poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Can the Forbidden Love has got a happy end? cz. 6


- To co robimy?- zapytał cicho Carlos.
- No nie wiem - mruknęła i wstała. - Musisz przecież iść do hotelu.
- A ty do ojca... Zastanawiam się, czy większe szanse masz ze mną, czy be ze mnie.- podrapał się w tył głowy.
- Niech każdy idzie sam. Okay?
- Okej. Tylko, Jane... Kocham cię.- uśmiechnął się do niej i pocałował ją namiętnie.
- Ja ciebie też - mruknęła, kiedy się odsunęli od siebie. - Ale teraz nie możesz iść ze mną, bo mój ojciec cię zabije.
- Wiem... Uważaj na siebie. Proszę.- jęknął.
- Nie martw się o mnie - uśmiechnęła się. - Dam sobie radę, ale... Ty uważaj.
- Będę. Jak już... Będzie po wszystkim...
- Skarbie - szepnęła. - Nie wiem czy Alfred nie zaatakuje cię. Proszę. Bądź ostrożny.
- Będę. Na prawdę. Ale skąd mogę mieć pewność, że z tobą będzie wszystko w porządku? I jak się później skontaktujemy?
- Tutaj nie możemy się spotkać, bo mogą nas tutaj znaleźć. Przyjdę do ciebie, okay?
- Okay. Czekam.- jeszcze raz ją pocałował.
- Idź już - uśmiechnęła się i lekko popchnęła chłopaka w stronę wyjścia z lasu.
- Okej. Czekam!- jeszcze raz zawołał i spokojnym krokiem ruszył do hotelu.
Dziewczyna ruszyła w kierunku domu. Po niecałych dziesięciu minutach była na miejscu. Koło domu stali: uśmiechnięty Alfred, oraz rozjuszony Fryderyk.
- JAK ŚMIAŁAŚ ZIGNOROWAĆ MOJĄ WOLĘ?!?!?! MÓWIŁEM, ŻE ON NIE JEST DLA CIEBIE!!!- krzyczał wilkołak.
- To jest mój wybór. Kocham go i nie powstrzymasz mnie przed spotykaniem się z nim.- mówiła spokojnie.
- OJ POWSTRZYMAM, MŁODA DAMO!- krzyknął i brutalnie chwycił ja za ramie.- Będziesz siedzieć w domu! Pod kluczem! Nie wyjdziesz stąd przez najbliższe cztery pełnie!
- Puszczaj mnie! - krzyknęła i się wyrwała. - Nie masz prawa!
- Mam!!! Jestem twoim ojcem, więc mam!
- Jestem pełnoletnia! Nie zapominaj o tym, że tu rządzą inne prawa!
- Słuchaj się ojca.- syknął wampir z okrutnym uśmiechem.
- Przymknij się! - warknęła i wystawiła kły. - Chyba, że mam cię uciszyć!
- Ani się waż tak odzywać.- warknął wilkołak i ponownie szarpnął córką.- Do domu.
- Zapomnij! - krzyknęła.
Nagle za nią pojawił się wampir. Lekko pchnął ją w ramiona jej ojca. Ten mocno ją chwycił i zaciągnął do domu. Puścił ją dopiero w pokoju.
- Wypuść mnie! - krzyknęła i chciała otworzyć drzwi. - Nie masz prawa!
- Mam!- krzyknął i odszedł.
- Wypuść mnie! - krzyknęła i rzuciła się do drzwi. Odpowiedziała jej cisza.- Cholera! - westchnęła i zjechała po drzwiach na dół. - I co teraz?
Dziewczyna spojrzała na okno. Szybko do niego podeszła i je otworzyła. Spojrzała w dół. Po chwili wzięła swój plecak i spakowała do niego najpotrzebniejsze rzeczy. Kiedy była gotowa wyskoczyła przez okno. Trochę się bała, bo mieszkała na drugim piętrze, ale kiedy wylądowała okazało się, że to była dobra decyzja. Szybko ruszyła w stronę hotelu, w którym czekał na nią Carlos.
On wytłumaczył już wszystko Menagerowi. Podniósł się wielki krzyk. Przecież James nie mógł ot tak sobie odejść. Carlos na szczęście miał łeb na karku. Nie raz bywało, że używał karty bankowej Bruneta, więc zapłacił jego pieniędzmi, za odstąpienie od umowy. Na początku nie chcieli się zgodzić, ale kiedy i Carlos oznajmił, że odchodzi, Menager nie bardzo miał wybór. Teraz Latynos kłócił się z Kendall’em i Loganem, dla czego tak postępuje.
- Chłopaki, kurde, zakochałem się!
- Ale jak się zakochałeś? - dziwił się Logan.
- Szybko i skutecznie, głąbie.- westchnął zrezygnowany.
- Ale jak to... - nie dokończył, bo do pokoju wpadła zdyszana szatynka. Gwałtownie zamknęła drzwi i się o nie oparła.
- Ej. Tu nie wolno wchodzić.- odezwał się blondyn.
- Ja pierdziele! Co się stało?!- zawołał Latynos i podbiegł do niej. Przytulił ją mocno.- Skarbie, nic ci nie jest?
- Nie - wydyszała. - Wszystko okay.
- Wow, wow, wow. Skarbie?!- zapytał zdziwiony Logan.
Dziewczyna spojrzała pytająco na Latynosa.
- Do tych idiotów nie dociera, co znaczy "zakochać się".- Westchnął.- Tak, „skarbie”. Mówiłem wam, że moja przyszła żona jest piękna, to nie wierzyliście.- burknął do kumpli.
- Żona? - zapytał Kendall. - Zwariowałeś. To wygląda jak jakiś spocony zwierz.
Dziewczyna zamknęła oczy, bo nie chciała ukazać oczu, które się zmieniły.
- Nie mów tak. Idiota jesteś.- warknął.- Wszystko załatwione. James i ja jesteśmy bez pracy. Zwijamy?
- Masz samochód? - zapytała patrząc na niego.
- Ta, coś się wykombinuje...- mruknął zamyślony.- Taxa?
- Okay, ale szybko. Nie mamy za wiele czasu - mruknęła.
On uśmiechnął się i chwycił za telefon. Po pięciu minutach pod hotelem stanęła taksówka. Pożegnał się ze wszystkimi i pobiegł razem z dziewczyną do samochodu.
- Proszę do Seattle na lotnisko.- powiedział Latynos.
- Ale to 180 km drogi!- powiedział zdziwiony taryfiarz.
- Dobrze płacę.- mruknął i pokazał gościowi kilka banknotów.
- Zapinać pasy.- odpowiedział nie zadając więcej pytań. Wyjechali z miasteczka...



- Jesteśmy - powiedział chłopak kiedy wylądowali. Objął dziewczynę ramieniem i ruszyli po walizki.
- Latanie jest złe...- mruknęła pod nosem rozcierając skronie.
- Ale już więcej tego nie będziemy robić. Prawda?
- Tak. Jeśli nadal chcesz być taki, jak ja, to samoloty nie będą nam już potrzebne.
- Zawsze będę chciał być jak ty - mruknął i pocałował ją w czubek głowy.
- No to uważaj... Bo przed tobą najgorsze.- westchnęła, po czym wyszła z lotniska. Wezwała taksówkę. Stamtąd udali się do portu. Na małej, wypożyczonej łódce, popłynęli na niezasiedloną wyspę należącą do archipelagu Palau.
- Niby, dlaczego? - zapytał ze zdziwieniem.
- Bo... Po przemianie... Nie jest łatwo.
- Ale mam ciebie - mruknął. - I to jest najważniejsze.
- I dzięki temu się nie stoczysz. Nie pozwolę ci na to.- powiedziała, gdy dobili do brzegu. Wyskoczyła z łódeczki i z nadludzką siłą wciągnęła ją głęboko w plaże. Zatrzymała się dopiero przy linii drzew. Miała pewność, że przypływ jej nie zabierze. Poczekała, aż James z niej wyjdzie i spojrzała mu w oczy.- Uważaj. Jesteś człowiekiem, a musimy przejść kawałek. Lepiej, żebyś nie stał się wampirem w miejscu, skąd czuć jeszcze ludzi. Trzymaj mnie za rękę i nie puszczaj, okej?
- Okay. - powiedział i delikatnie chwycił jej dłoń.
- Idziemy.- powiedziała i założyła plecak. Zaczęła się ich wędrówka. Dziewczyna nie chciała prowadzić go w głąb puszczy, ale musiała odejść na tyle daleko, aby woń ludzkiej krwi do nich nie docierał. Kiedy w końcu poczuła, że to odpowiednie miejsce, trafili na brzeg rzeki, prosto pod wodospad.
- I co teraz? - zapytał przyciągając ją do siebie. - Piękne miejsce w towarzystwie pięknej dziewczyny.
- Teraz... Teraz przeżyjesz coś, co mogą zrobić tylko nie liczni.- westchnęła i nadgryzła swój nadgarstek. Przebiła tętnice. Pociekła krew.
- Co ty...? - zapytał przerażony.
- Wiem, że brzmi obrzydliwie, ale pij. Przynajmniej trochę.- podsunęła mu rękę.
- Okay - powiedział i upił trochę krwi dziewczyny.
- Przepraszam.- westchnęła, po czym złapała jego rękę i nadgryzła w nadgarstku. Upiła łyk, po czym podniosła głowę i... Skręciła mu kark. Ułożyła go na trawie. Miała nadzieję, że zadziała.
- Oby działało, oby działało...- jęknęła.
Usiadła obok i wpatrywała się w jego ranę. Po około godzinie, jego skóra zrosła się i nie widać było nawet blizny. Westchnęła głęboko w tym samym momencie, gdy chłopak się obudził.
- Co? Co się stało? - zapytał podnosząc się. Spojrzał na dziewczynę.
- Przepraszam... Tak trzeba było. Ale... Już prawie jesteś wampirem.
- Prawie? - zapytał i usiadł naprzeciwko dziewczyny. - Jak to prawie
- Musisz się jeszcze napić krwi... Nie wstawaj. Niczego tu sam nie upolujesz. Przyniosę ci coś.- uśmiechnęła się i lekko go pocałowała.
- Dobra - powiedział i oddał pocałunek dziewczyny.
- Nie wierć się...- rzuciła uśmiechając się i odbiegła. Wróciła po kilkunastu sekundach niosąc jakąś średniego wzrostu panterę.
- Nie żyje, ale jest pełna krwi. Pij.- powiedziała i uklękła obok.
- Ale jak? - zapytał, a po chwili pojawiły się kły. Szybko wbił je w martwe zwierzę i upił tyle krwi ile potrzebował.
- Dokładnie tak. Kieruj się instynktem.- powiedziała przypatrując się jego twarzy. Jego oczy były krwistoczerwone. - Jak się czujesz?- zapytała.
- Dobrze, nawet bardzo dobrze - mruknął i oblizał się. Spojrzał na dziewczynę.
Uśmiechnęła się szeroko.
- Kocham cię - powiedział i przycisnął ją do ziemi. - Dziękuję.
Ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Chłopak nie chciał jej puścić. Nie wiedział, co zrobi. Wyczuła, że coś jest nie tak. Obróciła ich tak, że to on był pod nią.
- Spokojnie. Na to będzie czas. Najpierw musisz się nauczyć panować nad wszystkim.
- Okay - mruknął niezadowolony.
- Może zacznijmy od początku.- uśmiechnęła się i pomogła mu wstać. Czekały ich długie miesiące, ale czas był czymś, co przestało się dla nich liczyć.



Kiedy dojechali na lotnisko okazało się, że muszą poczekać na kolejny samolot, który miał odlecieć dopiero za cztery godziny. Poczekali na niego na lotnisku, a kiedy tylko było to możliwe, wsiedli. Chwilę po starcie zasnęli i obudzili się dopiero pół godziny przed lądowaniem.
Dziewczyna głośno westchnęła i spojrzała na chłopaka.
- Co jest?- zapytał zmartwiony.
- Nic - uśmiechnęła się lekko.
- Nie prawda, coś cię dręczy.
- Nie. Wszystko jest okay. Naprawdę.
- To, co teraz?
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Dolecimy tam. Zabiorę cię jak najdalej od ludzi - mówiła patrząc w okno. - I wtedy to zrobię.
- Okej... Hej,- powiedział i złapał ją za podbródek. Nakierował jej spojrzenie na siebie.- Kocham cię.- uśmiechnął się i lekko ją pocałował.
- Ja ciebie też - mruknęła i oddała pocałunek.
- Proszę zapiąć pasy. Podchodzimy do lądowania.- w głośnikach zabrzmiał głos pilota.
Wszyscy wykonali polecenie. Już po dziesięciu minutach para płynęła łódką na jedną z wysp Palau.
- Wiesz, gdzie mogą być James i Rachel? Czy nimi zajmiemy się później?- zapytał patrząc na dziewczynę.
- Na razie nie myśli o Jamesie. Jeśli Rachel już go przemieniła źle by się stało gdybyśmy znaleźli się w pobliżu.
- Okej... Dotarło.- odpowiedział.
- Nie martw się. Zobaczycie się…- uśmiechnęła się i ściszyła głos. - Za kilka lat.
- Żartujesz?- zapytał zdziwiony.
- Nie. Musicie panować nad sobą w pełni, bo jeśli nie...
- Dobra. Kumam.- odpowiedział zasmucony.
- Nie martw się - uśmiechnęła się do niego. - Jakby co, macie mnie i Rachel. Jakoś postaramy się, żebyście mogli się kontaktować ze sobą.
- Super.- uśmiechnął się szeroko i pocałował dziewczynę w policzek. Akurat dobili do brzegu.
- Chodź - powiedziała i założyła plecak. Pociągnęła chłopaka w górę. Zatrzymała się dopiero przy urwisku, z którego był piękny widok na ocean. Można było prosto do niego skakać.
- Wow. Pięknie tu...- westchnął.
- Tak - westchnęła i przytuliła się jego torsu. - Przyzwyczaj się, bo będziemy tu spędzać bardzo dużo czasu. Razem.
- Brzmi miło. Najbardziej ten ostatni wyraz...- mruknął uwodzicielsko.
- Cieszę się bardzo. Ale teraz powiedz mi jedno.
- Tak?
- Chcesz być w pełni wilkołakiem czy pozostać w połowie człowiekiem.
- A co proponujesz?
- To twój wybór, ale jeśli zostaniesz w połowie człowiekiem możesz przyciągać do siebie inne stworzenia, które będą pożądać twojej krwi... Ludzkiej krwi.
- A jeśli zostanę wilkołakiem... To?
- Wtedy będziesz taki jak mój ojciec. Będziesz w stanie zabić każdego.
- Hmmm... Trudny wybór... Wiesz... Chyba chcę być taki jak ty. Pół wilkołak.
- Wiesz, że sporo ryzykujesz? Możesz nawet zapłacić za to życiem.
- Wiem... Ale podjąłem decyzję.
- Jesteś pewien? - zapytała z przerażeniem w oczach.
- Tak. Jestem pewien. Chcę być taki jak ty.- powiedział.
- Nie zmienisz zdania? - zapytała zrezygnowana. - Wiesz, że możesz nie przeżyć przemiany?
- Nie. Nie zmienię.- szedł w zaparte.
- Nie chcę cię zabijać - jęknęła.
- Na zabijesz. Będzie dobrze.- uśmiechnął się do niej uspokajająco.
- Nie wiesz jak twój organizm zareaguje na przemianę. Jeśli ją odrzuci umrzesz - spuściła głowę. - Wolałabym, żebyś został w pełni wilkołakiem. Wtedy będę mieć pewność, że przeżyjesz.
- Ale trudniej będzie mi panować nad sobą. Będę zabijał. Powiedziałaś, że to moja decyzja. Podjąłem ją.- powiedział pewnym tonem.
- Ale będziesz bezpieczniejszy. A po za tym masz mnie.
- Jane. Chcę być taki, jak ty.
- Dobrze - powiedziała i odwróciła go tyłem do siebie. Przemieniła się w wilkołaka i ostrymi pazurami podrapała jego szyję. Chłopak upadł na ziemię, a z ran zaczęła sączyć się krew. Z powrotem stała się człowiekiem i uklękła obok niego.
- Proszę. Pomóżcie mu. Niech przeżyje – jęknęła. Po kilku sekundach krwawienie ustało, a chłopak powoli otwierał oczy.
- O rany... Co...- jąkał się. Trochę kręciło mu się w głowie.
- Leż - powiedziała z uśmiechem. - Zaraz coś ci przyniosę i odzyskasz siły.
- Okej...- mruknął i przestał się wiercić.
Dziewczyna zniknęła. Po paru sekundach wróciła z żywą małpką.
- Proszę. Zabij ją i zjedz - powiedziała i podała mu zwierze.
Przez chwilę patrzył na dziewczynę, po czym jego oczy zrobiły się jak u dzikiego zwierzęcia. Rzucił się na jedzenie. Rozszarpał ją w ciągu kilku sekund i pożywił się nią.
- Jak się czujesz? - zapytała kładąc rękę na jego ramieniu.
- Dobrze. Nawet bardzo. Zadziwiające...
- Świetnie - uśmiechnęła się ukazując zęby.
Odpowiedział jej tym samym gestem, po czym pocałował ja.
- To co teraz?- zapytał uwodzicielsko.
- Teraz trzeba cię wyszkolić i w ogóle - zaśmiała się pomagając mu wstać.
- Rozumiem, że mamy na to dużo czasu?- zapytał szczerząc się.
- Aż za dużo - zaśmiała się. - Ale musisz być grzeczny…


Kilka miesięcy później


Carlos i James są już po przemianie i trudnych przygotowaniach. Carlos panuje nad sobą, ale miewa momenty napadów i trudno go uspokoić. Natomiast James jest nie do końca spokojny. Wścieka się o byle co. Nie do końca panuje nad nowymi zmysłami i często poddaje się cechom wampirzym, przez co jego charakter ulega zmianie. Wtedy ciężko nad nim zapanować, bo dąży do celu i to bez względu na konsekwencje.
Dziewczyny postanowiły zorganizować spotkanie. Miało odbyć się w lesie, na polanie. Tak jak spotkali się po raz pierwszy.
- Skarbie, uspokój się. Będzie dobrze.- brunetka uśmiechała się do chłopaka.
- Na pewno - odwzajemnił tym samym. - Na pewno.
- Ej no. Robisz wielkie postępy. Jestem z ciebie dumna.- wyszczerzyła się i pocałowała go.
- Mmmm... - mruknął i ją do siebie przycisnął. - Tylko dzięki tobie.
Pocałował dziewczynę. Stanowczo, ale delikatnie wpił swoje usta w jej.
- Ciesz się, że mnie masz. Ja nie miałam nikogo i uwierz mi... To, co po sobie zostawiałam... Takich zniszczeń nawet w pierwszym dniu nie zrobiłeś.- zaśmiała się.
- Kocham cię - mruknął i jeszcze raz ją pocałował.
- Ja ciebie też, ale trzeba się zbierać.- powiedziała odsuwając się.
- Dobra - mruknął niezadowolony. - Ale wrócimy do tego?
- Zależy, czy będziesz grzeczny.- zachichotała.
- Idź ty małpo - zaśmiał się i ją objął. - Ale i tak do tego wrócimy.
- Ała. Jak będziesz używał na mnie siły, to nie wiem...- zaśmiała się uwalniając z jego uścisku.- To teraz zobaczymy, jak biegasz. Łap mnie.- zawołała i ruszyła pędem w stronę plaży.
- Mam cię - mruknął łapiąc ją przy samym oceanie. Po chwili poczuli jego ciepłą wodę na swoich stopach. - Dostanę nagrodę? Najlepiej całusa.
- Upierdliwcze.- zaśmiała się, ale pocałowała chłopaka. Krótko, ale treściwie. Potem oderwała się od niego.- Przepłyniemy się? Do wyspy mamy kilka kilometrów. Drobny wyścig?
- I tak wygram.- zaśmiał się i wskoczył do wody.
- Żebyś się nie zdziwił!- krzyknęła i skoczyła za nim. Do brzegu dobili w niemal tej samej chwili.
- Mówiłem - mruknął i wyszedł z wody. - Teraz buziak.
- Przecież nie wygrałeś.- zaśmiała się.- Remis był.
- Ale chcę buziaka. Dasz mi go, albo sam go sobie wezmę.
- Nie dam.
- To sobie wezmę. - na jego twarzy pojawił się wredny uśmieszek. Pocałował dziewczynę przyciskając ją tak mocno, że nie było między nimi wolnej przestrzeni
- Mmmmm... Nie. Namolny wampir.- prychnęła uwalniając się i pokazując mu język.- Nagroda dopiero po udanym spotkaniu.
- Wtedy się już nie uwolnisz - mruknął i ją objął. - Idziemy.
Ruszyli w kierunku miejsca spotkania.



- Rany, stresuję się.- mruknął Latynos.
- Czym? - zaśmiała się dziewczyna.
- Tym całym spotkaniem... Już trochę się nie widzieliśmy.- powiedział idąc z dziewczyną przez puszczę.
- No i dlatego macie się spotkać - powiedziała zatrzymując się.
- Co jest?
- Nie nic. To tylko przeczucia - machnęła ręką i dołączyła do Latynosa.
- Okej... Nie pytam...- mruknął i objął ją.
- Jakby co to ci powiem - mruknęła wtulając się w jego tors.
- Okej.- uśmiechnął się i pocałował ją w czubek głowy. Akurat dochodzili do polany, gdy dobiegły ich śmiechy.
- Ja byłam pierwsza, nie kłóć się! Starsza jestem, wiem, co mówię!
- No i?! I tak dostanę buziaka, bo na niego zasługuję!
- Nie sądzę.- powiedziała wrednie.
- Ty może nie, ale ja owszem - warknął. - A jestem silniejszy, więc dostanę go.
- Spróbuj tylko.- odpowiedziała takim samym tonem.
- A żebyś... - zbliżył się do niej, gdy wesoły głos Janey mu przerwał.
- Rachel?! Cześć! - rzuciła się na przyjaciółkę i powaliła ją na ziemię. - Jak ja cię dawno nie widziałam!
- Jane!- zaśmiała się i przytuliła mocno przyjaciółkę.
- Tęskniłam - śmiała się i mocniej ją zdusiła.
- Wiesz, że nam przerwałaś? - zapytał wrednie.
- No i? - wzruszyła ramionami. - Nie obchodzi mnie to. Rachel, nie uwierzysz co Carlos ostatnio zrobił.
- A właśnie, o wilku mowa...- powiedział wyżej wspomniany i z uśmiechem wszedł na polanę. - Stary, co u ciebie?- zapytał ze śmiechem Jamesa.
- Mógłbyś łaskawie zabrać swoją dziewczynę i nauczyć ją dobrych manier? - warknął.
- Hej, spokojnie. Po to tu przyszliśmy.- powiedziała Rachel wstając z trawy.
- Jeszcze raz, bo nie dosłyszałem - udał głupiego.
- Okaaaaaaaaaayyyyyyyyy - powiedziała szatynka i podeszła do Carlosa. Wtuliła się w jego tors.
- Uspokój się. Przyszliśmy zobaczyć się z przyjaciółmi. O co chodzi?- zapytała.
- O nic - warknął i odwrócił wzrok.
- Hej...- powiedziała cicho i złapała za jego dłoń.
- Stary, co jest? Nie cieszysz się? Żyjemy inaczej, a ty tu fochy odstawiasz.- burknął Latynos.
- Focha to ja zaraz ci odstawię.- warknął i zmienił swój wygląd na groźniejszy. Oczy całe czerwone, kły wystające.
- James.- mruknęła ostrzegawczo brunetka.
- Co?!
- Spokojnie...- przygotowała się, żeby w razie czego go powstrzymać.
- Wiecie, co? - zaczęła szatynka. - Myślę, że to nie był najlepszy pomysł.
- Ty myślisz? Coś nowego - warknął.
- Uciekajcie.- powiedziała w ostatnim momencie brunetka. Później James rzucił się do przodu.
Szybko powalił Latynosa na ziemię z podwójną siłą. Wyszczerzył na niego kły i szykował się do dalszego ataku.
- James! - krzyknęła szatynka i próbowała go odciągnąć od Latynosa.
Rachel rzuciła się na niego. Pociągnęła go do przodu. Przekoziołkowali kilka metrów i dziewczyna przygwoździła go do podłoża.
- Uciekajcie!- krzyknęła.
- Puść mnie! - krzyknął i zaczął się szarpać.
- Nie. Patrz na mnie. Spokojnie. Nie jesteś taki. Opanuj się.- patrzyła mu prosto w oczy.
- Puść mnie! - krzyknął i zrzucił ją z siebie. - Muszę go zabić!
- On jest twoim przyjacielem!- zawołała i pchnęła go w kierunku drzew.
- Nie! Jest wrogiem!
- Przyjacielem! Twoim najlepszym!
- Nie przyjaźnię się z wilkołakami! One śmierdzą!
- Ja się przyjaźnie z Jane i żyję!
- Bo jesteś inna! Zawsze byłaś miękka w stosunku do wilkołaków! Zrozum, że jesteśmy śmiertelnymi wrogami!
- Nie! Nie masz pojęcia, kim jest śmiertelny wróg! Jeszcze nic nie wiesz!- krzyczała starając się odwrócić jego uwagę od uciekających wilkołaków.
- Może i jestem od niedawna taki jak ty, ale wiem, kogo nienawidzą, a kogo pragnę!
- Tak? Niby, kogo?!
- Nienawidzę wilkołaków, a pragnę ciebie! Zawsze tak było! Nie zmienię zdania! Będziesz ze mną i zabiję jego!
Zastanawiała się, co może zrobić, żeby dać przyjaciołom więcej czasu na ucieczkę. Słyszała, jak skaczą do wody. Potrzebowali jeszcze kilku minut, aby całkowicie zatrzeć ślad...
Rzuciła się na niego, ale nie po to, żeby go pobić. Pocałowała go.
Z chłopaka momentalnie uleciała cała nienawiść, dawny wygląd powrócił. Bliskość dziewczyny sprawiła, że zapomniał o wszystkim. Liczyła się tylko ona. Jego pocałunki stawały się coraz namiętniejsze i silniejsze. Wyrażały tak wiele uczuć.
- Kocham cię, ale nie możesz go zabić. Nie możesz zabić żadnego z nich.- szepnęła odsuwając się lekko od niego. W jej oczach czaiły się łzy.
- Przepraszam. Nie wiem, co we mnie wstąpiło - oparł swoje czoło o jej. - Przepraszam kochanie.
- Dobrze. Nic się nie stało. Porozmawiam z nimi. Po prostu... Jeszcze trochę musimy poczekać. Jeszcze poćwiczyć.- powiedziała kojąco.
- Przepraszam - mruknął bliski płaczu. - Nie chciałem, naprawdę. Przepraszam.
- Ciiii... Rozumiem. Ciii... Mówiłam, że będzie ciężko. Ale przejdziemy przez to razem. Okej?
- Razem - powtórzył. - Dziękuję. Za wszystko.
- Kocham cię.- powiedziała i pocałowała go.
- Ja ciebie też - mruknął w przerwie między pocałunkami.



Para dopłynęła do swojej wyspy. Carlos zdyszany usiadł na piasku. Obok niego położyła się Jane. Przez chwilę siedzieli w ciszy.
- Czyli że nie poszło to tak, jak planowaliśmy.- westchnął.
- Nie martw się. Będą jeszcze inne okazje.
- Pytanie tylko, kiedy? Ile czasu mu to zajmie... Myślisz, że Rachel go okiełznała? Żeby i jej nie zrobił krzywdy... Nigdy nie widziałem, żeby się tak zachowywał.
- Carlos - jęknęła i się podniosła. - Młodemu wampirowi ciężko zapanować nad nowo zdobytymi zmysłami. Uwierz mi. Mając przy sobie Rachel nic mu się nie stanie. W końcu stanie się taki jak ona i będzie wszystko dobrze. Nie martw się.
- Okej. Skoro ty tak mówisz.- westchnął i podniósł się.
- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.
- Mhm.- uśmiechnął się.
- Ej! - szturchnęła go. - Jeśli będziesz mi się tu dąsał to więcej nie pozwolę ci go  zobaczyć.
- Ale ja się nie dąsam!- zaśmiał się.
- Nie wcale - śmiała się. - To ja się dąsam, jakby lizaka mi zabrano.
- Wiesz... Jak się nie będę dąsał, to co dostanę?- zapytał przyciągając ją do siebie.
- Nic - wystawiła mu język.
- Uważaj, bo ci odgryzę ten język...
- Proszę bardzo - zaśmiała się i powaliła go na ziemię.
On przytulił ją do siebie i pocałował. Zatracił się w smaku jej ust.
Dziewczyna przeturlała się tak, że on leżał na niej. Kochała to uczucie, kiedy był tak blisko niej. Czuła się bezpieczniejsza. Jedną dłonią głaskał jej udo, a drugą opierał obok jej głowy. Czuł, jak dziewczyna go do siebie przyciska. Nie było między nimi wolnej przestrzeni. Ich pocałunki z każdą chwilą stawały się coraz bardziej dzikie. Ubrania same z nich spadały. Czuli zwierzęce pragnienie, które za wszelką cenę musieli zaspokoić. W końcu ciała zafalowały w jednym rytmie. Jęki i westchnienia zagłuszały fale uderzające w pobliskie skały. W końcu oboje opadli zmęczeni na ziemię. Wtuleni w siebie patrzyli w gwiazdy, które świeciły nad oceanem.
- Kocham cię - szepnęła dziewczyna.
- Też cię kocham... Jesteś moimi gwiazdami i moim księżycem...- szepnął.
- Nie mogę być tym i tym.- zaśmiała się i spojrzała w jego głębokie oczy, które tej nocy świeciły jaśniej niż gwiazdy na niebie. Były dla niej droższe niż wszystkie skarby świata, a ich właściciel ważniejszy niż jej własne życie.
- Więc jesteś całym moim życiem.- odpowiedział cicho.
- A ty moim skarbie - szepnęła i lekko go pocałowała. - Już zawsze będziemy razem.
- Zawsze. Do końca świata...
- I jeden dzień dłużej...
Przypieczętowali tą obietnicę namiętnym pocałunkiem



Po niecałym roku ponownie się spotkali. Tym razem wszystko poszło jak z płatka. Dziewczyny były pod wrażeniem samokontroli chłopaków. Kolejne kilka lat spędzili razem podróżując samotnie po pięknych miejscach daleka od cywilizacji. Potem, powoli, zaczęły oswajać chłopaków z bliskością i zapachem ludzi. Dopiero po 50 latach nauczyli się normalnie przebywać w zatłoczonych miejscach. Po tym czasie, dziewczyny postanowiły spotkać się z rodzicami. Okazało się, że ojciec brunetki, wraz z żoną powrócił do świata, do którego ludzie nie mieli wstępu. Niestety, Rachel także nie mogła tam wejść. W końcu zdecydowała się opowiedzieć przyjaciołom o swojej przeszłości, gdy w świecie nieśmiertelnych zabijała i napadała dla krwi. Jej rodzice zabrali ją stamtąd w nadziei, że na ziemi nauczy się żyć normalnie. Od tamtego czasu żelazne bramy były dla niej zamknięte. Po jakimś czasie przestała szukać sposobu, aby się tam dostać. Skupiła się na wiecznym życiu ze swoją miłością. Niedługo potem James się jej oświadczył. Carlos i Jane odnaleźli jej rodziców i po długich sprzeczkach w końcu, dzięki jej matce, zakopali topór wojenny. Zaręczyli się i wyprawili huczne wesele.
Po upływie sześciu lat wyprowadzali się i przenosili dalej. Tak trwało ich życie, a może nadal trwa… W końcu są nieśmiertelni…


Koniec

2 komentarze:

  1. James nie ładnie. Rzucać się na własnego przyjaciela. Nie wypada. Dobrze, że jest Happy End. Czekam na kolejna notkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że Logie i Kendall nie spotkali więcej swoich przyjaciół :( le cieszę się, że w końcu jest happy end <3 Czekam :)
    Majka ;******************************

    OdpowiedzUsuń