Brunetka przeszła kilka
przecznic i wsiadła do autobusu, który wywiózł ją na przedmieścia. Tam,
piechotką doszła do starego mostu nad małą rzeczką. Uwielbiała tam siedzieć. Mało,
kto tam chodził, dzięki czemu mogła oddać się rozmyślaniu, marzeniom...
Rozejrzała się wokół i nie widząc żywej duszy przerzuciła nogi przez barierkę.
Usiadła na skraju kamienia i oparła się o filar. Nogi spuściła w dół. Głęboko
westchnęła.
Nie wiedziała nic. Zawsze
ufała swojej intuicji, ale tym razem bardzo się bała. Nie chciała zostać sama,
ale nie chciała też zatrzymywać Alex. Do tego James, koniec zdjęć i powrót do
Anglii... Miała tak mało czasu, a tak wiele decyzji do podjęcia. Nawet nie
zauważyła, gdy zaczęło zmierzchać.
- James będzie zły.-
mruknęła pod nosem. Wyciągnęła z kieszeni telefon. Nie myliła się. Dwadzieścia
nie odebranych połączeń. Nie miała siły z kimkolwiek rozmawiać, więc wystukała
na klawiaturze: "Zasiedziałam się. Nie martw się. Zobaczymy się jutro.
Kocham cię xoxo". Po chwili otrzymała odpowiedź:
" Skarbie gdzie ty
jesteś? Dlaczego dopiero jutro? "
Westchnęła i uśmiechnęła się
lekko.
"Nie martw się. Za
miastem. Myślę. Nie wiem, kiedy wrócę a nie chcę, żebyś czekał."
"Przyjadę po ciebie.
Jest już ciemno, bezsensu, żebyś wlokła się autobusem"
„ Nie wiem, KIEDY wrócę. Nie
trzeba. Kocham cię."
"Na pewno? Martwię się
o ciebie L "
" Nie musisz. Wszystko
jest w porządku. Jeśli to cię uspokoi, to jestem 10 km na północ od LA."
" Przyjadę po ciebie J Daj tylko znać. Kocham cię ;* "
"Też cię kocham ;* "
Uśmiechnęła się pod nosem i
odłożyła telefon. Czyli kolejny problem się rozwiązał. Wiedziała mniej więcej,
co chce zrobić, ale było jej tak dobrze. Delikatny szum strumyka, ciepły wiatr
i spokój wpływały na nią kojąco. Zapomniała o wszystkim. Oparła głowę o kamienny
filar i przymknęła oczy.
Siedziała tak jeszcze długi
czas, do póki nie usłyszała warkotu zbliżającego się auta.
Chłopak jechał po woli by
nie przegapić czasami dziewczyny. W pewnym momencie zobaczył brunetkę. Szybko
wysiadł z auta i do niej podbiegł. Kucnął o obok niej i chwycił za ramiona.
- Skarbie. Wszystko w
porządku?
- Co? Tak, przecież mówiłam,
że wszystko jest ok.- mruknęła i przetarła oczy. Chwyciła się barierki i
wstała, po czym przeskoczyła przez nią na drogę.
- Jest już grubo po północy
i nie dawałaś znać - dołączył do niej. - Myślałaś, że nie będę się martwił?
- Szczerze? Miałam nadzieję,
że nie. Powiedziałam ci, że nie wiem, kiedy wrócę...
- Posłuchaj. - powiedział
poważnie i przycisnął ją do samochodu. - Zawsze, ale to zawsze będę się o
ciebie martwił. Nawet jak mi powiesz, że nie mam to i tak będę się martwił.
Kocham cię i nie pozwolę, żeby ci się coś stało.
- Nie planowałam niczego
głupiego...- mruknęła.
- Nie chodzi mi oto. Dobrze
wiesz, że każdy może cię skrzywdzić. Nawet obcy człowiek, a ja nie chcę. Nie
chcę, żebyś cierpiała.
Uśmiechnęła się do niego.
- Rozumiem. Po prostu...
Potrzebowałam takiej chwili samotności. Następnym razem powiem ci gdzie będę i
o której wrócę, okay? Kocham cię.- cmoknęła jego policzek.
- Okay. Ja ciebie też -
mruknął i lekko musnął jej usta.
- Nie gniewaj się na mnie, a
tu... Tu jest tak pięknie.- szepnęła i skierowała wzrok w stronę rzeki. Nad
nimi świecił księżyc w kształcie rogalika, oraz wiele gwiazd. Przy warkocie
silnika nie słychać było szumu wody... - Zgaś samochód. Coś ci pokażę…
Chłopak nic nie powiedział
tylko wykonał prośbę dziewczyny i do niej wrócił.
Chwyciła go za dłoń i zeszła
z mostu. Potem po woli zeszli po wale i usiedli zaraz przy brzegu. Lilly
położyła się i gestem pokazała, żeby zrobił to samo.
- Co chcesz mi pokazać? -
zapytał i położył się obok niej.
- Popatrz w górę. Gwiazdy i
księżyc tak pięknie tu świecą. W LA takich nie zobaczysz... Posłuchaj szumu
wody... To tak, jakby ktoś nucił kołysankę. Przez chwilę o niczym nie myśl i
zatrać się w tym.- powiedziała cicho obserwując niebo.
- Skarbie…- szepnął po
chwili i na nią spojrzał.
- Tak?- zapytała patrząc w
jego oczy.
- Nie muszę tego robić, bo
to wszystko czuję, widzę, kiedy tylko jesteś w pobliżu.- szepnął. - Gwiazdy w
twoich oczach, które ślicznie komponują z twoja ciemniutką cerą. Usta są jak
dwie dojrzałe truskawki. A głos należy do anioła, którym jesteś.
Uśmiechnęła się i
zarumieniła.
- James...
- Hmm?
- Kocham cię.- szepnęła i
przysunęła do niego. Pochyliła się nad jego twarzą i złożyła na jego ustach
pocałunek. Nieśpieszny i delikatny.
Chłopak delikatnie i
stanowczo odwzajemniał pocałunki dziewczyny. Sprawiały mu taką przyjemność.
Na chwilkę się odsunęła.
Spojrzała w jego oczy... Te piękne, hipnotyzujące oczy...
- Teraz mam już pewność. Nie
boję się. Kocham cię i ufam ci.- szepnęła.
- Ja ciebie też - szepnął.
Uśmiechnęła się promiennie i
ponownie go pocałowała. Tym razem mocniej, zachłanniej...
Carlos dosyć mocno
przekraczał dozwoloną prędkość. Już nie mógł doczekać się, gdy dojedzie do szpitala.
Całe tylne siedzenie miał zawalone przeróżnymi rzeczami, które zamierzał
wykorzystać. Postanowił, że przypomni Alex, jaki świat jest piękny. Ostro
zahamował i zaparkował pod budynkiem. Wyszedł z samochodu i zebrał wszystkie
potrzebne przedmioty do dwóch kartonowych pudeł. Następnie zamknął auto i
szybkim krokiem przemierzył korytarz. Podszedł do drzwi sali, w której leżała
jego dziewczyna i zapukał w nie.
- Tak? - zaśmiała się. Sama
nie wiedziała, dlaczego, ale śmiała się.
Carlos nie zgrabnie wszedł
do pomieszczenia i balansując kartonami, nogą zamknął drzwi. Odstawił pakunki
na podłodze i westchnął z ulgą.
- A tobie, co?
- A... Wiesz, w kręgosłupie
trochę łupie...- jęknął jak stary dziadek.
- Staruch.
- Dziękuję, młoda damo.-
wyszczerzył się i zaczął opróżniać pudła.
- A po co ci to?
- Mi? Po nic. Tobie? Po
wiele.- uśmiechnął się tajemniczo.
- To znaczy? - spojrzała na
niego zdziwiona.
- Tutaj jest wszystko, co
może cię zaciekawić. Muzyka, filmy, książki, rysunki, kartki, kredki, farby,
notesy, długopisy, gazety... Wszystko, co może się przydać. Kiedyś żyłaś
marzeniami. Pisałaś, śpiewałaś... Możemy do tego wrócić. Zobaczymy, czy nadal
daje ci to ukojenie i radość.
- Wiesz, że jesteśmy w
szpitalu?
- Dzień dobry pani Alex... A
co tu się dzieje? - do sali weszła pielęgniarka.
- Eeee... Zapewniam jej
rozrywkę.- odpowiedział Carlos.
- A pan to? Z resztą nie
ważne - machnęła ręką i podała dziewczynie kartkę z wypisem. - Może pani wyjść,
ale jutro musisz się zgłosić na kontrolę.
- Dobrze. Dziękuję -
uśmiechnęła się, a pielęgniarka wyszła.
- Ej no! Nie mogli
powiedzieć, zanim to wszystko tutaj przytargałem?- jęknął.
- Masz pecha - wystawiła mu
język i założyła jeansy. - Teraz to wynieś.
Wyburczał pod nosem coś, co
brzmiało jak "chamstwo", po czym ułożył jedno pudło na drugim i
poczekał na dziewczynę.
- Okay. Idziemy -
powiedziała i razem wyszli ze szpitala. Już po chwili siedzieli w aucie.
Cały czas patrzyła w okno i
się nie odzywała. Nawet, kiedy zadawano jej pytanie.
- Hej, słyszysz mnie?-
zapytał w końcu Carlos i jedną ręką machnął jej przed twarzą.
- Hmm? Mówiłeś coś? -
spojrzała na niego jak wyrwana z transu.
- Tak. Przez pół drogi. Ale
nie szkodzi. Pytałem, czy dasz się jutro gdzieś wyciągnąć.
- Jutro? Nie. Przepraszam.
- Czemu?- zapytał zasmucony.
- Szczerze? Nie mam ochoty
na ŻADNE spotkania. Przepraszam, ale mam trochę spraw do załatwienia.
- Aha, okay... Ale dodajesz
mi jeden dzień do tych dwóch, skoro jutro nie chcesz się ze mną widzieć.-
zastrzegł.
- O ile ich starczy -
mruknęła bardziej do siebie niż do niego i wróciła do wpatrywania się w szybę.
- Co?- zapytał zdziwiony.
- Hmm? Nic, a co?
- Słyszałem. Powiedziałaś:
"O ile ich starczy". W jakim sensie?
- W żadnym. Tak mi się
powiedziało.- mruknęła nie patrząc na niego.
- Nie mówisz mi prawdy...
- W jakim znowu sensie? -
westchnęła.
- Odwracasz głowę. Powiedz
mi proszę, o co chodzi.
- O nic. - popatrzyła na
niego. - To już głowy nie można odwrócić?
Chłopak nie patrząc na nią
ostro zakręcił. Zatrzymał samochód obok parku i spojrzał prosto w jej oczy.
- Słucham.
- Czego znowu?
- Powiedz mi, o co ci
chodziło, bo na pewno nie powiedziałaś tego od tak, od niechcenia. Jeśli mamy
się poznać, nie możemy się okłamywać i zatajać informacji. O co chodzi?
- Planuję wyjechać dwa dni
wcześniej. Zadowolony?
Przez chwile się nie
odzywał.
- Dlaczego?
- Bo tak. Jedziemy?
- Nie. Dlaczego?
- Bo tak chcę. Proste,
logiczne i zrozumiałe.
- Nie. Nie zrozumiałe.
Dlaczego?
- Bo chcę! - podniosła głos.
- Jedź.
Zacisnął szczękę i ruszył
dalej. Podwiózł ją pod dom.
- Dziękuję - dodała bez
uczuć i wysiadła. Ruszyła do hotelu.
- Poczekaj!- zawołał i
wysiadł z samochodu. - Mam prośbę.
- Jaką? - odwróciła się z
wielką łaską.
Szybko do niej podszedł i
nie zważając na zdziwienie malujące się na jej twarzy, pocałował ją. Mocno i
namiętnie. Po kilku sekundach odsunął się.
- Wybacz. Rozumem, że
wyjeżdżasz i że przez to kontakt się urwie. Rozumiem, że możesz mnie nie
kochać. Po prostu... Chciałem... Przed rozstaniem chciałem tego spróbować.-
wyjaśnił i odwrócił się. Ruszył do auta.
- Czego? - zapytała. - Już
nic nie rozumiem.
- To witaj w moim świecie.-
rzucił i wsiadł za kółko.
- Spoko - zrezygnowana
weszła na górę. Pierwsze co zrobiła to wzięła tabletki, a następnie położyła
się spać. Spała jak zabita w ubraniu.
Carlos nie wiedział, co ma
myśleć. Mknął drogami ogarniętego wieczornym mrokiem Los Angeles. Podjechał pod
swoje mieszkanie. Zaparkował wóz i wybiegł z niego z prędkością torpedy. Wbiegł
do siebie. Przez chwile stał w przedpokoju. Poczuł, jakby cała siła go
opuściła. Ledwie dowlekł się do kanapy, kiedy na nią padł. Nie rozumiał już
nic. Całkowicie nic. Ale bez niej czuł się pusty. Wydrążony. Jakby świat
stracił kolory.
- Jak ja to przeżyję?-
mruknął pod nosem, po czym powoli odpłynął do krainy Morfeusza.
Dziewczyna leżała na trawię.
James położył głowę na jej brzuchu, dzięki czemu jedną dłonią mogła gładzić
jego policzek, a drugą wskazywać mu konstelacje gwiezdne. Chłopak rozkoszował
się tym dotykiem. Z zaciekawieniem słuchał opowieści Lilly na temat mitycznych
bohaterów, magicznych zwierząt lub wojowników, którzy po wielu trudach
otrzymali swe należne miejsce wśród gwiazd. Po jakimś czasie jej opowieści
zmieniły tor i wsłuchiwał się w historię o wróżkach, czarach i zaklętych
królewnach. Brunetka opowiedziała mu o swoich ulubionych baśniach i przyznała,
że nigdy nie przestała wierzyć w magię.
- Taka już jestem.
Dziecinna. Alex często ma mi to za złe...
- Nie jesteś dziecinna.-
uśmiechnął się zalotnie. - Alex nie powinna w ogóle się ciebie czepiać oto, że
masz swój świat. Piękny i pełen magii.
- Bajkowy i nie realny. I to
jest złe. Czasem powinnam wrócić do prawdziwego życia, a nadal siedzę w
gwiazdach...
- Po co chcesz wracać? -
spojrzał na nią zdziwiony. - W realu nie da się żyć. Spójrz na Alex. Żyje w
realu i co? Ma same problemy, a ty? Jesteś zawsze uśmiechnięta, radosna i
pełnia życia. Wiesz, co powiedzieć, nawet, kiedy nie wiesz. Kocham cię ze
względu na to, w jakim świecie żyjesz, i... Wolałbym, żebyś nigdy nie wracała
do rzeczywistości. Wtedy już nie będziesz tak piękna i pełnia życia jak teraz.
Będziesz normalna i... No... Nuda... Teraz jesteś ekscytująca i pełna tajemnic,
które chcę odkryć. Jesteś dla mnie zagadką, bardzo seksowną zagadką, którą
kocham nad życie i nigdy nie pozwolę, żeby się smuciła. Za bardzo mi na tobie
zależy, tak samo jak na twoim szczęściu. Obiecuję, że nie zabraknie ci powodów
do śmiechu, a ja w ten sposób będę mógł oglądać twój boski uśmiech i słuchać
twojego anielskiego głosu. Kocham cię skarbie najcenniejszy na całym tym
ponurym świcie. Kocham cię, bo ty, jedna rozjaśniasz moje całe życie, samy
swoim życiem obok mnie.
- Hah, czyli gdyby nie to,
że jestem chora psychicznie, dziecinna i nie normalna, byłabym nudna?- zapytała
ze śmiechem.
- Dokładnie - lekko musnął
jej usta. - Za to między innymi cię kocham i będę przez całe życie.
- Dzięki. Jakoś od razu mi
lepiej.- wywróciła oczami i zachichotała.- Też cię kocham. Kochałam i kochać
będę.- także musnęła jego wargi.- Ale pamiętaj. To, że zawsze jestem
uśmiechnięta i radosna, nie zawsze znaczy, że tak jest.
- Dlatego masz mnie. Zawsze
ci pomogę i... Oddam za ciebie życie, jeśli będzie taka potrzeba.
- Nie dramatyzuj skarbie.-
zaśmiała się.- Przecież w bajkach nie ma śmierci. Książe odnajduje swoją
księżniczkę, a później żyją długo i szczęśliwie w kryształowym zamku pod opieką
dobrej wróżki...
- Czyli my tak też będziemy
żyć.- szepnął i wstał. Wziął dziewczynę na ręce i ruszył do samochodu. - A
teraz książę zawiezie cię do domu, bo za trzy godziny mamy być w studiu, a nie
możesz tam jechać z trawą w twych cudnych włoskach.
-Nieee.... Dobrze mi tu
jest. Książe nie wie, że w piękne, gwieździste noce, księżniczka zmienia się w
driadę i umyka ludzkim spojrzeniom.- zaśmiała się i wyrwała z uścisku. Miękko
wylądowała, po czym poderwała się do biegu i zaczęła przed nim uciekać.
- Małpo ty jedna! Czekaj! -
pobiegł za nią.
- Nie widzę tu małp, no
chyba, że człekokształtny Książe się zalicza!- zaśmiała się i ruszyła slalomem
między kilkoma drzewami rosnącymi nieopodal.
- Ej, ja nie wyrobię tu! -
zaśmiał się i powoli zaczął przyśpieszać.
- Aaaaaaaaaaa!- pisnęła, gdy
w końcu ją dopadł.
- I co? Nadal będziesz
uciekać księciu? - wymruczał jej do ucha.
- To zależy...- zaśmiała
się, gdy nagle oślepiło ją białe światło latarki.
- Hej! Co tu się wyprawia?!
Proszę zostawić tą dziewczynę w spokoju!!!- krzyczał jakiś straszy mężczyzna
grożąc Jamesowi drewnianą laską.
- C... C... Co? - przymrużył
oczy. - A pan to kto?
- Gwałcicielu! Ja ci dam!
Piękne dziewczyny porywać!- wołał dziadek biegnąc w ich stronę.
- Uciekamy! - krzyknął James
i złapał dziewczynę za rękę. Pędem ruszył do samochodu.
Ona wyrwała mu się z uścisku.
- Proszę pana! Spokojnie! On
nie jest gwałcicielem. Nic się nie dzieję. Przepraszam bardzo za piski...-
zawołała w momencie, gdy mężczyzna do nich dobiegł. Nieufnie zmierzył wzrokiem
bruneta. Ten schował się delikatnie za dziewczyną.
- Ale na pewno? Wie pani...
Na pewno?
- Na pewno. Bardzo dziękuję
za troskę. Proszę się nie martwić. To mój kuzyn. Jest trochę niezrównoważony i
mnie wystraszył. To dla tego krzyczałam. Już będziemy iść. Bardzo przepraszam
za hałas...- uśmiechnęła się najbardziej ujmująco, jak potrafiła, a jej oczy
wyrażały skruchę.
- Eh... No dobrze. Ale gdyby
coś się działo, proszę wołać.- ukłonił się przed brunetką i posłał Jamesowi
spojrzenie z tych "Obserwuję cię". Kiedy tylko się oddalił Lilly
popatrzyła na chłopaka i cicho się zaśmiała.
- To nie jest śmieszne
- Masz racje. To jest bardzo
śmieszne.- odpowiedziała i zaczęła śmiać się głośniej.
- Ha ha ha... -
mruknął i udał nafochane dziecko. Z uniesioną głową ruszył w drogę powrotną.
- A oto i nasz książę się
focha.- zachichotała, po czym ruszyła za chłopakiem. Przebiegła obok i stanęła
dokładnie przed nim, zagradzając mu drogę. - Na pocieszenie ci powiem, że
gdybyś był gwałcicielem, to nie krzyczałabym głośno.- powiedziała siląc się na
powagę.
- Serio?
- Serio serio.-
odpowiedziała, kiwając potwierdzająco głową. Złapała go za dłonie.
- Cieszę się bardzo, ale
teraz muszę cię odstawić do domu - uśmiechnął się.
- Eh... Na prawdę? Tu jest
tak pięknie.- szepnęła, tęsknym wzrokiem podziwiając rzekę oraz horyzont, który
zabarwił się już na różowo.
- Niestety tak, ale przecież
możemy tu wrócić jutro... To znaczy dzisiaj.- zaśmiał się lekko.
- Obiecujesz?- zapytała
patrząc na niego z podniesioną brwią.
- Słowo Maslowa - puścił jej
oczko. - Chodź kochanie, bo jest... - spojrzał na zegarek w telefonie. -
Dokładnie 5:30.
- Rany. No dobra.-
uśmiechnęła się i pocałowała go.
- Mmmm.. - mruknął kiedy się
już odsunęli od siebie.
- Żegnaj kraino baśni. Witaj
szara rzeczywistości.- jęknęła, po czym spojrzała na twarz bruneta.- No może
nie koniecznie taka szara...
- Chodź - delikatnie ją
objął i powolnym krokiem prowadził do samochodu.
Chłopak odwiózł ją pod
hotel. Umówili się, że zobaczą się na planie. Brunetka pocałowała go i wyszła z
samochodu. Skierowała się do mieszkania. Po wejściu zajrzała w lustro stojące w
przed pokoju i mimo woli, zaśmiała się. Wyglądała jak jakaś leśna wróżka - cała
w liściach, trawie i kwiatach z rozczochranymi włosami. Postanowiła napić się
kawy i wziąć prysznic. Kiedy przekroczyła próg kuchni, zamarła. Przy blacie
stała szatynka, sącząc kawę.
- Coś nie tak? - zapytała i
wzięła kolejnego łyka kawy. Była ubrana w TO. ( http://allani.pl/zestaw/627218
)
Lilly otrząsnęła się z szoku
i przybrała obojętny wyraz twarzy.
- Owszem. Liczyłam na to, że
mieszkanie mam dla siebie.- odpowiedziała.
- Nie martw się. Jutro już
będziesz sama- mruknęła uśmiechając się słodko.- Będziesz mogła robić co
chcesz, bo mnie już nie zobaczysz.
- Jak nie zobaczę? Za
tydzień mamy lot.
- Ty masz - mruknęła. - Mała
zmiana planów.
Brunetka zrobiła się cała czerwona.
- Nie! Nie ma żadnej zmiany!
Mam tego dosyć! Czemu wszystko ustalasz beze mnie?! Czuję się jak jakieś
czteroletnie dziecko, któremu tylko mówi się, co ma robić i tyle! Nic oprócz
tego. A ja żyję! Jestem pełnoletnia i jestem twoją przyjaciółką! Przyjechałyśmy
tu razem, a ty traktujesz mnie jak śmiecia!
- Jak zrozumiesz, co to jest
życie, to wtedy pogadamy.- warknęła i wzięła swoje tabletki, a następnie wyszła
trzaskając drzwiami.
Poczuła, że miękną jej
kolana. Usiadła na podłodze i zalała się łzami. Wpadła w nieopanowaną histerię.
Wszystkie uczucia, które do tej pory tłumiła, wybuchy ze zdwojoną mocą. Przez
chwile czuła żal i niemoc. Była bezsilna. Wkrótce potem, wszystkie uczucia
przyćmiła wściekłość. Chwyciła za telefon. Najpierw napisała do Jamesa: "Skarbie,
spóźnię się odrobinę. Muszę wziąć porządny prysznic ;) Kocham cię ;* ", a
następnie do Alex: "Proszę cię bardzo. Chcesz, żebym zrozumiała, co to
jest życie, na twoich warunkach. Racja. Już nigdy się nie zobaczymy. Podobno
życie docenia się, gdy możesz je stracić. Zobaczymy, czy je zrozumiem i
docenię, czy może jednak nie. Nie mów nikomu."
Palcami rozczesała włosy i
wkładając telefon do kieszeni wybiegła z hotelu. Było jeszcze wcześnie, więc
prawie nie było ludzi. Mknęła bocznymi uliczkami. Byle dalej. Miała zamiar
skończyć to wszystko.
- JAMES!!! - darła się Alex
idąc przez cały plan. – JAMES!!!
- Co?
- Wiesz, że Lilly chce się
zabić? - zapytała jak gdyby nic.
- CO?! Dlaczego?!
- A bo ja wiem? Napisała mi
tylko, że chce się zabić.- wzruszyła ramionami.
- I ty to tak spokojnie
mówisz?!
- A co? Mam płakać, bo
dzidzia chce się zabić? Proszę cię.- prychnęła.
- Jesteś... Aght... Nie
ważne - warknął i wybiegł ze studia. Szybko wsiadł w samochód i pojechał w
miejsce gdzie prawdopodobnie chciała się zabić Lilly.
- Co za ludzie - jęknęła i
wywróciła oczami. Powolnym krokiem ruszyła do garderoby.
Przez te ostatnie dni
uleciały z niej jakiekolwiek uczucia. Już nie kochała, nie cierpiała, nie
czuła... Po prostu była jak maszyna stworzona bez żadnych uczuć i do zabijania
marzeń, ludzi... Nie była tą samą osobą, co kilka dni temu. Zmieniła się w
bezduszną istotę. Tylko, dlaczego?
Kiedy siedziała na kanapie,
patrząc się w pustkę, usłyszała pukanie.
- Czego? - jęknęła, a drzwi
się lekko uchyliły i wyjrzał przez nie Max.
- Roger prosi, żebyś
przyszła.
- Już idę - mruknęła i
niezadowolona ruszyła do reżysera.
Rozmawiał z kimś przez
telefon, kiedy zobaczył, że szatynka nadchodzi.
- Zadzwonię, jak będę coś
wiedział. Cześć.- mruknął i rozłączył się.
- Czego chciałeś ode mnie?
Złożył ręce jak do modlitwy
i przyciągnął do ust.
- O co w tym wszystkim
chodzi? Dlaczego, jedna z aktorek próbuje się zabić, aktor jedzie po nią, mając
w dupie wszystko inne, drugi aktor wygląda, jakby mu ktoś w rodzinie umarł, a
jeszcze jedna aktorka zachowuje się jak cyborg? Co tu się do cholery stało?
- Życie - uśmiechnęła się
słodko.
- Bardzo zabawne.
Najbardziej dziwi mnie to, że to James jedzie za nią, a nie ty. Odkąd
przyjechałyście na plan i udzieliłyście zgody na ekranizację opowieści, którą
napisałyście, zachowywałyście się jak papużki nierozłączki. Jedna nie mogła
podjąć decyzji bez drugiej. A teraz, gdy twojej przyjaciółce coś grozi, stoisz
tu i uśmiechasz się krzywo. Co się dzieje?
- Powiedziałam ci już. To
jest prawdziwe życie i tyle.- wzruszyła ramionami.
Zrobił minę, jakby usłyszał
coś pierwszy raz w życiu.
- To jest, przepraszam, co?-
zapytał nadstawiając uszu.
- Wyczyść uczy to może wtedy
usłyszysz - warknęła.
- Ile masz lat?
- A ty?
- Ile masz lat?- ponowił
pytanie. Domyślała się, że musi mu o coś chodzić, po przecież dokładnie
wiedział, ile.
- Jestem dużo młodsza od
ciebie.
- Ile? Masz? Lat?
- Uważaj, bo ci żyłka
pęknie.
Popatrzył na nią znacząco.
Zobaczyła w jego oczach zmęczenie, trwogę, ale i cierpliwość. Wiedziała, że nie
odejdzie, do póki mu nie odpowie.
- Boże, 20. - jęknęła. - Tak
trudno sprawdzić w papierach?
- A ja mam 40. Dwa razy
tyle. I czy ty mówisz mi, jak wygląda prawdziwe życie?- zapytał, ignorując resztę
zdania.- Wiem, że dużo przeszłaś. Nie zmienia to faktu, że jesteś młoda i nie
rozumiesz jeszcze wszystkiego. W prawdziwym życiu, liczą się ludzie, nawyki i
uczucia. Wartości, takie jak rodzina, przyjaźń i miłość. TO jest prawdziwe
życie. To, co ty uważasz, za życie, to tylko jego urojenie. Nie masz jeszcze o
niczym pojęcia i obawiam się, że zrozumiesz swój błąd o wiele za późno.
- Skończyłeś? Nudzisz mnie.
Popatrzył na nią z
litościwym uśmiechem.
- Ostrzegałem cię.-
odpowiedział i odwrócił się do niej tyłem. Wziął ze stolika megafon i zawołał:
"Dzisiejsze zdjęcia odwołane! Sprawa nagła! Do jutra!"
Po czym szybko wziął telefon
do ręki.
- Maslow? Jesteś już tam? Jakby,
co, daj znać. Wezwę karetkę.- i mówiąc coś do komórki szybko oddalił się od
dziewczyny.
- Będzie mnie tu pouczał! -
oburzyła się. - Nie wiesz, co to prawdziwe życie. Sam nie wiesz, co to życie
staruchu jeden.
Wściekła ruszyła do
garderoby marudząc pod nosem.
- Zamieniłaś się w bezdusznego
cyborga. Nie poznaję cię. Jesteś inna. Pocałuj mnie w nos.
Już po około półgodziny
dziewczyna wyszła z autobusu. Szybkim krokiem doczłapała do mostku, na którym
niecałą dobę temu rozmyślała nad swoim życiem. Przerzuciła nogi przez barierkę i usiadła tam, gdzie wcześniej. Tym
razem jednak trzymała się tylko jedną ręką i była niebezpiecznie wychylona do
przodu. Mostek nie był wysoki, ale strumień był bystry, a dno pokryte ostrymi
kamieniami.
- Nie wiem, co
to jest życie, więc, po co mi one? Nie używam rzeczy, o których nic nie wiem.-
mruknęła pod nosem i wzięła głęboki oddech. Pomyślała o Jamesie. O jego oczach,
włosach, ustach. - Raz...
- Kochanie! -
usłyszała głośny krzyk Maslowa. - Nie rób tego!
Obróciła
gwałtownie głowę w stronę jego głosu.
- Nie rób tego!
- dobiegł do niej. - Proszę. Chodź tu do mnie.
- Chciałam...
Chciałam być twoją księżniczką. Chciałam żyć w kryształowym pałacu z dobrą
wróżką.- uśmiechnęła się pod nosem, po czym posmutniała.- Ale życie to nie
bajka. A ja tego nie rozumiem. Więc, po co mi ono? Przepraszam...
- Lilly. Życie
jest bajką - szepnął i złapał ją za rękę. - Jest bajką, którą sami piszemy. To
zależy od nas, o czym ona będzie i czy będzie miała szczęśliwe zakończenie.
Proszę, nie rób tego i pomóż mi napisać naszą wspólną bajkę.
- James, ja...
Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Jestem osobą, która miała trudne
dzieciństwo i wiele przeszła i to wszystko będzie się za mną ciągnąć. Nigdy nie
będę do końca normalna. Nie chcę, żebyś przez to ty cierpiał. Kocham cię i
uważam, że zasługujesz na kogoś o wiele lepszego...
- Nikt nie jest
lepszy od ciebie - szepnął i delikatnie przyciągnął do siebie. - A dzieciństwo?
To przeszłość. Z problemami zawsze sobie poradzimy tylko... Musimy trzymać się
razem, a wtedy wszystko przetrwamy. Zobaczysz. Proszę cię. Jeśli skoczysz ja
zrobię to z tobą. Nie potrafię wytrzymać bez ciebie sekundy, a co dopiero całe
życie.
- Jamie… Nie
potrafię wyobrazić sobie tego wszystkiego. Alex całkiem się zmieniła. Dzieją
się rzeczy, na które nie mam wpływu i przeraża mnie to. Nie radzę sobie z tym,
więc chcę uciec. Jestem tchórzem. Nie rozumem tego, co dzieje się wokół mnie.
Chciałabym całe życie spędzić tak, jak wczorajszą noc. Leżeć na łące, obok
rzeki i snuć bajkowe opowieści z tobą. Ale za każdym razem, kiedy o tym myślę,
ktoś lub coś z całą siłą i mocą przypomina mi, że to nie jest sen. To nie
bajka. To nie marzenie. To jest prawdziwe życie i to wszystko jest nie możliwe…
- Skarbie...
Życie jest bajką złożoną ze zdarzeń, stworzonych przez nas samych. To od nas zależy,
co z nim zrobimy i czy będziemy szczęśliwi. Może nie wiem zbyt wiele, ale wiem
jedno. Alex nigdy nie będzie szczęśliwa, bo żyje w kłamstwie. Oszukuję samą
siebie, że żyje w rzeczywistości. Wcale tak nie jest. Ona ciągle żyje
marzeniami. Nigdy to się nie zmieniło.
- Ale ja nie mam
na to wszystko siły...- zaszlochała i bezwładnie osunęła się na barierkę. Była
przemęczona, a łzy rzęsiście spływały jej po policzkach.
- Chodź tu -
szepnął i przyciągnął ją do siebie. Mocno przytulił. - Jesteś silna i dasz
radę. Pokonasz każdą przeszkodę. A jeśli zaczniesz spadać złapię cię, ale jeśli
mi się to nie uda, skoczę za tobą być obok ciebie w każdej chwili życia.
Dlatego, że cię kocham i zawsze ci pomogę... W każdej sytuacji.
- Przepraszam.-
szepnęła i oparła się o niego. Wtuliła twarz w jego ramię.
- Nie masz, za
co kochanie. Nie masz, za co. - szepnął i zaczął gładzić po głowie. Poczuła,
jak uginają się pod nią kolana. Była padnięta i do tego te wszystkie
wrażenia...
- Nie chcę
wracać na plan. Nie chcę jechać do Anglii.- szepnęła i zaczęła lekko zsuwać się
w dół.
- Chodź - wziął
ją na ręce. - Zabiorę cię do siebie i tam się wyśpisz i odświeżysz, a potem zobaczymy,
co dalej. Okay?
- Mhm. Kocham
cię.- powiedziała cicho.
- Ja ciebie też
- cmoknął ją w czoło i ruszył do samochodu.
Kiedy chłopak
dotarł do auta dziewczyna już spała. Delikatnie ułożył ją na przednim siedzeniu
i cicho zamknął drzwi. Od razu wybrał numer do reżysera.
- Hej Roger. Z
Lilly wszystko jest dobrze. Zabiorę ją do siebie, żeby wypoczęła i spróbuję
jakoś załagodzić tą całą kłótnię między nią, a Alex. Póki, co nikomu nie mów,
że jest u mnie. I nie martw się. Wszystko będzie okay.
- Dobra. Czyli
żyjecie. Jakby coś się działo, to daj znać.- odpowiedział.
- Jasne. Na razie
- rzucił i się rozłączył.
Po cichu wsiadł
do auta i odpalił samochód. Pojechał prosto, do swojego mieszkania.
W czasie, kiedy
James dotarł do Lilly i zabrał ją do domu, szatynka zdążyła wrócić do hotelu.
Zakluczyła się i zjechała po drzwiach wejściowych. Zamknęła oczy, a po chwili
ukazał się jej obraz matki, która zmarła, gdy miała trzynaście lat. Brakowało
jej matczynej miłości i opieki. To wszystko ją przerosło już siedem lat temu.
Straciła całe swoje życie. To właśnie wtedy zamieszkała ze swoim chorym
psychicznie ojcem, który był potworem. Madison była dla niej wybawieniem. To
właśnie wtedy szczęście ją opuściła i przestała w nie wierzyć. Po jej
policzkach zaczęły spływać łzy. Zdała sobie sprawę, że zamieniła się w ojca.
Brakowała tylko, żeby...
Siedziała na
podłodze i płakała z bezsilności. Nie wiedziała już kompletnie, co ma robić. W
pewnej chwili podniosła się i weszła do łazienki. Ściągnęła spodnie i
wyciągnęła żyletkę. Przyłożyła ją do ud i szybkim ruchem przecięła skórę.
Wykonała tą samą czynność po kilka razy na obu nogach. Kiedy siedziała we
własnej krwi rzuciła żyletką o lustro co spowodowało jego pęknięcie. Delikatnie
podkuliła nogi pod siebie i ponownie zaczęła płakać. Jej przezroczyste łzy
łączyły się z czerwoną krwią, która sączyła się z jej obu nóg. Siedziała na podłodze
tak długo aż z transu nie wyrwał jej telefon. Spojrzała na wyświetlacz...
Carlos... Na widok jego uśmiechniętej twarzy przestraszyła się, ale i
ucieszyła. Próbowała się ogarnąć, ale kiedy to zrobiła dzwonek ucichł.
Bezlitosna i zła na siebie wybuchła głośnym płaczem.
"Ona mnie
nienawidzi...", przypomniał sobie i szybko się rozłączył. Jego oczy,
przez chwile rozświetlone, ponownie przygasły. Poczuł się, jakby ktoś podszedł
i wyrwał mu serce z piersi, a on nie mógł zaprotestować. Nie chciał protestować.
Pragnął, aby na prawdę ktoś przyszedł i odebrał mu życie. Nie potrzebował go.
Nie bez niej. Nie rozumiał, co się z nią działo, ale wiedział, że ona
potrzebuje pomocy. Tylko, co z tego, skoro ona go nie chce? Nie chce jego
pomocy, jego rozmowy, jego miłości... Przecież nie będzie się jej pchał i
narzucał. To jej życie i nie ma w nim dla niego miejsca...
Z tą myślą
doszedł do mieszkania. Machinalnie zamknął za sobą drzwi i usiadł na kanapie.
Pomyślał, że mógłby włączyć jakąś grę, albo film, ale jakoś... Nie chciał.
Patrzył się w ścianę, jakby była zapierającym dech w piersiach dziełem sztuki i
nie miał siły odwracać od niej wzroku, czy chociażby mrugnąć. Wszystkie jego
marzenia odpłynęły i stał się pusty w środku.
Nagle z
zamyślenia wyrwały go wibracje telefonu. Z trudem spojrzał na wyświetlacz.
Numer "James" dobijał się natarczywie. Olał to i wrócił do swoich
myśli. Zastygł w bez ruchu na wiele, wiele godzin.
Świetne :) Czekam nn :)
OdpowiedzUsuńNajdłuższa jednorazówka 4ever xD Ale czemu tyle zła? :o świat marzeń jest zagrzebisty i nikt mi go nie odbierze -,- słyszysz świecie! Nie dasz rady ~! buahahhahahahahahah O.O Czekam :*
OdpowiedzUsuńŚwietna część . ♥ Bardzo mi się podoba . Czekam z niecierpliwością na nn.;**
OdpowiedzUsuńPaaati . *.*