia Maris. - uśmiechnęła się wrednie. - Vanessa Show. Lilly Marck.
- Marisa i Vanessa trafiły tu, jako osoby z zaburzeniami psychotycznymi. Mają halucynacje, realistyczne sny oraz są święcie przekonane, że każdego dnia odwiedzają inny wymiar. Nie sądzę, żeby w ogóle wiedziały, co to jest seks.- popatrzył na nią wymownie.- Lilly rozmawia tylko z doktor Black, która to ją bada. W życiu nie spędziłem z nią nawet 10 minut w jednym pomieszczeniu sam na sam, a Kate jest nimfomanką z zaburzeniami osobowości i opowiada, jak spędziła noc ze wszystkimi pracownikami i pacjentami. Kiedyś, bardzo realistycznie opisywała mi, jak to wy dwie, za pomocą wibratorów urządziłyście sobie przyjemne popołudnie w toalecie.- uśmiechnął się.- Chcesz coś jeszcze dodać?
- Ale Olivia ma tylko depresję. Zniszczyli ją doszczętnie, więc nie ma wyobraźni. Mówi prawdę. Najprawdziwszą prawdę. Gwałcisz pacjentki i wiemy o tym oboje. Tylko ty i ja.
- Nie gwałcę pacjentek i wiemy o tym oboje, ty i ja. Nie wierzę, żeby Olivia coś takiego powiedziała. A na twoim miejscu bym uważał, bo skarży się na ciebie oraz więcej pacjentów.
- Zapytaj jej. - uśmiechnęła się wrednie i odeszła.
Przewrócił oczami i odetchnął. Mimowolnie spojrzał w stronę drzwi do pokoju blondynki. Zawahał się.
- Nie, nie skłamałby tak.- mruknął sam do siebie, potrząsają głową.

1 komentarz: