Kolacja.
Stołówka.
Miejsce, w którym czuli się bezpieczni. Zero zastrzyków. Zero badań. Po prostu
siedzieli. Jedli. Rozmawiali. W powietrzu uniosła się dziwna atmosfera. Inna
niż zwykle. Louis od samego rozpoczęcia się posiłku opowiadał o sobie. Nawet
namówił dziewczynę na mały posiłek. Nie chętnie go zjadała i bardzo
powstrzymywała się od zwymiotowania. Pielęgniarki chodziły między stolikami.
Ochroniarze stali pod ścianami i rozmawiali między sobą. Pacjenci siedzieli i
jedli. Brakowało tylko jednej z nich. Niebieskookiej blondynki. Megan też nie
było.
-
Masz. - przyniosła jej tackę z jedzeniem. - Nie mogę pozwolić na twoje
zdechnięcie.
-
Przed chwilą mi groziłaś, że mnie zabijesz, a teraz dajesz jedzenie? -
prychnęła.
-
Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Rozumiesz? - warknęła.
-
Bo Harry cię nie będzie chciał? I bez tego nie masz u niego szans.
Poczuła
pieczenie policzka. Uderzyła ją. Pierwszy raz w twarz. Spojrzała na nią przerażona.
-
Ciesz się, że nie mam ostrych przedmiotów. - warknęła.
Nie
odpowiedziała jej. Po prostu spuściła głowę.
-
Przyjdę za godzinę. - rzuciła wychodząc.
-
Słuchasz mnie? - zapytał nagle.
-
Hm? Tak, tak.- mruknęła, czujnie wpatrują się w drzwi.
-
Kłamiesz. - mruknął. - Nie słuchasz tego co mówię.
-
Wyłączyłam się po pidżamie w misie.- przewróciła oczami.- Nadal nie
powiedziałeś mi niczego ważnego. Nie obraź się, ale nie lubię dzieci, więc
średnio mnie obchodzi, jakie śpioszki obrzygałeś.
-
Przed chwilą mówiłem o tym. - zaśmiał się, a przez drzwi weszła Megan.
-
Wiem i dlatego cię nie słuchałam...- mruknęła, śledząc wzrokiem pielęgniarkę.-
Wiesz, chyba już pójdę.
-
Dobrze. - uśmiechnął się. - Dobranoc.
-
Przyjdziesz jeszcze do mnie?- zapytała cicho.
-
Dzisiaj?
Przytaknęła
głową.
-
Postaram się.
-
I możesz wziąć ze sobą kisiel malinowy.- uśmiechnęła się.- Megan!
-
Okay. - zaśmiał się cicho.
-
Co? - mruknęła mijając ją.
-
Odprowadź mnie do pokoju.
-
Chodź. - niechętnie zawróciła.
Wstając,
Lola włożyła do długiego rękawa białej koszuli, plastikowy nożyk.
-
Właź. - mruknęła otwierając jej pokój.
Brunetka
złapała pielęgniarkę za ramię i wciągnęła do środka. Przyparła ją twarzą do
ściany, blokując jej ręce z tyłu i przykładając nożyk do gardła.
-
Śmieszna jesteś. - warknęła i się wyrwała. Pozycje się zmieniły. - Nigdy mnie
nie zaskoczysz.
-
Zabiję cię.- warknęła.- Zabiję cię za to, co do niej mówisz. Zabiję cię za to,
jak nas szarpiesz. Zabiję cię za to, że jej grozisz.- napluła jej na twarz.
Pielęgniarka
wytarła jej ślinę, a następnie wygięła jej rękę. Dziewczyna pisnęła.
-
Słuchaj mała suko... - zaczęła.
-
Zabiję cię. Jeszcze nie wiem jak, ale uwierz mi, nikt stąd za tobą nie
zatęskni.- warknęła, powstrzymując jęk.
-
Zamknij się suko. - warknęła. - Nie tkniesz mnie. Prędzej to ja ci zrobię
krzywdę...
-
Akurat się boję.- warknęła.- Możesz sobie zastraszać Olivię, ale przysięgam ci,
jeśli jeszcze raz dorwę cię, jak podnosisz na nią rękę... To będą ci tej ręki
szukać w twojej dupie.
-
Nic nie warta szmata. - syknęła. - Obie. Ty i ona. Nic nie warta szmata...
Chętnie bym zrobiła to jeszcze raz...
Nagle
Megan poczuła, jak ktoś kładzie jej rękę na ramieniu i mocne szarpnięcie. Puściła brunetkę i poleciała na ścianę za sobą.
-
Co jest? - warknęła i zobaczyła... Harrego.- Co ty tu robisz?
-
Co ja tu robię?! Dowiaduję się genialnych rzeczy! Co byś chętnie zrobiła
jeszcze raz, co?!- krzyknął. Evans jeszcze nigdy nie widziała go w takim szale.
Był wściekły i ta wściekłość biła od każdego centymetra kwadratowego jego
ciała. Jego zielone oczy ciskały błyskawicami a ręce miał zaciśnięte w pięści.
-
Nic. - warknęła.
-
Nic? To ja cię uświadomię. Słyszałem wszystko. Wszystko!
-
No i co z tego? Niczego to nie zmieni. Nie boję się ciebie.
-
Zmieni. W tej chwili masz stąd wyjść. Spodziewaj się dyscyplinarnego zwolnienia
z pracy.
-
Ty również. - warknęła i wyszła trzaskając drzwiami.
Przeczesał
dłonią włosy.
-
Wszystko w porządku?- zapytał, mierząc brunetkę wzrokiem.
-
Tak, jasne że tak.- przewróciła oczami.- Lepiej biegnij do Olivi. Nie ufam tej
szmacie.- warknęła.
-
Raja.- mruknął, wychodząc.- Przysłać ci...
-
Lou przyjdzie.- odpowiedziała.
-
Okay.- przytaknął tylko i ruszył biegiem wzdłuż korytarza.
-
Hej. - Lou wszedł do 1804.
-
Hej.- westchnęła, jakby zmęczona, opadając ciężko na łóżko.
-
Co się stało? - usiadł obok niej.
-
Nic.- mruknęła, pocierając lekko posiniałe przed ramię.
-
Nie kłam. - zmarszczył brwi.
-
Nic się nie stało...
-
To dlaczego jesteś smutna?
-
Booo... Bo mnie ręka boli.
-
Co ci zrobiła? - mruknął nisko.
-
Ni takiego.- przewróciła oczami.
-
Powiedz mi.
-
Nic.- ucięła.- Grunt, że więcej nie zrobi. Harry wszystko widział i słyszał.
-
Żartujesz?
-
Nie.- uśmiechnęła się.- Mówiłam, że się jej pozbędę...
-
Ale skąd wiedziałaś, że przyjdzie?
-
No... Nie wiedziałam...
-
Wspaniała jesteś. - uśmiechnął się.
Zmarszczyła
brwi.
-
Co?
-
No, że to zrobiłaś. - wyjaśnił.
-
Nic nie zrobiłam... Chciałam ją pociąć plastikowym nożem, ale trochę mi nie
wyszło...
-
Odważna jesteś.
-
Głupia pasowałoby lepiej...
-
Nie. Nie jesteś głupia.
Położyła
się na łóżku.
-
Jestem. Jestem głupia, tłusta i brzydka. Zawsze taka byłam.
-
Nie. Jesteś mądra, szczupła i piękna. - spojrzał jej w oczy. - Myślisz, że
gdybyś była głupia, tłusta czy brzydka to bym tu z tobą siedział?
-
Myślę, że siedzisz tu z litości, albo dlatego, że jesteś aspołeczny i nie
umiesz rozmawia z innymi.- mruknęła, gapią się w sufit.
-
Nigdy nie potrafiłem się litować. Dla
mnie zawsze będziesz szczupłą i mądra dziewczyna. Tą najpiękniejszą. -
szepnął czule.
-
Ale dla siebie nie będę.- mruknęła.
-
Dlatego chce ci pokazać, że taka właśnie jesteś. Musisz to zobaczyć. Uwierzyć w
to.
-
Ale tak się nie da.- warknęła.- Gdybyś... Gdybyś przez 20 lat na każdym kroku
słyszał, że jest źle, że jesteś paskudny, że wszyscy się ciebie wstydzą, że
odstajesz, że jesteś głupi, że nie myślisz... Zacząłbyś w to wierzy. I to
szybciej, niż i się wydaje...
-
Nie pozwolę, żeby ktokolwiek tak mówił o tobie. Rozumiesz? Nikomu. - mruknął
nisko, jej ciało przeszedł dreszcz.
-
Teraz już za późno. Nie cofniesz czasu..- szepnęła.
-
Ale mogę wpłynąć na przyszłość. - uniósł zabawnie brwi.
Przesunęła
się na łóżku pod ścianę, robią miejsce.
-
Więc jak? - spojrzał na nią. - Pozwolisz mi zmieć przyszłość?
Poklepała
materac obok siebie. Usiadł obok niej. Przewróciła oczami.
-
Boże z wami facetami trzeba tak dosłownie.- mruknęła, łapiąc go za ramię i
ciągną w dół tak, żeby się obok niej położył.
-
Więc? - zaśmiał się cicho. - Pozwolisz na to?
- Jeszcze nie wiem.- mruknęła, nieśmiało się do niego przytulając.
Delikatnie
ją objął ramieniem.
-
Rozumiem. - szepnął w jej czarne włosy.
Wtuliła
twarz pod jego obojczykiem.
-
Jesteś tak nie wiarygodnie...
-
Jaki?
-
Słodki.- mruknęła cichutko.
-
Uczę się od najlepszych. - spojrzał na nią znacząco.
Nie
odpowiedziała.
-
Przyniosłeś mi kisiel?- zapytała, po chwili ciszy.
-
Nie. Muszę iść po niego. - mruknął.
-
Nie, zostań...- złapała go za rękę.
-
A kisiel?
-
Jutro.
-
Okay. - położył się z powrotem.
Uśmiechnęła
się lekko.
Harry
w szaleńczym tempie pokonał szpitalne korytarze. Gwałtownie zatrzymał się przed
drzwiami pokoju blondynki, niemal w nie wbiegając. Energicznie w nie zapukał.
-
Proszę. - usłyszał cichy szept. Kiedy wszedł zobaczył jak dziewczyna siedzi na
łóżku i spokojnie je kolację. Zaskoczona spojrzała na niego. Obserwowała każdy
jego ruch. Kiedy zobaczył, że jest cała i bezpieczna, westchnął ciężko. Zamknął
za sobą drzwi i oparł się o nie, przeczesując dłonią niesforne loki. Olivia
była zdziwiona, że Styles nie jest ubrany w swój uniform lekarza. Miał na sobie
czarne jeansy, biały podkoszulek i czarny, długi płaszcz. Dziewczyna jak gdyby
nic wróciła do jedzenia. Powoli przeżuwała posiłek, wciąż powstrzymując się
przed wypowiedzeniem choćby jednego słowa. Bała się. Ciągle się bała. Poza tym
gdyby to zrobiła powiedziałaby też o dzisiejszym wypadku, o ochroniarzach,
którzy siłą ją rozebrali do badania. Nie chciała, żeby o tym wiedział. Po
prostu milczała wpatrując się w tackę z jedzeniem. Spokojnym krokiem, podszedł
do niej i kucnął kawałek dalej.
-
Olivio...
Powoli
podniosła głowę i spojrzała na niego.
-
Wiem o wszystkim.- powiedział cicho.
Zrobiła
wielkie oczy. Była zaskoczona. Przecież to niemożliwe, pomyślała.
-
O czym? - zapytała marszcząc brwi.
-
O Megan.
-
No i?
-
Wiem, że ci groziła. I że cię biła i poniżała...- zaczął nie pewnie.- Czemu mi
o tym nie powiedziałaś?
-
Wyjdź. - powiedziała pewnie.
-
Czemu mi nie powiedziałaś?- powtórzył pytanie, nie ruszając się z miejsca.
-
Wyjdź. - mruknęła wracając do jedzenie.
-
Olivia, do cholery, odpowiedz! - pierwszy raz, odkąd go poznała, do niej
krzyknął.
-
Powiedziałam wyjdź! Nie chcę cię widzieć! Chcę być sama! - krzyknęła nie
podnosząc głowy i zaciskając w pięściach białe prześcieradło.
-
O co chodzi?! Czemu nie chcesz mi powiedzieć?!- położył dłoń na jej zaciśniętym
nadgarstku.- Ona cię nie skrzywdzi. Jeśli się do ciebie zbliży, osobiście
złapię ją za szmaty i wywalę ze szpitala.
-
Nie dotykaj mnie! - pisnęła i się gwałtownie odsunęła. Zasłoniła uszy i odsunęła pod samą ścianę. Skuliła się. - Zostaw mnie...
-
Nie skrzywdzę cię.- powiedział cicho.- Nie zrobię tego, co... Oni.
-
Nie dotykaj mnie...
Zacisnął
szczękę i wstał.
-
Nie dotknę. Ja... Sądzę, że to będzie dobre, jeśli... Jeśli przejmie cię doktor
Black...
-
Nie! - krzyknęła gwałtownie. - Nie chcę!
-
Czemu?
-
Po prostu nie chcę. - szepnęła cicho. - Tylko proszę, nie dotykaj mnie
więcej... Nigdy...
-
Dobrze wiesz, że to nie możliwe.- odpowiedział.- I... Faktycznie, jestem zbyt
wyrozumiały względem ciebie... Nie powinienem traktować cię ulgowo. Doktor
Black lepiej się tobą zaopiekuje...
-
Jasne. - prychnęła. - Bo wiesz co jest dla mnie najlepsze! Wszyscy to wiecie!
Ale tak naprawdę gówno wiecie! Nic nie rozumiecie! Miałam tu dojść do siebie, a
jest coraz gorzej! Do dupy to wszytko! - wrzasnęła przeraźliwie głośno
wymachując rękoma, czym spowodowała odklejenie opatrunku.
Przewrócił
ozami i delikatnie złapał ją za przed ramię.
-
Nie wierć się.- mruknął, poprawiają igłę i naklejając świeży plaster, leżący
obok sprzętu.
-
Zostaw. - mruknęła. - Wolę się wykrwawić niż być tutaj.
-
Przykro mi.- mruknął pod nosem.
-
Jasne. - prychnęła. - Wam wszystkim jest przykro, że musicie nam pomagać.
-
Oczywiście. A ty wiesz to tak dobrze, jak my wszyscy wiemy, co ci trzeba.-
prychnął.- Mniejsza. Cieszę się, że Megan nic ci nie zrobiła. Do widzenia,
panno Maise.
-
Wyrzuć ich stąd. - mruknęła nagle, przez co chłopak zatrzymał się w połowie
kroku.
-
Kogo niby?
-
Black... Ochroniarzy... - mruknęła niemrawo. - Megan... Nie chcę, żeby tu
byli...
-
Wytłumaczysz mi, czemu?
Wzięła
głęboki oddech i usiadła, przy skraju łóżka, po turecku. Oparł się bokiem o
ścianę i skrzyżował ręce na piersi.
-
Dzisiaj... po tym jak Megan podłączyła mi kroplówkę... - mówiła niepewnie.
Wciąż patrzyła się na swoje ręce, którym nie potrafiła znaleźć zajęcia. -
Przyszła Lola... powiedziałam jej o wszystkim... chciała iść do Megan...
chciałam ją powstrzymać... wyrwałam wenflon...jedyne co pamiętam to dużo
krwi... potem... - po jej policzku zaczęły spływać łzy. - Potem...obudziłam się
w gabinecie Black... Nie... Nie chciałam, żeby mnie badała... Bałam się...
Chciałam do pokoju... do Loli...ale zawołała ochroniarzy... zrobili to....
siłą... bolało... ten sam wstyd... oni widzieli...
Odwrócił
od niej wzrok i przełknął ślinę.
-
Powinnaś... Powinnaś była wykonać polecenia lekarza.- powiedział cicho,
starając się, by jego ton był poważny.
-
Nie powinna tego robić... - warknęła. - Doskonale zna powód mojego pobytu
tutaj...
-
Powinna. Jej zadaniem było cię zbadać. Stawiałaś opór, więc wezwała pomoc.-
warknął.- Nie rozumiesz tego? To jest szpital psychiatryczny. Tu wszyscy mają w
dupie to dlaczego i po co tu jesteś. Każdy chce zrobić to, co musi i mieć to z
głowy. Nie wszyscy są... Tak wyrozumiali.- wypluł to słowo i westchnął.- A ja
nie powinienem traktować cię ulgowo.- powiedział cicho.- Powinienem był zrobić
to samo co ona i przypilnować, żebyś uważała mnie za sukinsyna.
-
Udało ci się. - powiedziała przez zaciśnięte zęby i odwracając głowę.
Pokiwał
głową
-
To dobrze.- mruknął cicho.- Do widzenia.
-
Żałuję, że Megan tego nie zrobiła... - mruknęła sama do siebie.
Gdy
wyszedł, pierwszym, co zrobił, było pójście prosto do dyrektora szpitala.
Pokazał mu filmik, który nagrał telefonem, na którym widać, jak Megan grozi
Loli i przyznaje się, że biła inną pacjentkę. Mężczyzna poprosił Harrego, aby
ten zgrał mu filmik na komputer i obiecał, że już od następnego dnia, Megan nie
będzie pracować w szpitalu. Szatyn przytaknął, podziękował i poszedł do swojego
gabinetu. Zapomniał zabrać ze sobą teczkę. Właściwie, to tylko po to wrócił
wieczorem do pracy. Zapukał cicho do gabinetu lekarskiego.
-
Proszę!
Styles
wsunął się do pokoju.
-
Dobry wieczór, doktor Black. Ja tylko po teczkę. Zapomniałem ją zabrać...
-
Dobry wieczór, doktorze Styles. Tak, oczywiście. - mruknęła nie podnosząc głowy zza papierów.
Chłopak
pozbierał swoje rzeczy, życzył kobiecie dobrej nocy i wyszedł na korytarz.
Kiedy
czarnowłosa otworzyła oczy, zobaczyła obok siebie śpiącego Louisa. Po cichu
podniosła się do pozycji pół siedzącej, żeby na niego popatrzeć. Z lekkim
rozbawieniem stwierdziła, że gdy śpi, jest jeszcze słodszy niż zazwyczaj.
Włosy, rozwiane po poduszce, zasłaniały mu odrobinę powieki. Pod oczami nie
było widać tak dużych cieni, jak zawsze. Miał rumiane policzki i lekko otwarte
usta. Wyglądał na 5 lat młodszego i weselszego.
-
Nie patrz na mnie. - warknął nie otwierając oczu.
Jej
uśmiech poszerzył się.
-
Czemu?- zapytała cicho.
-
Po prostu nie patrz. - mruknął. - Idź sobie i daj mi spać.
-
Śpij. Nawet cię nie ruszam.-prychnęła.
-
Ale patrzysz się, a to już wystarczy, żeby mnie rozproszyć. - otworzył jedno
oko.
-
Bo wyglądasz uroczo.- mruknęła.- Śpij. Idę sobie.
-
Mhm.- mruknął i odwrócił twarz.
Dziewczyna
wstała z łóżka. Wyciągnęła jakieś ubranie z szafeczki i poszła do łazienki. Po
drobnej toalecie, wzięła głęboki wdech. Pierwszy raz od tygodnia, podeszła do
nie dużego lusterka nad umywalką. Skrzywiła się na widok swojej twarzy. Na
zapadnięte policzki, wiszącą skórę, oczy bez życia, poszarzała cera. Była
brzydka. Była okropnie brzydka. Nie dość, że była gruba, to jeszcze brzydka.
Odwróciła się na pięcie, powstrzymują łzy. Jak burza wybiegła z łazienki i nie
zważając,c że narobiła tyle hałasu, że obudziła Lou, wybiegła na korytarz.
Natknęła się na dwie pielęgniarki, które rozmawiały o zwolnieniu z pracy Megan.
Brunetka od razu się rozpromieniła i stwierdziła, że koniecznie musi podzieli
się tą wiadomością z Olivią. Ruszyła w dół korytarza, ale zatrzymała się przy
zakręcie, słysząc znajomy głos.
-
... Nie, słuchaj, ja wiem, jak to idiotycznie brzmi...- Harry nacisnął kciukiem
i palcem wskazującym na nasadę nosa. Rozmawiał przez telefon.- Ale co ja
poradzę na to, że ona... Tak, wiem. Jestem w szpitalu psychiatrycznym. Ale ona
nie jest jakaś pojebana! Po prostu ma problem... Tak. Wiem. Specjalnie jej to
powiedziałem... Jeśli będzie mnie nienawidzić, może... Może uda mi się o niej
zapomnieć... Nosz kurwa, skończ! To nie jest zabawne! ... Zabiję cię kiedyś,
Horan.- zaśmiał się cicho.- Zachowujesz się jak smarkacz... Nie, nie wie, że ją
kocham. I niech tak zostanie. ... Nic nie poradzę, że mam słabość do blond
włosów.- zaśmiał się, ruszając w stronę brunetki. Ta, szybko weszła do
pierwszego lepszego pomieszczenia, którym okazałą się szafa na szczotki.
Poczekała,
aż lokaty ją minie, po czym wyskoczyła z kanciapy i ruszyła biegiem do pokoju
koleżanki. Wpadła do niego zdyszana, nawet nie pukając.
-
Oli...via... Nie... Uwierzysz... Czego... Czego się dowiedziałam...- oparła się
o ścianę.
-
Czego? - mruknęła siadając.
-
Po pierwsze...- powiedziała, gdy oddech jej się ustabilizował.- Wywalili Megan.
-
A po drugie? - nie zmieniła swojego tonu.
-
Nasz przystojny doktor jest zakochany.- zachichotała.
-
No i co z tego? - wzruszyła ramionami.
Przewróciła
oczami.
-
Dziękuję, za twój nadmierny entuzjazm. Spokojnie, bo jeszcze się zmęczysz tą
radością.
-
Daj mi spokój. Wszystko mnie boli. - jęknęła i się położyła z powrotem.
-
Niby czemu cię boli?- brunetka usiadła na krzesełku.
-
A skąd mam wiedzieć? - mruknęła. - Spałam. Obudziłam się i już bolało.
-
Jesteś strasznie marudna.- burknęła niezadowolona.
-
Trudno. - wzruszyła ramionami. - No, ale w kim jest zakochany doktorek?
- Pff. I tak masz to w dupie.- prychnęła,
wstając.- Powiem ci, jak będziesz wystarczająco zainteresowana.
-
Nie. No, która jest tą szczęściarą, żeby taki sukinsyn się w niej zakochał? -
mruknęła siadając.
-
TYM BARDZIEJ ci nie powiem.- podkreśliła dwa pierwsze wyrazy.- Nadal nie
rozumiem, czemu nazywasz go sukinsynem.
-
Sam się tak nazwał. - warknęła. - Powtarzam to co usłyszałam. Dla mnie może być
każdym. - skończyła obojętnie.
-
Szczerze.- nachyliła się w jej stronę.- Lubisz go?
-
Nie. Jest denerwujący.
-
Mhm.- mruknęła, po czym wstała.- Więc sama go zapytaj.
-
Nie dobijaj mnie. - mruknęła.
-
Idę na śniadanie. Pa.
-
Czekaj idę z tobą. - mruknęła i wstała. - Mam ochotę na pomarańczę
-
Mhm.
Dziewczyny
razem poszły na stołówkę. Szły w ciszy. Nie rozmawiały o niczym. Dopiero kiedy
weszły na stołówkę rozdzieliły się. Lola poszła do stolika przy którym siedział
zaspany Louis, a Olivia blisko kuchni z jedną pomarańczą, której nie jadła. Po
prostu się nią bawiła.
-
Jaki dzisiaj jemy jogurt? - mruknął Louis.
-
Żaden.
-
Dlaczego? - zdziwił się.
-
Nie chcę jeść.
Zmarszczył
brwi.
-
A powód?
-
Nie jestem głodna. Jestem brzydka. Czemu mi nie powiedziałeś, że jestem
brzydka?
Prychnął.
-
Jasne. Jesteś brzydka jak stare, dziurawe skarpetki. - prychnął sarkastycznie.
- Jesteś głupia uważając tak.
-
Widziałam się dzisiaj w lustrze. Jestem brzydka.- powiedziała cicho.
-
A ja jestem święty Mikołaj. - powiedział uśmiechając się głupio. - Co chce
dziwecynka na gwiazdke?
-
Leki nasenne. Dużo.
-
Idę po coś do picia. Chcesz wodę? - mruknął wstając.
-
Nie.
-
Cokolwiek?
-
Nie.
-
Dobra zdam się na intuicję. - mruknął i zniknął w kuchni.
Dziewczyna
wstała od stołu i odeszła pod ścianę. Oparła się o parapet okna i wyjrzała na
zewnątrz. Padał deszcz, a krople spływające po szybie, wyglądały jak łzy.
Nagle
poczuła czyjąś rękę na ramieniu, a kiedy się odwróciła zobaczyła uśmiechnięta
twarz Harrego.
-
Nie szczerz się tak. Nie działa na mnie ten twój dołeczek.- mruknęła,
odwraacjąc się znów ku oknu.
-
Co robisz?- zapytał, stając obok niej przy parapecie.
-
Gapię się przez okno. Trudno nie zauważyć.- burkneła.
-
Czemu nic nie jesz?
-
Bo jestem brzydka.- przymknęła oczy.
-
Wcale...
-
Nawet nie zaczynaj.- warknęła.- Tak, jestem. Widziałam się dzisiaj w lustrze.
Wyglądam jak trup.
-
I jak myślisz, czemu tak jest?
Nie
odpowiedziała.
-
N... Nie wiem...
-
Kłamiesz.
-
No... Raczej nie, od...
-
Owszem. Od nie jedzenia.
-
Nie lubię jeść.- mruknęła.
-
Więc spróbuj to polubić. Lou cie szuka. Chyba ma dla ciebie coś specjalnego.
Nakrzyczał na kucharkę, że chce kisiel, ale tylko w tym ślicznym, różowym
kubku.- zaśmiał się. Brunetka mimo woli też się uśmiechnęła.
-
Zjedz ten kisiel, bo muszę go dzisiaj przebadać. Wolę, żeby miał dobry humor.-
poklepał ją po ramieniu.
-
Harry!- zawołała za nim.
-
Hm?
-
... Nie, nic.- mruknęła.- Powodzenia z piękną blondynką.- uśmiechnęła się.
-
Co?- zapytał zdezorientowany, kiedy minęła go i ruszyła z powrotem do stolika.
-
Obiecany kisiel. - wyszczerzył się chłopak stawiając przed dziewczyną
wypełniony różowy kubek.
Zaśmiała
się na widok jego miny.
-
Dziękuję.
-
Obiecałem.
-
Wiem. Dziękuję.- mruknęła, grzebiąc w nim łyżeczką.- Nakrył cię ktoś w moim
pokoju?
- Tylko Harry. - machnął ręką.
- Harry?!- zawołała, rozglądając się. Nigdzie jednak nie
dostrzegła kędzierzawej głowy.- A to dwulicowa świnia...
-
Czemu? - zaśmiał się.
-
Bo tak.- burknęła.- Myślisz, że jestem taka brzydka, bo nie jem?
-
Tak. To wszystko jest spowodowane twoim nie jadzeniem. - powiedział poważnie.
Zapatrzyła
się w kubek z kisielem. Zacisnęła mocno powieki i włożyła do ust łyżeczkę
kisielu.
-
Smacznego. - uśmiechnął się i znów wbił swój wzrok w stół. Tak samo jak
poprzednim razem.
-
Dziękuje.- mruknęła, powstrzymując odruch wymiotny.
Uwielbiam ta historie! Czekam na kolejna czesc <3
OdpowiedzUsuń