Hej. Tak. Dzisiaj jest Wielkanoc, a jutro lany poniedziałek. Z okazji świąt chcemy Wam wszystkim złożyć ciepłe życzenia. A wiec:
Wszystkiego dobrego Wam życzymy i zapraszamy na nową część opowiadania ;*
~Justme and Red Rose
Kolacja.
Kolorowych jajeczek,
rozczochranych owieczek,
rozkicanych króliczków,
pyszności w koszyczku,
a przede wszystkim
mokrego ubrania
w dniu wielkiego lania!
Wszystkiego dobrego Wam życzymy i zapraszamy na nową część opowiadania ;*
~Justme and Red Rose
Kolacja.
Wszyscy
znowu zebrali się w stołówce. W rogu, na stoliku siedział Harry, jedząc jabłko
i rozmawiając o czymś z jednym z ochroniarzy. Czujnie przeczesał salę. Tym
razem nie brakowało nikogo. Była nawet Lola. Wysłał jej pokrzepiający uśmiech,
gdy jedna z pielęgniarek postawiła przed nią miskę kleiku kukurydzianego.
Brunetka
zmarszczyła się.
-
Myślałam, że będziecie próbowali wepchnąć we mnie jedzenie. Co to jest?
Śmierdzi jak psie żarcie...
-
Ich specjał. - naprzeciw niej usiadła jakaś blomdynka. - Smakuje lepiej niż
wygląda.
Dziewczyna
popatrzyła w miskę.
-
Nie tknę tego- szepnęła, odsuwając od siebie naczynie.- Chcesz, to możesz
zjeść.- powiedziała głośno.
-
Ta, bo swoje zjadłam. - zaśmiała się cicho. - Olivia Maris.
-
Lola Evans.- odpowiedziała.- Nie żartuję. Częstuj się.
-
Nie dzięki. A poza tym powinnaś coś zjeść. Nie wyglądasz najlepiej. - zmartwiła
się.
-
Wiem, że nie wyglądam najlepiej.- burknęła, opadając w krzesło.- Wyglądam jak
stado słoni.... Nie dobrze mi.
-
Serio? Zamień się. - mruknęła i położyła głowę na stole. - Chciałabym być tak
chuda jak ty. Narzekasz, że jesteś gruba, a to nie prawda. Większość tych
psycholi ogląda się za tobą. Nawet ten cały doktorek. - mruknęła w stół i się
podniosła. Widząc jej minę dodała. -Tylko nie mów,że tego nie zauważyłaś.
Pochyliła
się nad stołem.
-
Nienawidzę siebie. Zastanawiam się, ile potrzebują czasu, żeby zrozmieć, że ja
chcę umrzeć.
-
Głupia jesteś. Życie... Jest do dupy, ale musimy żyć, żeby chronić innych
frajerów przed nim. - mruknęła. - Nie powinnaś tak mówić.
Odsunęła
się.
-
Nie obchodzi mnie to. Znasz to uczucie, kiedy tak bardzo się nienawidzisz?
Kiedy tak bardzo nienawidzisz swojego ciała, że wbijasz w nie paznokcie i
próbujesz je z siebie zdrapać licząc na to, że może dzieki temu, będziesz się
nienawidzić nieco mniej?
-
Z lekka. - mruknęła ponuro. - Kiedy wszyscy je widzą... Śmieją się...
Nabijają... Porównują do zwierząt... Wiem...
-
Nienawidzę siebie.- mruknęła.- Nie wyjde stąd żywa bo wiem, że to się nigdy nie
zmieni. Nie zależnie od tego, czym będą mnie karmić.
-
Jeśli chcesz szybko wyjść to wdaj się w romans z doktoriek. - wskazała na
Harrego. - Może dzięki temu cię szybciej wypuszcza. On wypisze papierek, który
potwierdzi, że nie musisz tu być i problem z głowy. - wzruszyła ramionami.
-
Skoro masz taki genialny plan, to czemu sama go nie wykorzystasz?- prychnęła.
-
Bo nie przepadam za tym kretynem. - warknęła. - Jest debilem i tyle.
-
Nie mów tak.- zganiła ją.- Harry jest... Dobry. W przeciwieństwie do większości
tego personelu... On jest na prawde dobry. Po za tym, w twoim genialnym planie
jest luka. On nie jest psychiatrą. Jego opinia się w tym wypadku nie liczy.1
-
Jasne. Dobry. On rani psychicznie, a reszta i psychicznie i fizycznie. Nie
widzę dużej różnicy. - mruknęła. - Nie różni się niczym. Cały ten szpital jest
do dupy. Personel jeszcze gorszy.
-
Rani psychicznie?- parsknęła.- Dobre. To tak, jakby powiedzieć, że szczeniaczek
Labradora może cię zagryźć. Ale mniejsza... Napiłabym się wody.
-
To mu to powiedz. - prychnęła. - Jesteś anorektyczką. Nie przeżyłaś wielkiej
trumy. Po prostu nienawidzisz swojego ciała. Nie zrozumiesz o co chodzi. -
mruknęła i wyszła ze stołówki.
-
Oczywiście.- prychnęła pod nosem. Wstała od stolika.
-
A ty gdzie chcesz iść? - obok pojawiała się Megan. - Harry, chodź tutaj!
-
Co się dzieje? Jak się czujesz, Lolu?- zapytał zmarwiony.
-
Czuje się dobrze. Idę do pokoju.
-
Nic nie zjadłaś. - powiedziała pielęgniarka.
-
Bo ta papka śmierdzi. Sama spróbuj to zjeść.
-
Zażalenia do szefa kuchni nie do mnie. - mruknęła.
-
Tak więc idę.- mruknęła, mijając ją.
-
Potem ci coś przyniosę. - dodała i odeszła.
-
Lolu..- zaczął Harry.- Musisz jeść.
-
Wiem.- mruknęła.- Powiedz temu swojemu przygłupiemu kumplowi, że zanim się
wjedzie, trzeba pukać.
-
Komu?- Styles zmarszczył brwi.
-
Dobrze wiesz, komu.- ruszyław stronę korytarza prowadzącego do skrzydła
sypialnego.
-
Jasne, że wiem.- westchnął, po czym obrucił się i ruszył do stolika, przy
którym siedział Louis.
-
No, jest źle.- zaczął lekarz, opadając na krzsło.
-
W kwestii? - odsunął jedzenie i oparł się na krześle.
-
Ludzie zaczynają nazywać cię moim kumplem.
-
To nie gadaj ze mną. - wzruszył ramionami.
-
Masz wiadomość.- odparł.
-
Jaką?
-
Przed wejściem się puka.
-
Poskarżyła się?
-
A ma no co?- zapytał, unosząc brew.
-
Nie.
-
Na pewno?
-
Kumplowi nie wierzysz? - zaśmiał się.
Przewrócił
oczami i uśmiechnął się.
-
Kumpluję się z pacjentem psychiatryka... Powinienm się martwić, no nie?
-
No raczej.
-
Tak więc, powiedziała, że najpierw się puka.- puścił do niego oczko, wstając.-
Tylko grzecznie, bo tam wszędzie szwendają si pielęgniarki.
-
Tak jest doktorku. - zaśmiał się cicho.
-
Idę. Będę dopiero jutro, na nocnej zmianie. Nie narozrabiaj,
-
Jasne.
-
Aaaaa, właśnie. Zapomniałbym.
Zmarszczył
brwi.
-
O czym?
-
Zemszczę się. I to krwawo. Za to, co naopowiadałeś Olivi.
-
A co? Dała ci kosza? - prychnął. - Nie ładnie. Nie ładnie.
-
Uważaj, żeby Lola nie dała ci kosza, jak jej powiem, jak przez pierwszy miesiąc
pobytu chodziłeś tylko i wyłącznie w bokserkach z nosem klauna.
-
Mogę je nawet jej pokazać. - wystawił mu język i ściszył głos. - Lekarz i
pacjentka? Skandal... Pierwszy i ostatni....
-
Skończ.- przewrócił oczami.- Nic z tego nie wyjdze...
-
A jednak dała kosza. - zaśmiał się. - Co zrobiłeś?
Harry
patrzył na niego w ciszy, uśmiechając się lekko.
-
Ciesz się, że tu nie można mieć ostrych przedmiotów...- mruknął, obrajacjąc się
na pięcie.
-
Do jutra!
Ten
tylko pokręcił głową i wrócił do dania.
Popołudnie.
Do
pokoju 1804 rozległo się ciche pukanie. Chłopak nie czekając na pozwolenie
wszedł do środka. Zamknął za soba drzwi. Usiadł tam gdzie wcześniej. Popatrzył
na dziewczynę. Uważnie się jej przyjrzał.
-
Jak się czujesz? - zapytał spokojnie. - Nie wyglądasz najlepiej. Jadłaś? A może
coś piłaś? Wodę?
-
Po co ci to wiedzieć?- warknęła, przyykrywając się szczelniej kocem.
-
Chcę wiedzieć. A poza tym chciałbym z tobą pogadać. Niczego więcej nie
oczekuję. - wzruszył ramionami.
-
Rozmawiasz tylko z Harrym.- prychnęła.
-
Ale chcę pogadać z tobą. Nie jesteś Harrym, więc... - mruknął. - Nie jesteś lekarzem, więc nie będzie cię
obchodzić czemu tu jestem. Normalna rozmowa. Tylko tego chcę.
-
Masz od tego innych pacjentów.- mruknęła, odwracając twarz.
-
Ta. Słuchać jak to jest kogoś zgwałcić, albo jak to jest... Nie dzięki. -
wywrócił oczami.
-
Nie wszyscy tutaj mają takie problemy.- prychnęła.- A... Jak ty tu trafiłeś?
-
Małe załamanie nerwowe. - puścił jej oczko.
-
Gdyby było małe, już dawno by cię wypuścili.- mruknęła, przyglądając mu się
czujnie.- A jesteś tu najnormalniejszą osobą. Więc czemu ciągle tu siedzisz?
-
Uważają, że jestem niebezpieczny. - uniósł zabawnie brwi. - Że jeśli mnie
wypuszczą to coś sobie zrobię albo komuś.
-
Hm. Ciekawe...
-
No. - mruknął. - A teraz mi powiedz czemu wciąż odmawiasz jedzenia. Jesteś
chuda i fajna, ale głupia. Nie jesz, a tym doprowadzisz do śmierci. Cierpienia
wielu osób.
-
Nie zrozumiesz.- burknęła, przyciągając swoje kościste kolana pod brodę.
-
To mi to wytłumacz.
Zamilkła.
-
Lola. - spojrzał na nią. - Wytłumaczysz mi to?
-
Tego się nie da wytłumaczyć.- mruknęła.- Z jakiegoś powodu siedzę zamknięta z
psycholami. Bo sama jestem psychiczna.
Zaśmiał
się cicho.
- Nie jesteś psychiczna. Po prostu masz
problem, którego ci idiocie nie potrafią zrozumieć i rozwiązać.
Popatrzyła
na niego z dozą szaleństwa w oczah.
-
Trzy razy próbowałam popełnić samobójstwo. Odrywałam sobie kawałki ciała. Przez
tydzień wymiotowałam wszystko, co włożono mi do ust. Ja powinnam tu siedzieć.
-
Bez powodu tego nie robiłaś.
-
Nienawidzę siebie.- szepnęła.- Mam nadzieję, że któregoś dnia za bardzo wkurzę
tą całą Megan i wstrzyknie mi za dużo środków nasennych.
-
Nie możesz nienawidzić samej siebie. - mruknął niezadowolony z jej wypowiedzi.
- Szkoda, że nie leczą inteligencji.
-
Mogę, nie zabronisz mi.- prychnęła.
-
Nie chcę ci zabraniać. Po prostu uważam, że taka dziewczyna jak ty nie powinna
mieć takich problemów. Nie powinno cię tu być. Jesteś...
-
A ty co tu robisz? - do pokoju weszła zła Megan. - Nie powinno cie tu być!
-
Też tak uważam. Za to ty pasujesz tu idealnie.- warknęła w odpowiedzi brunetka.
-
A ty nie powinnaś żyć. - mruknął wstając. - Ludzie patrząc na ciebie boją się.
Mogłabyś w końcu zrobić coś z tym czymś co nazywasz twarzą.
-
Wyjdź stąd! - krzyknęła, a chłopak opuścił pokój. - Grabisz sobie.
-
Ty też. Chociaż, tak czy inaczej Harry prędzej przespałby się z Louisem niż z
tobą.- mruknęła.- Na sam twój widok chce mi się wymiotować.
-
Jesteś żałosna. - prychnęła i zaczęła podłączać jej kroplówkę. - Nie ruszaj się
za bardzo. Musisz to dostać. Harry kazał ci to dać pod wieczór.
Ani
drgnęła, czekając, aż igła wbije się w jej żyłę. Pielęgniarka szybko podłączyła
ją do kroplówki i postawiła jej butelkę wody na stoliku.
-
Przyjdę w nocy. - mruknęła wychodząc.
-
Wolałabym nie.- burknęła.
-
Nie ty o tym decydujesz. - rzuciła obojętnie i wyszła.
Zapadł
zmork. Wszystko pochłonęła ciemność nocy. Uliczne latarnie rozświetlały drogę.
Na niebie widniały gwiazdy i księżyc. Piękna noc. Ale nie każdy mógł ją
zobaczyć. W szpitalu panowała napięta atmosfera. Niektózy pacjęci sprawiali
problemy. Wychodzili z pokojów. Nie chcieli przyjmować leków. Panował niezły
harmider.
Harry przyszedł na dyżur. Szedł korytarzem i mijał ochorniarzy, prowadzących pacjentów. Wzrokiem wodził za nimi. Kiedy szedł coraz głębiej w korytarz usłyszał przeraźliwy krzyk. Zatrzymał się i nasłuchiwał.
- Nie! Zostaw! - przeraźliwy pisk rozległ się w całym budynku. Obudził co po niektórych. Pielęgniarki wyszły ze swojego gabinetu i również nasłuchiwały.
Harry przyszedł na dyżur. Szedł korytarzem i mijał ochorniarzy, prowadzących pacjentów. Wzrokiem wodził za nimi. Kiedy szedł coraz głębiej w korytarz usłyszał przeraźliwy krzyk. Zatrzymał się i nasłuchiwał.
- Nie! Zostaw! - przeraźliwy pisk rozległ się w całym budynku. Obudził co po niektórych. Pielęgniarki wyszły ze swojego gabinetu i również nasłuchiwały.
-
Nie! Nie! Nie! - znów ten sam krzyk. Wszyscy ruszyli w kierunku, z którego
dochodził. Kiedy weszli do pokoju zobaczyli jak dziewczyna rzuca się na łóżku.
Koszmar. Znów ten sam. Ciągle się jej śnił. Przypomniał tamten dzień. Najgorszy
w jej życiu. Została ośmieszona przed całą szkołą. Ale z czasem było coraz
gorzej i gorzej.
-
Dajcie coś na uspokojenie.- rzucił Harry, podbiegając do łóżka pacjentki.
Rzucała się na wszystkie strony, krzycząc przeraźliwie. Harry złapał ją pewnie
za nadgarstki.
-
Olivia! Olivio. Obudź się. Słyszysz, Olivia!- zawołał, potrząsając nią lekko.-
Słyszysz, to tylko sen! Obudź się.
Mocno
zacisnęła oczy, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy.
-
Zostaw... - szepnęła i zaczęła się cała trząść. Nagle znów krzyknęła, budząc
się. - Nie!
-
Ciiii.- szepnął Harry, przytulają ją do siebie tyłem. Była w szoku, nie
odskoczyła od niego. Nadal trzymał ją za nadgarstki, które skrzyżowała na
brzuchu, a jego silne ramiona oplatały ją wokół.- Olivio, to był tylko sen.
Taki, jak wcześniejsze. Oddychaj...
-
Zostaw mnie. - powiedziała cicho. - Wyjdźcie stąd.
Powoli
ją puścił i odsunął się. Machnął ręką do pielęgniarek, aby się oddaliły.
Posłusznie wyszły. Megan wciąż ją obserwowała. Wyszła. Dla Harrego.
-
Olivio, wszystko w porządku?- zapytał cicho. Jego oczy czujnie ja lustrowały.
-
Zostaw mnie. - podkuliła nogi pod siebie.
-
To był tylko sen. Stare wspomnienie. Teraz jesteś bezpieczna. Nikt cię nie
skrzywdzi.- mówił powoli, nie ruszając się.
-
Wyjdź. - spojrzała na niego wrogo. - Wyjdź stąd.
Westchnął
ciężko.
-
Zgoda.- wstał.- Zaraz przyjdzie Megan, da ci coś na uspokojenie.
-
Nie chcę. Dajcie mi spokój. - odwróciła twarz. - Niczego nie potrzebuję od was.
Po prostu dajcie mi spokój. Chcę być sama.... Już zawsze...
-
Skarbie...- mruknął, zatrzymują się na chwile w drzwiach.- Wyleczymy cię z
tego. Choćbym miał zostać tutaj do końca, do póki ty stąd nie wyjdziesz.
-
Jak tam jest? - spytała nagle.
-
Gdzie?
-
W Hyde Parku - mruknęła.
Uśmiechnął
się lekko.
-
Robi się złoto. Liście jeszcze nie spadają, ale żółknął. Wszędzie jest
strasznie dużo dzieciaków. Przychodzą ze znajomymi, z pupilami, z rodziną.
Jest... Żywo.
Jeszcze
bardziej podciągnęła pod siebie kolana i oplotła je rękoma. Schowała twarz w
kolana.
-
Chyba mi się udało.- powiedział nagle.
-
Co? - szepnęła cicho, unosząc lekko głowę.
-
Załatwić ci przepustkę.- oparł się o framugę drzwi.
-
Robisz to z litości? - bardziej stwierdziła niż zapytała.
-
Nie.- odparł.
-
To po co?
-
Bo bardzo tego chciałaś.- odpowiedział cicho.- Bo chcesz tego, no nie?
-
Tak, ale... - zawahała się. - Nie boisz się, że będę chciała ci uciec? Tak po
prostu załatwiłeś tą przepustkę?
- Nie tak po prostu...- przeczesał dłonią
włosy.- Czeka cię najpierw rozmowa z psychologiem, czy aby na pewno jest to
bezpieczne... I bardzo nalegają, żeby na przepustkę zabrał cię członek rodziny.
-
Chcę iść z tobą. - powiedziała pewnie, a na twarzy chłopaka zawitało
zdziwienie.
-
Aha... Ale obawiam się, że to będzie trudne...
-
Proszę. - szepnęła. - Nie widzieć nikogo z rodziny. Po prostu chcę poczuć inny
zapach niż ten. Tak dawno nie widziałam drzew. Normalnych ludzi.
Znów
wsunął dłoń we włosy i lekko je szarpał. Zagryzł dolną wargę w zamyśleniu.
-
Ale potrzebujemy zgody od członka twojej rodziny.
-
Z tym nie będzie problemu...
Popatrzył
na nią, zastanawiają się.
-
Skąd mam pewność, że nie będziesz mi sprawiać problemu?
-
Jeśli nie chcesz to nie musisz mnie nigdzie zabierać. Wytrzymam tutaj. -
mruknęła. - Nie jestem psychopatką, która czyha na twoją śmierć. A poza tym...
jesteś silniejszy, no nie?
-
Nawet nie myślałem o tym, że mogłabyś mi coś zrobi.- zmarszczył brwi.
-
Jasne...
-
Boję się, że będziesz chciała zrobić coś sobie...
Odwróciła
twarz.
-
Gdybym... Chciała się zabić. Zrobiłabym to już dawno. - mruknęła nisko.
-
Zrobić sobie krzywdę, a się zabić, to są dwie różne rzeczy.- powiedział cicho.-
Tak czy inaczej. Do kogo mam dzwonić, żeby zdobyć podpis kogoś z rodziny?
-
Do ojca. - mruknęła.
-
Dobrze. Chcesz coś nasennego?
-
... - zawahała się. - Przytulisz mnie?
Otworzył
szerzej oczy i uniósł brwi ze zdziwienia.
-
Na pewno?
-
Mhm. - przełknęła głośno ślinę.
Powoli
podszedł do łóżka i usiadł na jego skraju. Otworzył ramiona. Niepewnie się do
niego przytuliła. Odetchnęła z ulgą, kiedy jego mocne ramiona otoczyły nią.
Bała się, ale... wiedziała, że przy nim jest bezpieczna.
-
Na pewno zaśniesz?- wyszeptał w jej włosy.
-
Mhm. - przytuliła go mocniej. - Na pewno.
-
Okay.- uśmiechnął się, głaszczą ją delikatnie po plecach.- Gdyby coś się działo,
będę w dyżurce.
-
Dobrze. - powoli się odsunęła. - Dziękuję.
Uśmiechnął
się i wstał.
-
Kładź się spać.
Uśmiechnęła
się lekko i położyła z powrotem.
Przykrył
ją kołdrą i poprawił jej poduszkę.
-
Dobranoc, śpij dobrze.- pogłaskał ją czule po głowie.
-
Dobranoc. - szepnęła i zamknęła oczy.
Wyszedł,
zamykając za sobą drzwi.
-
Nie możesz jej stąd wyprowadzić. - odepchnęła się od ściany z założonymi
rękami.
-
Megan?- zapytał zdziwiony.- Co ty tu robisz? Czemu nie pracujesz?
-
Nie możesz. Jest nienormalna. Nie może opuścić tego budynku.
-
Owszem, może. Każdy pacjent może trzy razy w roku dostać przepustkę.
-
Ale nie z lekarzem. - warknęła. - Jest niebezpieczna. Może zrobić ci krzywdę
-
Z lekarzem nie. Ale podczas jej przepustki, mogę prywatnie zaprosi ją na
spacer. Nie martw się, nic mi nie będzie.
-
Nie możesz. - mruknęła. - Jeśli coś ci zrobi to kto będzie leczył innych? Nie
możesz iść z nią
-
Mogę. Nie jest to wbrew prawu, ani wbrew moim obowiązkom. o więcej, jeden z
pracowników szpitala, powinien być w pogotowiu, gdyby coś jej się stało podczas
przepustki. W zym widzisz problem?
-
W niej. - odparła wrogo.
-
O co Ci chodzi? Tak na prawdę?- zapytał, krzyżując ramiona ramiona na piersi.
-
Jesteś nieprofesjonalny. Odkąd zacząłeś się nią zajmować zmieniłeś się... Tak
jakbyś się zakochał... - mówiła z przymrużonymi oczami. - Czujesz coś do niej?
-
Nigdy nie byłem w 100% profesjonalny, jeśli przez profesjonalność rozumiesz
warczenie do pacjentów, wyzywanie ich i znęcanie się nad nimi.- syknął.- To są
ludzie, więc wszystkich traktuję jak ludzi. Mogłabyś pomyśleć, czy nie warto
zmienić swojego podejścia.
-
Ciekawe czy mówiłbyś tak samo gdybym to ja uprawiała seks z pacjentam. -
syknęła.
Zmarszczył
brwi.
-
Co?
-
To samo. - warknęła. - Każdy wie co robisz z tymi, które ci się podobają.
Był
zdezorientowany i zdziwiony.
-
Nie wiem, o co ci chodzi.
-
Nie udawaj głupka. - prychnęła. - Ile razy już to z nią zrobiłeś? Dwa? Trzy
razy w ciągu godziny? No pochwal się.
-
Jesteś żałosna.- mruknął.- Nigdy nie uprawiałem seksu z żadną pacjentką.
-
Nie wmówisz mi tego. - syknęła. - Każda tylko o tym mówi.
-
Każda? Czyli kto na przykład?- zapytał.
-
Marisa Stown. Kate Pern. Olivia Maris. - uśmiechnęła się wrednie. - Vanessa
Show. Lilly Marck.
-
Marisa i Vanessa trafiły tu, jako osoby z zaburzeniami psychotycznymi. Mają
halucynacje, realistyczne sny oraz są święcie przekonane, że każdego dnia
odwiedzają inny wymiar. Nie sądzę, żeby w ogóle wiedziały, co to jest seks.-
popatrzył na nią wymownie.- Lilly rozmawia tylko z doktor Black, która to ją
bada. W życiu nie spędziłem z nią nawet 10 minut w jednym pomieszczeniu sam na
sam, a Kate jest nimfomanką z zaburzeniami osobowości i opowiada, jak spędziła
noc ze wszystkimi pracownikami i pacjentami. Kiedyś, bardzo realistycznie opisywała
mi, jak to wy dwie, za pomocą wibratorów urządziłyście sobie przyjemne
popołudnie w toalecie.- uśmiechnął się.- Chcesz coś jeszcze dodać?
-
Ale Olivia ma tylko depresję. Zniszczyli ją doszczętnie, więc nie ma wyobraźni.
Mówi prawdę. Najprawdziwszą prawdę. Gwałcisz pacjentki i wiemy o tym oboje.
Tylko ty i ja.
-
Nie gwałcę pacjentek i wiemy o tym oboje, ty i ja. Nie wierzę, żeby Olivia coś
takiego powiedziała. A na twoim miejscu bym uważał, bo skarży się na ciebie
oraz więcej pacjentów.
-
Zapytaj jej. - uśmiechnęła się wrednie i odeszła.
Przewrócił
oczami i odetchnął. Mimowolnie spojrzał w stronę drzwi do pokoju blondynki.
Zawahał się.
-
Nie, nie skłamałby tak.- mruknął sam do siebie, potrząsają głową.
Podoba mi sie, czekam na kolejna czesc :)
OdpowiedzUsuń