wtorek, 6 maja 2014

Tam, gdzie nikt nie chce być. cz. 5

Kolacja.
Stołówka. Miejsce, w którym czuli się bezpieczni. Zero zastrzyków. Zero badań. Po prostu siedzieli. Jedli. Rozmawiali. W powietrzu uniosła się dziwna atmosfera. Inna niż zwykle. Louis od samego rozpoczęcia się posiłku opowiadał o sobie. Nawet namówił dziewczynę na mały posiłek. Nie chętnie go zjadała i bardzo powstrzymywała się od zwymiotowania. Pielęgniarki chodziły między stolikami. Ochroniarze stali pod ścianami i rozmawiali między sobą. Pacjenci siedzieli i jedli. Brakowało tylko jednej z nich. Niebieskookiej blondynki. Megan też nie było.
- Masz. - przyniosła jej tackę z jedzeniem. - Nie mogę pozwolić na twoje zdechnięcie.
- Przed chwilą mi groziłaś, że mnie zabijesz, a teraz dajesz jedzenie? - prychnęła.
- Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Rozumiesz? - warknęła.
- Bo Harry cię nie będzie chciał? I bez tego nie masz u niego szans.
Poczuła pieczenie policzka. Uderzyła ją. Pierwszy raz w twarz. Spojrzała na nią przerażona.
- Ciesz się, że nie mam ostrych przedmiotów. - warknęła.
Nie odpowiedziała jej. Po prostu spuściła głowę.
- Przyjdę za godzinę. - rzuciła wychodząc.




- Słuchasz mnie? - zapytał nagle.
- Hm? Tak, tak.- mruknęła, czujnie wpatrują się w drzwi.
- Kłamiesz. - mruknął. - Nie słuchasz tego co mówię.
- Wyłączyłam się po pidżamie w misie.- przewróciła oczami.- Nadal nie powiedziałeś mi niczego ważnego. Nie obraź się, ale nie lubię dzieci, więc średnio mnie obchodzi, jakie śpioszki obrzygałeś.
- Przed chwilą mówiłem o tym. - zaśmiał się, a przez drzwi weszła Megan.
- Wiem i dlatego cię nie słuchałam...- mruknęła, śledząc wzrokiem pielęgniarkę.- Wiesz, chyba już pójdę.
- Dobrze. - uśmiechnął się. - Dobranoc.
- Przyjdziesz jeszcze do mnie?- zapytała cicho.
- Dzisiaj?
Przytaknęła głową.
- Postaram się.
- I możesz wziąć ze sobą kisiel malinowy.- uśmiechnęła się.- Megan!
- Okay. - zaśmiał się cicho.
- Co? - mruknęła mijając ją.
- Odprowadź mnie do pokoju.
- Chodź. - niechętnie zawróciła.
Wstając, Lola włożyła do długiego rękawa białej koszuli, plastikowy nożyk.
- Właź. - mruknęła otwierając jej pokój.
Brunetka złapała pielęgniarkę za ramię i wciągnęła do środka. Przyparła ją twarzą do ściany, blokując jej ręce z tyłu i przykładając nożyk do gardła.
- Śmieszna jesteś. - warknęła i się wyrwała. Pozycje się zmieniły. - Nigdy mnie nie zaskoczysz.
- Zabiję cię.- warknęła.- Zabiję cię za to, co do niej mówisz. Zabiję cię za to, jak nas szarpiesz. Zabiję cię za to, że jej grozisz.- napluła jej na twarz.
Pielęgniarka wytarła jej ślinę, a następnie wygięła jej rękę. Dziewczyna pisnęła.
- Słuchaj mała suko... - zaczęła.
- Zabiję cię. Jeszcze nie wiem jak, ale uwierz mi, nikt stąd za tobą nie zatęskni.- warknęła, powstrzymując jęk.
- Zamknij się suko. - warknęła. - Nie tkniesz mnie. Prędzej to ja ci zrobię krzywdę...
- Akurat się boję.- warknęła.- Możesz sobie zastraszać Olivię, ale przysięgam ci, jeśli jeszcze raz dorwę cię, jak podnosisz na nią rękę... To będą ci tej ręki szukać w twojej dupie.
- Nic nie warta szmata. - syknęła. - Obie. Ty i ona. Nic nie warta szmata... Chętnie bym zrobiła to jeszcze raz...
Nagle Megan poczuła, jak ktoś kładzie jej rękę na ramieniu i mocne szarpnięcie. Puściła brunetkę i poleciała na ścianę za sobą.
- Co jest? - warknęła i zobaczyła... Harrego.- Co ty tu robisz?
- Co ja tu robię?! Dowiaduję się genialnych rzeczy! Co byś chętnie zrobiła jeszcze raz, co?!- krzyknął. Evans jeszcze nigdy nie widziała go w takim szale. Był wściekły i ta wściekłość biła od każdego centymetra kwadratowego jego ciała. Jego zielone oczy ciskały błyskawicami a ręce miał zaciśnięte w pięści.
- Nic. - warknęła.
- Nic? To ja cię uświadomię. Słyszałem wszystko. Wszystko!
- No i co z tego? Niczego to nie zmieni. Nie boję się ciebie.
- Zmieni. W tej chwili masz stąd wyjść. Spodziewaj się dyscyplinarnego zwolnienia z pracy.
- Ty również. - warknęła i wyszła trzaskając drzwiami.
Przeczesał dłonią włosy.
- Wszystko w porządku?- zapytał, mierząc brunetkę wzrokiem.
- Tak, jasne że tak.- przewróciła oczami.- Lepiej biegnij do Olivi. Nie ufam tej szmacie.- warknęła.
- Raja.- mruknął, wychodząc.- Przysłać ci...
- Lou przyjdzie.- odpowiedziała.
- Okay.- przytaknął tylko i ruszył biegiem wzdłuż korytarza.



- Hej. - Lou wszedł do 1804.
- Hej.- westchnęła, jakby zmęczona, opadając ciężko na łóżko.
- Co się stało? - usiadł obok niej.
- Nic.- mruknęła, pocierając lekko posiniałe przed ramię.
- Nie kłam. - zmarszczył brwi.
- Nic się nie stało...
- To dlaczego jesteś smutna?
- Booo... Bo mnie ręka boli.
- Co ci zrobiła? - mruknął nisko.
- Ni takiego.- przewróciła oczami.
- Powiedz mi.
- Nic.- ucięła.- Grunt, że więcej nie zrobi. Harry wszystko widział i słyszał.
- Żartujesz?
- Nie.- uśmiechnęła się.- Mówiłam, że się jej pozbędę...
- Ale skąd wiedziałaś, że przyjdzie?
- No... Nie wiedziałam...
- Wspaniała jesteś. - uśmiechnął się.
Zmarszczyła brwi.
- Co?
- No, że to zrobiłaś. - wyjaśnił.
- Nic nie zrobiłam... Chciałam ją pociąć plastikowym nożem, ale trochę mi nie wyszło...
- Odważna jesteś.
- Głupia pasowałoby lepiej...
- Nie. Nie jesteś głupia.
Położyła się na łóżku.
- Jestem. Jestem głupia, tłusta i brzydka. Zawsze taka byłam.
- Nie. Jesteś mądra, szczupła i piękna. - spojrzał jej w oczy. - Myślisz, że gdybyś była głupia, tłusta czy brzydka to bym tu z tobą siedział?
- Myślę, że siedzisz tu z litości, albo dlatego, że jesteś aspołeczny i nie umiesz rozmawia z innymi.- mruknęła, gapią się w sufit.
- Nigdy nie potrafiłem się litować. Dla  mnie zawsze będziesz szczupłą i mądra dziewczyna. Tą najpiękniejszą. - szepnął czule.
- Ale dla siebie nie będę.- mruknęła.
- Dlatego chce ci pokazać, że taka właśnie jesteś. Musisz to zobaczyć. Uwierzyć w to.
- Ale tak się nie da.- warknęła.- Gdybyś... Gdybyś przez 20 lat na każdym kroku słyszał, że jest źle, że jesteś paskudny, że wszyscy się ciebie wstydzą, że odstajesz, że jesteś głupi, że nie myślisz... Zacząłbyś w to wierzy. I to szybciej, niż i się wydaje...
- Nie pozwolę, żeby ktokolwiek tak mówił o tobie. Rozumiesz? Nikomu. - mruknął nisko, jej ciało przeszedł dreszcz.
- Teraz już za późno. Nie cofniesz czasu..- szepnęła.
- Ale mogę wpłynąć na przyszłość. - uniósł zabawnie brwi.
Przesunęła się na łóżku pod ścianę, robią miejsce.
- Więc jak? - spojrzał na nią. - Pozwolisz mi zmieć przyszłość?
Poklepała materac obok siebie. Usiadł obok niej. Przewróciła oczami.
- Boże z wami facetami trzeba tak dosłownie.- mruknęła, łapiąc go za ramię i ciągną w dół tak, żeby się obok niej położył.
- Więc? - zaśmiał się cicho. - Pozwolisz na to?
Jeszcze nie wiem.- mruknęła, nieśmiało się do niego przytulając.
Delikatnie ją objął ramieniem.
- Rozumiem. - szepnął  w jej czarne włosy.
Wtuliła twarz pod jego obojczykiem.
- Jesteś tak nie wiarygodnie...
- Jaki?
- Słodki.- mruknęła cichutko.
- Uczę się od najlepszych. - spojrzał na nią znacząco.
Nie odpowiedziała.
- Przyniosłeś mi kisiel?- zapytała, po chwili ciszy.
- Nie. Muszę iść po niego. - mruknął.
- Nie, zostań...- złapała go za rękę.
- A kisiel?
- Jutro.
- Okay. - położył się z powrotem.
Uśmiechnęła się lekko.




Harry w szaleńczym tempie pokonał szpitalne korytarze. Gwałtownie zatrzymał się przed drzwiami pokoju blondynki, niemal w nie wbiegając. Energicznie w nie zapukał.
- Proszę. - usłyszał cichy szept. Kiedy wszedł zobaczył jak dziewczyna siedzi na łóżku i spokojnie je kolację. Zaskoczona spojrzała na niego. Obserwowała każdy jego ruch. Kiedy zobaczył, że jest cała i bezpieczna, westchnął ciężko. Zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie, przeczesując dłonią niesforne loki. Olivia była zdziwiona, że Styles nie jest ubrany w swój uniform lekarza. Miał na sobie czarne jeansy, biały podkoszulek i czarny, długi płaszcz. Dziewczyna jak gdyby nic wróciła do jedzenia. Powoli przeżuwała posiłek, wciąż powstrzymując się przed wypowiedzeniem choćby jednego słowa. Bała się. Ciągle się bała. Poza tym gdyby to zrobiła powiedziałaby też o dzisiejszym wypadku, o ochroniarzach, którzy siłą ją rozebrali do badania. Nie chciała, żeby o tym wiedział. Po prostu milczała wpatrując się w tackę z jedzeniem. Spokojnym krokiem, podszedł do niej i kucnął kawałek dalej.
- Olivio...
Powoli podniosła głowę i spojrzała na niego.
- Wiem o wszystkim.- powiedział cicho.
Zrobiła wielkie oczy. Była zaskoczona. Przecież to niemożliwe, pomyślała.
- O czym? - zapytała marszcząc brwi.
- O Megan.
- No i?
- Wiem, że ci groziła. I że cię biła i poniżała...- zaczął nie pewnie.- Czemu mi o tym nie powiedziałaś?
- Wyjdź. - powiedziała pewnie.
- Czemu mi nie powiedziałaś?- powtórzył pytanie, nie ruszając się z miejsca.
- Wyjdź. - mruknęła wracając do jedzenie.
- Olivia, do cholery, odpowiedz! - pierwszy raz, odkąd go poznała, do niej krzyknął.
- Powiedziałam wyjdź! Nie chcę cię widzieć! Chcę być sama! - krzyknęła nie podnosząc głowy i zaciskając w pięściach białe prześcieradło.
- O co chodzi?! Czemu nie chcesz mi powiedzieć?!- położył dłoń na jej zaciśniętym nadgarstku.- Ona cię nie skrzywdzi. Jeśli się do ciebie zbliży, osobiście złapię ją za szmaty i wywalę ze szpitala.
- Nie dotykaj mnie! - pisnęła i się gwałtownie odsunęła. Zasłoniła uszy i odsunęła pod samą ścianę. Skuliła się. - Zostaw mnie...
- Nie skrzywdzę cię.- powiedział cicho.- Nie zrobię tego, co... Oni.
- Nie dotykaj mnie...
Zacisnął szczękę i wstał.
- Nie dotknę. Ja... Sądzę, że to będzie dobre, jeśli... Jeśli przejmie cię doktor Black...
- Nie! - krzyknęła gwałtownie. - Nie chcę!
- Czemu?
- Po prostu nie chcę. - szepnęła cicho. - Tylko proszę, nie dotykaj mnie więcej... Nigdy...
- Dobrze wiesz, że to nie możliwe.- odpowiedział.- I... Faktycznie, jestem zbyt wyrozumiały względem ciebie... Nie powinienem traktować cię ulgowo. Doktor Black lepiej się tobą zaopiekuje...
- Jasne. - prychnęła. - Bo wiesz co jest dla mnie najlepsze! Wszyscy to wiecie! Ale tak naprawdę gówno wiecie! Nic nie rozumiecie! Miałam tu dojść do siebie, a jest coraz gorzej! Do dupy to wszytko! - wrzasnęła przeraźliwie głośno wymachując rękoma, czym spowodowała odklejenie opatrunku.
Przewrócił ozami i delikatnie złapał ją za przed ramię.
- Nie wierć się.- mruknął, poprawiają igłę i naklejając świeży plaster, leżący obok sprzętu.
- Zostaw. - mruknęła. - Wolę się wykrwawić niż być tutaj.
- Przykro mi.- mruknął pod nosem.
- Jasne. - prychnęła. - Wam wszystkim jest przykro, że musicie nam pomagać.
- Oczywiście. A ty wiesz to tak dobrze, jak my wszyscy wiemy, co ci trzeba.- prychnął.- Mniejsza. Cieszę się, że Megan nic ci nie zrobiła. Do widzenia, panno Maise.
- Wyrzuć ich stąd. - mruknęła nagle, przez co chłopak zatrzymał się w połowie kroku.
- Kogo niby?
- Black... Ochroniarzy... - mruknęła niemrawo. - Megan... Nie chcę, żeby tu byli...
- Wytłumaczysz mi, czemu?
Wzięła głęboki oddech i usiadła, przy skraju łóżka, po turecku. Oparł się bokiem o ścianę i skrzyżował ręce na piersi.
- Dzisiaj... po tym jak Megan podłączyła mi kroplówkę... - mówiła niepewnie. Wciąż patrzyła się na swoje ręce, którym nie potrafiła znaleźć zajęcia. - Przyszła Lola... powiedziałam jej o wszystkim... chciała iść do Megan... chciałam ją powstrzymać... wyrwałam wenflon...jedyne co pamiętam to dużo krwi... potem... - po jej policzku zaczęły spływać łzy. - Potem...obudziłam się w gabinecie Black... Nie... Nie chciałam, żeby mnie badała... Bałam się... Chciałam do pokoju... do Loli...ale zawołała ochroniarzy... zrobili to.... siłą... bolało... ten sam wstyd... oni widzieli...
Odwrócił od niej wzrok i przełknął ślinę.
- Powinnaś... Powinnaś była wykonać polecenia lekarza.- powiedział cicho, starając się, by jego ton był poważny.
- Nie powinna tego robić... - warknęła. - Doskonale zna powód mojego pobytu tutaj...
- Powinna. Jej zadaniem było cię zbadać. Stawiałaś opór, więc wezwała pomoc.- warknął.- Nie rozumiesz tego? To jest szpital psychiatryczny. Tu wszyscy mają w dupie to dlaczego i po co tu jesteś. Każdy chce zrobić to, co musi i mieć to z głowy. Nie wszyscy są... Tak wyrozumiali.- wypluł to słowo i westchnął.- A ja nie powinienem traktować cię ulgowo.- powiedział cicho.- Powinienem był zrobić to samo co ona i przypilnować, żebyś uważała mnie za sukinsyna.
- Udało ci się. - powiedziała przez zaciśnięte zęby i odwracając głowę.
Pokiwał głową
- To dobrze.- mruknął cicho.- Do widzenia.
- Żałuję, że Megan tego nie zrobiła... - mruknęła sama do siebie.




Gdy wyszedł, pierwszym, co zrobił, było pójście prosto do dyrektora szpitala. Pokazał mu filmik, który nagrał telefonem, na którym widać, jak Megan grozi Loli i przyznaje się, że biła inną pacjentkę. Mężczyzna poprosił Harrego, aby ten zgrał mu filmik na komputer i obiecał, że już od następnego dnia, Megan nie będzie pracować w szpitalu. Szatyn przytaknął, podziękował i poszedł do swojego gabinetu. Zapomniał zabrać ze sobą teczkę. Właściwie, to tylko po to wrócił wieczorem do pracy. Zapukał cicho do gabinetu lekarskiego.
- Proszę!
Styles wsunął się do pokoju.
- Dobry wieczór, doktor Black. Ja tylko po teczkę. Zapomniałem ją zabrać...
- Dobry wieczór, doktorze Styles. Tak, oczywiście.  - mruknęła nie podnosząc głowy zza papierów.
Chłopak pozbierał swoje rzeczy, życzył kobiecie dobrej nocy i wyszedł na korytarz.



Kiedy czarnowłosa otworzyła oczy, zobaczyła obok siebie śpiącego Louisa. Po cichu podniosła się do pozycji pół siedzącej, żeby na niego popatrzeć. Z lekkim rozbawieniem stwierdziła, że gdy śpi, jest jeszcze słodszy niż zazwyczaj. Włosy, rozwiane po poduszce, zasłaniały mu odrobinę powieki. Pod oczami nie było widać tak dużych cieni, jak zawsze. Miał rumiane policzki i lekko otwarte usta. Wyglądał na 5 lat młodszego i weselszego.
- Nie patrz na mnie. - warknął nie otwierając oczu.
Jej uśmiech poszerzył się.
- Czemu?- zapytała cicho.
- Po prostu nie patrz. - mruknął. - Idź sobie i daj mi spać.
- Śpij. Nawet cię nie ruszam.-prychnęła.
- Ale patrzysz się, a to już wystarczy, żeby mnie rozproszyć. - otworzył jedno oko.
- Bo wyglądasz uroczo.- mruknęła.- Śpij. Idę sobie.
- Mhm.- mruknął i odwrócił twarz.
Dziewczyna wstała z łóżka. Wyciągnęła jakieś ubranie z szafeczki i poszła do łazienki. Po drobnej toalecie, wzięła głęboki wdech. Pierwszy raz od tygodnia, podeszła do nie dużego lusterka nad umywalką. Skrzywiła się na widok swojej twarzy. Na zapadnięte policzki, wiszącą skórę, oczy bez życia, poszarzała cera. Była brzydka. Była okropnie brzydka. Nie dość, że była gruba, to jeszcze brzydka. Odwróciła się na pięcie, powstrzymują łzy. Jak burza wybiegła z łazienki i nie zważając,c że narobiła tyle hałasu, że obudziła Lou, wybiegła na korytarz. Natknęła się na dwie pielęgniarki, które rozmawiały o zwolnieniu z pracy Megan. Brunetka od razu się rozpromieniła i stwierdziła, że koniecznie musi podzieli się tą wiadomością z Olivią. Ruszyła w dół korytarza, ale zatrzymała się przy zakręcie, słysząc znajomy głos.
- ... Nie, słuchaj, ja wiem, jak to idiotycznie brzmi...- Harry nacisnął kciukiem i palcem wskazującym na nasadę nosa. Rozmawiał przez telefon.- Ale co ja poradzę na to, że ona... Tak, wiem. Jestem w szpitalu psychiatrycznym. Ale ona nie jest jakaś pojebana! Po prostu ma problem... Tak. Wiem. Specjalnie jej to powiedziałem... Jeśli będzie mnie nienawidzić, może... Może uda mi się o niej zapomnieć... Nosz kurwa, skończ! To nie jest zabawne! ... Zabiję cię kiedyś, Horan.- zaśmiał się cicho.- Zachowujesz się jak smarkacz... Nie, nie wie, że ją kocham. I niech tak zostanie. ... Nic nie poradzę, że mam słabość do blond włosów.- zaśmiał się, ruszając w stronę brunetki. Ta, szybko weszła do pierwszego lepszego pomieszczenia, którym okazałą się szafa na szczotki.
Poczekała, aż lokaty ją minie, po czym wyskoczyła z kanciapy i ruszyła biegiem do pokoju koleżanki. Wpadła do niego zdyszana, nawet nie pukając.
- Oli...via... Nie... Uwierzysz... Czego... Czego się dowiedziałam...- oparła się o ścianę.
- Czego? - mruknęła siadając.
- Po pierwsze...- powiedziała, gdy oddech jej się ustabilizował.- Wywalili Megan.
- A po drugie? - nie zmieniła swojego tonu.
- Nasz przystojny doktor jest zakochany.- zachichotała.
- No i co z tego? - wzruszyła ramionami.
Przewróciła oczami.
- Dziękuję, za twój nadmierny entuzjazm. Spokojnie, bo jeszcze się zmęczysz tą radością.
- Daj mi spokój. Wszystko mnie boli. - jęknęła i się położyła z powrotem.
- Niby czemu cię boli?- brunetka usiadła na krzesełku.
- A skąd mam wiedzieć? - mruknęła. - Spałam. Obudziłam się i już bolało.
- Jesteś strasznie marudna.- burknęła niezadowolona.
- Trudno. - wzruszyła ramionami. - No, ale w kim jest zakochany doktorek?
-  Pff. I tak masz to w dupie.- prychnęła, wstając.- Powiem ci, jak będziesz wystarczająco zainteresowana.
- Nie. No, która jest tą szczęściarą, żeby taki sukinsyn się w niej zakochał? - mruknęła siadając.
- TYM BARDZIEJ ci nie powiem.- podkreśliła dwa pierwsze wyrazy.- Nadal nie rozumiem, czemu nazywasz go sukinsynem.
- Sam się tak nazwał. - warknęła. - Powtarzam to co usłyszałam. Dla mnie może być każdym. - skończyła obojętnie.
- Szczerze.- nachyliła się w jej stronę.- Lubisz go?
- Nie. Jest denerwujący.
- Mhm.- mruknęła, po czym wstała.- Więc sama go zapytaj.
- Nie dobijaj mnie. - mruknęła.
- Idę na śniadanie. Pa.
- Czekaj idę z tobą. - mruknęła i wstała. - Mam ochotę na pomarańczę
- Mhm.
Dziewczyny razem poszły na stołówkę. Szły w ciszy. Nie rozmawiały o niczym. Dopiero kiedy weszły na stołówkę rozdzieliły się. Lola poszła do stolika przy którym siedział zaspany Louis, a Olivia blisko kuchni z jedną pomarańczą, której nie jadła. Po prostu się nią bawiła.
- Jaki dzisiaj jemy jogurt? - mruknął Louis.
- Żaden.
- Dlaczego? - zdziwił się.
- Nie chcę jeść.
Zmarszczył brwi.
- A powód?
- Nie jestem głodna. Jestem brzydka. Czemu mi nie powiedziałeś, że jestem brzydka?
Prychnął.
- Jasne. Jesteś brzydka jak stare, dziurawe skarpetki. - prychnął sarkastycznie. - Jesteś głupia uważając tak.
- Widziałam się dzisiaj w lustrze. Jestem brzydka.- powiedziała cicho.
- A ja jestem święty Mikołaj. - powiedział uśmiechając się głupio. - Co chce dziwecynka na gwiazdke?
- Leki nasenne. Dużo.
- Idę po coś do picia. Chcesz wodę? - mruknął wstając.
- Nie.
- Cokolwiek?
- Nie.
- Dobra zdam się na intuicję. - mruknął i zniknął w kuchni.
Dziewczyna wstała od stołu i odeszła pod ścianę. Oparła się o parapet okna i wyjrzała na zewnątrz. Padał deszcz, a krople spływające po szybie, wyglądały jak łzy.
Nagle poczuła czyjąś rękę na ramieniu, a kiedy się odwróciła zobaczyła uśmiechnięta twarz Harrego.
- Nie szczerz się tak. Nie działa na mnie ten twój dołeczek.- mruknęła, odwraacjąc się znów ku oknu.
- Co robisz?- zapytał, stając obok niej przy parapecie.
- Gapię się przez okno. Trudno nie zauważyć.- burkneła.
- Czemu nic nie jesz?
- Bo jestem brzydka.- przymknęła oczy.
- Wcale...
- Nawet nie zaczynaj.- warknęła.- Tak, jestem. Widziałam się dzisiaj w lustrze. Wyglądam jak trup.
- I jak myślisz, czemu tak jest?
Nie odpowiedziała.
- N... Nie wiem...
- Kłamiesz.
- No... Raczej nie, od...
- Owszem. Od nie jedzenia.
- Nie lubię jeść.- mruknęła.
- Więc spróbuj to polubić. Lou cie szuka. Chyba ma dla ciebie coś specjalnego. Nakrzyczał na kucharkę, że chce kisiel, ale tylko w tym ślicznym, różowym kubku.- zaśmiał się. Brunetka mimo woli też się uśmiechnęła.
- Zjedz ten kisiel, bo muszę go dzisiaj przebadać. Wolę, żeby miał dobry humor.- poklepał ją po ramieniu.
- Harry!- zawołała za nim.
- Hm?
- ... Nie, nic.- mruknęła.- Powodzenia z piękną blondynką.- uśmiechnęła się.
- Co?- zapytał zdezorientowany, kiedy minęła go i ruszyła z powrotem do stolika.
- Obiecany kisiel. - wyszczerzył się chłopak stawiając przed dziewczyną wypełniony różowy kubek.
Zaśmiała się na widok jego miny.
- Dziękuję.
- Obiecałem.
- Wiem. Dziękuję.- mruknęła, grzebiąc w nim łyżeczką.- Nakrył cię ktoś w moim pokoju?
- Tylko Harry. - machnął ręką.
- Harry?!- zawołała, rozglądając się. Nigdzie jednak nie dostrzegła kędzierzawej głowy.- A to dwulicowa świnia...
- Czemu? - zaśmiał się.
- Bo tak.- burknęła.- Myślisz, że jestem taka brzydka, bo nie jem?
- Tak. To wszystko jest spowodowane twoim nie jadzeniem. - powiedział poważnie.
Zapatrzyła się w kubek z kisielem. Zacisnęła mocno powieki i włożyła do ust łyżeczkę kisielu.
- Smacznego. - uśmiechnął się i znów wbił swój wzrok w stół. Tak samo jak poprzednim razem.
- Dziękuje.- mruknęła, powstrzymując odruch wymiotny.

1 komentarz: