poniedziałek, 16 czerwca 2014

To lato zmieniło moje życie... cz.4

Cały dom wypełniała głośna muzyka. Blondynka skakała po salonie, śpiewają do na wpół opróżnionej butelki piwa. Nagle ktoś zaczął walić w jej drzwi wejściowe.
- NO COOOO???!!!- wydarła się, chwiejnie krocząc do drzwi. Otworzyła je z rozmachem.- Czego kurwa?!
- Nie kurwa, tylko twoje kochanie - tym samym tonem odpowiedział jej Kendall. 
- Kochanie? Z tego, co pamiętam, dla ciebie jestem dziwką. Co, przyszedłeś poruchać? Liczysz na zniżkę dla stałego klienta?- parsknęła szyderczym śmiechem.
- Owszem - zachwiał się. - Na pożegnalne przyszedłem. 
- Pfff... To smutne, bo wysoko się cenię. Zwłaszcza, jak mnie wkurzyłeś.- prychnęła, opierając się o drzwi.
- Trudno - mruknął i wszedł do środka, a następnie usiadł na kanapie.
- Wynoś się!- krzyknęła, idąc za nim chwiejnym krokiem.
- Zmuś mnie, kocie - uśmiechnął się cwanie.
- Wypierdalaj, w tej chwili! Albo zacznę krzyczeć, że jesteś gwałcicielem!.- tupnęła nogą.
- Ja cię nie dotykam nawet - zaśmiał się. 
- Ale jak myślisz, komu uwierzą? Napakowanemu, zgrabnemu blondynowi czy drobnej, przestraszonej dziewczynie? Ludzie zawsze się nabierają.
- Nie obchodzi mnie to - wzruszył ramionami. - I tak mi nic nie zrobią, bo mój kumpel jest w policji. A poza tym od kiedy nie chcesz uprawiać seksu, co?
- Odkąd muszę cię oglądać.- warknęła.
- A co? Źle ci ze mną było? - wstał i podszedł do niej.
- Było miło, aż do momentu słów "dziwka".- warknęła, mierząc go wrogim spojrzeniem.
- No, bo byłem zdenerwowany - uśmiechnął się słodko i przyciągnął ją bliżej. - Powiedziałaś, że mnie nie kochasz, a ja zakochałem się w tobie. 
- Zakochałeś się? I dlatego przyszedłeś się pożegnać?
- Tak - zaczął całować ją po szyi. 
- I rano masz zamiar tak po prostu sobie wyjechać?- zaśmiała się.
- Skarbie, ja tu mieszkam od ponad roku - zaśmiał się między pocałunkami. 
- Więc czemu się ze mną żegnasz?- zmarszczyła brwi, kompletnie nie reagując na jego pieszczoty.
- Bo ty wyjeżdżasz. Jesteś tylko na wakacjach - pocałował ją namiętnie. - Prawda? 
- Ale nie wyjeżdżam jutro.
- A kiedy? - ucieszył się. 
- Za... eeeh... Nie wiem... Tydzień? Dwa? Jakoś tak...
- Czyli nie żegnamy się, dzisiaj? - uśmiechnął się. 
- Pożegnaliśmy się już wcześniej. Nazwałeś mnie dziwką, zapewne mnie nie kochasz, więc nie wiem, o ty tutaj robisz - parsknęła, odsuwają go od siebie.
- Bo przemyślałem to i żałuję tego co powiedziałem - przyciągnął ją z powrotem.
- Niemalże uwierzyłam - przewróciła oczami.
- Ty w nic skarbie nie wierzysz - zaśmiał się. 
- Najwyraźniej nie mam po co, ani komu - mruknęła, tracąc humor.
- Oj nie złość się, kocie - pogłaskał ją po policzku. - Naruszysz swoją seksowność. 
- Odwal się - warknęła, odpychając go mocno. Chwyciła na pół pustą butelkę i poszła z nią do kuchni. 
- Dlaczego? - poszedł za nią. - Bo uważam, że jesteś seksowna i masz niezły tyłek? 
- Nie. Niezły tyłek, masz ty.- mruknęła zalotnie.- Masz się odczepić, bo nie mam ochoty na sex.- usiadła na blacie kuchennym, jednym duszkiem opróżniając zawartość butelki.
- Ale ja nie powiedziałem, że musimy go uprawiać - stanął przed nią. - Możemy pobić coś innego. 
Zarzuciła mu ręce za szyję.
- Skarbie, oboje dobrze wiemy, że przyszedłeś poruchać.
- Tak, ale nie będę cię do niczego zmuszał - przyciągnął ją do siebie. 
- Oczywiście, że nie. Poczekasz, aż zmieni mi się humor, albo będę tak pijana, że będę miała wszystko w dupie, jak na codzień z resztą.- burknęła, opierają czoło o jego ramię.
- Jak się upijesz to cię położę do łóżeczka, a sam będę spał na kanapie w salonie - zaśmiał się cicho.
- Kłaaaamieeeesz...- lekko ugryzła go w szyję.- Wy wszyscy kłamiecie. Wszyscy faceci są tacy sami... Takie napalone psy...
- Nie jestem napalony, ani psem - zaśmiał się i wziął ją na ręce i skierował się do sypialni. - Lepiej idź już spać. 
- Nie dotykaj mnie!- wrzasnęła nagle, strasząc go, przez co automatycznie ją puścił. Zaczęła cofać się w stronę lodówki.
- Nie bój się - szepnął. - Nie chcę ci zrobić krzywdy. 
- Nie zbliżaj się!- krzyknęła przez łzy.- Nie wierzę ci! Zrobisz to samo, co on...
- Co kto? - zapytał zdziwiony i widząc stan dziewczyny odsunął się lekko.- Kto cię skrzywdził? 
- Za każdym razem... Co noc... Czuję go... A nie chcę...
- Ale kogo? - w jego oczach pojawiła się złość. 
Zagryzła zęby na nadgarstku.
- Amber? - podszedł trochę bliżej. - Proszę powiedz. 
- Ja nie... To nic nie da. Nie zmienisz przeszłości...
- Ale znajdę gonjka i zabiję - warknął zaciskając pięści.  - Nikt cię nie będzie krzywdził. Nikt.
- To było tak dawno... A pamiętam to tak dokładnie...- szepnęła.
- Amber - podszedł do niej i ją przytulił. - Proszę. Podaj jego dane, a zabije...
- Pamiętam, jak próbowałam się wyrwać. Mówił, że to nie będzie bolało. Że to dobre, przyjemne...- mówiła jak w transie.
Chłopak słuchał uważnie, nie wyrażając przy tym żadnych emocji.
- Dotykał mnie... Krzyczałam, żeby przestał... Ale on nie chciał. Zrobił to. Najpierw raz, potem drugi... A potem mnie zostawił...
- Skarbie - szepnął i ją przytulił mocniej. - Obiecuję, że jak go znajdę to zabiję. 
- Miałam wtedy 13 lat...- szepnęła mu w ramie.- Byłam dzieckiem. Nie miałam nawet, jak się bronić...
- Co? - wytrzeszczył na nią gały i się odsunął by spojrzeć na jej twarz. 
- Tyle lat... Chciałam to zmienić. Móc czuć coś innego, niż tylko ból po wspomnieniach... Nie umiem się "kochać". Nigdy nie będę potrafiła... Nie ufam mężczyznom...
- Kim on był? - wycedził przez zęby. 
- Kim był?- zaśmiała się gorzko.- Kiedyś mówiłam do niego wujku...
- Zabije - warknął. - Zabije, że ci życie spieprzył! Idiota pieprzony! Nie daruję mu tego. Nigdy. 
- Nie zabijesz, bo go nie znasz. Nie znajdziesz go. Nawet ja nie wiem, gdzie jest.- mruknęła, wycierając łzy rękawem.- Podaj mi piwo... Chcę zapomnieć...
- Nie - powiedział stanowczo. - Nie będziesz mi się upijać. Jest inny sposób na to. 
- Niby jaki?- prychnęła.- Próbowałam wielu i jak na razie ten jest najskuteczniejszy.
- Przebierz się to cię zabiorę gdzieś. Tam na pewno o tym nie będziesz myślała - uśmiechnął się. - A ja ogarnę trochę dom. 
- Nie chcę... Nigdzie nie idę. Zostaję tutaj. Tu kurwa pod lodówką. I albo ty mi podasz alkohol, albo sama się po niego doczołgam!- zawołała jak rozkapryszone dziecko.
- Proszę. Zaufaj mi - szepnął. 
- Nie chcę...- jęknęła.
- Proszę. Ten jeden jedyny raz. 
Zawahała się, po czym nieśmiało wyciągnęła ku niemu ręce.
- Dziękuję - uśmiechnął się ciepło. - Tylko ubierz się ciepło, bo jest trochę chłodno. 
Przytaknęła i  zataczają się, ruszyła na piętro. Chłopak sam do siebie się uśmiechał sprzątając dom. Po około 20 minutach, dziewczyna zeszła na dół, ubrana w TO
- Ślicznie - uśmiechnął się i założył kurtkę. - Idziemy? 
- Jeśli musimy.- burknęła, opierając się na jego ramieniu.
- Chodź - objął ją w pasie i podtrzymując, zaczął prowadzić w obiecane miejsce. 



Godzinę później, Carlos i Julia szli brzegiem morza, obejmują się w pasie i co chwila wybuchając śmiechem.
- Ale ty tak na serio? - śmiała się dziewczyna. 
- No raczej.- parsknął śmiechem.- Wątpisz?
- Zawsze - wytknęła mu język.
- Kiedyś ktoś Cię za to ukaże.- uszczypnął ją w bok.
- Mnie? - udała niewiniątko. 
- Raczej nie mnie.
- Niby jak? - podeszła do niego bliżej. 
- Jeszcze nie wiem...- mruknął, obejmują ją w talii.
- To ja z tobą nie gadam. 
- Niby czemu?- mruknął, opierają swoje czoło o jej.
- Bo mam taki kaprys - mruknęła i się odsunęła.
- Pfff... Pech.- prychnął, po czym złapał ją w pasie i przerzucił sobie przez ramię.
- Postaw mnie! - zaczęła się szarpać. 
- Co proszę? Do wody chcesz? Oh, nie ma sprawy..
- Spieprzaj! - zaczęła go bić po plecach.
- Hm? Szybciej? okay.- zaśmiał się i ruszył w stronę wody.
- Jeśli to zrobisz nigdy się do ciebie nie odezwę... 
- Mówiłaś coś? Coś na temat kaprysów? Bo nie dosłyszałem...
- Postaw mnie na ziemi! W tej chwili! 
- Aha, czyli mi się wydawało.- wszedł po kostki do morskiej wody.
- Postaw mnie na  plaży! Już!
Brnął głębiej.
- Kufa! Głuchy jesteś?! 
- Właśnie chyba tak... A to o kaprysach, to na pewno mi się przesłyszało, prawda?
- Nie! Postaw mnie! 
- Jak dobrze, że mam krótkie spodenki i mogę podejść głębiej...- ruszył przed siebie.
- Postaw mnie!
- Na pewno?- zatrzymał się.
- Na piasku! Tam! - wskazała na plażę. 
- Na dnie też jest piasek...- mruknął, ściągają ją z ramienia, ale wiąż trzymają na rękach.- Nie lubię kapryśnych księżniczek, bo nikt mi nie płaci, za bycie lokajem. Czym innym jest spełnianie próśb, a czym innym rozkazów.
- Postaw mnie na plaży - warknęła. 
Upuścił ją i szybko złapał tak, że zdążyła pisnąć, ale nie dotknęła wody.
- Jeszcze jakiś rozkaz?
- Jesteś kretynem.
- Dziękuję. To jak?
- Postaw mnie na plaży!
Uśmiechnął się słodko.
- Zła odpowiedź.
Zakręcił się i wrzucił ją do wody.
- Nienawidzę cię - wycedziła przez zęby i ruszyła cała mokra w kierunku domu. Zaśmiał się i ruszył za nią, utrzymując kilku krokowy dystans.
- Odwal się! - krzyknęła odwracając się. 
- Mimo tego, że jesteś na mnie zła, nadal cię lubię i nie pozwolę, żebyś wracała sama do domu.- wzruszył ramionami.- Jest ciemno i niebezpiecznie.
- A co cię to obchodzi? - warknęła. -  Zniknij! Teraz.
Uśmiechnął się słodko i nadal szedł za nią.
- Grrr... - warknęła i przyspieszyła kroku. 
Mimo wszystko, nadal dotrzymywał jej kroku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz