niedziela, 31 marca 2013

Worldwide Girls cz. 6


 A oto i ostatnia część tej jednorazówki. Mam nadzieję, że zakończenie się wam spodoba ;) Tym czasem, pragnę złożyć wam życzenia świąteczne. 
Aby te święta były spędzone w rodzinnej, przyjemnej atmosferze, aby przyniosły wam zdrowia i radości na caaaały następny rok, oraz żebyście się tak nie dołowały pogodą, bo przecież zamiast oblewania się wodą, można urządzić bitwę na śnieżki ;) Wszystkiego, wszystkiego najlepszego :*

~Justme i Red Rose




Kiedy się od siebie oderwali ich czoła nadal się stykały. Kochali się i to się w tym momencie liczyło, nic więcej. Ich uczucie... Oni sami... Powoli podnieśli się z podłogi i weszli do pokoju. Nikogo już tam nie było, więc skierowali się do sypialni Latynosa, gdzie rozpoczęła się szczera rozmowa.
- Carlos? - zaczęła niepewnie.
- Tak?
- Boję się.
- Czego?- zapytał przytulając ją do siebie.
- Tego wszystkiego. Wyjazdy do Los Angeles... ro... Rodziców.
- Nie masz, czego się bać. Będę przy tobie przez cały czas. Los Angeles to piękne miasto... A twoi rodzice... Jakoś sobie poradzimy. Nie ma sensu martwić się na zapas.
- A może właśnie powinniśmy?
- Po co? Powiedz, co to da? Zmieni coś? Nie. Sprawi, że będzie lepiej? Nie.
- Ale może będziemy lepiej przygotowani...
- Serio? MARTWIENIE się lepiej cię przygotuje?- zapytał.
- Zawsze tak było - uśmiechnęła się nieśmiało.
- No to tym razem tak nie będzie.- zaśmiał się.
- Jak nie?
- No nie. Tym razem się nie martw, to wszystko będzie dobrze.
- Jak uważasz - mruknęła.
- Hej.- powiedział cicho i złapał za jej podbródek. Nakierował nią tak, żeby spojrzała mu prosto w oczy. Uśmiechnął się ciepło.- Kocham cię.
- Ja ciebie też i dlatego ci zaufam.
- Dobrze wiedzieć.- posłał jej kojący uśmiech i przycisnął jej wargi do swoich. Pocałunek był delikatny i ostrożny, ale zarazem stanowczy. Dziewczyna je odwzajemniała. Czuła się bezpieczna.
Pocałunek trwał i trwał, do póki nie przerwał go odgłos otwieranych drzwi. Para niechętnie się od siebie odsunęła i spojrzała na stojącego w drzwiach Hendersona.
- Hej, przepraszam, że przeszkadzam, ale Megan i Kendall wrócili i Meg chce z tobą pogadać.- zwrócił się do Lorett.
- Już idę - szepnęła.
Dziewczyna chwyciła Latynosa za rękę i ruszyła do salonu. Już po chwili znalazła się w pomieszczeniu i ujrzała młodszą siostrę, która siedziała blondynowi na kolanach i wtulała w jego ramię. Na jej widok szybko się zerwała, a zaraz za nią blondyn. Delikatnie objął ją w pasie.
- Chciałaś pogadać. O czym?
- Ja... Przepraszam. Nie... Nie myślałam, co mówiłam i...- jąkała się.
- Nic się nie stało - delikatnie się uśmiechnęła.
- Przepraszam.- powiedziała ze łzami w oczach i odeszła od Blondyna, żeby przytulić siostrę.
- Nie masz, za co przepraszać- dziewczyna ją objęła. - Po prostu nie kłóćmy się więcej.
- Mhm.- powiedziała i przycisnęła siostrę mocniej.
- A tak w ogóle to... - delikatnie uśmiechnęła się i odsunęła od szatynki- Powinnam cię przepraszać, a nie na odwrót. Ty niczemu nie jesteś winna.
- Nie gniewam się na ciebie.- uśmiechnęła się.
- Naprawdę?
- Pewnie, na ciebie nie potrafię.
- Kocham cię siostrzyczko - uśmiechnęła się szczerze.
- Też cię kocham małpoludzie.- zaśmiała się i uścisnęła brunetkę.
- I nie trzeba było tak od razu? - zaśmiał się Kendall.
- Nie. Nie wtrącaj się.- szatynka zaśmiała się i pokazała mu język.
- Ej! Bo ci go odgryzę!
- Tylko na to czekam.- zawołała zalotnie.
Chłopak się cwanie uśmiechnął i podszedł do dziewczyny. Delikatnie odepchnął Lori w stronę Carlosa i wpił się w usta szatynki. Całował szybko i wolno, gwałtownie i spokojnie, delikatnie, a zarazem stanowczo.
- Ej! - udała oburzoną.
- Nie bądź na nich zła...- szepnął jej Latynos na ucho.- Jeśli zajmę ci czas, to im wybaczysz?- mruknął.
- Spoko - powiedziała z ironią. - On mnie popchnął, a ty chcesz zająć mi czas?
Dodała robiąc minę zbitego szczeniaczka.
- Nie martw się, jak tylko odsunie się od twojej siostry, to mu przyłożę.
- Awwwwwww... - zaczęła piszczeć. - I oto mi chodziło - dodała dumnie.
- Hahahaha, no widzisz. Nie dam cię bezkarnie popychać.- wypiął dumnie pierś.
- Idź ty mój bohaterze - dodała ze śmiechem i cmoknęła go w policzek.
- Wszędzie, ale tylko z tobą.- szepnął i pocałował dziewczynę.
- Awwwwwwww… - zaczęła znowu piszczeć. - Zaraz zwołam tu gromadę wilków. - udała przerażoną.
- Niby, czemu?- popatrzył na nią zdziwiony,
- Bo wyję jak jeden z nich.- powiedziała jakby to byłe oczywiste.
- Hahahaha, nie martw się. Przed nimi też cię obronię.- zaśmiał się głośno.
- Nie zgrywaj bohatera, bo i tak nim nie będziesz.- dogryzł mu James.
- Moim jest i to teraz.- dodał dumnie i pocałowała chłopaka.
- No właśnie. A jak wilki nie będą chciały sobie iść, to oddamy im ciebie. Może jak cię zeżrą, to zatrują się takimi ilościami lakieru do włosów.- dogryzł mu.
- Przynajmniej o siebie dbam i podobam się dziewczyną nie to, co jeden krasnal.- dogryzł mu.
- Ale to ja mam dziewczynę.- powiedział ze śmiechem.
- Bo jest ślepa - warknął.
- Słucham? - wytrzeszczyła na niego gały.
- Tak, jesteś ślepa, bo chodzisz z nim, a nie ze mną.
- Bo nie lubię nadąsanych.- wystawiła mu język, a on wielce obrażony odszedł.
- James! Idioto! Jeszcze raz powiesz coś takiego o mojej dziewczynie, to ci nogi z dupy wyrwę!- zawołał za nim Carlos.
- Czekam! - krzyknął. - Dosięgniesz?!
- Hahahahah.- dziewczyna zaczęła się śmiać, ale zaraz spoważniała widząc minę Carlosa,
- Kurwa, idę.- warknął i ruszył w stronę kumpla.
- Czekaj! - dziewczyna złapała go za rękę i przyciągnęła do siebie. - Jak jest głupi to niech będzie, a ty obroń mnie przed wilkami.
- Ale on mnie obraził.- jęknął jak małe dziecko.
- No i?
- I mu przyłożę.- powiedział z uśmiechem i ponownie próbował iść w stronę śmiejącego się szatyna.
- Zostaw go - powiedziała ponownie i pociągnęła Latynosa. Chciała go zatrzymać, a zamiast tego teraz leżał na niej, a ich nosy prawie się stykały.
- Hmmm... Skoro tak stawiasz sytuacje.- zaśmiał się cicho a dziewczyna się zarumieniła.
- Dzięki - powiedziała i dostała większych rumieńców. - Przez ciebie jestem czerwona.
- Ładnie ci w tym kolorze.
- Przestań - zachichotała.
- Uciekaj, póki Carlos leży, bo jeszcze na prawdę ci przyłoży.- szepnęła Megan.
- Co? Aha. Już lecę. Pa - powiedział Kendall i już go nie było.
- Czekaj! I tak cię dorwę!- zawołał Latynos zrywając się z podłogi i pędząc za kumplem.- Ja ci dam, popychać moją dziewczynę!
- Pomocy! Krasnal mnie goni! Mark! Ratuj! - krzyknął i schował się za faceta.
- KRASNAL?!?! NIE ŻYJESZ!- ryknął i rzuciła się na blondyna.
- ZOSTAW MNIE! LORI WEŹ TEGO KRASNALA! No pomóżcie!
- Nie - wystawiła mu język - Lubię jak mój krasnoludek walczy o mnie.
Szatynka śmiejąc się podbiegła do Blondyna i przytuliła się do niego, zasłaniając go własnym ciałem. Carlos właśnie chciał wymierzyć blondynowi cios, ale w ostatniej chwili się zatrzymał.
- Ej, to nie fair! Nie uderzę dziewczyny!
- Ale ja chłopaka owszem – Lorett znacząco poruszała brwiami i zdzieliła obu przez łeb.
- Ej, nie bij mojego chłopaka! Weź się na swoim wyżyj, albo na Jamesie czy Loganie...
- A co? Carlos nie dostał? - spojrzała na nią.
- Może i dostał, ale ja go nie biję.- pokazała jej język.
- A kto ci zabrania? - wzruszyła ramionami. - Chcesz to bij.
- Co?! Nie!- zawołał Carlos i schował się za Lorett.- Kogo, jak kogo, ale jej się boję.
- Dosyć, że krasnal to jeszcze tchórz.- zaśmiał się blondyn.
- Ty się nie udzielaj.- warknął do niego.
- To wolny kraj - wystawił mu język. - A ktoś taki jak ty mnie nie uciszy.
- Skarbie...- powiedziała Megan patrząc na niego z przymrużonymi oczyma.
- Taaaaaaaaaaaaaaak? - udawał głupiego.
- Chyba za lekko zgarnąłeś. Mam poprawić?
- Uderzysz mnie? - zrobił minę kotka ze Sherk'a.
- Tak. A jak mnie wkurzysz, to będzie to kopniak w dupę, jak podczas powrotu z koncertu.- powiedziała uśmiechając się słodko.
- Zgoda. Albo nie. Nie chcę stracić honoru.
- Hahahahahah, za późno i to jakieś 10 lat.- brechtał się Carlos.
- A ty gdzie masz swój? Został na ostatnich wakacjach jak dostałeś z banana od małpy?
- Mój? Jest schowany, żeby ktoś go czasem nie naruszył.- pokazał mu język.
- Kłócicie się jak dzieci.- zaśmiała się szatynka.
- Jak duże dzieci z dużymi pampersami.- śmiała się brunetka.
- Hahahahahahahaha.- Megan zaczęła zwijać się ze śmiechu.
- Nie wiem jak ty, ale ja takiego czegoś nie używam.- mruknął blondyn.
- W sensie, że robisz w majtki?- zapytał go Pena, czym wywołał kolejną salwę śmiechu u szatynki.
- Nie. Prosto do sedesu, ale ty tak. Sam widziałem - dodał, a brunetka zaczęła zwijać się na podłodze obok Latynosa.
- ... Nie... Wiesz, nie chcę nic mówić, ale to były bokserki Logana.
- Hahahahaha... Siusiu majtek.... Hahahaha.- śmiała się dziewczyna.
- Boże... Już wiem, dlaczego Mark się zgodził.- wydyszała Megan. - Żebyśmy z wami jechały.
- A ja nadal nie.- śmiała się brunetka. - Przecież mieszkać z takim głupkami to raj.
- Ale kto by sobie sam z nimi radził? Przecież to trzeba pilnować.
- Eeee tam... Najwyżej wpadliby pod autobus.- machnęła ręką.
- Nawet tak nie mów!- jęknęła i przytuliła się do Blondyna.- Nie oddam go żadnemu autobusowi!
- Pyf - mruknęła i podniosła się z podłogi. - A kto by za nim tęsknił?
- Ej! - oburzył się blondyn.
- Ja bym tęskniła. Bardzo. Nie wiem, czy mogłabym dalej żyć sama...- skończyła szeptem.
- Ja bym bez ciebie nie mógł.- mruknął w odpowiedzi i złożył na jej ustach płomienny pocałunek.
- Dzięki - mruknęła siostra. - Też cię kocham. Chodź ty mój krasnoludku. Zostawmy ich samych - dodała i chwyciła chłopka za rękę.
- A mnie byś pod autobus wrzuciła?- zapytał smutny.
- Chodź.- pociągnęła go.
- Nie odpowiedziałaś...
- Ruszysz te zacne cztery litery czy nie?
- Jak odpowiesz na pytanie.
- To zależy. A teraz chodź.- znów go pociągnęła, ale ten przyciągnął ją do siebie.
- Zależy? Od czego?
- Czy bym cię kochała i czy byśmy byli razem.- zakończyła szeptem.
- Hmmm.. A kochasz mnie?
- A byłabym z tobą gdybym cię nie kochała? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- W takim razie, skoro mnie kochasz, to jesteśmy razem, bo ja kocham cię jak skończony idiota. Więc jak to będzie z tym autobusem?
- Nie wrzucę cię pod niego- musnęła jego usta. - Chwila. Uważasz, że jesteś idiotą, bo mnie kochasz?
- Nie. Uważam, że jestem idiota, bo oddałbym za ciebie wszystko i wszystkich. Potem zostałbym golutki i wesoły.- wyszczerzył się.
- Hmm... No nie wiem, nie wiem - udała, że się zastanawia. - Mam ci wierzyć?
- Skoro jesteśmy razem, to powinnaś.- wyszczerzył się.
- Yyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyy... - zapowietrzyła się z mega wyszczerzem na twarzy.
- Co?
- Nie wiem co powiedzieć - spuściła głowę.
- To nie mów nic.- złapał ją za podbródek i przycisnął jej usta do swoich.
Dziewczyna zaczęła rozkoszować się smakiem ust chłopaka. Odwzajemniała pocałunki z wielką radością i namiętnością. Kochała go i była gotowa oddać za niego życie.



Po niezbyt długim czasie Lorett wraz z Carlosem poszli do ich mieszkania i spakowali dziewczynę. Już po dwóch dniach dziewczyny ruszyły razem z chłopakami w trasę. Zwiedziły kilka pięknych miast i genialnie się bawiły, a Carlos i Kendall nie odstępowali ich choćby na krok. Kiedy trasa się skończyła, wrócili do NY, aby dziewczyny mogły dopełnić formalności związane z ich przeprowadzką. Zwolniły apartament, Megan wypisała się ze studiów, Lorett odeszła z pracy. Wszystko załatwiły w kilka dni. Dokładnie dobę przed ich wyjazdem do LA brunetka dostała sms’a, że rodzice będą za dwa dni. W ostatniej chwili zdążyły wyjechać. Niestety, ku ich utrapieniu, rodziciele nie chcieli łatwo się poddać. One przez miesiąc zadomawiały się w słonecznej Kaliforni, a oni wszędzie ich szukali. Niestety, w końcu im się to udało...

Pary były szczęśliwe. Powolnym krokiem wędrowali po plaży. Wtuleni w siebie, roześmiani, szczęśliwi jak nigdy. Było im razem bardzo dobrze. Nagle w ich kierunku zaczęli biec....
- O kurwa - szepnął przerażona Lori gwałtownie się zatrzymując.
- Co jest?...- Nie zdążyła skończyć szatynka, bo mężczyzna podszedł do nich szybko i chwycił ją i jej siostrę za włosy.
- Tu jesteście! Całe stany za wami przeszukaliśmy! Nareszcie. Ja wam pokażę...- warczał ich ojciec.
- Kurwa mać! Puść mnie, bo ci przyjebię! - krzyczała dziewczyna.
- Ała! Puszczaj!- pisnęła Megan.
- Zostaw ją!- ryknął Latynos i rzucił się na mężczyznę.
- Puszczaj ją! - krzyknął blondyn.
- Ja wam dam! Ladacznice dwie! Idiotki! Suki!- krzyczał i szamotał nimi po plaży. Ich matka odepchnęła Latynosa zanim zdążył dotrzeć do walczącej trójki.
- Kurwa! - krzyknęła brunetka i kopnęła ojca w kostkę, a ten je puścił. - I nie waż mi się mnie dotykać więcej, bo pożałujesz tego - warknęła.
- Zostaw nas!- krzyknęła szatynka i pchnęła mężczyznę na piach.
- Kochanie nic ci nie jest? - zamartwiał się blondyn.
- N... Nie, chyba nie.- powiedziała nadal w szoku.
- Chodź tu - szepnął i ją mocno przytulił.
- Lori!- zawołał Latynos i podbiegł do niej mocno ją przytulając.
- Nie martw się.- szepnęła. - Taki kretyn jak on nic mi nie zrobi.
- Oczywiście, że nie.- szepnął, po czym nagle stanął przed nią. Ich ojciec się podniósł.
- Wy... Przyniosłyście nam wstyd! Jesteście bezużytecznymi, nic nie wartymi dziwkami!- krzyknął.
- A ty jesteś gnojem i świat jakoś jeszcze normalny jest.- brunetka wzruszyła ramionami. – Kurde, kat jest milszy niż ty.
- O nie, moje panie. Tak łatwo nie będzie. Wracacie z nami do Nowego Yorku.- warknęła ich matka, zatrzymując córki.
- Puść mnie brudna szmato! - Loretta wyrwała się.
- Zostaw mnie!- warknęła Meg.- Lori jest dla mnie bardziej matką niż ty.- syknęła.
- Nie obchodzi mnie to. Wracacie z nami, czy wam się to podoba, czy nie.,
- Ooooo, nie. Nie wracają.- powiedział Latynos.
- Nie wtrącaj się. Ty tu nie masz nic do gadania.- krzyknęła do niego.
- Zamknij ryj! - krzyknęła brunetka i uderzyła matkę. - Nigdy nas nie kochaliście, a teraz wam tak od razu zależy?! Jesteście żałośni i tyle!
Kobieta odwinęła się i oddała Lorett.
- Nie zależy nam. Macie wracać i tyle.- powiedziała chłodno.
- Nigdzie nie wracamy. Jesteśmy pełnoletnie. Możemy zostać.- warknęła Megan przytulając się do Kendalla
Dziewczyna złapała się za policzek i pełna nienawiści spojrzała na matkę.
- Jeśli jeszcze raz mnie dotkniesz to obiecuję ci, że zabiję cię gołymi rękami - dodała spokojnie.
- Gówno a nie pełnoletnie! Wracacie!- warknął ich ojciec łapiąc Meg za nadgarstki. Ich matka zrobiła to samo z Lorett.
- Zostaw ją!- warkną Carlos i pchnąwszy kobietę uwolnił brunetkę.
- Puść ją! - krzyknął Kendall i rzucił się na faceta uwalniając dziewczynę. Niestety, nie spodziewał się, że dostanie z pięści w twarz.
- Kendall!- pisnęła przerażona i podbiegła do chłopaka. Zaczęła się trząść z wściekłości. Odwróciła się twarzą do ojca.- ZABIJĘ CIĘ! ROZUMIESZ?! ZABIJĘ!- chciała się na niego rzucić, ale przytrzymała ją Lorett.
- Nie warto - powiedziała cicho. - Takich ludzi tylko żałować. Nie warto nawet z nimi rozmawiać, bo to takie głupie i puszczalskie.
- Ty gnoju!- warknął Kendall i chciał się rzucić na mężczyznę, ale Carlos go powstrzymał.
- Stój, nie trzeba.
- Ale....
- To nie ma sensu.- westchnął.
- Kendall...- szepnęła dziewczyna i przytuliła się do niego.- Nic ci nie jest?
- Nie - szepnął i przytulił mocno dziewczynę. - Wszystko w porządku kochanie?
- Tak, jest okej.- odetchnęła i wtuliła w niego twarz.
- Chodźmy. Nie warto tracić czas na takich ludzi.- powiedział Carlos przyciągając do siebie brunetkę.
- Ale ja jej nie odpuszczę. Uderzyła mnie.
- Spokojnie. Nie ma sensu tracić czas na takich ludzi. Chodźmy.- powiedział kojąco.
- Dobrze - westchnęła i wtuliła się w chłopaka. - Megan idziecie?
- Mhm.- mruknęła nadal przytulona do chłopaka.
- Nie odpuszczę wam!- warknął ich ojciec.
Chłopak obejmując dziewczynę ruszył za przyjaciółmi.  Brunetka słysząc to, tylko pokazała mu środkowy palec nawet na niego nie patrząc.
- Czyli co, już po wszystkim?- zapytała cicho Megan, kiedy doszli do domu.
- Mam nadzieję - mruknęła dziewczyna. - Ale następnym razem mnie nie powstrzymasz przed ich zabiciem - zwróciła się do Latynosa.
- Mam nadzieję, że nie będzie następnego razu.- uśmiechnął się i pocałował ja. Dziewczyna delikatnie syknęła z bólu, ale oddała pocałunek.
- Więc... Zostajemy tu?- zapytała Megan.
- Tak - szepnął blondyn i ją pocałował. - Kocham cię.
- Też cię kocham. Może nawet bardziej.- zachichotała i oddała pocałunek.

Latynos się nie pomylił. Już nigdy więcej rodzice dziewczyn nie zawitali do ich progów, a one mogły wieść spokojne i piękne życie. Po około roku Carlos oświadczył się Lorett, a na ich weselu Kendall i Megan ogłosili, że i oni są zaręczeni. Potem obie pary doczekały się dzieci, a na starość opowiadali wnukom, jak to jedna piosenka, zmieniła ich życia.

Worldwide… Worldwide… Worldwide… Girl I’ll be thinking about you…


Koniec

wtorek, 26 marca 2013

Worldwide Girls cz. 5


W czasie, kiedy Carlos rozmawiał z Lori, Kendall i Meg dotarli do ich hotelu. Teraz siedzieli w ich apartamencie i odpowiadali na pytania Jamesa i Logana.
- No wiec, czemu jest tu tylko jedna Worldwide Girl, a nie obie?- zapytał brunet.
- Mam imię...
- Właśnie - poparł ją blondyn. - Zachowuj się.
- Okej. Wiec, dlaczego jest tu tylko Megan?
- Bo Lori została z Carlosem - tłumaczył.
- Ale czemu ich tu nie ma? - pytał jak dziecko
- Bo.... Bo Lori chciała zostać w domu. Sama. Z Carlosem.- tłumaczyła jak pięciolatkowi.
- Dlaczego? - dopytywał się James.
- Boże, mówiłeś, że ile oni mają lat?- zapytała blondyna.
- Wiesz, że też się nad tym zastanawiam jak ich tak słucham. - mruknął.
- Nie marudzić tylko odpowiadać na pytania - skarcił ich szatyn.
- Kurwa, bo Lori jest kobietą, a Carlos facetem. Ty nie masz dziewczyny?- zapytała go jak debila.
- Nie. Ale myślałem, że jesteście nierozłączne.
- Myślałeś? Hahahahahahahaha, doooobre.- zaczęła się śmiać jak opętana.
- Przymkniesz się? - warknął.
- Ej! Nie tym tonem! - Kendall podniósł głos.
- Spoko tylko niech odpowiada normalnie, a nie jak jakaś pół mózgowata istota.
- Wiesz, jeśli ja mam pół mózgu, to ty nawet ćwierć nie masz.
- Nie denerwuj mnie.
- To wy mnie przesłuchujecie. Kto tu kogo denerwuje?- zapytała.
- Nie chcesz to nie.- bąknął. - Jak Lori przyjdzie to nam WSZYSTKO powie.
- Hahahahhahahaha, żebyś się czasem nie zesrał. Powie wam jeszcze mniej niż wiecie ode mnie.- zaśmiała się.
- No... Sam już nie wiem...- westchnął Logan.
- Czego znowu nie wiesz? - zapytał zrezygnowany blondyn.
- Mamy pewność, że go nie porwała, związała i zamknęła w jakiejś zatęchłej piwnicy?
- Macie, bo tu jestem.- zaśmiał się wyżej wymieniony otwierając drzwi wejściowe. Za nim weszła Loretta.
- Hej - uśmiechnęła się. - A i dzięki, że macie takie zdanie o mojej osobie.
- Nie ma sprawy.- rzucił szatyn. - A teraz gadaj. Dlaczego nie przyszłaś z Megan?
- Yyy... Bo nie?
- Co to ma być za odpowiedź?
- Normalna - wzruszyła ramionami.
- Hahahaha, mówiłam wam! Idioci! Hahahahahahaha!- Meg dostała głupawki.
- Macie melisę? - zapytała Lori patrząc na każdego z nich.
- Eeee... Nie, raczej nie.- powiedział Logan patrząc na szatynkę przerażony.
- A to szkoda - mruknęła. - Ej! Megan! Opanuj się!
Ta jak na zawołanie przestała się śmiać i usiadła prosto.
- Ło ja pierdole! Czarownice!- krzyknął Henderson i schował się za Jamesem.
- Co? - zapytał i popatrzył na kumpla schowanego za nim.
- Jakie debile... - jęknęła dziewczyna. - Oni tak zawsze?
- Ha ha. Łyso wam, bo moja dziewczyna jest czarownicą.- odpowiedział im Carlos ze śmiechem.- Ale seksowną czarownicą.- szepnął jej na ucho.
- Spadaj - odepchnęła go. - A ty.
Dziewczyna popatrzyła na siostrę.
- Co?- zapytała ją.
- Jeśli zgodzę się, żebyś pojechała dopiero dwa dni przed przyjazdem rodziców... - nie dokończyła, bo Megan jej przerwała.
- Nie wiem, czy chcę zostać. Masz racje, powinnam cię słuchać. Jeśli chcesz zostać sama, to pojadę. Pytanie tylko, czy mnie wezmą, bo Kendall chyba jeszcze im nic nie powiedział.
- Co, ale o czym?- zapytał zdziwiony Logan.
- O tym, iż ta cna dama jedzie z nami w dalszą trasę.- powiedział niczym rycerz w lśniącej zbroi.
- Serio? A co na to Mark?- zapytał Henderson i ruszył głową w kółka jak cheealrederka.
- Musi się zgodzić i tyle - wzruszył ramionami.
- No nie byłbym tego taki pewny.- zaśmiał się złośliwie.
- Kendall, jeśli to jest jakiś problem...- zaczęła Meg.
- Nie, no coś ty - zaprotestował szybko. - Logan jest głupi.
- Ej!- oburzył się.
- Wszyscy jesteście głupi - poprawiła go Lori.
- Ej.- jęknął Carlos.
- Posłuchaj, mówiłam, że nie chce być kłopotem...
- Ale ty nim nie jesteś - zaczął, ale ktoś mu przerwał.
- Przyda mi się ktoś normalny - zaśmiał się Mark, który właśnie wszedł.
- Cały czas im to powtarzam, że są idiotami, ale oni nie…- mówiła Lori. - Dobrze, że chociaż my jesteśmy normalni.
Zaśmiała się wskazując Mark'a, Megan i siebie.
- Pojedziesz z nami. Okay? - zapytał menager.
- Ale... Nie będę żadnym ciężarem, ani nic?- zapytała niepewnie.
- Nie jestem idiotą!- oburzył się Logan i usiadł na kanapie jak nafochane dziecko.
- Jesteś i stul twarz! - dodała Lori.
- Nie, nie będziesz. Nawet oni nie są - zaśmiał się facet.
- Oni są ciężarem?- zapytała z wielkimi oczyma.
- No. Zobaczysz sama - puścił jej oczko.
- Awwwwww... Jakie to słodkie - mruknęła brunetka. - Będziesz jeździć przez dwa tygodnie z czwórką kretynów i jednym normalnym. Słodkie aż chce się... Dobra nie kończę - zaśmiała się.
- No, co? Zazdrosna?- zaśmiała się.
- Nie - wystawiła jej język.
- No właśnie, nie z czwórką.- westchnął Carlos.- Mark, możemy pogadać?
- Jasne.
- Ani się waż - pogroziła mu palcem.
Latynos nie zwrócił uwagi na jej pogróżki i odciągnął Menagera na bok.
- Słuchaj, bo jest taka sytuacja...- zaczął i szybko streścił mu większość historii. On przez cały czas uważnie słuchał, a gdy Carlos skończył głęboko westchnął.
- Rozumiem. Ale mam odwołać trasę? Co na to wasi fani? Co im mam powiedzieć?
- No właśnie nie wiem. Nie mam pojęcia, co zrobić...
- Dobra. Zrobimy tak. Chłopaki razem z Megan pojadą ze mną i zamiast koncertów zorganizujemy spotkania z fanami i powiemy, że coś ci wypadło i musiałeś pilnie jechać do rodzinnego miasta.
- A jak ktoś mnie w Nowym Yorku przyłapie?
- To wtedy powiemy, że masz do załatwienia parę spraw związanych z problemami w rodzinie.
- Hmmm... A... Wiesz, bo mam jeszcze jeden pomysł, ale nie wiem, czy wypali. Pomożesz mi przekonać Lori, żeby i ona pojechała z nami? Zostały nam jeszcze tylko trzy koncerty, co daje niedużo ponad tydzień trasy. Zaraz po ostatnim koncercie wróciłbym z nią do NY i mogłaby wszystko pozałatwiać, plus zdążyłaby przed rodzicami. Tylko nie wiem, czy mnie posłucha...
- Zobaczymy, co da się zrobić - poklepał go po ramieniu.
- Dzięki.- westchnął i wrócił do ferajny. Meg siedziała na Loganie, który leżał na Jamesie, który zarył o podłogę.
- Odszczekaj to.- warknęła.
- Dobra, dobra! Przyznaję! Jesteś silna i trzeba się ciebie słuchać!- jęknął próbując się wydostać.
- James?- syknęła.
- Jesteś silna - mruknął przygwożdżony do podłogi. - I to bardzo.
- Iiii?
- Przepraszam. Będę się słuchał.
- No. Grzeczne pieski.- powiedziała wstając i otrzepując ręce.
- Okeeeeej. Wolę nie wiedzieć, co tu się działo.- mruknął Carlos z wielkimi oczyma.
- Hahahahhahaha!- Lori razem z Kendallem zanosiła się śmiechem.
- Mark, czy ona na prawdę z nami jedzie?- jęknął przerażony Henderson, ale zaraz zamilkł, gdy napotkał okrutne spojrzenie Megan.
- Tak, jedzie. Ktoś musi mi z wami pomóc - mruknął.
- Słyszysz? Teraz będzie fajnie.- uśmiechnęła się wrednie, po czym zmieniła wyraz twarzy i zaśmiała się serdecznie.- Oj nie bójcie się. Będę grzeczna.... A przynajmniej spróbuję.
- Ja jej przypilnuję - zaśmiał się Kendall i pociągnął ją w swoją stronę. Efekt był taki, że wylądowała na jego kolanach.
- Mmmm... Podoba mi się taki układ.- zachichotała.
- Fuuuuuuuuuuuuuu.- zawył Logan.
- Zachowujesz się jak pięciolatek.- skarciła go szatynka.
- Gorzej - szepnął blondyn, czym wywołał chichot u dziewczyny.
- Pyf.
- Dzieeeeciiiiii - Lori wywróciła oczami i znowu się zaśmiała.
- Lori...- zaczął Carlos i popatrzył znacząco na Marka. - Słuchaj, co byś powiedziała na taki układ. Może pojedź z nami w trasę. To powinno skończyć się na tyle szybko, że zdążysz wrócić do Nowego Yorku jeszcze przed twoimi rodzicami i wtedy wszystko pozałatwiasz, co?
- Aghghgh... - wymruczała po nosem.
- Lori... Chciałbym, żebyś ze mną pojechała. To otworzy ci perspektywy. Możesz spotkać ludzi, dzięki którym zdobędziesz dobrą pracę, dostaniesz się na studia czy...
Dziewczyna popatrzyła na chłopaka oczami wielkości ziemniaka.
- Co ty na to?- zapytał ja z nadzieją.
- No nie wiem - mruknęła.
- Lori...- odezwała się jej siostra.- Jedź z nami. Zobaczysz to wszystko, co chciałaś. Będzie fajnie...
- Nie odpuścisz? - głośno westchnęła zwracając się do Latynosa.
- Raczej nie.- wysłał jej półuśmiech.
- Więc nie mam wyboru - zaśmiała się.
- JEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEST!!!- pisnęła Meg i rzuciła się siostrze na szyje.- Teraz to macie przesrane.- powiedziała poważnie do Jamesa i Logana.
- Dzięki - powiedział szatyn z ironią i popatrzył wrogo na Penę.
- Taaaa, super.- dołączył się do kumpla Henderson.
- No nie, że zajebiście?- wyszczerzył się Latynos i stanął obok Lorett.
- Hahah!- dziewczyna zaczęła się śmiać. - Tylko wiece, że teraz wam nie dam żyć?
- No właśnie tego się obawiamy.- jęknął Logan.
- Oj nie będzie AŻ tak źle.- dodała robiąc minę kota ze Shreka.
- Nie wierzcie jej, to tylko pozory.- zaśmiała się Megan.
- Cicho, bo ich do reszty przestraszysz.
- Hahahahahahahahahaha.- śmiała się, aż straciła równowagę i poleciała prosto na Blondyna.
- Uważaj - zaśmiał się. - Martwa mi się nie przydasz.
- O.o Okej.- powiedziała lekko przestraszona.
- Nie bój się - mruknął. - Przecież takiego anioła drugiego nie ma.
- Awww... Słodkie.- zachichotała i lekko go pocałowała.
- Bo to moje - mruknął.
- Hah. Ja też jestem twoja, czyli jestem słodka?- zapytała ze śmiechem.
- I to jak - mruknął.
- Błagam, skończcie. Zaraz się zrzygam.- jęknął Logan.
- Przymknij się! - warknęła Lori. - Bo ja rzygnę.
- I jak planujesz przeżyć te dwa tygodnie, jak oni, co trochę, będą rzygać?- Meg zapytała ze śmiechem Blondyna.
- Może dokuczymy jeszcze Loganowi i Jamesowi?- Carlos zapytał Lorett.
- Kuszące, ale lepiej nie.- mruknęła patrząc na chłopaków. - Jeszcze głupki zamkną się w sobie i mózgi im wyparują do końca.- zakończyła szeptem.
- Jakoś to przeżyję.- powiedział i musnął jej usta.
- Hahaha - zaśmiała się. - Ja nie chcę ich mieć na sumieniu.
- Nie ma sprawy, przejmuję to na siebie.- zaśmiał się i ponownie pocałował dziewczynę.
- Kurde, jeszcze oni?! MARK!!!- zawył Logan.
- Pogadamy jak wy znajdziecie dziewczyny - dodał i się zaśmiał. - Wtedy to oni będą rzygać.
- O ile w ogóle znajdą.- powiedział Latynos z powątpiewaniem.
- Ej! - oburzył się James. - Jestem ładniejszy!
- Że niby od kogo?- zapytała zdziwiona Megan.
- Od nich obu - dodał wskazując na Latynosa i Blondyna.
- Hahahahahahahaha​hahahahahahahaha​.- szatynka zaczęła się dusić ze śmiechu.
- Hahahahahahhahah​ah - brunetka do niej dołączyła. - Zaraz padnę ze śmiechu. Hahahahahahahah
- Ej, bo mi dziewczynę udusicie - Kendall udał oburzonego.
- Brzmi ciekawie - dodał James.
- Hahahahahaha, on mówi, że jest przystojniejszy od ciebie, a ty nie reagujesz?- zapytała dławiąc się ze śmiechu.
- Tak, nie reaguję, bo to jest kłamstwo i każdy o tym wie.- dodał z wrednym uśmieszkiem.
- Hahahahaha. No ja wiem na pewno.- zachichotała.
- Kocham cię - dodał i musnął jej wargi.
- Weźcie róbcie to bez świadków - jęknął szatyn.
- Oj nie omieszkamy.- powiedziała dziewczyna.- Ale później. Teraz pacz i bądź zazdrosny.- zaśmiała się i wpiła w usta blondyna.
- Hmmm... Wiesz, że cię kocham?- zapytał Latynos Lorett.
- Hmm... No wiem - znowu zaczęła się śmiać. Dziewczyna zwijała się ze śmiechu na podłodze.
- No to cię kocham, a teraz wstawaj, bo się udusisz i co ja zrobię bez ciebie?
- Urządzisz imprezę? - zapytała i wykonała prośbę chłopaka, ale znowu wybuchła śmiechem.
- Nie, raczej nie.- zaśmiał się i wziął ją na ręce.
- Postaw mnie - śmiała się.
- Nie, bo jak cię trzymam to przynajmniej wiem, że nic ci nie będzie.- wyszczerzył się.
- Ale co mi miałoby mi grozić?
- No na przykład taki James. Tylko czeka, żeby mi ciebie podprowadzić.
- Aj nie przejmuj się - mruknęła. - Ale postaw mnie.
- Co? Ja? Nigdy - zaśmiał się chłopak.
- Jaaaaaasne. Uprowadziłbyś mi ją. A ja jej nie oddam. Jest moja.- zaśmiał się i zaczął z nią biegać po mieszkaniu.
- Weź się ogarnij! - powiedziała. - W każdej chwili mogę z tobą skończyć.
Chłopak zatrzymał się gwałtownie.
- Zrobiłabyś to?- zapytał poważnie.
- Yhym - mruknęła.
- Okej.- odstawił ją i sam wrócił do chłopaków.
- Skarbie - mruknęła i doszła do niego. - Dobrze wiesz, że cię kocham. Ale musiałam coś zrobić, żebyś mnie odstawił.
- Tak, no to wiedz, że mam focha.- powiedział obrażony i usiadł na kanapie.
- Spoko - dodała. - James idziesz na spacer?
- Jasne.- uśmiechnął się.
- Zdradzasz mnie z tym idiotą?- zawołał zdziwiony.
- Sam tego chciałeś.- dodała i wzięła chłopaka pod rękę.
- Dobra, to idźcie.- powiedział wkurzony i poszedł do jednej z sypialni.
- Jaki kretyn - jęknęła i odepchnęła Maslowa.
- Nie myślisz czasem, co mówisz.- warknęła do siostry Megan.
- Ojej - jęknęła. - Nie tak miało wyjść. Ale ten KRETYN BIERZE WSZYSTKO NA POWAŻNIE!!!
- BO CIĘ KOCHA, A MA COŚ, CO SIĘ NAZYWA UCZUCIA!
- Dzięki, że masz mnie za bezdusznego potwora - mruknęła i skierowała się do wyjścia.
- Och wybacz, nazywam zjawiska, które obserwuję.- warknęła.
- Megan nie przesadzaj.- szepnął Kendall.
- Wiesz, co? Żałuję, że załatwiłam te bilet na ten pieprzony koncert! Pewnie gdyby nie to, to bym siedziała w hotelu i nie słuchała... - dziewczyna odwróciła głowę w drugą stronę.
- Ej, przestańcie - odezwał się blondyn.
- Skoro żałujesz, że dzięki tobie spotkałam miłość mojego życia...- głos jej zadrżał. Wiedziała, że zaraz się rozpłacze.- To wiedz, że jeszcze nigdy tak się na tobie nie zawiodłam.- powiedziała cicho, uścisnęła blondyna za rękę na pożegnanie, po czym mijając siostrę wyszła z apartamentu.
- I po jaką cholerę się odzywałam?! - krzyknęła sama do siebie i zjechała po drzwiach. Zasłoniła twarz dłońmi, które po chwili stały się mokre. Płakała...
Carlos słyszał to wszystko. Walczył ze sobą, czy nie wyjść do dziewczyny, czy zostać. Tak bardzo chciał ją pocieszyć, przytulić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. W końcu ją kocha. Ale jeśli ona go nie, to nie będzie jej nachodził...
Dziewczyna przełknęła ślinę. Spojrzała przed siebie i z trudem się podniosła. Przy drzwiach jeszcze raz się zatrzymała.
- Powiedźcie Carlosowi, że strasznie go przepraszam, ale nie pojadę z nim. Nie po tym, co się stało.- szepnęła przez łzy i opuściła apartament. Zaraz po tym ponownie wybuchła płaczem.
On słysząc to wybiegł z sypialni. Minął chłopaków i wyskoczył na korytarz. Myślał, że będzie musiał gdzieś biec, a tu prawie się o nią potknął. Zaraz objął ją i przycisnął do siebie mocno.
- Carlos - szepnęła. - Przepraszam. Strasznie cię przepraszam.
- Ciiii... Nie mam ci tego za złe. Kocham cię, a miłość wybacza wszystko. Ciii....
- Masz ze mną same kłopoty.- szepnęła. - Nic po za nimi ci nie daję.
Dziewczyna jeszcze mocniej przytuliła chłopaka.
- Dajesz mi szczęście.- szepnął jej do ucha.- Niczego od ciebie nie chcę. Wystarczy mi to, że będziesz obok. Będę szczęśliwy
- Bo jakaś rozhisteryzowana laska będzie obok?
- Nie, bo rozhisteryzowana TY będziesz przy mnie.
- Ale... Nie zasługuję na ciebie, na Megan... Na życie - zakończyła ledwo słyszalnym szeptem.
- Nie mów tak! Nigdy. Po tym, co dla niej zrobiłaś zasługujesz na wszystko, co najlepsze.
- Co dla niej zrobiłam? Nic! A przed chwilą jej wykrzyczałam w twarz, że...
- Wiem, słyszałem. Ale zrobiłaś dla niej dużo. Ona cię kocha. Będzie dobrze, ciiii....
- Zawsze tak mówisz - delikatnie się od niego odsunęła i spojrzała w jego piękne brązowe oczy w kształcie migdałków.
- Coś mówić muszę, no nie?- zapytał lekko się uśmiechając.
- Jesteś chory - zaśmiała się. - I pewnie dlatego cię kocham.
- A ja kocham ciebie. Dobraliśmy się.- zaśmiał się cicho i ją pocałował.
Dziewczyna odwzajemniała pocałunki chłopaka. Jej ciepłe wargi stykały się z jego w każdym, namiętnym pocałunku. Utonęli w ich smaku. Siedzieli na podłodze i tonęli z każdym pocałunkiem. Liczyli się tylko oni.
Para całowała się w najlepsze, gdy nagle obok nich przebiegł blondyn. Szybko wybiegł z apartamentowca i zaczął rozglądać się po ulicy. Nigdzie nie widział szatynki.
- Już wiem! - krzyknął po chwili zamyślenia i skierował się do Central Parku. 
Dziewczyna ze łzami w oczach pokonywała kolejne alejki central parku. Z kieszeni wydobyła telefon ze słuchawkami, w których brzmiała muzyka, a ona całkowicie jej się oddawała. Nawet, kiedy przeskakiwała krawężniki, robiła to do rytmu. Studia taneczne na coś się zdawały. W końcu dobiegła do swojego miejsca. Małej ławeczki ukrytej pod dużym dębem. Ludzie nie zwracali na nią uwagi. Usiadła na drewnianym podeście i podkuliła nogi. Płakała.
Chłopak biegł ile sił w nogach w miejsce, w które Megan zawsze chodziła. Nie minęło dużo czasu, a ujrzał skuloną dziewczynę, która płakała. Zaczął w jej stronę biec.
- Megan!
Nic nie słyszała. Muzyka ze słuchawek prawie rozsadzała jej bębenki. Wbiła paznokcie głęboko w rękę. Miała nadzieję, że taki ból, chociaż trochę przyćmi jej cierpienie.
- Megan - szepnął i wyciągnął jej słuchawki. Delikatni ją przytulił.
Dziewczyna nic nie mówiła, tylko szlochała.
- Kendall... Idź stad. Masz trasę, znajomych, obowiązki i pracę. Wracaj tam. Ja... Muszę sobie posiedzieć tutaj.- powiedziała cicho i odepchnęła go. Niestety, zrobiła to tak, że chłopak zobaczył krwawe półksiężyce wyryte w jej rękach.
- Skarbie - szepnął i ją ponownie mocno objął. - Nie zostawię cię. Za bardzo cię kocham i nie pozwolę, żebyś cierpiała, żeby ci się coś stało.
- No nie wiem... Kocham cię. Bardzo. Nawet za bardzo. I przez to... Nie mogę... Nie mogę być kulą u twojej nogi. Rozumiesz? Masz przed sobą świetlaną przyszłość, a ja jestem jedną z tłumu. Jakąś tam dziewczyną. Powinieneś...
- Powinienem zostać tu z tobą. Kariera nie jest dla mnie tak ważna jak ty. Nigdy cię nie zostawię i nie przestanę kochać, bo jesteś wyjątkowa i zawsze taka będziesz. Zrozum, że zawsze będę cię kochać, bez względu na to czy ze wzajemnością.
- Czy... Ja... Zawsze ze wzajemnością. Zawsze. Kocham cię i nie przestanę, dlatego właśnie tak się o ciebie martwię i uważam, że powinieneś gonić za marzeniem, za życiowymi szansami.
- Moim marzeniem jesteś ty i nic po za tobą. Kocham cię i zawsze będę kochał. Nigdy cię nie zostawię.- szepnął i ją delikatnie pocałował.
- Kocham cię Kendall... Kocham cię.- jęknęła i rozpłakała się opierając się na jego ramieniu.
- Nie płacz. Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. Nie płacz, kochanie. Ciii.... Ciii... - delikatnie ją objął i zaczął kołysać, starając się ją uspokoić.
Zaczęła się uspokajać. Już po kilku minutach nie płakała tylko po prostu siedziała wtulona w chłopaka.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła?- zapytała cicho lekko się od niego odsuwając.
- Nie wiem, ale wiem, co ja bym bez ciebie zrobił. Umarłbym z tęsknoty - szepnął z uśmiechem.
- Ja pewnie też. Albo z tęsknoty, albo z samotności albo po prostu... Bez ciebie nic nie miałoby sensu...- powiedziała i pocałowała go.
- Skarbie... Przecież nigdy nie byłaś sama. Masz Lori - powiedział ostrożnie.
- Mam, ale... Nie wiem, o co chodzi. Nigdy się nie kłóciłyśmy, a teraz... W ciągu dwóch dni...
- Czasami tak bywa, ale uwierz mi... To nic takiego. Zawsze musi być ten pierwszy raz, no nie?
- Chyba tak.- przyznała mu racje
- To teraz ładnie się uśmiechnij - dodał patrząc w jej piękne niebieskie oczy.
Dziewczyna miała wrażenie, że jego duże, zielone oczy, są dla niej jak latarnie. Kiedy tylko się świeciły i wychwytywała ich bliskość, czuła się bezpiecznie. Mogła mu zaufać. Nie bała się tego. Uśmiechnęła się szczerze.
- Pięknie... Jak zawsze - szepnął.
- Dziękuję, ale to tylko dzięki tobie.- odpowiedziała cicho, pocałowała go lekko i wstała.- Wracamy?
- Dla ciebie wszystko - wyszczerzył się.

czwartek, 21 marca 2013

Worldwide Girls cz. 4


Zapraszam na nn :*
~Justme





- Wynoś się! Chcę być sama!- krzyknęła i oparła się o drzwi.
- Nie! Nie zostawię cię!
- Wynoś się!- krzyknęła i uderzyła w drzwi.
- Nie! - krzyknął. - Otwórz te drzwi.
Dziewczyna wzięła głęboki wdech i otworzyła drzwi. Stanęła twarzą w twarz z Kendallem.
- Nie jadę z tobą do Los Angeles. Nie zostawię jej samej. Mówi, że to ona o mnie dba, ale nie dopuszczę do tego, żeby za dwa tygodnie została sama z rodzicami. Zostanę przy niej. Jeśli pojadę, to tylko z nią.
- Carlos ją przekona. Ja cię nie zostawię. Nigdy.- szepnął.
- Nigdy? Człowieku. Jesteś sławny, jesteś gwiazdą. Masz pracę i obowiązki. Nie wiem, czy ją przekona, ale jeśli nie, to ja jej nie zostawię, a ty będziesz musiał jechać.
- Nigdzie bez ciebie nie pojadę - szepnął i chwycił jej dłonie. - Nie zostawię cię. Nigdy.
- Masz trasę. Za dwa dni wyjeżdżasz.- powtórzyła spokojnie.
- I co z tego? Pojedziesz ze mną. Zwiedzisz trochę świata, a potem zamieszkamy razem i będziemy szczęśliwi... Razem - szepnął i oparł swoje czoło o jej.
- Jeśli Lori zostaje, to ja też.- powiedziała smutno, przełykając ślinę.- Czy gdyby Carlosowi coś groziło i miałbyś do wyboru, jechać ze mną albo zostać z nim, to co byś zrobił?
- No nie wiem. Ale jakie niebezpieczeństwo grozi Lori?
- To...- zaczęła, ale nagle wpadła do niej Lori. - Co jest?- zapytała odsuwając się od blondyna.
- Megan posłuchaj mnie.- szepnęła.
- Oczywiście. O co chodzi?
- Pojedziesz z chłopakami, a ja w tym czasie załatwię wszystko, a jak będziecie w Los Angeles przylecę do was.
- Nie.- powiedziała spokojnie.
- Dlaczego?
- Bo zostaję z tobą. Pamiętasz? Obiecałam. I ty też obiecałaś. Pamiętasz?
- Ale to jest inna sytuacja! - dziewczyna spuściła z tonu. - Dobrze wiesz, że lepiej będzie jak pojedziesz z nimi.
- Ale nie zmienia to faktu, że ja nigdy nie łamię słowa. Wybacz, ale nie zostawię cię. A co, jak ojciec przyjedzie, zanim ty wszystko załatwisz?- spytała ze strachem i troską. Oczyma wyobraźni widziała, jak Jej siostra jest bita.- Nie zostawię cię tu samej. Nie.
- Kochanie nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Poradzę sobie. Jedź.
- Wiesz, kiedy ostatnio to słyszałam? Zanim znalazłam cię w schowku, całą we...- nie dokończyła. Przymknęła oczy. Wróciły wspomnienia, które nawiedzały ją w koszmarach. Jej siostra, leżąca w kącie, cała zakrwawiona, bo obiecała robić jej wymówkę, kiedy wyszła na imprezę. Ojciec o wszystkim się dowiedział, ale Lori nie wydała siostry. Dzielnie utrzymywała swoją wersję. Nawet, kiedy on ją tłukł i bił... - Nigdzie bez ciebie nie jadę.- warknęła. - Koniec tematu.
- Jestem starsza. A jeśli mnie tknie to go zabiję - wycedziła przez zęby.
- Co z tego. Nie jadę. Nie zmusisz mnie.- powiedziała, po czym spojrzała smutno na Kendalla.- Wybacz. Kocham cię i na pewno przyjadę, ale nie teraz. Wybaczysz mi?
- Jasne - mruknął smutny.
- Zrób, choć raz coś dla mnie! - krzyknęła. - Nie pozwolę, żebyś znowu cierpiała!
- A ja nie pozwolę, żebyś ty znowu cierpiała!- odpowiedziała podniesionym głosem.- Kochasz Carlosa. Nie zaprzeczaj. On też cię kocha. Więc czemu nie wyjedziesz? Jesteś pełnoletnie. Możesz robić, co chcesz. Możesz być SZCZĘŚLIWA! Jedź, zwiedź trochę świata. Po co masz tu gnić?!
- Bo muszę cię chronić!
- A ja muszę chronić ciebie.- powiedziała już spokojnie.- Wyprowadziłyśmy się i dbamy o siebie nawzajem. Ty chronisz mnie, ja chronię ciebie. Nie zostawię cię. Po za tym, co to za problem? Jeśli ty możesz "później dojechać", to jeśli po tej kłótni, którą obserwują, nadal nas chcą, to przecież możemy się tak umówić. Zostajemy we dwie, oni kończą trasę, a później my do nich przyjedziemy.
- Nie denerwuj mnie. Nie jestem twoją starszą siostrą po to by patrzeć jak cierpisz. Masz jechać z Kendallem, a ja załatwię resztę i dołączę do ciebie w ciągu tygodnia.
- Boże, jak ty jesteś uparta! Nie rozumiesz, ze nie jadę? Kocham tego idiotę, ale bez ciebie nie będę szczęśliwa! Będę się martwić i będzie gorzej niż lepiej. Zostaję z tobą przez ten tydzień. Po za tym też nie mogę wyjechać od tak. Mam studia. Muszę się z nich wypisać. To też trochę trwa. Kilka dni. Muszę spakować wszystkie swoje rzeczy.
- A ty myślisz, że po co tu chcę zostać?! Dla rodziców?! Dla pracy?! Nie! Chcę, żebyś mogła wszystko zacząć od nowa! - dziewczyna pomimo tego, że krzyczała wypowiadane słowa ją bolały.
- Od nowa? Nie zacznę bez ciebie. Mój nowy początek może poczekać kilka dni. Ty też powinnaś zacząć wszystko od nowa. I zaczniemy to razem.- uśmiechnęła się ciepło do siostry.
- Daj spokój.
- Nie dam. To moja ostateczna decyzja. No chyba, że robisz to po to, żeby się mnie pozbyć...
- Tak. Nie chcę cię tu. Jeśli się nie wyrobię to będę musiała zabić ojca, a nie chcę, żebyś była światkiem. A jeśli mnie kochasz to pojedziesz grzecznie z Kendall’em.
- Tak, jasne. Teraz pojadę z Kendall’em, a potem za miesiąc będę musiała wracać, żeby ci szukać adwokata i składać zeznania, żeby cię za ludobójstwo nie wsadzili. Nie, dzięki.
- O jej. To go nie zabiję.
- Dlaczego to jest dla ciebie taki problem, że chcę zostać?
- Bo jesteś moją młodszą siostrzyczką. Zawsze cię chroniłam i będę chronić.
- To rozumiem, ale dlaczego nie mogę zostać?
- Bo jeśli zostaniesz to oberwiesz od ojca, a tego nie chcę.
- Dlaczego myślisz, że on jest w stanie mi coś zrobić? Jeśli będzie mógł zrobić coś mi, to i tobie, a na to z kolei ja nie pozwolę. I jesteśmy w punkcie wyjścia.
- Kochana. Raz mnie tylko dotknął i nie zrobi tego więcej. Dobrze wiesz, że zawsze dotrzymuje towarzystwa.
- Raz?! Z tego co pamiętam, było tego trochę więcej. W ogóle, po co ta dyskusja? Zostaję. Żeby mnie stąd wywieźć, musicie mnie związać i przemycić.- powiedziała, po czym usiadła na łóżku po turecku i założyła ręce na piersi.
- Da się zrobić - wzruszyła ramionami.  
- Wiesz, może daj jej ochłonąć. Później z nią pogadasz.- szepnął Carlos do brunetki. Objął ją w pasie i poprowadził do salonu.
- Dobra. Ale zamorduję ją, jeśli nie zmądrzeje. Daję słowo.
- Hah, obawiam się, że ci wierzę.- zaśmiał się i cmoknął ją w czoło.
- Ja mówię poważnie - warknęła i opadła zrezygnowana na kanapę.
- Domyślam się, ale może to i dobry pomysł? Zostaniecie razem jeszcze przez tydzień, dwa. Potem my do was dołączymy, jeśli się nie wyrobicie.
- Jeszcze ty przeciwko mnie?
- Nie. Ja po prostu szukam jakiegoś bezpiecznego rozwiązania, a nie chcę zostawiać cię tutaj samej.
- A ja nie chcę, żeby Meg skończyła tak jak ja. Dosyć już wycierpiała.
- Tak jak ty, czyli jak?- zapytał zdziwiony.
- Boże, z kim ja żyję?
- Z nią, a za jakiś czas, to jeszcze ze mną.- wyszczerzył się.
- Jeśli Meg zostanie, to ojciec jej nie odpuści. Nie powstrzymam go... A jeśli będę sama, mam większe szanse. Nie będę musiała jej chronić, bo będzie bezpieczna.
- Hmmm... To może... Hmmm...- chłopak zamyślił się i pogłaskał po brodzie. Po chwili doznał olśnienia.- A co powiesz na to. Załatw, co masz załatwić. Niech ona zostanie z tobą. Dwa, albo jeden dzień przed przyjazdem twoich rodziców zadzwoń do mnie. Przyjadę razem z Kendall’em. On zabierze ją już do nas, a ja zostanę z tobą. Dzięki temu wszyscy będą szczęśliwi. Co ty na to?
- Życie ci nie miłe?
- Życie bez ciebie? Owszem.
- Zrobimy tak, jak mówisz, ale nie zostaniesz ze mną.
- Ale całkiem samej też cię nie zostawię.
- Co ty znowu kombinujesz?
- Może zostanę, ale znajdziemy dla mnie jakąś wymówkę, żebym mógł być blisko w razie czego. Może boy hotelowy, albo... Sprzątaczka?
- Zwariowałeś?
- Tak.
- Pojedziesz razem z nimi i dokończysz trasę. A ja po prostu zmienię hotel. Proste.
- Zobaczymy. To można ustalić później.- powiedział pojednawczo.
- Wiesz, że ze mną nie wygrasz?
- Już raz wygrałem...- mruknął uwodzicielsko.
- Daj se siana. Megan! Chodź tu!



- Ehhh....- jęknęła szatyna, gdy jej siostra wyszła. Popatrzyła smutno na Kendalla. Była rozdarta. Z jednej strony bardzo chciała pojechać z chłopakiem, z drugiej nie zamierzała zostawiać siostry samej. Schowała twarz w poduszki.
- Może... Hmm... Znajdziemy jakieś rozwiązanie. Obiecuję.- powiedział i usiadł na łóżku obok niej.
- Wybacz mi. Kocham cię, ale... Ale po prostu nie potrafię jej zostawić.- jęknęła i popatrzyła przepraszająco na Blondyna.
- Skarbie, ale ja cię do niczego nie zmuszam. Ale chodzi mi oto, by znaleźć rozwiązanie, które zachwyci cię i ją.
- Dzięki. Jesteś idealny.- uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością i lekko go pocałowała.
- Wcale nie - mruknął. - Za to ty owszem.
- Wcale nie. Ty jesteś pan idealny.- zachichotała i wepchała mu się na kolana.
- Nie. Ty kochanie - mruknął i ją do siebie przytulił.
- Hahaha. Nie. Ja nie jestem idealna. Ciągle krzyczę, zachowuję się jak dziecko, jestem agresywna i kłótliwa. Ty jesteś idealny.- mruknęła i oparła głowę na jego ramieniu.
- Dlatego jesteś idealna - mruknął. - Za to cię kocham. Za to, że jesteś inna, że nie jesteś jak inne tanie dziewczyny. Jesteś sobą i nie wstydzisz się tego. Dlatego też jesteś idealna.
- Słodki jesteś.- zaśmiała się.- Mój ideał...- mruknęła cichutko.
- Megan! Chodź tu! - krzyknęła czarno włosa przez co powstrzymała blondyna przed pocałowaniem szatynki.
- Ehhh... Idziesz?- zapytała, niechętnie się podnosząc.
- Z tobą zawsze.- mruknął i  poczłapał za niebieskooką.
- Co jest?- zapytał.
- Carlos wie jak rozwiązać problem. Proszę przedstaw go.- mruknęła zakładając ręce na piersi.
- No więc. Co wy na taki układ? Ja i Kendall jedziemy dalej w trasę. Wy obie zostajecie. Ty albo twoja siostra dajecie nam znać, kiedy dokładnie mają przyjechać wasi rodzice i my tak dwa-trzy dni wcześniej do was przyjeżdżamy. Kendall zabierze cię w tedy do nas, a ja zostanę z Lori.  
- Nieeeeeeeeeeeee... - popatrzyła na niego jak na debila. - Ty nie zostaniesz tu, ponieważ pojadę z Megan i tym blondaskiem.
- Aha. Skoro tak, to wszyscy pojedziemy.- wyszczerzył się.- To jak?
- Nooooo.... Brzmi w miarę okej...
- A ta znów ma problem.- powiedziała zawiedziona Lori.
- Wiesz, co? Może byś się tak ogarnęła? Jeszcze nic nie powiedziałam, a ty już masz wąty.- powiedziała lekko podenerwowana.
- Spokojnie dziewczyny. Spokojnie. Nie potrzeba kłótni - potrzeba porozumienia.- mówił Carlos.
- Daj mi spokój - dodała i poszła do swojego pokoju. - Decyduj sama!
- Sama?! Sama?! Okej, decyduję sama. Masz, co chciałaś. Jeśli tak bardzo mnie nie lubisz i tak bardzo chcesz się mnie pozbyć - dopięłaś swojego!- wrzasnęła wściekłą.- Kendall, jeśli to nie będzie problem, jadę z tobą.
- Cześć! - krzyknęła z pokoju.
- Okay, ale kiedy?
- Jak najszybciej.- warknęła pod nosem i popędziła do sypialni. Z furią wyszarpała z dna szafy walizki i otworzyła je. Do jednej spakowała wszystkie ubrania i kosmetyki, a do drugiej resztę rzeczy. Wszystko się zmieściło. Nadal zła ustawiła torby obok drzwi i usiadła na łóżku. Po policzku spłynęła jej łza  



- Lori!- zawołał Carlos i pobiegł pod jej drzwi. Próbował je otworzyć, ale ktoś zamknął je na klucz.- Skarbie, otwórz,.
- Zostaw mnie! Zostawcie mnie wszyscy!
- Nie. Otwórz. Proszę...
- Zostaw mnie! - krzyknęła, a po jej policzku spłynęła łza. Podkuliła nogi pod siebie. - Zostawcie mnie wszyscy! Samą!
- Nie zostawię cię. Obiecałem.- powiedział tak, że dziewczyna ledwo go usłyszała.- Nigdy cię nie zostawię. Wpuść mnie, proszę.- powiedział miękko i kojąco.
- Nie! Jedź razem z nimi! Nie chcę widzieć nikogo! Nikogo! Chcę być sama!
- Ehhh...- westchnął i poszedł do salonu. Zastanawiał się, co zrobi dalej. Przecież nie może zostawić jej teraz samej, ale trasa, fani...- Co teraz, co teraz?- pytał sam siebie chowając twarz w dłonie.
Dziewczyna tonęła we własnych łzach. Pierwszy raz pokłóciła się z siostrą. Jej serce pękło na pół. Jedyną myśl, jaką miała w głowie, to zabić się czy też nie. Nie wiedziała. Po prostu tonęła we własnych łzach.



Megan dziwnie się czułą. Tak, jakby ktoś wyrwał jej pół serca. Nigdy wcześniej nie kłóciła się z siostrą. Była wściekła, ale też załamana i zdezorientowana. Nie wiedziała, co będzie dalej. Pierwszy raz w życiu nie miała jakiegoś pomysłu. Cała jej kreatywność i jakiekolwiek chęci zostały razem z Lorett.
- Hej kochanie, wszystko będzie dobrze. Nie martw się.- mówił blondyn.
- Taaa... Okej. Będzie.- powiedziała spokojnie.- Która godzina?
- Wpół do szóstej..
- O której miałeś być w hotelu?- zapytała pusto.
- Nie ważne.- mruknął. - Najważniejsza jesteś ty.
Delikatnie pocałował ją w czoło.
- Dzięki, ale ważne. Wole nie być potem posądzona, o uprowadzenie bożyszcza nastolatek.- wymusiła uśmiech.
- Nikt cię o nic nie będzie posądzał. Jesteś dla mnie najważniejsza i nie pozwolę, żeby coś ci się stało, żebyś cierpiała.
- Kendall, jutro wyjeżdżamy. Będę szczęśliwa, kiedy będę z tobą.- uśmiechnęła się czule i pocałowała go.- Ale musisz wrócić do chłopaków, chociaż na chwilę, żeby pokazać, że żyjesz i na przykład się przebrać albo coś.
- Jak chcesz, ale idziesz ze mną - mruknął.
- No nie wiem...
- Idziesz i nie marudź - powiedział. - Przyda mi się towarzystwo. Zwłaszcza takiego anioła jak ty.
- Nooo dooobra.- zaśmiała się i pocałowała go w policzek. Wstała z łóżka i otrzepała spodnie z niewidzialnego kurzu.- To idziemy?
- Oczywiście - dodał i wziął jej walizki.
- Nie no, daj jedną.- wyrwała mu torbę.
- Ej! Daj mi się dowartościować.- mruknął i zabrał jej walizkę.
- Hahaha. Ja z chęcią cię dowartościuje, mój ty super bohaterze, ale oddawaj.- zaśmiała się i ponownie zabrała mu torbę.
- Megan - jęknął.
- Kendall.- odpowiedziała ze śmiechem.- A tam jest Carlos.
- Hej, gdzie idziecie?- zapytał wyżej wymieniony.
- Do naszego hotelu.- rzucił Kendall.
- Mhm. Powiedzcie, że ja przyjdę jutro. Jeszcze zostaje.- dodał zamyślony.
- Okay - dodał i zatrzymał się przy drzwiach - Hej, coś się stało?
- Hmmm? W jakim sensie?- zapytał go roztargniony.
- A w takim, że jesteś przygnębiony? Siedzisz sam?
- Lori mnie nie wpuszcza. Boję się, ze jest w gorszym stanie niż ja. Poczekam, aż troszkę się uspokoi.- powiedział cicho.
- Okay - mruknął.
- Mhm. Idźcie. Aha! Kopnij ode mnie Logana i powiedź, że wisi mi 20$.
- Spoko.
- Mhm. To pa.- mruknął Carlos i zaczął wpatrywać się w drzwi do sypialni brunetki które, ku jego rozpaczy, ani drgnęły. Przez cały ten czas Meg stała w drzwiach z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Czuła, że powinna dobijać się do pokoju siostry, wejść tam i zacząć ją pocieszać, ale przecież ona jej nie chciała. Za wszelką cenę chciała ją wywalić z domu... Z zamyślenia wyrwał ją całus w policzek.
- Co?- zapytała rozkojarzona.
- Nie nic - mruknął. - To już nie mogę pocałować się w policzek?
- Możesz.- zaśmiała się i także go cmoknęła.- Idziemy? Daleko ten twój hotel?
- Nie - mruknął. - Jakieś dwie ulice dalej.
- Okej. To idziemy.- uśmiechnęła się i lepiej chwyciwszy rączkę walizki nacisnęła na guzik przywołujący windę.
- Hej. Uśmiechnij się.- powiedział blondyn, głaszcząc ją po policzku.
- Przecież się uśmiecham.
- Ale nie robisz tego szczerze.
- Skąd taki pomysł?- zapytała go z udawanym zdziwieniem.
- A stąd, że znam cię na tyle długo by to ocenić - wystawił jej język. - A po za tym cię kocham.
- Długo? Pragnę przypomnieć, że znamy się dwa dni.- zaśmiała się szczerze.- A ja już się do ciebie wprowadzam...
- No to co? Kocham cię, a ty mnie. To powinno się liczyć, nie?
- No tak. Kocham cię.- wspięła się na palce i musnęła jego usta.- A teraz ruchy, bo jeszcze się rozmyślę.
- Biegiem?
- No może bez przesady, ale tak truchtem.- zaśmiała się i weszła do windy.
- Okay - powiedział ledwo powstrzymując się od śmiechu.
- No już, nie krępuj się. Lubię twój śmiech.- powiedziała.
- A ja twój - cmoknął ją w usta.
- Więc się zgadzamy.- zaśmiała się melodyjnie i wyszła do holu budynku. Stamtąd wymaszerowała na ulicę. - Idziesz, czy nie? -zawołała za chłopakiem
- Idę, idę - zaśmiał się i poczłapał za dziewczyną.
- Już się martwiłam, że mnie zostawisz...- westchnęła z wielkimi oczami.
- Ciebie nigdy.- mruknął uwodzicielsko.
- Mmmmm... Miło.- westchnęła.



Dziewczyna płakała. Siedziała pod drzwiami i płakała. Sama nie wiedziała, dlaczego ale w pewnym momencie przekręciła kluczyk i otworzyła drzwi.
Gdy tylko drzwi minimalnie drgnęły, Carlos poderwał się z kanapy i do nich podbiegł. Delikatnie otarła łzy i wymusiła uśmiech. Ale to i tak nic nie dało, bo po chwili rozpłakała się na nowo.
- Już, ciiii.- westchnął i mocno ją do siebie przytulił.
Dziewczyna głośno płakała. Odwzajemniła uścisk chłopaka. Nie miała siły nawet nic mówić.
- Już. Nie martw się, będzie dobrze.- szepnął jej do ucha i delikatnie pociągnął do jej pokoju. Nie protestowała. Usiadł na łóżku i posadził ją sobie na kolanach.- Nie martw się skarbie...
- Łatwo ci powiedzieć - mruknęła.
- Nie łatwo, bo patrzę na twoje łzy, ale będzie dobrze. Ciiii...
- Nie prawda, nie będzie. Ona mnie nienawidzi! Jestem okropna.
- Nie mów tak. Pokłóciłyście się, ale przecież zawsze można się pogodzić. Nie ma, co płakać...
- Tak, ale ty nie masz rodzeństwa. Takiego jak ja.
- A co ma jedno do drugiego?- zapytał zdziwiony.
- Nie ważne.- mruknęła i wtuliła się w jego ramię. On objął ją i mocniej do siebie przycisnął.
- Już, nie płacz. Jej też na tobie zależy. Wystarczy, że chwilę pogadacie i wszystko się ułoży....
- Nie masz tej pewności.
- Racja, nie mam. A ty nie masz pewności, że będzie źle.
Dziewczyna nic nie mówiła. Starała się nie myśleć o niczym, ale nie wychodziło jej to.
- Ciiii. Kocham cię, wiesz?
- No - chlipnęła.
- No. I dla tego zostanę z tobą, dopóki nie pogodzisz się z siostrą.- szepnął jej na ucho.
- A trasa? Chłopaki? Twoje życie? Sława? Fani?
- Sława... Po co mi? Mam ciebie. Fani zrozumieją. Chłopaki ogarną, a trasa... Można powiedzieć, że coś się stało i przesunąć. Wszystkim jakoś to wynagrodzimy...
- Daj spokój. Nie warto.
- Warto. Dla ciebie zrobię wszystko.- szepnął jej do ucha.
- Uwierz, że nie warto. Jestem do niczego.
- Ja widzę to inaczej. Do czegoś być musisz i według mnie, Bóg stworzył cię po to, żebym ja mógł cię kochać.
- Skąd wiesz?
- Coś tak myślę...
- Jesteś idiotą.
- Ale twoim.
- No nie wiem, nie wiem - mruknęła i się uśmiechnęła.
- Masz jakieś wątpliwości?- zapytał z uniesioną brwią.
- Yhym. I to ogrooooooomne. - zaśmiała się.
- No wiesz... Pyf.- westchnął jak nafochane dziecko.
- Wiem, wiem. Wredna jestem - mruknęła. - To taki wrodzony talent.
- Jeden z tych, które w tobie kocham.- mruknął jej do ucha.
- Awwwww... Słodkie -rozmarzyła się. - Ale jakie mam talenty?
- Hmmm... Poruszasz się z gracją i mówisz w taki piękny sposób i jesteś szczera i wyluzowana...
- Kontynuuj.
- I idealna.- szepnął i pocałował ją w policzek.
- No nie. Teraz to kłamiesz. Nie ma na świecie idealnych osób... Każdy ma jakieś wady.
- Owszem. Każdy ma. Ale ty pomimo tych wad jesteś idealna...
- Dziękuję, ale jakie mam wady pomijając tego, że jestem głupia, wredna, chamska, niepotrafiąca zadbać o swoich bliskich, samolubna...
- Nie jesteś taka. Jesteś wspaniała.
- A widziałeś, co zrobiłam Meg? Jestem okropna.
- Każdy ma wady.- powtórzył jej słowa.
- Dzięki - powiedziała ironicznie i się od niego odsunęła. - Liczyłam na takie słowa z twojej strony.
- Zawsze do usług.- zaśmiał się.
- Hahaha... Bardzo śmieszne - mruknęła.
- Nie martw się. Kocham cię.- uśmiechnął się i ponownie ją pocałował.
- Pyf... Foch - udała obrażoną.
- Nie fochaj się.- zaśmiał się.
- Podaj, choć jeden powód, dlaczego nie miałabym tego robić.- dodała z przymrużonymi oczami.
- Bo jesteś idealnym aniołem, którego kocham.
- To twój powód? Miłość?
- Tak.- odpowiedział szczerze i założył jej za ucho niesforny kosmyk.
- Praw­dzi­wa miłość zaczy­na się tam, gdzie nicze­go już w za­mian nie oczekuje - mruknęła.
- Nie oczekuję od ciebie niczego. Będę cię kochać nawet, jeśli będziesz mnie nienawidzić.
- Wiem, ale tylko głośno myślę.
- Tak, jak ja.
- Am I Not Alone?
- Yes, You're not alone...- szepnął jej do ucha.
- But I feel invisble.
- You're not invisible to me.
- Really?
- Yes...
- No...
- You don't believe me?
- I don't know...
- So trust me.- szepnął i pocałował ją namiętnie.
- I love you.- szepnęła i odwzajemniła pocałunki.
- I love you too honey.- powiedział cicho i powrócił do pocałunków, które stawały się coraz namiętniejsze. Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Utonęła w smaku ust chłopaka. Po prostu cieszyła się z pocałunku.