czwartek, 20 czerwca 2013

I... Cięcie! cz.7


Zapraszam na ostatnią część tej jednorazówki. Trochę tego było, ale udało się dobrnąć do końca ;)

~Justme


Brunetkę obudziły promienie zachodzącego słońca. Podniosła głowę i czułą się zdezorientowana. Na zegarku wybiła 8.00 PM a ona nie była u siebie w pokoju. Zanim zdążyła się nad tym zastanowić, do pokoju wszedł James, w samych bokserkach i pochyloną głową. Wycierał ręcznikiem wilgotne włosy. Dziewczyna mimowolnie się uśmiechnęła.
- No, no, no. Takie widoki na pobudkę mogę mieć.- zachichotała.
- O, już nie śpisz.- podszedł do niej i lekko musnął jej usta. - Dzień dobry kochanie.
- Chyba dobry wieczór. Dziwnie się czuję.- mruknęła i przeciągnęła się.
- Dlaczego? - zdziwił się.
- Bo budzę się na noc? Powinnam się przygotowywać do spania, a nie do życia...- jęknęła i wstała.
- Eee tam - machnął ręką. - Ale teraz jak chcesz to możemy gdzieś razem wyskoczyć. Jesteś wypoczęta. Zrelaksujesz się.
- A ty coś spałeś?- zapytała podejrzliwie.
- Nie, bo przy tobie nie da się zasnąć.- zaśmiał się. - Jedyne, co pomogło mi wyrwać się z twojego uwodzicielskiego uroku to prysznic, ale to było na nic, bo twoje kryształowe oczy zaczarowały mnie ponownie.
- Ha, ha. Zabawne. Jak nie spałeś, to nigdzie nie jedziemy.- odpowiedziała i pogłaskała go po policzku.- Musisz odpocząć.
- Skarbie ja nie potrzebuję snu. Wystarczy, że będziesz w pobliżu. A teraz idź wziąć prysznic, a ja ci poszukam jakiś ładnych ciuszków.- lekko musnął jej usta i podprowadził do łazienki.
- Nie ma mowy. Mogę iść się umyć, ale ty masz się zdrzemnąć. A w ogóle, to skąd masz damskie ciuchy w mieszkaniu?- zapytała zdziwiona.
- Przyjaciółka kiedyś zostawiła taką ładną sukienkę i dodatki do tego. Będzie idealnie pasować na ciebie księżniczko.- mruknął i musnął jej usta, po czym wyciągnął z szafy sukienkę. - Proszę, a teraz na twój rozkaz, królowo ty moja, zdrzemnę się.
- Hah. Książe...- zaśmiała się i pocałowała go krótko, po czym wzięła rzeczy i powędrowała do łazienki.
Wzięła długi prysznic. Dokładnie się wyszorowała i umyła włosy. Ubrała się w zestaw ( http://allani.pl/zestaw/630558 ), który dostała od chłopaka i wysuszyła włosy ręcznikiem. Kiedy wyszła z toalety zobaczyła, że na łóżku śpi James. Rozwalił się na cały materac. Miał rozczochrane włosy i lekko rozchylone usta. Nie mogła powstrzymać ckliwego uśmiechu. Odłożyła swoje rzeczy i cichutko weszła do kuchni. Postanowiła zrobić coś do jedzenia. Zdecydowała, że usmaży naleśniki. Już po kilku minutach, całe mieszkanie wypełnił zapach smażonego ciasta. Kiedy skończyła, kilka ułożyła na talerzu, posmarowała serem i dżemem, po czym zaniosła do sypialni. Usiadła obok śpiącego bruneta. Nie miała serca go budzić, wiec tylko położyła jedzenie na szafce nocnej i siedziała, obserwując go.
Chłopak zaczął mlaskać i nie otwierając oczu zapytał:
- Nienawidzisz mnie, że na naleśniki mnie nie budzisz?
Zachichotała i pochyliła się nad nim. Lekko musnęła jego usta.
- Nie. Wolałam, żebyś się wyspał.
- Małpa.- mruknął i przyciągnął ją do siebie. Szybko znalazł się na niej. - Hmm... Jaką by tu karę zastosować? Ooo! Już wiem!- Chłopak zaczął bezlitośnie łaskotać dziewczynę.
- Hahahaha! Nie! Proszę! Hahahaha! Przecież... Przecież... Ja je usmażyłam! Błagam! Litości! Książe, zlituj się! Hahahahaha!.
- A dostanę buziaka? - zapytał podejrzliwie nadal na niej siedząc, ale przestał łaskotać.
- Możesz sobie wziąć.- westchnęła.
Chłopak uśmiechnął się cwanie i przyciskając ją do materacu skradł jej krótki, ale bardzo namiętny pocałunek. Kiedy się od niej odsunął zszedł z łóżka i zaczął jeść naleśniki.
- Przepyszne - mówił z pełną buzią. Wziął kawałek na widelec i podsunął dziewczynie. - Masz. Jedz, bo cię nigdzie nie zabiorę.
- Jedź sam. Ja mam w kuchni.- zaśmiała się i wstała. Cmoknęła go w policzek i ruszyła po jedzenie dla siebie.
Chłopak z trudem wziął wszystko z pokoju i poszedł za dziewczyną.
- Wiesz, że jesteś najwspanialsza na świecie?
- Teraz już wiem.- uśmiechnęła się siadając na blacie. Wzięła kawałek naleśnika do ust.
- Ja go chcę.-  udał nafochane dziecko i pocałował dziewczynę.
- Mmmmm...- mruknęła i odsunęła się kawałek.- Nieznośny jesteś. Nie chcesz spać i jedzenie mi zabierasz.
- Ale za to mnie kochasz.- mruknął i ponownie ją pocałował.
- Straszny książę.- zachichotała i przyciągnęła go bliżej.
- Ale twój książę - zaśmiał się.
- I dobrze. Tylko teraz ma pecha, bo łatwo go nie oddam.
- I on na to liczy - znacząco poruszał brwiami.
- To bardzo dobrze.- zachichotała.- Tylko jak ty będziesz funkcjonował, jak prawie nic nie spałeś?- zmartwiła się. Przyłożyła dłoń do jego policzka i delikatnie go pogłaskała.
- Dam radę - uśmiechnął się. - A teraz zapraszam panią na krótką wizytę w klubie, a potem... To już niespodzianka dla mojej księżniczki.
Pomógł jej zejść i objął ramieniem. Powolnym krokiem ruszył do wyjścia, a następnie do samochodu.
Ona przez cały czas patrzyła na niego z lekkim uśmiechem. Zanim odpalił silnik złapała go za rękę.
- James...
- Tak?
- Dziękuję. Kocham cię.- uśmiechnęła się i pocałowała go w policzek.
- Ja ciebie też - mruknął i odpalił samochód. - Ale nie dziękuj, bo nie masz, za co.- puścił jej oczko i ruszył w kierunku klubu.
- Nie żartuj sobie nawet. Mam i dziękować będę, ale to chyba nawet lepiej dla ciebie.- popatrzyła na niego zalotnie.
- Oj kochanie, kochanie…- zaśmiał się i zaparkował niedaleko klubu. - Idziemy? - zapytał, kiedy otworzył jej drzwi.
- Oczywiście.- uśmiechnęła się i złapała go za dłoń. Pozwoliła się poprowadzić.



Dziewczyna w pewnym momencie przestała płakać. Powolnymi ruchami zaczęła sprzątać bałagan, którego narobiła. Założyła spodnie na nowo i położyła się na kanapie. Patrzyła się bezsensownie w czarny ekran telewizora. Z jej zamyśleń wyrwał ją dzwonek do drzwi. Z trudem się podniosła i poczłapała otworzyć. Kiedy to zrobiła ujrzała... Carlosa.
- Nie wiem, gdzie jest James.- mruknęła automatycznie, wyprzedzając jego pytanie.
- A nie wiesz, gdzie może być? Dzwonił do mnie, a teraz sam nie odbiera.- zapytał głosem pozbawionym uczuć.
- Nie - mruknęła i przełknęła ślinę. - Coś jeszcze?
- Ja...- chciał coś powiedzieć, ale w ostatnim momencie zmienił zdanie.- Nie. Dzięki.- mruknął.
- Carlos... - szepnęła.
- Hm?
Wzięła głęboki wdech:
- ... Nie, nic. Już nic - spuściła głowę i starała się na niego nie patrzeć. Jego ból w oczach sprawiał, że miała jeszcze większą ochotę się zabić.
- Okay. Trzymaj się.- mruknął i odwrócił się. Odszedł.
- Jasne. Ty też - mruknęła i dodała szeptem, kiedy odszedł. - Przepraszam.
Zamknęła ponownie drzwi i po nich zjechała. Nie mogła uwierzyć w to, że nie potrafiła mu powiedzieć, że go kocha. Bała się sama siebie.



Carlos zatrzymał się w połowie korytarza. Chciał wrócić tam i zacząć walić w drzwi. Chciał krzyczeć: "Kocham cię! Nie zostawiaj mnie!", ale nie chciał się jej narzucać. Chciał, żeby byłą szczęśliwa. Skoro zdecydowała, że woli żyć bez niego, to nie będzie jej powstrzymywał...
Przełknął ciężko ślinę i ruszył dalej, nie kontaktując.



- Chodź - chłopak po kilku tańcach wyciągnął dziewczynę z klubu. Zaciągnął ją do samochodu i powoli ruszył na plażę. Tam zaprowadził ją w jedno z najpiękniejszych miejsc w L.A. Mała, zapomniana zatoczka, z której był piękny widok na księżyc świecący nad horyzontem. Podprowadził dziewczynę na jedną z większych skał i pomógł jej na nią wejść. - Piękne prawda?
- Przepięknie.- westchnęła i pochłaniała wzrokiem roztaczający się przed nią widok.-  Idealne miejsce na postawienie pałacu ze szklanymi wieżami.- zachichotała zerkając mu w oczy.
- Nie potrzebuję pałacu, żeby móc oglądać kryształy - uśmiechnął się i zaczął gładzić jej policzek. - Bo wszystkie są w twoich oczach. Podobnie jak wszystkie truskawki świata należą do twoich ust, a głos skradłaś aniołowi. Urodę natomiast mogłaś skraść Afrodycie, mitycznej bogini miłości. Włosy są jak powoli dojrzewające kłosy zboża na polu i promienie słońca... Skarbie pamiętaj, że jesteś najpiękniejsza na świecie. Jesteś jak jasna gwiazda na ciemnym niebie, która rozświetla moje życie.
- Jeśli słyszę to od jednego z idealnych greckich bogów, to chyba musi być w tym ziarnko prawy.- uśmiechnęła się i położyła swoją dłoń na wierzchu jego, gładzącej jej policzek.- Twoje oczy, są hipnotyzujące. Czuję się, jakbym patrzyła na kwitnącą paproć w noc świętojańską. Błyszczą i przyciągają. Twoje włosy... Miękkie i lśniące, jak promienie słoneczne. Postura jak u księcia z bajki, ale głos i słowa... Jak u romantycznego pisarza. Kocham cię i nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.- szepnęła i delikatnie go pocałowała.
Chłopak zaczął odwzajemniać pocałunki dziewczyny. Utonął w ich smaku. Przylgnęła do niego. Ich pocałunek trwał i trwał. Kiedy w końcu się od siebie odsunęli, uśmiechnęła się delikatnie i poprawiła mu włosy, zasłaniające mu oczka. Całą noc spędzili na rozmowach, śmiechu i ukradkowych pocałunkach.
Rano zebrali się i pojechali do studia.
Kiedy weszli na plan, Roger uśmiechnął się promiennie.
- Wszystko okay?
- Tak. Przepraszam za zamieszanie.- mruknęła zawstydzona.
- Oj kotek... Przynajmniej teraz jesteś szczęśliwa – James przytulił ją mocniej. - I ja też.
- Cieszę się, że już wszystko w porządku. Gotowi na ostatni dzień pracy?- zapytał lekkim tonem, ale zaraz przybrał zatroskany wyraz twarzy. Do studia wszedł Latynos. Zachowywał się jak zombie. Szedł przed siebie. Jego twarz wyrażała kompletny brak emocji. Do nikogo się nie odzywał. Ewentualnie kiwał głową lub coś mruczał.
Nagle z garderoby wyszła szatynka. Oczy miała czerwone jakby płakała, ale mówiła, że jest zmęczona. Podeszła do Rogera i przyjaciół. Spojrzała na brunetkę.
- Lilly. Możemy pogadać? - szepnęła słabym głosem.
- Tak.- odpowiedziała cicho i poszła za nią do jej garderoby. - O co chodzi?- zapytała jakby obojętnym tonem, zamykając za sobą drzwi.
- Przepraszam. Przepraszam za wszystko, co ci powiedziałam, zrobiłam. Jestem głupia. To ja powinnam dorosnąć, a nie ty. Jesteś dla mnie wzorem. Kocham cię jak siostrę, a traktowałam cię jak zwykłą szmatę, bo mi się tak zachciało. Myślałam, że wszystko wiem, a jak się okazuje nic nie wiem. Nie potrafię poradzić sobie z własnymi problemami, a chcę ci pomóc. Przepraszam, że zachowałam się zwykła zdzira. Przepraszam. Wybaczysz mi? - mówiła na jednym wdechu z łzami w oczach.
- Alex... Dobrze wiesz, że choćby nie wiem, co się stało, zawsze będziesz dla mnie ważna. Wybaczam ci.- uśmiechnęła się i przytuliła przyjaciółkę.- Ale teraz będzie to wyglądało inaczej. Wiem, że jesteś nie zależna i zawsze decydujesz o sobie sama, ale są rzeczy, które musisz zmienić. I to koniecznie. Nie ma żadnego ale.- zastrzegła.
- Zrobię wszystko, ale już się nie kłóćmy. - złożyła ręce jak do modlitwy.
- Spokojnie.- uśmiechnęła się i jeszcze raz uścisnęła przyjaciółkę, po czym cofnęła się o kilka kroków. Przyjrzała się jej dokładnie.- Co się z tobą stało?- zapytała cicho.
- Pogubiłam się - jęknęła i opadła na kanapę. - Wiesz, na co mam ochotę? Na strzelenie sobie w łeb.
- Wyglądasz o wiele gorzej niż osoba, która "się pogubiła".- mruknęła z dezaprobatą.- Jak to możliwe?
Głośno westchnęła i opowiedziała jej całą historię związaną z Carlosem.
- Wiesz, co ci powiem? Głupia jesteś jak lewy kalosz. A może nawet głupsza. Powiedz ty mi do cholery, dlaczego ty go odrzucasz?
- A co mam zrobić?
- No na przykład powiedzieć mu, że go kochasz? Spędzić z nim czas? Dać mu szanse?
- Boję się - szepnęła.
- Bo?
- Zapomniałaś, jakie miałam dzieciństwo?
- Nie. Nie zapomniałam. Ale Andree to rozumiał. Skąd wiesz, że on zareaguje inaczej?
- Bo on jest inny - szepnęła i podkuliła pod siebie nogi.
- Nie dramatyzuj. To ty zachowujesz się inaczej.
- W jakim sensie?
- Jesteś... No... Inna niż kiedyś. Nie śmiejesz się. Masz tajemnice. Zachowujesz się dziwnie. I nie podoba mi się to.- mruknęła.
- Przepraszam, ale nie mam już powodów do śmiechu. Moje życie to pasmo porażek i niepowodzeń. Jestem do niczego.
- Bo tak sobie wmawiasz! Nie robisz nic, żeby to zmienić! Po prostu się nad sobą użalasz! Ale to się zmieni...
- Hm? - spojrzała na nią zdziwiona. Nie lubiła, kiedy na jej twarzy widniał cwany uśmieszek.
- Dokładnie to. Zaczniemy od tego, że masz się ubrać ładnie, uśmiechnąć. Dzwonię do Mad i powiem jej, że przyjedziemy trochę później.
- Dobra - powiedziała z lekka przerażona i podeszła do szafy. Wyciągnęła z niej ciuchy. Założyła buty i wyszła do przyjaciółki. - Może być?
- Hmmm... A może jakaś spódnica?
- Po co?
- Bo masz fajne nogi i będziesz dobrze wyglądać.- zaśmiała się, ale przestała, gdy zobaczyła minę przyjaciółki. Zmarszczyła brwi.- Co jest?
- Co ty kombinujesz?
Podeszła do przyjaciółki, zanim ta zdążyła zareagować i podciągnęła jej nogawki. W szoku patrzyła na wielkie, podłużne rany.
- Zostaw tak, jak jest.- warknęła szatynka i spuściła spodnie.
- Co to ma być?- syknęła.
- Nic. Nie czepiaj się, bo sama się cięłaś.
- Posrało cię? O nie... To nie będzie tak wyglądać.- warknęła, ale zaraz z jej oczu znikła wściekłość a pojawiło się zmartwienie i strach.- Chodź. Dzisiaj czeka cię mało przyjemne zadanie... Spróbujesz pogadać z Carlosem?
- A co ja mam mu powiedzieć? - jęknęła kiedy ta zaczęła ją ciągnąć na plan.
- Prawdę. To, co czujesz i to, co o nim myślisz.
- Nie teraz.
Zatrzymała się
- A kiedy?- zapytała całkowicie spokojnie.
- Nigdy?
- Zabawne, doprawdy.- mruknęła,- Kiedyś z nim porozmawiać musisz.
- Nic nie muszę. Prawda?
- Nie prawda. Nic nie musiałaś, do póki się nie stoczyłaś. Teraz musisz.
- Nieeeee… -jęknęła, kiedy ta ponownie zaczęła ją ciągnąć.
- Taaaaaak.- odpowiedziała jej wrednie.
- Małpa - bąknęła.
- Wiem. Ty też.
- Pyf... - prychnęła i została popchnięta w stronę Latynosa. Zatrzymała się tuż przed nim. Stanęła jak wryta.
- Hej.- mruknął.
- Hej. Co tam? - zapytała i posłała morderczy wzrok przyjaciółce.
- Nic.- odpowiedział cicho.- Coś się stało?
- Nie? Tak jakby...
- O co chodzi?
- Chodź.- jęknęła i zaciągnęła go w bardziej ustronne miejsce. - Przepraszam.
- Za co? Nie kochasz mnie i nie musisz mnie za to przepraszać. Nie mam ci tego za złe.- powiedział spokojnie.
- A powinieneś. Z resztą. Co ja wiem?... Carlos przepraszam. Zachowałam się jak ostatnia szmata tak cię traktując. Nie powinnam. Przepraszam.
- Nie masz, za co. Nie gniewam się na ciebie.- powiedział siląc się na uśmiech.
- Nie mów tak.- tupnęła nogą jak małe dziecko, a do jej oczu napłynęły łzy.- Oszukiwałam cię przez cały czas, a ty mówisz, że nie mam cię za co przepraszać i nie jesteś na mnie zły.
- Cóż... Taka jest prawda. Nie umiem być na ciebie zły...
- To nie fair!
- Nie ja to wymyśliłem.- mruknął.
- Carlos... Dlaczego? Dlaczego taki jesteś? - zapytała spokojnie i do niego podeszła bliżej.
- Jaki?- zapytał zdziwiony.
- Taki... Taki idealny.
Popatrzył na nią zdziwiony, po czym uśmiechnął się lekko.
- Nie PRAWIE idealny?
- Niby, dlaczego prawie? - zrobiła dziwną minę.
- Bo... " Mówię, jaka jesteś, a ty tego nie lubisz"- powiedział, naśladując jej ton.
- Nie powiedziałam, że nie lubię - udała oburzoną.
- Właśnie tak. Powiedziałaś "Nie lubię tego"- zaśmiał się.
- Kłamiesz.
- Nie, nie kłamię. Powiedziałaś, że tego nie lubisz.- uśmiechnął się szerzej.
- Kłamca.
- Nie kłamię panno idealna.
- Ej! Bez takich - pogroziła mu palcem. - Kurde! Przyznałam się.
Zaczęła lamentować jak babcia.
- Nie płacz... Masz na to za ładne oczy.- szepnął czule.
- Przestań, proszę - szepnęła i spojrzała mu głęboko w oczy.
- Racja. Przepraszam. Wiesz, ja już chyba pójdę.- mruknął, markotniejąc.
- Dlaczego? - zasmuciła się. - Jeszcze ci nie powiedziałam, co tak naprawdę chciałam.
- Więc o co chodzi?
- Kocham cię - szepnęła słabo i spuściła głowę.
- To... To, dlaczego chcesz za wszelką cenę wyjechać? Odciąć się ode mnie?
- To skomplikowane. Nie zrozumiesz.
- Jeśli mi nie powiesz, to oczywiste, że nie zrozumiem. Powiedz, proszę.
- Bo... Boję się. Jasne?
- Czego się boisz?
- Ciebie! - podniosła głos, a z jej oczu popłynęły łzy. - Nie mam zamiaru zajść w ciążę po raz kolejny!
- Wow, stop. Jaką ciążę? Czemu uważasz, że zaraz miałabyś zachodzić w ciążę? Przecież...
- Bo... Sama nie wiem.
- Coś się stało? O czymś nie wiem?- zapytał łapiąc ją za dłoń.
- Chcesz wiedzieć? - wyrwała mu rękę.
- Tak.
- Proszę bardzo! Kiedy miałam trzynaście lat matka mi umarła, a ojciec zaczął wykorzystywać seksualnie! Kiedy miałam szesnaście lat zaszłam w ciążę! - krzyknęła, a następnie bezsilnie opadła na ziemię i zaczęła płakać.
- Nie... Nie wiedziałem. Tak... Tak mi przykro.- szepnął i usiadł obok niej. Objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie.
- Ojciec zniszczył mi całkowicie życie. Dosłownie - szlochała, ale się nie odsunęła.
- Ciiiii... Rozumiem. To, co ci zrobił... To jest po prostu straszne. Ale jego tu nie ma. I już nigdy więcej cię nie skrzywdzi. Nie pozwolę na to...
- Najgorsze jest to, że zabiłam je.
- W sensie, że... Dziecko?
- Tak. Usunęłam ciążę.
- To... To może i nawet lepiej. Nie byłaś gotowa, a dziecko mogło urodzić się chore.
- Co? - spojrzała na niego zdziwiona.
- Wiesz... Jeśli to było dziecko twoje i twojego ojca, to mogło urodzić się z wadą genetyczną.
- I sądzisz, że dobrze zrobiłam? Bo je zabiłam? Zabiłam!
- Nie mówię, że to było perfekcyjne rozwiązanie. Mówię, że mogło być gorzej.
- Jesteś nienormalny - wstała. - Wolałabym już, żeby miało jakąś wadę niż być morderczynią!
- Rozumiem. Ale zrobiłaś to. Co mam ci powiedzieć? Że powinnaś iść do więzienia? Że masz się tym martwić do końca życia? Mówię ci, co myślę. A myślę, że to nie była twoja wina. Że zostałaś postawiona w przerażającej sytuacji w nie odpowiednim momencie. Zrobiłaś to, co uważałaś za słuszne i choćby to było coś niewiarygodnie okrutnego i tak będę cię pocieszał i i tak przyznam ci racje!
Miała już coś powiedzieć, ale zrezygnowała.
- Wybacz mi, że cię kocham. Wybacz mi, że nie widzę w tym, co zrobiłaś okrucieństwa. Wybacz mi, że jestem taki, a nie inny. Nie potrafię zachowywać się inaczej.- mruknął i odwrócił się na pięcie. Szybko odszedł.
- Idiotka! - krzyknęła i całą swoją wściekłość wyładowała na ścianie. Kiedy się uspokoiła wróciła na plan. Starała się wyglądać na szczęśliwą.
Na jej nieszczęście brunetka cały czas bacznie jej się przyglądała i dojrzała czający się w tęczówkach smutek. Posłała jej spojrzenie, które mówiło samo za siebie. Czeka je rozmowa...



Dzień nagrań minął jak z bicza strzelił. Na końcu wszyscy zebrali się u Rogera, aby ostatni raz razem pożartować i porozmawiać. Było trochę łez i smutku, ale każdy pocieszał się tym, że zobaczą się na premierze, a może i kiedyś przy kolejnych produkcjach.



Słońce wstawało roztaczając ciepły blask. Dwie przyjaciółki oraz James stali na lotnisku. Minął tylko tydzień od zakończenia zdjęć, a sporo się zmieniło. Lilly miała teraz duży wpływ na Alex. Pilnowała, aby jadła jak normalny człowiek, dużo z nią rozmawiała i zabierała w piękne miejsca. Dziewczyna zdawała się odżywać. Brunetka w żartach nazywała ją śpiącą królewną, która po wielu latach ponownie widzi świat w pięknych barwach. Tak samo kwitło uczucie między Lil a Jamesem. W momencie pożegnania, dziewczyna miała łzy w oczach i nie potrafiła się od niego odsunąć.
- Będę tęsknić. Bardzo.- jęknęła.
- Ja też - ścisnął ją jeszcze mocniej. - Niedługo się zobaczymy. Obiecuję.
- Co nie zmienia faktu, że bez ciebie będzie mi źle.- szepnęła.
- Mi też kochanie. Będę bardzo, ale to bardzo za tobą tęsknić. Ale nigdy nie zapominaj, że zawsze będę cię kochał. Zawsze.
- Też cię kocham. Zawsze będę cię kochać.- szepnęła i wspięła się na palce, aby go pocałować.
- Ej, bo nam samolot ucieknie.- zaśmiała się Alex i ich od siebie odsunęła, a sama przytuliła Jamesa. - Pa. Będę tęsknić wariacie.
- Dzięki wariatko. Ja też - zaśmiał się i od siebie się odsunęli.
- Kiedyś ci go ukradnę - powiedziała po chwili ciszy i znacząco poruszała brwiami.
- Jesteś straszna.- odpowiedziała jej przyjaciółka, po czym spojrzała na chłopaka.- Wiesz, że jeśli zobaczę cię w gazetach z jakąś dziewczyną, to przylecę tu i najpierw zamorduję ją a potem ciebie?- zapytała mrużąc oczy.
- Podobnie - dodał i się uśmiechnął. - Kocham ciebie i tylko ciebie.
- Pasażerowie lotu numer 756 proszeni na pokład.- usłyszeli głos kobiety w głośnikach.
- Kocham cię.- powiedziała brunetka i jeszcze raz szybko go pocałowała.
- Chodź - uśmiechnęła się do dziewczyny i ruszyła do przodu.
- Idę!- zawołała za przyjaciółką.- Do zobaczenia na premierze.- uśmiechnęła się do chłopaka i pobiegła za szatynką.
- Wiesz, że wrócisz tu sama? - zapytała Alex, kiedy były już w samolocie.
- Co? Niby, czemu?- zapytała zdziwiona.
- Bo po co?
- Bo na premierę?
- I znowu go spotkać? Nie dziękuję.
- Masz pecha. Pojedziesz ze mną.- powiedziała tonem, którego używała od kilku dni.- Pojedziesz tam ze mną i kropka. Mówiłam ci, że po premierze pojedziemy do Malibu. Nie masz wyboru.
- Ale powiesz Carlosowi, że mnie nie będzie. Jasne?
- Co mi tam. Czemu nie?- mruknęła.- Ale ty za to nie krzyczysz na mnie, jak będę miała napady tęsknoty.- jęknęła i oparła głowę o okienko.
- Spoko - mruknęła. - Za miesiąc wracamy, a wtedy nacieszycie się sobą.- znacząco poruszała brwiami.
- Zazdrościsz?- zapytała z półuśmiechem.- I tak nie oddam ci Jamesa.
- Masz pecha, bo nie zazdroszczę - wystawiła jej język. - Zaczynam nowe życie.
- I z tego powodu się cieszę.- zaśmiała się i przyjacielsko szturchnęła szatynkę.
- Ja też - mruknęła. - Idę spać. Dobranoc.
- Branoc.- szepnęła i odwróciła się w stronę okna. Już po 15 minutach obie spały.



W czasie pobytu dziewczyn w Anglii, chłopcy długo myśleli o nich i doszli do wniosku, że nie potrafią żyć bez nich. Carlos postanowił, że wybaczy Alex i spróbuje od nowa. Tak jak postanowili pojechali do Anglii do dziewczyn. Carlos i Alex się pogodzili, a James i Lilly zaręczyli. Po paru latach wrócili do Los Angeles gdzie panna Grant stała się panią Maslow, a panna Vega za parę miesięcy miała być panią Peną. Tak jak przypuszczano wszystko zakończyło się szczęśliwie.


Koniec

2 komentarze:

  1. http://big-time-rush-ciri.blog.onet.pl/ Zapraszam, Ciri

    OdpowiedzUsuń
  2. boskie *.* Chłopcy to się by szybciej mogli skapnąć a nie tak późno -,- ale słodko się zakończyło <3 ta historia mnie urzekła, chcem więcej :) czekam :*

    OdpowiedzUsuń