wtorek, 11 czerwca 2013

I.... Cięcie! cz.5


Strasznie przepraszamy, że część nie pojawiła się wczoraj, ale zapomniałyśmy o tym na śmierć :( Każda teraz ma dużo zajęć, więc dlatego też część pojawia się dopiero dziś. Przepraszamy za spóźnienie ;*** Mamy nadzieję, że nam wybaczycie ;*


Justme/ Red Rose


- Weźcie. Przecież nie musimy się rozstawać – szepnęła Alex. - Zawsze możemy się spotkać, albo nagrać jeszcze jeden film.
- Jasne. Czemu nie?- odpowiedział Carlos.
- No to głowy do góry. To nie koniec świata.
- Już jestem.- powiedziała Lilly podchodząc do ekipy. Miała świeży makijaż i szeroki uśmiech na twarzy. Wyglądała, jakby nic się nie stało.
- Czyli gramy dalej i się nie smucimy?- powiedziała Alex i puściła oczko do przyjaciółki. - Co ty na to Roger?
- Super. To zaczynamy.- uśmiechnął się. Reszta nagrań przeszła bez zarzutów. Brunetka w ogóle się już nie śmiała, jeśli nie było tak napisane w skrypcie.
W pewnym momencie szatynka złapała się za głowę i zachwiała. Przymknęła oczy i poczuła się jak w łódce. Jej ciało robiło, co chciało. Nagle zemdlała.
Brunetka zareagowała błyskawicznie.
- Szybko, koc pod nogi. Połóżcie ja na płaskim i odsuńcie się. Potrzebuje dużo powietrza! Wołajcie jakiegoś lekarza, szybko!
Ułożyli dziewczynę obok otwartego okna i podłożyli jej pod nogi jakieś koce. James pobiegł po pielęgniarkę, która zawsze siedziała w studiu "Na wszelki wypadek". Podsunęła Alex sole trzeźwiące. Usłyszeli przyśpieszony oddech i szatynka lekko zamrugała.
Zaczęła mrugać i rozglądać się w okuł. Zatrzymała się na twarzy Latynosa. Powoli zaczynała znowu tracić przytomność.
- Dzwońcie po karetkę. Trzeba ją przypiąć pod kroplówkę.- usłyszał wołanie jakiejś kobiety i straciła kontakt z rzeczywistością.
Kompletnie odpłynęła. Nie czuła, ani nie słyszała nic. Widziała samą ciemność przed oczyma. Raz po raz jasne światło jej błysło, ale tylko na sekundę.



Spanikowana Lilly szła obok lekarzy.
Kiedy tylko podjechała karetka, wsiadła do auta i nie czekając na nikogo, ruszyła za nią. Zaraz złapała jednego z medyków, którzy zabrali jej przyjaciółkę.
- Chwileczkę! Wiem, dlaczego straciła przytomność!
- Tak? Dlaczego? - zapytał spokojnie.
- Od dwóch dni nic nie jadła.- wyjaśniła zdyszana.
- Rozumiem - mruknął. - Coś jeszcze?
- Wiem, że brała jakieś tabletki, tylko nie wiem, na co...
Lekarz szybko odszedł od dziewczyny i poszedł do reszty. Zaczęli coś szeptać, po czym wszyscy w pośpiechu gdzieś poszli.
Brunetka stała zdezorientowana.
- Hej! Co jest? - zapytał zdyszany James.
- Chciałabym wiedzieć.- mruknęła nadal oszołomiona.
- Chodź tu.- szepnął i mocno ją do siebie przytulił. - Wszystko będzie okay. Zobaczysz.
Wtuliła się w jego ramiona. Akurat podbiegł Latynos.
- Co się dzieje?
- Nie wiadomo, co jest z Alex.- mruknął James nie puszczając dziewczyny.
- Czekajcie.- bąknął i podszedł do kilku lekarzy. Brunet widział, jak jego przyjaciel mocno gestykuluje i zawzięcie o czymś dyskutuje, po czym milknie. Podziękował skinieniem głowy i wrócił do nich blady jak ściana.
- Co jest? - zapytał James.
- Te tabletki... Brała je nie tak, jak powinna. W za dużych ilościach i nie odpowiednich momentach. Mogła przez to umrzeć. Lekarze twierdzą, że objawami takiego zatrucia są częste zmiany nastrojów, kłótliwość, przemęczenie, a nawet zamknięcie się w sobie.
Chłopak spojrzał na dziewczynę. Widząc jej minę ścisnął ją jeszcze mocniej.
- Ciiiiiiii... Nic jej nie będzie.– szepnął głaszcząc ją po głowie.
Nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Popatrzyła na Latynosa, który był w podobnym stanie. Wyciągnęła ku niemu dłoń. Natychmiast ja ujął. Dziewczyna wzięła głęboki wdech i wyszeptała do Carlosa:
- Nie martw się. Wyjdzie z tego.
- Dzięki.- odpowiedział cicho i opadł na krzesło stojące obok.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczycie.- szepnął James. Akurat podszedł do nich lekarz.
- Czy któryś z was jest spokrewniony z Alex Sommday? - zapytał spoglądając na każdego z nich.,
- Jestem jedyną bliską jej osobą w tym kraju.- odpowiedziała brunetka.
- Siostra?
-… Kuzynka.
- Czyli nie ma żadnego chłopaka, ani nic.- bardziej stwierdził niż zapytał.
- Raczej nie, a co się stało? Jak ona się czuje?
- Na razie sytuacja została opanowana. Alex zostanie tutaj przez najbliższe dwa dni na obserwacjach. Nie chcielibyśmy, żeby znowu zaczęła je brać.- powiedział i podniósł pudełko bardzo silnych tabletek na uspokojenie. - Jeśli powróci do nich to nie skończy się na szpitalu, ale... Następnym razem trafi od razu do trumny. Przykro mi, ale taka jest prawa.
- Rozumiem.- powiedziała spokojnie i wzięła od lekarza pudełko.- Dopilnuję tego. Dziękuję. Kiedy będzie można się z nią zobaczyć?
- Jeśli pani chce, to proszę. Powinna za chwilę się obudzić, ale proszę o jedno. Niech pani nie wspomina o tych tabletkach. Najlepiej, żeby odwiedziła ją osoba, którą kocha. I jest dla niej bardzo ważna.
- Dobrze...- mruknęła i popatrzyła na Carlosa.
- Ej, co jest? Nie mieszaj mnie w to. Ona mnie nawet nie lubi...- mruknął zawiedziony.
- Jestem odmiennego zdania.- odpowiedziała. - Doktorze, jak ważne jest to, żeby poszła tam osoba, którą kocha najbardziej?- zapytała.
- Cóż. Dla niej i jej psychiki byłoby to najlepsze rozwiązanie.- popatrzył znacząco na chłopaka, a następnie dodał i odszedł. - Dobrze się zastanów.
- Nie pomógł.- mruknął Latynos pod nosem. Brunetka popatrzyła na niego z mieszanymi uczuciami. Martwiła się, ale...
- Carlos. Idź. Idź i pogadaj z nią. Zapytaj jak się czuje i w ogóle, a jak będzie przytomniejsza to powiedz jej, że się martwię.- szepnęła.
- CO? Ale... Pewna jesteś? A jak ona mnie nienawidzi? Będzie jeszcze gorzej!
- Zaufaj mi. Idź.- powiedziała cicho, ale spojrzenie, które mu wysłała nie znosiło sprzeciwu.
- Idź stary - dodał James patrząc na niego błagalnym wzrokiem.
- Okay, ale na waszą odpowiedzialność.- Zastrzegł i ruszył z stronę jednej z sal. Przez szybę zobaczył, że na jednym z łóżek leży nie przytomna jeszcze szatynka. Jej włosy rozłożyły się na poduszce, jak lwia grzywa. Jej twarz była spokojna, niewyrażająca żadnych uczuć.
Po cichu wszedł do pomieszczenia i usiadł na krześle obok jej łóżka. Popatrzył na aparaturę, do której była podłączona. Jej serce biło spokojne, a oddech był równy. Chłopak pochylił się do przodu.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wszystko jest stabilne. Martwiłem się jak cholera. Chciałbym, żebyś teraz była przytomna. Moglibyśmy porozmawiać. Mógłbym powiedzieć ci, że kiedy zemdlałaś, miałem wrażenie, że mój świat się posypał. Nie wiedziałem, co się dzieje. Ratowaliśmy cię, ale w mojej głowie kołatała tylko jedna myśl: "Jeśli ona umrze, pójdę za nią". Kiedy lekarz powiedział, że wszystko jest w porządku, na nowo zobaczyłem barwy. Przez ten czas, gdy cię nie widziałem, świat był zły, szary i wrogi. Z resztą... Mam tak zawsze, kiedy nie ma cię obok. Jest mi po prostu źle. A gdy jesteśmy w jednym pomieszczeniu, albo idziemy blisko siebie, mam wrażenie, jakby wszystko eksplodowało radością, szczęściem i kolorami. Ostatnio zachowałem się jak cham. Nie wiedziałem, jak ci pomóc, więc się wycofałem. Wiem, jestem idiotą. Ale później zrozumiałem, że nie mogę tak żyć, ale ty mnie teraz nienawidzisz...-​ westchnął, po czym lekko pogłaskał jej dłoń.- Od kilku dni prawie się nie odzywam, bo nie chcę cię skrzywdzić. Robię wszystko, byś była szczęśliwa. Jeśli oznacza to, że mam nigdy więcej nie patrzyć ci w oczy... Zrobię to. Chcę, abyś czułą się dobrze nawet, jeśli oznacza to, że nigdy nie będzie dla mnie miejsca w twoim życiu.- szepnął.
- Mów dalej - szepnęła i jednym okiem spojrzała na niego.
- Pójdę za tobą nawet na koniec świata, jeśli... Zaraz. Ty jesteś przytomna?!- zauważył po chwili.
- Ale mów dalej. To takie słodkie. - szepnęła słabo.
- Alex...- westchnął i założył jej niesforny kosmyk za ucho.- Po prostu cię kocham.
- Słyszałam już to chyba z tysiąc razy dziennie.- wywróciła śmiesznie oczami, ale ścisnęła jego dłoń.
- Mogę powtarzać to o wiele, wiele częściej.- uśmiechnął się i przyciągnął jej dłoń do ust. Delikatnie musnął jej skórę.
- Nie musisz - westchnęła. - Zapamiętam to do końca świata i jeden dzień dłużej.- Uśmiechnął się.
- Lekarze powiedzieli, że zostaniesz jeszcze dwa dni na obserwacji.
- Super. Po prostu bosko - westchnęła zawiedziona.
- Oj tam, marudzisz... Będę przychodził i truł ci tyłek.
- No to nie będzie tak źle…- znacząco poruszała brwiami.
- Cieszę się, ze to słyszę.- ukazał rząd bielutkich zębów.
- Nie przyzwyczajaj się - wystawiła mu język.
- Postaram się, ale nie obiecuję...
- Pogadamy o czymś innym? - zapytała. - Na przykład o twojej babci.
Jej promienna mina zmieniła się na poważną i pełną grozy.
- Oczywiście. Co chcesz wiedzieć?
- To, co ona ci powiedziała o mnie. O czym gadałyśmy po tym jak zgubiłam komórkę i poszłam sobie.
- Szczerze mówiąc, nie wiedziałem, że mówi o tobie. Wtedy byłem u niej dopiero wieczorem. Opowiadała mi, że spotkała w parku taką śliczną dziewczynę. Wyglądała na zagubioną i zrozpaczoną, a dodatkowo mokła na deszczu, więc zaprosiła ją do siebie na ciepłą herbatę. Opowiadała, że dziewczyna jest w kimś zakochana, ale ma wiele wątpliwości i że bardzo się o tego chłopaka martwi.
- Aha. Rozumiem - uśmiechnęła się niemrawo.
- Co jest?
- Nie, nic.
- Już się nie uśmiechasz. O co chodzi?
Głośno westchnęła:
- Chcesz wiedzieć, dlaczego cały czas mówię, że cię nie kocham?
- Tak.- opowiedział bez zastanowienia.
- Pamiętasz jak mówiłam ci, że mój chłopak zginął w wypadku? W drodze do mnie?
- Tak. Pamiętam.
- To tego się boję. Nie chcę, żebyś zginął tak jak on. Jeśli kolejna osoba, którą kocham, umrze, sama się zabiję.- powiedziała, a po jej policzku spłynęła łza. - Nie chcę, żebyś umierał.
- Dlaczego uważasz, że przez to, że z tobą będę, umrę? Przecież... Gdybym miał umrzeć, to to, czy z tobą będę czy nie, i tak nie ma na to wpływu. To nie my o tym decydujemy.
- Ale możesz zginąć jak on, a ja tego nie chcę. Zrozum, że szczęście i miłość to nie dla mnie.
- Zrozum, że to nie ma tu nic do rzeczy. Nie masz podstaw by sądzić, że zginę tak, jak on.
- Przynoszę pecha. Wielkiego pecha w miłości, a ty nie możesz być z pechową dziewczyną. Zasługujesz na kogoś lepszego. Anioła czy co tam chcesz.
- Mów sobie, co chcesz. I tak kocham tylko ciebie. Powiedz mi, czy mnie kochasz? Jeśli powiesz, że tak, będziemy razem szczęśliwi. Jeśli powiesz mi, że mnie nie chcesz, odejdę. Nie będę ci się plątał, ale nie znaczy to, że przestanę cię kochać. Zawsze będę kochał tylko ciebie.
- Ja... - zawahała się. - Kocham cię i chcę żebyś był szczęśliwy. Ale nie ze mną.
- Obawiam się, że to nie możliwe.- szepnął i nachylił się nad nią. Ich twarze były tak blisko, że czuła na sobie jego ciepły oddech.
- Nie będziesz szczęśliwy?- szepnęła.
- Bez ciebie nie będę.
Dziewczyna nic nie powiedziała. Po prostu patrzyła mu w oczy.
- Kocham cię. Po co się martwić? Cieszmy się tym.- szepnął.
- Ja ciebie też czubku - zaśmiała się. Wiedziała, że jego oczy nie potrafią kłamać.
- Więc chociaż raz się w czymś zgadzamy.- westchnął z ulgą. Popatrzył prostu w jej oczy. Uśmiechnęła się. Pod wpływem chwili przysunął się jeszcze bliżej i musnął jej usta. Dziewczyna delikatnie oddawała pocałunki chłopaka. Sprawiały jej taką przyjemność.
Nie wiedzieli, że przez szybę obserwuje ich Lilly. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Mówiłem, że wszystko będzie dobrze - szepnął brunet i objął ją od tyłu.
- Przecież mówiłam, że ci ufam.- uśmiechnęła się.
- Kocham cię.- szepnął i pocałował ją w policzek.
Odchyliła głowę tak, aby go widzieć.
- Też cię kocham.- uśmiechnęła się i musnęła jego usta.
- Idziemy czy chcesz jeszcze porozmawiać z Alex?
- Chciałabym z nią pogadać, ale... Nie wiem, czy mogę im przerwać.- szepnęła.
- Chodź - powiedział i podszedł do drzwi. Jednym ruchem je otworzył. - A co tu się wyprawia?
- Kochanie, a to, kto? - zapytała odsuwając się od Latynosa. - Nie pamiętam ich.
Carlos podchwycił, że to żart.
- Wiec, to jest twoja kuzynka i jej mąż.
Lilly chciała podejść do Latynosa i mu przyłożyć, ale ktoś ją powstrzymał.
- Nie - szepnął James łapiąc ją za nadgarstek. - Nie teraz.
- Mąż? Kuzynka? - szatynka popatrzyła na niego uważnie.
- Dokładnie. Prawda?- zapytał się ich.
- Carlosie Pena, nie żyjesz.- warknęła w odpowiedzi.
- Dlaczego ona ci grozi? - udawała głupią.
- Nie wiem. James, zrób porządek ze swoją żoną.
- Skarbie. Pamiętaj o Alex - szepnął i objął ją od tyłu. - Trzeba jej pomóc.
- Co nie zmienia faktu, że kłamie.- odpowiedziała mu cicho.
- No to, co? W przyszłości i tak będziesz panią Maslow.- musnął jej usta.
- No nie wiem, nie wiem.- uśmiechnęła się cwanie o odsunęła się.
Podeszłą do przyjaciółki.
- Alex, na prawdę mnie nie pamiętasz?
- Nie. Mama?
Brunetka już miała odpowiedzieć, gdy nagle zamilkła. Popatrzyła na nią przenikliwym wzrokiem.
- Przecież przed chwilą powiedział ci, że twoja kuzynka...
- Serio? A on to? - wskazała na Carlosa. - Nie pamiętam go.
- Kiedy weszłam mówiłaś do niego kochanie.- powiedziała i skrzyżowała ręce na piersi. Uniosła jedną brew.
- Nie pamiętam tego.- mruknęła. - W ogóle was nie pamiętam.
- O nie! Pogarsza jej się! Nie pamięta nawet, co mówi.- jęknął Carlos z przerażeniem.
- Co mi się pogarsza? - udawała głupią.
- James. Idź po lekarza, proszę.- powiedziała brunetka nie spuszczając wzroku z przyjaciółki.- Niech ją zbadają i oszacują straty. A jak już znajdą pamięć to poproś, żeby poszukali jeszcze mózgu, bo chyba się zapodział.
- Lilly! Sama nie masz mózgu! - warknęła i zrobiła wielkie oczy, bo doszło do niej, że się zdradziła. – Ups...
- Mówiłam. Głąby.- warknęła.
- Sama jesteś głąbem - warknęła. - A ty zdrajcą! - jęknęła wskazując na Carlosa.
- Przecież nic nie powiedziałem!- zawołał przestraszony.
- Martwiłam się o ciebie, ciole! Ja ci dam! Od dzisiaj będziesz przy mnie jadła i to pięć posiłków dziennie!- zawołała, a po chwili przytuliła przyjaciółkę.
- Śnisz - prychnęła i odwzajemniła uścisk.
- Żebyś się nie zdziwiła.- mruknęła, po czym puściła ją. Odsunęła się i pokręciła głową z niedowierzaniem.- Najwyraźniej menda mendą pozostanie.- pokazała jej język.
- Dziękuję - wykonała tą samą czynność. - Ale nie dopilnujesz mnie, bo przenoszę się do Carlosa.
Lilly zmarszczyła brwi.
- Jak ty to sobie wyobrażasz?
- Normalnie - wzruszyła ramionami. - Pomieszkamy razem, a potem jadę do Anglii.
- Mhm. Spoko. I tak o zdecydowałaś, że zostawiasz mnie samą? Dzięki.- powiedziała i wstała.
- Nie, no. James się do ciebie wprowadza - mruknęła.
- Jasne. A skąd wiesz, że ja tego chce? Oh, oczywiście. No tak. Ty wiesz wszystko lepiej od innych.- warknęła.- Wiesz, co? Rób sobie, co chcesz. W sumie, to mam to w dupie. Cieszę się, że żyjesz.- rzuciła na odchodnym.
- Świetnie. Foch. Tylko to potrafisz. Nic innego - warknęła. - Mogłabyś w końcu wydorośleć.
- Mogłabym. Ale, po co? Od podejmowania dorosłych i dojrzałych decyzji jesteś ty, no nie?- zapytała zanim wyszła.
- Bo ja nie żyłam NIGDY marzeniami!
Brunetka już jej nie słyszała. Spokojnym, niewzbudzającym podejrzeń, krokiem wyszła przed szpital, a następnie ruszyła przed siebie.
- Hej czekaj! - za nią wybiegł James. - Co się stało?
- Nic.- odpowiedziała spokojnie.
- Przecież widzę, że coś jest nie tak.
- Wróć do szpila. Usiądź z nimi i uśmiechnij się. Mną się nie przejmuj.- powiedziała i szybkim krokiem ruszyła w dół ulicy.
- Czekaj! - pobiegł za nią. - Jak mam się tobą nie przejmować? Jesteś dla mnie wszystkim. Nie potrafię tak.
Odwróciła się twarzą do niego i uśmiechnęła.
- Wszystko jest w porządku. Po prostu muszę się przejść i pomyśleć. Sama.- cmoknęła go w policzek.
- Jesteś tego pewna?
- Tak.
- Dobrze, ale za godzinę widzimy się przed twoim hotelem.- powiedział poważnie.
- Postaram się.- zaśmiała się i odwróciła.
- Kocham cię.- szepnął i cmoknął ją w policzek, po czym ruszył powolnym krokiem do szpitala.
- Ja ciebie też.- szepnęła cicho, po czym puściła się biegiem przed siebie. Potrzebowała spokoju i samotności, które mogła znaleźć tylko w jednym miejscu...



- Skarbie, wszystko okay?- zapytał Carlos, łapiąc dziewczynę za rękę.
- Nie. Zostaw mnie.- szepnęła i wyrwała rękę. Odwróciła wzrok w stronę okna.
Westchnął ciężko u opadł na krzesło. W milczeniu obserwował szatynkę.
- Wyjdź - powiedziała bez żadnych uczuć nawet na niego nie patrząc.
- Ale...
- Wyjdź! - podniosła głos.
Zawahał się, ale wstał. Musnął ustami czubek jej głowy i wyszedł z pomieszczenia.
- Boże, za jakie grzechy? - jęknęła i zaczęła płakać. Skuliła się pod kołdrą i wzięła telefon do ręki. Wybrała numer do Madison.
- Halo?
- Madison - szepnęła. - Cześć.
- Alex, skarbie. Coś się stało?- zapytała zmartwiona.
- Nie, nic - uśmiechnęła się. - Po prostu tęsknię za tobą.
- Na pewno?- zapytała podejrzliwie.- Jeszcze nigdy z powodu tęsknoty nie dzwoniłaś do mnie o 1 w nocy.
- Zapomniałam o różnicy czasu. Przepraszam.
- Nic się nie stało. Masz szczęście, że nie śpię. Ale jeśli o niej zapomniałaś, to na pewno z jakiegoś powodu. Musisz być zmartwiona. Co się stało kochana?
- Nie, a co miałoby się stać? - zacisnęła wargi, żeby się nie rozpłakać na dobre.
- Młoda. Kogo, jak kogo, ale siostry nie okłamiesz.
- Dobra. Pokłóciłam się z Lilly, a przed chwilą nawrzeszczałam na Carlosa, który chciał mi pomóc, jestem w szpitalu, a całe moje życie się wali - szlochała. - Proszę, pomóż mi.
- Poczekaj. Spokojnie. Weź głęboki wdech. Pamiętaj, że zawsze można wszystko naprawić. Uspokój się i opowiedz mi wszystko.- zarządziła głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Dziewczyna się uspokoiła i opowiedziała wszystko siostrze od początku.
- Ehh... Nie martw się. Ze szpitala wyjdziesz za dwa dni. Po prostu musisz to przecierpieć. To rodzaj kary za twoją głupotę. Nad tym nawet nie ma, co się zastanawiać. Carlos... Porozmawiaj z nim. Potrzebujesz wsparcia kogoś, kto jest tam koło ciebie, a on jest do tego idealny. Kochasz go, a on kocha ciebie, więc wybaczy ci wszystko. Lilly... Obie dobrze ją znamy i wiemy, że potrzebuje chwili dla siebie. Daj jej ją, a potem z nią pogadaj. Wyjechałyście tam we dwie, same jak palec i nagle ty podejmujesz sama decyzje. Nigdy więcej tego nie rób. Nawet, jeśli ty uważasz, że jesteś gotowa żyć sama pamiętaj, że ona jest marzycielką i polega na tobie tak, jak ty na niej. Może ona nie jest gotowa sama stawić temu wszystkiemu czoła? Tak czy inaczej porozmawiaj z nią. Jak chcesz, to też mogę do niej zadzwonić...
- Nie, nie trzeba. Dziękuję - uśmiechnęła się.
- Nie martw się skarbie, a jakby co, to dzwoń.
- Okay. Pa - uśmiechnęła się i rozłączyła.



Carlos krążył po korytarzu w tę i z powrotem. James, który siedział na krześle obok zaczynał mieć tego serdecznie dość.
- Możesz przestać?- warknął.
- Hmmm... Co?- zapytał wyrwany z rozmyślań.
- Przestań, bo zaraz ci przyłożę.
- Grrrr...- mruknął i usiadł na przeciwko bruneta, ale nie mógł się powstrzymać i nerwowo uderzał palcami o krzesło.
- Przestań.
- Wybacz, ale jestem zestresowany. Nie potrafię tak po prostu się nie ruszać.- warknął.
- Czym znowu?
- Wyrzuciła mnie z pokoju i się nie odzywa. A jak coś się stało?
- No to tam idź, a nie łazisz z miejsca w miejsce, jakbyś owsiki w gaciach miał.
- Ale ona mnie tam nie chce.- burknął.
- Idź albo ci przyłożę.
Latynos zmierzy go wzrokiem, po czym spojrzał na drzwi.
- Nie krępuj się.- mruknął i wygodniej usadził na krześle.
- Rusz się! - podniósł głos.
- Ryj! W szpitalu jesteś.
- To się rusz albo wylądujesz w jednej z sal.
- Nerwa masz, bo cię Lilly zostawiła i na mnie się wyżywasz?- zapytał wkurzony.
- Przymknij się, bo ci przyłożę - warknął.
- Tak myślałem.- uśmiechnął się wrednie, ale widząc minę bruneta szybko wstał i podszedł pod drzwi sali. Wziął głęboki wdech i zapukał.
- Proszę.
Otworzył drzwi i wszedł do środka.
- Hej, wszystko w porządku?
- Yhym - uśmiechnęła się. - Możemy pogadać?
- Jasne.- uśmiechnął się ciepło i usiadł obok łóżka dziewczyny.
- Przepraszam - szepnęła.
- Nie ma sprawy. Rozumiem, że byłaś zła, a ja wpychałem nos w nie swoje sprawy.
- Ale przecież to też są twoje sprawy.
- Ale chciałaś je przemyśleć sama.
- I to był błąd.
- Jesteśmy tylko ludźmi. Popełniamy błędy.- uśmiechnął się i złapał ja za rękę.
- Wiesz, że po zakończeniu filmu wyjeżdżamy? - zapytała ostrożnie zaciskając dłoń.
- Wiem.- szepnął.
- Czyli za pięć dni już się nie zobaczymy.
- Wiesz... Zastanawiałem się nad tym i...- westchnął.- Przyjedziecie tutaj za miesiąc na premierę. Co powiesz na to, żebym po premierze... Do ciebie dołączył?
- Ale, że jak?
- No... Normalnie. Wyjechał. Z tobą.
- A co z twoim życiem? Praca? Przyjaciele? Rodzina?
- Praca to filmy i muzyka, chociaż ostatnimi czasy bardziej filmy. Jestem znany. W Anglii zawsze mogę coś znaleźć. Przyjaciele zrozumieją. Przecież po przeprowadzce tam zawsze mogę ich odwiedzić, no nie?
- Jesteś chory.
- Słyszałem już kiedyś taką teorię.- zaśmiał się.
- Tak, wiem. Ale nie mogę w to uwierzyć. Za szybko.
- Co za szybko?- zapytał zdziwiony.
- Za szybko to się wszystko dzieje. Nie dawno się nie znaliśmy, a teraz?
- Skarbie, znamy się ponad trzy miesiące. To wcale nie tak mało...
- Serio? Trzy miesiące to dużo? Chyba chory jesteś. Ja o tobie nic nie wiem i na odwrót.
- Co nie znaczy, że trzy miesiące to mało. Wiem, że masz siostrę w Anglii, że twój były umarł, że przyjaźnisz się z Lilly, że jesteś Red Rose i masz wielki talent zarówno pisarski jak i aktorski.
- Ale tego dużo - mruknęła. - A ja wiem tylko tyle, że należysz do Big Time Rush. Przyjaźnisz się z James'em, Kendall'em i Logan'em. No i o twoich zawodach i talentach. Nic poza tym.
- Okay… Więc co powiesz na to? Gdy wyjdziesz ze szpitala, zapraszam cię na całodzienny piknik. Będziemy mogli lepiej się poznać.- uśmiechnął się.
- Piknik? - spojrzała na niego uważnie.
- Piknik.- odpowiedział wolno.
- O nie. Ja nie jadam. A zwłaszcza całymi dniami.
- Trzeba to zmienić. Nie możesz doprowadzać się do takiego stanu.- powiedział zmartwiony.
- Jakiego stanu? Wyglądam normalnie.
- Zasłabłaś i było duże ryzyko, że nie przeżyjesz. Nie możesz tak robić.
- Żyję tak od paru dobrych miesięcy - wzruszyła ramionami. - To nic wielkiego. Zasłabnięcie to normalka - puściła mu oczko.
- Wiec trzeba to zmienić.- wzruszył ramionami.
- Nikt nigdy mnie nie zmieni.
- Ty wiesz swoje, ja wiem swoje.
- Założysz się?
- Nie.- uśmiechnął się rozbrajająco.
- Boisz się - zmrużyła oczy.
- Mówiłem już, że cię kocham?
- Chcę usłyszeć coś oryginalnego i nowego - założyła ręce na piersi.
Przez chwilę się zastanawiał, po czym uśmiechnął się słodko.
- Do twarzy ci w szpitalnej koszuli.
Popatrzyła na niego jak na debila.
- Jesteś głupi.
- A ty genialna.
- Głupek.
- Też cię kocham.- zaśmiał się.- I jeśli o mnie chodzi, to możemy zacząć zapoznawanie. Opowiedz coś o sobie.
- Hmm... Nie.
- Proszę.- zrobił oczka kotka ze Shreka.
- Nie mam, co. Moje życie nie jest ciekawe, wręcz przeciwnie. Cały czas, w kółko to samo się dzieje. Nic wielkiego - wzruszyła ramionami.
- Ale z tego co pamiętam, nic o sobie nie wiemy. Zmieńmy to. Opowiedz mi nawet o tych rzeczach, które uważasz za nie ciekawe.
- Okay. Urodziłam się w Anglii. W wieku 15 lat wraz z siostrą przeniosłyśmy się do hotelu i wtedy zaczęłam swoją "karierę". Nagrałam klika piosenek, coś tam porysowałam, pograłam. Skończyłam szkołę artystyczną, a Madison kończy studia. Rodzice zginęli w wypadku, kiedy miałam sześć lat. Po tym jak dowiedziałyśmy się, że to dziadek spowodował ten wypadek uciekłyśmy od niego. Razem z Lilly wyjechałam do Los Angeles ze względu na studia, ale jak się okazało nie tylko. Zaczęłyśmy, to znaczy ja kontynuowałam karierę, grać. Poznałam Andree i wtedy on zginął. Od tamtego czasu przestałam żyć marzeniami, ale Lilly nadal im ufa bezgranicznie - wzruszyła ramionami. - Nic ciekawego. Coś jeszcze?
- Wow. Co lubisz robić?
- Uciekać.
- Coś jeszcze?
- Nie. Nic poza tym, bo wszystko jest połączone.
- Serio? Nie lubisz sportu? Filmów? Muzyki? Może masz jakąś pasję? Coś, co uwielbiasz robić.
- Mówiłam. Uciekać. Kiedy coś robię to dzięki temu uciekam. Spójrz - szepnęła i odsłoniła stopę. Na wysokości, w stronę palców ciągła się wytatuowana pięciolinia z dwiema nutami. - Zrobiłam go, kiedy żyłam marzeniami. Wtedy oznaczał moją miłość do muzyki, a teraz? Sama nie wiem. Dzięki niej, pisaniu, graniu, tworzeniu uciekam. Uciekam od ponurej i okrutnej rzeczywistości.
- Teraz rozumiem.- uśmiechnął się pod nosem.
- Co?
- Odkąd przestałaś żyć marzeniami, wszystko jest dla ciebie jednolite. Nie widzisz różnic między jednym a drugim, jest ci to obojętne. Musisz na nowo nauczyć się żyć.- szepnął i ujął jej dłoń.
- A co? Nie oddycham?
- Nie o to mi chodzi. Ty nie żyjesz. Ty funkcjonujesz. Oddychasz, śpisz, pracujesz... Nawet nie jesz. Trzeba nauczyć cię ŻYĆ.
- Potrafię o siebie zadbać.
- Zadbać i funkcjonować, a na prawdę żyć, to są inne rzeczy. Dbasz o siebie od dłuższego czasu i nie powiesz mi chyba, że jest zajebiście, kolorowo i wesoło? Daj sobie pomóc. Zaufaj innym. Nie wszyscy chcą cię skrzywdzić...
- Nie musi być zajebiście, kolorowo czy wesoło. Ważne, żeby nikt mi nie wchodził w drogę. Nie muszę być szczęśliwą, żeby ŻYĆ.
- Właśnie na tym polega życie. Żeby być szczęśliwym, wesołym. Żeby widzieć wszystko w wielu barwach, żeby czuć wszystko. To, że jesteś sobie gdzieś na świecie, i nikt cię nie dotyka, to nie jest prawdziwe życie. To funkcjonowanie.
- Mi to bez różnicy. Najchętniej to bym nie robiła tego i tego - zabrała rękę.
Westchnął i przesunął się tak, żeby móc patrzeć w jej oczy.
- No właśnie. Jest ci to bez różnicy. Pozwól mi sprawić, że zobaczysz piękno życia.
- Masz na to dwa dni - mruknęła. - A potem już nigdy nie będziesz tego próbował, bo się zabiję.
Popatrzył na nią zdziwiony.
- Okay. W takim razie poczekaj. Wrócę za godzinkę.- uśmiechnął się tajemniczo. Pocałował ją w policzek i wyszedł z sali z uśmiechem.
- A to, co było? - powiedziała sama do siebie i spojrzała w okno. - On mnie kocha... Naprawdę.

2 komentarze:

  1. Ta dopiero xD Szybki masz ten zapłon ;D Kocha, kocha, a jakeżby inaczej :* Jamie ma być pod hotelem? No teraz to skojarzenia na maska x3 czekam :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniała część . ♥ Czekam z niecierpliwością ma nn.;**
    Paaati . *.*

    OdpowiedzUsuń