wtorek, 26 marca 2013

Worldwide Girls cz. 5


W czasie, kiedy Carlos rozmawiał z Lori, Kendall i Meg dotarli do ich hotelu. Teraz siedzieli w ich apartamencie i odpowiadali na pytania Jamesa i Logana.
- No wiec, czemu jest tu tylko jedna Worldwide Girl, a nie obie?- zapytał brunet.
- Mam imię...
- Właśnie - poparł ją blondyn. - Zachowuj się.
- Okej. Wiec, dlaczego jest tu tylko Megan?
- Bo Lori została z Carlosem - tłumaczył.
- Ale czemu ich tu nie ma? - pytał jak dziecko
- Bo.... Bo Lori chciała zostać w domu. Sama. Z Carlosem.- tłumaczyła jak pięciolatkowi.
- Dlaczego? - dopytywał się James.
- Boże, mówiłeś, że ile oni mają lat?- zapytała blondyna.
- Wiesz, że też się nad tym zastanawiam jak ich tak słucham. - mruknął.
- Nie marudzić tylko odpowiadać na pytania - skarcił ich szatyn.
- Kurwa, bo Lori jest kobietą, a Carlos facetem. Ty nie masz dziewczyny?- zapytała go jak debila.
- Nie. Ale myślałem, że jesteście nierozłączne.
- Myślałeś? Hahahahahahahaha, doooobre.- zaczęła się śmiać jak opętana.
- Przymkniesz się? - warknął.
- Ej! Nie tym tonem! - Kendall podniósł głos.
- Spoko tylko niech odpowiada normalnie, a nie jak jakaś pół mózgowata istota.
- Wiesz, jeśli ja mam pół mózgu, to ty nawet ćwierć nie masz.
- Nie denerwuj mnie.
- To wy mnie przesłuchujecie. Kto tu kogo denerwuje?- zapytała.
- Nie chcesz to nie.- bąknął. - Jak Lori przyjdzie to nam WSZYSTKO powie.
- Hahahahhahahaha, żebyś się czasem nie zesrał. Powie wam jeszcze mniej niż wiecie ode mnie.- zaśmiała się.
- No... Sam już nie wiem...- westchnął Logan.
- Czego znowu nie wiesz? - zapytał zrezygnowany blondyn.
- Mamy pewność, że go nie porwała, związała i zamknęła w jakiejś zatęchłej piwnicy?
- Macie, bo tu jestem.- zaśmiał się wyżej wymieniony otwierając drzwi wejściowe. Za nim weszła Loretta.
- Hej - uśmiechnęła się. - A i dzięki, że macie takie zdanie o mojej osobie.
- Nie ma sprawy.- rzucił szatyn. - A teraz gadaj. Dlaczego nie przyszłaś z Megan?
- Yyy... Bo nie?
- Co to ma być za odpowiedź?
- Normalna - wzruszyła ramionami.
- Hahahaha, mówiłam wam! Idioci! Hahahahahahaha!- Meg dostała głupawki.
- Macie melisę? - zapytała Lori patrząc na każdego z nich.
- Eeee... Nie, raczej nie.- powiedział Logan patrząc na szatynkę przerażony.
- A to szkoda - mruknęła. - Ej! Megan! Opanuj się!
Ta jak na zawołanie przestała się śmiać i usiadła prosto.
- Ło ja pierdole! Czarownice!- krzyknął Henderson i schował się za Jamesem.
- Co? - zapytał i popatrzył na kumpla schowanego za nim.
- Jakie debile... - jęknęła dziewczyna. - Oni tak zawsze?
- Ha ha. Łyso wam, bo moja dziewczyna jest czarownicą.- odpowiedział im Carlos ze śmiechem.- Ale seksowną czarownicą.- szepnął jej na ucho.
- Spadaj - odepchnęła go. - A ty.
Dziewczyna popatrzyła na siostrę.
- Co?- zapytała ją.
- Jeśli zgodzę się, żebyś pojechała dopiero dwa dni przed przyjazdem rodziców... - nie dokończyła, bo Megan jej przerwała.
- Nie wiem, czy chcę zostać. Masz racje, powinnam cię słuchać. Jeśli chcesz zostać sama, to pojadę. Pytanie tylko, czy mnie wezmą, bo Kendall chyba jeszcze im nic nie powiedział.
- Co, ale o czym?- zapytał zdziwiony Logan.
- O tym, iż ta cna dama jedzie z nami w dalszą trasę.- powiedział niczym rycerz w lśniącej zbroi.
- Serio? A co na to Mark?- zapytał Henderson i ruszył głową w kółka jak cheealrederka.
- Musi się zgodzić i tyle - wzruszył ramionami.
- No nie byłbym tego taki pewny.- zaśmiał się złośliwie.
- Kendall, jeśli to jest jakiś problem...- zaczęła Meg.
- Nie, no coś ty - zaprotestował szybko. - Logan jest głupi.
- Ej!- oburzył się.
- Wszyscy jesteście głupi - poprawiła go Lori.
- Ej.- jęknął Carlos.
- Posłuchaj, mówiłam, że nie chce być kłopotem...
- Ale ty nim nie jesteś - zaczął, ale ktoś mu przerwał.
- Przyda mi się ktoś normalny - zaśmiał się Mark, który właśnie wszedł.
- Cały czas im to powtarzam, że są idiotami, ale oni nie…- mówiła Lori. - Dobrze, że chociaż my jesteśmy normalni.
Zaśmiała się wskazując Mark'a, Megan i siebie.
- Pojedziesz z nami. Okay? - zapytał menager.
- Ale... Nie będę żadnym ciężarem, ani nic?- zapytała niepewnie.
- Nie jestem idiotą!- oburzył się Logan i usiadł na kanapie jak nafochane dziecko.
- Jesteś i stul twarz! - dodała Lori.
- Nie, nie będziesz. Nawet oni nie są - zaśmiał się facet.
- Oni są ciężarem?- zapytała z wielkimi oczyma.
- No. Zobaczysz sama - puścił jej oczko.
- Awwwwww... Jakie to słodkie - mruknęła brunetka. - Będziesz jeździć przez dwa tygodnie z czwórką kretynów i jednym normalnym. Słodkie aż chce się... Dobra nie kończę - zaśmiała się.
- No, co? Zazdrosna?- zaśmiała się.
- Nie - wystawiła jej język.
- No właśnie, nie z czwórką.- westchnął Carlos.- Mark, możemy pogadać?
- Jasne.
- Ani się waż - pogroziła mu palcem.
Latynos nie zwrócił uwagi na jej pogróżki i odciągnął Menagera na bok.
- Słuchaj, bo jest taka sytuacja...- zaczął i szybko streścił mu większość historii. On przez cały czas uważnie słuchał, a gdy Carlos skończył głęboko westchnął.
- Rozumiem. Ale mam odwołać trasę? Co na to wasi fani? Co im mam powiedzieć?
- No właśnie nie wiem. Nie mam pojęcia, co zrobić...
- Dobra. Zrobimy tak. Chłopaki razem z Megan pojadą ze mną i zamiast koncertów zorganizujemy spotkania z fanami i powiemy, że coś ci wypadło i musiałeś pilnie jechać do rodzinnego miasta.
- A jak ktoś mnie w Nowym Yorku przyłapie?
- To wtedy powiemy, że masz do załatwienia parę spraw związanych z problemami w rodzinie.
- Hmmm... A... Wiesz, bo mam jeszcze jeden pomysł, ale nie wiem, czy wypali. Pomożesz mi przekonać Lori, żeby i ona pojechała z nami? Zostały nam jeszcze tylko trzy koncerty, co daje niedużo ponad tydzień trasy. Zaraz po ostatnim koncercie wróciłbym z nią do NY i mogłaby wszystko pozałatwiać, plus zdążyłaby przed rodzicami. Tylko nie wiem, czy mnie posłucha...
- Zobaczymy, co da się zrobić - poklepał go po ramieniu.
- Dzięki.- westchnął i wrócił do ferajny. Meg siedziała na Loganie, który leżał na Jamesie, który zarył o podłogę.
- Odszczekaj to.- warknęła.
- Dobra, dobra! Przyznaję! Jesteś silna i trzeba się ciebie słuchać!- jęknął próbując się wydostać.
- James?- syknęła.
- Jesteś silna - mruknął przygwożdżony do podłogi. - I to bardzo.
- Iiii?
- Przepraszam. Będę się słuchał.
- No. Grzeczne pieski.- powiedziała wstając i otrzepując ręce.
- Okeeeeej. Wolę nie wiedzieć, co tu się działo.- mruknął Carlos z wielkimi oczyma.
- Hahahahhahaha!- Lori razem z Kendallem zanosiła się śmiechem.
- Mark, czy ona na prawdę z nami jedzie?- jęknął przerażony Henderson, ale zaraz zamilkł, gdy napotkał okrutne spojrzenie Megan.
- Tak, jedzie. Ktoś musi mi z wami pomóc - mruknął.
- Słyszysz? Teraz będzie fajnie.- uśmiechnęła się wrednie, po czym zmieniła wyraz twarzy i zaśmiała się serdecznie.- Oj nie bójcie się. Będę grzeczna.... A przynajmniej spróbuję.
- Ja jej przypilnuję - zaśmiał się Kendall i pociągnął ją w swoją stronę. Efekt był taki, że wylądowała na jego kolanach.
- Mmmm... Podoba mi się taki układ.- zachichotała.
- Fuuuuuuuuuuuuuu.- zawył Logan.
- Zachowujesz się jak pięciolatek.- skarciła go szatynka.
- Gorzej - szepnął blondyn, czym wywołał chichot u dziewczyny.
- Pyf.
- Dzieeeeciiiiii - Lori wywróciła oczami i znowu się zaśmiała.
- Lori...- zaczął Carlos i popatrzył znacząco na Marka. - Słuchaj, co byś powiedziała na taki układ. Może pojedź z nami w trasę. To powinno skończyć się na tyle szybko, że zdążysz wrócić do Nowego Yorku jeszcze przed twoimi rodzicami i wtedy wszystko pozałatwiasz, co?
- Aghghgh... - wymruczała po nosem.
- Lori... Chciałbym, żebyś ze mną pojechała. To otworzy ci perspektywy. Możesz spotkać ludzi, dzięki którym zdobędziesz dobrą pracę, dostaniesz się na studia czy...
Dziewczyna popatrzyła na chłopaka oczami wielkości ziemniaka.
- Co ty na to?- zapytał ja z nadzieją.
- No nie wiem - mruknęła.
- Lori...- odezwała się jej siostra.- Jedź z nami. Zobaczysz to wszystko, co chciałaś. Będzie fajnie...
- Nie odpuścisz? - głośno westchnęła zwracając się do Latynosa.
- Raczej nie.- wysłał jej półuśmiech.
- Więc nie mam wyboru - zaśmiała się.
- JEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEST!!!- pisnęła Meg i rzuciła się siostrze na szyje.- Teraz to macie przesrane.- powiedziała poważnie do Jamesa i Logana.
- Dzięki - powiedział szatyn z ironią i popatrzył wrogo na Penę.
- Taaaa, super.- dołączył się do kumpla Henderson.
- No nie, że zajebiście?- wyszczerzył się Latynos i stanął obok Lorett.
- Hahah!- dziewczyna zaczęła się śmiać. - Tylko wiece, że teraz wam nie dam żyć?
- No właśnie tego się obawiamy.- jęknął Logan.
- Oj nie będzie AŻ tak źle.- dodała robiąc minę kota ze Shreka.
- Nie wierzcie jej, to tylko pozory.- zaśmiała się Megan.
- Cicho, bo ich do reszty przestraszysz.
- Hahahahahahahahahaha.- śmiała się, aż straciła równowagę i poleciała prosto na Blondyna.
- Uważaj - zaśmiał się. - Martwa mi się nie przydasz.
- O.o Okej.- powiedziała lekko przestraszona.
- Nie bój się - mruknął. - Przecież takiego anioła drugiego nie ma.
- Awww... Słodkie.- zachichotała i lekko go pocałowała.
- Bo to moje - mruknął.
- Hah. Ja też jestem twoja, czyli jestem słodka?- zapytała ze śmiechem.
- I to jak - mruknął.
- Błagam, skończcie. Zaraz się zrzygam.- jęknął Logan.
- Przymknij się! - warknęła Lori. - Bo ja rzygnę.
- I jak planujesz przeżyć te dwa tygodnie, jak oni, co trochę, będą rzygać?- Meg zapytała ze śmiechem Blondyna.
- Może dokuczymy jeszcze Loganowi i Jamesowi?- Carlos zapytał Lorett.
- Kuszące, ale lepiej nie.- mruknęła patrząc na chłopaków. - Jeszcze głupki zamkną się w sobie i mózgi im wyparują do końca.- zakończyła szeptem.
- Jakoś to przeżyję.- powiedział i musnął jej usta.
- Hahaha - zaśmiała się. - Ja nie chcę ich mieć na sumieniu.
- Nie ma sprawy, przejmuję to na siebie.- zaśmiał się i ponownie pocałował dziewczynę.
- Kurde, jeszcze oni?! MARK!!!- zawył Logan.
- Pogadamy jak wy znajdziecie dziewczyny - dodał i się zaśmiał. - Wtedy to oni będą rzygać.
- O ile w ogóle znajdą.- powiedział Latynos z powątpiewaniem.
- Ej! - oburzył się James. - Jestem ładniejszy!
- Że niby od kogo?- zapytała zdziwiona Megan.
- Od nich obu - dodał wskazując na Latynosa i Blondyna.
- Hahahahahahahaha​hahahahahahahaha​.- szatynka zaczęła się dusić ze śmiechu.
- Hahahahahahhahah​ah - brunetka do niej dołączyła. - Zaraz padnę ze śmiechu. Hahahahahahahah
- Ej, bo mi dziewczynę udusicie - Kendall udał oburzonego.
- Brzmi ciekawie - dodał James.
- Hahahahahaha, on mówi, że jest przystojniejszy od ciebie, a ty nie reagujesz?- zapytała dławiąc się ze śmiechu.
- Tak, nie reaguję, bo to jest kłamstwo i każdy o tym wie.- dodał z wrednym uśmieszkiem.
- Hahahahaha. No ja wiem na pewno.- zachichotała.
- Kocham cię - dodał i musnął jej wargi.
- Weźcie róbcie to bez świadków - jęknął szatyn.
- Oj nie omieszkamy.- powiedziała dziewczyna.- Ale później. Teraz pacz i bądź zazdrosny.- zaśmiała się i wpiła w usta blondyna.
- Hmmm... Wiesz, że cię kocham?- zapytał Latynos Lorett.
- Hmm... No wiem - znowu zaczęła się śmiać. Dziewczyna zwijała się ze śmiechu na podłodze.
- No to cię kocham, a teraz wstawaj, bo się udusisz i co ja zrobię bez ciebie?
- Urządzisz imprezę? - zapytała i wykonała prośbę chłopaka, ale znowu wybuchła śmiechem.
- Nie, raczej nie.- zaśmiał się i wziął ją na ręce.
- Postaw mnie - śmiała się.
- Nie, bo jak cię trzymam to przynajmniej wiem, że nic ci nie będzie.- wyszczerzył się.
- Ale co mi miałoby mi grozić?
- No na przykład taki James. Tylko czeka, żeby mi ciebie podprowadzić.
- Aj nie przejmuj się - mruknęła. - Ale postaw mnie.
- Co? Ja? Nigdy - zaśmiał się chłopak.
- Jaaaaaasne. Uprowadziłbyś mi ją. A ja jej nie oddam. Jest moja.- zaśmiał się i zaczął z nią biegać po mieszkaniu.
- Weź się ogarnij! - powiedziała. - W każdej chwili mogę z tobą skończyć.
Chłopak zatrzymał się gwałtownie.
- Zrobiłabyś to?- zapytał poważnie.
- Yhym - mruknęła.
- Okej.- odstawił ją i sam wrócił do chłopaków.
- Skarbie - mruknęła i doszła do niego. - Dobrze wiesz, że cię kocham. Ale musiałam coś zrobić, żebyś mnie odstawił.
- Tak, no to wiedz, że mam focha.- powiedział obrażony i usiadł na kanapie.
- Spoko - dodała. - James idziesz na spacer?
- Jasne.- uśmiechnął się.
- Zdradzasz mnie z tym idiotą?- zawołał zdziwiony.
- Sam tego chciałeś.- dodała i wzięła chłopaka pod rękę.
- Dobra, to idźcie.- powiedział wkurzony i poszedł do jednej z sypialni.
- Jaki kretyn - jęknęła i odepchnęła Maslowa.
- Nie myślisz czasem, co mówisz.- warknęła do siostry Megan.
- Ojej - jęknęła. - Nie tak miało wyjść. Ale ten KRETYN BIERZE WSZYSTKO NA POWAŻNIE!!!
- BO CIĘ KOCHA, A MA COŚ, CO SIĘ NAZYWA UCZUCIA!
- Dzięki, że masz mnie za bezdusznego potwora - mruknęła i skierowała się do wyjścia.
- Och wybacz, nazywam zjawiska, które obserwuję.- warknęła.
- Megan nie przesadzaj.- szepnął Kendall.
- Wiesz, co? Żałuję, że załatwiłam te bilet na ten pieprzony koncert! Pewnie gdyby nie to, to bym siedziała w hotelu i nie słuchała... - dziewczyna odwróciła głowę w drugą stronę.
- Ej, przestańcie - odezwał się blondyn.
- Skoro żałujesz, że dzięki tobie spotkałam miłość mojego życia...- głos jej zadrżał. Wiedziała, że zaraz się rozpłacze.- To wiedz, że jeszcze nigdy tak się na tobie nie zawiodłam.- powiedziała cicho, uścisnęła blondyna za rękę na pożegnanie, po czym mijając siostrę wyszła z apartamentu.
- I po jaką cholerę się odzywałam?! - krzyknęła sama do siebie i zjechała po drzwiach. Zasłoniła twarz dłońmi, które po chwili stały się mokre. Płakała...
Carlos słyszał to wszystko. Walczył ze sobą, czy nie wyjść do dziewczyny, czy zostać. Tak bardzo chciał ją pocieszyć, przytulić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. W końcu ją kocha. Ale jeśli ona go nie, to nie będzie jej nachodził...
Dziewczyna przełknęła ślinę. Spojrzała przed siebie i z trudem się podniosła. Przy drzwiach jeszcze raz się zatrzymała.
- Powiedźcie Carlosowi, że strasznie go przepraszam, ale nie pojadę z nim. Nie po tym, co się stało.- szepnęła przez łzy i opuściła apartament. Zaraz po tym ponownie wybuchła płaczem.
On słysząc to wybiegł z sypialni. Minął chłopaków i wyskoczył na korytarz. Myślał, że będzie musiał gdzieś biec, a tu prawie się o nią potknął. Zaraz objął ją i przycisnął do siebie mocno.
- Carlos - szepnęła. - Przepraszam. Strasznie cię przepraszam.
- Ciiii... Nie mam ci tego za złe. Kocham cię, a miłość wybacza wszystko. Ciii....
- Masz ze mną same kłopoty.- szepnęła. - Nic po za nimi ci nie daję.
Dziewczyna jeszcze mocniej przytuliła chłopaka.
- Dajesz mi szczęście.- szepnął jej do ucha.- Niczego od ciebie nie chcę. Wystarczy mi to, że będziesz obok. Będę szczęśliwy
- Bo jakaś rozhisteryzowana laska będzie obok?
- Nie, bo rozhisteryzowana TY będziesz przy mnie.
- Ale... Nie zasługuję na ciebie, na Megan... Na życie - zakończyła ledwo słyszalnym szeptem.
- Nie mów tak! Nigdy. Po tym, co dla niej zrobiłaś zasługujesz na wszystko, co najlepsze.
- Co dla niej zrobiłam? Nic! A przed chwilą jej wykrzyczałam w twarz, że...
- Wiem, słyszałem. Ale zrobiłaś dla niej dużo. Ona cię kocha. Będzie dobrze, ciiii....
- Zawsze tak mówisz - delikatnie się od niego odsunęła i spojrzała w jego piękne brązowe oczy w kształcie migdałków.
- Coś mówić muszę, no nie?- zapytał lekko się uśmiechając.
- Jesteś chory - zaśmiała się. - I pewnie dlatego cię kocham.
- A ja kocham ciebie. Dobraliśmy się.- zaśmiał się cicho i ją pocałował.
Dziewczyna odwzajemniała pocałunki chłopaka. Jej ciepłe wargi stykały się z jego w każdym, namiętnym pocałunku. Utonęli w ich smaku. Siedzieli na podłodze i tonęli z każdym pocałunkiem. Liczyli się tylko oni.
Para całowała się w najlepsze, gdy nagle obok nich przebiegł blondyn. Szybko wybiegł z apartamentowca i zaczął rozglądać się po ulicy. Nigdzie nie widział szatynki.
- Już wiem! - krzyknął po chwili zamyślenia i skierował się do Central Parku. 
Dziewczyna ze łzami w oczach pokonywała kolejne alejki central parku. Z kieszeni wydobyła telefon ze słuchawkami, w których brzmiała muzyka, a ona całkowicie jej się oddawała. Nawet, kiedy przeskakiwała krawężniki, robiła to do rytmu. Studia taneczne na coś się zdawały. W końcu dobiegła do swojego miejsca. Małej ławeczki ukrytej pod dużym dębem. Ludzie nie zwracali na nią uwagi. Usiadła na drewnianym podeście i podkuliła nogi. Płakała.
Chłopak biegł ile sił w nogach w miejsce, w które Megan zawsze chodziła. Nie minęło dużo czasu, a ujrzał skuloną dziewczynę, która płakała. Zaczął w jej stronę biec.
- Megan!
Nic nie słyszała. Muzyka ze słuchawek prawie rozsadzała jej bębenki. Wbiła paznokcie głęboko w rękę. Miała nadzieję, że taki ból, chociaż trochę przyćmi jej cierpienie.
- Megan - szepnął i wyciągnął jej słuchawki. Delikatni ją przytulił.
Dziewczyna nic nie mówiła, tylko szlochała.
- Kendall... Idź stad. Masz trasę, znajomych, obowiązki i pracę. Wracaj tam. Ja... Muszę sobie posiedzieć tutaj.- powiedziała cicho i odepchnęła go. Niestety, zrobiła to tak, że chłopak zobaczył krwawe półksiężyce wyryte w jej rękach.
- Skarbie - szepnął i ją ponownie mocno objął. - Nie zostawię cię. Za bardzo cię kocham i nie pozwolę, żebyś cierpiała, żeby ci się coś stało.
- No nie wiem... Kocham cię. Bardzo. Nawet za bardzo. I przez to... Nie mogę... Nie mogę być kulą u twojej nogi. Rozumiesz? Masz przed sobą świetlaną przyszłość, a ja jestem jedną z tłumu. Jakąś tam dziewczyną. Powinieneś...
- Powinienem zostać tu z tobą. Kariera nie jest dla mnie tak ważna jak ty. Nigdy cię nie zostawię i nie przestanę kochać, bo jesteś wyjątkowa i zawsze taka będziesz. Zrozum, że zawsze będę cię kochać, bez względu na to czy ze wzajemnością.
- Czy... Ja... Zawsze ze wzajemnością. Zawsze. Kocham cię i nie przestanę, dlatego właśnie tak się o ciebie martwię i uważam, że powinieneś gonić za marzeniem, za życiowymi szansami.
- Moim marzeniem jesteś ty i nic po za tobą. Kocham cię i zawsze będę kochał. Nigdy cię nie zostawię.- szepnął i ją delikatnie pocałował.
- Kocham cię Kendall... Kocham cię.- jęknęła i rozpłakała się opierając się na jego ramieniu.
- Nie płacz. Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. Nie płacz, kochanie. Ciii.... Ciii... - delikatnie ją objął i zaczął kołysać, starając się ją uspokoić.
Zaczęła się uspokajać. Już po kilku minutach nie płakała tylko po prostu siedziała wtulona w chłopaka.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła?- zapytała cicho lekko się od niego odsuwając.
- Nie wiem, ale wiem, co ja bym bez ciebie zrobił. Umarłbym z tęsknoty - szepnął z uśmiechem.
- Ja pewnie też. Albo z tęsknoty, albo z samotności albo po prostu... Bez ciebie nic nie miałoby sensu...- powiedziała i pocałowała go.
- Skarbie... Przecież nigdy nie byłaś sama. Masz Lori - powiedział ostrożnie.
- Mam, ale... Nie wiem, o co chodzi. Nigdy się nie kłóciłyśmy, a teraz... W ciągu dwóch dni...
- Czasami tak bywa, ale uwierz mi... To nic takiego. Zawsze musi być ten pierwszy raz, no nie?
- Chyba tak.- przyznała mu racje
- To teraz ładnie się uśmiechnij - dodał patrząc w jej piękne niebieskie oczy.
Dziewczyna miała wrażenie, że jego duże, zielone oczy, są dla niej jak latarnie. Kiedy tylko się świeciły i wychwytywała ich bliskość, czuła się bezpiecznie. Mogła mu zaufać. Nie bała się tego. Uśmiechnęła się szczerze.
- Pięknie... Jak zawsze - szepnął.
- Dziękuję, ale to tylko dzięki tobie.- odpowiedziała cicho, pocałowała go lekko i wstała.- Wracamy?
- Dla ciebie wszystko - wyszczerzył się.

1 komentarz:

  1. OMG! Cudo! Głupki z Jamesa i Logana, ale ich już nie zmienisz...Ale akcje były nieziemskie! Tylko czemu one się tak kłócą?! Czekam na ciąg dalszy :)
    Majka ;***********

    OdpowiedzUsuń