Dziewczyna z słuchawkami w
uszach weszła do parku. Spacerowała dość długo słuchając swojej ulubionej
piosenki i rozmyślając nad tym, co robi. W końcu zatrzymała się przy jednej z
ławeczek i na niej usiadła. Odchyliła głowę, a jej twarz otuliły promienie słońca.
Przez jej głowę przelatywało wiele myśli typu " Czy dobrze robię? ",
" Czy go kocham? ". Głównie myślała o swoich stosunkach z Carlosem.
Nie była już ich tak pewna jak kiedyś.
Z rozmyślań wyrwał ją widok
znajomej twarzy. Carlos zatrzymał się kilka metrów przed nią i ciężko
westchnął.
- Dlaczego, gdziekolwiek
pójdę, natykam się na ciebie?- zapytał.
- Może to przeznaczenie -
wzruszyła ramionami i wróciła do przerwanego zajęcia. Nawet nie pomyślała nad
słowami, które przed chwilą wypowiedziała.
- Może.- mruknął i przeszedł
kilka kroków. Usiadł na ławce nieopodal.
- Marudzisz, że cały czas na
mnie trafiasz, a siadasz na ławce prawie, że naprzeciwko.- mruknęła nie
podnosząc głowy.
Nie odpowiedział jej, ale
wpatrywał się w nią.
- Fajnie.- mruknęła.
"Przecież milczenie to najlepsza obrona", pomyślała.
Odwrócił wzrok. Wstał z
ławki i podszedł do niej.
- Nie rozumiem cię.-
westchnął i odszedł.
- Zaczekaj! - krzyknęła i
pobiegła za nim. - Czego nie rozumiesz?
- Ciebie. Najpierw mówisz,
że mnie nie kochasz. Później, że jednak kochasz. Później zachowujesz się,
jakbym nie istniał i olewasz mnie. Następnie zaczynasz ze mną flirtować, ale
nie mówisz, czego oczekujesz.
- Bo nie mam czego oczekiwać.-
mruknęła. - Życie mnie nauczyło, że nie warto oczekiwać.
- Mhm. Nie wiem tylko, co
oczekiwanie czegoś od kogoś, ma do twojego zachowania. - mruknął zawiedziony.
- W moim wypadku wiele.
- Jak uważasz.- opowiedział
i ruszył przed siebie.
- Boże - westchnęła i go
dogoniła. - A czego ty oczekujesz?
- Że nie będziesz zmienna
jak pogoda i powiesz mi, co do mnie czujesz.
- Jak ci to mam powiedzieć?
Ja sama już nie wiem, kim dla mnie jesteś. Wrogiem, przyjacielem czy miłością
życia. Nie potrafię ci tego powiedzieć, a jedną rzecz owszem.
- Jaką?
- Że... - głos jej się
zaczął łamać. - Że jeszcze nie spotkałam kogoś takiego jak ciebie.
- To tak, jak ja. Zakochałem
się w tobie. Trudno mi funkcjonować, gdy nie ma cię obok, ale jeśli nic dla
ciebie nie znaczę, to nie będę ci wadził.- szepnął, a jego oczy zaszkliły się.
- Nikt mnie jeszcze tak nie
upokorzył, zranił jak ty.- wycedziła ledwo powstrzymując łzy. - Nikt! -
warknęła i szybko ruszyła do przodu, a z jej oczu popłynęły łzy. Nie miała siły
ich powstrzymywać, nawet nie zamierzała.
- Czekaj, nie chciałem cię
skrzywdzić!- zawołał za nią.
Dziewczyna nie reagowała. Po
prostu szła przed siebie. On pobiegł za nią i złapał ją za dłoń.
- Kocham cię.- szepnął
patrząc jej w oczy.
- Puść mnie.
Zawahał się, ale spełnił jej
życzenie. Dziewczyna jeszcze chwilę na niego popatrzyła po czym ruszyła w dalszą
drogę powrotną. Bała się. Nie chciała, żeby jej nieszczęście powtórzyło się.
Carlos popatrzył za nią
tęsknym wzrokiem, po czym ruszył do swojego domu myśląc nad tym, że spaprał
swoją życiową szanse na prawdziwą miłość...
Po niecałych dziesięciu
minutach była w domu. Usłyszała śmiechy dochodzące z kuchni, więc wyszła. Nie
chciała przeszkadzać przyjaciółce. Szła ulicami. Po prostu szła przed siebie.
Nie wiedziała, co ma robić. Jej życie straciło kompletnie sens. W pewnym
momencie zaczął padać deszcz. Ludzie zaczęli rozkładać parasole, a ona szła.
Płakała i szła, rozmyślając nad swoim bezsensownym życiem. W pewnym momencie
weszła do parku i tam usiadła pod drzewem. Dużo czasu nie minęło, a jakaś
staruszka podeszła do niej i osłoniła ją swoim parasolem. Spojrzała zdziwiona
na siwowłosą kobietę, a ta tylko uśmiechnęła się serdecznie i ruchem głowy
wskazała, żeby poszła za nią. Wykonała jej prośbę. Kobieta poprowadziła ja
ulicami do małego domku na przedmieściach. Gestem wskazała jej, że ma wejść.
- Dziękuję - szepnęła
dziewczyna. - Jest pani bardzo miła.
- Nie ma, za co cukiereczku.
Usiądź. Chcesz herbatki?- zapytała miłym głosem.
- Jeśli mogłaby pani -
powiedziała nieśmiało. - To może ja pomogę?
- Ah, jak możesz, to
wyciągnij dwie szklaneczki.- powiedziała kobieta i wstawiła wodę do gotowania.
Dziewczyna wykonała prośbę
kobiety, a następnie usiadła przy stole.
- Pani mnie nie zna, a jest
dla mnie taka miła…
- Potrzebowałaś pomocy. W
tych czasach, pewnie nikt by się przy tobie nie zatrzymał skarbeczku.- powiedziała.
- Dziękuję - szepnęła bliska
płaczu. - Jest pani wspaniałą kobietą.
- Nie płacz. Masz taką ładną
buzię. Usiądź sobie w salonie.- uśmiechnęła się i zalała herbatkę. Wzięła dwie
szklanki i zaniosła do małego saloniku. Postawiła na stole i opadła na bujany
fotel.
Dziewczyna nic nie
odpowiedziała tylko usiadła na kanapie. Głośno westchnęła.
- Ostatni czasy to nic
innego nie robię - szepnęła i zaczęła wpatrywać się w swoją herbatę.
- A czemuż to?- zapytała
zdziwiona.
- Może nie powinnam, ale...
Ranię wszystkich wokół. Każdego po kolei - szepnęła.
- Nie możliwe...- mruknęła
babcia upijając łyk napoju.
- Dlaczego? - zdziwiła się.
- Nie da się wszystkich
krzywdzić.- odpowiedziała bez zastanowienia.
- Właśnie, że da. Jeszcze
tylko nie zraniłam przyjaciółki. A chłopaka, który... owszem - spuściła głowę.
- Więc nie wszystkich, skoro
przyjaciółka nadal przy tobie jest. Dlaczego sądzisz, że skrzywdziłaś chłopaka?
- Bo... Bo go olałam. Nie wiem,
co do niego czuję, nie jestem pewna niczego. Niczego, co jest z nim związane.
Mówi, że mnie kocha, ale to nie prawda. Przeze mnie tylko cierpi.
- Skoro przez ciebie cierpi,
ale nadal cię kocha, to chyba coś znaczy, prawda?
- Nie wiem.
- Powinnaś to przemyśleć.
Najwyraźniej na prawdę cię kocha, ale jeśli ty nie wiesz, co czujesz, to nic z
tego nie wyjdzie. Zastanów się, co o nim myślisz. O jakie uczucia cię
przyprawia. Czy wyobrażasz sobie dalsze życie bez niego i jak ono by wyglądało?
Po takim rachunku na pewno będziesz wiedzieć, co i jak.- staruszka uśmiechnęła
się ciepło.
- Może - mruknęła. - Ale i
tak nie chcę by wiedział, że... No... Kocham go, ale nie chcę, żeby cierpiał.
- Hmmm.... Sądzę, że o wiele
bardziej cierpi się z nieodwzajemnionej
miłości. Jeśli go kochasz, powiedz mu o tym, a on zdecyduje, czy chce być przy
tobie, czy nie.
- Ale ja nie chcę, żeby
zginął. Nie chcę, żeby sytuacja z Andree się powtórzyła! Jeśli stracę jeszcze
jedną, ukochaną osobę to się zabiję. Nie wytrzymam, jeśli on też umrze.
- Posłuchaj, drogie dziecko.
Nie masz wpływu na to, kto i kiedy odchodzi z tego świata. Nie ty o tym
decydujesz. Jedyne, co możesz zrobić, to żyć pełnią życia, z osobą, która
kochasz, póki jest to możliwe. Nie planuj, co się będzie działo za kilka lat.
Ciesz się tym, co jest, bo nie wiesz, ile czasu ci jeszcze zostało.- powiedziała
kobieta prześwitując ją wzrokiem.
- Przepraszam, ale muszę już
iść.- mruknęła i wyszła.
Staruszka tylko uśmiechnęła
się pod nosem i przybliżyła do ust filiżankę.
- Ach, ta dzisiejsza
młodzież.- zaśmiała się.
- Dobrze to robię? -zapytał
chłopak krojąc pomidora.
- Pod warunkiem, że
zamierzasz obciąć sobie palce.- zaśmiała się i zabrała mu nóż.- Najpierw na
pół, a później płaską stroną kładziesz na desce. Wtedy kroisz w paski, a
następnie w kostkę.- tłumaczyła, pokazując mu, jak to się robi.
- Za trudne.- zaśmiał się. -
Lepiej ty to rób.
- Pytałam, czy umiesz
gotować.- zaśmiała się. Kazała mu się odsunąć i sama zrobiła sałatkę. Co chwila
zaglądała, czy sos się nie przypala a makaron na pewno gotuje.
- Możesz... Albo lepiej
nie.- mruknęła i wyciągnęła z szuflady nożyczki. Otworzyła przyprawy i dosypała
je do sosu.
- Tyle to bym zrobił.- udał
obrażonego.
- Jasne. Jeszcze byś sobie
krzywdę zrobił.- zaśmiała się.
- Yyy... Pewnie masz rację -
dodał zawiedziony.
- No właśnie- zachichotała.
- Dziękuję - cmoknął ją w
policzek i objął od tyłu.
- Niby, za co?- zapytała
zdziwiona.
- Za to, że jesteś. Za drugą
szansę. - wyszeptał jej na ucho.
- Tak. Bo każdy zasługuje na
drugą szanse...- szepnęła. Przypomniały jej się słowa Alex.
- Dziękuję - szepnął i
jeszcze raz cmoknął jej delikatny policzek.
- Poczekaj. Zaraz przyjdę.-
mruknęła i wyplątała się z jego objęć. Szybkim krokiem ruszyła do łazienki.
Zamknęła się w toalecie.
Usiadła na szafce i zamknęła oczy. Nie mogła się skupić. James przyprawiał ja o
szybsze bicie serca. Nie potrafiła tak po prostu bawić się jego uczuciami.
Jeszcze uśmiechał się do niej i na prawdę wydawał się być szczęśliwy za to, że
dała mu druga szanse. A ona czułą się podle. Bała się tego, że jeśli przestanie
udawać i pozwoli mu, aby ją w sobie rozkochał, on ponownie ją wykorzysta.
Wyzwie albo zdradzi. A wtedy się nie pozbiera. Nie zauważyła, kiedy po jej
policzkach zaczęły spływać łzy.
- Hej wszystko w porządku? -
zapytał i delikatnie zapukał w drzwi.
- Tak, jasne. Zaraz
przyjdę.- powiedziała drżącym głosem.
- Na pewno?
- Mhm...- mruknęła.
- Hej, co tam? - do pokoju
weszła Alex.
- Lilly zamknęła się w
łazience - szepnął.
- Lilly! Otwórz te drzwi
albo ten głupek je wyważy!
- Ej! - udał oburzonego.
- Nie denerwuj mnie jeszcze
ty - warknęła. - Liczę do trzech! Raz! Dwa!
Drzwi się otworzyły i
stanęła w nich uśmiechnięta brunetka.
- Kurde, nawet z toalety nie
można skorzystać, żebyście nie wznieśli alarmu.- zaśmiała się.
- Suń się - warknęła i tym
razem to szatynka się zamknęła.
Lilly patrzyła przez chwilę
na drzwi, po czym ponownie poszła do kuchni.
- Co ty tam robiłaś? -
zapytał zmartwiony. - Płakałaś?
- Możesz podać mi pieprz?-
zapytała stając nad gotującym się sosem. Udawała, że nie słyszała pytania.
- Proszę - wykonał jej
prośbę. - Płakałaś? Chcę dla ciebie jak najlepiej i nie chciałbym, żebyś
płakała.
- Czasem trzeba...-
szepnęła.
- Dlaczego płakałaś?
- Tak o. Po prostu.-
wzruszyła ramionami.
- Dlaczego? - zapytał. -
Powiedz mi. Może będę mógł pomóc.
- Nie będziesz mógł, ale
dzięki.- uśmiechnęła się i pogładziła jego policzek.
- Proszę. Daj sobie pomóc.
- Płakałam, bo... Bo się
boje...- szepnęła.
- Czego?
Popatrzyła na niego
znaczącym wzrokiem.
- Nie ufasz mi.- bardziej
stwierdził niż zapytał.
- Nie to, że całkiem nie
ufam, tylko...- zawahała się.- Boję się. Bardzo. Że się zawiodę.
- Ty mnie nigdy nie
zawiodłaś i nie zawiedziesz. Jesteś cudowna i to się liczy nic więcej.
- Ja wiem, że się nie
zawiodę. Pytanie, czy ty mnie nie zawiedziesz...
- A więc oto chodzi - lekko
się odsunął. - Może ja już lepiej pójdę. Nic chcę być dla ciebie ciężarem.
- Nie jesteś dla mnie
ciężarem. Po prostu... Muszę ci coś powiedzieć.
- Tak?
- Po tym, co ostatnio
powiedziałeś, chciałam.... Chciałam się na tobie odegrać. Zamierzałam się tobą
zabawić i cię zostawić. To dlatego dzisiaj w studiu tak dziwnie się zachowywałam.
Ale... Ale... Nie... Nie potrafię. Nie umiem być dla ciebie zła. Kocham cię i
nie potrafię temu zaprzeczać.- westchnęła.
- Aha - westchnął. -
Rozumiem.
- Jesteś... Na mnie zły?-
wyszeptała.
- Nie... I nawet cię
rozumiem - uśmiechnął się lekko. - Nie mam ci tego za złe.
Odpowiedziała tym samym
gestem i przytuliła się do niego. Odwzajemnił uścisk, ale zrobił to mocniej.
- Kocham cię - szepnął.
- Ja ciebie też.- odpowiedziała
cicho. Lekko się odsunęła i pocałowała go.
- Li... Oj przepraszam -
powiedziała ledwo powstrzymując się od śmiechu Alex, która właśnie weszła.
Śmiesznym i zwinnym krokiem zmyła się z kuchni. Brunetka zaśmiała się.
- Poczekaj chwilę, zapytam,
o co jej chodziło.- uśmiechnęła się.
- Okay. - zaśmiał się.
Szybko poszła do salonu,
gdzie zastała chichrającą się szatynkę.
- Co jest? - zapytała
brunetka.
- Nic. Chciałam ci
powiedzieć, że muszę iść do studia - śmiała się.
- O tej porze? Po co?-
wytrzeszczyła oczy.
- Zostawiłam tam komórkę -
powiedziała robiąc wielkie oczy.
- Debil.- zaśmiała się.
- Wieeeeeeem - znacząco
poruszała brwiami i wyszła. Rzuciła jeszcze: - Powinnam być za godzinę lub
dwie.
- Okay. Tylko uważaj na
siebie. Aha, i jeszcze jedno. Ten mój plan nie wypalił. Za słaba jestem.-
skrzywiła się, po czym uśmiechnęła szeroko.
- Spoko. Przecież prawdziwa
miłość nigdy nie umiera.- puściła jej oczko i wyszła. Powolnym krokiem ruszyła
w kierunku studia. Dużo myślała nad słowami staruszki. Spojrzała w niebo i
zobaczyła jak gwiazdy świecą nad nią. Uśmiechnęła się sama do siebie i ruszyła
dalej. Po nie całych dziesięciu minutach była na miejscu. Kiedy tylko tam
doszła zobaczyła... Carlosa.
- A ty, co tu robisz, o tak
późnej porze? - zapytała i weszła do środka mijając ochroniarza. - Hej Max!
- Hej - uśmiechnął się i
wrócił do przerwanego zajęcia, czyli jedzenia kanapki.
- Zostawiłem bluzę.-
mruknął.
- Aha - mruknęła i spojrzała
na niego od góry w dół. - To gdzie masz tą bluzę? Bo byłeś już po nią? Prawda?
- Nie. Właśnie przyszedłem.
A co ty tu robisz?
- Lepiej nie pytaj -
zaśmiała się.
- Jak wolisz...-
odpowiedział i ruszył w kierunku swojej garderoby.
Dziewczyna zaśmiała się pod
nosem i poszła po telefon. Szukała go po całej garderobie, ale nie znalazła komórki.
Zrezygnowana poszła do Max'a.
- Widziałeś mój telefon?
- Nie, a co? Zgubiłaś?
- Zostawiłam go w
garderobie, a teraz nie ma go tam - jęknęła niezadowolona.
- Nie był w garderobie.-
powiedział Latynos, który nagle znalazł się za nią.
- Co? - odwróciła się. - Jak
to?
- Wypadł ci w parku.-
odpowiedział podając jej komórkę.
- Serio? - zdziwiła się i
wzięła komórkę. Kiedy tylko dotknęła jego dłoni przeszedł ją dreszcz. Szybko
zabrała rękę. - Dzięki.
- Mhm. Spoko.- odpowiedział
i niemrawo się uśmiechnął.
- Masz bluzę? - zapytała
głupio.
- Nom.- pokazał jej ubranie
trzymane w ręku.
- To może wpadniesz na
kolację? James też jest. Będzie zabawnie - uśmiechnęła się lekko.
- Chętnie.- uśmiechnął się
nieco pewnie.
- Więc idziemy - powiedziała
i ruszyła przed siebie. Wzięła głęboki oddech, kiedy tylko wyszli z budynku.
- Co jest?
- Hmm? Nic, a co?
- Nie, nic. Przewrażliwiony
jestem.- uśmiechnął się niemrawo i zrównał krok z dziewczyną.
- Na punkcie? - ciągnęła go
za język.
- Two... Tworzenia dziwnych
wyrazów.- odpowiedział i odwrócił głowę.- Idiota.- szepnął do siebie.
- Nie jesteś idiotą -
uśmiechnęła się. - Jesteś inny niż wszyscy.
- Jestem inny niż wszyscy,
bo jestem idiotą?- zapytał zdziwiony.
- Nie - zaśmiała się. -
Jesteś inny, bo mnie rozumiesz, a NIKT, ale to NIKT mnie nie potrafi zrozumieć.
No i jesteś wyjątkowy - spuściła głowę i zarumieniła się.
- Ty też jesteś wyjątkowa.
Jedyna w swoim rodzaju.- powiedział patrząc na jej twarz.
- Dzięki - uśmiechnęła się.
- Ale wiem to, bo takiej małpy nie znajdziesz drugiej na świecie.
- Nie koniecznie małpy.
Jesteś inna. Nie zachowujesz się jak takie, które chcą tylko sławy lub
pieniędzy. Jesteś troskliwa i tajemnicza...
- Szczerze? - popatrzyła na
niego.
- Szczerze.
- Jesteś prawie, że idealny.
A prawie, dlatego, że nie wiesz, co mówisz i zbyt szybko ufasz ludziom. I mnie
denerwujesz mówiąc mi, że jestem taka i taka. Nie lubię tego - wyszeptała
ostatnie słowa.
- Hah, dzięki. No to nie
dziwię się, że tylko prawie.- zaśmiał się.- Ty za to jesteś idealna. Jak z
marzeń... I możesz tego nie lubić, ale mówię, co myślę. Według mnie, jesteś
idealna.- szepnął.
- Przestań. Proszę -
szepnęła. - Choć raz nie mów tego.
- Okay. Nic już nie mówię.-
odpowiedział i skierował wzrok przed siebie.
- Dziękuję - dodała i
ruszyła dalej. Zastanawiała się jak mam mu powiedzieć o rozmowie ze staruszką i
o tym, że go kocha, ale boi się, że go straci jak Andree.. Nie wiedziała jak ma
mu to powiedzieć, więc po prostu milczała.
Zrozumiał, że dziewczyna nie
jest w stanie rozmawiać. Szedł w ciszy, którą przerwał dopiero, gdy otwierał
przed nią drzwi w Hotelu.
- Panie przodem.- uśmiechnął
się.
- Dzięki - szepnęła i weszła
do środka.
- Nie ma sprawy.- mruknął i
ruszył za nią.
- Już jestem! - krzyknęła. -
Carlos je z nami!
- Hahahahahaha, okay!
Hahahahahaha, James! Przestań! Hahahahahahaha!- dziewczyna uciekała przed brunetem, który miał mokrą bluzkę i
niezadowoloną minę.
- Najpierw chcę przeprosin.-
powiedział i szedł cały czas za brunetką.
- Okaaaay. To ty poczekaj w
kuchni, a ja zaraz przyjdę.- szepnęła Alex i zaszyła się w swoim pokoju.
- Okay.- mrukną ze
zdziwieniem oglądając scenę.
- Nie! Należało ci się!-
zawołała i rzuciła w niego poduszką.
- Nic ci nie zrobiłem! -
dodał i odrzucił poduszkę. - A teraz chodź się przytulić!
- Nie!- pisnęła i
przeskoczyła kanapę. Umknęła w stronę łazienki. Nie zdążyła otworzyć drzwi, gdy
poczuła, jak ciepłe i mocne ramiona zaciskają się wokół niej, a następnie
wilgoć na plecach. - Idioto!- krzyknęła.
- Tak, tak, kocham cię.-
dodał i musnął jej szyję.
- Jesteś straszny.- mruknęła
jak oburzone dziecko.
- A co to ma do tego? -
zaśmiał się nie przepuszczając jej. Ścisnął ją jeszcze bardziej.
- Ma do tego, że mi teraz
mokro w tyłek.- burknęła.- Woda z ciebie ścieka.
- Eee tam. Ale przynajmniej
widać, że się kochamy.- zaśmiał się. - Ty mnie pomoczyłaś, a ja ciebie.
- Jesteś straaaaszny.-
powtórzyła śmiejąc się. Obróciła się twarzą do niego. - Ale i tak cię kocham.-
szepnęła.
- Ja ciebie też.- lekko
musnął jej usta.
- Nie jesteście w domu
sami!- zawołał Latynos stojąc w drzwiach kuchennych.
- A ty, co tu robisz? -
zapytał zdziwiony James.- Alex wie, że tu jesteś?
- Przyszedłem tu z nią
matole.- odpowiedział mu.
- Pogodziliście się już? -
zapytał jak głupi. - Jesteście razem?
- Tak. A na zewnątrz biegają
jednorożce, srając tęczą i puszczając bąki naszą muzyką, dzięki czemu staliśmy
się sławniejsi od Madonny.- odpowiedział sarkastycznie.
- Nawet spytać się już nie
wolno.- bąknął.
- Bo zadajesz idiotyczne
pytania.- warknął i wrócił do kuchni.
- Nie martw się. Możesz być
sobie idiotą. I tak cię kocham.- zaśmiała się brunetka i cmoknęła go w
policzek.
- Ja ciebie też.- mruknął.
- Alex! Długo jeszcze?!-
zawołała Lilly, wyplątując się z objęć Maslowa.
- Czego się drzesz? -
zapytała wychodząc ze swojego pokoju. - Łazienka jest cały czas wolna.
- Przecież wiem, ale
zostawiłaś mnie samą z tymi pacanami. Już się kłócą.- wywróciła oczami.
- No i? Chcą to niech się
kłócą.- wzruszyła ramionami.
- Dzięki. Twoje poparcie
mnie poraża.- odpowiedziała jej ironicznie.- Dobra, siadajcie przy stole.
Podaję kolacje!- zawołała wchodząc do kuchni.
- Ja dziękuję - szepnęła
Alex biorąc butelkę z wodą.
- Podziękujesz, jak zjesz.
Myślisz, że nie wiem, że oprócz śniadania, nic nie miałaś w ustach? Jeśli nie
chcesz spaghetti, to masz przynajmniej zjeść sałatkę. Koniec dyskusji.-
syknęła.
- Nie. Śpieszy mi się -
mruknęła. - Zjem jak wrócę.
- Dokąd idziesz?
- Na spacer no i może do
takiej starszej pani.- uśmiechnęła się. – Na razie. Smacznego.
- Stój! Nie zostawisz mi ich
dwóch na głowie. Nie ma takiej opcji.- powiedziała, łapiąc ją za ramię.
- Co masz na myśli? -
warknęła.
- Zabierasz Carlosa.
Spojrzała na nią jak na
niespełna rozumu.
- Ale on nie chce iść ze mną
- mruknęła.
- Carlos!- krzyknęła Lil.
- Co jest?
- Przejdziesz się z Alex
przed kolacją?
- Eeee... Spoko. Jasne.-
odpowiedział i wszedł na korytarz.
- Już chce. Milej podróży.-
warknęła do przyjaciółki.
- Zabiję cię kiedyś -
wycedziła przez zęby i razem z wodą wyszła.
- Też cię kocham!- zawołała
za nimi, zamykając drzwi. - I tym oto sposobem znowu jesteśmy sami.-
westchnęła, wchodząc do salonu, gdzie siedział James.
- Nom. To, co robimy? -
zapytał patrząc na nią uważnie. - Na co masz ochotę?
- Hmm... W sumie, to... Może
zjemy i coś obejrzymy?
- Okay - uśmiechnął się
zniewalająco.
- Nie szczerz się tak.-
zaśmiała się i poszła do kuchni.
- Jak sobie życzysz -
zaśmiał się i poszedł za nią.
Dziewczyna nałożyła im
kolacje i zaniosła ja do salonu. Usiedli na kanapie i włączyli jakiś horror.
Zaraz po zjedzeniu, Lilly odłożyła talerz i wtuliła się w bruneta.
Chłopak delikatnie objął
dziewczynę i cmoknął ją w czubek głowy.
- Jak ty możesz to tak
spokojnie oglądać? Przecież to... Aaaaaa!- pisnęła i schowała głowę w jego
ramiona.
- Nie bój się jestem tu -
zaśmiał się. - A to tylko film.
- Głupi film.- westchnęła.
Ten tylko się zaśmiał.
- Nie śmiej się.- jęknęła.
- No dobrze - uśmiechnął
się.
- Pawian.- mruknęła pod
nosem i oparła głowę o jego klatkę piersiową. Skupiła się na filmie.
Chłopak uśmiechnął się pod
nosem i wrócił do oglądania.
Latynos spokojnie szedł za
szatynką. Obserwował, jak wiatr rozwiewa jej włosy, jak jej oczy błyszczą się w
świetle reflektorów mijanych przez nich aut, jak lekko kroczy. Nie mógł oderwać
od niej ani wzroku, ani myśli.
- Coś nie tak? - zapytała
nie patrząc na niego.
- Co? Nie, czemu?- zapytał
wyrwany z rozmyślań.
- Bo tak się gapisz.
- Nie, to tylko... Nie, nic
się nie stało. Wszystko w porządku.
- Kłamiesz.
- Nie. Serio mówię.
- Nie. Kłamiesz. Wiem to.
- Ja nie... A w sumie, to
wszystko jedno... Gryzie mnie to, że idę z tobą, a ty mnie tu nie chcesz.-
mruknął.
- Przecież nic takiego nie
mówię.
- Ale ja to wiem.
- Nic o mnie nie wiesz -
warknęła.
- Wiem, że mnie tu nie
chcesz.- odpowiedział i wbił wzrok w swoje buty.
- Powtórzę. Nic o mnie nie
wiesz. I nie oceniaj mnie. Jasne?
- Jasne. - mruknął i szedł w
ciszy.
Dziewczyna nie odzywała się
już więcej. Po dziesięciu minutach doszli do domu staruszki. Dziewczyna
westchnęła i zapukała w brązowe drzwi.
- Już, już!- zawołał ktoś ze
środka, a po krótkiej chwili wszyscy usłyszeli chrzęst zamka. W drzwiach
stanęła owa pani ubrana w gruby, kremowy szlafroczek.- Oooo, witaj cukiereczku.
W czym mogę ci pomóc? Carlos, co ty tu robisz?- zapytała zdziwiona patrząc na
Latynosa.
- Cześć babciu. Sam nie
wiem. Przyszedłem z Alex...
- Dobry wieczór -
uśmiechnęła się. - Chwila. Że co?! Babcia?!
- No... Tak.- odpowiedział
Carlos, jakby to było coś oczywistego.
- Dzieci, może wejdziecie?-
zapytała staruszka robiąc miejsce w przejściu.
Wściekła dziewczyna
przekroczyła próg.
- Dlaczego mi pani nie
powiedziała, że ON to pani wnuk?
- Nie pytałaś kochaniutka,
po za tym, nie wiedziałam, że go znasz.- odpowiedziała spokojnie i poczłapała
do salonu.
- Mówiłam pani o nim! A pani
nie wspomniała słowa, że to pański wnuk! - poszła za babcią.
- Nie pamiętam, żebyś
wymawiała jego imię.... A możne jednak.... Wiesz, w moim wieku to normalne.- wzruszyła
ramionami.
Dziewczyna już miała coś
powiedzieć, ale zrezygnowała i wyszła. Szybko zniknęła za zakrętem i już jej
nie było widać.
- No, czemu za nią nie
biegniesz?!- staruszka ofuknęła Carlosa.
- A tak, już. ALEX!- zawołał
i pobiegł w tym samym kierunku co ona.
Latynos pędził ile sił w
nogach. Niestety, po kilku zakrętach zgubił jej ślad. Pochodził jeszcze w tą i
z powrotem, ale niestety. Nigdzie nie było Alex. Zrezygnowany wrócił do babci.
Następnego dnia:
Dziewczyna całą noc spędziła
chodząc po mieście. Nad samym ranem wróciła do hotelu. Wzięła prysznic i ubrana
wróciła do pokoju. Wyciągnęła tabletki z szuflady i schowała je do torebki.
Potem weszła jeszcze do kuchni i wzięła butelkę wody z lodówki. Powolnym
krokiem ruszyła do studia. Wszyscy już byli. Wymusiła uśmiech i stanęła obok
reżysera.
- Co dzisiaj gramy? -
zapytała jak gdyby nic.
- Zaczynamy od polany. James
atakuje Carlosa.- odpowiedział spokojnie. Nie zauważył, że wszyscy wpatrują się
w Alex z troską i zmartwieniem.
- To ja jeszcze wpadnę na
chwilę do garderoby.- powiedziała i poszła. Wzięła trzy tabletki z torebki i
popiła je wodą. Po trzech minutach była z powrotem na planie. - Okay. Gotowa.
- Okay, to... USTAWIĆ SIĘ!-
zawołał przez megafon.
- Alex, wszystko ok? Tak
bardzo się martwiłam.- westchnęła Lilly i przytuliła przyjaciółkę.
- Wszystko w porządku. Nic
mi nie jest.- wymusiła uśmiech, choć nie miała na to ochoty. - Nie martw się.
- Ehh.. Wiesz, że i tak
będę, no nie?- zapytała uśmiechając się niemrawo.
- Nie masz, czym - puściła
jej oczko i poszła na swoje miejsce.
- Hej. Co jest z Alex? -
zapytał James, obok którego stanęła Lilly.
- Nie wiem, ale mam zamiar
się dowiedzieć.- uśmiechnęła się lekko.
- Pomogę ci. Obiecuję - odwzajemnił
uśmiech i delikatnie chwycił jej dłoń. - Obiecuję.
- Dzięki.- zaśmiała się i
pocałowała go w policzek.
- Uwaga! Skupić się!
Iiiii.... AKCJA!
- Ty myślisz? Coś nowego -
warknął.
- Uciekajcie.- powiedziała w ostatnim momencie. Później James rzucił się do przodu.
Szybko powalił Latynosa na ziemię z podwójną siłą. Wytrzeszczył na niego kły i szykował się do dalszego ataku.
- James! - krzyknęła szatynka i próbowała go odciągnąć od Latynosa.
Rachel rzuciła się na niego. Pociągnęła go do przodu. Przekoziołkowali kilka metrów i dziewczyna przygwoździła go do podłoża.
- Uciekajcie!- krzyknęła.
- Puść mnie! - krzyknął i zaczął się szarpać.
- Uciekajcie.- powiedziała w ostatnim momencie. Później James rzucił się do przodu.
Szybko powalił Latynosa na ziemię z podwójną siłą. Wytrzeszczył na niego kły i szykował się do dalszego ataku.
- James! - krzyknęła szatynka i próbowała go odciągnąć od Latynosa.
Rachel rzuciła się na niego. Pociągnęła go do przodu. Przekoziołkowali kilka metrów i dziewczyna przygwoździła go do podłoża.
- Uciekajcie!- krzyknęła.
- Puść mnie! - krzyknął i zaczął się szarpać.
- Dopiero jak dostanę buzi.-
zaczęła się śmiać. Nie mogła się powstrzymać i położyła się obok niego na
sztucznej trawie.
- Proszę - szepnął i wykonał
jej prośbę. Po chwili sam zaczął się śmiać.
- Ej no! Znowu?- jęknął
Carlos, ale też zaśmiał się na widok jego przyjaciół chichrających się na
podłodze.
- Tak.- odpowiedziała mu
brunetka i nadal się śmiałą.
- Stop! Czemu wy się zawsze
tak zachowujecie?- jęknął Roger.
- Weź się opanuj - szepnęła
szatynka. - To nie jest śmieszne.
- Nie? Ja sadzę, że jest. Na
przykład twoja mina, gdy odciągasz Carlosa. Hahahahahahahaha.- znowu zaczęła się brechtać, a ekipa, słysząc jej
śmiech, nie mogła się powstrzymać. Po kilku sekundach ponad połowa sali się
śmiała.
- Okay. Zawołajcie mnie jak
się opanujecie.- jęknęła i ruszyła do garderoby.
Brunetka nagle przestała się
śmiać. Wstała, otrzepała się i poszła za przyjaciółką zostawiając roześmianą
sale za sobą. Potruchtała i objęła ją ramieniem.
- Powiedz, o co chodzi.
Proszę. Zawsze się sobie zwierzałyśmy, a teraz ty masz sekrety. Przez to się od
siebie oddalamy. Chcę ci pomóc. Pozwól mi na to.
- Nic mi nie jest. Przestań
się martwić i daj spokój.- zsunęła jej rękę. - Nie mam żadnych sekretów.
- Kochana. To po tobie
widać. Coś się dzieje i za wszelką cenę chcesz to ukryć. Nie wyciągnę tego z
ciebie siłą, ale później nie mów mi, że to przez prace się od siebie oddalamy.-
powiedziała poważnie.
- Jasne - mruknęła. - A
teraz zostaw mnie proszę. - szepnęła.
- Zmieniłaś się. Tylko
ciekawi mnie, dlaczego.- szepnęła, po czym odwróciła się i ruszyła z powrotem
do reszty ekipy.
- Bo moje życie się zmieniło.-
szepnęła sama do siebie i ruszyła dalej.
Lilly wzięła głęboki wdech i
przybrała uśmiech. Była świetną aktorką. Jeśli ktoś nie spojrzałby jej głęboko
w oczy stwierdziłby, że jest szczęśliwa. Nic bardziej mylnego. Martwiła się i
była zła. Nie rozumiała tej całej sytuacji, a Alex jej tego nie ułatwiała.
Zawsze radziły sobie ze wszystkim razem, a nagle została odtrącona.
Wyrzucając te myśli z głowy
podeszła do bruneta.
- Jestem gotowa, ale Alex
niestety nie. Nagrajmy coś bez niej.- powiedziała do reżysera. Ten tylko
westchnął i przywołał ich do siebie.
- Posłuchajcie. Tak na
prawdę, oprócz tej sceny, mamy już wszystko. Dzisiejszy i jutrzejszy dzień są najprawdopodobniej waszymi ostatnimi na planie. Możemy, a nawet
musimy, na nią poczekać, bo nie ma już, co nagrywać.- westchnął Roger.
- Czyli... Jeszcze tylko dwa
dni i widzimy się dopiero na premierze?- zapytał Carlos.
- Tak, dokładnie.- odparł
mężczyzna.
- Okay. Co się stało? -
zapytała szatynka, która weszła i zobaczyła na przygnębione twarze przyjaciół.
- Coś się stało?
- Mhm. Zostały nam tylko dwa
dni.- szepnęła Lilly.- Później koniec zdjęć. Widzimy się na premierze. I tyle.
- Aha - mruknęła. - Ale to
zawsze można się spotkać prywatnie.
- Nie wiem, czy pamiętasz,
ale rozmawiałyśmy z Madison. Wyjeżdżamy do Anglii.- szepnęła brunetka.
- Tak, ale to dopiero za
tydzień. - uśmiechnęła się. - Mamy dużo czasu, a najwyżej James pojedzie z
nami. I będziecie szczęśliwi.
- Zabawne. Czasem jak coś
jebniesz, to nie myślisz, co mówisz.- warknęła.- Zaraz wrócę.- mruknęła i
szybkim krokiem udała się do garderoby. Zamknęła za sobą drzwi i usiadła przed
toaletką z wielkim lustrem. Patrzyła na swoją uśmiechnięta twarz. Nie mogła
dłużej tego utrzymać. Po policzku spłynęła jej pojedyncza łza. Nie spodziewała
się, że to wszystko tak szybko się skończy. Zaczęło jej się układać i nagle...
Co? Koniec? Koniec filmu, koniec aktorstwa. Wyjazd do Londynu, tam nowe
życie...
Nie wiedziała, czy chce
kończyć to stare.
Ale po co kończyć stare? Te jest spoko ^^ A co do starości, to babka rozwala xD Jamie suoooodziak, ale myślałam, że bd więcej szczegółów ;D A Carlito to juz wgl xD Czekam i zapraszam do mnie :*
OdpowiedzUsuńWspaniała część . Zgadzam się w 100% z Maja R . ;D Czekam z niecierpliwością na nn.;**
OdpowiedzUsuńPaaati . *.*