A oto i ostatnia część tej jednorazówki. Mam nadzieję, że zakończenie się wam spodoba ;) Tym czasem, pragnę złożyć wam życzenia świąteczne.
Aby te święta były spędzone w rodzinnej, przyjemnej atmosferze, aby przyniosły wam zdrowia i radości na caaaały następny rok, oraz żebyście się tak nie dołowały pogodą, bo przecież zamiast oblewania się wodą, można urządzić bitwę na śnieżki ;) Wszystkiego, wszystkiego najlepszego :*
~Justme i Red Rose
Kiedy się od siebie oderwali ich czoła nadal się stykały. Kochali się i to się w tym momencie liczyło, nic więcej. Ich uczucie... Oni sami... Powoli podnieśli się z podłogi i weszli do pokoju. Nikogo już tam nie było, więc skierowali się do sypialni Latynosa, gdzie rozpoczęła się szczera rozmowa.
Aby te święta były spędzone w rodzinnej, przyjemnej atmosferze, aby przyniosły wam zdrowia i radości na caaaały następny rok, oraz żebyście się tak nie dołowały pogodą, bo przecież zamiast oblewania się wodą, można urządzić bitwę na śnieżki ;) Wszystkiego, wszystkiego najlepszego :*
~Justme i Red Rose
Kiedy się od siebie oderwali ich czoła nadal się stykały. Kochali się i to się w tym momencie liczyło, nic więcej. Ich uczucie... Oni sami... Powoli podnieśli się z podłogi i weszli do pokoju. Nikogo już tam nie było, więc skierowali się do sypialni Latynosa, gdzie rozpoczęła się szczera rozmowa.
- Carlos? - zaczęła
niepewnie.
- Tak?
- Boję się.
- Czego?- zapytał
przytulając ją do siebie.
- Tego wszystkiego. Wyjazdy
do Los Angeles... ro... Rodziców.
- Nie masz, czego się bać.
Będę przy tobie przez cały czas. Los Angeles to piękne miasto... A twoi
rodzice... Jakoś sobie poradzimy. Nie ma sensu martwić się na zapas.
- A może właśnie powinniśmy?
- Po co? Powiedz, co to da?
Zmieni coś? Nie. Sprawi, że będzie lepiej? Nie.
- Ale może będziemy lepiej
przygotowani...
- Serio? MARTWIENIE się
lepiej cię przygotuje?- zapytał.
- Zawsze tak było -
uśmiechnęła się nieśmiało.
- No to tym razem tak nie
będzie.- zaśmiał się.
- Jak nie?
- No nie. Tym razem się nie
martw, to wszystko będzie dobrze.
- Jak uważasz - mruknęła.
- Hej.- powiedział cicho i
złapał za jej podbródek. Nakierował nią tak, żeby spojrzała mu prosto w oczy.
Uśmiechnął się ciepło.- Kocham cię.
- Ja ciebie też i dlatego ci
zaufam.
- Dobrze wiedzieć.- posłał
jej kojący uśmiech i przycisnął jej wargi do swoich. Pocałunek był delikatny i
ostrożny, ale zarazem stanowczy. Dziewczyna je odwzajemniała. Czuła się
bezpieczna.
Pocałunek trwał i trwał, do póki
nie przerwał go odgłos otwieranych drzwi. Para niechętnie się od siebie
odsunęła i spojrzała na stojącego w drzwiach Hendersona.
- Hej, przepraszam, że
przeszkadzam, ale Megan i Kendall wrócili i Meg chce z tobą pogadać.- zwrócił
się do Lorett.
- Już idę - szepnęła.
Dziewczyna chwyciła Latynosa
za rękę i ruszyła do salonu. Już po chwili znalazła się w pomieszczeniu i
ujrzała młodszą siostrę, która siedziała blondynowi na kolanach i wtulała w
jego ramię. Na jej widok szybko się zerwała, a zaraz za nią blondyn. Delikatnie
objął ją w pasie.
- Chciałaś pogadać. O czym?
- Ja... Przepraszam. Nie...
Nie myślałam, co mówiłam i...- jąkała się.
- Nic się nie stało -
delikatnie się uśmiechnęła.
- Przepraszam.- powiedziała
ze łzami w oczach i odeszła od Blondyna, żeby przytulić siostrę.
- Nie masz, za co
przepraszać- dziewczyna ją objęła. - Po prostu nie kłóćmy się więcej.
- Mhm.- powiedziała i
przycisnęła siostrę mocniej.
- A tak w ogóle to... -
delikatnie uśmiechnęła się i odsunęła od szatynki- Powinnam cię przepraszać, a
nie na odwrót. Ty niczemu nie jesteś winna.
- Nie gniewam się na
ciebie.- uśmiechnęła się.
- Naprawdę?
- Pewnie, na ciebie nie
potrafię.
- Kocham cię siostrzyczko -
uśmiechnęła się szczerze.
- Też cię kocham
małpoludzie.- zaśmiała się i uścisnęła brunetkę.
- I nie trzeba było tak od
razu? - zaśmiał się Kendall.
- Nie. Nie wtrącaj się.-
szatynka zaśmiała się i pokazała mu język.
- Ej! Bo ci go odgryzę!
- Tylko na to czekam.-
zawołała zalotnie.
Chłopak się cwanie
uśmiechnął i podszedł do dziewczyny. Delikatnie odepchnął Lori w stronę Carlosa
i wpił się w usta szatynki. Całował szybko i wolno, gwałtownie i spokojnie, delikatnie, a zarazem stanowczo.
- Ej! - udała oburzoną.
- Nie bądź na nich zła...-
szepnął jej Latynos na ucho.- Jeśli zajmę ci czas, to im wybaczysz?- mruknął.
- Spoko - powiedziała z
ironią. - On mnie popchnął, a ty chcesz zająć mi czas?
Dodała robiąc minę zbitego
szczeniaczka.
- Nie martw się, jak tylko
odsunie się od twojej siostry, to mu przyłożę.
- Awwwwwww... - zaczęła
piszczeć. - I oto mi chodziło - dodała dumnie.
- Hahahaha, no widzisz. Nie
dam cię bezkarnie popychać.- wypiął dumnie pierś.
- Idź ty mój bohaterze -
dodała ze śmiechem i cmoknęła go w policzek.
- Wszędzie, ale tylko z
tobą.- szepnął i pocałował dziewczynę.
- Awwwwwwww… - zaczęła znowu
piszczeć. - Zaraz zwołam tu gromadę wilków. - udała przerażoną.
- Niby, czemu?- popatrzył na
nią zdziwiony,
- Bo wyję jak jeden z nich.-
powiedziała jakby to byłe oczywiste.
- Hahahaha, nie martw się.
Przed nimi też cię obronię.- zaśmiał się głośno.
- Nie zgrywaj bohatera, bo i
tak nim nie będziesz.- dogryzł mu James.
- Moim jest i to teraz.-
dodał dumnie i pocałowała chłopaka.
- No właśnie. A jak wilki
nie będą chciały sobie iść, to oddamy im ciebie. Może jak cię zeżrą, to zatrują
się takimi ilościami lakieru do włosów.- dogryzł mu.
- Przynajmniej o siebie dbam
i podobam się dziewczyną nie to, co jeden krasnal.- dogryzł mu.
- Ale to ja mam dziewczynę.-
powiedział ze śmiechem.
- Bo jest ślepa - warknął.
- Słucham? - wytrzeszczyła
na niego gały.
- Tak, jesteś ślepa, bo
chodzisz z nim, a nie ze mną.
- Bo nie lubię nadąsanych.-
wystawiła mu język, a on wielce obrażony odszedł.
- James! Idioto! Jeszcze raz
powiesz coś takiego o mojej dziewczynie, to ci nogi z dupy wyrwę!- zawołał za
nim Carlos.
- Czekam! - krzyknął. -
Dosięgniesz?!
- Hahahahah.- dziewczyna
zaczęła się śmiać, ale zaraz spoważniała widząc minę Carlosa,
- Kurwa, idę.- warknął i
ruszył w stronę kumpla.
- Czekaj! - dziewczyna
złapała go za rękę i przyciągnęła do siebie. - Jak jest głupi to niech będzie,
a ty obroń mnie przed wilkami.
- Ale on mnie obraził.-
jęknął jak małe dziecko.
- No i?
- I mu przyłożę.- powiedział
z uśmiechem i ponownie próbował iść w stronę śmiejącego się szatyna.
- Zostaw go - powiedziała
ponownie i pociągnęła Latynosa. Chciała go zatrzymać, a zamiast tego teraz
leżał na niej, a ich nosy prawie się stykały.
- Hmmm... Skoro tak stawiasz
sytuacje.- zaśmiał się cicho a dziewczyna się zarumieniła.
- Dzięki - powiedziała i
dostała większych rumieńców. - Przez ciebie jestem czerwona.
- Ładnie ci w tym kolorze.
- Przestań - zachichotała.
- Uciekaj, póki Carlos leży,
bo jeszcze na prawdę ci przyłoży.- szepnęła Megan.
- Co? Aha. Już lecę. Pa -
powiedział Kendall i już go nie było.
- Czekaj! I tak cię dorwę!-
zawołał Latynos zrywając się z podłogi i pędząc za kumplem.- Ja ci dam,
popychać moją dziewczynę!
- Pomocy! Krasnal mnie goni!
Mark! Ratuj! - krzyknął i schował się za faceta.
- KRASNAL?!?! NIE ŻYJESZ!-
ryknął i rzuciła się na blondyna.
- ZOSTAW MNIE! LORI WEŹ TEGO
KRASNALA! No pomóżcie!
- Nie - wystawiła mu język -
Lubię jak mój krasnoludek walczy o mnie.
Szatynka śmiejąc się
podbiegła do Blondyna i przytuliła się do niego, zasłaniając go własnym ciałem.
Carlos właśnie chciał wymierzyć blondynowi cios, ale w ostatniej chwili się
zatrzymał.
- Ej, to nie fair! Nie
uderzę dziewczyny!
- Ale ja chłopaka owszem –
Lorett znacząco poruszała brwiami i zdzieliła obu przez łeb.
- Ej, nie bij mojego
chłopaka! Weź się na swoim wyżyj, albo na Jamesie czy Loganie...
- A co? Carlos nie dostał? -
spojrzała na nią.
- Może i dostał, ale ja go
nie biję.- pokazała jej język.
- A kto ci zabrania? -
wzruszyła ramionami. - Chcesz to bij.
- Co?! Nie!- zawołał Carlos
i schował się za Lorett.- Kogo, jak kogo, ale jej się boję.
- Dosyć, że krasnal to jeszcze
tchórz.- zaśmiał się blondyn.
- Ty się nie udzielaj.-
warknął do niego.
- To wolny kraj - wystawił
mu język. - A ktoś taki jak ty mnie nie uciszy.
- Skarbie...- powiedziała
Megan patrząc na niego z przymrużonymi oczyma.
- Taaaaaaaaaaaaaaak? -
udawał głupiego.
- Chyba za lekko zgarnąłeś.
Mam poprawić?
- Uderzysz mnie? - zrobił minę
kotka ze Sherk'a.
- Tak. A jak mnie wkurzysz,
to będzie to kopniak w dupę, jak podczas powrotu z koncertu.- powiedziała
uśmiechając się słodko.
- Zgoda. Albo nie. Nie chcę
stracić honoru.
- Hahahahahah, za późno i to
jakieś 10 lat.- brechtał się Carlos.
- A ty gdzie masz swój?
Został na ostatnich wakacjach jak dostałeś z banana od małpy?
- Mój? Jest schowany, żeby
ktoś go czasem nie naruszył.- pokazał mu język.
- Kłócicie się jak dzieci.- zaśmiała
się szatynka.
- Jak duże dzieci z dużymi
pampersami.- śmiała się brunetka.
- Hahahahahahahaha.- Megan zaczęła zwijać się ze śmiechu.
- Nie wiem jak ty, ale ja
takiego czegoś nie używam.- mruknął blondyn.
- W sensie, że robisz w
majtki?- zapytał go Pena, czym wywołał kolejną salwę śmiechu u szatynki.
- Nie. Prosto do sedesu, ale
ty tak. Sam widziałem - dodał, a brunetka zaczęła zwijać się na podłodze obok
Latynosa.
- ... Nie... Wiesz, nie chcę
nic mówić, ale to były bokserki Logana.
- Hahahahaha... Siusiu
majtek.... Hahahaha.- śmiała się dziewczyna.
- Boże... Już wiem, dlaczego
Mark się zgodził.- wydyszała Megan. - Żebyśmy z wami jechały.
- A ja nadal nie.- śmiała
się brunetka. - Przecież mieszkać z takim głupkami to raj.
- Ale kto by sobie sam z
nimi radził? Przecież to trzeba pilnować.
- Eeee tam... Najwyżej wpadliby
pod autobus.- machnęła ręką.
- Nawet tak nie mów!-
jęknęła i przytuliła się do Blondyna.- Nie oddam go żadnemu autobusowi!
- Pyf - mruknęła i podniosła
się z podłogi. - A kto by za nim tęsknił?
- Ej! - oburzył się blondyn.
- Ja bym tęskniła. Bardzo.
Nie wiem, czy mogłabym dalej żyć sama...- skończyła szeptem.
- Ja bym bez ciebie nie
mógł.- mruknął w odpowiedzi i złożył na jej ustach płomienny pocałunek.
- Dzięki - mruknęła siostra.
- Też cię kocham. Chodź ty mój krasnoludku. Zostawmy ich samych - dodała i
chwyciła chłopka za rękę.
- A mnie byś pod autobus
wrzuciła?- zapytał smutny.
- Chodź.- pociągnęła go.
- Nie odpowiedziałaś...
- Ruszysz te zacne cztery
litery czy nie?
- Jak odpowiesz na pytanie.
- To zależy. A teraz chodź.-
znów go pociągnęła, ale ten przyciągnął ją do siebie.
- Zależy? Od czego?
- Czy bym cię kochała i czy
byśmy byli razem.- zakończyła szeptem.
- Hmmm.. A kochasz mnie?
- A byłabym z tobą gdybym
cię nie kochała? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- W takim razie, skoro mnie
kochasz, to jesteśmy razem, bo ja kocham cię jak skończony idiota. Więc jak to
będzie z tym autobusem?
- Nie wrzucę cię pod niego-
musnęła jego usta. - Chwila. Uważasz, że jesteś idiotą, bo mnie kochasz?
- Nie. Uważam, że jestem
idiota, bo oddałbym za ciebie wszystko i wszystkich. Potem zostałbym golutki i
wesoły.- wyszczerzył się.
- Hmm... No nie wiem, nie
wiem - udała, że się zastanawia. - Mam ci wierzyć?
- Skoro jesteśmy razem, to powinnaś.-
wyszczerzył się.
- Yyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyy...
- zapowietrzyła się z mega wyszczerzem na twarzy.
- Co?
- Nie wiem co powiedzieć -
spuściła głowę.
- To nie mów nic.- złapał ją
za podbródek i przycisnął jej usta do swoich.
Dziewczyna zaczęła
rozkoszować się smakiem ust chłopaka. Odwzajemniała pocałunki z wielką radością
i namiętnością. Kochała go i była gotowa oddać za niego życie.
Po niezbyt długim czasie
Lorett wraz z Carlosem poszli do ich mieszkania i spakowali dziewczynę. Już po
dwóch dniach dziewczyny ruszyły razem z chłopakami w trasę. Zwiedziły kilka
pięknych miast i genialnie się bawiły, a Carlos i Kendall nie odstępowali ich
choćby na krok. Kiedy trasa się skończyła, wrócili do NY, aby dziewczyny mogły
dopełnić formalności związane z ich przeprowadzką. Zwolniły apartament, Megan
wypisała się ze studiów, Lorett odeszła z pracy. Wszystko załatwiły w kilka
dni. Dokładnie dobę przed ich wyjazdem do LA brunetka dostała sms’a, że rodzice
będą za dwa dni. W ostatniej chwili zdążyły wyjechać. Niestety, ku ich
utrapieniu, rodziciele nie chcieli łatwo się poddać. One przez miesiąc zadomawiały
się w słonecznej Kaliforni, a oni wszędzie ich szukali. Niestety, w końcu im
się to udało...
Pary były szczęśliwe. Powolnym krokiem wędrowali po plaży. Wtuleni w siebie, roześmiani, szczęśliwi jak nigdy. Było im razem bardzo dobrze. Nagle w ich kierunku zaczęli biec....
- O kurwa - szepnął przerażona
Lori gwałtownie się zatrzymując.
- Co jest?...- Nie zdążyła
skończyć szatynka, bo mężczyzna podszedł do nich szybko i chwycił ją i jej
siostrę za włosy.
- Tu jesteście! Całe stany
za wami przeszukaliśmy! Nareszcie. Ja wam pokażę...- warczał ich ojciec.
- Kurwa mać! Puść mnie, bo
ci przyjebię! - krzyczała dziewczyna.
- Ała! Puszczaj!- pisnęła
Megan.
- Zostaw ją!- ryknął Latynos
i rzucił się na mężczyznę.
- Puszczaj ją! - krzyknął
blondyn.
- Ja wam dam! Ladacznice
dwie! Idiotki! Suki!- krzyczał i szamotał nimi po plaży. Ich matka odepchnęła
Latynosa zanim zdążył dotrzeć do walczącej trójki.
- Kurwa! - krzyknęła
brunetka i kopnęła ojca w kostkę, a ten je puścił. - I nie waż mi się mnie
dotykać więcej, bo pożałujesz tego - warknęła.
- Zostaw nas!- krzyknęła
szatynka i pchnęła mężczyznę na piach.
- Kochanie nic ci nie jest?
- zamartwiał się blondyn.
- N... Nie, chyba nie.- powiedziała
nadal w szoku.
- Chodź tu - szepnął i ją
mocno przytulił.
- Lori!- zawołał Latynos i
podbiegł do niej mocno ją przytulając.
- Nie martw się.- szepnęła.
- Taki kretyn jak on nic mi nie zrobi.
- Oczywiście, że nie.-
szepnął, po czym nagle stanął przed nią. Ich ojciec się podniósł.
- Wy... Przyniosłyście nam
wstyd! Jesteście bezużytecznymi, nic nie wartymi dziwkami!- krzyknął.
- A ty jesteś gnojem i świat
jakoś jeszcze normalny jest.- brunetka wzruszyła ramionami. – Kurde, kat
jest milszy niż ty.
- O nie, moje panie. Tak
łatwo nie będzie. Wracacie z nami do Nowego Yorku.- warknęła ich matka,
zatrzymując córki.
- Puść mnie brudna szmato! -
Loretta wyrwała się.
- Zostaw mnie!- warknęła
Meg.- Lori jest dla mnie bardziej matką niż ty.- syknęła.
- Nie obchodzi mnie to.
Wracacie z nami, czy wam się to podoba, czy nie.,
- Ooooo, nie. Nie wracają.-
powiedział Latynos.
- Nie wtrącaj się. Ty tu nie
masz nic do gadania.- krzyknęła do niego.
- Zamknij ryj! - krzyknęła brunetka i
uderzyła matkę. - Nigdy nas nie kochaliście, a teraz wam tak od razu zależy?!
Jesteście żałośni i tyle!
Kobieta odwinęła się i
oddała Lorett.
- Nie zależy nam. Macie
wracać i tyle.- powiedziała chłodno.
- Nigdzie nie wracamy.
Jesteśmy pełnoletnie. Możemy zostać.- warknęła Megan przytulając się do
Kendalla
Dziewczyna złapała się za
policzek i pełna nienawiści spojrzała na matkę.
- Jeśli jeszcze raz mnie
dotkniesz to obiecuję ci, że zabiję cię gołymi rękami - dodała spokojnie.
- Gówno a nie pełnoletnie!
Wracacie!- warknął ich ojciec łapiąc Meg za nadgarstki. Ich matka zrobiła to
samo z Lorett.
- Zostaw ją!- warkną Carlos
i pchnąwszy kobietę uwolnił brunetkę.
- Puść ją! - krzyknął
Kendall i rzucił się na faceta uwalniając dziewczynę. Niestety, nie spodziewał
się, że dostanie z pięści w twarz.
- Kendall!- pisnęła
przerażona i podbiegła do chłopaka. Zaczęła się trząść z wściekłości. Odwróciła
się twarzą do ojca.- ZABIJĘ CIĘ! ROZUMIESZ?! ZABIJĘ!- chciała się na niego
rzucić, ale przytrzymała ją Lorett.
- Nie warto - powiedziała
cicho. - Takich ludzi tylko żałować. Nie warto nawet z nimi rozmawiać, bo to
takie głupie i puszczalskie.
- Ty gnoju!- warknął Kendall
i chciał się rzucić na mężczyznę, ale Carlos go powstrzymał.
- Stój, nie trzeba.
- Ale....
- To nie ma sensu.-
westchnął.
- Kendall...- szepnęła
dziewczyna i przytuliła się do niego.- Nic ci nie jest?
- Nie - szepnął i przytulił
mocno dziewczynę. - Wszystko w porządku kochanie?
- Tak, jest okej.-
odetchnęła i wtuliła w niego twarz.
- Chodźmy. Nie warto tracić
czas na takich ludzi.- powiedział Carlos przyciągając do siebie brunetkę.
- Ale ja jej nie odpuszczę.
Uderzyła mnie.
- Spokojnie. Nie ma sensu
tracić czas na takich ludzi. Chodźmy.- powiedział kojąco.
- Dobrze - westchnęła i
wtuliła się w chłopaka. - Megan idziecie?
- Mhm.- mruknęła nadal
przytulona do chłopaka.
- Nie odpuszczę wam!-
warknął ich ojciec.
Chłopak obejmując dziewczynę
ruszył za przyjaciółmi. Brunetka słysząc to, tylko pokazała mu środkowy
palec nawet na niego nie patrząc.
- Czyli co, już po
wszystkim?- zapytała cicho Megan, kiedy doszli do domu.
- Mam nadzieję - mruknęła
dziewczyna. - Ale następnym razem mnie nie powstrzymasz przed ich zabiciem -
zwróciła się do Latynosa.
- Mam nadzieję, że nie będzie
następnego razu.- uśmiechnął się i pocałował ja. Dziewczyna delikatnie syknęła
z bólu, ale oddała pocałunek.
- Więc... Zostajemy tu?-
zapytała Megan.
- Tak - szepnął blondyn i ją
pocałował. - Kocham cię.
- Też cię kocham. Może nawet
bardziej.- zachichotała i oddała pocałunek.
Latynos się nie pomylił. Już nigdy więcej rodzice dziewczyn nie zawitali do ich progów, a one mogły wieść spokojne i piękne życie. Po około roku Carlos oświadczył się Lorett, a na ich weselu Kendall i Megan ogłosili, że i oni są zaręczeni. Potem obie pary doczekały się dzieci, a na starość opowiadali wnukom, jak to jedna piosenka, zmieniła ich życia.
Worldwide… Worldwide… Worldwide… Girl I’ll be thinking about you…
Koniec