sobota, 15 czerwca 2013

I... Cięcie! cz.6


Brunetka przeszła kilka przecznic i wsiadła do autobusu, który wywiózł ją na przedmieścia. Tam, piechotką doszła do starego mostu nad małą rzeczką. Uwielbiała tam siedzieć. Mało, kto tam chodził, dzięki czemu mogła oddać się rozmyślaniu, marzeniom... Rozejrzała się wokół i nie widząc żywej duszy przerzuciła nogi przez barierkę. Usiadła na skraju kamienia i oparła się o filar. Nogi spuściła w dół. Głęboko westchnęła.
Nie wiedziała nic. Zawsze ufała swojej intuicji, ale tym razem bardzo się bała. Nie chciała zostać sama, ale nie chciała też zatrzymywać Alex. Do tego James, koniec zdjęć i powrót do Anglii... Miała tak mało czasu, a tak wiele decyzji do podjęcia. Nawet nie zauważyła, gdy zaczęło zmierzchać.
- James będzie zły.- mruknęła pod nosem. Wyciągnęła z kieszeni telefon. Nie myliła się. Dwadzieścia nie odebranych połączeń. Nie miała siły z kimkolwiek rozmawiać, więc wystukała na klawiaturze: "Zasiedziałam się. Nie martw się. Zobaczymy się jutro. Kocham cię xoxo". Po chwili otrzymała odpowiedź:
" Skarbie gdzie ty jesteś? Dlaczego dopiero jutro? "
Westchnęła i uśmiechnęła się lekko.
"Nie martw się. Za miastem. Myślę. Nie wiem, kiedy wrócę a nie chcę, żebyś czekał."
"Przyjadę po ciebie. Jest już ciemno, bezsensu, żebyś wlokła się autobusem"
„ Nie wiem, KIEDY wrócę. Nie trzeba. Kocham cię."
"Na pewno? Martwię się o ciebie L "
" Nie musisz. Wszystko jest w porządku. Jeśli to cię uspokoi, to jestem 10 km na północ od LA."
" Przyjadę po ciebie J Daj tylko znać. Kocham cię ;* "
"Też cię kocham ;* "
Uśmiechnęła się pod nosem i odłożyła telefon. Czyli kolejny problem się rozwiązał. Wiedziała mniej więcej, co chce zrobić, ale było jej tak dobrze. Delikatny szum strumyka, ciepły wiatr i spokój wpływały na nią kojąco. Zapomniała o wszystkim. Oparła głowę o kamienny filar i przymknęła oczy.
Siedziała tak jeszcze długi czas, do póki nie usłyszała warkotu zbliżającego się auta.
Chłopak jechał po woli by nie przegapić czasami dziewczyny. W pewnym momencie zobaczył brunetkę. Szybko wysiadł z auta i do niej podbiegł. Kucnął o obok niej i chwycił za ramiona.
- Skarbie. Wszystko w porządku?
- Co? Tak, przecież mówiłam, że wszystko jest ok.- mruknęła i przetarła oczy. Chwyciła się barierki i wstała, po czym przeskoczyła przez nią na drogę.
- Jest już grubo po północy i nie dawałaś znać - dołączył do niej. - Myślałaś, że nie będę się martwił?
- Szczerze? Miałam nadzieję, że nie. Powiedziałam ci, że nie wiem, kiedy wrócę...
- Posłuchaj. - powiedział poważnie i przycisnął ją do samochodu. - Zawsze, ale to zawsze będę się o ciebie martwił. Nawet jak mi powiesz, że nie mam to i tak będę się martwił. Kocham cię i nie pozwolę, żeby ci się coś stało.
- Nie planowałam niczego głupiego...- mruknęła.
- Nie chodzi mi oto. Dobrze wiesz, że każdy może cię skrzywdzić. Nawet obcy człowiek, a ja nie chcę. Nie chcę, żebyś cierpiała.
Uśmiechnęła się do niego.
- Rozumiem. Po prostu... Potrzebowałam takiej chwili samotności. Następnym razem powiem ci gdzie będę i o której wrócę, okay? Kocham cię.- cmoknęła jego policzek.
- Okay. Ja ciebie też - mruknął i lekko musnął jej usta.
- Nie gniewaj się na mnie, a tu... Tu jest tak pięknie.- szepnęła i skierowała wzrok w stronę rzeki. Nad nimi świecił księżyc w kształcie rogalika, oraz wiele gwiazd. Przy warkocie silnika nie słychać było szumu wody... - Zgaś samochód. Coś ci pokażę…
Chłopak nic nie powiedział tylko wykonał prośbę dziewczyny i do niej wrócił.
Chwyciła go za dłoń i zeszła z mostu. Potem po woli zeszli po wale i usiedli zaraz przy brzegu. Lilly położyła się i gestem pokazała, żeby zrobił to samo.
- Co chcesz mi pokazać? - zapytał i położył się obok niej.
- Popatrz w górę. Gwiazdy i księżyc tak pięknie tu świecą. W LA takich nie zobaczysz... Posłuchaj szumu wody... To tak, jakby ktoś nucił kołysankę. Przez chwilę o niczym nie myśl i zatrać się w tym.- powiedziała cicho obserwując niebo.
- Skarbie…- szepnął po chwili i na nią spojrzał.
- Tak?- zapytała patrząc w jego oczy.
- Nie muszę tego robić, bo to wszystko czuję, widzę, kiedy tylko jesteś w pobliżu.- szepnął. - Gwiazdy w twoich oczach, które ślicznie komponują z twoja ciemniutką cerą. Usta są jak dwie dojrzałe truskawki. A głos należy do anioła, którym jesteś.
Uśmiechnęła się i zarumieniła.
- James...
- Hmm?
- Kocham cię.- szepnęła i przysunęła do niego. Pochyliła się nad jego twarzą i złożyła na jego ustach pocałunek. Nieśpieszny i delikatny.
Chłopak delikatnie i stanowczo odwzajemniał pocałunki dziewczyny. Sprawiały mu taką przyjemność.
Na chwilkę się odsunęła. Spojrzała w jego oczy... Te piękne, hipnotyzujące oczy...
- Teraz mam już pewność. Nie boję się. Kocham cię i ufam ci.- szepnęła.
- Ja ciebie też - szepnął.
Uśmiechnęła się promiennie i ponownie go pocałowała. Tym razem mocniej, zachłanniej...



Carlos dosyć mocno przekraczał dozwoloną prędkość. Już nie mógł doczekać się, gdy dojedzie do szpitala. Całe tylne siedzenie miał zawalone przeróżnymi rzeczami, które zamierzał wykorzystać. Postanowił, że przypomni Alex, jaki świat jest piękny. Ostro zahamował i zaparkował pod budynkiem. Wyszedł z samochodu i zebrał wszystkie potrzebne przedmioty do dwóch kartonowych pudeł. Następnie zamknął auto i szybkim krokiem przemierzył korytarz. Podszedł do drzwi sali, w której leżała jego dziewczyna i zapukał w nie.
- Tak? - zaśmiała się. Sama nie wiedziała, dlaczego, ale śmiała się.
Carlos nie zgrabnie wszedł do pomieszczenia i balansując kartonami, nogą zamknął drzwi. Odstawił pakunki na podłodze i westchnął z ulgą.
- A tobie, co?
- A... Wiesz, w kręgosłupie trochę łupie...- jęknął jak stary dziadek.
- Staruch.
- Dziękuję, młoda damo.- wyszczerzył się i zaczął opróżniać pudła.
- A po co ci to?
- Mi? Po nic. Tobie? Po wiele.- uśmiechnął się tajemniczo.
- To znaczy? - spojrzała na niego zdziwiona.
- Tutaj jest wszystko, co może cię zaciekawić. Muzyka, filmy, książki, rysunki, kartki, kredki, farby, notesy, długopisy, gazety... Wszystko, co może się przydać. Kiedyś żyłaś marzeniami. Pisałaś, śpiewałaś... Możemy do tego wrócić. Zobaczymy, czy nadal daje ci to ukojenie i radość.
- Wiesz, że jesteśmy w szpitalu?
- Dzień dobry pani Alex... A co tu się dzieje? - do sali weszła pielęgniarka.
- Eeee... Zapewniam jej rozrywkę.- odpowiedział Carlos.
- A pan to? Z resztą nie ważne - machnęła ręką i podała dziewczynie kartkę z wypisem. - Może pani wyjść, ale jutro musisz się zgłosić na kontrolę.
- Dobrze. Dziękuję - uśmiechnęła się, a pielęgniarka wyszła.
- Ej no! Nie mogli powiedzieć, zanim to wszystko tutaj przytargałem?- jęknął.
- Masz pecha - wystawiła mu język i założyła jeansy. - Teraz to wynieś.
Wyburczał pod nosem coś, co brzmiało jak "chamstwo", po czym ułożył jedno pudło na drugim i poczekał na dziewczynę.
- Okay. Idziemy - powiedziała  i razem wyszli ze szpitala. Już po chwili siedzieli w aucie.
Cały czas patrzyła w okno i się nie odzywała. Nawet, kiedy zadawano jej pytanie.
- Hej, słyszysz mnie?- zapytał w końcu Carlos i jedną ręką machnął jej przed twarzą.
- Hmm? Mówiłeś coś? - spojrzała na niego jak wyrwana z transu.
- Tak. Przez pół drogi. Ale nie szkodzi. Pytałem, czy dasz się jutro gdzieś wyciągnąć.
- Jutro? Nie. Przepraszam.
- Czemu?- zapytał zasmucony.
- Szczerze? Nie mam ochoty na ŻADNE spotkania. Przepraszam, ale mam trochę spraw do załatwienia.
- Aha, okay... Ale dodajesz mi jeden dzień do tych dwóch, skoro jutro nie chcesz się ze mną widzieć.- zastrzegł.
- O ile ich starczy - mruknęła bardziej do siebie niż do niego i wróciła do wpatrywania się w szybę.
- Co?- zapytał zdziwiony.
- Hmm? Nic, a co?
- Słyszałem. Powiedziałaś: "O ile ich starczy". W jakim sensie?
- W żadnym. Tak mi się powiedziało.- mruknęła nie patrząc na niego.  
- Nie mówisz mi prawdy...
- W jakim znowu sensie? - westchnęła.
- Odwracasz głowę. Powiedz mi proszę, o co chodzi.
- O nic. - popatrzyła na niego. - To już głowy nie można odwrócić?
Chłopak nie patrząc na nią ostro zakręcił. Zatrzymał samochód obok parku i spojrzał prosto w jej oczy.
- Słucham.
- Czego znowu?
- Powiedz mi, o co ci chodziło, bo na pewno nie powiedziałaś tego od tak, od niechcenia. Jeśli mamy się poznać, nie możemy się okłamywać i zatajać informacji. O co chodzi?
- Planuję wyjechać dwa dni wcześniej. Zadowolony?
Przez chwile się nie odzywał.
- Dlaczego?
- Bo tak. Jedziemy?
- Nie. Dlaczego?
- Bo tak chcę. Proste, logiczne i zrozumiałe.
- Nie. Nie zrozumiałe. Dlaczego?
- Bo chcę! - podniosła głos. - Jedź.
Zacisnął szczękę i ruszył dalej. Podwiózł ją pod dom.
- Dziękuję - dodała bez uczuć i wysiadła. Ruszyła do hotelu.
- Poczekaj!- zawołał i wysiadł z samochodu. - Mam prośbę.
- Jaką? - odwróciła się z wielką łaską.
Szybko do niej podszedł i nie zważając na zdziwienie malujące się na jej twarzy, pocałował ją. Mocno i namiętnie. Po kilku sekundach odsunął się.
- Wybacz. Rozumem, że wyjeżdżasz i że przez to kontakt się urwie. Rozumiem, że możesz mnie nie kochać. Po prostu... Chciałem... Przed rozstaniem chciałem tego spróbować.- wyjaśnił i odwrócił się. Ruszył do auta.
- Czego? - zapytała. - Już nic nie rozumiem.
- To witaj w moim świecie.- rzucił i wsiadł za kółko.
- Spoko - zrezygnowana weszła na górę. Pierwsze co zrobiła to wzięła tabletki, a następnie położyła się spać. Spała jak zabita w ubraniu.



Carlos nie wiedział, co ma myśleć. Mknął drogami ogarniętego wieczornym mrokiem Los Angeles. Podjechał pod swoje mieszkanie. Zaparkował wóz i wybiegł z niego z prędkością torpedy. Wbiegł do siebie. Przez chwile stał w przedpokoju. Poczuł, jakby cała siła go opuściła. Ledwie dowlekł się do kanapy, kiedy na nią padł. Nie rozumiał już nic. Całkowicie nic. Ale bez niej czuł się pusty. Wydrążony. Jakby świat stracił kolory.
- Jak ja to przeżyję?- mruknął pod nosem, po czym powoli odpłynął do krainy Morfeusza.



Dziewczyna leżała na trawię. James położył głowę na jej brzuchu, dzięki czemu jedną dłonią mogła gładzić jego policzek, a drugą wskazywać mu konstelacje gwiezdne. Chłopak rozkoszował się tym dotykiem. Z zaciekawieniem słuchał opowieści Lilly na temat mitycznych bohaterów, magicznych zwierząt lub wojowników, którzy po wielu trudach otrzymali swe należne miejsce wśród gwiazd. Po jakimś czasie jej opowieści zmieniły tor i wsłuchiwał się w historię o wróżkach, czarach i zaklętych królewnach. Brunetka opowiedziała mu o swoich ulubionych baśniach i przyznała, że nigdy nie przestała wierzyć w magię.
- Taka już jestem. Dziecinna. Alex często ma mi to za złe...
- Nie jesteś dziecinna.- uśmiechnął się zalotnie. - Alex nie powinna w ogóle się ciebie czepiać oto, że masz swój świat. Piękny i pełen magii.
- Bajkowy i nie realny. I to jest złe. Czasem powinnam wrócić do prawdziwego życia, a nadal siedzę w gwiazdach...
- Po co chcesz wracać? - spojrzał na nią zdziwiony. - W realu nie da się żyć. Spójrz na Alex. Żyje w realu i co? Ma same problemy, a ty? Jesteś zawsze uśmiechnięta, radosna i pełnia życia. Wiesz, co powiedzieć, nawet, kiedy nie wiesz. Kocham cię ze względu na to, w jakim świecie żyjesz, i... Wolałbym, żebyś nigdy nie wracała do rzeczywistości. Wtedy już nie będziesz tak piękna i pełnia życia jak teraz. Będziesz normalna i... No... Nuda... Teraz jesteś ekscytująca i pełna tajemnic, które chcę odkryć. Jesteś dla mnie zagadką, bardzo seksowną zagadką, którą kocham nad życie i nigdy nie pozwolę, żeby się smuciła. Za bardzo mi na tobie zależy, tak samo jak na twoim szczęściu. Obiecuję, że nie zabraknie ci powodów do śmiechu, a ja w ten sposób będę mógł oglądać twój boski uśmiech i słuchać twojego anielskiego głosu. Kocham cię skarbie najcenniejszy na całym tym ponurym świcie. Kocham cię, bo ty, jedna rozjaśniasz moje całe życie, samy swoim życiem obok mnie.
- Hah, czyli gdyby nie to, że jestem chora psychicznie, dziecinna i nie normalna, byłabym nudna?- zapytała ze śmiechem.
- Dokładnie - lekko musnął jej usta. - Za to między innymi cię kocham i będę przez całe życie.
- Dzięki. Jakoś od razu mi lepiej.- wywróciła oczami i zachichotała.- Też cię kocham. Kochałam i kochać będę.- także musnęła jego wargi.- Ale pamiętaj. To, że zawsze jestem uśmiechnięta i radosna, nie zawsze znaczy, że tak jest.
- Dlatego masz mnie. Zawsze ci pomogę i... Oddam za ciebie życie, jeśli będzie taka potrzeba.
- Nie dramatyzuj skarbie.- zaśmiała się.- Przecież w bajkach nie ma śmierci. Książe odnajduje swoją księżniczkę, a później żyją długo i szczęśliwie w kryształowym zamku pod opieką dobrej wróżki...
- Czyli my tak też będziemy żyć.- szepnął i wstał. Wziął dziewczynę na ręce i ruszył do samochodu. - A teraz książę zawiezie cię do domu, bo za trzy godziny mamy być w studiu, a nie możesz tam jechać z trawą w twych cudnych włoskach.
-Nieee.... Dobrze mi tu jest. Książe nie wie, że w piękne, gwieździste noce, księżniczka zmienia się w driadę i umyka ludzkim spojrzeniom.- zaśmiała się i wyrwała z uścisku. Miękko wylądowała, po czym poderwała się do biegu i zaczęła przed nim uciekać.
- Małpo ty jedna! Czekaj! - pobiegł za nią.
- Nie widzę tu małp, no chyba, że człekokształtny Książe się zalicza!- zaśmiała się i ruszyła slalomem między kilkoma drzewami rosnącymi nieopodal.
- Ej, ja nie wyrobię tu! - zaśmiał się i powoli zaczął przyśpieszać.
- Aaaaaaaaaaa!- pisnęła, gdy w końcu ją dopadł.
- I co? Nadal będziesz uciekać księciu? - wymruczał jej do ucha.
- To zależy...- zaśmiała się, gdy nagle oślepiło ją białe światło latarki.
- Hej! Co tu się wyprawia?! Proszę zostawić tą dziewczynę w spokoju!!!- krzyczał jakiś straszy mężczyzna grożąc Jamesowi drewnianą laską.
- C... C... Co? - przymrużył oczy. - A pan to kto?
- Gwałcicielu! Ja ci dam! Piękne dziewczyny porywać!- wołał dziadek biegnąc w ich stronę.
- Uciekamy! - krzyknął James i złapał dziewczynę za rękę. Pędem ruszył do samochodu.
Ona wyrwała mu się z uścisku.
- Proszę pana! Spokojnie! On nie jest gwałcicielem. Nic się nie dzieję. Przepraszam bardzo za piski...- zawołała w momencie, gdy mężczyzna do nich dobiegł. Nieufnie zmierzył wzrokiem bruneta. Ten schował się delikatnie za dziewczyną.
- Ale na pewno? Wie pani... Na pewno?
- Na pewno. Bardzo dziękuję za troskę. Proszę się nie martwić. To mój kuzyn. Jest trochę niezrównoważony i mnie wystraszył. To dla tego krzyczałam. Już będziemy iść. Bardzo przepraszam za hałas...- uśmiechnęła się najbardziej ujmująco, jak potrafiła, a jej oczy wyrażały skruchę.
- Eh... No dobrze. Ale gdyby coś się działo, proszę wołać.- ukłonił się przed brunetką i posłał Jamesowi spojrzenie z tych "Obserwuję cię". Kiedy tylko się oddalił Lilly popatrzyła na chłopaka i cicho się zaśmiała.
- To nie jest śmieszne
- Masz racje. To jest bardzo śmieszne.- odpowiedziała i zaczęła śmiać się głośniej.
- Ha ha ha...  - mruknął i udał nafochane dziecko. Z uniesioną głową ruszył w drogę powrotną.
- A oto i nasz książę się focha.- zachichotała, po czym ruszyła za chłopakiem. Przebiegła obok i stanęła dokładnie przed nim, zagradzając mu drogę. - Na pocieszenie ci powiem, że gdybyś był gwałcicielem, to nie krzyczałabym głośno.- powiedziała siląc się na powagę.
- Serio?
- Serio serio.- odpowiedziała, kiwając potwierdzająco głową. Złapała go za dłonie.
- Cieszę się bardzo, ale teraz muszę cię odstawić do domu - uśmiechnął się.
- Eh... Na prawdę? Tu jest tak pięknie.- szepnęła, tęsknym wzrokiem podziwiając rzekę oraz horyzont, który zabarwił się już na różowo.
- Niestety tak, ale przecież możemy tu wrócić jutro... To znaczy dzisiaj.- zaśmiał się lekko.
- Obiecujesz?- zapytała patrząc na niego z podniesioną brwią.
- Słowo Maslowa - puścił jej oczko. - Chodź kochanie, bo jest... - spojrzał na zegarek w telefonie. - Dokładnie 5:30.
- Rany. No dobra.- uśmiechnęła się i pocałowała go.
- Mmmm.. - mruknął kiedy się już odsunęli od siebie.
- Żegnaj kraino baśni. Witaj szara rzeczywistości.- jęknęła, po czym spojrzała na twarz bruneta.- No może nie koniecznie taka szara...
- Chodź - delikatnie ją objął i powolnym krokiem prowadził do samochodu.
Chłopak odwiózł ją pod hotel. Umówili się, że zobaczą się na planie. Brunetka pocałowała go i wyszła z samochodu. Skierowała się do mieszkania. Po wejściu zajrzała w lustro stojące w przed pokoju i mimo woli, zaśmiała się. Wyglądała jak jakaś leśna wróżka - cała w liściach, trawie i kwiatach z rozczochranymi włosami. Postanowiła napić się kawy i wziąć prysznic. Kiedy przekroczyła próg kuchni, zamarła. Przy blacie stała szatynka, sącząc kawę.  
- Coś nie tak? - zapytała i wzięła kolejnego łyka kawy. Była ubrana w TO. ( http://allani.pl/zestaw/627218 )
Lilly otrząsnęła się z szoku i przybrała obojętny wyraz twarzy.
- Owszem. Liczyłam na to, że mieszkanie mam dla siebie.- odpowiedziała.
- Nie martw się. Jutro już będziesz sama- mruknęła uśmiechając się słodko.- Będziesz mogła robić co chcesz, bo mnie już nie zobaczysz.
- Jak nie zobaczę? Za tydzień mamy lot.
- Ty masz - mruknęła. - Mała zmiana planów.
Brunetka zrobiła się cała czerwona.
- Nie! Nie ma żadnej zmiany! Mam tego dosyć! Czemu wszystko ustalasz beze mnie?! Czuję się jak jakieś czteroletnie dziecko, któremu tylko mówi się, co ma robić i tyle! Nic oprócz tego. A ja żyję! Jestem pełnoletnia i jestem twoją przyjaciółką! Przyjechałyśmy tu razem, a ty traktujesz mnie jak śmiecia!
- Jak zrozumiesz, co to jest życie, to wtedy pogadamy.- warknęła i wzięła swoje tabletki, a następnie wyszła trzaskając drzwiami.
Poczuła, że miękną jej kolana. Usiadła na podłodze i zalała się łzami. Wpadła w nieopanowaną histerię. Wszystkie uczucia, które do tej pory tłumiła, wybuchy ze zdwojoną mocą. Przez chwile czuła żal i niemoc. Była bezsilna. Wkrótce potem, wszystkie uczucia przyćmiła wściekłość. Chwyciła za telefon. Najpierw napisała do Jamesa: "Skarbie, spóźnię się odrobinę. Muszę wziąć porządny prysznic ;) Kocham cię ;* ", a następnie do Alex: "Proszę cię bardzo. Chcesz, żebym zrozumiała, co to jest życie, na twoich warunkach. Racja. Już nigdy się nie zobaczymy. Podobno życie docenia się, gdy możesz je stracić. Zobaczymy, czy je zrozumiem i docenię, czy może jednak nie. Nie mów nikomu."  
Palcami rozczesała włosy i wkładając telefon do kieszeni wybiegła z hotelu. Było jeszcze wcześnie, więc prawie nie było ludzi. Mknęła bocznymi uliczkami. Byle dalej. Miała zamiar skończyć to wszystko.



- JAMES!!! - darła się Alex idąc przez cały plan. – JAMES!!!
- Co?
- Wiesz, że Lilly chce się zabić? - zapytała jak gdyby nic.
- CO?! Dlaczego?!
- A bo ja wiem? Napisała mi tylko, że chce się zabić.- wzruszyła ramionami.
- I ty to tak spokojnie mówisz?!
- A co? Mam płakać, bo dzidzia chce się zabić? Proszę cię.- prychnęła.
- Jesteś... Aght... Nie ważne - warknął i wybiegł ze studia. Szybko wsiadł w samochód i pojechał w miejsce gdzie prawdopodobnie chciała się zabić Lilly.
- Co za ludzie - jęknęła i wywróciła oczami. Powolnym krokiem ruszyła do garderoby.
Przez te ostatnie dni uleciały z niej jakiekolwiek uczucia. Już nie kochała, nie cierpiała, nie czuła... Po prostu była jak maszyna stworzona bez żadnych uczuć i do zabijania marzeń, ludzi... Nie była tą samą osobą, co kilka dni temu. Zmieniła się w bezduszną istotę. Tylko, dlaczego?
Kiedy siedziała na kanapie, patrząc się w pustkę, usłyszała pukanie.
- Czego? - jęknęła, a drzwi się lekko uchyliły i wyjrzał przez nie Max.
- Roger prosi, żebyś przyszła.
- Już idę - mruknęła i niezadowolona ruszyła do reżysera.
Rozmawiał z kimś przez telefon, kiedy zobaczył, że szatynka nadchodzi.
- Zadzwonię, jak będę coś wiedział. Cześć.- mruknął i rozłączył się.
- Czego chciałeś ode mnie?
Złożył ręce jak do modlitwy i przyciągnął do ust.
- O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego, jedna z aktorek próbuje się zabić, aktor jedzie po nią, mając w dupie wszystko inne, drugi aktor wygląda, jakby mu ktoś w rodzinie umarł, a jeszcze jedna aktorka zachowuje się jak cyborg? Co tu się do cholery stało?
- Życie - uśmiechnęła się słodko.
- Bardzo zabawne. Najbardziej dziwi mnie to, że to James jedzie za nią, a nie ty. Odkąd przyjechałyście na plan i udzieliłyście zgody na ekranizację opowieści, którą napisałyście, zachowywałyście się jak papużki nierozłączki. Jedna nie mogła podjąć decyzji bez drugiej. A teraz, gdy twojej przyjaciółce coś grozi, stoisz tu i uśmiechasz się krzywo. Co się dzieje?
- Powiedziałam ci już. To jest prawdziwe życie i tyle.- wzruszyła ramionami.
Zrobił minę, jakby usłyszał coś pierwszy raz w życiu.
- To jest, przepraszam, co?- zapytał nadstawiając uszu.
- Wyczyść uczy to może wtedy usłyszysz - warknęła.
- Ile masz lat?
- A ty?
- Ile masz lat?- ponowił pytanie. Domyślała się, że musi mu o coś chodzić, po przecież dokładnie wiedział, ile.
- Jestem dużo młodsza od ciebie.
- Ile? Masz? Lat?
- Uważaj, bo ci żyłka pęknie.
Popatrzył na nią znacząco. Zobaczyła w jego oczach zmęczenie, trwogę, ale i cierpliwość. Wiedziała, że nie odejdzie, do póki mu nie odpowie.
- Boże, 20. - jęknęła. - Tak trudno sprawdzić w papierach?
- A ja mam 40. Dwa razy tyle. I czy ty mówisz mi, jak wygląda prawdziwe życie?- zapytał, ignorując resztę zdania.- Wiem, że dużo przeszłaś. Nie zmienia to faktu, że jesteś młoda i nie rozumiesz jeszcze wszystkiego. W prawdziwym życiu, liczą się ludzie, nawyki i uczucia. Wartości, takie jak rodzina, przyjaźń i miłość. TO jest prawdziwe życie. To, co ty uważasz, za życie, to tylko jego urojenie. Nie masz jeszcze o niczym pojęcia i obawiam się, że zrozumiesz swój błąd o wiele za późno.  
- Skończyłeś? Nudzisz mnie.
Popatrzył na nią z litościwym uśmiechem.
- Ostrzegałem cię.- odpowiedział i odwrócił się do niej tyłem. Wziął ze stolika megafon i zawołał: "Dzisiejsze zdjęcia odwołane! Sprawa nagła! Do jutra!"
Po czym szybko wziął telefon do ręki.
- Maslow? Jesteś już tam? Jakby, co, daj znać. Wezwę karetkę.- i mówiąc coś do komórki szybko oddalił się od dziewczyny.
- Będzie mnie tu pouczał! - oburzyła się. - Nie wiesz, co to prawdziwe życie. Sam nie wiesz, co to życie staruchu jeden.
Wściekła ruszyła do garderoby marudząc pod nosem.
- Zamieniłaś się w bezdusznego cyborga. Nie poznaję cię. Jesteś inna. Pocałuj mnie w nos.



Już po około półgodziny dziewczyna wyszła z autobusu. Szybkim krokiem doczłapała do mostku, na którym niecałą dobę temu rozmyślała nad swoim życiem. Przerzuciła nogi przez barierkę i usiadła tam, gdzie wcześniej. Tym razem jednak trzymała się tylko jedną ręką i była niebezpiecznie wychylona do przodu. Mostek nie był wysoki, ale strumień był bystry, a dno pokryte ostrymi kamieniami.
- Nie wiem, co to jest życie, więc, po co mi one? Nie używam rzeczy, o których nic nie wiem.- mruknęła pod nosem i wzięła głęboki oddech. Pomyślała o Jamesie. O jego oczach, włosach, ustach. - Raz...
- Kochanie! - usłyszała głośny krzyk Maslowa. - Nie rób tego!
Obróciła gwałtownie głowę w stronę jego głosu.
- Nie rób tego! - dobiegł do niej. - Proszę. Chodź tu do mnie.
- Chciałam... Chciałam być twoją księżniczką. Chciałam żyć w kryształowym pałacu z dobrą wróżką.- uśmiechnęła się pod nosem, po czym posmutniała.- Ale życie to nie bajka. A ja tego nie rozumiem. Więc, po co mi ono? Przepraszam...
- Lilly. Życie jest bajką - szepnął i złapał ją za rękę. - Jest bajką, którą sami piszemy. To zależy od nas, o czym ona będzie i czy będzie miała szczęśliwe zakończenie. Proszę, nie rób tego i pomóż mi napisać naszą wspólną bajkę.
- James, ja... Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Jestem osobą, która miała trudne dzieciństwo i wiele przeszła i to wszystko będzie się za mną ciągnąć. Nigdy nie będę do końca normalna. Nie chcę, żebyś przez to ty cierpiał. Kocham cię i uważam, że zasługujesz na kogoś o wiele lepszego...
- Nikt nie jest lepszy od ciebie - szepnął i delikatnie przyciągnął do siebie. - A dzieciństwo? To przeszłość. Z problemami zawsze sobie poradzimy tylko... Musimy trzymać się razem, a wtedy wszystko przetrwamy. Zobaczysz. Proszę cię. Jeśli skoczysz ja zrobię to z tobą. Nie potrafię wytrzymać bez ciebie sekundy, a co dopiero całe życie.
- Jamie… Nie potrafię wyobrazić sobie tego wszystkiego. Alex całkiem się zmieniła. Dzieją się rzeczy, na które nie mam wpływu i przeraża mnie to. Nie radzę sobie z tym, więc chcę uciec. Jestem tchórzem. Nie rozumem tego, co dzieje się wokół mnie. Chciałabym całe życie spędzić tak, jak wczorajszą noc. Leżeć na łące, obok rzeki i snuć bajkowe opowieści z tobą. Ale za każdym razem, kiedy o tym myślę, ktoś lub coś z całą siłą i mocą przypomina mi, że to nie jest sen. To nie bajka. To nie marzenie. To jest prawdziwe życie i to wszystko jest nie możliwe…
- Skarbie... Życie jest bajką złożoną ze zdarzeń, stworzonych przez nas samych. To od nas zależy, co z nim zrobimy i czy będziemy szczęśliwi. Może nie wiem zbyt wiele, ale wiem jedno. Alex nigdy nie będzie szczęśliwa, bo żyje w kłamstwie. Oszukuję samą siebie, że żyje w rzeczywistości. Wcale tak nie jest. Ona ciągle żyje marzeniami. Nigdy to się nie zmieniło.
- Ale ja nie mam na to wszystko siły...- zaszlochała i bezwładnie osunęła się na barierkę. Była przemęczona, a łzy rzęsiście spływały jej po policzkach.
- Chodź tu - szepnął i przyciągnął ją do siebie. Mocno przytulił. - Jesteś silna i dasz radę. Pokonasz każdą przeszkodę. A jeśli zaczniesz spadać złapię cię, ale jeśli mi się to nie uda, skoczę za tobą być obok ciebie w każdej chwili życia. Dlatego, że cię kocham i zawsze ci pomogę... W każdej sytuacji.
- Przepraszam.- szepnęła i oparła się o niego. Wtuliła twarz w jego ramię.
- Nie masz, za co kochanie. Nie masz, za co. - szepnął i zaczął gładzić po głowie. Poczuła, jak uginają się pod nią kolana. Była padnięta i do tego te wszystkie wrażenia...
- Nie chcę wracać na plan. Nie chcę jechać do Anglii.- szepnęła i zaczęła lekko zsuwać się w dół.
- Chodź - wziął ją na ręce. - Zabiorę cię do siebie i tam się wyśpisz i odświeżysz, a potem zobaczymy, co dalej. Okay?
- Mhm. Kocham cię.- powiedziała cicho.
- Ja ciebie też - cmoknął ją w czoło i ruszył do samochodu.
Kiedy chłopak dotarł do auta dziewczyna już spała. Delikatnie ułożył ją na przednim siedzeniu i cicho zamknął drzwi. Od razu wybrał numer do reżysera.
- Hej Roger. Z Lilly wszystko jest dobrze. Zabiorę ją do siebie, żeby wypoczęła i spróbuję jakoś załagodzić tą całą kłótnię między nią, a Alex. Póki, co nikomu nie mów, że jest u mnie. I nie martw się. Wszystko będzie okay.
- Dobra. Czyli żyjecie. Jakby coś się działo, to daj znać.- odpowiedział.
- Jasne. Na razie - rzucił i się rozłączył.
Po cichu wsiadł do auta i odpalił samochód. Pojechał prosto, do swojego mieszkania.



W czasie, kiedy James dotarł do Lilly i zabrał ją do domu, szatynka zdążyła wrócić do hotelu. Zakluczyła się i zjechała po drzwiach wejściowych. Zamknęła oczy, a po chwili ukazał się jej obraz matki, która zmarła, gdy miała trzynaście lat. Brakowało jej matczynej miłości i opieki. To wszystko ją przerosło już siedem lat temu. Straciła całe swoje życie. To właśnie wtedy zamieszkała ze swoim chorym psychicznie ojcem, który był potworem. Madison była dla niej wybawieniem. To właśnie wtedy szczęście ją opuściła i przestała w nie wierzyć. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Zdała sobie sprawę, że zamieniła się w ojca. Brakowała tylko, żeby...
Siedziała na podłodze i płakała z bezsilności. Nie wiedziała już kompletnie, co ma robić. W pewnej chwili podniosła się i weszła do łazienki. Ściągnęła spodnie i wyciągnęła żyletkę. Przyłożyła ją do ud i szybkim ruchem przecięła skórę. Wykonała tą samą czynność po kilka razy na obu nogach. Kiedy siedziała we własnej krwi rzuciła żyletką o lustro co spowodowało jego pęknięcie. Delikatnie podkuliła nogi pod siebie i ponownie zaczęła płakać. Jej przezroczyste łzy łączyły się z czerwoną krwią, która sączyła się z jej obu nóg. Siedziała na podłodze tak długo aż z transu nie wyrwał jej telefon. Spojrzała na wyświetlacz... Carlos... Na widok jego uśmiechniętej twarzy przestraszyła się, ale i ucieszyła. Próbowała się ogarnąć, ale kiedy to zrobiła dzwonek ucichł. Bezlitosna i zła na siebie wybuchła głośnym płaczem.



"Ona mnie nienawidzi...", przypomniał sobie i szybko się rozłączył.  Jego oczy, przez chwile rozświetlone, ponownie przygasły. Poczuł się, jakby ktoś podszedł i wyrwał mu serce z piersi, a on nie mógł zaprotestować. Nie chciał protestować. Pragnął, aby na prawdę ktoś przyszedł i odebrał mu życie. Nie potrzebował go. Nie bez niej. Nie rozumiał, co się z nią działo, ale wiedział, że ona potrzebuje pomocy. Tylko, co z tego, skoro ona go nie chce? Nie chce jego pomocy, jego rozmowy, jego miłości... Przecież nie będzie się jej pchał i narzucał. To jej życie i nie ma w nim dla niego miejsca...
Z tą myślą doszedł do mieszkania. Machinalnie zamknął za sobą drzwi i usiadł na kanapie. Pomyślał, że mógłby włączyć jakąś grę, albo film, ale jakoś... Nie chciał. Patrzył się w ścianę, jakby była zapierającym dech w piersiach dziełem sztuki i nie miał siły odwracać od niej wzroku, czy chociażby mrugnąć. Wszystkie jego marzenia odpłynęły i stał się pusty w środku.  
Nagle z zamyślenia wyrwały go wibracje telefonu. Z trudem spojrzał na wyświetlacz. Numer "James" dobijał się natarczywie. Olał to i wrócił do swoich myśli. Zastygł w bez ruchu na wiele, wiele godzin.

3 komentarze:

  1. Świetne :) Czekam nn :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Najdłuższa jednorazówka 4ever xD Ale czemu tyle zła? :o świat marzeń jest zagrzebisty i nikt mi go nie odbierze -,- słyszysz świecie! Nie dasz rady ~! buahahhahahahahahah O.O Czekam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna część . ♥ Bardzo mi się podoba . Czekam z niecierpliwością na nn.;**
    Paaati . *.*

    OdpowiedzUsuń