Dziewczyny następnego dnia
udały się w miejsce gdzie umówiły się z chłopakami. Powiedziały, że podadzą im eliksir,
ale miały zupełnie inne plany. Nie musiały długo czekać. Już po dziesięciu minutach
przyszli.
- Hej. Tęskniłem.- Latynos
uśmiechnął się ujmująco do brunetki.
- Hej - uśmiechnęła się zakłopotana.
Ona chciała zabić jego kumpla, a on jej mówi, że tęsknił za nią.
- Hej. - uśmiechnął się szatyn
do Rachel.
- Hej.- uśmiechnęła się
delikatnie. Niezaprzeczalnie czuła się bardziej na siłach do rozmowy niż
wczoraj, choćby dla tego, że była normalnie ubrana, umalowana i uczesana, a nie:
rozczochrana i umazana krwią. - Możemy usiąść?- zapytała.
- Jasne. Jak się czujesz? –
zapytał.
- Dobrze, dziękuję. A... Wy?
Jak się czujecie po wczorajszych... Wrażeniach?
- Nie jest źle, ale chętnie
usłyszałbym jakieś wytłumaczenia.- powiedział Carlos.
- Rachel? - brunetka
spojrzała na przyjaciółkę. Miała nadzieję, że nie będzie musiała się odzywać.
Nie po tym, co się wczoraj stało.
- Okej. Zadawajcie pytania.
Ciężar odpowiedzi biorę na siebie.- powiedziała patrząc na przyjaciółkę.
- Dlaczego wczoraj byłyście
takie?- zapytał James.
- My... Zawsze jesteśmy
takie. Tylko teraz... No jakby nie jesteśmy głodne.
- Ale... W tedy
zachowywałyście się, jak...- powiedział Carlos, ale przerwał gwałtownie. Nie
chciał ich urazić.
- Potwory? Wiem. Zbyt długo
się nie żywiłyśmy i do tego przeholowałyśmy z takim specyfikiem... Głupio
wyszło. Przepraszam, że musieliście to oglądać.- powiedziała speszona.
- Nic nie szkodzi. Ale
wczoraj powiedziałaś, że nie jesteś człowiekiem. Dlaczego? - zapytał szatyn.
Martwił się.
- Bo... Nie jestem.-
odpowiedziała cicho.- Żadna z nas nie jest.- pokazała na siebie i przyjaciółkę.
- Jak to?- zdziwił się
- No... Może nie normalnie,
ale jednak.- przełknęła ślinę.
- No to w takim razie... Kim
jesteście?- zapytał Carlos.
- Potworami. - szepnęła brunetka.
- Wilkołakiem i...
- I wynaturzeniem.-
prychnęła.
- Czym?- zapytał zdziwiony
Latynos.
- Nie rozumiem.- westchnął
zakłopotany Maslow.
- Nie ma takiego gatunku.
Jestem czymś, co nie ma prawa istnieć.- warknęła. - Mój ojciec jest wampirem a
matka czarownicą. Dodaj sobie jedno do drugiego.
- Ale dlaczego uważacie się
za potwory? Jesteście dzięki temu wyjątkowe i niepowtarzalne.
Wyższa popatrzyła na niego,
jak na jakiegoś niedorozwoja.
- I co nam po tym? Musimy
zabijać żeby żyć. Co w tym wyjątkowego? - brunetka wstała - Oddałabym wszystko,
żeby być normalna.- zakończyła szeptem i wyszła.
- Czekaj!- zawołał Carlos i
wybiegł za nią. Złapał ją za rękę. – Stój. Przecież… To nie jest takie złe. Z
tym da się żyć. Może… Może nie musisz zabijać? Po za tym ludzie też zabijają
zwierzęta, żeby mieć, co jeść.- powiedział kojąco
- Nie rozumiesz tego i… I
powinieneś o tym zapomnieć.
- Ale… Nie chcę. Nie chcę
zapominać o tobie.
- Ale musisz. Tak będzie najlepiej…
- Nie. Nie zapomnę. Nie
mogę. Ty… Jesteś inna niż wszystkie. I tu nie chodzi o to, co usłyszałem. To mi
nie przeszkadza. Chcę, żebyśmy spróbowali…- mówił szybko.
- Nie możemy. Proszę, byś
zapomniał.
- Nie jestem w stanie.
Dlaczego mnie o to prosisz? O co chodzi?
- Nie pytaj, tylko zapomnij.
- Nie. Nie mam powodu, żeby
zapomnieć. Nie zapomnę.
- Widziałeś te zwierzęta?
Zmasakrowałam je. A co by było, gdyby to byli ludzie?- zapytała go z bólem w
oczach. Przypomniała sobie czasy, gdy była młoda, niedoświadczona i nie do
okiełznania.
- Ale nie byli to oni.
- Ale kiedyś byli... I nigdy
nie wiem, czy następnym razem nie będą...
- Zmieniłaś się i to się
liczy. Nic więcej. – szepnął.
- Nie rozumiesz, bo nie
jesteś na moim miejscu.- westchnęła ciężko. Popatrzyła mu w oczy.- Posłuchaj.
Mam do ciebie bardzo ważną prośbę.
- Jaką? - zapytał i chwycił
jej dłonie. - Zrobię wszystko.
- Wszystko? Obiecujesz?
- Tak. Wszystko.
- Więc zapomnij. Wyjedź stąd
i zapomnij. Nigdy mnie nie spotkałeś. Nigdy niczego nie widziałeś. Nigdy nie
rozmawialiśmy. Zapomnij...
- Przykro mi, ale nie. Nie
zrobię tego. Jesteś moim marzeniem i nie zapomnę o tobie nigdy.
- To... Dla mnie też nie
jest proste, ale musisz. Rozumiesz? To nie moja decyzja.- powiedziała, a w jej
oczach zalśniły łzy.
- To zdecyduj sama. Mam
zapomnieć czy być szczęśliwym z tobą.
- Nie rozumiesz. Problem
polega na tym, że nie możesz być szczęśliwy ZE MNĄ.
- BEZ CIEBIE nie będę
szczęśliwy. Może przejdziemy się? Tak na spokojnie. Hmm...?
- To... Dobry pomysł. Okej.
Do lasu?- zapytała patrząc mu w oczy z dziwnym błyskiem. Wpadła na pewnie
pomysł.
- Jasne. - zaśmiał się.
Złapała go za rękę i pociągnęła do wyjścia. Kiedy wychodzili minęli brunetkę i
Latynosa.
- Chcę czegoś spróbować.
Albo go przestraszę i odejdzie, albo zostanie ze mną. Ufasz mi?- szepnęła
cicho, ale Jane usłyszała ją doskonale.
- Nie przesadź.
- Postaram się.-
zachichotała, po czym przytuliwszy się do zdziwionego szatyna, ruszyła w stronę
lasu.
- Oni mogą spróbować.
Dlaczego mnie odrzucasz? O co chodzi? Przecież... Kocham cię taką, jaka
jesteś...- powiedział Carlos patrząc jej w oczy.
- Nie rozumiesz, że Rachel
nad sobą panuje, a ja... Nie. Jeśli najdzie mnie ochota nie powstrzymam się. Z
resztą widziałeś wczoraj. Nie chcę cię skrzywdzić. Nie przeżyłabym tego. -
zakończyła szeptem i ze spuszczoną głową. Złapał za jej podbródek i zmusił do
patrzenia mu w oczy.
- Przecież... Czegoś takiego
można się nauczyć. Opanowania. Albo... Wczoraj podawała ci jakiś środek, żebyś
się uspokoiła. To też jest rodzaj rozwiązania...
- Co?
- Nie mówię, że to nadaje
się na dłuższa metę, ale... Ale nawet bez tego moglibyśmy sobie poradzić.
- Ale jeśli będę ciągle
brała eliksiry, to w końcu nic mnie nie powstrzyma, prócz…
- Rozumiem. Nie zmuszę cię
do tego i nie chcę, żebyś ich brała, ale w nagłym wypadku jest to jakiś
ratunek.
- Moje życie to klątwa, a
złamie ją jakiś eliksir? - zaśmiała się wbrew sobie.
- Ale na pewno da się nad
tym jakoś panować.
- Jest jeden sposób, ale
nikt tego nigdy nie spróbował. Każdy się bał, boi i będzie się bał...
- Jaki?- zapytał
zaciekawiony.
- Prawdziwa miłość -
szepnęła
- A co by było, gdybym ja
się nie bał?- zapytał gładząc jej policzek.
- To oznacza…
- Co?
- Że jesteś jakiś nienormalny.
- zachichotała.
- Wiem. W końcu to ja.-
zaśmiał się.
- Czyli uważasz, że...
- Że jesteś piękna, mądra,
genialna i chyba cię kocham.- mruknął.
- Uważasz to za piękno? -
zapytała i pokazała mu kły, a jej oczy zmieniły się. Ale nie były pełne nienawiści.
- Tak. Za piękne i
oryginalne. Nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ty...- szepnął i cmoknął ją w
policzek.
- No. Spotykałeś tylko
normalnych, a tu proszę. Żywy wilkołak - zaśmiała się.
- Możliwe. Ale to będzie
sekret. Nikomu nie powiem, bo jeszcze kto mi cię ukradnie...
- Zabije, a głowę do słoika
wsadzi i do laboratorium.
- Nie mów tak. Nie pozwolę
na to.
- Jak mnie zmusisz do
milczenia? Masz jakiś pomysł,?
- Jeszcze nie wiem, ale na
pewno coś się wymyśli.- uśmiechnął się rozbrajająco.
- Hahahaha - zaczęła się
śmiać.
- Masz śliczny śmiech.
- Wieeem. Taki wilczy -
zaśmiała się jak głupia.- Ale dzięki.
- Ależ proszę. Śliczny jak
właścicielka.
- Hahahaha... Śmieszny
jesteś... Hahahaha... Chwila, ty mówisz poważnie?
- Tak. Śmiertelnie poważnie.
- Nieeee… - machnęła
ręką. - To nie możliwe, ale za to ty owszem. Jesteś piękny jak... Yyy... Książę
z bajki o królewnie.
- Tylko pod warunkiem, że ty
zostaniesz królewną. - uśmiechnął się słodko.
- Chętnie, ale nie mogę. -
wyszeptała mu na ucho. -Wilkołaki nie bywają królewnami.
- Dla mnie bywają...-
mruknął uwodzicielsko.
- Żartujesz, prawda?
- Nie.
- Pyf. Foch i to z takim
POTĘŻNYM przytupem. - odwróciła się.
- Niby, czemu?
- Bo mnie porównujesz do
kogoś, kogo kiedyś.... - zawahała się.
- Kiedyś...
- ... pożarłam - spuściła
głowę. - Wiesz, że jestem nieśmiertelna? Prawda?
- Wow. Już wiem.- uśmiechnął
się wesoło.
- Tak, wiem, że w bajkach o
nas takich rzeczy nie pisali. Potrafili tylko: "wilkołaki są okrutne’', ‘'
pożerają ludzi", "trzeba je zabijać”, „nie potrafią kochać". Ale
my wcale tacy nie jesteśmy.
- Nigdy nie wierzyłem bajką.
Odkąd rodzice mi powiedzieli, że świętego Mikołaja nie ma, tak coś
podejrzewałem, że to sam stek kłamstw.- powiedział, jakby odkrył coś ważnego.
- Nie no. Święty Mikołaj
istnieje. -powiedziała. - To on mi pomógł zacząć od nowa.
- O.o Nie pierdol.
- Wiem. To szok, ale to
prawda.
- Wow. Czyli rodzice mnie
okłamali?- zawył jak dziecko.
- Wszyscy śmiertelnicy tak
uważają. Jeden jedynie wiedział o tym. -uśmiechnęła się sama do siebie.
- I co się z nim stało?-
zapytał podejrzliwie.
- Żyje. - zaśmiała się. - To
moja mama. Poznała wszystkie sekrety naszego świata wychodząc za mojego tatę.
- Ale... Ona nadal jest
śmiertelna?
- Jeśli zostaniesz zadrapany
przez wilkołaka nie stajesz się nim, ale będziesz nieśmiertelny. Wciąż młody i
wieczny.
- Wow... Czyli... Wiesz, co?
Mam pomysł.- powiedział uradowany.
- Jaki?- zdziwiła się.
Złapał ją za dłonie.
- Daj mi szansę. Spróbujmy.
Jeśli nam nie wyjdzie, to odejdę i zapomnę. Jeśli się uda... No cóż. Twoja mama
jakoś funkcjonuje, no nie?
- Hahaha... No tak, ale mój
tata jest w pełni wilkołakiem, a ja nie. To nie jest takie proste.
- Czyli, że to on musiałby
mnie podrapać?
- Zwariowałeś?!
Nieśmiertelność to nic fajnego.
- To się zobaczy. To jak,
dasz mi szansę?
- To zależy.
- Od czego?- zapytał
zmartwiony.
- Jeśli cię moi rodzice
zaakceptują. Świat wilkołaków opiera się na szacunku do rodziny. Podobnie jak
świat wampirów, czarownic i aniołów.
- Czyli, że jeszcze zanim
dobrze się poznamy, muszę poznać twoich rodziców?
- A kogo wolisz najpierw? -
zapytała uwodzicielsko.
- Hmmm... Chyba ciebie.-
odpowiedział takim samym tonem.
- Czyli spacer?
- Czemu nie. Dokąd?
- Pokażę ci moje ulubione
miejsce. To "Błękitna Ścieżka". - powiedziała i pociągnęła go za rękę
w stronę dołu wzgórza.
Dziewczyna narzucała duże
tępo. Już po chwili przekroczyli linię drzew. Doszli do małej polanki, zewsząd
gęsto osłoniętej dębami. Miała szalony pomysł i liczyła na to, że poskutkuje.
Stanęła i obróciła się twarzą do chłopaka. Jej tęczówki stały się
krwistoczerwone, a spojrzenie nie tyle nie przytomne, co szalone. Lekko pchnęła
go w stronę najbliższego drzewa. Podeszła i przygwoździła go do pnia.
- Co ty kombinujesz? -
zapytał z lekka zdziwiony i przerażony.
- Nie wiem. Nie panuję nad
sobą. Twoja obecność mąci mi w głowie... Twój zapach, ciepło, bliskość... Nie
panuję nad niczym.- westchnęła i zalotnie oblizała wargi. To nie do końca była
prawda, bo panowała nad wszystkim, ale też nie do końca kłamstwo. Jego obecność
ją rozpraszała.
- Może mnie puścisz i
pogadamy spokojnie?
- Po co? Tak jest dobrze, no
nie?- zapytała śmiejąc się.
- Tak, ale... Trochę mnie
przerażasz. Może się najpierw uspokój.
- Nie ma takiej opcji. Przy
tobie nigdy nie będę spokojna...- mruknęła uwodzicielsko i oparła dłonie na
jego klatce piersiowej.
- Rachel, jesteś pewna, że
wszystko gra?- Chłopak delikatni ją objął i przyciągnął do siebie.
- Gra i tańczy.- uśmiechnęła
się, po czym wspięła się na palce i zetknęła się nosem z chłopakiem.
- Kto? - zapytał i
rozkoszował się bliskością dziewczyny.
- Co?- zapytała ze śmiechem.
Ledwo odczuwalnie musnęła jego usta.
- Mmmm.. - mruknął i ponowił
pocałunek.
Całował wolno, spokojnie,
namiętnie i stanowczo. Utonął w smaku jej ust.
A ona wtedy rozpoczęła
przedstawienie. Przyciągnęła go do siebie. Wysunęły jej się kły. Lekko kąsała
nimi jego wargę i język. Pociągnęła go na polanę i położyła na trawie. Jej oczy
zrobiły się wielkie i puste. Całowała się coraz namiętniej. Zachowywała się
tak, jakby na prawdę traciła kontrolę.
- Hej, może nie tutaj? -
zaśmiał się.- Nie sądzisz, że ktoś może nas obserwować?
- Nie obchodzi mnie to.-
warknęła i ponownie wpiła się w jego usta. Chłopak wyczuł, że coś jest nie tak.
- Rachel - szepnął i się od
niej odsunął. Powoli wstał. - Wszystko gra?
- Oczywiście, przy tobie
zawsze.- znowu miała ten psychopatyczny wyraz twarzy. Nie pozwalała mu odejść.
- Co się z tobą dzieje?
Jesteś inna.
- Nie mój drogi. Jestem
sobą.- syknęła i ponownie przygwoździła go do najbliższego drzewa.
- Rachel. Opanuj się.
Powstrzymaj to.
- Niby, po co? Tak jest
zabawniej.- zaśmiała się i zaczęła całować go po szyi.
- Przestań.- lekko ją
odepchnął w strachu. Nie wiedział, co ma robić. Bał się.
- Oooo... Coś nie gra?-
zapytała, głupio się śmiejąc.- Trzeba było myśleć o tym wcześniej...
- Rachel. Nie jesteś taka.-
szepnął. - Proszę, bądź sobą.
- Jestem sobą.- warknęła.
- Proszę. - szepnął.
- Jestem sobą. Nie podobam
ci się?- zapytała i skradła mu jeszcze jeden pocałunek.
- Podobasz i to bardzo,
ale... Ale mnie przerażasz.
- Słońce, jestem wampirem.
Jestem zła i przerażająca i wykorzystuję ludzi. Dlatego uciekają.- powiedziała
z tym przerażającym wyrazem twarzy.
- Może i tak, ale ja nie
ucieknę. Choćbyś nie wiem, co mi zrobiła. Zostanę z tobą.- szepnął i ją do
siebie przytulił. Dziewczyna złamała się.
- NOSZ KURWA, CO MUSZĘ
JESZCZE ZROBIĆ, ŻEBYŚ SIĘ MNIE BAŁ???- wrzasnęła i wściekła odeszła od niego.
- Co? - zdziwił się i
podszedł do niej.
- Gówno! Nie jestem taka!
Próbowałam cię przerazić! Chciałam, żebyś uciekł stąd z wrzaskiem!- warknęła.
- Może i trochę mnie
przestraszyłaś, ale nie potrafiłbym uciec od ciebie. - przyciągnął ją do
siebie.
- To źle. Bardzo, bardzo
źle.- jęknęła.
- Dlaczego?
- Bo moi rodzice kazali
usunąć ci pamięć. Uważają, że źle zrobiłam kiedykolwiek z tobą rozmawiając. Nie
chcę robić czegoś takiego, więc próbowałam cię spławić...
- Nie kochasz mnie? -
zapytał i się od niej odsunął.
- Moje zdanie nie ma tu nic
do rzeczy. Jeśli mój ojciec cię nie zaakceptuje, to gdybym cię kochała, to
mogłabym sobie tą miłość w skarpetki włożyć.- burknęła.
- To sprawmy, aby i on mnie
pokochał. - uśmiechnął się.
- Proszę cię. Przekonać do
czegoś, tego 1200 letniego wampira, jest trudniej niż wysuszyć morze za pomocą
słomki do napojów.- westchnęła.
- Okay, ale damy radę.
Przecież mnie wszyscy kochają, no nie?
- No nie. Moja matka cię nie
cierpi.- powiedziała szczerze. - Uważa, że masz głupią fryzurę i piskliwy głos.
- Ej! - udał na fochane
dziecko.- To jej powiem, że zmienię to.
- Nie! Nie zmieniaj!- wstała
i podeszła do niego.- Ja tam bardzo lubię twoją fryzurę.- uśmiechnęła się
nieśmiało.
- Ja twoją też. - cmoknął ją
w czubek głowy.
- Awww... Jak miło.-
zachichotała.
- W końcu to ja - zaśmiał
się, ale zaraz spoważniał - Myślisz, ze będziemy mogli być szczęśliwi... Razem?
- Szczerze? Nie mam pojęcia.
Ale wiem jedną, bardzo ważną rzecz...
- Jaką?
- Ludzie... Są bardzo
rozchwiani pod względem uczuć. Nie wiedzą, co do kogo czują i to się ciągle
zmienia. Raz kogoś lubisz, a zaraz go nienawidzisz. Wampiry... Zakochują się
raz. Potem albo są na zawsze szczęśliwe, albo do końca cierpią. A ja... Kocham
cię.- skończyła szeptem.
- Ja ciebie też. - zaczął
gładzic jej policzek. - I dlatego nie pozwolę, żebyś cierpiała... Przez
kogokolwiek.
- Szkoda tylko, że to nie
jest takie proste...- westchnęła i oparła się czołem o jego ramie.
- Wszystko jest proste.
Wystarczy uwierzyć.
- Powiedział człowiek, który
przed chwilą dowiedział się o istnieniu wampirów, wilkołaków i tym podobnych.-
zaśmiała się mimowolnie.
- Przesadzasz - zaśmiał się.
- Taki mój talent.- uśmiechnęła
się promiennie.- Na prawdę uważasz, że warto spróbować? Pamiętając, że
mieszkasz o wiele bardziej na południu i jesteś bożyszczem nastolatek.
- A co to ma do rzeczy?
Kocham cię i to się liczy. Nic więcej.
- Ale nie zapominaj, że
jesteś człowiekiem. Masz obowiązki i w ogóle. Nie możesz sobie ot tak zniknąć.-
powiedziała poważnie.
- Skąd wiesz? Może mogę.
- Serio?- zapytała go z
powątpieniem.
- Dla ciebie zrobię
wszystko.
- Ale jest coś takiego, jak
konsekwencje. Masz podpisaną umowę z wytwórnią, kumpli, fanów, pracę, życie...
A nie masz ty czasem dziewczyny?
Chłopak głośno westchnął i
dodał:
- Miałem, ale to nie ważne.
Najważniejsza jesteś ty i nikt inny. Dajesz mi szczęście, którego dawno nie
zasmakowałem... Brakowało mi go, a teraz, kiedy cię spotkałem, ono powróciło.
Tak, jakby z długiej podróży. - zaśmiał się pod nosem, mówił bardziej do siebie
niż do dziewczyny. - Zawsze szukałem szczęścia, potykałem się o własne nogi,
popełniałem głupie, dziecinne błędy. Od bardzo dawna nie czułem tego, co
wczoraj, dziś i przez następne dni mojego życia. - głęboko spojrzał dziewczynie
w oczy. - Działasz na mnie jak narkotyk. Kiedy cię nie ma w pobliżu mam ochotę
się zabić... Przenieść do ciebie. Uzależniłem się... Miłością do ciebie. Wiem,
że to brzmi dziwnie, ale to prawda. Masz w sobie to coś. Coś, co mnie pociąga i
nie mówię tu o... Pociągasz mnie w każdy możliwy sposób, a kiedy zerkam na
ciebie mam wrażenie jakbym patrzył na gwiazdy... Lśnisz jaśniej od nich i to
tysiąc razy lepiej. Kocham cię. Kocham i nigdy nie przestanę. Rachel, proszę
daj mi szansę. Spróbujmy.
Patrzyła na niego jak
zahipnotyzowana. Kiedy skończył mówić uśmiechnęła się lekko.
- Przez całe moje istnienie
nie słyszałam czegoś takiego. Ja też cię kocham, ale nie wiem, czy zdajesz
sobie sprawę z tego, że jesteś moją naturalną ofiarą. Muszę cię w jakiś sposób
przyciągać...
- Ale to nie to. Poznam,
kiedy kogoś kocham, a kiedy nie. Proszę, daj nam szanse. - szepnął łapiąc ja za
ręce. Uśmiechnęła się z rezygnacją. Nie mogła... Nie chciała z tym walczyć.
- Oczywiście. Jasne. Pewnie.
Kocham cię.- zaśmiała się, po czym złożyła na jego ustach pocałunek.
Chłopak odwzajemniał
pocałunki. Z każdym kolejnym wczuwał się coraz bardziej. Czuł się niesamowicie.
Kochał ją i chciał być jak najbliżej jej. Nie obchodziło go to, że jest
wampirem. Kochał ją i nic więcej się nie liczyło.
- Ale nie możesz rzucić
wszystkiego od tak. Trzeba wszystko doprowadzić do końca i tak, żeby nie było
problemów.- zastrzegła odsuwając się od niego.
- Ale w sensie, że co?
- Pracujesz. I to daleko
stąd. Z tym trzeba coś zrobić. Masz przyjaciół, to też trzeba jakoś ogarnąć. No
i pozostaje nam przekonanie moich rodziców, że nie jesteś taki zły...
- To tylko małe przeszkody,
które pokonamy razem. - szepnął i przyciągnął dziewczynę do siebie.
- Razem...- szepnęła i znowu
go pocałowała. Poczuła, jak uczucie całkowicie ją wypełnia. Znalazła tego
jedynego i miała nadzieję, że uda im się pokonać wszystkie przeciwności losu.
I co? Ogłoszą, że BTR będą nieśmiertelni? Byłoby fajnie ^^ Bardzo mi się podoba, czekam na nn
OdpowiedzUsuńMajka ;******************************
Bardzo mi się podoba . Kocham twoje blogi. Są po prostu nie do opisania.. Masz zajebisty tok myślenia i to ci potem w opo wychodzi ^^ No poprostu genialne,zajebiste i WOW XDD. Czekam na nn ;*
OdpowiedzUsuń