środa, 5 czerwca 2013

I... Cięcie! cz.4


Dziewczyna z słuchawkami w uszach weszła do parku. Spacerowała dość długo słuchając swojej ulubionej piosenki i rozmyślając nad tym, co robi. W końcu zatrzymała się przy jednej z ławeczek i na niej usiadła. Odchyliła głowę, a jej twarz otuliły promienie słońca. Przez jej głowę przelatywało wiele myśli typu " Czy dobrze robię? ", " Czy go kocham? ". Głównie myślała o swoich stosunkach z Carlosem. Nie była już ich tak pewna jak kiedyś.
Z rozmyślań wyrwał ją widok znajomej twarzy. Carlos zatrzymał się kilka metrów przed nią i ciężko westchnął.
- Dlaczego, gdziekolwiek pójdę, natykam się na ciebie?- zapytał.
- Może to przeznaczenie - wzruszyła ramionami i wróciła do przerwanego zajęcia. Nawet nie pomyślała nad słowami, które przed chwilą wypowiedziała.
- Może.- mruknął i przeszedł kilka kroków. Usiadł na ławce nieopodal.
- Marudzisz, że cały czas na mnie trafiasz, a siadasz na ławce prawie, że naprzeciwko.- mruknęła nie podnosząc głowy.
Nie odpowiedział jej, ale wpatrywał się w nią.
- Fajnie.- mruknęła. "Przecież milczenie to najlepsza obrona", pomyślała.
Odwrócił wzrok. Wstał z ławki i podszedł do niej.
- Nie rozumiem cię.- westchnął i odszedł.
- Zaczekaj! - krzyknęła i pobiegła za nim. - Czego nie rozumiesz?
- Ciebie. Najpierw mówisz, że mnie nie kochasz. Później, że jednak kochasz. Później zachowujesz się, jakbym nie istniał i olewasz mnie. Następnie zaczynasz ze mną flirtować, ale nie mówisz, czego oczekujesz.
- Bo nie mam czego oczekiwać.- mruknęła. - Życie mnie nauczyło, że nie warto oczekiwać.
- Mhm. Nie wiem tylko, co oczekiwanie czegoś od kogoś, ma do twojego zachowania. - mruknął zawiedziony.
- W moim wypadku wiele.
- Jak uważasz.- opowiedział i ruszył przed siebie.
- Boże - westchnęła i go dogoniła. - A czego ty oczekujesz?
- Że nie będziesz zmienna jak pogoda i powiesz mi, co do mnie czujesz.
- Jak ci to mam powiedzieć? Ja sama już nie wiem, kim dla mnie jesteś. Wrogiem, przyjacielem czy miłością życia. Nie potrafię ci tego powiedzieć, a jedną rzecz owszem.
- Jaką?
- Że... - głos jej się zaczął łamać. - Że jeszcze nie spotkałam kogoś takiego jak ciebie.
- To tak, jak ja. Zakochałem się w tobie. Trudno mi funkcjonować, gdy nie ma cię obok, ale jeśli nic dla ciebie nie znaczę, to nie będę ci wadził.- szepnął, a jego oczy zaszkliły się.
- Nikt mnie jeszcze tak nie upokorzył, zranił jak ty.- wycedziła ledwo powstrzymując łzy. - Nikt! - warknęła i szybko ruszyła do przodu, a z jej oczu popłynęły łzy. Nie miała siły ich powstrzymywać, nawet nie zamierzała.
- Czekaj, nie chciałem cię skrzywdzić!- zawołał za nią.
Dziewczyna nie reagowała. Po prostu szła przed siebie. On pobiegł za nią i złapał ją za dłoń.
- Kocham cię.- szepnął patrząc jej w oczy.
- Puść mnie.
Zawahał się, ale spełnił jej życzenie. Dziewczyna jeszcze chwilę na niego popatrzyła po czym ruszyła w dalszą drogę powrotną. Bała się. Nie chciała, żeby jej nieszczęście powtórzyło się.
Carlos popatrzył za nią tęsknym wzrokiem, po czym ruszył do swojego domu myśląc nad tym, że spaprał swoją życiową szanse na prawdziwą miłość...
Po niecałych dziesięciu minutach była w domu. Usłyszała śmiechy dochodzące z kuchni, więc wyszła. Nie chciała przeszkadzać przyjaciółce. Szła ulicami. Po prostu szła przed siebie. Nie wiedziała, co ma robić. Jej życie straciło kompletnie sens. W pewnym momencie zaczął padać deszcz. Ludzie zaczęli rozkładać parasole, a ona szła. Płakała i szła, rozmyślając nad swoim bezsensownym życiem. W pewnym momencie weszła do parku i tam usiadła pod drzewem. Dużo czasu nie minęło, a jakaś staruszka podeszła do niej i osłoniła ją swoim parasolem. Spojrzała zdziwiona na siwowłosą kobietę, a ta tylko uśmiechnęła się serdecznie i ruchem głowy wskazała, żeby poszła za nią. Wykonała jej prośbę. Kobieta poprowadziła ja ulicami do małego domku na przedmieściach. Gestem wskazała jej, że ma wejść.
- Dziękuję - szepnęła dziewczyna. - Jest pani bardzo miła.
- Nie ma, za co cukiereczku. Usiądź. Chcesz herbatki?- zapytała miłym głosem.
- Jeśli mogłaby pani - powiedziała nieśmiało. - To może ja pomogę?
- Ah, jak możesz, to wyciągnij dwie szklaneczki.- powiedziała kobieta i wstawiła wodę do gotowania.
Dziewczyna wykonała prośbę kobiety, a następnie usiadła przy stole.
- Pani mnie nie zna, a jest dla mnie taka miła…
- Potrzebowałaś pomocy. W tych czasach, pewnie nikt by się przy tobie nie zatrzymał skarbeczku.- powiedziała.
- Dziękuję - szepnęła bliska płaczu. - Jest pani wspaniałą kobietą.
- Nie płacz. Masz taką ładną buzię. Usiądź sobie w salonie.- uśmiechnęła się i zalała herbatkę. Wzięła dwie szklanki i zaniosła do małego saloniku. Postawiła na stole i opadła na bujany fotel.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko usiadła na kanapie. Głośno westchnęła.
- Ostatni czasy to nic innego nie robię - szepnęła i zaczęła wpatrywać się w swoją herbatę.
- A czemuż to?- zapytała zdziwiona.
- Może nie powinnam, ale... Ranię wszystkich wokół. Każdego po kolei - szepnęła.
- Nie możliwe...- mruknęła babcia upijając łyk napoju.
- Dlaczego? - zdziwiła się.
- Nie da się wszystkich krzywdzić.- odpowiedziała bez zastanowienia.
- Właśnie, że da. Jeszcze tylko nie zraniłam przyjaciółki. A chłopaka, który... owszem - spuściła głowę.
- Więc nie wszystkich, skoro przyjaciółka nadal przy tobie jest. Dlaczego sądzisz, że skrzywdziłaś chłopaka?
- Bo... Bo go olałam. Nie wiem, co do niego czuję, nie jestem pewna niczego. Niczego, co jest z nim związane. Mówi, że mnie kocha, ale to nie prawda. Przeze mnie tylko cierpi.
- Skoro przez ciebie cierpi, ale nadal cię kocha, to chyba coś znaczy, prawda?
- Nie wiem.
- Powinnaś to przemyśleć. Najwyraźniej na prawdę cię kocha, ale jeśli ty nie wiesz, co czujesz, to nic z tego nie wyjdzie. Zastanów się, co o nim myślisz. O jakie uczucia cię przyprawia. Czy wyobrażasz sobie dalsze życie bez niego i jak ono by wyglądało? Po takim rachunku na pewno będziesz wiedzieć, co i jak.- staruszka uśmiechnęła się ciepło.
- Może - mruknęła. - Ale i tak nie chcę by wiedział, że... No... Kocham go, ale nie chcę, żeby cierpiał.
- Hmmm.... Sądzę, że o wiele bardziej cierpi się z nieodwzajemnionej miłości. Jeśli go kochasz, powiedz mu o tym, a on zdecyduje, czy chce być przy tobie, czy nie.
- Ale ja nie chcę, żeby zginął. Nie chcę, żeby sytuacja z Andree się powtórzyła! Jeśli stracę jeszcze jedną, ukochaną osobę to się zabiję. Nie wytrzymam, jeśli on też umrze.
- Posłuchaj, drogie dziecko. Nie masz wpływu na to, kto i kiedy odchodzi z tego świata. Nie ty o tym decydujesz. Jedyne, co możesz zrobić, to żyć pełnią życia, z osobą, która kochasz, póki jest to możliwe. Nie planuj, co się będzie działo za kilka lat. Ciesz się tym, co jest, bo nie wiesz, ile czasu ci jeszcze zostało.- powiedziała kobieta prześwitując ją wzrokiem.
- Przepraszam, ale muszę już iść.- mruknęła i wyszła.
Staruszka tylko uśmiechnęła się pod nosem i przybliżyła do ust filiżankę.
- Ach, ta dzisiejsza młodzież.- zaśmiała się.



- Dobrze to robię? -zapytał chłopak krojąc pomidora.
- Pod warunkiem, że zamierzasz obciąć sobie palce.- zaśmiała się i zabrała mu nóż.- Najpierw na pół, a później płaską stroną kładziesz na desce. Wtedy kroisz w paski, a następnie w kostkę.- tłumaczyła, pokazując mu, jak to się robi.
- Za trudne.- zaśmiał się. - Lepiej ty to rób.
- Pytałam, czy umiesz gotować.- zaśmiała się. Kazała mu się odsunąć i sama zrobiła sałatkę. Co chwila zaglądała, czy sos się nie przypala a makaron na pewno gotuje.
- Możesz... Albo lepiej nie.- mruknęła i wyciągnęła z szuflady nożyczki. Otworzyła przyprawy i dosypała je do sosu.
- Tyle to bym zrobił.- udał obrażonego.
- Jasne. Jeszcze byś sobie krzywdę zrobił.- zaśmiała się.
- Yyy... Pewnie masz rację - dodał zawiedziony.
- No właśnie- zachichotała.
- Dziękuję - cmoknął ją w policzek i objął od tyłu.
- Niby, za co?- zapytała zdziwiona.
- Za to, że jesteś. Za drugą szansę. - wyszeptał jej na ucho.
- Tak. Bo każdy zasługuje na drugą szanse...- szepnęła. Przypomniały jej się słowa Alex.
- Dziękuję - szepnął i jeszcze raz cmoknął jej delikatny policzek.
- Poczekaj. Zaraz przyjdę.- mruknęła i wyplątała się z jego objęć. Szybkim krokiem ruszyła do łazienki.
Zamknęła się w toalecie. Usiadła na szafce i zamknęła oczy. Nie mogła się skupić. James przyprawiał ja o szybsze bicie serca. Nie potrafiła tak po prostu bawić się jego uczuciami. Jeszcze uśmiechał się do niej i na prawdę wydawał się być szczęśliwy za to, że dała mu druga szanse. A ona czułą się podle. Bała się tego, że jeśli przestanie udawać i pozwoli mu, aby ją w sobie rozkochał, on ponownie ją wykorzysta. Wyzwie albo zdradzi. A wtedy się nie pozbiera. Nie zauważyła, kiedy po jej policzkach zaczęły spływać łzy.
- Hej wszystko w porządku? - zapytał i delikatnie zapukał w drzwi.
- Tak, jasne. Zaraz przyjdę.- powiedziała drżącym głosem.
- Na pewno?
- Mhm...- mruknęła.
- Hej, co tam? - do pokoju weszła Alex.
- Lilly zamknęła się w łazience - szepnął.
- Lilly! Otwórz te drzwi albo ten głupek je wyważy!
- Ej! - udał oburzonego.
- Nie denerwuj mnie jeszcze ty - warknęła. - Liczę do trzech! Raz! Dwa!
Drzwi się otworzyły i stanęła w nich uśmiechnięta brunetka.
- Kurde, nawet z toalety nie można skorzystać, żebyście nie wznieśli alarmu.- zaśmiała się.
- Suń się - warknęła i tym razem to szatynka się zamknęła.
Lilly patrzyła przez chwilę na drzwi, po czym ponownie poszła do kuchni.
- Co ty tam robiłaś? - zapytał zmartwiony. - Płakałaś?
- Możesz podać mi pieprz?- zapytała stając nad gotującym się sosem. Udawała, że nie słyszała pytania.
- Proszę - wykonał jej prośbę. - Płakałaś? Chcę dla ciebie jak najlepiej i nie chciałbym, żebyś płakała.
- Czasem trzeba...- szepnęła.
- Dlaczego płakałaś?
- Tak o. Po prostu.- wzruszyła ramionami.
- Dlaczego? - zapytał. - Powiedz mi. Może będę mógł pomóc.
- Nie będziesz mógł, ale dzięki.- uśmiechnęła się i pogładziła jego policzek.
- Proszę. Daj sobie pomóc.
- Płakałam, bo... Bo się boje...- szepnęła.
- Czego?
Popatrzyła na niego znaczącym wzrokiem.
- Nie ufasz mi.- bardziej stwierdził niż zapytał.
- Nie to, że całkiem nie ufam, tylko...- zawahała się.- Boję się. Bardzo. Że się zawiodę.
- Ty mnie nigdy nie zawiodłaś i nie zawiedziesz. Jesteś cudowna i to się liczy nic więcej.
- Ja wiem, że się nie zawiodę. Pytanie, czy ty mnie nie zawiedziesz...
- A więc oto chodzi - lekko się odsunął. - Może ja już lepiej pójdę. Nic chcę być dla ciebie ciężarem.
- Nie jesteś dla mnie ciężarem. Po prostu... Muszę ci coś powiedzieć.
- Tak?
- Po tym, co ostatnio powiedziałeś, chciałam.... Chciałam się na tobie odegrać. Zamierzałam się tobą zabawić i cię zostawić. To dlatego dzisiaj w studiu tak dziwnie się zachowywałam. Ale... Ale... Nie... Nie potrafię. Nie umiem być dla ciebie zła. Kocham cię i nie potrafię temu zaprzeczać.- westchnęła.
- Aha - westchnął. - Rozumiem.
- Jesteś... Na mnie zły?- wyszeptała.
- Nie... I nawet cię rozumiem - uśmiechnął się lekko. - Nie mam ci tego za złe.
Odpowiedziała tym samym gestem i przytuliła się do niego. Odwzajemnił uścisk, ale zrobił to mocniej.
- Kocham cię - szepnął.
- Ja ciebie też.- odpowiedziała cicho. Lekko się odsunęła i pocałowała go.
- Li... Oj przepraszam - powiedziała ledwo powstrzymując się od śmiechu Alex, która właśnie weszła. Śmiesznym i zwinnym krokiem zmyła się z kuchni. Brunetka zaśmiała się.
- Poczekaj chwilę, zapytam, o co jej chodziło.- uśmiechnęła się.
- Okay. - zaśmiał się.
Szybko poszła do salonu, gdzie zastała chichrającą się szatynkę.
- Co jest? - zapytała brunetka.
- Nic. Chciałam ci powiedzieć, że muszę iść do studia - śmiała się.
- O tej porze? Po co?- wytrzeszczyła oczy.
- Zostawiłam tam komórkę - powiedziała robiąc wielkie oczy.
- Debil.- zaśmiała się.
- Wieeeeeeem - znacząco poruszała brwiami i wyszła. Rzuciła jeszcze: - Powinnam być za godzinę lub dwie.
- Okay. Tylko uważaj na siebie. Aha, i jeszcze jedno. Ten mój plan nie wypalił. Za słaba jestem.- skrzywiła się, po czym uśmiechnęła szeroko.
- Spoko. Przecież prawdziwa miłość nigdy nie umiera.- puściła jej oczko i wyszła. Powolnym krokiem ruszyła w kierunku studia. Dużo myślała nad słowami staruszki. Spojrzała w niebo i zobaczyła jak gwiazdy świecą nad nią. Uśmiechnęła się sama do siebie i ruszyła dalej. Po nie całych dziesięciu minutach była na miejscu. Kiedy tylko tam doszła zobaczyła... Carlosa.
- A ty, co tu robisz, o tak późnej porze? - zapytała i weszła do środka mijając ochroniarza. - Hej Max!
- Hej - uśmiechnął się i wrócił do przerwanego zajęcia, czyli jedzenia kanapki.
- Zostawiłem bluzę.- mruknął.
- Aha - mruknęła i spojrzała na niego od góry w dół. - To gdzie masz tą bluzę? Bo byłeś już po nią? Prawda?
- Nie. Właśnie przyszedłem. A co ty tu robisz?
- Lepiej nie pytaj - zaśmiała się.
- Jak wolisz...- odpowiedział i ruszył w kierunku swojej garderoby.
Dziewczyna zaśmiała się pod nosem i poszła po telefon. Szukała go po całej garderobie, ale nie znalazła komórki. Zrezygnowana poszła do Max'a.
- Widziałeś mój telefon?
- Nie, a co? Zgubiłaś?
- Zostawiłam go w garderobie, a teraz nie ma go tam - jęknęła niezadowolona.
- Nie był w garderobie.- powiedział Latynos, który nagle znalazł się za nią.
- Co? - odwróciła się. - Jak to?
- Wypadł ci w parku.- odpowiedział podając jej komórkę.
- Serio? - zdziwiła się i wzięła komórkę. Kiedy tylko dotknęła jego dłoni przeszedł ją dreszcz. Szybko zabrała rękę. - Dzięki.
- Mhm. Spoko.- odpowiedział i niemrawo się uśmiechnął.
- Masz bluzę? - zapytała głupio.
- Nom.- pokazał jej ubranie trzymane w ręku.
- To może wpadniesz na kolację? James też jest. Będzie zabawnie - uśmiechnęła się lekko.
- Chętnie.- uśmiechnął się nieco pewnie.
- Więc idziemy - powiedziała i ruszyła przed siebie. Wzięła głęboki oddech, kiedy tylko wyszli z budynku.
- Co jest?
- Hmm? Nic, a co?
- Nie, nic. Przewrażliwiony jestem.- uśmiechnął się niemrawo i zrównał krok z dziewczyną.
- Na punkcie? - ciągnęła go za język.
- Two... Tworzenia dziwnych wyrazów.- odpowiedział i odwrócił głowę.- Idiota.- szepnął do siebie.
- Nie jesteś idiotą - uśmiechnęła się. - Jesteś inny niż wszyscy.
- Jestem inny niż wszyscy, bo jestem idiotą?- zapytał zdziwiony.
- Nie - zaśmiała się. - Jesteś inny, bo mnie rozumiesz, a NIKT, ale to NIKT mnie nie potrafi zrozumieć. No i jesteś wyjątkowy - spuściła głowę i zarumieniła się.
- Ty też jesteś wyjątkowa. Jedyna w swoim rodzaju.- powiedział patrząc na jej twarz.
- Dzięki - uśmiechnęła się. - Ale wiem to, bo takiej małpy nie znajdziesz drugiej na świecie.
- Nie koniecznie małpy. Jesteś inna. Nie zachowujesz się jak takie, które chcą tylko sławy lub pieniędzy. Jesteś troskliwa i tajemnicza...
- Szczerze? - popatrzyła na niego.
- Szczerze.
- Jesteś prawie, że idealny. A prawie, dlatego, że nie wiesz, co mówisz i zbyt szybko ufasz ludziom. I mnie denerwujesz mówiąc mi, że jestem taka i taka. Nie lubię tego - wyszeptała ostatnie słowa.
- Hah, dzięki. No to nie dziwię się, że tylko prawie.- zaśmiał się.- Ty za to jesteś idealna. Jak z marzeń... I możesz tego nie lubić, ale mówię, co myślę. Według mnie, jesteś idealna.- szepnął.
- Przestań. Proszę - szepnęła. - Choć raz nie mów tego.
- Okay. Nic już nie mówię.- odpowiedział i skierował wzrok przed siebie.
- Dziękuję - dodała i ruszyła dalej. Zastanawiała się jak mam mu powiedzieć o rozmowie ze staruszką i o tym, że go kocha, ale boi się, że go straci jak Andree.. Nie wiedziała jak ma mu to powiedzieć, więc po prostu milczała.
Zrozumiał, że dziewczyna nie jest w stanie rozmawiać. Szedł w ciszy, którą przerwał dopiero, gdy otwierał przed nią drzwi w Hotelu.
- Panie przodem.- uśmiechnął się.
- Dzięki - szepnęła i weszła do środka.
- Nie ma sprawy.- mruknął i ruszył za nią.
- Już jestem! - krzyknęła. - Carlos je z nami!
- Hahahahahaha, okay! Hahahahahaha, James! Przestań! Hahahahahahaha!- dziewczyna uciekała przed brunetem, który miał mokrą bluzkę i niezadowoloną minę.
- Najpierw chcę przeprosin.- powiedział i szedł cały czas za brunetką.
- Okaaaay. To ty poczekaj w kuchni, a ja zaraz przyjdę.- szepnęła Alex i zaszyła się w swoim pokoju.
- Okay.- mrukną ze zdziwieniem oglądając scenę.
- Nie! Należało ci się!- zawołała i rzuciła w niego poduszką.
- Nic ci nie zrobiłem! - dodał i odrzucił poduszkę. - A teraz chodź się przytulić!
- Nie!- pisnęła i przeskoczyła kanapę. Umknęła w stronę łazienki. Nie zdążyła otworzyć drzwi, gdy poczuła, jak ciepłe i mocne ramiona zaciskają się wokół niej, a następnie wilgoć na plecach. - Idioto!- krzyknęła.
- Tak, tak, kocham cię.- dodał i musnął jej szyję.
- Jesteś straszny.- mruknęła jak oburzone dziecko.
- A co to ma do tego? - zaśmiał się nie przepuszczając jej. Ścisnął ją jeszcze bardziej.
- Ma do tego, że mi teraz mokro w tyłek.- burknęła.- Woda z ciebie ścieka.
- Eee tam. Ale przynajmniej widać, że się kochamy.- zaśmiał się. - Ty mnie pomoczyłaś, a ja ciebie.
- Jesteś straaaaszny.- powtórzyła śmiejąc się. Obróciła się twarzą do niego. - Ale i tak cię kocham.- szepnęła.
- Ja ciebie też.- lekko musnął jej usta.
- Nie jesteście w domu sami!- zawołał Latynos stojąc w drzwiach kuchennych.
- A ty, co tu robisz? - zapytał zdziwiony James.- Alex wie, że tu jesteś?
- Przyszedłem tu z nią matole.- odpowiedział mu.
- Pogodziliście się już? - zapytał jak głupi. - Jesteście razem?
- Tak. A na zewnątrz biegają jednorożce, srając tęczą i puszczając bąki naszą muzyką, dzięki czemu staliśmy się sławniejsi od Madonny.- odpowiedział sarkastycznie.
- Nawet spytać się już nie wolno.- bąknął.
- Bo zadajesz idiotyczne pytania.- warknął i wrócił do kuchni.
- Nie martw się. Możesz być sobie idiotą. I tak cię kocham.- zaśmiała się brunetka i cmoknęła go w policzek.
- Ja ciebie też.- mruknął.
- Alex! Długo jeszcze?!- zawołała Lilly, wyplątując się z objęć Maslowa.
- Czego się drzesz? - zapytała wychodząc ze swojego pokoju. - Łazienka jest cały czas wolna.
- Przecież wiem, ale zostawiłaś mnie samą z tymi pacanami. Już się kłócą.- wywróciła oczami.
- No i? Chcą to niech się kłócą.- wzruszyła ramionami.
- Dzięki. Twoje poparcie mnie poraża.- odpowiedziała jej ironicznie.- Dobra, siadajcie przy stole. Podaję kolacje!- zawołała wchodząc do kuchni.
- Ja dziękuję - szepnęła Alex biorąc butelkę z wodą.
- Podziękujesz, jak zjesz. Myślisz, że nie wiem, że oprócz śniadania, nic nie miałaś w ustach? Jeśli nie chcesz spaghetti, to masz przynajmniej zjeść sałatkę. Koniec dyskusji.- syknęła.
- Nie. Śpieszy mi się - mruknęła. - Zjem jak wrócę.
- Dokąd idziesz?
- Na spacer no i może do takiej starszej pani.- uśmiechnęła się. – Na razie. Smacznego.
- Stój! Nie zostawisz mi ich dwóch na głowie. Nie ma takiej opcji.- powiedziała, łapiąc ją za ramię.
- Co masz na myśli? - warknęła.
- Zabierasz Carlosa.
Spojrzała na nią jak na niespełna rozumu.
- Ale on nie chce iść ze mną - mruknęła.
- Carlos!- krzyknęła Lil.
- Co jest?
- Przejdziesz się z Alex przed kolacją?
- Eeee... Spoko. Jasne.- odpowiedział i wszedł na korytarz.
- Już chce. Milej podróży.- warknęła do przyjaciółki.
- Zabiję cię kiedyś - wycedziła przez zęby i razem z wodą wyszła.
- Też cię kocham!- zawołała za nimi, zamykając drzwi. - I tym oto sposobem znowu jesteśmy sami.- westchnęła, wchodząc do salonu, gdzie siedział James.
- Nom. To, co robimy? - zapytał patrząc na nią uważnie. - Na co masz ochotę?
- Hmm... W sumie, to... Może zjemy i coś obejrzymy?
- Okay - uśmiechnął się zniewalająco.
- Nie szczerz się tak.- zaśmiała się i poszła do kuchni.
- Jak sobie życzysz - zaśmiał się i poszedł za nią.
Dziewczyna nałożyła im kolacje i zaniosła ja do salonu. Usiedli na kanapie i włączyli jakiś horror. Zaraz po zjedzeniu, Lilly odłożyła talerz i wtuliła się w bruneta.
Chłopak delikatnie objął dziewczynę i cmoknął ją w czubek głowy.
- Jak ty możesz to tak spokojnie oglądać? Przecież to... Aaaaaa!- pisnęła i schowała głowę w jego ramiona.
- Nie bój się jestem tu - zaśmiał się. - A to tylko film.
- Głupi film.- westchnęła.
Ten tylko się zaśmiał.
- Nie śmiej się.- jęknęła.
- No dobrze - uśmiechnął się.
- Pawian.- mruknęła pod nosem i oparła głowę o jego klatkę piersiową. Skupiła się na filmie.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem i wrócił do oglądania.



Latynos spokojnie szedł za szatynką. Obserwował, jak wiatr rozwiewa jej włosy, jak jej oczy błyszczą się w świetle reflektorów mijanych przez nich aut, jak lekko kroczy. Nie mógł oderwać od niej ani wzroku, ani myśli.
- Coś nie tak? - zapytała nie patrząc na niego.
- Co? Nie, czemu?- zapytał wyrwany z rozmyślań.
- Bo tak się gapisz.
- Nie, to tylko... Nie, nic się nie stało. Wszystko w porządku.
- Kłamiesz.
- Nie. Serio mówię.
- Nie. Kłamiesz. Wiem to.
- Ja nie... A w sumie, to wszystko jedno... Gryzie mnie to, że idę z tobą, a ty mnie tu nie chcesz.- mruknął.
- Przecież nic takiego nie mówię.
- Ale ja to wiem.
- Nic o mnie nie wiesz - warknęła.
- Wiem, że mnie tu nie chcesz.- odpowiedział i wbił wzrok w swoje buty.
- Powtórzę. Nic o mnie nie wiesz. I nie oceniaj mnie. Jasne?
- Jasne. - mruknął i szedł w ciszy.
Dziewczyna nie odzywała się już więcej. Po dziesięciu minutach doszli do domu staruszki. Dziewczyna westchnęła i zapukała w brązowe drzwi.
- Już, już!- zawołał ktoś ze środka, a po krótkiej chwili wszyscy usłyszeli chrzęst zamka. W drzwiach stanęła owa pani ubrana w gruby, kremowy szlafroczek.- Oooo, witaj cukiereczku. W czym mogę ci pomóc? Carlos, co ty tu robisz?- zapytała zdziwiona patrząc na Latynosa.
- Cześć babciu. Sam nie wiem. Przyszedłem z Alex...
- Dobry wieczór - uśmiechnęła się. - Chwila. Że co?! Babcia?!
- No... Tak.- odpowiedział Carlos, jakby to było coś oczywistego.
- Dzieci, może wejdziecie?- zapytała staruszka robiąc miejsce w przejściu.
Wściekła dziewczyna przekroczyła próg.
- Dlaczego mi pani nie powiedziała, że ON to pani wnuk?
- Nie pytałaś kochaniutka, po za tym, nie wiedziałam, że go znasz.- odpowiedziała spokojnie i poczłapała do salonu.
- Mówiłam pani o nim! A pani nie wspomniała słowa, że to pański wnuk! - poszła za babcią.
- Nie pamiętam, żebyś wymawiała jego imię.... A możne jednak.... Wiesz, w moim wieku to normalne.- wzruszyła ramionami.
Dziewczyna już miała coś powiedzieć, ale zrezygnowała i wyszła. Szybko zniknęła za zakrętem i już jej nie było widać.
- No, czemu za nią nie biegniesz?!- staruszka ofuknęła Carlosa.
- A tak, już. ALEX!- zawołał i pobiegł w tym samym kierunku co ona.
Latynos pędził ile sił w nogach. Niestety, po kilku zakrętach zgubił jej ślad. Pochodził jeszcze w tą i z powrotem, ale niestety. Nigdzie nie było Alex. Zrezygnowany wrócił do babci.

Następnego dnia:

Dziewczyna całą noc spędziła chodząc po mieście. Nad samym ranem wróciła do hotelu. Wzięła prysznic i ubrana wróciła do pokoju. Wyciągnęła tabletki z szuflady i schowała je do torebki. Potem weszła jeszcze do kuchni i wzięła butelkę wody z lodówki. Powolnym krokiem ruszyła do studia. Wszyscy już byli. Wymusiła uśmiech i stanęła obok reżysera.
- Co dzisiaj gramy? - zapytała jak gdyby nic.
- Zaczynamy od polany. James atakuje Carlosa.- odpowiedział spokojnie. Nie zauważył, że wszyscy wpatrują się w Alex z troską i zmartwieniem.
- To ja jeszcze wpadnę na chwilę do garderoby.- powiedziała i poszła. Wzięła trzy tabletki z torebki i popiła je wodą. Po trzech minutach była z powrotem na planie. - Okay. Gotowa.
- Okay, to... USTAWIĆ SIĘ!- zawołał przez megafon.
- Alex, wszystko ok? Tak bardzo się martwiłam.- westchnęła Lilly i przytuliła przyjaciółkę.
- Wszystko w porządku. Nic mi nie jest.- wymusiła uśmiech, choć nie miała na to ochoty. - Nie martw się.
- Ehh.. Wiesz, że i tak będę, no nie?- zapytała uśmiechając się niemrawo.
- Nie masz, czym - puściła jej oczko i poszła na swoje miejsce.
- Hej. Co jest z Alex? - zapytał James, obok którego stanęła Lilly.
- Nie wiem, ale mam zamiar się dowiedzieć.- uśmiechnęła się lekko.
- Pomogę ci. Obiecuję - odwzajemnił uśmiech i delikatnie chwycił jej dłoń. - Obiecuję.
- Dzięki.- zaśmiała się i pocałowała go w policzek.
- Uwaga! Skupić się! Iiiii.... AKCJA!

- Ty myślisz? Coś nowego - warknął.
- Uciekajcie.- powiedziała w ostatnim momencie. Później James rzucił się do przodu.
Szybko powalił Latynosa na ziemię z podwójną siłą. Wytrzeszczył na niego kły i szykował się do dalszego ataku.
- James! - krzyknęła szatynka i próbowała go odciągnąć od Latynosa.
Rachel rzuciła się na niego. Pociągnęła go do przodu. Przekoziołkowali
kilka metrów i dziewczyna przygwoździła go do podłoża.
- Uciekajcie!- krzyknęła.
- Puść mnie! - krzyknął i zaczął się szarpać.

- Dopiero jak dostanę buzi.- zaczęła się śmiać. Nie mogła się powstrzymać i położyła się obok niego na sztucznej trawie.
- Proszę - szepnął i wykonał jej prośbę. Po chwili sam zaczął się śmiać.
- Ej no! Znowu?- jęknął Carlos, ale też zaśmiał się na widok jego przyjaciół chichrających się na podłodze.
- Tak.- odpowiedziała mu brunetka i nadal się śmiałą.
- Stop! Czemu wy się zawsze tak zachowujecie?- jęknął Roger.
- Weź się opanuj - szepnęła szatynka. - To nie jest śmieszne.
- Nie? Ja sadzę, że jest. Na przykład twoja mina, gdy odciągasz Carlosa. Hahahahahahahaha.- znowu zaczęła się brechtać, a ekipa, słysząc jej śmiech, nie mogła się powstrzymać. Po kilku sekundach ponad połowa sali się śmiała.
- Okay. Zawołajcie mnie jak się opanujecie.- jęknęła i ruszyła do garderoby.
Brunetka nagle przestała się śmiać. Wstała, otrzepała się i poszła za przyjaciółką zostawiając roześmianą sale za sobą. Potruchtała i objęła ją ramieniem.
- Powiedz, o co chodzi. Proszę. Zawsze się sobie zwierzałyśmy, a teraz ty masz sekrety. Przez to się od siebie oddalamy. Chcę ci pomóc. Pozwól mi na to.
- Nic mi nie jest. Przestań się martwić i daj spokój.- zsunęła jej rękę. - Nie mam żadnych sekretów.
- Kochana. To po tobie widać. Coś się dzieje i za wszelką cenę chcesz to ukryć. Nie wyciągnę tego z ciebie siłą, ale później nie mów mi, że to przez prace się od siebie oddalamy.- powiedziała poważnie.
- Jasne - mruknęła. - A teraz zostaw mnie proszę. - szepnęła.
- Zmieniłaś się. Tylko ciekawi mnie, dlaczego.- szepnęła, po czym odwróciła się i ruszyła z powrotem do reszty ekipy.
- Bo moje życie się zmieniło.- szepnęła sama do siebie i ruszyła dalej.
Lilly wzięła głęboki wdech i przybrała uśmiech. Była świetną aktorką. Jeśli ktoś nie spojrzałby jej głęboko w oczy stwierdziłby, że jest szczęśliwa. Nic bardziej mylnego. Martwiła się i była zła. Nie rozumiała tej całej sytuacji, a Alex jej tego nie ułatwiała. Zawsze radziły sobie ze wszystkim razem, a nagle została odtrącona.
Wyrzucając te myśli z głowy podeszła do bruneta.
- Jestem gotowa, ale Alex niestety nie. Nagrajmy coś bez niej.- powiedziała do reżysera. Ten tylko westchnął i przywołał ich do siebie.
- Posłuchajcie. Tak na prawdę, oprócz tej sceny, mamy już wszystko. Dzisiejszy i jutrzejszy dzień są najprawdopodobniej waszymi ostatnimi na planie. Możemy, a nawet musimy, na nią poczekać, bo nie ma już, co nagrywać.- westchnął Roger.
- Czyli... Jeszcze tylko dwa dni i widzimy się dopiero na premierze?- zapytał Carlos.
- Tak, dokładnie.- odparł mężczyzna.
- Okay. Co się stało? - zapytała szatynka, która weszła i zobaczyła na przygnębione twarze przyjaciół. - Coś się stało?
- Mhm. Zostały nam tylko dwa dni.- szepnęła Lilly.- Później koniec zdjęć. Widzimy się na premierze. I tyle.
- Aha - mruknęła. - Ale to zawsze można się spotkać prywatnie.
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale rozmawiałyśmy z Madison. Wyjeżdżamy do Anglii.- szepnęła brunetka.
- Tak, ale to dopiero za tydzień. - uśmiechnęła się. - Mamy dużo czasu, a najwyżej James pojedzie z nami. I będziecie szczęśliwi.
- Zabawne. Czasem jak coś jebniesz, to nie myślisz, co mówisz.- warknęła.- Zaraz wrócę.- mruknęła i szybkim krokiem udała się do garderoby. Zamknęła za sobą drzwi i usiadła przed toaletką z wielkim lustrem. Patrzyła na swoją uśmiechnięta twarz. Nie mogła dłużej tego utrzymać. Po policzku spłynęła jej pojedyncza łza. Nie spodziewała się, że to wszystko tak szybko się skończy. Zaczęło jej się układać i nagle... Co? Koniec? Koniec filmu, koniec aktorstwa. Wyjazd do Londynu, tam nowe życie...
Nie wiedziała, czy chce kończyć to stare.

2 komentarze:

  1. Ale po co kończyć stare? Te jest spoko ^^ A co do starości, to babka rozwala xD Jamie suoooodziak, ale myślałam, że bd więcej szczegółów ;D A Carlito to juz wgl xD Czekam i zapraszam do mnie :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniała część . Zgadzam się w 100% z Maja R . ;D Czekam z niecierpliwością na nn.;**
    Paaati . *.*

    OdpowiedzUsuń