Strasznie przepraszamy, że część nie pojawiła się wczoraj, ale zapomniałyśmy o tym na śmierć :( Każda teraz ma dużo zajęć, więc dlatego też część pojawia się dopiero dziś. Przepraszamy za spóźnienie ;*** Mamy nadzieję, że nam wybaczycie ;*
Justme/ Red Rose
- Weźcie. Przecież nie musimy się rozstawać – szepnęła Alex. - Zawsze możemy się spotkać, albo nagrać jeszcze jeden film.
Justme/ Red Rose
- Weźcie. Przecież nie musimy się rozstawać – szepnęła Alex. - Zawsze możemy się spotkać, albo nagrać jeszcze jeden film.
- Jasne. Czemu nie?- odpowiedział
Carlos.
- No to głowy do góry. To
nie koniec świata.
- Już jestem.- powiedziała
Lilly podchodząc do ekipy. Miała świeży makijaż i szeroki uśmiech na twarzy.
Wyglądała, jakby nic się nie stało.
- Czyli gramy dalej i się
nie smucimy?- powiedziała Alex i puściła oczko do przyjaciółki. - Co ty na to
Roger?
- Super. To zaczynamy.-
uśmiechnął się. Reszta nagrań przeszła bez zarzutów. Brunetka w ogóle się już
nie śmiała, jeśli nie było tak napisane w skrypcie.
W pewnym momencie szatynka
złapała się za głowę i zachwiała. Przymknęła oczy i poczuła się jak w łódce.
Jej ciało robiło, co chciało. Nagle zemdlała.
Brunetka zareagowała
błyskawicznie.
- Szybko, koc pod nogi.
Połóżcie ja na płaskim i odsuńcie się. Potrzebuje dużo powietrza! Wołajcie
jakiegoś lekarza, szybko!
Ułożyli dziewczynę obok
otwartego okna i podłożyli jej pod nogi jakieś koce. James pobiegł po
pielęgniarkę, która zawsze siedziała w studiu "Na wszelki wypadek".
Podsunęła Alex sole trzeźwiące. Usłyszeli przyśpieszony oddech i szatynka lekko
zamrugała.
Zaczęła mrugać i rozglądać
się w okuł. Zatrzymała się na twarzy Latynosa. Powoli zaczynała znowu tracić
przytomność.
- Dzwońcie po karetkę.
Trzeba ją przypiąć pod kroplówkę.- usłyszał wołanie jakiejś kobiety i straciła
kontakt z rzeczywistością.
Kompletnie odpłynęła. Nie
czuła, ani nie słyszała nic. Widziała samą ciemność przed oczyma. Raz po raz
jasne światło jej błysło, ale tylko na sekundę.
Spanikowana Lilly szła obok
lekarzy.
Kiedy tylko podjechała
karetka, wsiadła do auta i nie czekając na nikogo, ruszyła za nią. Zaraz
złapała jednego z medyków, którzy zabrali jej przyjaciółkę.
- Chwileczkę! Wiem, dlaczego
straciła przytomność!
- Tak? Dlaczego? - zapytał
spokojnie.
- Od dwóch dni nic nie
jadła.- wyjaśniła zdyszana.
- Rozumiem - mruknął. - Coś
jeszcze?
- Wiem, że brała jakieś
tabletki, tylko nie wiem, na co...
Lekarz szybko odszedł od
dziewczyny i poszedł do reszty. Zaczęli coś szeptać, po czym wszyscy w
pośpiechu gdzieś poszli.
Brunetka stała
zdezorientowana.
- Hej! Co jest? - zapytał
zdyszany James.
- Chciałabym wiedzieć.-
mruknęła nadal oszołomiona.
- Chodź tu.- szepnął i mocno
ją do siebie przytulił. - Wszystko będzie okay. Zobaczysz.
Wtuliła się w jego ramiona.
Akurat podbiegł Latynos.
- Co się dzieje?
- Nie wiadomo, co jest z
Alex.- mruknął James nie puszczając dziewczyny.
- Czekajcie.- bąknął i
podszedł do kilku lekarzy. Brunet widział, jak jego przyjaciel mocno
gestykuluje i zawzięcie o czymś dyskutuje, po czym milknie. Podziękował
skinieniem głowy i wrócił do nich blady jak ściana.
- Co jest? - zapytał James.
- Te tabletki... Brała je
nie tak, jak powinna. W za dużych ilościach i nie odpowiednich momentach. Mogła
przez to umrzeć. Lekarze twierdzą, że objawami takiego zatrucia są częste
zmiany nastrojów, kłótliwość, przemęczenie, a nawet zamknięcie się w sobie.
Chłopak spojrzał na
dziewczynę. Widząc jej minę ścisnął ją jeszcze mocniej.
- Ciiiiiiii... Nic jej nie
będzie.– szepnął głaszcząc ją po głowie.
Nie była w stanie wydusić z
siebie słowa. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Popatrzyła na Latynosa,
który był w podobnym stanie. Wyciągnęła ku niemu dłoń. Natychmiast ja ujął.
Dziewczyna wzięła głęboki wdech i wyszeptała do Carlosa:
- Nie martw się. Wyjdzie z
tego.
- Dzięki.- odpowiedział
cicho i opadł na krzesło stojące obok.
- Wszystko będzie dobrze,
zobaczycie.- szepnął James. Akurat podszedł do nich lekarz.
- Czy któryś z was jest
spokrewniony z Alex Sommday? - zapytał spoglądając na każdego z nich.,
- Jestem jedyną bliską jej
osobą w tym kraju.- odpowiedziała brunetka.
- Siostra?
-… Kuzynka.
- Czyli nie ma żadnego
chłopaka, ani nic.- bardziej stwierdził niż zapytał.
- Raczej nie, a co się
stało? Jak ona się czuje?
- Na razie sytuacja została
opanowana. Alex zostanie tutaj przez najbliższe dwa dni na obserwacjach. Nie
chcielibyśmy, żeby znowu zaczęła je brać.- powiedział i podniósł pudełko bardzo
silnych tabletek na uspokojenie. - Jeśli powróci do nich to nie skończy się na
szpitalu, ale... Następnym razem trafi od razu do trumny. Przykro mi, ale taka
jest prawa.
- Rozumiem.- powiedziała
spokojnie i wzięła od lekarza pudełko.- Dopilnuję tego. Dziękuję. Kiedy będzie
można się z nią zobaczyć?
- Jeśli pani chce, to
proszę. Powinna za chwilę się obudzić, ale proszę o jedno. Niech pani nie
wspomina o tych tabletkach. Najlepiej, żeby odwiedziła ją osoba, którą kocha. I
jest dla niej bardzo ważna.
- Dobrze...- mruknęła i
popatrzyła na Carlosa.
- Ej, co jest? Nie mieszaj
mnie w to. Ona mnie nawet nie lubi...- mruknął zawiedziony.
- Jestem odmiennego zdania.-
odpowiedziała. - Doktorze, jak ważne jest to, żeby poszła tam osoba, którą
kocha najbardziej?- zapytała.
- Cóż. Dla niej i jej
psychiki byłoby to najlepsze rozwiązanie.- popatrzył znacząco na chłopaka, a
następnie dodał i odszedł. - Dobrze się zastanów.
- Nie pomógł.- mruknął
Latynos pod nosem. Brunetka popatrzyła na niego z mieszanymi uczuciami.
Martwiła się, ale...
- Carlos. Idź. Idź i pogadaj
z nią. Zapytaj jak się czuje i w ogóle, a jak będzie przytomniejsza to powiedz
jej, że się martwię.- szepnęła.
- CO? Ale... Pewna jesteś? A
jak ona mnie nienawidzi? Będzie jeszcze gorzej!
- Zaufaj mi. Idź.-
powiedziała cicho, ale spojrzenie, które mu wysłała nie znosiło sprzeciwu.
- Idź stary - dodał James
patrząc na niego błagalnym wzrokiem.
- Okay, ale na waszą
odpowiedzialność.- Zastrzegł i ruszył z
stronę jednej z sal. Przez szybę zobaczył, że na jednym z łóżek leży nie
przytomna jeszcze szatynka. Jej włosy rozłożyły się na poduszce, jak lwia
grzywa. Jej twarz była spokojna, niewyrażająca żadnych uczuć.
Po cichu wszedł do
pomieszczenia i usiadł na krześle obok jej łóżka. Popatrzył na aparaturę, do
której była podłączona. Jej serce biło spokojne, a oddech był równy. Chłopak
pochylił się do przodu.
- Nawet nie wiesz, jak się
cieszę, że wszystko jest stabilne. Martwiłem się jak cholera. Chciałbym, żebyś
teraz była przytomna. Moglibyśmy porozmawiać. Mógłbym powiedzieć ci, że kiedy
zemdlałaś, miałem wrażenie, że mój świat się posypał. Nie wiedziałem, co się
dzieje. Ratowaliśmy cię, ale w mojej głowie kołatała tylko jedna myśl:
"Jeśli ona umrze, pójdę za nią". Kiedy lekarz powiedział, że wszystko
jest w porządku, na nowo zobaczyłem barwy. Przez ten czas, gdy cię nie
widziałem, świat był zły, szary i wrogi. Z resztą... Mam tak zawsze, kiedy nie
ma cię obok. Jest mi po prostu źle. A gdy jesteśmy w jednym pomieszczeniu, albo
idziemy blisko siebie, mam wrażenie, jakby wszystko eksplodowało radością,
szczęściem i kolorami. Ostatnio zachowałem się jak cham. Nie wiedziałem, jak ci
pomóc, więc się wycofałem. Wiem, jestem idiotą. Ale później zrozumiałem, że nie
mogę tak żyć, ale ty mnie teraz nienawidzisz...- westchnął, po czym lekko
pogłaskał jej dłoń.- Od kilku dni prawie się nie odzywam, bo nie chcę cię
skrzywdzić. Robię wszystko, byś była szczęśliwa. Jeśli oznacza to, że mam nigdy
więcej nie patrzyć ci w oczy... Zrobię to. Chcę, abyś czułą się dobrze nawet,
jeśli oznacza to, że nigdy nie będzie dla mnie miejsca w twoim życiu.- szepnął.
- Mów dalej - szepnęła i
jednym okiem spojrzała na niego.
- Pójdę za tobą nawet na
koniec świata, jeśli... Zaraz. Ty jesteś przytomna?!- zauważył po chwili.
- Ale mów dalej. To takie
słodkie. - szepnęła słabo.
- Alex...- westchnął i
założył jej niesforny kosmyk za ucho.- Po prostu cię kocham.
- Słyszałam już to chyba z
tysiąc razy dziennie.- wywróciła śmiesznie oczami, ale ścisnęła jego dłoń.
- Mogę powtarzać to o wiele,
wiele częściej.- uśmiechnął się i przyciągnął jej dłoń do ust. Delikatnie
musnął jej skórę.
- Nie musisz - westchnęła. -
Zapamiętam to do końca świata i jeden dzień dłużej.- Uśmiechnął się.
- Lekarze powiedzieli, że
zostaniesz jeszcze dwa dni na obserwacji.
- Super. Po prostu bosko -
westchnęła zawiedziona.
- Oj tam, marudzisz... Będę
przychodził i truł ci tyłek.
- No to nie będzie tak źle…-
znacząco poruszała brwiami.
- Cieszę się, ze to słyszę.-
ukazał rząd bielutkich zębów.
- Nie przyzwyczajaj się -
wystawiła mu język.
- Postaram się, ale nie
obiecuję...
- Pogadamy o czymś innym? -
zapytała. - Na przykład o twojej babci.
Jej promienna mina zmieniła
się na poważną i pełną grozy.
- Oczywiście. Co chcesz
wiedzieć?
- To, co ona ci powiedziała
o mnie. O czym gadałyśmy po tym jak zgubiłam komórkę i poszłam sobie.
- Szczerze mówiąc, nie
wiedziałem, że mówi o tobie. Wtedy byłem u niej dopiero wieczorem. Opowiadała
mi, że spotkała w parku taką śliczną dziewczynę. Wyglądała na zagubioną i
zrozpaczoną, a dodatkowo mokła na deszczu, więc zaprosiła ją do siebie na
ciepłą herbatę. Opowiadała, że dziewczyna jest w kimś zakochana, ale ma wiele
wątpliwości i że bardzo się o tego chłopaka martwi.
- Aha. Rozumiem -
uśmiechnęła się niemrawo.
- Co jest?
- Nie, nic.
- Już się nie uśmiechasz. O
co chodzi?
Głośno westchnęła:
- Chcesz wiedzieć, dlaczego
cały czas mówię, że cię nie kocham?
- Tak.- opowiedział bez
zastanowienia.
- Pamiętasz jak mówiłam ci,
że mój chłopak zginął w wypadku? W drodze do mnie?
- Tak. Pamiętam.
- To tego się boję. Nie
chcę, żebyś zginął tak jak on. Jeśli kolejna osoba, którą kocham, umrze, sama
się zabiję.- powiedziała, a po jej policzku spłynęła łza. - Nie chcę, żebyś
umierał.
- Dlaczego uważasz, że przez
to, że z tobą będę, umrę? Przecież... Gdybym miał umrzeć, to to, czy z tobą
będę czy nie, i tak nie ma na to wpływu. To nie my o tym decydujemy.
- Ale możesz zginąć jak on,
a ja tego nie chcę. Zrozum, że szczęście i miłość to nie dla mnie.
- Zrozum, że to nie ma tu
nic do rzeczy. Nie masz podstaw by sądzić, że zginę tak, jak on.
- Przynoszę pecha. Wielkiego
pecha w miłości, a ty nie możesz być z pechową dziewczyną. Zasługujesz na kogoś
lepszego. Anioła czy co tam chcesz.
- Mów sobie, co chcesz. I
tak kocham tylko ciebie. Powiedz mi, czy mnie kochasz? Jeśli powiesz, że tak,
będziemy razem szczęśliwi. Jeśli powiesz mi, że mnie nie chcesz, odejdę. Nie
będę ci się plątał, ale nie znaczy to, że przestanę cię kochać. Zawsze będę
kochał tylko ciebie.
- Ja... - zawahała się. -
Kocham cię i chcę żebyś był szczęśliwy. Ale nie ze mną.
- Obawiam się, że to nie
możliwe.- szepnął i nachylił się nad nią. Ich twarze były tak blisko, że czuła
na sobie jego ciepły oddech.
- Nie będziesz szczęśliwy?-
szepnęła.
- Bez ciebie nie będę.
Dziewczyna nic nie
powiedziała. Po prostu patrzyła mu w oczy.
- Kocham cię. Po co się
martwić? Cieszmy się tym.- szepnął.
- Ja ciebie też czubku -
zaśmiała się. Wiedziała, że jego oczy nie potrafią kłamać.
- Więc chociaż raz się w
czymś zgadzamy.- westchnął z ulgą. Popatrzył prostu w jej oczy. Uśmiechnęła
się. Pod wpływem chwili przysunął się jeszcze bliżej i musnął jej usta.
Dziewczyna delikatnie oddawała pocałunki chłopaka. Sprawiały jej taką
przyjemność.
Nie wiedzieli, że przez
szybę obserwuje ich Lilly. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Mówiłem, że wszystko
będzie dobrze - szepnął brunet i objął ją od tyłu.
- Przecież mówiłam, że ci
ufam.- uśmiechnęła się.
- Kocham cię.- szepnął i
pocałował ją w policzek.
Odchyliła głowę tak, aby go
widzieć.
- Też cię kocham.-
uśmiechnęła się i musnęła jego usta.
- Idziemy czy chcesz jeszcze
porozmawiać z Alex?
- Chciałabym z nią pogadać,
ale... Nie wiem, czy mogę im przerwać.- szepnęła.
- Chodź - powiedział i
podszedł do drzwi. Jednym ruchem je otworzył. - A co tu się wyprawia?
- Kochanie, a to, kto? -
zapytała odsuwając się od Latynosa. - Nie pamiętam ich.
Carlos podchwycił, że to
żart.
- Wiec, to jest twoja
kuzynka i jej mąż.
Lilly chciała podejść do
Latynosa i mu przyłożyć, ale ktoś ją powstrzymał.
- Nie - szepnął James łapiąc
ją za nadgarstek. - Nie teraz.
- Mąż? Kuzynka? - szatynka
popatrzyła na niego uważnie.
- Dokładnie. Prawda?-
zapytał się ich.
- Carlosie Pena, nie
żyjesz.- warknęła w odpowiedzi.
- Dlaczego ona ci grozi? -
udawała głupią.
- Nie wiem. James, zrób
porządek ze swoją żoną.
- Skarbie. Pamiętaj o Alex -
szepnął i objął ją od tyłu. - Trzeba jej pomóc.
- Co nie zmienia faktu, że
kłamie.- odpowiedziała mu cicho.
- No to, co? W przyszłości i
tak będziesz panią Maslow.- musnął jej usta.
- No nie wiem, nie wiem.-
uśmiechnęła się cwanie o odsunęła się.
Podeszłą do przyjaciółki.
- Alex, na prawdę mnie nie
pamiętasz?
- Nie. Mama?
Brunetka już miała
odpowiedzieć, gdy nagle zamilkła. Popatrzyła na nią przenikliwym wzrokiem.
- Przecież przed chwilą
powiedział ci, że twoja kuzynka...
- Serio? A on to? - wskazała
na Carlosa. - Nie pamiętam go.
- Kiedy weszłam mówiłaś do
niego kochanie.- powiedziała i skrzyżowała ręce na piersi. Uniosła jedną brew.
- Nie pamiętam tego.-
mruknęła. - W ogóle was nie pamiętam.
- O nie! Pogarsza jej się!
Nie pamięta nawet, co mówi.- jęknął Carlos z przerażeniem.
- Co mi się pogarsza? -
udawała głupią.
- James. Idź po lekarza,
proszę.- powiedziała brunetka nie spuszczając wzroku z przyjaciółki.- Niech ją
zbadają i oszacują straty. A jak już znajdą pamięć to poproś, żeby poszukali
jeszcze mózgu, bo chyba się zapodział.
- Lilly! Sama nie masz
mózgu! - warknęła i zrobiła wielkie oczy, bo doszło do niej, że się zdradziła. –
Ups...
- Mówiłam. Głąby.- warknęła.
- Sama jesteś głąbem -
warknęła. - A ty zdrajcą! - jęknęła wskazując na Carlosa.
- Przecież nic nie
powiedziałem!- zawołał przestraszony.
- Martwiłam się o ciebie,
ciole! Ja ci dam! Od dzisiaj będziesz przy mnie jadła i to pięć posiłków
dziennie!- zawołała, a po chwili przytuliła przyjaciółkę.
- Śnisz - prychnęła i
odwzajemniła uścisk.
- Żebyś się nie zdziwiła.-
mruknęła, po czym puściła ją. Odsunęła się i pokręciła głową z niedowierzaniem.- Najwyraźniej menda mendą pozostanie.- pokazała jej
język.
- Dziękuję - wykonała tą
samą czynność. - Ale nie dopilnujesz mnie, bo przenoszę się do Carlosa.
Lilly zmarszczyła brwi.
- Jak ty to sobie
wyobrażasz?
- Normalnie - wzruszyła
ramionami. - Pomieszkamy razem, a potem jadę do Anglii.
- Mhm. Spoko. I tak o
zdecydowałaś, że zostawiasz mnie samą? Dzięki.- powiedziała i wstała.
- Nie, no. James się do
ciebie wprowadza - mruknęła.
- Jasne. A skąd wiesz, że ja
tego chce? Oh, oczywiście. No tak. Ty wiesz wszystko lepiej od innych.-
warknęła.- Wiesz, co? Rób sobie, co chcesz. W sumie, to mam to w dupie. Cieszę
się, że żyjesz.- rzuciła na odchodnym.
- Świetnie. Foch. Tylko to
potrafisz. Nic innego - warknęła. - Mogłabyś w końcu wydorośleć.
- Mogłabym. Ale, po co? Od
podejmowania dorosłych i dojrzałych decyzji jesteś ty, no nie?- zapytała zanim
wyszła.
- Bo ja nie żyłam NIGDY
marzeniami!
Brunetka już jej nie
słyszała. Spokojnym, niewzbudzającym podejrzeń, krokiem wyszła przed szpital, a
następnie ruszyła przed siebie.
- Hej czekaj! - za nią
wybiegł James. - Co się stało?
- Nic.- odpowiedziała
spokojnie.
- Przecież widzę, że coś
jest nie tak.
- Wróć do szpila. Usiądź z
nimi i uśmiechnij się. Mną się nie przejmuj.- powiedziała i szybkim krokiem
ruszyła w dół ulicy.
- Czekaj! - pobiegł za nią.
- Jak mam się tobą nie przejmować? Jesteś dla mnie wszystkim. Nie potrafię tak.
Odwróciła się twarzą do
niego i uśmiechnęła.
- Wszystko jest w porządku.
Po prostu muszę się przejść i pomyśleć. Sama.- cmoknęła go w policzek.
- Jesteś tego pewna?
- Tak.
- Dobrze, ale za godzinę
widzimy się przed twoim hotelem.- powiedział poważnie.
- Postaram się.- zaśmiała
się i odwróciła.
- Kocham cię.- szepnął i
cmoknął ją w policzek, po czym ruszył powolnym krokiem do szpitala.
- Ja ciebie też.- szepnęła
cicho, po czym puściła się biegiem przed siebie. Potrzebowała spokoju i
samotności, które mogła znaleźć tylko w jednym miejscu...
- Skarbie, wszystko okay?-
zapytał Carlos, łapiąc dziewczynę za rękę.
- Nie. Zostaw mnie.-
szepnęła i wyrwała rękę. Odwróciła wzrok w stronę okna.
Westchnął ciężko u opadł na
krzesło. W milczeniu obserwował szatynkę.
- Wyjdź - powiedziała bez
żadnych uczuć nawet na niego nie patrząc.
- Ale...
- Wyjdź! - podniosła głos.
Zawahał się, ale wstał.
Musnął ustami czubek jej głowy i wyszedł z pomieszczenia.
- Boże, za jakie grzechy? -
jęknęła i zaczęła płakać. Skuliła się pod kołdrą i wzięła telefon do ręki.
Wybrała numer do Madison.
- Halo?
- Madison - szepnęła. -
Cześć.
- Alex, skarbie. Coś się
stało?- zapytała zmartwiona.
- Nie, nic - uśmiechnęła
się. - Po prostu tęsknię za tobą.
- Na pewno?- zapytała
podejrzliwie.- Jeszcze nigdy z powodu tęsknoty nie dzwoniłaś do mnie o 1 w
nocy.
- Zapomniałam o różnicy
czasu. Przepraszam.
- Nic się nie stało. Masz
szczęście, że nie śpię. Ale jeśli o niej zapomniałaś, to na pewno z jakiegoś
powodu. Musisz być zmartwiona. Co się stało kochana?
- Nie, a co miałoby się
stać? - zacisnęła wargi, żeby się nie rozpłakać na dobre.
- Młoda. Kogo, jak kogo, ale
siostry nie okłamiesz.
- Dobra. Pokłóciłam się z
Lilly, a przed chwilą nawrzeszczałam na Carlosa, który chciał mi pomóc, jestem
w szpitalu, a całe moje życie się wali - szlochała. - Proszę, pomóż mi.
- Poczekaj. Spokojnie. Weź
głęboki wdech. Pamiętaj, że zawsze można wszystko naprawić. Uspokój się i
opowiedz mi wszystko.- zarządziła głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Dziewczyna się uspokoiła i
opowiedziała wszystko siostrze od początku.
- Ehh... Nie martw się. Ze
szpitala wyjdziesz za dwa dni. Po prostu musisz to przecierpieć. To rodzaj kary
za twoją głupotę. Nad tym nawet nie ma, co się zastanawiać. Carlos...
Porozmawiaj z nim. Potrzebujesz wsparcia kogoś, kto jest tam koło ciebie, a on
jest do tego idealny. Kochasz go, a on kocha ciebie, więc wybaczy ci wszystko.
Lilly... Obie dobrze ją znamy i wiemy, że potrzebuje chwili dla siebie. Daj jej
ją, a potem z nią pogadaj. Wyjechałyście tam we dwie, same jak palec i nagle ty
podejmujesz sama decyzje. Nigdy więcej tego nie rób. Nawet, jeśli ty uważasz,
że jesteś gotowa żyć sama pamiętaj, że ona jest marzycielką i polega na tobie
tak, jak ty na niej. Może ona nie jest gotowa sama stawić temu wszystkiemu
czoła? Tak czy inaczej porozmawiaj z nią. Jak chcesz, to też mogę do niej
zadzwonić...
- Nie, nie trzeba. Dziękuję
- uśmiechnęła się.
- Nie martw się skarbie, a
jakby co, to dzwoń.
- Okay. Pa - uśmiechnęła się
i rozłączyła.
Carlos krążył po korytarzu w
tę i z powrotem. James, który siedział na krześle obok zaczynał mieć tego
serdecznie dość.
- Możesz przestać?- warknął.
- Hmmm... Co?- zapytał
wyrwany z rozmyślań.
- Przestań, bo zaraz ci
przyłożę.
- Grrrr...- mruknął i usiadł
na przeciwko bruneta, ale nie mógł się powstrzymać i nerwowo uderzał palcami o
krzesło.
- Przestań.
- Wybacz, ale jestem
zestresowany. Nie potrafię tak po prostu się nie ruszać.- warknął.
- Czym znowu?
- Wyrzuciła mnie z pokoju i
się nie odzywa. A jak coś się stało?
- No to tam idź, a nie
łazisz z miejsca w miejsce, jakbyś owsiki w gaciach miał.
- Ale ona mnie tam nie
chce.- burknął.
- Idź albo ci przyłożę.
Latynos zmierzy go wzrokiem,
po czym spojrzał na drzwi.
- Nie krępuj się.- mruknął i
wygodniej usadził na krześle.
- Rusz się! - podniósł głos.
- Ryj! W szpitalu jesteś.
- To się rusz albo
wylądujesz w jednej z sal.
- Nerwa masz, bo cię Lilly
zostawiła i na mnie się wyżywasz?- zapytał wkurzony.
- Przymknij się, bo ci
przyłożę - warknął.
- Tak myślałem.- uśmiechnął
się wrednie, ale widząc minę bruneta szybko wstał i podszedł pod drzwi sali.
Wziął głęboki wdech i zapukał.
- Proszę.
Otworzył drzwi i wszedł do
środka.
- Hej, wszystko w porządku?
- Yhym - uśmiechnęła się. -
Możemy pogadać?
- Jasne.- uśmiechnął się
ciepło i usiadł obok łóżka dziewczyny.
- Przepraszam - szepnęła.
- Nie ma sprawy. Rozumiem,
że byłaś zła, a ja wpychałem nos w nie swoje sprawy.
- Ale przecież to też są
twoje sprawy.
- Ale chciałaś je przemyśleć
sama.
- I to był błąd.
- Jesteśmy tylko ludźmi.
Popełniamy błędy.- uśmiechnął się i złapał ja za rękę.
- Wiesz, że po zakończeniu
filmu wyjeżdżamy? - zapytała ostrożnie zaciskając dłoń.
- Wiem.- szepnął.
- Czyli za pięć dni już się
nie zobaczymy.
- Wiesz... Zastanawiałem się
nad tym i...- westchnął.- Przyjedziecie tutaj za miesiąc na premierę. Co
powiesz na to, żebym po premierze... Do ciebie dołączył?
- Ale, że jak?
- No... Normalnie. Wyjechał.
Z tobą.
- A co z twoim życiem?
Praca? Przyjaciele? Rodzina?
- Praca to filmy i muzyka,
chociaż ostatnimi czasy bardziej filmy. Jestem znany. W Anglii zawsze mogę coś
znaleźć. Przyjaciele zrozumieją. Przecież po przeprowadzce tam zawsze mogę ich
odwiedzić, no nie?
- Jesteś chory.
- Słyszałem już kiedyś taką
teorię.- zaśmiał się.
- Tak, wiem. Ale nie mogę w
to uwierzyć. Za szybko.
- Co za szybko?- zapytał
zdziwiony.
- Za szybko to się wszystko
dzieje. Nie dawno się nie znaliśmy, a teraz?
- Skarbie, znamy się ponad
trzy miesiące. To wcale nie tak mało...
- Serio? Trzy miesiące to
dużo? Chyba chory jesteś. Ja o tobie nic nie wiem i na odwrót.
- Co nie znaczy, że trzy
miesiące to mało. Wiem, że masz siostrę w Anglii, że twój były umarł, że
przyjaźnisz się z Lilly, że jesteś Red Rose i masz wielki talent zarówno
pisarski jak i aktorski.
- Ale tego dużo - mruknęła.
- A ja wiem tylko tyle, że należysz do Big Time Rush. Przyjaźnisz się z
James'em, Kendall'em i Logan'em. No i o twoich zawodach i talentach. Nic poza
tym.
- Okay… Więc co powiesz na
to? Gdy wyjdziesz ze szpitala, zapraszam cię na całodzienny piknik. Będziemy
mogli lepiej się poznać.- uśmiechnął się.
- Piknik? - spojrzała na
niego uważnie.
- Piknik.- odpowiedział
wolno.
- O nie. Ja nie jadam. A
zwłaszcza całymi dniami.
- Trzeba to zmienić. Nie
możesz doprowadzać się do takiego stanu.- powiedział zmartwiony.
- Jakiego stanu? Wyglądam
normalnie.
- Zasłabłaś i było duże
ryzyko, że nie przeżyjesz. Nie możesz tak robić.
- Żyję tak od paru dobrych
miesięcy - wzruszyła ramionami. - To nic wielkiego. Zasłabnięcie to normalka -
puściła mu oczko.
- Wiec trzeba to zmienić.-
wzruszył ramionami.
- Nikt nigdy mnie nie
zmieni.
- Ty wiesz swoje, ja wiem
swoje.
- Założysz się?
- Nie.- uśmiechnął się
rozbrajająco.
- Boisz się - zmrużyła oczy.
- Mówiłem już, że cię kocham?
- Chcę usłyszeć coś
oryginalnego i nowego - założyła ręce na piersi.
Przez chwilę się
zastanawiał, po czym uśmiechnął się słodko.
- Do twarzy ci w szpitalnej
koszuli.
Popatrzyła na niego jak na
debila.
- Jesteś głupi.
- A ty genialna.
- Głupek.
- Też cię kocham.- zaśmiał
się.- I jeśli o mnie chodzi, to możemy zacząć zapoznawanie. Opowiedz coś o
sobie.
- Hmm... Nie.
- Proszę.- zrobił oczka
kotka ze Shreka.
- Nie mam, co. Moje życie
nie jest ciekawe, wręcz przeciwnie. Cały czas, w kółko to samo się dzieje. Nic
wielkiego - wzruszyła ramionami.
- Ale z tego co pamiętam,
nic o sobie nie wiemy. Zmieńmy to. Opowiedz mi nawet o tych rzeczach, które
uważasz za nie ciekawe.
- Okay. Urodziłam się w
Anglii. W wieku 15 lat wraz z siostrą przeniosłyśmy się do hotelu i wtedy
zaczęłam swoją "karierę". Nagrałam klika piosenek, coś tam
porysowałam, pograłam. Skończyłam szkołę artystyczną, a Madison kończy studia.
Rodzice zginęli w wypadku, kiedy miałam sześć lat. Po tym jak dowiedziałyśmy
się, że to dziadek spowodował ten wypadek uciekłyśmy od niego. Razem z Lilly
wyjechałam do Los Angeles ze względu na studia, ale jak się okazało nie tylko.
Zaczęłyśmy, to znaczy ja kontynuowałam karierę, grać. Poznałam Andree i wtedy
on zginął. Od tamtego czasu przestałam żyć marzeniami, ale Lilly nadal im ufa
bezgranicznie - wzruszyła ramionami. - Nic ciekawego. Coś jeszcze?
- Wow. Co lubisz robić?
- Uciekać.
- Coś jeszcze?
- Nie. Nic poza tym, bo
wszystko jest połączone.
- Serio? Nie lubisz sportu?
Filmów? Muzyki? Może masz jakąś pasję? Coś, co uwielbiasz robić.
- Mówiłam. Uciekać. Kiedy
coś robię to dzięki temu uciekam. Spójrz - szepnęła i odsłoniła stopę. Na
wysokości, w stronę palców ciągła się wytatuowana pięciolinia z dwiema nutami.
- Zrobiłam go, kiedy żyłam marzeniami. Wtedy oznaczał moją miłość do muzyki, a
teraz? Sama nie wiem. Dzięki niej, pisaniu, graniu, tworzeniu uciekam. Uciekam
od ponurej i okrutnej rzeczywistości.
- Teraz rozumiem.-
uśmiechnął się pod nosem.
- Co?
- Odkąd przestałaś żyć
marzeniami, wszystko jest dla ciebie jednolite. Nie widzisz różnic między
jednym a drugim, jest ci to obojętne. Musisz na nowo nauczyć się żyć.- szepnął
i ujął jej dłoń.
- A co? Nie oddycham?
- Nie o to mi chodzi. Ty nie
żyjesz. Ty funkcjonujesz. Oddychasz, śpisz, pracujesz... Nawet nie jesz. Trzeba
nauczyć cię ŻYĆ.
- Potrafię o siebie zadbać.
- Zadbać i funkcjonować, a
na prawdę żyć, to są inne rzeczy. Dbasz o siebie od dłuższego czasu i nie
powiesz mi chyba, że jest zajebiście, kolorowo i wesoło? Daj sobie pomóc.
Zaufaj innym. Nie wszyscy chcą cię skrzywdzić...
- Nie musi być zajebiście,
kolorowo czy wesoło. Ważne, żeby nikt mi nie wchodził w drogę. Nie muszę być
szczęśliwą, żeby ŻYĆ.
- Właśnie na tym polega
życie. Żeby być szczęśliwym, wesołym. Żeby widzieć wszystko w wielu barwach,
żeby czuć wszystko. To, że jesteś sobie gdzieś na świecie, i nikt cię nie
dotyka, to nie jest prawdziwe życie. To funkcjonowanie.
- Mi to bez różnicy.
Najchętniej to bym nie robiła tego i tego - zabrała rękę.
Westchnął i przesunął się
tak, żeby móc patrzeć w jej oczy.
- No właśnie. Jest ci to bez
różnicy. Pozwól mi sprawić, że zobaczysz piękno życia.
- Masz na to dwa dni -
mruknęła. - A potem już nigdy nie będziesz tego próbował, bo się zabiję.
Popatrzył na nią zdziwiony.
- Okay. W takim razie
poczekaj. Wrócę za godzinkę.- uśmiechnął się tajemniczo. Pocałował ją w
policzek i wyszedł z sali z uśmiechem.
- A to, co było? -
powiedziała sama do siebie i spojrzała w okno. - On mnie kocha... Naprawdę.
Ta dopiero xD Szybki masz ten zapłon ;D Kocha, kocha, a jakeżby inaczej :* Jamie ma być pod hotelem? No teraz to skojarzenia na maska x3 czekam :3
OdpowiedzUsuńWspaniała część . ♥ Czekam z niecierpliwością ma nn.;**
OdpowiedzUsuńPaaati . *.*