czwartek, 19 czerwca 2014

To lato zmieniło moje życie... cz.5

Kendall cały czas obejmował ją w pasie i nie puszczał jej na krok. Po dwudziestu minutach spaceru dotarli na punkt widokowy, z którego było widać pozostałe wyspy Grecji i pięknie oświetlone porty. W wodach mórz odbijało się światło księżyca i gwiazd. Wszystko wyglądało pięknie, jak w bajce. Chłopak dostrzegł, że ten widok ruszył dziewczynę i sprawił, że chciała się otworzyć. Po raz pierwszy zaczęła płakać jak małe dziecko i bez wahania przytuliła się do blondyna, który odwzajemnił jej uścisk. 
- Nienawidzę cię... Za to, że mnie tu przyprowadziłeś...- zaszlochała.
- Dlaczego? - zdziwił się. 
Odsunęła się od niego lekko i jeszcze raz się rozejrzała.
- Bo byłam kiedyś w podobnym miejscu... Jeszcze jako dziecko. Bez problemów i... Tego całego gówna...
- Jezu, przepraszam - przytulił ją mocnej. - Nie wiedziałem. Nie chciałem. Przepraszam.
Pokręciła niemrawo głową i obróciła się tak, że opierała się o niego plecami.
- Tu jest tak pięknie...- westchnęła, ocierając twarz dłonią.
- Podoba ci się? - oparł głowę o jej ramię. 
- Bardzo.- szepnęła, przymykając oczy.
- Cieszę się - uśmiechnął się i pocałował ją w policzek. 
- Widać stąd twój dom?- zapytała, kierując swoje spojrzenie na miasteczko, leżące w dole.
- Ten tu - wskazał na duży dom niedaleko plaży. 
- Ładny... To cudownie mieszkać tak przy samej plaży... Budzisz się rano, wychodzisz na taras i możesz podziwiać uśpione jeszcze morze...
- Chcesz je zobaczyć? - uśmiechnął się ciepło. 
Pokiwała twierdząco głową.
- To chodź. Pokażę Ci wszystko - szepnął i wziął ją za rękę. 
- Ale... Ja...- zawahała się.
- Nie bój się. Nie skrzywdzę cię. 
- Nie o tym mówię...- mruknęła.- Ale... No dobrze...
- A o czym? - zdziwił się. 
Pokręciła głową.
- Teraz to nie ważne. Chodźmy... Zimno mi.
- Ważne - powiedział i zarzucił na nią swoją kurtkę. 
- Zmarzniesz...- zaprotestowała.
- Nie. Ciepło mi - uśmiechnął się. 
Wsunęła mu się pod ramię. Przytulił ją i ruszył do swojego domu. Gdy dotarli do domu blondyna, brązowooka zdjęła szpilki i odrzuciwszy je w kąt, stanęła na środku salonu. Bez słowa rozglądnęła się uważnie, po czym chwiejnym krokiem ruszyła ku dużym drzwiom tarasowym. Weszła na drewniany podest. Stąpając po nie równych, ciemnych deskach, usiadła na jednym ze schodków prowadzących na plażę. Zakopała nogi w piasek i zwróciła spojrzenie w kierunku wody, obmywającej brzeg kilka metrów od niej.
- Podoba ci się? - zapytał i usiadł obok niej. 
Westchnęła i pokiwała twierdząco głową
- Cieszę się - objął ją delikatnie ramieniem. 
- To cudownie, móc oglądać coś takiego co rano...- szepnęła.
- Popołudniu, wieczorem, w nocy...
- Zazdroszczę...- mruknęła.
- Oj tam.. 
- Jak mogę ci się odwdzięczyć?- zapytała nagle.
- Nijak - uśmiechnął się. - Nie musisz. 
- Kłamiesz. W życiu nie ma nic za darmo.- mruknęła.- Dziękuję. Chce ci się odwdzięczyć. Jak mam to zrobić?
- Nie musisz. Serio - zaśmiał się. 
- Przestań się ze mnie śmiać.- warknęła poddenerwowana.
- Ale ja się z ciebie nie śmieje - szepnął. - Nigdy.
- Nie prawda! Śmiejesz się ze mnie!- zawołała, wstają gwałtownie.
- Nie. 
- Więc odpowiedz mi, zanim sama zdecyduję.- burknęła, splatając ręce na piersi i stając przed nim.,
- Ufam ci.
Wydęła dolną wargę i odwróciła się na pięcie. Pewnym krokiem ruszyła w stronę wody.
- Ej, a ty gdzie? - pobiegł za nią.
- Idę się utopić!- zawołała przez ramię, gdy małe fale sięgały jej kostek.
- No weź - chwycił ją za ramię.
Obróciła się gwałtownie i chwyciwszy go za kołnierzyk koszuli, przycisnęła jego usta do swoich. Chłopak był zdziwiony, ale przyciągnął dziewczynę i przyciągnął ją do siebie.





- Weź idź do siebie!  - warknęła. 
- Dopiero, kiedy bezpiecznie odprowadzę cię na miejsce.- odparł.
- Jestem, więc spadaj - mruknęła. 
Zaśmiał się wesoło.
- Więc pa.- mruknął, nagle obejmując ją w talii i przyciągając. Złączył ich usta w słodkim pocałunku. Dziewczyna go odwzajemniła z wielką przyjemnoscią. 
- Mam nadzieję, że już się nie fochasz.- zaśmiał się cicho, gładząc cjej policzek. 
- A jeśli nie to? - uśmiechnęła się cwanie. 
- Jeśli się fochasz, to chyba będę musiał powtórzy pocałunek.- powiedział z udawaną rezygnacjcą.
- Chyba to nie wystarczy - zaśmiała się. 
- A masz jakieś lepszy pomysł?- uniósł jedną brew.
- Nawet kilka - zasmiałą się i weszła. - Amber jestem!
Odpowiedziała jej głucha isza
- Amber!? - krzyknęła i zaczęła się rozglądać. 
- Nie ma jej!- zawołał Carlos, stając w progu i opierając się o framugę drzwi.
- Nie ma jej, nie ma jej, nie ma jej - mówiła przerażona i próbowała się do niej dodzwonić, ale jej przyjaciółka miała wyłączony telefon. 
- Uspokój się...- mruknął, zachodząc ją od tyłu i obejmując.- Jest z Kendallem. Wysłał mi smsa.
- Jezu! - zaczęła się zbierać do wyścia. - Przecież on jej zrobi krzywdę. Gdzie on mieszka? 
- Nic jej nie zrobi, spokojnie.- złapał ją za nadgarstek.- Ręczę głową, że wszystko będzie okay.
- Zrobi. Skrzywdzi.
- Nie martw się, jest dużą, mądrą dziewczynką i gdyby Kendall nawet próbował, to i tak by mu nie wyszło, a obiecuję, że nie będzie próbował.- przytulił ją.
- Będzie. Będzie chciał... 
- Nie, nie będzie.- mruknął, gładząc ją po plecach.- Rozluźnij się, nic jej nie będzie.
- Będzie... - jęknęła. 
- Skarbie... Co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła?- zapytał cicho z lekkim rozbawieniem.
- On jej zrobi krzywdę.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Bo każdy jest taki sam. Zrobi to .
- Jest moim kumplem i znam go od bardzo dawna. Uwierz mi, prędzej dziewczyna zrani jego niż on dziewczynę...
- Nie wierzę ci. 
- Więc warto by to zmienić...- mruknął, składając lekki pocałunek na jej szyi.
- Przestań. Boję się o nią - mruknęła odsuwając się od niego trochę. 
- Na prawdę, nie masz o co.
- Martwię się - jęknęła. 
- Wiem skarbie, wiem... Pomyśl może o czymś przyjemnym. Chcesz obejrzeć film?
- Nie - szepnęła. 
- Posłuchać muzyki? Potańczyć? Napić się albo coś zjeść?- wyliczał.
- Nie. Nie. Nie. Nie - mruknęła i podeszła do niego bliżej. - Wymyśl coś innego. 
- Coś innego?- zabawnie uniósł brew.- Może jesteś zmęczona?
- Jak mam iść spać, jak martwię się o Amber? - spojrzała na niego dziwnie
- Nie mówię, że spać. Może na przykład położyć się i odprężyć?
- Jak? 
- Hmmm... Na przykład podczas masarzu?
- Jesli potrafisz zrobić masaż - mruknęła pociągająco. 
- Potrafię...
- No, to może się skuszę... 
- To prowadź...- uśmiechnął się seksownie, podając jej ramię.
Dziewczyna zaprowadziła go do swojej sypialnii. 



Przez kilka kolejnych dni Amber mieszkała u Kendalla. Spędzali ze sobą dosyć dużo czasu i mimo tego, że blondynka zachowywała się jak rozkapryszona królewna, cierpliwie to znosił. Aż do czwartkowego wieczora, gdy wracając z drobnych zakupów, zastał w przedpokoju spakowaną walizkę.
- A ty gdzie się wybierasz? - zdziwił się. 
- Wyjeżdżam.- odparła Julie, szukając swojej kosmetyczki.
- Ale dlaczego? - zaczął chodzić za nią. - Źle ci ze mną?
- Musze wracać do domu. Wakacje się skończyły.
- Ale przecież możesz zostać tu. Na zawsze. 
Obróciła się piecie i popatrzyła na niego zdziwiona.
- Niby po co?
- Ze mną. Tak dobrze nam razem - ujął jej dłonie. 
Parsknęła śmiechem, wyrywając dłoń.
- Na prawdę nie zrozumiałeś?- zapytała z politowaniem.- Nie ufam facetom. To się nigdy nie zmieni.
- Ale... 
- Nie ma ale. Mam nadzieje, że nie wziąłeś tego tygodnia jako zapowiedzi wielkiej miłości.
- Żałuję, ze cię poznałem, że ci zaufałem, że uwierzyłem, że nie jesteś pustą s.... - warknął i walnął w ścianę. 
Uśmiechnęła się wrednie dopakowała ostatnią rzecz do torby. Chwyciła za jej rączkę. Zbliżyła się do blondyna i pocałowała go krótko na pożegnanie.
- Seks z tobą był przyjemnością.- rzuciła puszczając do niego oczko.
- Nawzajem - mimo wszystko uśmiechnął się.
- Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.- mruknęła, otwierając drzwi.
- Oby. Będę o tym marzył co noc - powiedział zalotnie. 
- Daj znać, jeśli kiedyś będziesz w Londynie.
- Na pewno. 
Zmierzyła go uważnym spojrzeniem.
- Lubię cię. Jesteś chyba najlepszym facetem, jakiego spotkałam...- westchnęła.- Żegnaj.
- Żegnaj - mruknął smutno. 
Ostatni raz uśmiechnęła do niego i odeszła w stronę domu jej przyjaciółki. Chłopak patrzył przez okno na oddalającą się dziewczynę. Amber doszła pod dom Carlosa, w którym obecnie mieszkała jej przyjaciółka. Zapukała w drzwi.
Otworzył jej Latynos. Zdziwił się na jej widok.
- Hej, ja tylko na chwile. Chciałam się pożegnać...
- Eh... Jasne. Skarbie!- zawołał w głąb domu.
- Tak? - w drzwiach stanęła dziewczyna w koszulce Latynosa. 
-  Wyjeżdżam. Wracam do Londynu.- powiedziała cicho.
- Co? Dlaczego? - zdziwiła się. 
- Wakacje się już prawie skończyły... Muszę wracać do wujostwa... Wiesz... Po za tym zbliża się rocznica wypadku... Chcę postawić znicz na grobie rodziców...
- Wrócisz jeszcze? - zapytała smutna. 
- Nie wiem... Raczej nie... Wiesz, że cię kocham, no nie?- otworzyła ramiona jak do przytulenia.
- Przylecę za jakieś dwa dni - uśmiechnęła się i przytuliła przyjaciółkę. - Nie zostawię cię. 
- Nie, no co ty. Zostań tu. Proszę...- szepnęła.- Zrób to dla mnie, okay?
- Ale.... Przecież wiesz, że cię nie zostawię.
- Wiem, że mnie nie zostawisz. Zawsze będziesz przy mnie. Ale chcę, żebyś była szczęśliwa. I mam do ciebie prośbę...
- Myślisz, że będę szczęśliwa nie wiedząc, co robisz? - zapytała. 
- Będę dzwonić i to często.- zachichotała.- Po za tym, możesz przyjechać do mnie na kolejne wakacje... I... Proszę... Pilnuj, żeby Kendall nie natknął się na jakąś dziwkę...
- Okay. Będę tęsknić - mocno przytuliła przyjaciółkę. 
- Pa skarbie...- cmoknęła ją w policzek.- A ty masz o nią dbać! Niech tylko mi się poskarży, a osobiście się z tobą rozprawie.- zaśmiała się, machając Latynosowi.
- Pa - powiedziała Julie i gdy tylko przyjaciółka zniknęła jej z oczu rozpłakała się. 
Carlos od razu otoczył ją ramionami i pozwolił jej płakać w swoje ramie.
- Zostawiła mnie z bałwanem - szlochała sama do siebie. 
- Ciii...- szepnął, głaszcząc ją po włosach.
Dziewczyna płakała,ale z każdą chwilą się uspokajała.
- Zobaczysz. Będzie dobrze... To przecież nie koniec.- mruknął jej do ucha.
- Tak. Dzielą nas tylko teraz tysiące kilometrów - mruknęła i wróciła do kuchni.
Westchnął, wodząc za nią wzrokiem. Podszedł do niej od tyłu i złożył pocałunek na jej ciepłym karku.
- Nie rób - mruknęła się odsunęła. 
- Co takiego?- zapytał.
- Nie rób - powtórzyła i usiadła na blacie. - Nie wolno tak. 
- Jak?- zapytał, obejmując ją w pasie.
- Tak - mruknęła i oplotła go rękoma w okół szyi, a nogami w okół pasa. - To jest złe, bo prowadzi do... 
- Do czego?- zaśmiał się, muskając jej usta.
- Do seksu -  wyszeptała mu na ucho. 
- Seks nie jest zły...- mruknął, rozbawiony.
- Nie? - spojrzała na niego zabawnie.
- Niee...
- A jaki jest? 
- Dobry. I odstresowuje...
- Hahaha... - dziewczyna się zaczęła śmiać. 
- No widzisz... Już jest lepiej.- zaśmiał się.
- Jesteś chory  - zaśmiała się i zeskoczyła. - Idę się przebrać.
- Może ci pomoc?- zaśmiał się.
- Nie, dzięki - zaśmiała się i zniknęła w łazience. 



Julie zamieszkała na stałe u Carlosa. Podjęła się studiów na miejscu a później znalazła dobrą pracę. W rocznicę ich poznania się, Carlos zabrał ją na plażę i oświadczył się. Ze łzami radości w oczach, zgodziła się. Pół roku później wzięli ślub, a wesele było dobrym pretekstem do zaproszenia Amber. Niestety, nie przyjechała. Przysłała list, z którego Jul dowiedziała się, że blondynka od 4 miesięcy jest w klinice odwykowej, ze względu na nieprzyjemne przeżycia z narkotykami. Kendall znalazł sobie miłą, dobrą dziewczynę z którą był na prawdę szczęśliwy, jednak nigdy nie zapomniał o wakacyjnej miłości...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz